Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Poprawiłem/usunąłem/ jedno "mi".
Może to i lepiej, że nie kupiłeś Porsche
Dość off-topu, bo to nie forum motoryzacyjne, zaś przede mną jeszcze dziś parę górek do zdobycia. Wspinaczka bez szpeju bywa ryzykowna.
Koniec miesiąca, znów będę zły. I zadowolony z tego samego powodu.
Może to i lepiej, że nie kupiłeś Porsche
Dość off-topu, bo to nie forum motoryzacyjne, zaś przede mną jeszcze dziś parę górek do zdobycia. Wspinaczka bez szpeju bywa ryzykowna.
Koniec miesiąca, znów będę zły. I zadowolony z tego samego powodu.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Na sobotę wymyśliłem Kostrzę.
Jednak jak przyszło co do czego, umówiliśmy się ze znajomym i jego córką na Ćwilin z Mszany.
Córę kręci zdobywanie korony Beskidu Wyspowego. Jedni mówią, że korony są głupie, ale jeżeli motywują dzieciaka, żeby po 30 km biegiem zdobywać jeszcze jedną górą do korony, to znaczy, że inicjatywa jest dobra.
A na zdjęciu pozaszlakowa góra Grunwald, na która wyszliśmy na dobry początek dnia.
A to już góra do korony - Wsołowa. Trzeba do niej trochę zboczyć ze szlaku. Z widokiem na Luboń Wielki.
A to już żółty szlak na Ćwilin i suka imieniem Shani, która tego dnia ustanowiła swój rekord jeżeli chodzi o długość wycieczki.
Tak trochę jesiennie.
Nasz cel - Ćwilin.
Na górze już bardziej jesiennie.
Sporo ludzi. Choć na szlaku byliśmy sami. Widocznie wszyscy wychodzą krótszymi wariantami.
Widok na Mogielicę.
Z Ćwilina schodzimy bez szlaku. Tak się prezentuje z dołu.
Zielony szlak na Ostrą i Ogorzałą.
Bardzo malowniczy i praktycznie nieuczęszczany. Widok w stronę Jasienia.
Na zejściu skusiły nas rozległe łąki. Zadziałały jak narkotyk i zachęciły do pójścia nimi. Miało to wydłużyć tylko troszkę.
Ale okazało się, że wydłużyło bardziej, bo zeszliśmy nie tym grzbietem co początkowo planowaliśmy i wylądowaliśmy w innej miejscowości. Ot taka pomyłka nawigacyjna. W zasadzie nawet nie pomyka, tylko nieporozumienie.
Super wycieczka. Bawiliśmy się świetnie, szczególnie jak wracaliśmy po ciemku wzdłuż rzeki przez przysiółek Witki, gdzie skończyła się droga
Jednak jak przyszło co do czego, umówiliśmy się ze znajomym i jego córką na Ćwilin z Mszany.
Córę kręci zdobywanie korony Beskidu Wyspowego. Jedni mówią, że korony są głupie, ale jeżeli motywują dzieciaka, żeby po 30 km biegiem zdobywać jeszcze jedną górą do korony, to znaczy, że inicjatywa jest dobra.
A na zdjęciu pozaszlakowa góra Grunwald, na która wyszliśmy na dobry początek dnia.
A to już góra do korony - Wsołowa. Trzeba do niej trochę zboczyć ze szlaku. Z widokiem na Luboń Wielki.
A to już żółty szlak na Ćwilin i suka imieniem Shani, która tego dnia ustanowiła swój rekord jeżeli chodzi o długość wycieczki.
Tak trochę jesiennie.
Nasz cel - Ćwilin.
Na górze już bardziej jesiennie.
Sporo ludzi. Choć na szlaku byliśmy sami. Widocznie wszyscy wychodzą krótszymi wariantami.
Widok na Mogielicę.
Z Ćwilina schodzimy bez szlaku. Tak się prezentuje z dołu.
Zielony szlak na Ostrą i Ogorzałą.
Bardzo malowniczy i praktycznie nieuczęszczany. Widok w stronę Jasienia.
Na zejściu skusiły nas rozległe łąki. Zadziałały jak narkotyk i zachęciły do pójścia nimi. Miało to wydłużyć tylko troszkę.
Ale okazało się, że wydłużyło bardziej, bo zeszliśmy nie tym grzbietem co początkowo planowaliśmy i wylądowaliśmy w innej miejscowości. Ot taka pomyłka nawigacyjna. W zasadzie nawet nie pomyka, tylko nieporozumienie.
Super wycieczka. Bawiliśmy się świetnie, szczególnie jak wracaliśmy po ciemku wzdłuż rzeki przez przysiółek Witki, gdzie skończyła się droga
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
W niedzielę przyszedł czas na zaległą Kostrzę.
Świadomość o istnieniu takiej góry miałem już dawno, była w odległych planach. Na ostatniej wycieczce w B.Wyspowy dotarłem już w tamte okolice i bardzo mi się spodobały.
Podjechaliśmy do Wilkowiska, zaparkowaliśmy przy ładnym zabytkowym kościele.
Ale zamiast na mszę, udaliśmy się w góry. A dzień był piękny!
W drodze na Świnną Górę Tobi zdobył ambonę.
A to mogło być ostatnie jego zdjęcie. W zasadzie to również mogło być ostanie zdjęcie jakie ja zrobiłem
Ambona była wysoka, drabinka dość wąska i lekko przekrzywiona. Uznałem, że za trudna, żeby próbował sam zejść. Wyszedłem więc na górę żeby go znieść... i załamał się pode mną ostatni szczebel. To ten, który jest widoczny na tym zdjęciu. Jakoś szczęśliwie nie spadłem. A potem jakoś udało się znieść Tobiego. Jednak zdejmowanie psa, w niewygodnej i niepewnej pozycji, stojąc na drabince ze świadomością, że szczeble odpadają - nowe doświadczenie. Następnym razem jak Tobi nie sprawdzi solidności drabiny, to zostaje na górze. Powiadomię tylko schronisko, skąd mają go zabrać.
A to kolejny widok mrożący krew w żyłach - Grojec.
Trochę niższy niż ten koło Żywca, ale wykorzystuję tą sama technikę maskowania prawdziwej wysokości. Mamy już doświadczenie w Grojcach. Wiedziałem, że należy zacząć od wypicia piwa i wtedy są szanse powodzenia. Akurat mieliśmy po piwku przy sobie
Widok wstecz na Świnną Górę.
(jeszcze nie atakujemy bezpośrednio Grojca, tylko idziemy w jego stronę)
Widok w bok na Ciecień.
(jeszcze nie atakujemy bezpośrednio Grojca, tylko wciąż idziemy w jego stronę)
A to już kolejna góra - Stronia.
Nie opiszę szczegółowo zdobywania Grojca. Nie chcę narażać czytelników na niebezpieczeństwo.
Widok wstecz - na Grojec. Możecie wierzyć lub nie, ale byliśmy na szczycie. Dużo czasu nam to zajęło, ponad rok. Kiedy zeszliśmy z niego, znowu była wczesna jesień.
Kolejna góra zdobyta - Zęzów i widoki z niego na wschód. Widać Sałasz i Miejską Górą nad Limanową, z krzyżem. A więc tam dalej wciąż są góry Beskidu Wyspowego, zupełnie nieznane.
My jednak zaczynamy powrót. Idziemy na Kostrzę szlakiem zielonym. Tak, to co widać to szlak. Szlak dla zawodowców, poprowadzony tak, że tylko najlepsi się na nim nie zgubią. A my jesteś najlepsi.
Wciąż jesteśmy na zielonym szlaku. Kostrza coraz bliżej.
Ależ strome podejście!
Ależ piękny las!
Schodzimy do auta. Tzn. tak myśleliśmy. Okazało się, ze schodzimy do doliny, a potem mamy jeszcze jeden garb do przejścia. Nie wyczaiłem tego wcześniej. Taki bonus.
To jest właśnie ten dodatkowy garb, jak się już na niego wyjdzie. Bardzo ładny.
A teraz już na pewno schodzimy do auta
Wycieczka była bardzo miłym zaskoczeniem. Na mapie te pagórki po 600-700 metrów nie wyglądają ciekawie. W terenie zupełnie inaczej. Muszę zapuścić się w B.Wyspowy jeszcze dalej na wschód. Tam jest pięknie i dziko.
Świadomość o istnieniu takiej góry miałem już dawno, była w odległych planach. Na ostatniej wycieczce w B.Wyspowy dotarłem już w tamte okolice i bardzo mi się spodobały.
Podjechaliśmy do Wilkowiska, zaparkowaliśmy przy ładnym zabytkowym kościele.
Ale zamiast na mszę, udaliśmy się w góry. A dzień był piękny!
W drodze na Świnną Górę Tobi zdobył ambonę.
A to mogło być ostatnie jego zdjęcie. W zasadzie to również mogło być ostanie zdjęcie jakie ja zrobiłem
Ambona była wysoka, drabinka dość wąska i lekko przekrzywiona. Uznałem, że za trudna, żeby próbował sam zejść. Wyszedłem więc na górę żeby go znieść... i załamał się pode mną ostatni szczebel. To ten, który jest widoczny na tym zdjęciu. Jakoś szczęśliwie nie spadłem. A potem jakoś udało się znieść Tobiego. Jednak zdejmowanie psa, w niewygodnej i niepewnej pozycji, stojąc na drabince ze świadomością, że szczeble odpadają - nowe doświadczenie. Następnym razem jak Tobi nie sprawdzi solidności drabiny, to zostaje na górze. Powiadomię tylko schronisko, skąd mają go zabrać.
A to kolejny widok mrożący krew w żyłach - Grojec.
Trochę niższy niż ten koło Żywca, ale wykorzystuję tą sama technikę maskowania prawdziwej wysokości. Mamy już doświadczenie w Grojcach. Wiedziałem, że należy zacząć od wypicia piwa i wtedy są szanse powodzenia. Akurat mieliśmy po piwku przy sobie
Widok wstecz na Świnną Górę.
(jeszcze nie atakujemy bezpośrednio Grojca, tylko idziemy w jego stronę)
Widok w bok na Ciecień.
(jeszcze nie atakujemy bezpośrednio Grojca, tylko wciąż idziemy w jego stronę)
A to już kolejna góra - Stronia.
Nie opiszę szczegółowo zdobywania Grojca. Nie chcę narażać czytelników na niebezpieczeństwo.
Widok wstecz - na Grojec. Możecie wierzyć lub nie, ale byliśmy na szczycie. Dużo czasu nam to zajęło, ponad rok. Kiedy zeszliśmy z niego, znowu była wczesna jesień.
Kolejna góra zdobyta - Zęzów i widoki z niego na wschód. Widać Sałasz i Miejską Górą nad Limanową, z krzyżem. A więc tam dalej wciąż są góry Beskidu Wyspowego, zupełnie nieznane.
My jednak zaczynamy powrót. Idziemy na Kostrzę szlakiem zielonym. Tak, to co widać to szlak. Szlak dla zawodowców, poprowadzony tak, że tylko najlepsi się na nim nie zgubią. A my jesteś najlepsi.
Wciąż jesteśmy na zielonym szlaku. Kostrza coraz bliżej.
Ależ strome podejście!
Ależ piękny las!
Schodzimy do auta. Tzn. tak myśleliśmy. Okazało się, ze schodzimy do doliny, a potem mamy jeszcze jeden garb do przejścia. Nie wyczaiłem tego wcześniej. Taki bonus.
To jest właśnie ten dodatkowy garb, jak się już na niego wyjdzie. Bardzo ładny.
A teraz już na pewno schodzimy do auta
Wycieczka była bardzo miłym zaskoczeniem. Na mapie te pagórki po 600-700 metrów nie wyglądają ciekawie. W terenie zupełnie inaczej. Muszę zapuścić się w B.Wyspowy jeszcze dalej na wschód. Tam jest pięknie i dziko.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Coraz krótsze te trasy spacerowe urządzacie. Rozumiem, że w niedzielę należy świętować, ale bez przesady. Nie udało nam się spotkać, ale znam winnego...
Chociaż w weekend operowaliśmy na zbliżonym terenie, to jednak nie dało rady. Szkoda. Ty znałeś szczegółowo moją trasę, mogłeś mi napisać swą i spotkalibyśmy się na Zęzowie (miałem nadwyżki czasowe w Tymbarku pomimo spacerku tego dnia ponad 25km i podejść 1.300m). Byłem niepocieszony, bo ostatnio obniżam spalanie i pozostał mi balast: 2x Kinder Bueno (dla Małgosi), 2x Knoppersy dla Ciebie i 2 paczki kabanosów exclusive (z cielęciną, drobiowe) dla Tobiego (ponoć jada ludzkie żarcie). Dobra te taszczyłem do ceprolandu.
Przejechałbym się Yariską i może bym ją skomplementował, że taki fajny, malutki samochodzik z bestią pod maską. Wszystko zepsułeś. Foty przyzwoite.
Chociaż w weekend operowaliśmy na zbliżonym terenie, to jednak nie dało rady. Szkoda. Ty znałeś szczegółowo moją trasę, mogłeś mi napisać swą i spotkalibyśmy się na Zęzowie (miałem nadwyżki czasowe w Tymbarku pomimo spacerku tego dnia ponad 25km i podejść 1.300m). Byłem niepocieszony, bo ostatnio obniżam spalanie i pozostał mi balast: 2x Kinder Bueno (dla Małgosi), 2x Knoppersy dla Ciebie i 2 paczki kabanosów exclusive (z cielęciną, drobiowe) dla Tobiego (ponoć jada ludzkie żarcie). Dobra te taszczyłem do ceprolandu.
Przejechałbym się Yariską i może bym ją skomplementował, że taki fajny, malutki samochodzik z bestią pod maską. Wszystko zepsułeś. Foty przyzwoite.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ale ja też lubię Kinder Bueno! Czemu taki podział niesprawiedliwy?
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ja też, ale spalam coraz mniej = staję się bardziej ekologiczny, stąd nadwyżki w plecaku i w budżecie. Knoppers brzmi bardziej męsko.
Żonie niczego nie odmawiam, czasem śpię i ona bierze wszystko, na co ma ochotę. Staram się spełnić wszelkie jej zachcianki i fantazje.
Żonie niczego nie odmawiam, czasem śpię i ona bierze wszystko, na co ma ochotę. Staram się spełnić wszelkie jej zachcianki i fantazje.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Jeżeli śpisz, to znaczy, że żona wykorzystuje niemożność wyrażenia świadomej zgody przez Ciebie na czynności seksualne. To jest gwałt.
Teraz już rozumiem dlaczego zawsze wyjeżdżasz bez niej.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzięki za uświadomienie. Dyspensę na wszystko w formie pisemnej otrzymała zaraz po ślubie /miała ją w ramce powiesić na ścianie w salonie/.
Ma wyrozumiałość i tolerancja dla żony nie zna granic. Kochałbym ją, nawet gdyby wzięła paczkę pogan i wróciła z pustymi rękoma po tygodniu.
Zamiast łazić po bezdrożach, woli z młodymi posiedzieć na pogaduchach lub w kawiarence. Jej też należy się odrobina wolności - chociaż w weekend.
Mi też pozwala na wszystko - to dobra i pracowita kobieta jest. Nie próżnuje w weekendy nabywając artykuły pierwszej potrzeby. Dba o mnie we dnie i w nocy. Taka żona to skarb. Sam pisałeś, że Ci Ukochana nie pozwala (nie będę pisał na co...), ale młodzi jeszcze jesteście.
Ma wyrozumiałość i tolerancja dla żony nie zna granic. Kochałbym ją, nawet gdyby wzięła paczkę pogan i wróciła z pustymi rękoma po tygodniu.
Zamiast łazić po bezdrożach, woli z młodymi posiedzieć na pogaduchach lub w kawiarence. Jej też należy się odrobina wolności - chociaż w weekend.
Mi też pozwala na wszystko - to dobra i pracowita kobieta jest. Nie próżnuje w weekendy nabywając artykuły pierwszej potrzeby. Dba o mnie we dnie i w nocy. Taka żona to skarb. Sam pisałeś, że Ci Ukochana nie pozwala (nie będę pisał na co...), ale młodzi jeszcze jesteście.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Pomyślałem, że wybiorę się na wycieczkę, żeby zrobić fotkę i pochwalić się jaką mam piękną żonę, pięknego psa i piękny samochód.
A potem poszliśmy zobaczyć, czy jest już piękna jesień.
Jeszcze nie ma takiej najpiękniejszej, ale jedno drzewo było piękne.
Kapliczka myśliwska była brzydka. Był na niej piękny jeleń i pijany myśliwy, który przed nim klęczał.
A ta skałka przy Dolinie Będkowskiej była piękna.
A z niej taki widok, nie piękny, ale też i nie brzydki.
Słońce zaszło i zrobiło się brzydko, to wróciliśmy do domu.
A potem poszliśmy zobaczyć, czy jest już piękna jesień.
Jeszcze nie ma takiej najpiękniejszej, ale jedno drzewo było piękne.
Kapliczka myśliwska była brzydka. Był na niej piękny jeleń i pijany myśliwy, który przed nim klęczał.
A ta skałka przy Dolinie Będkowskiej była piękna.
A z niej taki widok, nie piękny, ale też i nie brzydki.
Słońce zaszło i zrobiło się brzydko, to wróciliśmy do domu.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Nie było warto. Fota zrobiona na parkingu i należało wracać do domu.
Już Ci pisałem, że czerwone to mam dwie kosiarki na agro i trzecią w mieście. Próbowałeś nowym nabytkiem kosić trawę? Moje koszą siano, gdy trawy brak.
Już Ci pisałem, że czerwone to mam dwie kosiarki na agro i trzecią w mieście. Próbowałeś nowym nabytkiem kosić trawę? Moje koszą siano, gdy trawy brak.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Kolejne dość malownicze wyjście w Tatry, o którym nie należy za dużo opowiadać.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Jeden z forumowiczów, którego danych nie podam, aby nie dobijać gościa całkowicie, zorganizował w jego mniemaniu najfajniejszą wycieczkę, w niebywale atrakcyjną okolicę Doliny Twardorzeczki. Zaczęło się od dobrej informacji, że Iza odpuściła sobie nasze towarzystwo, niestety okazało się to żartem. Zanim zrozumieliśmy że to żart, mogło dojść do rodzinnej tragedii. Jak widać od początku było ostro.
Na szczęście pogoda dopisała i ruszyliśmy na szlak w 6 osobowym składzie. Ja z Ukochaną i Tobim, Adrian z Izą oraz nasz Przewodnik-Organizaor, którego danych nie ujawnię.
Początek był nawet miły. Zdobyliśmy polankę ze stolikiem. Okazało się, że ktoś ma urodziny i stawia. Słonko rozgoniło poranne przymrozki. Ale... miłe złego początki.
Aby zachować obiektywizm, muszę przyznać, że jesień mogła się podobać.
Trzeba było tam zostać, wypić wszystko i wracać.
Jak widać impreza była mocna. Niektórzy o słabszych głowach zasypiali przy stole na stojąco.
A potem ruszyliśmy. Jeden osobnik zaczął terroryzować grupę i wskazywać kierunek iścia.
Dziewczyny lekko wstawione, zataczały się na gałęziach.
Jedynie Tobi szczytował nalezycie.
Przewodnik, którego danych nie ujawnię, przewodził... a my za nim jak to stado baranów.
Na tym zdjęciu są 3 osoby.
Tu też są 3 osoby (te same). Świeć panie nad ich duszami.
Jak okazało się, że tak chaszczując zatoczyliśmy koło i znaleźliśmy się dokładnie w tym samym miejscu, to dostałem ataku irracjonalnego samurajskiego śmiechu.
Finalnie nie doszliśmy do podobno najfajniejszej skały, która robi magię - widać tylko głowę i nóżki.
No nic, poszliśmy potem w inną stronę. I było lepiej.
Jest jesień.
Organizator, którego danych nie ujawnię, organizował postoje w krzakach i częstował wszystkich wódką, a niezaszczepiona Iza piła z gwinta. Mówię Wam: sodomia i gomoria.
No i te kamienie w lesie, których wciąż szukaliśmy. Po co to?
W końcu wyszliśmy na fajny grzbiet.
Tobi sobie zdobywał ambonki.
Fajnie było, ale Tyran, którego danych nie będę ujawniał, wskazał kolejne chaszcze na pionowej ścianie i kazał nam tam iść.
Wzywałem do buntu, do opamiętania się, ale dziewczynom to się chyba spodobało, bo chciały więcej i więcej.
No i dostały co chciały...
Wołałem, błagałem, wróćmy się... ale nie... szły dalej...
Trzeba obiektywnie przyznać, że jakieś widoki po drodze były.
Nawet droga się znalazła.
Ładna trawiasta góra.
Wytrzyszczona.
Szliśmy sobie potem grzbietem, wzdłuż pasu skałkowego.
I wtedy nasz Przewodnik, którego danych nie ujawnię, postanowił popełnić samobójstwo rzucając się z ambony... ale to mu też nie wyszło.
Po tym paśmie porażek zeszliśmy na dół.
Gdzie wykonałem zdjęcie mojego nowego samochodu.
Pozwoliłem Adrianowi zajrzeć do środka, niech ma coś z życia.
Wycieczka była krótka, ale to dobrze, bo dłuższej nikt by nie wytrzymał
Serdecznie przepraszam wszystkich że musieli brać w tym udział. Jeżeli ktoś doczytał do końca to też przepraszam. PRZEPRASZAM.
Na szczęście pogoda dopisała i ruszyliśmy na szlak w 6 osobowym składzie. Ja z Ukochaną i Tobim, Adrian z Izą oraz nasz Przewodnik-Organizaor, którego danych nie ujawnię.
Początek był nawet miły. Zdobyliśmy polankę ze stolikiem. Okazało się, że ktoś ma urodziny i stawia. Słonko rozgoniło poranne przymrozki. Ale... miłe złego początki.
Aby zachować obiektywizm, muszę przyznać, że jesień mogła się podobać.
Trzeba było tam zostać, wypić wszystko i wracać.
Jak widać impreza była mocna. Niektórzy o słabszych głowach zasypiali przy stole na stojąco.
A potem ruszyliśmy. Jeden osobnik zaczął terroryzować grupę i wskazywać kierunek iścia.
Dziewczyny lekko wstawione, zataczały się na gałęziach.
Jedynie Tobi szczytował nalezycie.
Przewodnik, którego danych nie ujawnię, przewodził... a my za nim jak to stado baranów.
Na tym zdjęciu są 3 osoby.
Tu też są 3 osoby (te same). Świeć panie nad ich duszami.
Jak okazało się, że tak chaszczując zatoczyliśmy koło i znaleźliśmy się dokładnie w tym samym miejscu, to dostałem ataku irracjonalnego samurajskiego śmiechu.
Finalnie nie doszliśmy do podobno najfajniejszej skały, która robi magię - widać tylko głowę i nóżki.
No nic, poszliśmy potem w inną stronę. I było lepiej.
Jest jesień.
Organizator, którego danych nie ujawnię, organizował postoje w krzakach i częstował wszystkich wódką, a niezaszczepiona Iza piła z gwinta. Mówię Wam: sodomia i gomoria.
No i te kamienie w lesie, których wciąż szukaliśmy. Po co to?
W końcu wyszliśmy na fajny grzbiet.
Tobi sobie zdobywał ambonki.
Fajnie było, ale Tyran, którego danych nie będę ujawniał, wskazał kolejne chaszcze na pionowej ścianie i kazał nam tam iść.
Wzywałem do buntu, do opamiętania się, ale dziewczynom to się chyba spodobało, bo chciały więcej i więcej.
No i dostały co chciały...
Wołałem, błagałem, wróćmy się... ale nie... szły dalej...
Trzeba obiektywnie przyznać, że jakieś widoki po drodze były.
Nawet droga się znalazła.
Ładna trawiasta góra.
Wytrzyszczona.
Szliśmy sobie potem grzbietem, wzdłuż pasu skałkowego.
I wtedy nasz Przewodnik, którego danych nie ujawnię, postanowił popełnić samobójstwo rzucając się z ambony... ale to mu też nie wyszło.
Po tym paśmie porażek zeszliśmy na dół.
Gdzie wykonałem zdjęcie mojego nowego samochodu.
Pozwoliłem Adrianowi zajrzeć do środka, niech ma coś z życia.
Wycieczka była krótka, ale to dobrze, bo dłuższej nikt by nie wytrzymał
Serdecznie przepraszam wszystkich że musieli brać w tym udział. Jeżeli ktoś doczytał do końca to też przepraszam. PRZEPRASZAM.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Słusznie przepraszasz, bo nic ciekawego w tej relacji nie znalazłem poza ostatnią fotą. Nawet stół jakby "po spożyciu" lub autor nie wypoziomował zdjęcia. Oczekiwania co do zdjęć i relacji były wyższe. Ocena: pała.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ceper, zdjęcie jest wypoziomowane - czasem rzeczywistość jest zakrzywiona
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Ukochana stwierdziła, że ostatnio za dużo jeździmy na wycieczki i mimo fajnej pogody nie ma ochoty. Trudno. Pomyślałem, że poszukam jesieni w zaniedbywanym w tym roku Beskidzie Małym. Rano patrząc na najaktualniejsze prognozy zmieniłem na Żywiecki.
Zacząłem w Rajczy. Poranne rozpływające się mgiełki. Rosa na trawach. Wychodzę bezszlakowo na Surpaja Groń.
Widok na Suchą Górę. Wielka - szczyt ginie w chmurach. Nieznana - nigdy tam nie byłem.
Nikt nie lubi odcinków leśnych. No chyba, że mamy taką jesień
Przysiółek Sarnówka. Droga zamknięta, przejścia nie ma.
Obchodzę bokiem. Sucha Góra na wprost.
Znowu jesienny las, tym razem bukowy.
Natrafiam na chatkę turystyczną.
Jeszcze tak dobrze wyposażonej "bezpańskiej" chatki nie widziałem. Jedno tylko niepokoi - nie wolno spożywać w niej alkoholu (jest regulamin).
Sucha Góra jest przepiękna. Rozległe wykaszane łąki, z pojedynczymi drzewami. Widoki na Romankę i Rysiankę.
Sam szczyt mniej ciekawy. Drzewa już bez liści, ostatnie wichury są temu winne,
Są też trawki ostatnio lubiane.
Idę w stronę bardziej uczęszczanych szlaków.
Ten tego... czy mówiłem już, że jesień?
Turyści potrzebują schroniska z piwem i jedzeniem - czyli ja nie jestem turysta.
Tobi w oknie.
Posiadówka na Redykalnym Wierchu.
Kolorystyka bez drzew lisciastych.
Fajnie, że wykaszają te hale, Redykalna parę lat temu była już prawie całkiem zarośnięta,
Tak - jesień
Miałem wejść i zapytać, czy nie chcą sprzedać...
Widok z Zapolanki na Suchą Górę.
I w drugą stroną na Trzy Kopce.
A ja sobie idę do Rajczy. Najpierw szlakiem, a potem bez grzbietem przez Wilczy Groń.
Z widokami na Muńcuł.
Dzień się kończy.
Taka to była piękna jesienna wycieczka.
Sucha Góra jest the best!
Czasem w górach jest fajnie nawet po trzeźwemu
Zacząłem w Rajczy. Poranne rozpływające się mgiełki. Rosa na trawach. Wychodzę bezszlakowo na Surpaja Groń.
Widok na Suchą Górę. Wielka - szczyt ginie w chmurach. Nieznana - nigdy tam nie byłem.
Nikt nie lubi odcinków leśnych. No chyba, że mamy taką jesień
Przysiółek Sarnówka. Droga zamknięta, przejścia nie ma.
Obchodzę bokiem. Sucha Góra na wprost.
Znowu jesienny las, tym razem bukowy.
Natrafiam na chatkę turystyczną.
Jeszcze tak dobrze wyposażonej "bezpańskiej" chatki nie widziałem. Jedno tylko niepokoi - nie wolno spożywać w niej alkoholu (jest regulamin).
Sucha Góra jest przepiękna. Rozległe wykaszane łąki, z pojedynczymi drzewami. Widoki na Romankę i Rysiankę.
Sam szczyt mniej ciekawy. Drzewa już bez liści, ostatnie wichury są temu winne,
Są też trawki ostatnio lubiane.
Idę w stronę bardziej uczęszczanych szlaków.
Ten tego... czy mówiłem już, że jesień?
Turyści potrzebują schroniska z piwem i jedzeniem - czyli ja nie jestem turysta.
Tobi w oknie.
Posiadówka na Redykalnym Wierchu.
Kolorystyka bez drzew lisciastych.
Fajnie, że wykaszają te hale, Redykalna parę lat temu była już prawie całkiem zarośnięta,
Tak - jesień
Miałem wejść i zapytać, czy nie chcą sprzedać...
Widok z Zapolanki na Suchą Górę.
I w drugą stroną na Trzy Kopce.
A ja sobie idę do Rajczy. Najpierw szlakiem, a potem bez grzbietem przez Wilczy Groń.
Z widokami na Muńcuł.
Dzień się kończy.
Taka to była piękna jesienna wycieczka.
Sucha Góra jest the best!
Czasem w górach jest fajnie nawet po trzeźwemu