9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Jakoś tak pod koniec wakacji zadzwonił szwagier i zapytał, czy chcę jechać w "płonące" Bieszczady, bo właśnie jedzie do Wetliny i będzie rezerwował noclegi więc rozpytuje wszystkich, żeby wiedzieć ile ma rezerwować. No ba! W Bieszczady zawsze! Termin pasuje więc decyduję się od razu.
Pomysł spodobał się licznym wielbicielom Bieszczadów, bo ostatecznie pojechało nas 18 osób kilkoma samochodami.
Do Ośrodka Szkolno - Wypoczynkowego Caritas Diecezji Sandomierskiej (fajne miejsce!) dojechaliśmy wszyscy w piątkowy wieczór dość późno więc spotkanie integracyjne było króciutkie. Rano śniadanie mieliśmy w cenie - bardzo wypasiony szwedzki stół - dzięki czemu zebranie się na wycieczkę było znacznie łatwiejsze i do zamówionych busów wszyscy stawili się punktualnie.
Zostaliśmy zawiezieni do Mucznego, ponieważ plan na dziś to Bukowe Berdo, Tarnica, a o powrocie zadecydujemy na przełęczy pod Tarnicą w zależności od preferencji i formy uczestników. Ci w dobrym stanie i z niezaspokojonym apetytem na widoki wrócą przez Szeroki Wierch do Ustrzyk, a reszta zejdzie do Wołosatego.
O samej wędrówce nie będę pisać, bo po prostu szliśmy, podziwialiśmy, zachwycaliśmy się i upajaliśmy widokami!
Było pięknie, choć to raczej jeszcze nie był kulminacyjny moment corocznego "pożaru" Bieszczadów. Niemniej jednak było już bardzo jesiennie, kolorowo i przepięknie!
Było też coś, czego w takiej skali doświadczyłam pierwszy raz, choć od 28 lat każdego roku byłam w Bieszczadach, często po kilka razy w roku.
Tłumy! Nieprzebrane mrowie ludzi! Nieprzerwana ludzka rzeka!
Zacznę od zilustrowania tej "pielgrzymki", bo była całkiem malownicza
Teraz trochę dowodów na to, że tam byłam
Siostrzyczki!
Nasza zgraja
Ciekawostka!
Na Jeleniowatym (907 m n.p.m.) - szczycie w bezpośrednim sąsiedztwie Mucznego budują wieżę widokową. Nigdy tam nie byłam więc będzie szczególny powód, żeby się wybrać. Myślę, że Bukowe Berdo pięknie się będzie prezentować stamtąd.
No, a teraz już tylko uroda Bieszczadów w jesiennej sukni
Ostatecznie na przełęczy pod Tarnicą okazało się, że nikt nie chce schodzić w doliny i pozbawiać się tych rozległych pięknych widoków i wszyscy zgodnie poszliśmy Szerokim Wierchem do Ustrzyk. A tam, podczas delektowania się dobrze schłodzoną chmielową nagrodą minęła nas oldskulowa grupa konna.
Uprzedzając ewentualne utyskiwania powiem tak... fajnie jest delektować się pięknym miejscem w samotności lub w nielicznym gronie. Też tak wolę i dlatego w ostatnich latach częściej jeżdżę podziwiać urodę jesieni w Beskidzie Niskim, gdzie pięknie wybarwionych drzew jest też mnóstwo, a ludzi nieporównanie mniej.
Ale to, że w Bieszczady przyjeżdża tyle ludzi zachwycać się pięknem tego miejsca to przecież tylko radość. Sama ten tłum tworzę. Przestawiłam się więc psychicznie i nastawiłam przyjaźnie, bo w końcu to podobna wrażliwość przygnała nas wszystkich na te szczyty. Dzięki Bogu nie spotkałam hałaśliwych, prostackich turystów, z którymi obcować byłoby mi znacznie trudniej więc po prostu przyjęłam to, co jest i cieszyłam się chwilą!
Drugi dzień wstał pochmurny i bardzo zamglony. Nie było konkretnych planów grupowych poza wodospadem Szepit więc postanowiłam pójść na od dawna będący w moich planach Dwernik-Kamień. Ponoć jest z niego wspaniały widok na połoniny. Świetny dzień na sprawdzenie tego!
Pomysł podłapali wszyscy, szczególnie, że szlak prowadził niemal z naszego hotelu. Początkowo kombinowaliśmy z rozstawieniem samochodów, żeby połączyć oba planowane punkty, bo leżą przy jednym szlaku, ale ostatecznie zwyciężyła inna, gorsza wg mnie opcja. Wejdziemy na szczyt i zejdziemy z powrotem tym samym szlakiem, zjemy obiad, a potem nad wodospad pojedziemy już spakowani, będąc w drodze powrotnej do domu. Ok!
Ruszyliśmy delikatnie zamglonym lasem i dość szybko doszliśmy na szczyt.
Widoki ze szczytu
Po szczytowej sesji zdjęciowej coś nas z Agnieszką podkusiło, żeby wrócić inną drogą. Na maps.me widziałam wyraźne ścieżki pozwalające zrobić zgrabną pętelkę. Oznajmiłyśmy więc, że się odłączamy i mamy nadzieję, że na obiad zdążymy
Chętnych do naszej wersji znalazło się wielu, co mnie mocno zestresowało, bo wiedziałam, że kreska na mapie, choć wyraźna, nie musi oznaczać równie wyraźnej ścieżki w terenie. Próbowałam zniechęcić towarzystwo i zasiać wątpliwości co do istnienia takiej trasy, uprzedzałam, że może się skończyć chaszczowaniem, skakaniem lub przechodzeniem przez strumienie albo inne tego typu atrakcje, ale nikt nie chciał zrezygnować!
No to dostali czego chcieli!
Początek był bardzo obiecujący! Zeszliśmy do rozstaju szlaków i zmieniliśmy czerwony na zielony, który wiódł do wodospadu Szepit, do którego się wybieraliśmy, ale jeszcze nie teraz i nie tym szlakiem. Mieliśmy nim przejść jedynie kilkaset metrów i odbić w lewo. Zrobiliśmy to i nawet przez jakiś czas była słabo zarysowana ścieżka, która jednak wkrótce zniknęła (do "wychodka" była?) i już nie było wątpliwości, że jej tu po prostu nie ma.
Zaczęło się mocne chaszczowanie połączone z ostrym schodzeniem ze zbocza. Na mapie widziałam, że najwyżej ok 200, 300 metrów od nas przebiegał szlak, którym przyszliśmy, wystarczyło tylko skręcić w lewo, ale jak to z facetami bywa - ani przez chwilę nie chcieli słychać baby, wiedzieli lepiej(?!) i parli na wprost. A że rozdzielanie się w lesie bez oznaczeń nie jest dobrym pomysłem - tym sposobem niemal całą drogę powrotną pokonaliśmy przez mokrą trawę do kolan, jeżyny po pas, gęste splątane krzaki i tego typu atrakcje, strumienie nas oszczędziły, nie stanęły na naszej drodze. Mnie to bawiło, ot, przygoda po prostu, będzie co wspominać, ale w poczuciu odpowiedzialności stresowałam się, czy nie zostanę w końcu zlinczowana...?
Na szczęście niemal wszyscy dobrze się bawili, podziękowali mi za to, że spodziewali się nudnej, łatwej wycieczki tam i z powrotem prostym szlakiem, a nie było ani nudno, ani łatwo i do tego zrobiliśmy pętelkę!
Niestety, podczas chaszczowania nie przyszło mi do głowy robienie zdjęć więc musicie sobie sami wyobrazić z opisu naszą drogę
Doszliśmy w końcu do stokówki kilkaset metrów przed Nasiczem i do hoteliku dotarliśmy w sam raz na obiad.
Zjedliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Zatwarnicy, skąd ok 1,5 km poszliśmy nad wodospad Szepit.
Po powrocie do samochodów pożegnaliśmy się i każda załoga w swoim tempie wróciła do domów.
W mojej ekipie była znana Wam z relacji z Kasprowego przewodniczka beskidzka Agnieszka i gdy zobaczyła cerkiew na wzgórzu i nazwę Smolnik skojarzyła, że to (jedna z trzech w Polsce) cerkiew bojkowska i nawet wymieniła charakterystyczne cechy tego typu budowli (wszystko zapomniałam! ). Oczy jej się zaświeciły z żądzy zobaczenia jej z bliska więc bez namysłu włączyłam kierunkowskaz.
Piękna jest!
Teraz to Kościół Rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia NMP św. Stanisława Biskupa.
I tak skończyła się tegoroczna wędrówka bieszczadzka. Tym sposobem kolejny, 29 już rok z rzędu odwiedziłam góry, w których "wszystko się zaczęło", cała moja miłość do gór.
Zdjęcia z pierwszego dnia: https://photos.app.goo.gl/7GAYHyvP1phS6qwF6
Zdjęcia z drugiego dnia: https://photos.app.goo.gl/619EHWTAW8k6pVVSA
Pomysł spodobał się licznym wielbicielom Bieszczadów, bo ostatecznie pojechało nas 18 osób kilkoma samochodami.
Do Ośrodka Szkolno - Wypoczynkowego Caritas Diecezji Sandomierskiej (fajne miejsce!) dojechaliśmy wszyscy w piątkowy wieczór dość późno więc spotkanie integracyjne było króciutkie. Rano śniadanie mieliśmy w cenie - bardzo wypasiony szwedzki stół - dzięki czemu zebranie się na wycieczkę było znacznie łatwiejsze i do zamówionych busów wszyscy stawili się punktualnie.
Zostaliśmy zawiezieni do Mucznego, ponieważ plan na dziś to Bukowe Berdo, Tarnica, a o powrocie zadecydujemy na przełęczy pod Tarnicą w zależności od preferencji i formy uczestników. Ci w dobrym stanie i z niezaspokojonym apetytem na widoki wrócą przez Szeroki Wierch do Ustrzyk, a reszta zejdzie do Wołosatego.
O samej wędrówce nie będę pisać, bo po prostu szliśmy, podziwialiśmy, zachwycaliśmy się i upajaliśmy widokami!
Było pięknie, choć to raczej jeszcze nie był kulminacyjny moment corocznego "pożaru" Bieszczadów. Niemniej jednak było już bardzo jesiennie, kolorowo i przepięknie!
Było też coś, czego w takiej skali doświadczyłam pierwszy raz, choć od 28 lat każdego roku byłam w Bieszczadach, często po kilka razy w roku.
Tłumy! Nieprzebrane mrowie ludzi! Nieprzerwana ludzka rzeka!
Zacznę od zilustrowania tej "pielgrzymki", bo była całkiem malownicza
Teraz trochę dowodów na to, że tam byłam
Siostrzyczki!
Nasza zgraja
Ciekawostka!
Na Jeleniowatym (907 m n.p.m.) - szczycie w bezpośrednim sąsiedztwie Mucznego budują wieżę widokową. Nigdy tam nie byłam więc będzie szczególny powód, żeby się wybrać. Myślę, że Bukowe Berdo pięknie się będzie prezentować stamtąd.
No, a teraz już tylko uroda Bieszczadów w jesiennej sukni
Ostatecznie na przełęczy pod Tarnicą okazało się, że nikt nie chce schodzić w doliny i pozbawiać się tych rozległych pięknych widoków i wszyscy zgodnie poszliśmy Szerokim Wierchem do Ustrzyk. A tam, podczas delektowania się dobrze schłodzoną chmielową nagrodą minęła nas oldskulowa grupa konna.
Uprzedzając ewentualne utyskiwania powiem tak... fajnie jest delektować się pięknym miejscem w samotności lub w nielicznym gronie. Też tak wolę i dlatego w ostatnich latach częściej jeżdżę podziwiać urodę jesieni w Beskidzie Niskim, gdzie pięknie wybarwionych drzew jest też mnóstwo, a ludzi nieporównanie mniej.
Ale to, że w Bieszczady przyjeżdża tyle ludzi zachwycać się pięknem tego miejsca to przecież tylko radość. Sama ten tłum tworzę. Przestawiłam się więc psychicznie i nastawiłam przyjaźnie, bo w końcu to podobna wrażliwość przygnała nas wszystkich na te szczyty. Dzięki Bogu nie spotkałam hałaśliwych, prostackich turystów, z którymi obcować byłoby mi znacznie trudniej więc po prostu przyjęłam to, co jest i cieszyłam się chwilą!
Drugi dzień wstał pochmurny i bardzo zamglony. Nie było konkretnych planów grupowych poza wodospadem Szepit więc postanowiłam pójść na od dawna będący w moich planach Dwernik-Kamień. Ponoć jest z niego wspaniały widok na połoniny. Świetny dzień na sprawdzenie tego!
Pomysł podłapali wszyscy, szczególnie, że szlak prowadził niemal z naszego hotelu. Początkowo kombinowaliśmy z rozstawieniem samochodów, żeby połączyć oba planowane punkty, bo leżą przy jednym szlaku, ale ostatecznie zwyciężyła inna, gorsza wg mnie opcja. Wejdziemy na szczyt i zejdziemy z powrotem tym samym szlakiem, zjemy obiad, a potem nad wodospad pojedziemy już spakowani, będąc w drodze powrotnej do domu. Ok!
Ruszyliśmy delikatnie zamglonym lasem i dość szybko doszliśmy na szczyt.
Widoki ze szczytu
Po szczytowej sesji zdjęciowej coś nas z Agnieszką podkusiło, żeby wrócić inną drogą. Na maps.me widziałam wyraźne ścieżki pozwalające zrobić zgrabną pętelkę. Oznajmiłyśmy więc, że się odłączamy i mamy nadzieję, że na obiad zdążymy
Chętnych do naszej wersji znalazło się wielu, co mnie mocno zestresowało, bo wiedziałam, że kreska na mapie, choć wyraźna, nie musi oznaczać równie wyraźnej ścieżki w terenie. Próbowałam zniechęcić towarzystwo i zasiać wątpliwości co do istnienia takiej trasy, uprzedzałam, że może się skończyć chaszczowaniem, skakaniem lub przechodzeniem przez strumienie albo inne tego typu atrakcje, ale nikt nie chciał zrezygnować!
No to dostali czego chcieli!
Początek był bardzo obiecujący! Zeszliśmy do rozstaju szlaków i zmieniliśmy czerwony na zielony, który wiódł do wodospadu Szepit, do którego się wybieraliśmy, ale jeszcze nie teraz i nie tym szlakiem. Mieliśmy nim przejść jedynie kilkaset metrów i odbić w lewo. Zrobiliśmy to i nawet przez jakiś czas była słabo zarysowana ścieżka, która jednak wkrótce zniknęła (do "wychodka" była?) i już nie było wątpliwości, że jej tu po prostu nie ma.
Zaczęło się mocne chaszczowanie połączone z ostrym schodzeniem ze zbocza. Na mapie widziałam, że najwyżej ok 200, 300 metrów od nas przebiegał szlak, którym przyszliśmy, wystarczyło tylko skręcić w lewo, ale jak to z facetami bywa - ani przez chwilę nie chcieli słychać baby, wiedzieli lepiej(?!) i parli na wprost. A że rozdzielanie się w lesie bez oznaczeń nie jest dobrym pomysłem - tym sposobem niemal całą drogę powrotną pokonaliśmy przez mokrą trawę do kolan, jeżyny po pas, gęste splątane krzaki i tego typu atrakcje, strumienie nas oszczędziły, nie stanęły na naszej drodze. Mnie to bawiło, ot, przygoda po prostu, będzie co wspominać, ale w poczuciu odpowiedzialności stresowałam się, czy nie zostanę w końcu zlinczowana...?
Na szczęście niemal wszyscy dobrze się bawili, podziękowali mi za to, że spodziewali się nudnej, łatwej wycieczki tam i z powrotem prostym szlakiem, a nie było ani nudno, ani łatwo i do tego zrobiliśmy pętelkę!
Niestety, podczas chaszczowania nie przyszło mi do głowy robienie zdjęć więc musicie sobie sami wyobrazić z opisu naszą drogę
Doszliśmy w końcu do stokówki kilkaset metrów przed Nasiczem i do hoteliku dotarliśmy w sam raz na obiad.
Zjedliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Zatwarnicy, skąd ok 1,5 km poszliśmy nad wodospad Szepit.
Po powrocie do samochodów pożegnaliśmy się i każda załoga w swoim tempie wróciła do domów.
W mojej ekipie była znana Wam z relacji z Kasprowego przewodniczka beskidzka Agnieszka i gdy zobaczyła cerkiew na wzgórzu i nazwę Smolnik skojarzyła, że to (jedna z trzech w Polsce) cerkiew bojkowska i nawet wymieniła charakterystyczne cechy tego typu budowli (wszystko zapomniałam! ). Oczy jej się zaświeciły z żądzy zobaczenia jej z bliska więc bez namysłu włączyłam kierunkowskaz.
Piękna jest!
Teraz to Kościół Rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia NMP św. Stanisława Biskupa.
I tak skończyła się tegoroczna wędrówka bieszczadzka. Tym sposobem kolejny, 29 już rok z rzędu odwiedziłam góry, w których "wszystko się zaczęło", cała moja miłość do gór.
Zdjęcia z pierwszego dnia: https://photos.app.goo.gl/7GAYHyvP1phS6qwF6
Zdjęcia z drugiego dnia: https://photos.app.goo.gl/619EHWTAW8k6pVVSA
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Jolu jak wróce (o ile)do jako takiego zdrowia przjade do ciebie w Biesy moze Małą wyciągne i połazimy po tych połoninach razem może się uda mniej pielgrzymkowo
"Niekiedy wilkiem się nazywał , lecz wilkiem nie był, gdy wszyscy raźnie śpiewali - wolał zawyć ... "
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Widziałem zdjęcia fb i normalnie szok, ale potwierdziło, to moje podejrzenia, bo w tym tygodniu próbowałem coś zarezerwować i nic nie było wolnego. W końcu odłożyłem to na sam koniec, a w końcu przyszedł covid do domu i ani remontu, ani Bieszczad.
Więc bardzo zazdroszczę Widoków!
Więc bardzo zazdroszczę Widoków!
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Covid czy coś innego?
A przyjeżdżajcie koniecznie! Mniej pielgrzymkowo zapewne bywa w dni powszednie, więc ze mną po czerwcu
Za rok znów zapłoną
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Dzień pierwszy to jeden z bieszczadzkich klasyków, pewnie dlatego taki tłumek. Natomiast relacja z niedzieli odkryła przede mną te mniej zadeptane szlaki i bardzo chciałabym kiedyś tam powędrować . Może być łącznie z chaszczingiem .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Czyli jednak telewizja nie kłamie . Jolu, ja też usiłuję sobie w takich sytuacjach tłumaczyć, że sam ten tłum tworzę ... ale zawsze jakiś wewnętrzny diabeł egoizmu we mnie zwycięża . Niemniej jednak, co pokazują niektóre Twoje zdjęcia można się skutecznie z tłumu wyalienować i skupić się na delektowaniu Bieszczadami. Jako, że jeszcze nigdy jesienią nie byłem w tych górach dziękuję Ci za te piękne widoki, a pielgrzymka ... no cóż, to chyba jakiś znak czasów i nowa świecka tradycja .
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
nie nie covid może sie pozbieram ,covdi przeszkadza tylko w leczeniu jak by był najważniejszy
"Niekiedy wilkiem się nazywał , lecz wilkiem nie był, gdy wszyscy raźnie śpiewali - wolał zawyć ... "
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Dla mnie to też do powtórki, ale przy ładnej pogodzie chciałabym tym razem
I da się tak żyć?
W przyszłym roku do raportu!
@Rebel Zdrówka zatem, Paweł!
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
"Niekiedy wilkiem się nazywał , lecz wilkiem nie był, gdy wszyscy raźnie śpiewali - wolał zawyć ... "
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Da się, ale co to za życie
Byłem zimą i wiosną, więc jesienią muszę tam pojechać. Oby już w przyszłym roku.
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
My dwukrotnie byliśmy jesienią w Bieszczadach, ale jeszcze kiedy były normalne szlaki, a nie schody. Nasze takie miejsce to Bukowe Berdo, chyba najpiękniejsze kolorowe widoki.
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Pisz, jak się będziesz wybierał, ok?
Też zawsze lubiłam Bukowe Berdo - za fajną nazwę i za to, że najmniej ludzi tam było.
Dojazd do Mucznego nie jest łatwy, szczególnie po sezonie i trudno zrobić z niego pętelkę więc ludzi było mało.
W tym roku przekonałam się, że to już nieprawda. "Pielgrzymka" zaczęła się w punkcie poboru opłat.
Widać, że ludzie radzą sobie ze zrobieniem pętelki, tak jak i my sobie poradziliśmy.
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Jolu, rzeczywiście turystów w Bieszczadach bardzo dużo, ja wiem, że każdy z nas tworzy to towarzystwo, każdy z nas ma swoje ulubione góry i porę gdzie chce i kiedy chce być. Właściwie to ja też byłam w Bieszczadach jesienią bo chciałam te kolory zobaczyć na własne oczy, mieliśmy z Klubu chyba nawet zjazd jesienią. Dlatego też tłumy na szlakach mi zupełnie nie przeszkadzają. Najważniejsze to być i chłonąć te miejsca które się kocha.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Otóż to, Halinko
Od czasu do czasu może tak być.
A jak się da i jest dobra sposobność - znaleźć sobie bardziej odludny szlak
Od czasu do czasu może tak być.
A jak się da i jest dobra sposobność - znaleźć sobie bardziej odludny szlak
Re: 9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka
Dwernik-Kamień to dla mnie nowość, ale widzę, że warto! dzięki za inspirację na kolejny bieszczadzki trip:)