15-18.08.2013 r. - Dachstein, Góry Martwe - ferraty (Austria)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Inga
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 839
Rejestracja: 20 marca 2010, 0:48

15-18.08.2013 r. - Dachstein, Góry Martwe - ferraty (Austria

Post autor: Inga » 21 sierpnia 2013, 21:36

Ekipa: Inga, gaza, adrians-osw

Właściwie nie spodziewałam się, że jeszcze w tym roku wyląduję na ferratach, ale skoro pojawiła się taka możliwość, to grzechem byłoby z niej nie skorzystać zwłaszcza, że apetyt na Alpy miałam już od dłuższego czasu :) I tak oto w środę popołudniu pakuję plecak i jadę do Żywca skąd zbiera mnie Adrian i razem jedziemy po gazę.
Do Ramsau am Dachstein docieramy przed 5, ale na szlak ruszamy dopiero ok. 6.30. Przed nami podejście do znajdującej się na wysokości 2700 m n.p.m. platformy widokowej Sky Walk. Pogoda taka sobie. Jest ciepło, ale jednocześnie trochę pochmurno, widoczność nie jest najlepsza.

Obrazek

Docieramy do ferraty Hunerscharten – Klettersteig. Kawałek idziemy razem, potem rozdzielamy się- ja do samego końca idę ferratą Hunerscharten - Klettersteig, natomiast chłopcy skręcają na Skywalk- wrażenia z przejścia to już sami muszą opowiedzieć.

Obrazek

Obrazek

W każdym bądź razie mi idzie się fajnie, ferrata jest bardzo łatwa- w sam raz na pierwszy raz. Jeszcze tylko kawałek kolejną ferratą, (której nazwy już nie pamiętam) pod samą platformę widokową na Bergstation Hunerkogel. Po ok. 30 min docierają Łukasz i Adrian. Robimy sobie dłuższą posiadówę. Widoczność się pogarsza. Ja jeszcze miałam jako takie widoki, po przyjściu chłopaków jest zdecydowanie gorzej.

Obrazek

Obrazek

Po odpoczynku ruszamy na ferratę Koppenkarstein Westgrat Klettersteig, która nieco przypomina naszą Orlą Perć (jeśli chodzi o trudności), a zważywszy na fakt, że jest ubezpieczona- idzie się beż żadnych problemów. Chłopcy cieszą się wizją zbliżającego się mostku. Ja trochę mniej :) I gdy już do niego dochodzimy daleka jestem od entuzjazmu :D Mostek można obejść, ale Adrian i Łukasz skutecznie najeżdżają mi na ambicję i małymi kroczkami na drżących jak galareta nogach jakoś go pokonuję.

Obrazek

Adrian zostaje na Kleine Koppenkarstein, a ja i Łukasz idziemy dalej aż do Grosse Koppenkarstein (2863 m.n.p.m.). Niestety w chmurach i z ograniczonymi widokami tylko na jedną stronę.

Obrazek

Obrazek

Na szczycie zastają nas gęste chmury, więc po pamiątkowej fotce i wpisie do książki zbieramy się w drogę powrotną. Tym razem nieco łatwiej przychodzi mi przejście mostka :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy schodzimy do końca ferraty widoczność zdecydowanie się poprawia i potem z każdym metrem jest już tylko lepiej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy w dół tą ferratka , którą ja podchodziłam do góry. Jeszcze tylko trekking na parking i po uiszczeniu horrendalnej opłaty za parking (płatny 6 euro od osoby!) udajemy się na camping. W Ramsau am Dachstein są dwa campingi- my celowo wybieramy Ramsau Beach Camping ze względu na znajdujące się tam jeziorko. W przerwie między górami miał być bowiem plażing i smażing i kąpiele :) w praktyce nic z tego nie wychodzi, bo woda jest za zimno, (chociaż znajduje się jakaś odważna pani, która w piątek wskakuje do jeziorka ;))

Piątkowy poranek wita nas słońcem i zapowiada piękną pogodę na resztę dnia. Podjeżdżamy kawałek i ruszamy w górę w stronę schroniska Guttenberhaus (ok. 2,5 godz).

Obrazek

Widoczność bardzo dobra. Z każdym krokiem coraz lepsze widoki.

Obrazek

Obrazek

Fajne te Alpejskie schroniska. Wyglądają bardziej jak pensjonaty. Ogólnie moje wrażenia z kilkudniowego pobytu w Austrii są bardzo pozytywne- wszystko takie zadbane, trawniki idealnie przycięte, domki odwalone, wokół nich dużo kwiatów i zieleni. To co nas zaskakuje to bardzo krótko otwarte sklepy. Nie spodziewaliśmy się, że 15 sierpnia również obchodzą święto (Wniebowzięcie NMP). wszystkie sklepy (aż dwa;) ) są zamknięte. W związku z tym w czwartek zakupy robimy na stacji benzynowej. W tygodniu sklepy są otwarte do 19, w soboty do 18 natomiast w niedziele są pozamykane na trzy spusty.
Pod schroniskiem rozstajemy się z Adrianem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy niecałe pół godzinki szlakiem 618 pod Ferratę Jubilaums, która wiedzie na szczyt szczyt Eselstain. Ludzi na szlaku niewiele. Docieramy do ferratki, na której już walczy jakaś parka.

Obrazek

Wygląda trochę groźniej niż ta wczorajsza, niektóre fragmenty są zdecydowanie bardziej eksponowane i widać, że trzeba będzie się trochę bardziej nagimnastykować. Jednak nie taki straszny diabeł, jak go malują :) Buty idealnie trzymają się skały, po trudniejszych odcinkach można odpocząć na łatwiejszych fragmentach. No i oczywiście coraz lepszy widok z góry.

Obrazek

Obrazek

Trudniejszy moment pojawia się dopiero tuż przed finiszem. Mianowicie skała jest trochę większa a moje nóżki okazują się być ciut za krótkie, żeby ją tak z marszu ominąć... Podczas prób wgramolenia się na górę, męczę się za bardzo i decyduję się zrobić mały wycof do tyłu, w celu zebrania sił. Noga mi ujeżdża i nawet nie mam czasu się na dobre przestraszyć, bo już ląduję na półce parę metrów niżej. Noga trochę sponiewierana, ale nic strasznego się nie stało. Na szczycie odpoczywamy, uzupełniamy kalorię, gawędzimy chwilę z sympatyczna parą z Austrii i zbieramy się w dół. Sam szczyt bardzo przypadł mi do gustu :) Rozciągała się z niego panorama na 360 stopni- chyba śmiało mogę stwierdzić, że to najładniejszy widok, jaki miałam okazję podziwiać (nie licząc wejść zimowych, które dostarczają jednak zupełnie innych wrażeń).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zejście tym razem drogą trekkingową, aczkolwiek uważam (i Łukasz zapewne też), że łatwiej było pokonać ferratę niż schodzić w dół tym koszmarnym żwirkiem, który ujeżdżał spod stóp. Trzeba było bardzo uważać, bo nachylenie było spore i w razie poślizgnięcia się można było się znaleźć na dole zdecydowanie szybciej niż by się chciało. niekoniecznie w jednym kawałku. Potem droga jest już zdecydowanie bardziej przyjemna. Idziemy przez płaskowyż - pierwszy raz miałam możliwość go zobaczyć z bliska- o ile z góry wyglądał mało interesująco, z bliższa okazał się ciekawy.

Obrazek

Obrazek

Doganiamy Adriana, który niecierpliwił się czekając na nas przy schronisku i zaczął schodzić w dół. Jeszcze tylko szybkie zakupy i jesteśmy z powrotem na campingu.

W sobotę pakujemy manatki i zmieniamy rejon. Udajemy się w Góry Martwe, rozbijamy się na campingu i ruszamy w stronę Sisi. Serpentynami (znów płatna droga - 15euro/samochód) podjeżdżamy do miejsca startu.

Obrazek

Przed nami półgodzinne podejście pod ferratę. Jest to niezwykle widokowa droga w masywie Loser. Słońce mocno grzeje.

Obrazek

Sama Sisi wygląda jak dla mnie dość hardcorowo. Zaczynam sie spinać, czy aby na pewno dam radę. Adrian rusza przodem. Motywowana przez Łukasza ruszam w górę. Ta blokada psychiczna oraz fakt, że jak dla nie ta ferrata jest najzwyczajniej trudna robią swoje- po jakimś czasie marzę o tym, by być już na szczycie :)

Obrazek

Obrazek

W trudniejszych momentach Łukasz mi trochę pomaga. Są fragmenty bardzo strome, gdzie poza sporą ekspozycją dochodzi konieczność wykorzystania siły rąk. Na Jubileuszowej było zdecydowanie prościej- łatwiej było znaleźć odpowiednie miejsce na postawienie stopy, było stabilniej i bezpieczniej. Z moimi 163 cm wzrostu w niektórych miejscach mam duży problem, żeby rozstawić odpowiednio szeroko nogi i znaleźć dla nich wystarczające oparcie. A moje bicepsy też nie należą do największych ;) w związku z czym zaczynam odczuwać zmęczenie

Obrazek

Obrazek

Powoli zbliżamy się do szczytu, ale czeka nas jeszcze trudny odcinek. W pewnym miejscu trzeba się maksymalnie odchylić w tył i trzymając się liny obejść skałę dookoła. Początkowo jakoś mi to idzie, ale znowu natrafiam na miejsce, gdzie moje nogi okazują się za krótkie i ujeżdżam w dół. Przed nami ostatnie trudne podejście. Trzeba się wspiąć w górę poruszając się po wbitych w skałę szczeblach. Już prawie mi się udaje, brakuje może z 10 cm, żeby się przepiąć się wyżej i... lecę. Co dziwne każdy kolejny lot niesie za sobą mniej emocji :) (Teraz- gdy już miałam okazję sprawdzić niezawodność sprzętu). Wcześniej trochę się obawiałam, czy aby na pewno nie polecę w dół w przypadku odpadnięcia od ściany, czy lonża/ uprząż utrzyma mój ciężar. Teraz już sobie wiszę spokojnie :) Tzn. znajduję oparcie dla stóp na szczeblu i odpoczywam. Problem zaczyna się, gdy po zebraniu sił chcę ruszyć w górę. Karabinek się zablokował. Wydaje mi się, że to moje ręce są za słabe ale Łukasz próbuje mi pomóc i ani drgnie. Wbił się w taki sposób, że nie da się go ruszyć. A co za tym idzie nie mogę się iść ani w górę ani w dół. Dość długo się z nim mocujemy- na początku rękami, potem butem, kamieniami- nic. W końcu na horyzoncie pojawiają się następni turyści. Jedyne wyjście to przeciąć lonże i odciąć pechowy karabinek na pamiątkę :) Pożyczam tasiemkę od Adriana i pokonuję ostatnie metry na szczyt Losera.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Długo nie siedzimy, parę zdjęć i zaczynamy schodzić (zejście trekkingowe).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po dotarciu na camping chłopcy relaksują się w basenie.

Niedziela już na całkowitym lajcie. Rano śpimy dłużej i po spakowaniu się udajemy się do Hallstatt. Miasteczko, usytuowane na brzegu Jeziora Halsztackiego, u podnóża Alp Salzburskich, jest prawdziwą perełką regionu Salzkammergut, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Znajduje się tam kopalnia soli oraz cmentarzysko. Malowniczo usytuowane Hallstatt przyciąga tłumy turystów, szczególnie dużo Chińczyków :) Podobno zbudowali kopię miasta w prowincji Guangdong. Ciekawie wyglądają tamtejsze sklepy- obok ubrań górskich/ sprzętu na półkach wiszą stroje ludowe  tuż obok leży piwo/ wino lub jakieś inne artykuły spożywcze :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Opuszczamy Hallstatt i ruszamy do Polski, zahaczając po drodze o Bratysławę. Spacerujemy po centrum, zaglądamy na zamek, jemy obiad i to już koniec przygody.

Obrazek

Obrazek

WIĘCEJ ZDJĘĆ:
moje:
https://picasaweb.google.com/1082872992 ... atyAustria

Łukasza:
https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

Adriana:
https://plus.google.com/photos/10915084 ... banner=pwa
Ostatnio zmieniony 23 sierpnia 2013, 23:30 przez Inga, łącznie zmieniany 5 razy.
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
Awatar użytkownika
Wiolcia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 982
Rejestracja: 18 listopada 2011, 18:33

Post autor: Wiolcia » 21 sierpnia 2013, 22:01

No, no, coraz więcej relacji z ferrat na forum - ambitnie się robi! Inga, to Twój pierwszy raz na ferratach? Zastanawiam się, czy ja z moim koszmarnym lękiem wysokości dałabym radę jakąś małą ferratę zrobić...
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
Awatar użytkownika
HalinkaŚ
Moderator
Moderator
Posty: 4600
Rejestracja: 10 września 2009, 8:11

Post autor: HalinkaŚ » 21 sierpnia 2013, 22:03

Inga pisze:Noga mi ujeżdża i nawet nie mam czasu się na dobre przestraszyć, bo już ląduję na półce parę metrów niżej. Noga trochę sponiewierana, ale nic strasznego się nie stało.
Inga pisze:na drżących jak galareta nogach jakoś go pokonuję.
Inga pisze:i ujeżdżam w dół.
Inga pisze:żeby się przepiąć się wyżej i... lecę
Inga, o rety. Najważniejsze, że mimo przeciwności nie zniechęciłaś się i dalej kontynuowałaś trasy :brawo: Wielkie brawa za odwagę i najważniejsze to że nic złego mimo kontuzji się nie stało.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.:)
Zbychu

Post autor: Zbychu » 21 sierpnia 2013, 22:47

Inga cieszy mnie, że nie tylko ja w tym czasie debiutowałem na ferratach :) Bakcyl połknięty?

:brawo: za zdobyte szczyty, pokonane trasy, piękne zdjęcia i ... realizacje marzeń :) Mam tylko nadzieję, że gaza gwizdka nie używał :twisted:
Awatar użytkownika
Inga
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 839
Rejestracja: 20 marca 2010, 0:48

Post autor: Inga » 21 sierpnia 2013, 23:37

Wiolcia pisze:Inga, to Twój pierwszy raz na ferratach? Zastanawiam się, czy ja z moim koszmarnym lękiem wysokości dałabym radę jakąś małą ferratę zrobić...
tak, mój pierwszy raz zarówno na ferratach jak i w ogóle w Alpach.
Co do ferrat to jest w czym wybierać. Poziom trudności poszczególnych ferrat jest bardzo zróżnicowany. Ja nigdy nie miałam problemów z lękiem wysokości, więc ciężko mi doradzać w tej kwestii. Ale jedno jest pewne- nastawienie psychiczne ma duży wpływ na to, jak sobie potem radzimy.
HalinkaŚ pisze:Najważniejsze, że mimo przeciwności nie zniechęciłaś się i dalej kontynuowałaś trasy
trzeba być twardym :paker: ;)
Zbychu pisze:Bakcyl połknięty?
zdecydowanie :D Pierwsze koty za płoty
Zbychu pisze::brawo: za zdobyte szczyty, pokonane trasy, piękne zdjęcia i ... realizacje marzeń
dzięki, Zbychu.
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
Awatar użytkownika
gaza
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1641
Rejestracja: 21 marca 2010, 19:27

Post autor: gaza » 21 sierpnia 2013, 23:58

Jak do tej pory to były najlepsze ferraty na jakich byłem :hura: i jestem z tego wyjazdu bardzo zadowolony :hura:
Inga śmigała jak kozica po tych ferratach,choć trochę się poobijała to i tak jej było mało i chciała jeszcze iść na pobliskie szczyty :twisted:
Zbychu pisze:Mam tylko nadzieję, że gaza gwizdka nie używał :twisted:
miałem nawet dwa,ale nie było potrzeby

Fotki z pierwszego dnia:
https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

i z drugiego:
https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink
Ostatnio zmieniony 22 sierpnia 2013, 16:17 przez gaza, łącznie zmieniany 1 raz.
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
Awatar użytkownika
Hania
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 226
Rejestracja: 04 grudnia 2012, 17:18

Post autor: Hania » 22 sierpnia 2013, 7:34

gratuluje!:)
pierwszy raz na ferratach i tyle przygód ;) super, że dałaś radę :)

a zdjęcia na prawdę pierwsza klasa :brawo: widoki niesamowite
Nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego kroku ...
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 22 sierpnia 2013, 8:18

Jak na pierwsze zetknięcie z ferratami to naprawdę ładnie podziałałaś.
Rozmawiałem trochę z Adrianem przed Waszym wyjazdem i zazdrościłem Wam jak cholera tego wolnego piątku (sam skoczyłem w Alpy tylko na sobotę i niedzielę).

Co do Sisi nasunęła mi się ciekawa obserwacja. Miałem okazję przechodzić ją jakoś pod koniec lipca, a moja towarzyszka ma 158 cm wzrostu. Obawiała się Sisi właśnie ze względu na to szerzej porozstawiane klamry. Na filarze szczytowym poradziła sobie znacznie lepiej niż ja (do dryblasów nie należę, ale prawie 20 centymetrów wyższy od Niej jestem) i stwierdziła, że ten fragment był łatwy. Bardziej namęczyła się w dolnej części. Zatem, reguły nie ma, nie przejmuj się tym i śmiało przystawiaj do innych trudnych ferrat.
Ostatnio miałem okazję przechodzić taką, gdzie niższy wzrost był atutem :)
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Anonymous

Post autor: Anonymous » 22 sierpnia 2013, 8:56

Kurde nie dam rady tego teraz przeczytać ani porządnie obejrzeć, ale powiem Wam, że Was nie lubię!!!Za te widoki!!! :zly: :twisted:
Awatar użytkownika
Katarynka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 907
Rejestracja: 17 sierpnia 2010, 13:44

Post autor: Katarynka » 22 sierpnia 2013, 8:56

:brawo: :> nie wiem, co napisać, dla mnie to jak marzenie :>

gratuluję pięknych dni i wspaniałych fotek :>
adrians_osw
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1192
Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22

Post autor: adrians_osw » 22 sierpnia 2013, 9:03

jck ja też uważam, że w pierwszym fragmencie są miejsca trudniejsze na Sisi. Końcówka bardzo efektowna ale tak naprawdę dość łatwa moim zdaniem. Duże wrażenia natomiast zrobiła na mnie ferrata Sky Walk, bardzo siłowa, wyczerpująca.

Do wieczora mam nadzieję ogarnę moje zdjęcia z tego wyjazdu.
--->>>flickr<<<---
Awatar użytkownika
Atina
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 100
Rejestracja: 24 sierpnia 2011, 20:24

Post autor: Atina » 22 sierpnia 2013, 10:05

Inga pisze:Chłopcy cieszą się wizją zbliżającego się mostku. Ja trochę mniej I gdy już do niego dochodzimy daleka jestem od entuzjazmu
Jak ja Cię rozumiem :) Mam jakiś irracjonalny lęk przed mostkami, stwierdzam, że irracjonalny dopiero jak go przejdę :D
Awatar użytkownika
Inga
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 839
Rejestracja: 20 marca 2010, 0:48

Post autor: Inga » 22 sierpnia 2013, 10:36

jck pisze:Co do Sisi nasunęła mi się ciekawa obserwacja. Miałem okazję przechodzić ją jakoś pod koniec lipca, a moja towarzyszka ma 158 cm wzrostu. Obawiała się Sisi właśnie ze względu na to szerzej porozstawiane klamry. Na filarze szczytowym poradziła sobie znacznie lepiej niż ja (do dryblasów nie należę, ale prawie 20 centymetrów wyższy od Niej jestem) i stwierdziła, że ten fragment był łatwy. Bardziej namęczyła się w dolnej części. Zatem, reguły nie ma, nie przejmuj się tym i śmiało przystawiaj do innych trudnych ferrat :)
adrians_osw pisze:Końcówka bardzo efektowna ale tak naprawdę dość łatwa moim zdaniem.

Oczywiście wszystko kwestia indywidualnego podejścia. Ja pod koniec nie miałam już tyle siły w rękach no i nie ukrywam, że też trochę mnie ta droga stresowała a epizod z poprzedniego dnia trochę ciążył mi na psychice a co za tym idzie moje kroki nie były takie pewne, jak na ferracie Jubileuszowej.
Niby te dwie ferraty (Sisi i Jubileuszowa) mają taki sam stopień trudności (D), jednak ta pierwsza była dla mnie o niebo łatwiejsza.
W każdym bądź razie rezygnować nie zamierzam, wręcz przeciwnie :)
Atina pisze:Jak ja Cię rozumiem :) Mam jakiś irracjonalny lęk przed mostkami, stwierdzam, że irracjonalny dopiero jak go przejdę :D
po zejściu z Sisi stwierdziłam, że ten mostek to pikuś :D
Katarynka pisze::brawo: :> nie wiem, co napisać, dla mnie to jak marzenie
Właśnie to było jedno z malutkich marzeń. Mam ich jeszcze sporo :)
gaza pisze:Jak do tej pory to były najlepsze ferraty na jakich byłem :hura: i jestem z tego wyjazdu bardzo zadowolony
Ja również jestem bardzo zadowolona z całego wypadu :spoko: :jupi:
Hania pisze:gratuluje!:)
pierwszy raz na ferratach i tyle przygód
będzie o czym opowiadać wnukom ;)
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
Zbychu

Post autor: Zbychu » 22 sierpnia 2013, 12:18

Ten link nie działa :(
ODPOWIEDZ