6-7.01.11 - Halny na Kościelecu

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Anonymous

6-7.01.11 - Halny na Kościelecu

Post autor: Anonymous » 12 stycznia 2011, 19:38

Nostalgiczny mostek z magicznym portalem, po przekroczeniu którego czas momentalnie spowalnia, wiele spraw przestaje mieć znaczenie, natomiast inne nabierają smaku przygody:
Obrazek

6.01.11 Kościelec (czas przejścia - ok. 5h):

Wszystko zaczęło się od poznania poprzedniego dnia dwóch sympatycznych Rosjan. Opowiedzieli kilka swych wypraw, na Elbrus i inne kaukaskie szczyty. Ze słowa w słowo przypominał mi się ich ojczysty język. W Tatrach byli już kilka dni i uparli się iść do Piątki przez Świnicę. Zimowa droga przez Zawrat odpadła tylko dlatego, że weszli już tam obejrzeć jak wygląda przejście od strony Świnicy, a dwa razy tą samą drogą nie chcieli chodzić. Na pełnych plecakach bez znajomości szczytu to rosyjska ruletka, która niedawno tragicznie skończyła się dla 21-latka z Wrocławia. Młodszy ma jeszcze w planach dzieci, starszemu zostały już tylko góry. Kakij problem? Do niego należał decyzyjny głos i wyrusztyli skoro świt. Nawet zaproponowali bym z nimi poszedł, ale do szczęścia nie potrzeba mi zrobienia tego odcinka zimą, tym bardziej na hura. W planach miałem tylko przejść się na Kościelec i zobaczyć jakie warunki panują w Tatrach. Wyszedłem dość późno, nad Kasprowym zbierała się już groźnie wyglądająca chmura, która następnie objęła Świnicę. Przy kolejce krzesełkowej odbywały się zajęcia kursu lawinowego, gdzie kursanci sprawnie przeczesywali sondami lawinisko. Skręciłem w miarę przetarty szlak na Świnicką Przełęcz, by w pewnym momencie intuicyjnie skręcić w stronę Karbu. Przeszedłem się stawem:
Obrazek
Na Karbie już niestety porządnie wiało, kilka kroków wyżej wypatrzyłem po lewej bezwietrzną wnękę. Co prawda nogi wisiały w przepaść, ale siedzisko dobre i można było spokojnie napić się herbaty i przebrać. Wielki błąd, że od razu nie założyłem kominiarki. Później tak zaczęło wiać, że dosłownie zwalało z nóg i nie miałem okazji ponownie zajrzeć do plecaka. Dwa razy dla testu wstałem i dwa razy halny mnie przewrócił. Mniej więcej w tym samym czasie zamieć zebrała swoje żniwo. Podczas zejścia czarnym szlakiem ze Świnickiej Przełęczy spadł turysta i groźnie się poturbował. Drugie co poza wiatrem przychodziło na myśl, to gdzie się podział śnieg? Ćwierć podejścia pokryta była lodem, a reszta płytką warstwą zmarzłego śniegu. Z prawej strony szybkim krokiem ewakuowała się ostatnia osoba będąca poza mną w tym czasie na Kościelcu. Zdjęcie zrobione następnego dnia, gdy było już coś widać:
Obrazek
Nachodziły mnie racjonalne myśli żeby sobie odpuścić, ale tylko zamierałem przykurczony i jak halny trochę słabł zbierałem max terenu w górę. Niestety sypało też drobnym lodem. Dostałem raz większym kawałkiem i nie było to przyjemnie. Przy okazji pozdrowienia dla osób chodzących zimą w wysokie góry bez kasku, balansując w błogiej nieświadomości wśród lodowych kul, mających skuteczność jak u Dicka Tracy'ego. Tracisz przytomność i możesz obudzić się w przeróżnych miejscach (efekt chyba lepszy od dopalaczy). O 13:45 na szczycie nie było najmniejszej szansy stanąć na nogach. Usiadłem, a wręcz położyłem się pilnując żeby wszystko mieć spięte. Gdy z kieszeni wyjmowałem aparat, momentalnie wyfrunęło z niej etui do okularów. W następnej stop klatce poleciało hen poza kadr. Na chwilę zerwało mi kaptur słabo trzymający się na rzepach. Zapiąłem go porządnie, a ręka z aparatem latała na wietrze jak menelowi po trzech bełtach. Pojawiło się też deja vu. Wchodząc i schodząc przy samym szczycie zauważyłem coś czerwonego. Na tym wietrze nie mógł się tyle czasu utrzymać kawałek, który początkowo skojarzyłem z uciętym paskiem od raków. Podpełzłem bliżej i podniosłem leżącą luzem na śniegu jak się okazało nowiutką igłę do traw Warthoga. Rozejrzałem się czy czegoś jeszcze nie ma lub np. właściciela, ale nic nie było widać. Halny dmuchał w najlepsze. Nie miałem gdzie jej bezpiecznie wpiąć, a inaczej za chwilę spadałaby w przepaść. Plecaka na tym wietrze nie było jak ściągnąć, a w kieszeń to ryzyko, że jak się potknę przebije mnie jak galaretkę. Przywiązałem linką w lewą rękawicę i posłużyła jako sztylet do lodu. Powoli zacząłem się wyczołgiwać w dół. Problem polegał na tym, że w wielu miejscach nie było nawet w co wbić czekana. Już trochę niżej przy zerowej widoczności na prostym odcinku potknąłem się o własne nogi. Lekko zdziwiony uznałem to za znak, że źle idę. Zrobiłem jeszcze kilka kroków do krawędzi, spojrzałem w dół i stwierdziłem, rzeczywiście trzeba się cofnąć do miejsca potknięcia, skąd obrałem prawidłowy kierunek zejścia. Szybki powrót z Karbu przez Staw Gąsienicowy był niemożliwy ze względu na szalejącą zamieć. Zszedłem niebieskim, a gdy już totalnie zanikły wszelkie ślady obrałem azymut na schron i szedłem prosto przed siebie. Zaprowadziło mnie nad Dwoisty Staw, gdzie jeszcze nigdy nie byłem i dalej poszedłem wzdłuż strumienia. Na szczęście brnąc przez rzędy kosodrzewiny nie zapadałem się w zmarzniętym śniegu. Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło gdy wyszedłem na szlak. Z naprzeciwka wyłonił się pijaczyna wyposażony w dwa kijki trekkingowe, które pozwalały mu utrzymać równowagę. Z zimowych rzeczy odziany był w damską czapkę z pomponem, której nie zdejmował chyba od lat dzieciństwa i bezceremonialnie wycedził "ile jeszcze na ten Wierch?". Nie trudno było się domyślić o jaki Wierch pytał. Po pobieżnych oględzinach gagatka odpowiedziałem, że "godzinkę zejdzie" i poszedł coś tam pod nosem bełkocząc przez szalejący wiatr. Po obiadku w schronie popytałem łojantów czy kto nie zgubił czerwonej igły, bo towar drogi i deficytowy. Początkowo nie było zainteresowania, aż za dwa dni jeden skojarzył wiszące na tablicy ogłoszenie podobnej treści. Okazało się, że właściciel zgubił ją dzień wcześniej (gdy była piękna pogoda) i już wyjechał dlatego dogadaliśmy się by zostawić w Betlejemce. Za znaleźne dostałem karnet z Mieszkiem Pierwszym do wykorzystania w schronowym barze.

7.01.11 - cały dzień spędzony w łóżku, omamy w gorączce..

:zegar: :spioch: a śniło mi się, że..
Obrazek
Ostatnio zmieniony 04 marca 2014, 19:04 przez Anonymous, łącznie zmieniany 29 razy.
Awatar użytkownika
Katarynka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 907
Rejestracja: 17 sierpnia 2010, 13:44

Post autor: Katarynka » 13 stycznia 2011, 13:47

KRK, obie Twoje relacje trzymają w napięciu :oki:, że złożyło się z tym kawałkiem, który przy okazji słuchałam :) Zdjęcia śliczne :> :brawo:
http://www.youtube.com/watch?v=bhMz7x1Z ... re=related
Pati

Post autor: Pati » 13 stycznia 2011, 14:51

KRK pisze:dwóch sympatycznych Rosjan
Dobry początek :)
KRK pisze:Dostałem raz większym kawałkiem i nie było to przyjemnie. Przy okazji pozdrowienia dla osób chodzących zimą w wysokie góry bez kasku, balansując w błogiej nieświadomości wśród lodowych kul, mających skuteczność jak u Dicka Tracy'ego. Tracisz przytomność i możesz obudzić się w przeróżnych miejscach (efekt chyba lepszy od dopalaczy).
KRK pisze:to gdzie się podział śnieg
Prawda, w ogóle go nie było... Na Kościelec szło się dosłownie szlakiem, a na ŻT, brakowało śniegu na Dubrowiskach, trzeba było mijać kosówkę :/
KRK pisze:Wchodząc i schodząc przy samym szczycie zauważyłem coś czerwonego. Na tym wietrze nie mógł się tyle czasu utrzymać kawałek, który początkowo skojarzyłem z uciętym paskiem od raków. Podpełzłem bliżej i podniosłem leżącą luzem na śniegu jak się okazało nowiutką igłę do traw Warthoga. Rozejrzałem się czy czegoś jeszcze nie ma lub np. właściciela, ale nic nie było widać.
KRK pisze:Po obiadku w schronie popytałem łojantów czy kto nie zgubił czerwonej igły, bo towar drogi i deficytowy. Początkowo nie było zainteresowania, aż za dwa dni jeden skojarzył wiszące na tablicy ogłoszenie podobnej treści. Okazało się, że właściciel zgubił ją dzień wcześniej (gdy była piękna pogoda) i już wyjechał dlatego dogadaliśmy się by zostawić w Betlejemce. Za znaleźne dostałem karnet z Mieszkiem Pierwszym do wykorzystania w schronowym barze.
Błahahahah, spadnę z krzesła :D Rafał, ją zgubił! W schronie i Betlejemce wisiał mój numer telefonu, bo Rafałowi nawalił jego własny. I w ogóle była z tym ciekawa historia, bo najpierw Adi dzwoni, że ktoś znalazł igłę, ale to był fałszywy alarm - dziewczyna na kursie u Dudusia ją zgubiła, też na Kościelcu. Na drugi dzień z rana dzwoni do mnie jakiś chłopak i też znalazł czerwoną igłę (wszyscy coś igły gubią na tym Kościelcu... :oczynoela: ). Jego numer przekazałam Rafałowi i się coś dogadali. Ta igła była już właściwa i też została przekazana do Betlejemki, do Komara, bo nas już tam nie było...
Czyli rozumiem, że to Ty telefonowałeś? :D Ale bajer!
KRK pisze:Napotykałem dość nieskoordynowane stare ludzkie ślady, sprzed kilku dni, a nawet starsze zupełnie zlodowaciałe.
To też pewnie jedne z naszych śladów :)

Gratulacje za oba szczyty i wspaniałą wycieczkę! Relację dobrze się czytało, podpiętą zdjęciami :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 13 stycznia 2011, 17:48

Katarynka pisze:Zdjęcia śliczne :> :brawo:
Thx za nastrojowy podkład muzyczny :jupi:
Patrycja pisze:Czyli rozumiem, że to Ty telefonowałeś? :D Ale bajer!
Żeśmy sobie pogadali :tel: Tak to ja :kukacz: a igłę oddałem używaną :P
Patrycja pisze:W schronie i Betlejemce wisiał mój numer telefonu
Wisiał to dobrze powiedziane, dokładnie pomięty mały świstek na jednej pinezce. :lol:
Patrycja pisze:To też pewnie jedne z naszych śladów :)
Dzień w dzień udawało mi się Was wytropić ;)
Patrycja pisze:Gratulacje za oba szczyty i wspaniałą wycieczkę! Relację dobrze się czytało, podpiętą zdjęciami :)
Dzięki :8)
Ostatnio zmieniony 16 stycznia 2011, 11:06 przez Anonymous, łącznie zmieniany 3 razy.
Pati

Post autor: Pati » 13 stycznia 2011, 19:42

Wisiał to dobrze powiedziane, dokładnie pomięty mały świstek na jednej pinezce. :lol:
Kurde! Drugą pinezkę ktoś podpier%$%^& :D Był jeszcze pomysł, żeby napisać na papierze toaletowym :D
Tacy jedni, nam tak zrobili w Betlejemce i zostawili galaretkę do zjedzenia do tego :D
Awatar użytkownika
RafalS
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1002
Rejestracja: 01 listopada 2007, 23:53

Post autor: RafalS » 13 stycznia 2011, 22:53

KRK pisze:Tak to ja :kukacz: a igłę oddałem używaną :P
W każdym razie dzięki.Świat jest jednak mały.

Gratuluje wycieczki.
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 13 stycznia 2011, 23:57

No problemo. Teraz przynajmniej mam potwierdzenie, że trafiła w ręce właściciela. Po moich zapytaniach o zgubie, jakiś cwaniak mógł wywiesić ogłoszenie :lol: Po halnym swój anons :help: musiałbym w Nowym Targu rozwiesić, przynajmniej w tym kierunku odleciało etui, gdy je ostatni raz widziałem. W każdym razie, gdyby ktoś, kiedyś, przypadkiem znalazł czarne etui z białym napisem "Rudy Project" - na znalazcę czeka zimny browarek :piwo:
ODPOWIEDZ