Mimo to postanowiliśmy wyjść trochę później bo słońce oświetlało drogę. Tak więc we 3 startujemy ze schronu po 13 i przez pojezierze idziemy na Karb po czym odwijamy na prawo by po jakimś czasie
po cholernej kruszyźnie dotrzeć pod ścianę. Szpeimy się, zostawiamy toboły pod ściana i wio. Pierwszy wyciąg prowadzi kumpel 2 go asekuruje a ja robię za fotografa. Pierwszy wyciąg dość ciekawy najpierw po łatwym terenie
potem przez odstający blok o trudnościach ok. V+ po czym wprowadza po lekkim VI przewieszeniu. Stanowisko po 1 wyciągu jest gotowe - zrobione z kilku haków i jest kilka pętli. Kumpel wpina się w stanowisko po czym do góry idziemy kolejno ja i kumpel.
Gdy dochodzę do stanowiska okazuje się że muszę stać w szpagacie bo inaczej się nie da bo nogi ujeżdżają - natomiast 2 podchodzi skraca sobie auto z liny i prawie że wisi na tym mając głowę koło mojej nogi. Na stanie cholernie mało miejsca lina ciągle leci w dół więc zwijam ja i odkładam na karku.
Nie chcąc już się przepychać i zmieniać co i pewnie by się nie dało kumpel który prowadził 1 wyciąg zaczyna prowadzić również 2. Kolega go asekuruje a ja wydaję zwinięta line robiąc przy okazji za fotografa. na początku 2 wyciągu trzeba się przecisnąć przez wąskie zacięcie co wygląda jak by dżdżownica szła.
Później jest trochę łatwo po czym zaczynają się schody. Nagle słyszymy z góry że kiepsko z asekuracją po czym po jakimś czasie leci - uwaga kamień! i słyszymy jak coś większego leci z góry. Chronimy głowy ale pech tak chciał że kolega dostaje. Kamor rozbija mu się na kasku przy okazji waląc odłamkiem w obojczyk.
Na chwile traci przytomność. Ja po chwili skapowałem że o mały włos nie dostałem w nogę co miałem obok jego głowy, jak bym dostał to złamanie murowane jak nie gorzej i bez śmigła by się nie obyło. Jak to się stało że on dostał zamiast mnie to do tej pory nie wiem. Zaczyna się zamieszanie. Kumpel u góry jest w ciulowym miejscu, 2 wisi nie ma z nim kontaktu ja stoję na tym stanie próbując złapać z nim jakiś kontakt i sprawdzić co z nim.
W końcu zamierzam przejąć asekuracje jednak kolega się podnosi i mówi ze go ręka napieprza ale da radę i asekuruje kolegę dalej. Gdy ten kończy wyciąg zakłada stan po czym wybiera linę robimy zamianę kolega idzie 2 a ja mam iść na końcu i zbierać zabawki. Jednak nie chcąc zarobić kamorem chowam się za ścianka po prawej stronie i czekam aż dojdzie na górę.
Po niedługim czasie słyszę że mogę iść więc ruszam. Najpierw przeciskanie przez wąską szczelinę - z plecakiem to by tu nie było szans po czym kawałek łatwiejszego terenu no i zaczyna się. Wpierw po kruchych stopniach i dochodzę do momentu gdzie trzeba iść na zapieraczkę. A więc dawaj do góry. Z deka mi to przypominało jak za gówniarza w domu po futrynie drzwi tak zasuwałem do góry. A więc trzaskam te szpagaty likwidując przeloty po drodze które w dużej mierze były ze starych haków.
Szczerze powiem że jak je widziałem to wątpię by utrzymały jakikolwiek większy lot. W końcu wychodzę na górę i stojąc w rozkroku okazuje się że muszę przerzucić się na sąsiednią ściankę na lewo. Jakoś to poszło. ( Jak się później okaże jak będziemy patrzyć na topa to wybraliśmy wyjście z komina za VI+ a na wprost było za V - no bo w końcu po co se życie ułatwiać
Słońce zaczyna zachodzić więc trza się spieszyć. Po 2 zjazdach sprężyną meldujemy się pod ścianą. Tam chwila przerwy, pakujemy klamoty w plecak i w świetle czołówek zaczynamy chodzić po tym gruzowisku w dół po czym na karb i przez pojezierze do schronu gdzie wieczorem robimy imprę na zakończenie sezonu letniego. Tam wtedy myślałem że to moja ostatnia letnia droga w tym sezonie choć jak się później okaże będą jeszcze 2 tyle że powtórki. Koledze poza obiciami na szczęście nic się nie stało a kask do wymiany.
PODSUMOWANIE:
Na tą drogę wybierać się należy po co najmniej tygodniu lampy i mając gwarancję że nie lunie nam z nieba gdy tam będziemy co prawda to tylko 2 wyciągi ale cholernie trudne bo nawet gdy jest tydzień lampy to ta droga i tak jest cholernie niebezpieczna. Co prawda 1 wyciąg nie jest kruchy ( co prawda jest tam odstający blok ale wydaje nam się że kiedyś to walnie na pewno ) to 2 zdecydowanie już jest a przynajmniej miejsce o długości kilku metrów jest bardzo kruche.
Wybierając się na tą drogę należy uwzględnić żeby przy 1 stanowisku asekurujący przedłużył sobie auto i siedział schowany pod okapem lub schował się za ścianką po prawej stronie zacięcia gdzie trzeba się przeciskać. Bądź jak idzie się we 3 to jedna i druga opcja. My poszliśmy pierwszy raz na ta drogę to nie mieliśmy pojęcia że tak to wygląda.
Druga sprawa to wziąć ze sobą młotek i kilka haków. Co prawda kości i frendy sprawdzały się bdb to jednak kilka przelotów było ze starych haków. Te na wyjściu z komina były w lepszym stanie i lot może by utrzymały to jednak te gdzie zasuwało się na zapieraczkę szczerze wątpię a miejsc na kości czy frendy zdecydowanie tam mało.
Ogólnie nie polecam.
Fotki ze wspinu:
http://picasaweb.google.com/BogdanKrzys ... VI14102010#