18-19.05.2013 r. - Beskid Mały - Do trzech razy sztuka
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
18-19.05.2013 r. - Beskid Mały - Do trzech razy sztuka
Wszystko zaczęło się ok 16 w Andrychowie, kiedy to niejaka Ruda sab, zwana w dalszej części Przedszkolakiem, zjawiła się koło zielonej stacyjki. Jako że do busa na Praciaki mieliśmy coś koło godziny czasu poszliśmy do... knajpy
Gdy już czekaliśmy na przystanku, podjechał busik do Nowej Wsi. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Darkheush: Stamtąd też by doszedł.
Ruda: Jedziemy???
Darkheush: Hmmm. Pierdzielił. Improwizacja
I tym oto sposobem, zupełnie nieoczekiwanie dla nas samych, znaleźliśmy się na pętli w Targanicach Nowej Wsi. Żeby było śmieszniej w ogóle nie znam drogi na górę z tym, że absolutnie się do tego nie przyznaję
Idziemy jakimś leśnym duktem i po ok 40 minutach nagle wychodzimy na czerwony szlak z Kocierskiej na Potrójną. Dokładnie w miejscu gdzie szlak zaczyna ostatnie podejście pod szczyt. Chwila, moment i na szczycie spotykamy Jagodę z ekipą oraz kilka osób znanych mi przelotnie z Chatki Studenckiej. Jaki ten świat mały
Królowa Beskidów pokazuje swe lico:
Schodzimy do chatki Ani i Rafała, instalujemy się i po kilku chwilach idziemy pożegnać słoneczko. Ale żeby było jeszcze piękniej, zaczyna padać deszcz. A nad Skrzycznem świeci słońce. Jaki z tego morał??? A no taki, jak na poniższej fotografii
Przedszkolak wali na prawo i lewo "Achy" i "Ochy". No i nie może być normalnie, czyli tradycyjny "Titanic" dla ubogich
Po powrocie następuje "baśniowa" część wieczoru, nazywana przez innych "odmiennym stanem świadomości", a przez najmniej pruderyjnych górołazów zwyczajnie "uchlaniem się" Ale to przemilczę. Powiem tylko tyle, że ładnych parę godzin siedzimy z Kasią i Zbyszkiem na tarasie ustalając wspólny pogląd na świat i góry Trza iść spać.
Pobudka. 3:45!!! Napiszę to słownie, bo nie wszyscy mogą uwierzyć, że taka godzina w ogóle istnieje. Trzecia czterdzieści pięć!!!
Dla Rudej to znów nowość. Pierwszy świt w górach. A jest na co popatrzeć
Gdyby jeszcze tak niemiłosiernie nie piździło, posiedziałby człowiek dłużej. Wracamy. Jeszcze dziś w planie Grota Komonieckiego, ale najpierw z godzinkę w kimę. No i trzeba się zagrzać po tym wygwizdowie na szczycie.
Wstajemy grzecznie już o normalnej porze (7:00), śniadanko, kawusia i komu w drogę, temu... wrotki.
Dwie godziny temu klimat niemalże arktyczny, a teraz patelnia. Skwierczymy Przelotnie zahaczamy o Chatkę Studencką. Ta dopiero budzi się do życia.
Chwila restu i w drogę. Do Groty. Przez las, monotonnie, upał, muchy.
Anula. Ruda w pierwszej chwili dziwnie na mnie patrzy, gdy włażę w krzaki, ale po chwili stwierdza, że jest tam jednak jakaś ścieżka. W Grocie kolejna dawka "achów" i "ochów" A żeby było cudownie, jesteśmy tu absolutnie sami.
Odpoczynkowy browarek, jakaś kanapka. W tzw. międzyczasie Ruda postanawia się niemalże "wyszałerować" w tym co spada z dachu Groty
Nagle przychodzi jakaś zorganizowana grupa. Ze 20 osób. I czar pryska. Spadamy. Szybciutkie odwiedziny wodospadu na Dusicy...
... powrót do drogi i dziarsko maszerujemy sobie w stronę Lasu. Ten rajski wypad kończymy w Lasie, jakżeby inaczej w knajpie o wdzięcznej nazwie "Eden"
Potem zostaje tylko oczekiwanie na busa, który z resztą nie miał zamiaru jechać, męczenie kciuka, pożegnanie z Rudą w Suchej i mój powrót "na kciuk" do Andrychowa.
Sabina - dziękuję za ten fantastyczny weekend i do rychłego
Komplet zdjęć po kliku w grzybki:
Gdy już czekaliśmy na przystanku, podjechał busik do Nowej Wsi. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Darkheush: Stamtąd też by doszedł.
Ruda: Jedziemy???
Darkheush: Hmmm. Pierdzielił. Improwizacja
I tym oto sposobem, zupełnie nieoczekiwanie dla nas samych, znaleźliśmy się na pętli w Targanicach Nowej Wsi. Żeby było śmieszniej w ogóle nie znam drogi na górę z tym, że absolutnie się do tego nie przyznaję
Idziemy jakimś leśnym duktem i po ok 40 minutach nagle wychodzimy na czerwony szlak z Kocierskiej na Potrójną. Dokładnie w miejscu gdzie szlak zaczyna ostatnie podejście pod szczyt. Chwila, moment i na szczycie spotykamy Jagodę z ekipą oraz kilka osób znanych mi przelotnie z Chatki Studenckiej. Jaki ten świat mały
Królowa Beskidów pokazuje swe lico:
Schodzimy do chatki Ani i Rafała, instalujemy się i po kilku chwilach idziemy pożegnać słoneczko. Ale żeby było jeszcze piękniej, zaczyna padać deszcz. A nad Skrzycznem świeci słońce. Jaki z tego morał??? A no taki, jak na poniższej fotografii
Przedszkolak wali na prawo i lewo "Achy" i "Ochy". No i nie może być normalnie, czyli tradycyjny "Titanic" dla ubogich
Po powrocie następuje "baśniowa" część wieczoru, nazywana przez innych "odmiennym stanem świadomości", a przez najmniej pruderyjnych górołazów zwyczajnie "uchlaniem się" Ale to przemilczę. Powiem tylko tyle, że ładnych parę godzin siedzimy z Kasią i Zbyszkiem na tarasie ustalając wspólny pogląd na świat i góry Trza iść spać.
Pobudka. 3:45!!! Napiszę to słownie, bo nie wszyscy mogą uwierzyć, że taka godzina w ogóle istnieje. Trzecia czterdzieści pięć!!!
Dla Rudej to znów nowość. Pierwszy świt w górach. A jest na co popatrzeć
Gdyby jeszcze tak niemiłosiernie nie piździło, posiedziałby człowiek dłużej. Wracamy. Jeszcze dziś w planie Grota Komonieckiego, ale najpierw z godzinkę w kimę. No i trzeba się zagrzać po tym wygwizdowie na szczycie.
Wstajemy grzecznie już o normalnej porze (7:00), śniadanko, kawusia i komu w drogę, temu... wrotki.
Dwie godziny temu klimat niemalże arktyczny, a teraz patelnia. Skwierczymy Przelotnie zahaczamy o Chatkę Studencką. Ta dopiero budzi się do życia.
Chwila restu i w drogę. Do Groty. Przez las, monotonnie, upał, muchy.
Anula. Ruda w pierwszej chwili dziwnie na mnie patrzy, gdy włażę w krzaki, ale po chwili stwierdza, że jest tam jednak jakaś ścieżka. W Grocie kolejna dawka "achów" i "ochów" A żeby było cudownie, jesteśmy tu absolutnie sami.
Odpoczynkowy browarek, jakaś kanapka. W tzw. międzyczasie Ruda postanawia się niemalże "wyszałerować" w tym co spada z dachu Groty
Nagle przychodzi jakaś zorganizowana grupa. Ze 20 osób. I czar pryska. Spadamy. Szybciutkie odwiedziny wodospadu na Dusicy...
... powrót do drogi i dziarsko maszerujemy sobie w stronę Lasu. Ten rajski wypad kończymy w Lasie, jakżeby inaczej w knajpie o wdzięcznej nazwie "Eden"
Potem zostaje tylko oczekiwanie na busa, który z resztą nie miał zamiaru jechać, męczenie kciuka, pożegnanie z Rudą w Suchej i mój powrót "na kciuk" do Andrychowa.
Sabina - dziękuję za ten fantastyczny weekend i do rychłego
Komplet zdjęć po kliku w grzybki:
No proszę! Kojarzę Was z chatki, też tam spaliśmy tej nocy (w namiocie). Jaki ten Beskid Mały jest... Mały...
Również mieliśmy w planach wschód słońca... Budzik nastawiliśmy na 4:30, ale lenistwo zwyciężyło... Podziwiam Was za te wstawanie o 3:45! Zima jest lepsza na wschody, bo nie trzeba tak wcześnie wstawać...
P.S
Szybko ogarnąłeś zdjęcia i napisałeś relacje...
P.S 2
Gabryś rano miał najlepszą fryzurę...
Również mieliśmy w planach wschód słońca... Budzik nastawiliśmy na 4:30, ale lenistwo zwyciężyło... Podziwiam Was za te wstawanie o 3:45! Zima jest lepsza na wschody, bo nie trzeba tak wcześnie wstawać...
P.S
Szybko ogarnąłeś zdjęcia i napisałeś relacje...
P.S 2
Gabryś rano miał najlepszą fryzurę...
"It is hard to fail, but it is worse never to have tried to succeed." Theodore Roosevelt
http://tomaszplaszczyk.pl/
http://tomaszplaszczyk.pl/
Osz w mordę. Jak to się stało, że nie zamieniliśmy ani słowa prócz tradycyjnego "Cześć" na szczycie do teraz nie wiemTomek.P pisze:Kojarzę Was z chatki, też tam spaliśmy tej nocy (w namiocie).
Nie tylko u Was leń zwyciężył. Kasia ze Zbyszkiem również wieczorem mówili, że się wybiorą z nami. Kasia rano twierdziła, że słyszała mój budzik, ale doszła do wniosku - ni chu chu, nie ma takiej siły, która by jej kazała wstać po ćmokuTomek.P pisze:Również mieliśmy w planach wschód słońca... Budzik nastawiliśmy na 4:30, ale lenistwo zwyciężyło...
Ja już przywykłem do tego widokuTomek.P pisze:Gabryś rano miał najlepszą fryzurę...