2-6.05.2012, GS-y wśród kaczek, Liswarta/Warta
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
2-6.05.2012, GS-y wśród kaczek, Liswarta/Warta
W zeszłym roku Sonia, Elizz i ja popełniliśmy eksperyment hydrologiczno – zoologiczny polegający na sprawdzeniu na ile GS-y mogą mierzyć się z kaczkami. Nie dysponując piórkami, tłuszczykiem, błonami na kończynach i stosowną wypornością postanowiliśmy wyrównać swe szanse względem kaczek poprzez wyposażenie się w kajaki. Tym sposobem zaliczyliśmy bardzo fajny spływ kajakowy Czarną Nidą. Okazało się, że GS-y mogą pływać szybciej od kaczek, ale odpuściliśmy wówczas pozostałe konkurencje, czyli nurkowanie i latanie. W związku z tym postanowiliśmy w tym roku eksperyment kontynuować.
Tym sposobem pod wieczór 2 maja spokojny brzeg rzeki Liswarty na skraju równie spokojnej wioski Danków przeżył nalot GS-ów, które stawiły się w następującym składzie: sonia + córka Marta, Tonianin + syn Daniel, eska, Limonka, bikmen, BJack, tknp, Grochu i sztuki spoza forum: Grzegorz, Marcin, Adam, Dominik.
Po rozbiciu namiotów i spożyciu kolacji rozpoczął się wieczór integracyjny . W międzyczasie kierowcy odstawili auta do Burzenia – planowanej mety – i wrócili z transportem kajaków. Zaplanowana trasa wyglądała następująco:
3 maj czwartek: Danków – Wąsosz, Liswarta + Warta, 30 km;
4 maj piątek: Wąsosz – Krępowizna, Warta, 30 km;
5 maj sobota: Krępowizna – Osjaków, Warta, 30 km;
6 maj niedziela: Osjaków – Burzenin, Warta, 24 km.
W czwartek po śniadaniu i zwinięciu obozu załadowaliśmy toboły na kajaki i rozpoczęło się wodowanie. Tandem bikmen – tknp wziął sobie mocno do serca realizację eksperymentu, gdyż ich kajak już przy wodowaniu zaliczył imponującego nura z klasyczną wywrotką Podniesieni na duchu tym faktem ruszyliśmy w konkury z kaczkami
Liswarta okazała się dość wymagająca: dużo płycizn, kamieni, zanurzonych drzew, różnorakich zatorów wodnych i progów. Po drodze trzeba było zaliczyć kilka przeniosek i niezliczoną ilość przepychanek ponad lub pod konarami. Nim dopłynęliśmy do wioski Kule – gdzie Liswarta wpływa do Warty – kajak bikmen – tknp zaliczył jeszcze dwa nury, a jednego tandem BJack – Grzegorz. Innym zespołom to się nie udało mimo licznych okazji Liswarta dała popalić, więc wszyscy z westchnieniem ulgi powitali małą łączkę na przedpolach Wąsosza, która stała się naszym biwakiem. Po rozbiciu obozu Daniel – dla poprawy bilansu – długo jeszcze wielokrotnie nurkował. Warciańskie kaczki nabrały respektu i z dużym zaniepokojeniem czekały na dalszy rozwój eksperymentu. Z kolei bikmen, BJack i Grzegorz rozpoczęli proces suszenia elementów garderoby, który z lepszym lub gorszym skutkiem był kontynuowany do ostatniego biwaku
W piątek rano tknp stwierdził, że wszystko co najciekawsze mamy już za sobą i postanowił wrócić do domu Osierocony bikmen przez następne dni wiosłował sam. Piątek minął pod znakiem chmur i lekkiego deszczyku, a Warta okazała się dużo łatwiejsza ( czytaj: nudniejsza ) niż Liswarta, więc płynęło się dużo sprawniej niż pierwszego dnia. Dzięki deszczykowi odkryliśmy uroki spożywania posiłków pod mostami, co stało się już tradycją do końca wyprawy W każdym razie dzień minął szybko i przyjemnie, więc gdy zobaczyliśmy biwak trochę wcześniej niż planowane miejsce ( który wyznaczył wyforsowany do przodu zespół Limonka - Dominik i Marcin - Adam) to poczuliśmy lekki niedosyt. Ale okazało się, że miejsce na biwak wybrali wyśmienite, a natura obdarzyła nas tam wieczorem ślicznym spektaklem z mgłą w roli głównej. Niestety, tego dnia nikomu nie udało się porządnie zanurkować, więc piątek zapunktowały kaczki na swoją korzyść. Póki co remis 1:1.
Sobota – wbrew niepokojącym prognozom okazała się wyjątkowo pogodna. Słoneczko przypiekało cały dzień Nieliczne progi i zatory nie rokowały dobrze eksperymentowi, więc wywiesiliśmy kaczkom białą flagę i oddaliśmy się słodkiemu lenistwu z licznymi sesjami zdjęciowymi. Kaczki tryumfalnie co chwila głośno ogłaszały swoje zwycięstwo.
Gdzieś w połowie trasy spotkaliśmy … Bodzia, który świadom naszej eskapady wyczekiwał na moście z zamiarem ugoszczenia nas na lunch w swojej „Banderozie”. Pierwszy i ostatni raz mieliśmy okazję spożyć posiłek przy normalnym stole, siedząc na normalnych ławach. Bodzio i Dżela – dzięki za gościnę Po obiedzie Bodzio pokazał nam jeszcze lokalną atrakcję turystyczną w postaci źródełka św. Floriana, w którym onegdaj utopiła się krowa
Po obejrzeniu tego cudeńka ekipa pożegnała Bodzia i ruszyła w dalszą drogę.
Sobotni etap był najdłuższy, bo poprzedniego dnia skończyliśmy trochę wcześniej, więc trzeba było to nadrobić, a ponadto został jeszcze wydłużony przez Limonkową awangardę, gdyż pierwotnie zaplanowany biwak w Osjakowie nie przypadł do gustu i szukali dalej. W sumie zrobiło się z tego ok. 40 km. Toteż gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, zaczęliśmy odczuwać coraz większe znużenie. Po wyprawie na zakupy w Osjakowie ruszyliśmy na poszukiwanie naszych szybkobiegaczy ( czy raczej: „szybkopływaczy” ). Czas mijał, a tu nic i nic. Z coraz większą niecierpliwością wyglądaliśmy namiotów zza każdego następnego zakola rzeki, a tu dalej nic i nic. Zaczęło się już robić zdecydowanie późno; eska wodząc tęsknym wzrokiem po brzegach zawołała w końcu:
"O! Tam są namioty. To nasi, machają do nas!"
Po spojrzeniu we wskazanym kierunku stwierdziłem jednak bezlitośnie, że to nie namioty tylko krowa rasy holenderskiej – i macha co prawda ogonem, ale chyba raczej nie do nas Załamana eska straciła resztki sił do wiosłowania. Na szczęście po paru dalszych zakrętach, gdy machająca ogonem krowa zniknęła za horyzontem, wreszcie ujrzeliśmy na brzegu znajome wiosła postawione na sztorc. Jak co wieczór tak i tym razem miło bawiliśmy się przy ognisku racząc się smażonymi kiełbaskami i opiekanym chlebem. Tego wieczora też podziwialiśmy cuda natury w postaci Księżyca w pełni i burzy błyskającej w bezpiecznej odległości.
Nocą deszcz sobie nieco pofolgował i niedziela dla odmiany była pochmurna i wyraźnie chłodniejsza. Ale to był już końcowy etap, najkrótszy, bo zaledwie ok. 20-kilometrowy, więc bez ciśnienia czasowego długimi odcinkami daliśmy się nieść nurtowi komponując po drodze różne tratwy i sesje fotograficzne. Jeszcze ostatni obiado – postój pod mostem w oczekiwaniu na deszcz, który w końcu przeszedł bokiem. Tam obok mostu odkryliśmy wypasioną miejscową salę biesiadną, więc zapadła decyzja aby tam właśnie dla odmiany skonsumować ostatni spływowy lunch
Z pełnymi brzuchami, świadomi nieuchronnego końca przyjemnego kołysania jeszcze wolniej płynęliśmy, by jak najdłużej nacieszyć się kajakową przygodą. W końcu Burzeniów – miejsce mety. Wyokrętowanie, zdanie kajaków, pożegnania – i do dom.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za miłe towarzystwo, wspólne machanie wiosłami i ogniskowe wieczory. Niebiosom – za przychylną aurę.
Generalnie istnieje lekka tendencja, by pod koniec lata podjąć kontynuację eksperymentu z kaczkami – tym razem w konkurencji „latanie”, bo z nurkowaniem to GS-y popłynęły z kretesem. Toteż już z tego miejsca anonsuję temat, który pewnie z początkiem sierpnia pojawi się w dziale zaproszeń
Teraz tylko zostaje mi czekać na napływ materiałów multimedialnych do foto – video – relacji od naszych kajakowych paparazzi.
I to by było na tyle. Do miłego następnego
P.S. Jakbym coś pokręcił w relacji z nadmiaru wrażeń to proszę uczestników o stosowne korekty.
Fotki od BJack:
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... ta26052012
Fotki od Limonka:
https://picasaweb.google.com/1142891540 ... directlink
Fotki od bikmen:
www.fotomrak.pl
Tym sposobem pod wieczór 2 maja spokojny brzeg rzeki Liswarty na skraju równie spokojnej wioski Danków przeżył nalot GS-ów, które stawiły się w następującym składzie: sonia + córka Marta, Tonianin + syn Daniel, eska, Limonka, bikmen, BJack, tknp, Grochu i sztuki spoza forum: Grzegorz, Marcin, Adam, Dominik.
Po rozbiciu namiotów i spożyciu kolacji rozpoczął się wieczór integracyjny . W międzyczasie kierowcy odstawili auta do Burzenia – planowanej mety – i wrócili z transportem kajaków. Zaplanowana trasa wyglądała następująco:
3 maj czwartek: Danków – Wąsosz, Liswarta + Warta, 30 km;
4 maj piątek: Wąsosz – Krępowizna, Warta, 30 km;
5 maj sobota: Krępowizna – Osjaków, Warta, 30 km;
6 maj niedziela: Osjaków – Burzenin, Warta, 24 km.
W czwartek po śniadaniu i zwinięciu obozu załadowaliśmy toboły na kajaki i rozpoczęło się wodowanie. Tandem bikmen – tknp wziął sobie mocno do serca realizację eksperymentu, gdyż ich kajak już przy wodowaniu zaliczył imponującego nura z klasyczną wywrotką Podniesieni na duchu tym faktem ruszyliśmy w konkury z kaczkami
Liswarta okazała się dość wymagająca: dużo płycizn, kamieni, zanurzonych drzew, różnorakich zatorów wodnych i progów. Po drodze trzeba było zaliczyć kilka przeniosek i niezliczoną ilość przepychanek ponad lub pod konarami. Nim dopłynęliśmy do wioski Kule – gdzie Liswarta wpływa do Warty – kajak bikmen – tknp zaliczył jeszcze dwa nury, a jednego tandem BJack – Grzegorz. Innym zespołom to się nie udało mimo licznych okazji Liswarta dała popalić, więc wszyscy z westchnieniem ulgi powitali małą łączkę na przedpolach Wąsosza, która stała się naszym biwakiem. Po rozbiciu obozu Daniel – dla poprawy bilansu – długo jeszcze wielokrotnie nurkował. Warciańskie kaczki nabrały respektu i z dużym zaniepokojeniem czekały na dalszy rozwój eksperymentu. Z kolei bikmen, BJack i Grzegorz rozpoczęli proces suszenia elementów garderoby, który z lepszym lub gorszym skutkiem był kontynuowany do ostatniego biwaku
W piątek rano tknp stwierdził, że wszystko co najciekawsze mamy już za sobą i postanowił wrócić do domu Osierocony bikmen przez następne dni wiosłował sam. Piątek minął pod znakiem chmur i lekkiego deszczyku, a Warta okazała się dużo łatwiejsza ( czytaj: nudniejsza ) niż Liswarta, więc płynęło się dużo sprawniej niż pierwszego dnia. Dzięki deszczykowi odkryliśmy uroki spożywania posiłków pod mostami, co stało się już tradycją do końca wyprawy W każdym razie dzień minął szybko i przyjemnie, więc gdy zobaczyliśmy biwak trochę wcześniej niż planowane miejsce ( który wyznaczył wyforsowany do przodu zespół Limonka - Dominik i Marcin - Adam) to poczuliśmy lekki niedosyt. Ale okazało się, że miejsce na biwak wybrali wyśmienite, a natura obdarzyła nas tam wieczorem ślicznym spektaklem z mgłą w roli głównej. Niestety, tego dnia nikomu nie udało się porządnie zanurkować, więc piątek zapunktowały kaczki na swoją korzyść. Póki co remis 1:1.
Sobota – wbrew niepokojącym prognozom okazała się wyjątkowo pogodna. Słoneczko przypiekało cały dzień Nieliczne progi i zatory nie rokowały dobrze eksperymentowi, więc wywiesiliśmy kaczkom białą flagę i oddaliśmy się słodkiemu lenistwu z licznymi sesjami zdjęciowymi. Kaczki tryumfalnie co chwila głośno ogłaszały swoje zwycięstwo.
Gdzieś w połowie trasy spotkaliśmy … Bodzia, który świadom naszej eskapady wyczekiwał na moście z zamiarem ugoszczenia nas na lunch w swojej „Banderozie”. Pierwszy i ostatni raz mieliśmy okazję spożyć posiłek przy normalnym stole, siedząc na normalnych ławach. Bodzio i Dżela – dzięki za gościnę Po obiedzie Bodzio pokazał nam jeszcze lokalną atrakcję turystyczną w postaci źródełka św. Floriana, w którym onegdaj utopiła się krowa
Po obejrzeniu tego cudeńka ekipa pożegnała Bodzia i ruszyła w dalszą drogę.
Sobotni etap był najdłuższy, bo poprzedniego dnia skończyliśmy trochę wcześniej, więc trzeba było to nadrobić, a ponadto został jeszcze wydłużony przez Limonkową awangardę, gdyż pierwotnie zaplanowany biwak w Osjakowie nie przypadł do gustu i szukali dalej. W sumie zrobiło się z tego ok. 40 km. Toteż gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, zaczęliśmy odczuwać coraz większe znużenie. Po wyprawie na zakupy w Osjakowie ruszyliśmy na poszukiwanie naszych szybkobiegaczy ( czy raczej: „szybkopływaczy” ). Czas mijał, a tu nic i nic. Z coraz większą niecierpliwością wyglądaliśmy namiotów zza każdego następnego zakola rzeki, a tu dalej nic i nic. Zaczęło się już robić zdecydowanie późno; eska wodząc tęsknym wzrokiem po brzegach zawołała w końcu:
"O! Tam są namioty. To nasi, machają do nas!"
Po spojrzeniu we wskazanym kierunku stwierdziłem jednak bezlitośnie, że to nie namioty tylko krowa rasy holenderskiej – i macha co prawda ogonem, ale chyba raczej nie do nas Załamana eska straciła resztki sił do wiosłowania. Na szczęście po paru dalszych zakrętach, gdy machająca ogonem krowa zniknęła za horyzontem, wreszcie ujrzeliśmy na brzegu znajome wiosła postawione na sztorc. Jak co wieczór tak i tym razem miło bawiliśmy się przy ognisku racząc się smażonymi kiełbaskami i opiekanym chlebem. Tego wieczora też podziwialiśmy cuda natury w postaci Księżyca w pełni i burzy błyskającej w bezpiecznej odległości.
Nocą deszcz sobie nieco pofolgował i niedziela dla odmiany była pochmurna i wyraźnie chłodniejsza. Ale to był już końcowy etap, najkrótszy, bo zaledwie ok. 20-kilometrowy, więc bez ciśnienia czasowego długimi odcinkami daliśmy się nieść nurtowi komponując po drodze różne tratwy i sesje fotograficzne. Jeszcze ostatni obiado – postój pod mostem w oczekiwaniu na deszcz, który w końcu przeszedł bokiem. Tam obok mostu odkryliśmy wypasioną miejscową salę biesiadną, więc zapadła decyzja aby tam właśnie dla odmiany skonsumować ostatni spływowy lunch
Z pełnymi brzuchami, świadomi nieuchronnego końca przyjemnego kołysania jeszcze wolniej płynęliśmy, by jak najdłużej nacieszyć się kajakową przygodą. W końcu Burzeniów – miejsce mety. Wyokrętowanie, zdanie kajaków, pożegnania – i do dom.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za miłe towarzystwo, wspólne machanie wiosłami i ogniskowe wieczory. Niebiosom – za przychylną aurę.
Generalnie istnieje lekka tendencja, by pod koniec lata podjąć kontynuację eksperymentu z kaczkami – tym razem w konkurencji „latanie”, bo z nurkowaniem to GS-y popłynęły z kretesem. Toteż już z tego miejsca anonsuję temat, który pewnie z początkiem sierpnia pojawi się w dziale zaproszeń
Teraz tylko zostaje mi czekać na napływ materiałów multimedialnych do foto – video – relacji od naszych kajakowych paparazzi.
I to by było na tyle. Do miłego następnego
P.S. Jakbym coś pokręcił w relacji z nadmiaru wrażeń to proszę uczestników o stosowne korekty.
Fotki od BJack:
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... ta26052012
Fotki od Limonka:
https://picasaweb.google.com/1142891540 ... directlink
Fotki od bikmen:
www.fotomrak.pl
Ostatnio zmieniony 08 maja 2012, 21:52 przez Grochu, łącznie zmieniany 4 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Grochu pisze:zoologiczny polegający na sprawdzeniu na ile GS-y mogą mierzyć się z kaczkami
Skład ekipy całkiem pokaźny
Przynajmniej trochę się zmęczyliście.Grochu pisze:Po drodze trzeba było zaliczyć kilka przeniosek i niezliczoną ilość przepychanek ponad lub pod konarami
Gratuluję taaaakiego wypadu
Więc czekamyGrochu pisze:Teraz tylko zostaje mi czekać na napływ materiałów multimedialnych do foto – video
Dzięki Grochu, że już jest relacja
Fajnie napisana opowieść jak to Gs-y wiosłowały
Wszystkim kompanom od wiosła pięknie dziękuję, za wspaniałe przeżycia, kupę zabawy, śmiechu i rogala na twarzy jak to powiedziała Sonia
Grochu zapomniał wspomnieć jak dzielnie walczyliśmy każdego dnia w worami na śmieci, w których upychaliśmy nasz dobytek-ja ostatniego dnia doszłam już do perfekcji, bo z kilku worów zrobił się jeden!!!! uh.....
Ale gdyby nie ta niezliczona ilość worów to po pierwszym dniu uciekłabym jak najdalej czyli do domku/niestety jak to podsumowała Sonia nie miałam bym szans na stopa z tym cygańskim majdanem-więc zostałam i pokochałam moje wory /
Fajnie napisana opowieść jak to Gs-y wiosłowały
Wszystkim kompanom od wiosła pięknie dziękuję, za wspaniałe przeżycia, kupę zabawy, śmiechu i rogala na twarzy jak to powiedziała Sonia
Grochu zapomniał wspomnieć jak dzielnie walczyliśmy każdego dnia w worami na śmieci, w których upychaliśmy nasz dobytek-ja ostatniego dnia doszłam już do perfekcji, bo z kilku worów zrobił się jeden!!!! uh.....
Ale gdyby nie ta niezliczona ilość worów to po pierwszym dniu uciekłabym jak najdalej czyli do domku/niestety jak to podsumowała Sonia nie miałam bym szans na stopa z tym cygańskim majdanem-więc zostałam i pokochałam moje wory /
"..błogosławieni, którzy poznali smak przygody, albowiem oni wiedzą co to wolność, i co to radość życia..."
No bo resztę zawartości zdążyłaś zjeść po drodze A do perfekcji pierwszy doszedł Grzegorz. Nie bez powodu BJack nadał mu uroczyście ksywkę "Męczywór"eska pisze:Grochu zapomniał wspomnieć jak dzielnie walczyliśmy każdego dnia w worami na śmieci, w których upychaliśmy nasz dobytek-ja ostatniego dnia doszłam już do perfekcji, bo z kilku worów zrobił się jeden!!!!
P.S.
Zapomniałem soni pięknie za transport podziękować, co niniejszym czynię
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Grochu świetna relacja
widać że było zajefajnie - gratuluję udanego wiosłowania
widać że było zajefajnie - gratuluję udanego wiosłowania
Nie możesz zatrzymać
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
No właśnie!!! Limonka, bikmen, BJack, Grzegorz - zdjęcia, dawać zdjęcia!!!gaza pisze:właśnieZrzęda pisze:Zdjęcia, dawać zdjęcia!!!
A tak serio - dajcie im trochę czasu, naprawdę mają co obrabiać przed wrzuceniem na forum. Cierpliwości Z pewnością opłaci się trochę poczekać
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Brawo Grochu za szybkość w działaniu
Wszystkim uczestnikom tradycyjnie jeszcze raz dziękuję za wspólne pomykanie - tym razem wodne.
Grochu troszeczkę fotek już zapuściłem, więc pewnie skutecznie zamuliło Ci pocztę
P.S. Mała errata na koniec - nasze (z Gregiem) wodowanie spowodowane było zawieszeniem się na jazie kajaka, który z żalem, lecz jednakowoż zdecydowanie, zmuszeni byliśmy opuścić, a tym samym z uszczerbkiem dla higroskopijności odzieży wierzchniej, a przyczyna tego stanu rzeczy to masa zestawu - kajak 2 gości z "ekwipunkiem"
Dzięki temu jednak Greg realizował swe hobby w postaci osuszania tego co ma pod ręką forever
Wszystkim uczestnikom tradycyjnie jeszcze raz dziękuję za wspólne pomykanie - tym razem wodne.
Grochu troszeczkę fotek już zapuściłem, więc pewnie skutecznie zamuliło Ci pocztę
P.S. Mała errata na koniec - nasze (z Gregiem) wodowanie spowodowane było zawieszeniem się na jazie kajaka, który z żalem, lecz jednakowoż zdecydowanie, zmuszeni byliśmy opuścić, a tym samym z uszczerbkiem dla higroskopijności odzieży wierzchniej, a przyczyna tego stanu rzeczy to masa zestawu - kajak 2 gości z "ekwipunkiem"
Dzięki temu jednak Greg realizował swe hobby w postaci osuszania tego co ma pod ręką forever
To w spływach lubię najbardziej! Polecam Wyżnicę - prawy dopływ Wisły, tam zamiast płycizn jest naprawdę wartki nurt - ogrom pracy z przeszkodami!Grochu pisze:Liswarta okazała się dość wymagająca: dużo płycizn, kamieni, zanurzonych drzew, różnorakich zatorów wodnych i progów. Po drodze trzeba było zaliczyć kilka przeniosek i niezliczoną ilość przepychanek ponad lub pod konarami.
Bardzo, bardzo mam nadzieję, że tak się kiedyś wszystko złoży, że będę mogła popłynąć z GSami w siną dal