Kościelec - Komin Świerza ( VI+ ) - 14.10.2010
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Kościelec - Komin Świerza ( VI+ ) - 14.10.2010
Postanowiliśmy się wybrać na Komin Świerza na Zachodniej ścianie Kościelca. Jako że był ponad tydzień dobrej pogody to wiedzieliśmy że będzie sucho.
Mimo to postanowiliśmy wyjść trochę później bo słońce oświetlało drogę. Tak więc we 3 startujemy ze schronu po 13 i przez pojezierze idziemy na Karb po czym odwijamy na prawo by po jakimś czasie
po cholernej kruszyźnie dotrzeć pod ścianę. Szpeimy się, zostawiamy toboły pod ściana i wio. Pierwszy wyciąg prowadzi kumpel 2 go asekuruje a ja robię za fotografa. Pierwszy wyciąg dość ciekawy najpierw po łatwym terenie
potem przez odstający blok o trudnościach ok. V+ po czym wprowadza po lekkim VI przewieszeniu. Stanowisko po 1 wyciągu jest gotowe - zrobione z kilku haków i jest kilka pętli. Kumpel wpina się w stanowisko po czym do góry idziemy kolejno ja i kumpel.
Gdy dochodzę do stanowiska okazuje się że muszę stać w szpagacie bo inaczej się nie da bo nogi ujeżdżają - natomiast 2 podchodzi skraca sobie auto z liny i prawie że wisi na tym mając głowę koło mojej nogi. Na stanie cholernie mało miejsca lina ciągle leci w dół więc zwijam ja i odkładam na karku.
Nie chcąc już się przepychać i zmieniać co i pewnie by się nie dało kumpel który prowadził 1 wyciąg zaczyna prowadzić również 2. Kolega go asekuruje a ja wydaję zwinięta line robiąc przy okazji za fotografa. na początku 2 wyciągu trzeba się przecisnąć przez wąskie zacięcie co wygląda jak by dżdżownica szła.
Później jest trochę łatwo po czym zaczynają się schody. Nagle słyszymy z góry że kiepsko z asekuracją po czym po jakimś czasie leci - uwaga kamień! i słyszymy jak coś większego leci z góry. Chronimy głowy ale pech tak chciał że kolega dostaje. Kamor rozbija mu się na kasku przy okazji waląc odłamkiem w obojczyk.
Na chwile traci przytomność. Ja po chwili skapowałem że o mały włos nie dostałem w nogę co miałem obok jego głowy, jak bym dostał to złamanie murowane jak nie gorzej i bez śmigła by się nie obyło. Jak to się stało że on dostał zamiast mnie to do tej pory nie wiem. Zaczyna się zamieszanie. Kumpel u góry jest w ciulowym miejscu, 2 wisi nie ma z nim kontaktu ja stoję na tym stanie próbując złapać z nim jakiś kontakt i sprawdzić co z nim.
W końcu zamierzam przejąć asekuracje jednak kolega się podnosi i mówi ze go ręka napieprza ale da radę i asekuruje kolegę dalej. Gdy ten kończy wyciąg zakłada stan po czym wybiera linę robimy zamianę kolega idzie 2 a ja mam iść na końcu i zbierać zabawki. Jednak nie chcąc zarobić kamorem chowam się za ścianka po prawej stronie i czekam aż dojdzie na górę.
Po niedługim czasie słyszę że mogę iść więc ruszam. Najpierw przeciskanie przez wąską szczelinę - z plecakiem to by tu nie było szans po czym kawałek łatwiejszego terenu no i zaczyna się. Wpierw po kruchych stopniach i dochodzę do momentu gdzie trzeba iść na zapieraczkę. A więc dawaj do góry. Z deka mi to przypominało jak za gówniarza w domu po futrynie drzwi tak zasuwałem do góry. A więc trzaskam te szpagaty likwidując przeloty po drodze które w dużej mierze były ze starych haków.
Szczerze powiem że jak je widziałem to wątpię by utrzymały jakikolwiek większy lot. W końcu wychodzę na górę i stojąc w rozkroku okazuje się że muszę przerzucić się na sąsiednią ściankę na lewo. Jakoś to poszło. ( Jak się później okaże jak będziemy patrzyć na topa to wybraliśmy wyjście z komina za VI+ a na wprost było za V - no bo w końcu po co se życie ułatwiać ) W końcu ląduje przy kolegach na górze. Chwila przerwy, wymiana zdań i zaczynamy trawers do stanowiska zjazdowego sprężyny.
Słońce zaczyna zachodzić więc trza się spieszyć. Po 2 zjazdach sprężyną meldujemy się pod ścianą. Tam chwila przerwy, pakujemy klamoty w plecak i w świetle czołówek zaczynamy chodzić po tym gruzowisku w dół po czym na karb i przez pojezierze do schronu gdzie wieczorem robimy imprę na zakończenie sezonu letniego. Tam wtedy myślałem że to moja ostatnia letnia droga w tym sezonie choć jak się później okaże będą jeszcze 2 tyle że powtórki. Koledze poza obiciami na szczęście nic się nie stało a kask do wymiany.
PODSUMOWANIE:
Na tą drogę wybierać się należy po co najmniej tygodniu lampy i mając gwarancję że nie lunie nam z nieba gdy tam będziemy co prawda to tylko 2 wyciągi ale cholernie trudne bo nawet gdy jest tydzień lampy to ta droga i tak jest cholernie niebezpieczna. Co prawda 1 wyciąg nie jest kruchy ( co prawda jest tam odstający blok ale wydaje nam się że kiedyś to walnie na pewno ) to 2 zdecydowanie już jest a przynajmniej miejsce o długości kilku metrów jest bardzo kruche.
Wybierając się na tą drogę należy uwzględnić żeby przy 1 stanowisku asekurujący przedłużył sobie auto i siedział schowany pod okapem lub schował się za ścianką po prawej stronie zacięcia gdzie trzeba się przeciskać. Bądź jak idzie się we 3 to jedna i druga opcja. My poszliśmy pierwszy raz na ta drogę to nie mieliśmy pojęcia że tak to wygląda.
Druga sprawa to wziąć ze sobą młotek i kilka haków. Co prawda kości i frendy sprawdzały się bdb to jednak kilka przelotów było ze starych haków. Te na wyjściu z komina były w lepszym stanie i lot może by utrzymały to jednak te gdzie zasuwało się na zapieraczkę szczerze wątpię a miejsc na kości czy frendy zdecydowanie tam mało.
Ogólnie nie polecam.
Fotki ze wspinu:
http://picasaweb.google.com/BogdanKrzys ... VI14102010#
Mimo to postanowiliśmy wyjść trochę później bo słońce oświetlało drogę. Tak więc we 3 startujemy ze schronu po 13 i przez pojezierze idziemy na Karb po czym odwijamy na prawo by po jakimś czasie
po cholernej kruszyźnie dotrzeć pod ścianę. Szpeimy się, zostawiamy toboły pod ściana i wio. Pierwszy wyciąg prowadzi kumpel 2 go asekuruje a ja robię za fotografa. Pierwszy wyciąg dość ciekawy najpierw po łatwym terenie
potem przez odstający blok o trudnościach ok. V+ po czym wprowadza po lekkim VI przewieszeniu. Stanowisko po 1 wyciągu jest gotowe - zrobione z kilku haków i jest kilka pętli. Kumpel wpina się w stanowisko po czym do góry idziemy kolejno ja i kumpel.
Gdy dochodzę do stanowiska okazuje się że muszę stać w szpagacie bo inaczej się nie da bo nogi ujeżdżają - natomiast 2 podchodzi skraca sobie auto z liny i prawie że wisi na tym mając głowę koło mojej nogi. Na stanie cholernie mało miejsca lina ciągle leci w dół więc zwijam ja i odkładam na karku.
Nie chcąc już się przepychać i zmieniać co i pewnie by się nie dało kumpel który prowadził 1 wyciąg zaczyna prowadzić również 2. Kolega go asekuruje a ja wydaję zwinięta line robiąc przy okazji za fotografa. na początku 2 wyciągu trzeba się przecisnąć przez wąskie zacięcie co wygląda jak by dżdżownica szła.
Później jest trochę łatwo po czym zaczynają się schody. Nagle słyszymy z góry że kiepsko z asekuracją po czym po jakimś czasie leci - uwaga kamień! i słyszymy jak coś większego leci z góry. Chronimy głowy ale pech tak chciał że kolega dostaje. Kamor rozbija mu się na kasku przy okazji waląc odłamkiem w obojczyk.
Na chwile traci przytomność. Ja po chwili skapowałem że o mały włos nie dostałem w nogę co miałem obok jego głowy, jak bym dostał to złamanie murowane jak nie gorzej i bez śmigła by się nie obyło. Jak to się stało że on dostał zamiast mnie to do tej pory nie wiem. Zaczyna się zamieszanie. Kumpel u góry jest w ciulowym miejscu, 2 wisi nie ma z nim kontaktu ja stoję na tym stanie próbując złapać z nim jakiś kontakt i sprawdzić co z nim.
W końcu zamierzam przejąć asekuracje jednak kolega się podnosi i mówi ze go ręka napieprza ale da radę i asekuruje kolegę dalej. Gdy ten kończy wyciąg zakłada stan po czym wybiera linę robimy zamianę kolega idzie 2 a ja mam iść na końcu i zbierać zabawki. Jednak nie chcąc zarobić kamorem chowam się za ścianka po prawej stronie i czekam aż dojdzie na górę.
Po niedługim czasie słyszę że mogę iść więc ruszam. Najpierw przeciskanie przez wąską szczelinę - z plecakiem to by tu nie było szans po czym kawałek łatwiejszego terenu no i zaczyna się. Wpierw po kruchych stopniach i dochodzę do momentu gdzie trzeba iść na zapieraczkę. A więc dawaj do góry. Z deka mi to przypominało jak za gówniarza w domu po futrynie drzwi tak zasuwałem do góry. A więc trzaskam te szpagaty likwidując przeloty po drodze które w dużej mierze były ze starych haków.
Szczerze powiem że jak je widziałem to wątpię by utrzymały jakikolwiek większy lot. W końcu wychodzę na górę i stojąc w rozkroku okazuje się że muszę przerzucić się na sąsiednią ściankę na lewo. Jakoś to poszło. ( Jak się później okaże jak będziemy patrzyć na topa to wybraliśmy wyjście z komina za VI+ a na wprost było za V - no bo w końcu po co se życie ułatwiać ) W końcu ląduje przy kolegach na górze. Chwila przerwy, wymiana zdań i zaczynamy trawers do stanowiska zjazdowego sprężyny.
Słońce zaczyna zachodzić więc trza się spieszyć. Po 2 zjazdach sprężyną meldujemy się pod ścianą. Tam chwila przerwy, pakujemy klamoty w plecak i w świetle czołówek zaczynamy chodzić po tym gruzowisku w dół po czym na karb i przez pojezierze do schronu gdzie wieczorem robimy imprę na zakończenie sezonu letniego. Tam wtedy myślałem że to moja ostatnia letnia droga w tym sezonie choć jak się później okaże będą jeszcze 2 tyle że powtórki. Koledze poza obiciami na szczęście nic się nie stało a kask do wymiany.
PODSUMOWANIE:
Na tą drogę wybierać się należy po co najmniej tygodniu lampy i mając gwarancję że nie lunie nam z nieba gdy tam będziemy co prawda to tylko 2 wyciągi ale cholernie trudne bo nawet gdy jest tydzień lampy to ta droga i tak jest cholernie niebezpieczna. Co prawda 1 wyciąg nie jest kruchy ( co prawda jest tam odstający blok ale wydaje nam się że kiedyś to walnie na pewno ) to 2 zdecydowanie już jest a przynajmniej miejsce o długości kilku metrów jest bardzo kruche.
Wybierając się na tą drogę należy uwzględnić żeby przy 1 stanowisku asekurujący przedłużył sobie auto i siedział schowany pod okapem lub schował się za ścianką po prawej stronie zacięcia gdzie trzeba się przeciskać. Bądź jak idzie się we 3 to jedna i druga opcja. My poszliśmy pierwszy raz na ta drogę to nie mieliśmy pojęcia że tak to wygląda.
Druga sprawa to wziąć ze sobą młotek i kilka haków. Co prawda kości i frendy sprawdzały się bdb to jednak kilka przelotów było ze starych haków. Te na wyjściu z komina były w lepszym stanie i lot może by utrzymały to jednak te gdzie zasuwało się na zapieraczkę szczerze wątpię a miejsc na kości czy frendy zdecydowanie tam mało.
Ogólnie nie polecam.
Fotki ze wspinu:
http://picasaweb.google.com/BogdanKrzys ... VI14102010#
Rysuj,rysuj.Gratuluje!Ta droga uchodzi za dość niebezpieczną.Brian OConnor pisze:Ogólnie gdyby nie było krucho to by była piękna droga. Jak będę miał chwile to narysuje w paincie na 1 zdjęciu miejsca w których należy się schować przy pierwszym stanowisku co pisałem wyżej.
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I faktycznie taka jest. A szkoda piękne wspinanie ale cholera krucho strasznie w jednym dłuższym miejscu z którego z kolei można zbombardować asekurującego.RafalS pisze:Ta droga uchodzi za dość niebezpieczną
Dzięki.RafalS pisze:Gratuluje!
No muszę się kurde w końcu wziąć za to.RafalS pisze:Rysuj,rysuj
Trochę późno ale narysowałem na zdjęciach miejsca w których należy się schować idąc na tą drogę:
zdjęcie nr 1: widok z pod ściany na zbliżeniu na ściankę za którą asekurujący będzie bezpieczny jeśli by coś z góry poleciało
zdjęcie nr 2 : zaznaczony wystający głaz na którym stoję - pod nim również może się schronić asekurujący tylko należy auto przedłużyć i schować się pod tym głazem
zdjęcie nr 3: kolor czerwony ścianka za którą należy się schronić, kolor żółty kruche miejsce z którego poleciał kamień
Jeśli idzie się w 2 osobowym zespole to najlepszym miejscem dla asekurującego będzie miejsce za ww ścianką jeśli w zespole 3 osobowym to 1 osoba za ścianką a 2 pod głazem zaznaczonym na zdj 2. Może być trochę niewygodnie w zaznaczonych miejscach ale na pewno będą bezpieczne. My staliśmy odsłonięci no i niestety wyszło jak wyszło.
zdjęcie nr 1: widok z pod ściany na zbliżeniu na ściankę za którą asekurujący będzie bezpieczny jeśli by coś z góry poleciało
zdjęcie nr 2 : zaznaczony wystający głaz na którym stoję - pod nim również może się schronić asekurujący tylko należy auto przedłużyć i schować się pod tym głazem
zdjęcie nr 3: kolor czerwony ścianka za którą należy się schronić, kolor żółty kruche miejsce z którego poleciał kamień
Jeśli idzie się w 2 osobowym zespole to najlepszym miejscem dla asekurującego będzie miejsce za ww ścianką jeśli w zespole 3 osobowym to 1 osoba za ścianką a 2 pod głazem zaznaczonym na zdj 2. Może być trochę niewygodnie w zaznaczonych miejscach ale na pewno będą bezpieczne. My staliśmy odsłonięci no i niestety wyszło jak wyszło.
- Załączniki
-
- tn_P1060743.JPG (28.53 KiB) Przejrzano 2000 razy
-
- tn_P1060745.JPG
- (52.97 KiB) Pobrany 1118 razy
-
- tn_P1060758.JPG (32.57 KiB) Przejrzano 2000 razy
Mam zaległości w czytaniu relacji :]
A co do tych starych haków, to może je powybijać? Tak sobie myślę o akcji Tatr bez młotka, więc nowych by tam pewnie nie wbili, a tak jak się widzi haka, to zawsze stwarza 'jakiś' luz psychiczny i jak tu się nie wpiąć, chociaż do takich staroci to chyba jeszcze większy stres...
Wrócisz na tą drogę?
Zdjęcia przejrzane.
Gratki za akcję :-)
Ten pech z kamieniem - cieszę się, że tak to się skończyło.Brian OConnor pisze:Koledze poza obiciami na szczęście nic się nie stało a kask do wymiany.
Może powinni go zrzucić?Brian OConnor pisze:co prawda jest tam odstający blok ale wydaje nam się że kiedyś to walnie na pewno
A co do tych starych haków, to może je powybijać? Tak sobie myślę o akcji Tatr bez młotka, więc nowych by tam pewnie nie wbili, a tak jak się widzi haka, to zawsze stwarza 'jakiś' luz psychiczny i jak tu się nie wpiąć, chociaż do takich staroci to chyba jeszcze większy stres...
Wskazówki z podsumowania zawsze się przydadzą.Brian OConnor pisze:Ogólnie nie polecam.
Wrócisz na tą drogę?
Zdjęcia przejrzane.
Gratki za akcję :-)
Ostatnio zmieniony 01 grudnia 2010, 14:40 przez Pati, łącznie zmieniany 1 raz.
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
jak ktoś ma zbyt niski poziom adrenaliny, to nic, tylko wskoczyć w relacje Briana
czytając Twoje relacje Brian zawsze odczuwam niepokój, wyznam.
mam wrażenie, że lubisz ten balans na granicy skrajnego ryzyka..
relacja napisana bardzo dobrze, właśnie te cenne wskazówki czynią ją szczególnie wartościową
i gratulacje naturalnie!
czytając Twoje relacje Brian zawsze odczuwam niepokój, wyznam.
mam wrażenie, że lubisz ten balans na granicy skrajnego ryzyka..
relacja napisana bardzo dobrze, właśnie te cenne wskazówki czynią ją szczególnie wartościową
i gratulacje naturalnie!
hehe jak chcesz to tu są jeszcze dwie z października:Patrycja pisze:Mam zaległości w czytaniu relacji :]
viewtopic.php?t=4805
viewtopic.php?t=4804
No tyle dobrego że jak już poleciał to nie skończyło się gorzej dla kolegi lub mojej nogi jak bym w nią chycił - do tej pory nie wiem jak to sie stało że on dostał a nie jaPatrycja pisze:Ten pech z kamieniem - cieszę się, że tak to się skończyło.
raczej byłby z nim problem, tzn duży jak cholera ( widoczny na pierwszym załączonym wyżej zdjęciu na samym dole ) pewnie ze 2 zimy go jeszcze mróz porozsadza i sam poleci - byle by tylko nie na kogoś lub z kimśPatrycja pisze:Może powinni go zrzucić?
Jeśli chodzi o te haki w kominie to zgadzam się powinni/o się je wybić ale później wbić w ich miejsce nowe. Bo jeśli by się tam ktoś władował bez haków to miałby duży problem z asekuracją. Frendy czy kości raczej w kilku miejscach nie znalazły by zastosowania - haki owszem dlatego tez wpinaliśmy się w starePatrycja pisze:A co do tych starych haków, to może je powybijać? Tak sobie myślę o akcji Tatr bez młotka, więc nowych by tam pewnie nie wbili, a tak jak się widzi haka, to zawsze stwarza 'jakiś' luz psychiczny i jak tu się nie wpiąć, chociaż do takich staroci to chyba jeszcze większy stres...
Szczerze wątpię chociaż nie mówię nie. Gdyby nie było w jednym miejscu tak krucho to była by piękna droga. Może kiedyś jak będzie suchy ten komin tak jak wtedy co byliśmy to się odważę pójść ( jak będzie z kim ) jeszcze raz tylko to co napisałem we wskazówkach wykorzystam w 100%Patrycja pisze:Wrócisz na tą drogę?
bluejeans pisze:gratulacje
DziękiPatrycja pisze:Gratki za akcję :-)
Kurde ja nawet o dzieciach nie myślę a Ty mi z wnukami wyjeżdżaszDariusz Meiser pisze:będziesz miał co opowiadać wnukom
Zawsze? przecież w niektórych wszystko szło zgodnie z planem i bez niespodzianek, w tej akurat niebluejeans pisze:czytając Twoje relacje Brian zawsze odczuwam niepokój, wyznam
Nie lubię no ale jak się już wydarzy to nie ma się na to wpływu i trza se jakoś radzić. Zresztą podczas wspinania w górach to na rożnych drogach może się wypadek zdarzyć czy uderzenie kamorem z góry zarówno na III jak i na VIbluejeans pisze:mam wrażenie, że lubisz ten balans na granicy skrajnego ryzyka..
Nieciekawie było raz jak z Kościelców uciekaliśmy w totalnej wypiździawie no i ostatnim razem jak się razem wspinaliśmy parę dni później niż tu opisywałem. Miał to opisać on te 2 drogi co zrobiliśmy ale jak widać nie opisał.pamiętam jak wspinaliście się z Cowboyem, też bywało ciepło.
a właśnie, co z nim? coś rzadko się pokazuje
Cowboy na wyspach siedzi.