1986-2013 - Podsumowanie... ćwierćwiecza z hakiem...

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 20 stycznia 2014, 19:31

Jak to nigdy nie wiadomo, jakie skutki może mieć błahe, nic nie znaczące zdarzenie!

Pewnego wieczoru na wspomnianym przeze mnie polu namiotowym koło Jicina (mały, przydomowy sad) dzieci zapytały:
- Tato, będzie dziś ognisko?
- Nie, dziś już mi się nie chce rozpalać.
- A my możemy sobie rozpalić?
- Możecie.

Krzątały się więc wokół tego ogniska w promieniu 20 m od nas, zbierały drewno, papiery.
A my spokojnie, wśród zajmującej rozmowy z Jolą i Januszem, sączyliśmy sobie jakiegoś Kelta, czy innego Złotego Bażanta, kontrolując sytuację kątem oka.

Po jakimś czasie zauważamy, że koło naszych dzieci kręci się jakiś obcy facet, coś do nich mówi, biega między nimi a swoim samochodem (widzimy holenderską rejestrację). Obserwujemy czujnie i po chwili sytuacja się wyjaśnia.
Nie mógł patrzeć jak dzieci się męczą bezskutecznie, przyniósł im z bagażnika rozpałkę do grilla i rozniecił w końcu ogień.

Po raz kolejny nasza patologia została zdemaskowana ;) :lol:

Gdy przechodziłam koło ich namiotu potem, znalazłam w zakamarkach pamięci wyszukane słowa "thank you" i podziękowałam za pomoc. A oni zaczęli wylewać potok niezrozumiałych słów w moją stronę, więc mówię, że nie znam angielskiego.
- Ale przecież powiedziałaś i my zrozumieliśmy. :lol:

W każdym razie z moich pojedynczych słów próbowali łapać sens i bardzo mnie przy tej "rozmowie" zatrzymywali.
W końcu zaprosiłam ich do tego ogniska, w którego rozpaleniu mieli swój udział i jakoś wspólnymi siłami próbowaliśmy rozmawiać. Między innymi o Bieszczadach, o tym, że bywamy tam co roku, i że są piękne i dzikie, i że oni przepadają za takimi klimatami tak jak my.

Następnego wieczoru oni zaprosili nas do ogniska, po czym rano napiliśmy się pożegnalnej kawy, wymieniliśmy adresy mejlowe i każdy z nas wracał już do domu.

Potem były kurtuazyjne kartki na Boże Narodzenie, a na Wielkanoc oprócz życzeń napisałam - w tym roku też jedziemy w Bieszczady, jeśli chcecie - przyjedźcie!
Odpowiedź była błyskawiczna: "gdzie i kiedy mamy być?"


Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Holenderskiej

Rok 2000.


No i stawili się w Bukowcu punktualnie!

Zaczęliśmy od klasyki, czyli zapora:
Obrazek

i Połonina Wetlińska (nie macie wyjścia, musicie uwierzyć! :D)
Obrazek

Pogoda jednak była wtedy wybitnie szpetna, jak na mieszkanie w namiocie więc zabraliśmy ich do siebie do domu
Obrazek

I rozpoczęliśmy wycieczki jednodniowe po okolicy:
Kazimierz Dolny:
Obrazek

Puławy
Obrazek

Skansen w Kolbuszowej
Obrazek

Muzeum zabawek:
Obrazek

Baranów Sandomierski
Obrazek

Były jeszcze wycieczki do Łańcuta i Zamościa, ale już z Jolą i Januszem, bo my nie mogliśmy.
A potem pojechali przez Wieliczkę, Kraków, Oświęcim do siebie :)
Dzieciom się czasem nudziło, szczególnie Kubie (bo Agatka już cokolwiek łapała po angielsku), ale lepszej motywacji do nauki języków, niż takie międzynarodowe kontakty nie mogliśmy im zafundować!
I pomimo tej bariery językowej, bardzo je lubili!

Rok 2001

Na weekend majowy jedziemy do Holandii! :jupi:

Marieke i Dries mieszkali wtedy w tym domku w Eenrum:
Obrazek

Na nasz przyjazd pojawiły się w miasteczku liczne nowe drogowskazy :D
Obrazek

Popłynęliśmy na wyspę Schiermonnikoog, której plaża miała ponad pół kilometra!
Obrazek
Obrazek

Byliśmy w starych miasteczkach takich jak:
Sloten:
Obrazek

Winsum
Obrazek

Byliśmy w szpitalu dla fok:
Obrazek

Przez 32-kilometrową zaporę-autostradę, dzięki której Holandia wydarła morzu kawał ziemi...
Obrazek

...pojechaliśmy do Amsterdamu
Obrazek
Obrazek

Ale największą atrakcję sprawił nam Stef - ojciec Marieke, który zabrał nas do laboratorium, w którym pracował. Badano w nim wiek skał, wykopalisk archeologicznych itp. za pomocą izotopu węgla, wykorzystując czas połowicznego rozpadu. Szkoda, że z naszym angielskim nie potrafiliśmy zadać wszystkich pytań, które się nasuwały, albo zrozumieć wielu odpowiedzi! Pasjonujące!
To było jedno z laboratoriów na świecie, w którym badano Całun Turyński :)
Obrazek

Rok 2003

Umawiamy się na spotkanie w Czechach - my pierwszy raz z przyczepą. Niestety, trochę terminy nam się nie zgrywają. My nie możemy dłużej zostać, oni nie mogą wcześniej przyjechać.
Jedziemy więc powolutku, zwiedzając po drodze Słowację:

Obrazek
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pomagamy synkowi zostać księciem na zamku ;) :D
Obrazek

Mikulov
Obrazek

Telcz
Obrazek

I spotykamy się na farmie Trnka w Krzepicach (nie polecamy!):
Obrazek

spędzamy razem tydzień i musimy wracać do Polski.
Holendrzy z Jolą i Januszem zostają znacznie dłużej.




Jeszcze tego samego roku Marieke, Dries i Daniel przyjeżdżają do nas na Boże Narodzenie. Podoba im się wszystko, co świąteczne, a najbardziej pierogi z kapustą, które nie tylko im bardzo smakują, ale i uznają je za bardzo fotogeniczne i obfotografowują je, okraszone cebulką, z każdej strony :)

Z holenderskich zwyczajów, o których nam opowiedzieli jeden nam się szczególnie spodobał - po kolacji w pierwszy dzień świąt (wigilii nie mają) idą na główny plac w miasteczkach i razem śpiewają kolędy. Ładne!

Nie ma zmiłuj, goście, nie goście, przed świętami każdy pomaga!
Obrazek

Potem można świętować!

Obrazek

Prezent spod choinki się spodobał :)
Obrazek

Świąteczne śniadanie:
Obrazek


Rok 2004

Jedziemy do Holandii na ferie zimowe:
Obrazek

Obrazek

Ten wiatrak zwiedziliśmy od środka, nadal mielił mąkę!
Obrazek
Obrazek

Gramy w tradycyjną grę, której nazwy, niestety, nie pamiętam :(
Obrazek

Po czym w

Roku 2005

Holendrzy przyjeżdżają do nas! :D

Zwiedzamy Sandomierz:
Wąwóz Królowej Jadwigi, jakby ktoś jeszcze nie znał ;)
Obrazek

Obrazek

I jedziemy na kilka dni do Krynicy Górskiej:
Obrazek
Obrazek

We wspaniałym lokalu - Małopolanka (polecamy!):
Obrazek

Rok 2006

W tym roku Dries przyjeżdża tylko z Danielem, ponieważ w międzyczasie "nasi" Holendrzy się rozwodzą, nad czym bardzo ubolewamy (eh, ci Holendrzy! :/) :(

Zabieramy chłopaków na kulig:
Nie starczyło dla mnie miejsca ;)
Obrazek

Obrazek

Ostatnich gryzą psy ;)
Obrazek

Obrazek

Rok 2007

Tym razem sam Dries przyjeżdża do nas do Bukowca. Wypatruje na drugim końcu pola rejestrację NL i wkrótce grono naszych holenderskich przyjaciół wzbogaca się o Monique i Rico :D
Obrazek

Po kilku dniach w Bieszczadach wracamy z Driesem do Stalowej i idziemy na wycieczkę w nasz ulubiony rejon Imielty Ług w Lasach Janowskich...
Obrazek

Gorąco było :lol:
Obrazek

...a z Rico i Monique jesteśmy umówieni na kajaki za 2 tygodnie, podczas których oni się będą szwendać to tu, to tam po Polsce.

Ale zanim kajaki, najpierw zabieramy ich gdzie? ;) Na Imielty Ług, a jakże! :D
Obrazek
Obrazek

Po wycieczce podjeżdżamy jednym samochodem w 7 osób do drugiego. Agatce i Monique wszyscy zazdrościli miejscówki w bagażniku! Ale dziewczyny po tej przejażdżce gruntową drogą wyglądały, jakby cały dzień przy młócce pracowały, a piach im zgrzytał w zębach jeszcze długo :lol:
Obrazek

Potem jeszcze wspomniane kajaki na Wieprzu:
Obrazek
Obrazek
Wygłupy na koniec:
Obrazek

Odwiedziny w Zamościu, skoro jesteśmy tak blisko:
Obrazek

I imprezka na pożegnanie:
Obrazek

Była jeszcze jedna wizyta nasza w Holandii, ale zbyt bogata to była podróż, żeby ją łączyć z tymi. Będzie później






Tak więc proszę Państwa, takie błahe zdarzenie, a ile się działo potem! :olaboga:

No i teraz wciąż prowadzimy nieustające spory! :pojedynek: Dzięki komu to wszystko???!

Dzieci twierdzą, że dzięki nim, bo to one chciały sobie rozpalić ognisko, a nie udawało im się! :killer:
Ja twierdzę, że dzięki mnie, po poszłam do Driesa i Marieke i powiedziałam "thank you" :cisza:
Piotrek twierdził, że to dzięki niemu, bo mu się nie chciało pomóc dzieciom! :4:

No, a Wy jak myślicie? :kukacz: :lol: :lol: :lol:




Gdyby komuś jeszcze było mało ;) tu jest jeszcze (oprócz wykorzystanych w relacji) troszkę zeskanowanych zdjęć :)

https://picasaweb.google.com/1151326283 ... anderskiej#
Awatar użytkownika
malgosiadg
Turysta
Turysta
Posty: 929
Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47

Post autor: malgosiadg » 20 stycznia 2014, 21:53

Myślę, że to Twoja zasługa! :) Twojej komunikatywności i otwartości. Ale trzeba przyznać, że Twoja Rodzinka też miała w tym swój udział, nawet jeśli nie pomagając, to przynajmniej nie stawiała oporu.
I tu znowu refleksja nad sobą, ile człowiek takich szans w życiu przegapił. Ja np. kilka lat temu poznałam bardzo miłego Szwajcara na jakimś forum, dużo rozmawialiśmy na Skypie i nie pamiętam już ile razy zapraszał mnie i Mariusza do siebie i ile razy przymawiał się o te polskie pierogi, a my jak krnąbrne ślimaki w tej naszej skorupce :D
Twoje Dzieci na pewno są inne, bo jak wiadomo czym skorupka za młodu nasiąknie... tym potem ślimak trąci.
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5030
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 20 stycznia 2014, 23:33

Dżola Ry pisze:Jak to nigdy nie wiadomo, jakie skutki może mieć błahe, nic nie znaczące zdarzenie!
Oj tak.....!!! Doświadczyłem tego wieeeele razy...
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 20 stycznia 2014, 23:40

malgosiadg pisze:Twoje Dzieci na pewno są inne, bo jak wiadomo czym skorupka za młodu nasiąknie...
Na pewno łatwiej jest, gdy się nasiąknie!


Ale ja nie miałam specjalnych warunków do nasiąkania, Piotrek też raczej nie, a to wszystko się tak "samo toczyło" ;)

Wydaje mi się, że geny tu mają ogromne znaczenie! A na to nie mamy wpływu.

Ale jest druga ważna sprawa, na którą mamy całkowity wpływ! To świadomość!

Świadomość czyli co? - Odpowiedź każdego z nas na pytanie, co tak naprawdę się liczy dla pana/pani w życiu, co sprawia radość, co jest cenne? A jeśli już się znajdzie w sobie takie odpowiedzi, to dążenie do tego!
Pamiętając zawsze, że życie jest krótkie (tak, tak, młodzi! zdziwicie się, że aż tak) i nie można wszystkiego odkładać na później (że niby teraz to trudne, a potem stanie się cud i będzie łatwiej...)!

I świadomość tego, że to tylko i wyłącznie my nadajemy kształt naszemu życiu. Tylko my ponosimy za nie odpowiedzialność i za to, czym je wypełniamy.

Wiele (większość?) ludzi uważa, że to jakieś czynniki zewnętrzne nie pozwalają im na to, co by chcieli. A one stanowią maleńki marginesik jedynie. To co rzeczywiście przeszkadza, hodujemy cichutko w sobie.

Te moje wywody nie są oczywiście, w żadnym wypadku, do Ciebie, Małgosiu! One tylko spowodowały ogólną refleksję.

malgosiadg pisze:my jak krnąbrne ślimaki w tej naszej skorupce
Bo może ta skorupka jest najważniejsza? :kukacz:


malgosiadg pisze:kilka lat temu poznałam bardzo miłego Szwajcara na jakimś forum, dużo rozmawialiśmy na Skypie i nie pamiętam już ile razy zapraszał mnie i Mariusza do siebie i ile razy przymawiał się o te polskie pierogi
Jeeeny, a Szwajcaria jest taka piękna (i droga)!
Skąd się bierze takich Szwajcarów? :kukacz: ;) :D
Awatar użytkownika
Rebel
Turysta
Turysta
Posty: 1171
Rejestracja: 03 maja 2008, 5:59

Post autor: Rebel » 21 stycznia 2014, 8:58

Dżola Ry pisze:Była jeszcze jedna wizyta nasza w Holandii, ale zbyt bogata to była podróż, żeby ją łączyć z tymi. Będzie później
Jolu pisz nie ociągaj się bo fajnie się Ciebie czyta :)
Dżola Ry pisze:Dzięki komu to wszystko???!
Jolu ja myślę że jak zawsze sukces ma wielu ojców , aczkolwiek jakby Piterkowi się chciało ,to nie miała byś być może okazji do "thank you" itd ;) ,w tym wypadku mamy do czynienia z efektem domino , które trącił Piterek , a wszystko i tak kreci się w okół ogniska :D
"Niekiedy wilkiem się nazywał , lecz wilkiem nie był, gdy wszyscy raźnie śpiewali - wolał zawyć ... "
Awatar użytkownika
Pomezaniac
Turysta
Turysta
Posty: 218
Rejestracja: 24 lipca 2013, 8:55

Post autor: Pomezaniac » 21 stycznia 2014, 9:43

Dżola Ry pisze:No, a Wy jak myślicie?
Ja tak przewrotnie - może to dzięki Holendrom, w końcu to oni mieli podpałkę :P
A druga opcja, to taka, że znajomość z Holendrami została już przepowiedziana bardzo dawno temu, jak się pierwszy poznałaś z przyszłym wtedy mężem, później zaakceptowałaś randkę na basenie, no i w końcu ślub, bo bez Was - nie byłoby dzieci, bez dzieci pomysłu na ognisko, a bez tego pomocy Holendrów, itd. :) Także odpowiedziałbym, że to dzięki Wam obojgu :)

Historia mega mi się podoba :)
bton1

Post autor: bton1 » 21 stycznia 2014, 9:53

Jola.. rządzisz po prostu :)
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 21 stycznia 2014, 10:49

Dżola Ry pisze:No i teraz wciąż prowadzimy nieustające spory! Dzięki komu to wszystko???!

Dzieci twierdzą, że dzięki nim, bo to one chciały sobie rozpalić ognisko, a nie udawało im się! :killer:
Ja twierdzę, że dzięki mnie, po poszłam do Driesa i Marieke i powiedziałam "thank you" :cisza:
Piotrek twierdził, że to dzięki niemu, bo mu się nie chciało pomóc dzieciom!

No, a Wy jak myślicie? :kukacz: :lol: :lol: :lol:
A mi sie wydaje ze glownie dzieki tobie i Piotrkowi bo przekazaliscie na poprzednich wyjazdach dzieciom ze ognisko to cos fajnego, na tyle fajnego ze samym dzieciakom na tym ognisku zalezalo...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 21 stycznia 2014, 12:18

buba pisze:Dżola Ry powiedział/-a:
ale ja nie chodzę z rozpaczą na obliczu, żyję normalnie, rozmawiam, śmieję się, wygłupiam, opowiadam kawały, krzątam wokół zwykłych spraw.

Za to cie naprawde podziwiam! za taki hart ducha- nie wiem jak to nazwac
Bo oblicze jest dla ludzi, a co w sercu, w duszy, to inna sprawa...
Refleksje tego typu będą się tu jeszcze przewijać :)

malgosiadg pisze:Myślę, że to Twoja zasługa! :) Twojej komunikatywności i otwartości. Ale trzeba przyznać, że Twoja Rodzinka też miała w tym swój udział, nawet jeśli nie pomagając, to przynajmniej nie stawiała oporu.
Rebel pisze:Jolu ja myślę że jak zawsze sukces ma wielu ojców , aczkolwiek jakby Piterkowi się chciało ,to nie miała byś być może okazji do "thank you" itd ,w tym wypadku mamy do czynienia z efektem domino , które trącił Piterek , a wszystko i tak kreci się w okół ogniska :D
Pomezaniac pisze:Ja tak przewrotnie - może to dzięki Holendrom, w końcu to oni mieli podpałkę :P
A druga opcja, to taka, że znajomość z Holendrami została już przepowiedziana bardzo dawno temu, jak się pierwszy poznałaś z przyszłym wtedy mężem, później zaakceptowałaś randkę na basenie, no i w końcu ślub, bo bez Was - nie byłoby dzieci, bez dzieci pomysłu na ognisko, a bez tego pomocy Holendrów, itd. :) Także odpowiedziałbym, że to dzięki Wam obojgu
buba pisze:A mi sie wydaje ze glownie dzieki tobie i Piotrkowi bo przekazaliscie na poprzednich wyjazdach dzieciom ze ognisko to cos fajnego, na tyle fajnego ze samym dzieciakom na tym ognisku zalezalo...
Bardzo dziękuję za te argumenty, ale żaden z nich nie jest jednak wystarczająco przekonujący :8)

I BARDZO DOBRZE!!!

Bo my jesteśmy niezwykle przywiązani do naszego sporu i nie zamierzamy z niego rezygnować do krwi ostatniej!!!
:lol: :lol: :lol:


Bardzo, bardzo wszystkim dziękuję za wszystkie miłe słowa!
I cieszy mnie to, że także młodzi ludzie czytają :)
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 21 stycznia 2014, 18:10

Włoskie wakacje.

Był rok 2005, po wakacjach Agatka szła do maturalnej klasy, a po maturze wiadomo - ma wyjechać na studia. Trzeba będzie ją utrzymać w dużym (więc drogim) mieście.
A w kasie pustki. Gospodarzenie jedną pensją, wzbogacaną czasem zastrzykiem doraźnych zleceń pozwalało na normalne życie, ale wygospodarowanie z tego budżetu tysiąca miesięcznie nie było możliwe.

Usłyszałam w pracy, że mój kolega wybiera się na wakacje do Włoch na zbieranie pomidorów. To jest pomysł! Z tego co mówił, nawet uwzględniając moją mniejszą wydolność na 100% zarobię tyle, że pierwszy rok studiów Agatka ma zapewniony!
Na kolegę ma tam czekać brat jego ucznia (kolega na prośbę matki zabiera go do Włoch), który pracuje tam już pół roku. Praca jest.
Postanowiłam - jadę! :spoko:

Gdy powiedziałam o tym w domu, Agatka mówi - też jadę! Jak to?! Na moje studia miałabym sama nie zarabiać? :oczynoela:
Na to Kuba, który nas świeżo przerósł i czuł w sobie moc, stwierdza, że on to najbardziej musi jechać, bo jest najsilniejszy!
No, chwileczkę! Myślicie, że mnie tu samego zostawicie?! Ja też jadę, rzekł Piotrek.

Zaczęliśmy to rozważać, analizować, zbierać dane i urodził się taki scenariusz:

Krzysiek, kolega z pracy, jedzie z tym chłopakiem busem.

Nam natomiast bardziej opłaca się pojechać swoim samochodem z przyczepą.
Po pierwsze taniej nam wyjdzie, po drugie, możemy sobie nabrać jedzenia z Polski, mogę gotować i będziemy mieć gdzie mieszkać.

Opracowałam jadłospis na każdy dzień, porobiliśmy zapasy, czego tylko się dało i w drogę!
Wyjechaliśmy kilka dni wcześniej niż Krzysiek, żeby sobie po drodze świat oglądać spokojnie :)

Liptowska Mara:
Obrazek

Martin
Obrazek

Bratysława:
Obrazek

Na parkingu w Austrii:
Obrazek

W Villach
Obrazek

Przejazd przez Alpy:
Obrazek

Na plaży w Rimini. Nasz pierwszy kontakt z ciepłym morzem! Pomimo, że to już było już po 20.00 zaraz pobiegliśmy do przyczepy się przebrać i chlup do wody! Super było, cieplutko! :D
Obrazek

Pierwsze palmy:
Obrazek

I już w Foggi, gdzie mamy się spotkać z Krzyśkiem, ale jeszcze mamy sporo czasu.
Jesteśmy w parku Karola Wojtyły:
Obrazek

Rzeczywistość okazuje się taka, o jakiej najczęściej słyszymy w mediach!
Nikt nam nie załatwił ani pracy, ani lokum dla Krzyśka i Tomka (całe szczęście mieli namiot).

Nie będę opisywać szczegółów, bo to bardziej sprawy rodzinne innych osób.

W każdym razie z trudem znajdujemy sobie pracę. Zatrudnia nas Włoch do zbierania nektarynek:
Obrazek

Praca baaardzo nam się podoba, napełnianie takiej skrzyni idzie dość szybko, czujemy jak zarabiamy, a do tego możemy zjadać wszystkie nektarynki, które nie są twarde jak kamień.

Szkopuł w tym, że ta praca jest raz na 3, 4 albo i 5 dni. Resztę czasu czekamy, aż dojrzeje następna partia. A czas leci, nie zarabiamy :(
Krzysiek z Tomkiem postanawiają wrócić do Polski.
Ale nam szkoda - mamy co jeść, gdzie spać, postanawiamy zostać.

Nasza miejscówka:
Obrazek

Po burzy tak to wyglądało:
Obrazek

W oczekiwaniu na wezwanie do pracy jeździmy sobie na wycieczki w pobliżu:

Nad morze:
Obrazek

Do San Giovanni Rotondo. Miejsce okropne, sama komercja i blichtr!
Obrazek

Pamiątki po Ojcu Pio:
Obrazek


Nie wiem, co to za miasteczko, ale ślicznie położone:
Obrazek

W końcu zgadujemy się z kimś i postanawiamy się przenieść w inne miejsce, gdzie Polak jest pośrednikiem. Pracy ma być więcej.
I rzeczywiście jest nieco więcej (ale tylko nieco, bo też raz na kilka dni): kroimy pomidory do suszenia (fajna praca), nadziewamy papryczki w przetwórni (okropność), zrywamy liście winorośli, a raz jedziemy na zbiór pomidorków koktajlowych. Raz i nigdy więcej! Ducha chcieliśmy wyzionąć, a zebraliśmy 1/3 tego, co inni! To była praca dla osiłków, a nie nas, wymuskanych mieszczuchów ;)

Ale znowu pojawił się szkopuł!
Zauważyliśmy ewidentnie chore układy wśród tej brygady! Pośrednik zwodził tych ludzi, nie płacił im od miesięcy, wszystko tylko zapisywał na kartce. A niektórzy pracowali od pół roku u niego. Dziwni są ludzie...

My się przestraszyliśmy, że też zostaniemy oszukani i po niecałych 2 tygodniach zażądaliśmy naszych pieniędzy. Zaczęły się korowody, kręcenia.
Jednak była w nas siła większa niż u tamtych pracowników - niezależność, pewność siebie, własne wsparcie pozwoliły nam dopiąć swego i w ciągu 2 dni dostaliśmy wszystko, co nam się należało.

Tylko, że tego było tyle, co kot napłakał!
Tzn. zarobiliśmy ponad 2 tysiące, ale cóż to było w kontekście Agatki studiów?!

Stwierdziliśmy jednak, że nie będziemy niczego więcej szukać, czasu już mamy niewiele, kokosów tu nie zarobimy, więc to, co się udało zdobyć przeznaczymy sobie przynajmniej na prawdziwe wakacje. A na studia weźmiemy najwyżej kredyt!

Oczekując na należne nam pieniądze pojechaliśmy do Neapolu, żeby zobaczyć, czy możemy umrzeć ;)
Było kilka ładnych miejsc:
Obrazek

Ale ogólne wrażenie było straszne!!!
Obrazek
Obrazek

Zwiedziliśmy też tego dnia Pompeje:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

(zdjęcia z Pompejów: https://picasaweb.google.com/jolaryd/Pompeje28072005# )

Wiedziona sentymentem ( http://www.youtube.com/watch?v=igkZkqWChEM ) bardzo chcę też objechać półwysep Sorrento. Okazuje się jednak, że wkrótce się ściemnia i oprócz kaskady świateł na zboczach nic nie widzimy. A domyślamy się, jak tu pięknie być musi... :(
No, cóż, jest noc, trzeba jechać do przyczepy. :(


Po "wydębieniu" należnej nam kasy wyjechaliśmy z tego rejonu.

Po powrocie do Polski dowiedzieliśmy się, że dokładnie w tym czasie działy się na tych plantacjach straszne rzeczy. Nawet ginęli ludzie! Najgorzej było 15 km od nas. Słyszeliśmy o tym co prawda tam, na miejscu, ale w swojej naiwności i dobroduszności nie wierzyliśmy, że to może być prawda! A jednak była.

Wiemy też, że ten Polak - pośrednik, u którego byliśmy, nie zapłacił tym ludziom, pracującym u niego długie miesiące.

A my pojechaliśmy sobie nad Adriatyk i pławiliśmy się w morzu i słońcu do syta!

Po 2 dniach stwierdziliśmy, że to przecież jest blisko (ok. 200-250 km) i teraz łatwiej nam wrócić do Sorrento(!) niż będzie kiedyś tam w życiu.

Wracamy więc i podziwiamy krajobrazy, które zapierają nam dech w piersiach!
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na tle Capri.
Obrazek

Po drodze kąpiemy się w krystalicznym Morzu Tyrreńskim...
(ta dama w białym kapelusie to ja, przede mną Piotrek i Kuba, a Agatka robi zdjęcie)
Obrazek
...pijemy włoską kawę...
Obrazek

...i wracamy do swojej przyczepy pod Tremoli.

(zdjęcia z przepięknego Sorrento: https://picasaweb.google.com/jolaryd/Sorrento# )

Byczymy się na plaży kolejne dwa dni, a następnie kierujemy się w stronę domu, odwiedzając we Włoszech jeszcze Wenecję. Lało!

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A dalej przez Słowenię
Obrazek

Balaton (za nami jest, słowo ;))
Obrazek

Nocleg nad Dunajem z widokiem na parlament (aktualnie czyszczony) w Budapeszcie, który oczywiście też zwiedzamy (Budapeszt, nie parlament)...
Obrazek

I w końcu docieramy do domu, kończąc zapasy jedzenia, którego nam wystarczyło na cały ten długi turnus ;)

Pieniędzy w kasie nie przybyło wprawdzie po tych "saksach", ale wrażeń całe mnóstwo!

A sprawa studiów rozstrzygnęła się po kilku miesiącach szczęśliwie, o czym będzie pod koniec.
Ostatnio zmieniony 21 stycznia 2014, 20:36 przez Dżola Ry, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Wiolcia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 982
Rejestracja: 18 listopada 2011, 18:33

Post autor: Wiolcia » 21 stycznia 2014, 18:34

Oo, już nowy odcinek, a ja jeszcze holenderskiego nie zdążyłam skomentować! Widzę, że ferie sprzyjają nadrabianiu zaległości ;).
Co do holenderskiego wątku, myślę, że wszyscy z Waszej szalonej rodzinki mieli udział w poznaniu Driesa i Marieke, bo każdy coś wniósł do tej historii. No chyba, że nadal wolicie się spierać :).
A czy z Marieke macie jeszcze kontakt po jej rozwodzie z Driesem? Bo on Was odwiedzał, a czy Marieke też, czy bardziej związani byliście jednak z nim?
A na "Rzymskie (nawet jeśli tam nie byliście) wakacje rodziny R." już sobie ostrzę ząbki, tylko muszę znaleźć chwilę czasu na przeczytanie. Ładnie to tak w czasie pracy innych podrzucać kolejną smakowitą opowieść? ;)
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3057
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 21 stycznia 2014, 18:52

bardzo ciekawe historie i zdjęcia, zwłaszcza te zagraniczne - całkiem sporo zwiedzaliście, zamiast siedzieć na tyłku - to się chwali :spoko:

Jednak najbardziej zainteresowały mnie te zdjęcia
Popłynęliśmy na wyspę Schiermonnikoog, której plaża miała ponad pół kilometra!
dziadek służył na tej wyspie w czasie wojny, dużo o niej opowiadał i teraz mogę to sobie wyobrazić!
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
włodarz
Turysta
Turysta
Posty: 2379
Rejestracja: 01 grudnia 2011, 19:09

Post autor: włodarz » 21 stycznia 2014, 20:04

Dżola Ry pisze: wtedy w Czechach było naprawdę tanio
To se nevrati. A szkoda.
Dżola Ry pisze:Nam natomiast bardziej opłaca się pojechać swoim samochodem z przyczepą.
Po pierwsze taniej nam wyjdzie, po drugie, możemy sobie nabrać jedzenia z Polski, mogę gotować i będziemy mieć gdzie mieszkać.
Jak widać była to bardzo rozsądna decyzja.
Awatar użytkownika
Wiolcia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 982
Rejestracja: 18 listopada 2011, 18:33

Post autor: Wiolcia » 21 stycznia 2014, 20:23

Przeczytałam. Uff, to się Wam udało w całym tym zamieszaniu z pracą jednak coś zarobić (na wakacje) i nie zostać oszukanym. A co zwiedziliście (całkiem sporo!) to Wasze.
Patrząc na te zdjęcia, szczególnie na to w Villach, gdy siedzicie na poboczu, poczułam znów ten stan "bycia w drodze"...
To miasteczko na wzgórzu rzeczywiście ślicznie jest położone. Bardzo lubię takie miejsca, niewielkie, a klimatyczne. Sorrento też się ładnie zaprezentowało na zdjęciach. W ogóle świetna jest ta Wasza spontaniczność: teraz albo nigdy. Ja też tak niekiedy mam i potrafię jechać sporo kilometrów, nawet w deszczu, żeby tylko, jak na przykład ostatnio, jakąś ciekawą skałkę zobaczyć.
Baardzo urzekło mnie to zdjęcie, gdzie stoicie w drzwiach bazyliki św. Marka. Super!
A tak w ogóle, to nawet nie wiedziałam, Jolu, że z Ciebie taki podróżnik i tyle zwiedziłaś ze swoją rodziną!
Dżola Ry pisze: Tzn. zarobiliśmy ponad 2 tysiące, ale cóż to było w kontekście Agatki studiów?!

Stwierdziliśmy jednak, że nie będziemy niczego więcej szukać, czasu już mamy niewiele, kokosów tu nie zarobimy, więc to, co się udało zdobyć przeznaczymy sobie przynajmniej na prawdziwe wakacje. A na studia weźmiemy najwyżej kredyt!

A sprawa studiów rozstrzygnęła się po kilku miesiącach szczęśliwie, o czym będzie pod koniec.
No właśnie... Często wszytko się po prostu jakoś układa, a człowiek traci tyle fajnego przejmując się lub przyjmując asekurancką postawę. A Wy tak po prostu łapaliście dzień korzystając z tego, co macie. Bardzo mi się to podoba.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
Awatar użytkownika
trotyl
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 384
Rejestracja: 02 czerwca 2012, 20:26

Post autor: trotyl » 21 stycznia 2014, 20:26

I mi ,choć minęło od tego czasu ponad 12lat ,jak słyszę Neapol to w oczach widzę ....kalsony na sznurkach... :D :D
I jeszcze jedno ...a gdzie Monte Cassino..???
A na ziemi pokój ludziom dobrej woli
ODPOWIEDZ