04-05.02.2014r. - Beskid Żywiecki i Makowski, czyli ferie z aniołkiem
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
04-05.02.2014r. - Beskid Żywiecki i Makowski, czyli ferie z
Od wschodu do zachodu, czyli ferie z aniołkiem
Jako że ferie się rozpoczęły i czas odsapnąć od codziennej rutyny, przeglądam sobie w poniedziałkowy dzionek net. Szybki rzut okiem na pogodę i jeszcze szybsza decyzja - dzwonię do aniołka! Na wtorek i środę zapowiadają ładną pogodę, potem ma być gorzej, więc to oczywista oczywistość, że jutro trzeba się gdzieś wybrać. Od słowa do słowa ustalamy, że uderzamy z Piterem w grupę Jałowca, a co będzie po drodze, to się zobaczy.
We wtorek w Suchej wita mnie słoneczna, ale mroźna pogoda. Rozcierając dłonie pędzę do „Kicka”, gdzie już czeka na mnie Ania. Grzejąc się debatujemy, czy kupić kiełbachę na ognisko, bo na górze może wiać. W końcu decydujemy, by jednak ją wziąć, bo może się przydać, a wiele przecież nie waży.
Po spotkaniu z Piterem podjeżdżamy do Stryszawy i żółtym szlakiem podchodzimy pod świerk „Siłosław”. Drzewo zwaliło się w 2012 roku, ale nadal leży obok dając pojęcie o swoim ogromie.
Świerk liczył ponad 200 lat i miał 30 metrów.
Po długiej sesji na pniu dochodzimy wreszcie do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim. Tym razem rezygnujemy z podejścia na Lachów Groń i zmierzamy wprost na Jałowiec.
Po drodze pojawiają się pierwsze widoki: na Baranią Górę i Skrzyczne.
A z Jałowca podziwiamy Pilsko, Rysiankę i Romankę.
Zgodnie z przewidywaniami na górze dość mocno wieje i wizja ogniska staje pod znakiem zapytania. Na szczęście znajdujemy w innym miejscu osłonięte palenisko i możemy oddać się przyjemności pieczenia kiełbasek i wpatrywania się w płonące szczapy.
Jak smakuje kiełbaska usmażona na szczycie Jałowca, nie muszę chyba wspominać…
Po obiadku schodzimy na Halę Trzebuńską, skąd rozpościerają się widoki na Babią i Tatry. Niewyraźne, co prawda, ale zawsze to coś…
Jałowiec zostaje za nami.
Zaś przed nami jedno z bardziej urokliwych miejsc - Beskidek.
W tych pięknych okolicznościach przyrody uskuteczniamy leżing i smażing. Przypominam Państwu, że mamy 4 lutego!
A później jest zejście do przełęczy Klekociny,
wspinaczka na Magurkę
i podwieczorek przy opowieściach podróżniczych na Hali Kamińskiego.
Tu decydujemy się odpuścić na dziś Mędralową i ruszamy czarnym szlakiem do Zawoi. Już za Magurką napotykamy na olbrzymie wiatrołomy, które, lawirując, udaje nam się ominąć.
Na wprost nas pręży się dumnie Babia Góra.
Jej wierzchołek oświetla zachodzące właśnie słońce.
Przeróżne smoki i ślimaki w natarciu na Babuchę pokaże aniołek, która z Piterem wybrała drogę stokówkową. Ja, w ramach przecierania nowych szlaków, poszłam do końca czarnym szlakiem.
Spotykamy się na dole już po zachodzie. Teraz czeka nas długi asfalting do głównej drogi. Mijamy za to ciekawe trzy kamienne piwniczki i dzwonnicę loretańską w Czatoży.
Oczywiście po tak owocnym dniu padam już wczesnym wieczorem, tym bardziej, że aniołek zaserwował mi pyszny i syty obiadek oraz przygotował przytulne łoże. Wczesny sen jest też wskazany z innego powodu - kolejnego dnia trzeba wstać bardzo wcześnie, bo jedziemy na wschód na Koskową.
Rano podjeżdża po nas Piter, po drodze zabieramy też koleżankę Piotra i Ani i parkujemy przy kapliczce. Słońce, wbrew oczekiwaniom, wstało 20 minut wcześniej (kto to sprawdzał? ), ale zdążyliśmy na czas zobaczyć pomarańczową tarczę wysuwającą się zza gór.
Są i Tatry.
Więcej zdjęć zaserwuje Ania, bo nadal tkwię przy Picasie, a wiadomo, jak niszczy zdjęcia wschodów i zachodów.
W drugą stronę widoki też zacne.
Widać Beskid Mały, Kalwarię, Lanckoronę, a nawet klasztor na Bielanach przed Krakowem.
Okolice kapliczki też są bardzo urokliwe. Schodzę tu po wschodzie zostawiając aniołka na szczycie.
Tu właśnie żegnam się z Piterem i koleżanką, którzy wracają do domu. My z aniołkiem zamierzamy wrócić do Makowa żółtym szlakiem. Zanim do niej doczłapię na górę, mijam domy pod Koskową. Obok jednego z nich widzę mężczyznę - kowala z pomarańczowym od ognia narzędziem pracy. Niesamowite zobaczyć coś takiego w dzisiejszych czasach.
Z Koskowej spokojnie i leniwie schodzimy sobie w dół.
Jakoś ciężko nam się jednak idzie, ucinamy więc sobie drzemkę w lesie. Piątego lutego!
Krótki odpoczynek tak nas regeneruje, że decyzja o niekończeniu wycieczki w Makowie jest oczywistością. Skoro był dziś wschód słońca, będzie i zachód i koniecznie trzeba go zobaczyć! Aniołek proponuje przemieszczenie się na Starowidz, co oczywiście czynimy, po zjedzeniu przeokropnej pizzy w pizzerii „Milano” w Makowie Podhalańskim (antyreklama zamierzona). Pizza ma tylko jedną zaletę - staje się powodem naszych niezliczonych żartów.
Po przyjeździe busem do Zembrzyc zaczynamy podejście do przysiółka Bałdyse.
A stamtąd na polanę pod Starowidzem. Pięknie prezentuje się stąd otoczenie Koskowej Góry, na której byłyśmy rankiem. Widać też kawałek Tatr.
Okolice zapory Świnna Poręba.
Zembrzyce i Babia.
Kto pokaże więcej zdjęć z zachodu, już wiecie .
Gdy chodzimy, żegna nas słońce różowymi chmurkami nad aniołkową Mioduszyną. Z Zembrzyc łapiemy busy - każda w swoją stronę - kończąc te dwa miłe i słoneczne dni w Beskidzie Żywieckim i Makowskim.
Na koniec podziękowania dla aniołka za przyjęcie mnie, przenocowanie i miłe towarzystwo.
Reszta zdjęć tu: https://picasaweb.google.com/1148021165 ... _eCuqd_gKQ#
Jako że ferie się rozpoczęły i czas odsapnąć od codziennej rutyny, przeglądam sobie w poniedziałkowy dzionek net. Szybki rzut okiem na pogodę i jeszcze szybsza decyzja - dzwonię do aniołka! Na wtorek i środę zapowiadają ładną pogodę, potem ma być gorzej, więc to oczywista oczywistość, że jutro trzeba się gdzieś wybrać. Od słowa do słowa ustalamy, że uderzamy z Piterem w grupę Jałowca, a co będzie po drodze, to się zobaczy.
We wtorek w Suchej wita mnie słoneczna, ale mroźna pogoda. Rozcierając dłonie pędzę do „Kicka”, gdzie już czeka na mnie Ania. Grzejąc się debatujemy, czy kupić kiełbachę na ognisko, bo na górze może wiać. W końcu decydujemy, by jednak ją wziąć, bo może się przydać, a wiele przecież nie waży.
Po spotkaniu z Piterem podjeżdżamy do Stryszawy i żółtym szlakiem podchodzimy pod świerk „Siłosław”. Drzewo zwaliło się w 2012 roku, ale nadal leży obok dając pojęcie o swoim ogromie.
Świerk liczył ponad 200 lat i miał 30 metrów.
Po długiej sesji na pniu dochodzimy wreszcie do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim. Tym razem rezygnujemy z podejścia na Lachów Groń i zmierzamy wprost na Jałowiec.
Po drodze pojawiają się pierwsze widoki: na Baranią Górę i Skrzyczne.
A z Jałowca podziwiamy Pilsko, Rysiankę i Romankę.
Zgodnie z przewidywaniami na górze dość mocno wieje i wizja ogniska staje pod znakiem zapytania. Na szczęście znajdujemy w innym miejscu osłonięte palenisko i możemy oddać się przyjemności pieczenia kiełbasek i wpatrywania się w płonące szczapy.
Jak smakuje kiełbaska usmażona na szczycie Jałowca, nie muszę chyba wspominać…
Po obiadku schodzimy na Halę Trzebuńską, skąd rozpościerają się widoki na Babią i Tatry. Niewyraźne, co prawda, ale zawsze to coś…
Jałowiec zostaje za nami.
Zaś przed nami jedno z bardziej urokliwych miejsc - Beskidek.
W tych pięknych okolicznościach przyrody uskuteczniamy leżing i smażing. Przypominam Państwu, że mamy 4 lutego!
A później jest zejście do przełęczy Klekociny,
wspinaczka na Magurkę
i podwieczorek przy opowieściach podróżniczych na Hali Kamińskiego.
Tu decydujemy się odpuścić na dziś Mędralową i ruszamy czarnym szlakiem do Zawoi. Już za Magurką napotykamy na olbrzymie wiatrołomy, które, lawirując, udaje nam się ominąć.
Na wprost nas pręży się dumnie Babia Góra.
Jej wierzchołek oświetla zachodzące właśnie słońce.
Przeróżne smoki i ślimaki w natarciu na Babuchę pokaże aniołek, która z Piterem wybrała drogę stokówkową. Ja, w ramach przecierania nowych szlaków, poszłam do końca czarnym szlakiem.
Spotykamy się na dole już po zachodzie. Teraz czeka nas długi asfalting do głównej drogi. Mijamy za to ciekawe trzy kamienne piwniczki i dzwonnicę loretańską w Czatoży.
Oczywiście po tak owocnym dniu padam już wczesnym wieczorem, tym bardziej, że aniołek zaserwował mi pyszny i syty obiadek oraz przygotował przytulne łoże. Wczesny sen jest też wskazany z innego powodu - kolejnego dnia trzeba wstać bardzo wcześnie, bo jedziemy na wschód na Koskową.
Rano podjeżdża po nas Piter, po drodze zabieramy też koleżankę Piotra i Ani i parkujemy przy kapliczce. Słońce, wbrew oczekiwaniom, wstało 20 minut wcześniej (kto to sprawdzał? ), ale zdążyliśmy na czas zobaczyć pomarańczową tarczę wysuwającą się zza gór.
Są i Tatry.
Więcej zdjęć zaserwuje Ania, bo nadal tkwię przy Picasie, a wiadomo, jak niszczy zdjęcia wschodów i zachodów.
W drugą stronę widoki też zacne.
Widać Beskid Mały, Kalwarię, Lanckoronę, a nawet klasztor na Bielanach przed Krakowem.
Okolice kapliczki też są bardzo urokliwe. Schodzę tu po wschodzie zostawiając aniołka na szczycie.
Tu właśnie żegnam się z Piterem i koleżanką, którzy wracają do domu. My z aniołkiem zamierzamy wrócić do Makowa żółtym szlakiem. Zanim do niej doczłapię na górę, mijam domy pod Koskową. Obok jednego z nich widzę mężczyznę - kowala z pomarańczowym od ognia narzędziem pracy. Niesamowite zobaczyć coś takiego w dzisiejszych czasach.
Z Koskowej spokojnie i leniwie schodzimy sobie w dół.
Jakoś ciężko nam się jednak idzie, ucinamy więc sobie drzemkę w lesie. Piątego lutego!
Krótki odpoczynek tak nas regeneruje, że decyzja o niekończeniu wycieczki w Makowie jest oczywistością. Skoro był dziś wschód słońca, będzie i zachód i koniecznie trzeba go zobaczyć! Aniołek proponuje przemieszczenie się na Starowidz, co oczywiście czynimy, po zjedzeniu przeokropnej pizzy w pizzerii „Milano” w Makowie Podhalańskim (antyreklama zamierzona). Pizza ma tylko jedną zaletę - staje się powodem naszych niezliczonych żartów.
Po przyjeździe busem do Zembrzyc zaczynamy podejście do przysiółka Bałdyse.
A stamtąd na polanę pod Starowidzem. Pięknie prezentuje się stąd otoczenie Koskowej Góry, na której byłyśmy rankiem. Widać też kawałek Tatr.
Okolice zapory Świnna Poręba.
Zembrzyce i Babia.
Kto pokaże więcej zdjęć z zachodu, już wiecie .
Gdy chodzimy, żegna nas słońce różowymi chmurkami nad aniołkową Mioduszyną. Z Zembrzyc łapiemy busy - każda w swoją stronę - kończąc te dwa miłe i słoneczne dni w Beskidzie Żywieckim i Makowskim.
Na koniec podziękowania dla aniołka za przyjęcie mnie, przenocowanie i miłe towarzystwo.
Reszta zdjęć tu: https://picasaweb.google.com/1148021165 ... _eCuqd_gKQ#
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Wiolcia, na zdjęciach są przepiękne polany - czy one pojawiały się tylko od czasu do czasu na Waszym szlaku, czy stanowiły jego większość?
Kompletnie nie znam tych rejonów, choć w "planie pięcioletnim" są ujęte! Nawet mapę zakupiłam ponad rok temu (a może i dwa lata temu?), ale leży jeszcze całkiem dziewicza
Nie wyobrażam sobie, żeby mnie się to udało w takich warunkach...
Ale łoże luksusowe Ci się fuksnęło!
A ta "poprawa" zdjęć picasy potrafi naprawdę człowieka zniechęcić!
(Jakbyście kiedyś dały jakieś zaproszonko na te okolice to bardzo poważnie bym rozważała No, ale tylko weekendowo w moim przypadku )
Kompletnie nie znam tych rejonów, choć w "planie pięcioletnim" są ujęte! Nawet mapę zakupiłam ponad rok temu (a może i dwa lata temu?), ale leży jeszcze całkiem dziewicza
Słowo, że usnęłaś?Wiolcia pisze:Jakoś ciężko nam się jednak idzie, ucinamy więc sobie drzemkę w lesie.
Nie wyobrażam sobie, żeby mnie się to udało w takich warunkach...
Ale łoże luksusowe Ci się fuksnęło!
A ta "poprawa" zdjęć picasy potrafi naprawdę człowieka zniechęcić!
(Jakbyście kiedyś dały jakieś zaproszonko na te okolice to bardzo poważnie bym rozważała No, ale tylko weekendowo w moim przypadku )
Ja też, ja też .Dżola Ry pisze:Jakbyście kiedyś dały jakieś zaproszonko na te okolice to bardzo poważnie bym rozważała
Byłam co prawda raz zimą na Jałowcu, ale był to krótki wypad, reszta okolicy jeszcze przede mną.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Jolu, rzeczywiście pierwszego dnia było polankowo: na Jałowcu, Beskidku, na Klekocinach i Hali Kamińskiego. A w okolicy jest jeszcze bardzo fajny szczyt - Buciorysz, czyli Lachów Groń. Jest tam wielka piękna polana i bardzo lubię tam łazić! I widokowa jest jeszcze Mędralowa w tej okolicy. To były takie punkty na szlaku przez las, więc dzieliły nam wycieczkę na etapy.Dżola Ry pisze:Wiolcia, na zdjęciach są przepiękne polany - czy one pojawiały się tylko od czasu do czasu na Waszym szlaku, czy stanowiły jego większość?
Słowo, że usnęłaś?Wiolcia pisze:Jakoś ciężko nam się jednak idzie, ucinamy więc sobie drzemkę w lesie.
Nie wyobrażam sobie, żeby mnie się to udało w takich warunkach...
Ale łoże luksusowe Ci się fuksnęło!
Drugi dzień to przede wszystkim Koskowa - jest widokowa, ale trzeba ganiać po całym szczycie, by zobaczyć panoramy na wszystkie strony świata. No i domy są bardzo blisko i ten przekaźnik psujący efekt... Starowidz jest zdecydowanie przyjemniejszy.
A co do zejścia z Koskowej - niestety las.
A co do spania - rzeczywiście usnęłam na tej ławce.
Spałam już w różnych dziwnych miejscach, więc nie było problemu. Aniołek się rozłożył obok na karimacie.
Dżola Ry pisze:(Jakbyście kiedyś dały jakieś zaproszonko na te okolice to bardzo poważnie bym rozważała No, ale tylko weekendowo w moim przypadku )
Mam już w planach wycieczkę na Lachów Groń, więc trzeba pomyśleć nad terminem...Han-Ka pisze:Ja też, ja też .Dżola Ry pisze:Jakbyście kiedyś dały jakieś zaproszonko na te okolice to bardzo poważnie bym rozważała
Byłam co prawda raz zimą na Jałowcu, ale był to krótki wypad, reszta okolicy jeszcze przede mną.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Teraz zauważyłam w mojej wypowiedzi tę emotkęDżola Ry pisze:
Oświadczam uroczyście i pod przysięgą, że znalazła się w tym miejscu przypadkowo!!!
Miała być "obok picasy!"
Tak to miało wyglądać:
A ta "poprawa" zdjęć picasy potrafi naprawdę człowieka zniechęcić!
Świetna nazwa! Znacznie lepsza niż Lachów Groń!Wiolcia pisze:Buciorysz
Sie im mechanizm po prostu popsuł . Tak mnie wywucyłaś, że ledwo żyłam ...sama byłam w szoku 'Wiolcia pisze:Słońce, wbrew oczekiwaniom, wstało 20 minut wcześniej (kto to sprawdzał? )
Dzień drugi. Jako pierwszy
To był koszmar!!!to się nie powinno nazywać pizzą...została zjedzona, po wcześniejszym posoleniu, popieprzeniu i dodatkowo musiała być od razu przepijana pepsi, a na koniec szybko ten smak musiałam zabić batonami...- omijać SZEROKIM ŁUKIEMWiolcia pisze: po zjedzeniu przeokropnej pizzy w pizzerii „Milano” w Makowie Podhalańskim (antyreklama zamierzona)
ps. Ubaw był przedni - "nie wiem czy lepiej zamknąć oczy i jeść...czy widzieć to..."
Niespodzianka, Tatry
Reszta tutaj:
https://picasaweb.google.com/1129537785 ... 1tSxm_eTGg
Nie każdy tak sobie możeWiolcia pisze: ferie się rozpoczęły i czas odsapnąć od codziennej rutyny,
Czuję zapach tych kiełbasek, mniam ale musiały smakować.Na szczęście znajdujemy w innym miejscu osłonięte palenisko i możemy oddać się przyjemności pieczenia kiełbasek i wpatrywania się w płonące szczapy.
Wiolcia, aniołek, ale super wycieczka, piękne polany, łąki, widoki bliższe i dalsze, oj szczerze Wam zazdroszczę tego początku ferii.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Piękny dzień w górach od wschodu do zachodu, poranna i wieczorna gra światła i zestaw widoków w międzyczasie. Coś pięknego!Wiolcia pisze:Skoro był dziś wschód słońca, będzie i zachód i koniecznie trzeba go zobaczyć!
Drzemka na szlaku czy ognisko i kiełbaski to dziś rzadkość. Pobudziłaś moje wspomnienia dawnych rajdów. A teraz? Podjechać, wejść, zejść, odjechać... A jak widać można...
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |