26.02-28.02.2010 - Tatry Wysokie... Prawie :)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

tom-pi4

26.02-28.02.2010 - Tatry Wysokie... Prawie :)

Post autor: tom-pi4 » 01 marca 2010, 11:58

Dzień 1
No i nadeszła wiekopomna chwila, jak mawiał jeden z bohaterów klasyki polskiego kina komediowego. Czwartek 25 lutego. Startuję z domu o 23:30 szybko na Dworzec Łódź Kaliska gdzie o 23:37 pociągiem z Torunia przyjeżdża Rudzielec. Marysia jak zawsze w swojej pomarańczowo-czerwonej kurtce rzuca się w oczy od razu wysiadając z polskiego Teżewe ;) Pakowanie do auta i ruszamy do Częstochowy, gdzie o 2 umówieni jesteśmy ze Zbigiem9. Mamy sporo czasu. Jedziemy powoli obgadując plany na zbliżający się weekend. Ja mówię o Tatrach Wysokich, Rudzielec o zachodnich bo wybiera się z ekipą GSu na Wołowiec. Dojeżdżamy do Częstochowy o 1:35. Stajemy na umówionej stacji benzynowej, idziemy na kawę, a tu kawy brak :/ Dobrze się zaczyna, pomyślałem. Zbig9 dociera do nas przed czasem i o 2 już wyjeżdżamy w stronę Sosnowca po laynna. Około 3 ruszamy już z Sosnowca w stronę Zakopca przez Wadowice i Suchą Beskidzką. Droga sie dłuży, zwłaszcza że na trasie okropna mgła. Chyba z 30 metrów widoczności i na liczniku od razu 30 km/h. Szlak człowieka trafia w takich warunkach. No ale przecież to wyjazd niespodzianek. Docieramy do Zakopca około 6:30. Od razu dzwonimy do Adama i Małego. którzy siedzieli w Zakopcu od środy oraz do Chrisa, który dojeżdża po 5 minutach z Bamboszem i Rafałem. Spotykamy się wszyscy pod parkingiem na Karłowicza i tu kolejna niespodzianka. Całodobowy parking strzeżony, który załatwił Mały jest zamknięty. Łażę po okolicznych domach budząc mieszkańców i w końcu trafiam na właścicieli. Po 20 minutach przychodzi obsłucha. Na dzień dobry dostajemy zje*** za pobudkę w środku nocy. No ale pan nie wyglądał na "świeżego" po dniu poprzednim, także trudno mu się dziwić. Regulujemy należność (o k*** ile te parkingi kosztują :/ ) i ruszamy na Halę Gąsienicową. Rudzielec decyduje się na pójście z nami rezygnując z wyprawy na Wołowiec. Decydujemy, że idziemy przez Boczań. Po 15 minutach zakładamy raki bo na szlaku sam lód i zamiast do przodu to cały czas posuwamy się w tył. W rakach już znacznie lepiej. Szybko i ochoczo docieramy do grani Boczania i tu wita nas nieziemski wiatr, dzięki któremu na dzień dobry po wyjściu z lasu ląduję na glebie. Do przełęczy między Kopami docieramy po jakichś 40 minutach od wyjścia z lasy, większość drogi pokonując na kolanach bo nie idzie ustać na nogach. Ale było fajnie :) W końcu wyłania sie Żółta Turnia i za chwilę widać już dach Murowańca. Logujemy się szybko do pokoju, później na dół na ciepłą zupkę, przebieranie i decydujemy, że na rozgrzewkę zrobimy mały spacerek nad Czarny Staw Gąsienicowy. Szlak był w miarę przetarty, śniegu sporo. Nad stawem sesja fotograficzna i badanie głębokości lodu oraz ocena Karbu, czy damy radę od tej strony na niego wleźć. Wracamy do schronu bo pogoda zaczyna się pierdzielić. Po powrocie załamka, za oknem jedna wielka śnieżyca i wiatr o sile huraganu. Nie pozostaje nic innego jak usiąść i płakać. Decydujemy, że idziemy spać. Po powrocie do pokoju powstała najwieksza zagadka tego wyjazdu, zaginęła moja apteczka, którą miałem przypięta cały czas
do plecaka i którą wszyscy widzieli jeszcze w schronisku. Pogodzony ze stratą i pełen nadziei, że jak ogarniemy cały ten burdel przed wyjazdem to się znajdzie, poszedłem spać. Po odpoczynku schodzimy na dół do jadalni i zaczynają się pełne planów rozmowy na kolejne dni. Piwko od razu poprawia humor. Adam i Mały opowiadają nam jak to dzień wcześniej zdobyli Kozi Wierch od Pięciu Stawów... prawie. No i jeszcze wtedy tegi nie wiedzieliśmy ale ta cała wyprawa była wyprawą "prawie", jak sami dalej przeczytacie. Brakło im 50 metrów do szczytu. Może sami coś na ten temat napiszą. Popołudnie i wieczór ciągnął się jak srajtaśma nawinięta na gigantyczną rolkę. Pomysłów na nudę było wiele choćby wniesienie dla Chrisa owerloka, żeby mógł skarpetki szyć i sprzedawać w schronie... Wiecie jak to jest jak człowiek sie nudzi... Głupie rzeczy do głowy przychodzą. W końcu po zmroku stwierdziliśmy z laynnem, że
idziemy jeszcze raz nad Czarny Staw. Nawet nie trzeba było używać czołówek, było tak widno. Po powrocie, przemoczeni przez padający śnieg siadamy do ustalenia planu na następny dzień. Pada pomysł Zawratu. Wszyscy są chętni :) Spotykamy jeszcze Mariusza, który jest na Kursie Turystyki Wysokogórskiej i opowiada nam ochoczo lecz w pośpiechu o swoich przeżyciach, a Chris ochoczo upijał się Coca Colą (hahaha). Wracamy do pokoju na w końcu upragniony sen (nie spałem już prawie 40 godzin). Jeszcze kupa śmiechu bo Chrisowi i Bamboszowi (pseudo powstało od super bamboszy, które wziął do schronu, w kształcie jakichś zwierzątek) dymi się chleb, a raczej prze-chleb. Od tej chwili wszystko stało się prze- :)

Dzień 2
Wstajemy o 6. Czuję się jak zbity pies po krótkim ale jakże intensywnym śnie. Ogarniamy się, szykujemy kanapki i wychodzimy przed schron. A tu? K***, kto włączył tą mgłę i śnieg, który padał niemiłosiernie? Przecież tak nie miało być!!! Widząc wizję kolejnych bezczynnych godzin spędzonych w Murowańcu decydujemy, że idziemy na Kasprowy :/ Ech... dobre i to ;) Co później to się zobaczy. Szlak był prawie nieprzetarty, także brodzimy prawie po kolana w śniegu. Na szczyt docieramy po 1:30h. Jeszcze mała konsternacja... Gdzie jest schronisko? Ale około 20 od niego zauważamy wejście i ładujemy się do środka. jest godzina koło 9. W poczekalni pierwsi narciarze patrzą się na nas, jak na kosmitów. Co oni mają na nogach, jak oni wyglądają, zdają się mówić ich miny. Siadamy w słynnej pizzeri na Kasprowym i biesiadujemy. Zamawiam danie obiadowe i dopiero gdy Adam dostaje swoją jajecznicę uświadamiam sobie, że jest dopiero 9 rano, a ja wpierdzielam kotleta z frytkami. No jaka żenada. Jednak głód nie pozwala myśleć logicznie. Po godzinie decydujemy, że pójdziemy w stronę Czerwonych Wierchów i może złoimy dodatkowo Giewont. Przynajmniej to! Zaczynamy schodzić od stacji meteo na Kasprowym i po około 100 metrach decydujemy się na odwrót. Mgła, widoczność 10 metrów, miejscami na grani bardzo lawiniasto, a do tego ciągle padający śnieg. Decyzja-wracamy. Druga-idziemy w stronę Świnicy. A tam dokładnie to samo. Jednak Zbig i Rafał decydują się na pójście dalej. My wracamy do Murowańca. Później okazało się, że chłopaki dotarli do Świnickiej Przełęczy. W Murowańcu obiadek (w moim przypadku już drugi tego dnia :) ) i koło 14 przejaśniło się. Śnieg przestał padać, wyszło piękne słońce. Ruszamy nad Zmarzły Staw Gąsienicowy. Idziemy w 7 osób - ja, Rudzielec, laynn, Adam, Chris, Mały i Bambosz. Gdy dotarliśmy nad Czarny Staw niebo było juz bezchmurne i naszym oczom ukazał się Kościelec oraz grań Orlej Perci. Pada pomysł Zawratu. Może zdążymy? Dzielimy sie na trzy grupy, pod względem kondycyjnym. Pierwsi ruszają laynn z Małym, ja z Adamem za chwilę, a reszta za nami. Mały dostaje staczki na środku stawu, bo okazuje się, że boi się chodzić po zalodzonych zbiornikach wodnych (zobaczyć jego minę to było bezcenne :) ). Docieramy z Adamem do podejścia do Zmarzłego Stawu i co widzimy? laynn z Małym ładują się nad Zmarzły Staw letnim szlakiem. Drzemy się do nich, że nie tędy ale chłopaki mówią, że jest OK i idą dalej. My z Adamem ładujemy się przetartym szlakiem zimowym. Podchodzimy żlebem i za kawałem żleb
rozgałęzia się a szlak przetarty jest i w prawo i w lewo. Jakoś w prawo wydawał się bezpieczniejszy i ładujemy się do góry. Do końca zostaje nam jakieś 10 metrów i okazuje się, że mamy mały lodospad do pokonania. Adam stanął jak wryty, próbuje wbić dziabkę w lód a tu nic. Patrzymy w dół, nie no ja tędy nie schodzę mówię, Adam też nie jest zachwycony naszym położeniem. W końcu idę przodem. Pierwsze wbicie czekana w lód, z wielkim impetem i k*** zablokował się, nie mogę go wyciągnąć :/ Po krótkiej walce i z lodem i z czekanem ruszamy dziarsko do góry i wychodzimy w końcu nad staw. Ale Adam miał minę, hehe, nie zapomnę tego do końca życia :) Za chwilę w dole rozlegają się głosy Małego i laynna, którzy zawrócili bo na letnim podejściu było śniegu po pas a do tego stromo i tylko wszystko czekało, żeby razem z nimi zjechać na dół. Po 20 minutach dołącza do nas reszta ekipy, prowadzona przez Chrisa, o dziwo lewym, żlebem. Dopiero Chris oświeca nas, że wleźliśmy tu drogą, którą chodzą kursanci na kursach wysokogórskich, a dal nas była drogą łatwiejszą i wydawała się bezpieczniejsza. Nad zmarzłym stawem spotykamy dość sporą grupę kursantów pod lodospadem, którzy ochoczo chcieli częstować nas herbatą. Gdy poszli, co by sobie wstydu nie robić, zaczęliśmy zabawę z naszym pierwszym robieniem loda :D Było super, kupa śmiechu lecz bez odpowiedniego sprzętu (brak typowych dziabek, tylko zwykłe proste) oraz bez asekuracji loda tylko polizaliśmy :) Na Zawrat nie mieliśmy już czasu no ale tradycyjnie Zawrat zrobiony... prawie. Część z nas zaczęła schodzić, a ja z Małym i Adamem zostaliśmy jeszcze na zachód słońca. Widoki były przecudne,
niebo mieniło się kolorami tęczy, zachodzące słońce oświetlało ochoczo Orlą Perć. Dużo focenia i powrót do schronu na ciepły posiłek i górski napój. Plany na kolejny dzień to Kościelec, zwłaszcza że dowiadujemy się, że do ekipy dołącza Ice-Breaker wraz z kolegą (sorry, nie pamiętam imienia). W schronie spotykamy jeszcze Limonkę, ZJAWĘ no i oczywiście Mariusza. Rozmowom nie ma końca. W nocy niestety opuszczają nas Chris, Bambosz i laynn, wracają do domów.

Dzień 3
Budzi mnie Adam o 5:15. Patrzę na pokój a na środku stoi Ice z czołówką na głowie. K*** co tu się dzieje? Dopiero po dłuższej chwili uświadamiam sobie, że trzeba wstawać i ruszać. Okazuje się, że na zewnątrz wieje jak cholera. Wychodzimy o 6. Szlak nieprzetarty, drepczemy zapadając się momentami po pas w śniegu. Dojście do Zielonego Stawu Gąsienicowego zajmuje nam prawie 2h. Masakra!!! Im dalej i wyżej tym coraz bardziej wieje, a do tego wiatr zwiewa masy śniegu z Kościelca i Świnicy nam prosto w twarz. Idzie się fatalnie. Im dalej tym wolniej. Ice z kumplem przecierają szlak. Zaczynamy podchodzić coraz wyżej zimowym wejściem od Czerwonych Stawków. Ice prowadzi w kiepsko wyglądający żleb. Idziemy w 15m odstępach. Ice dociera do samej góry żelbu razem z kumplem, niżej jest Adam poniżej ja, a reszta czeka 20m niżej. Nagle słychać tupanie śniegu :/ Robi się nieciekawie. Ice drze się do nas, żebyśmy spier*** stąd bo zaraz może coś polecieć. Ledwo go słyszymy ale mina Adama powyżej i słowo spier*** działa jak natchnienie i wywołuje we mnie dodatkową energię. Trawersuję żleb w lewo i wychodzę w bezpieczne miejsce. To samo po kolei robią wszyscy. Dalej pniemy się w górę po letnim szlaku. Lecz gdy dochodzimy na wysokość Długiego Stawu wiatr już nie daje nam nawet oddychać i wzmaga się coraz bardziej. Jest masakrycznie. Karb widzimy w oddali. Decydujemy o wycofie, bo przy takim wietrze nie damy rady iść dalej. Karb i Kościelec zdobyty... prawie, jak to w naszej wyprawie było za każdym razem. O 10 jesteśmy już w Murowańcu. Każdy zjada coś ciepłego i decydujemy się na zejście do Kuźnic, bo pogoda fatalna, i tak nic więcej nie urobimy a droga do domu daleka. O 11 zaczynamy schodzić na dół. Wiatr był masakryczny. Niespodziewane podmuchy z siła wodospadu powalały nas co chwila na ziemię. Schodziliśmy przez Jaworzynkę. O 13 byliśmy na dole w Kuźnicach. Zabawa z wiatrem kosztowała nas bardzo dużo sił i momentami dobrze trzeba było się przytulić do ziemi, co by nas nie zwiało. Potem krótkie pożegnanie na dole i każdy rozjechał się w swoją stronę.

A teraz kilka słów podsumowania. Wyprawę uważam za bardzo udaną... prawie :D Oczywiście taki żarcik, bo słowo prawie przewinęło się przez ten weekend tak wiele razy, że nawet nie jestem w stanie zliczyć. Był to mój pierwszy zimowy wypad w Tatry i było zajefajnie i na pewno będą kolejne oczywiście w miarę czasu i możliwości. Nie żałuję, żadnej godziny spędzonej na Hali mimo nie sprzyjającej pogody bo wiele sie nauczyłem przez ten czas od bardziej doświadczonych ode mnie. Dziękuję wszystkim za rewelacyjną prze-wyprawę i oby więcej takich!!! Gratulacje dla wszystkich za wytrwałość :)

Na razie wrzucam samą relację. Fotki ogarnę wieczorem i zapodam linka :)

P.S. Apteczka, nawet po wyniesieniu wszystkich betów z pokoju w schronie się nie znalazła :(
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 12:07

No wyprawa była super!! :spoko: PRAWIE :lol: i PRZE

Jeszcze raz dzieks i do następnego.

kilka zdjęć http://picasaweb.google.com/wilaynn/HalaGasienicowaGS#
Awatar użytkownika
zbig9
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1946
Rejestracja: 24 sierpnia 2009, 22:36

Post autor: zbig9 » 01 marca 2010, 12:27

Dodam kilka słów o przejściu na Świnicką Przełęcz. Widoczność początkowo mieliśmy beznadziejną. Zatrzymując się, szukając szlaku z trudem poruszaliśmy się naprzód. W końcu dotarliśmy na Przełęcz. Spotkaliśmy tam grupkę kursantów z Warszawy. Wejście na Świnicę stanowczo odradzali. Gdyby przetarli szlak poszlibyśmy pewnie za nimi. Niestety wracali wstronę Kasprowego. Szliśmy za nimi, trochę pogadując i podglądając. Teraz trzymaliśmy się dokładnie grani, zaliczając szczyty poniżej których idzie normalny letni szlak (Pośredia i Skrajna T.) Nawet nie pamiętam, czy kiedyś na nich byłem. Z każdą chwilą widoczność była coraz lepsza, w końcu zobaczyliśmy Świnicę i Krywań. Wyprawą była według mnie w 100% udana. Żadnego prawie. Moim celem nie był żaden Kościelec tylko przetestowanie nowych butów, raków automatycznych i poznawanie Klubowiczów. I wszystko okazało się pierwsza klasa. :spoko:

Moje zdjęcia:
http://picasaweb.google.pl/zbigniew523/ ... 2628022010#
tom-pi4

Post autor: tom-pi4 » 01 marca 2010, 12:29

zbig9 pisze:Żadnego prawie
Wiesz przecież Zbyszku, że to tak z przekory napisałem bo jaja z tego były. Pewnie że w 100% udana. Rewelacja :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 12:34

Zbyszku ekstra zdjęcia. Kurcze żałuje tej świnicy...
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 13:05

pozazdrościć, też bym kiedyś chciał taką wyprawę, nawet gdyby była "prawie" :zoboc:
Gosia
Turysta
Turysta
Posty: 403
Rejestracja: 02 stycznia 2010, 22:46

Post autor: Gosia » 01 marca 2010, 13:36

zbig9 pisze:Wyprawą była według mnie w 100% udana. Żadnego prawie. wszystko okazało się pierwsza klasa. :spoko:
Masz absolutną rację, jesteśmy pełni podziwu i pozytywnej zazdrości :spoko:
Awatar użytkownika
zagatka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 266
Rejestracja: 26 sierpnia 2009, 10:59

Post autor: zagatka » 01 marca 2010, 14:14

Super :-) Przeczytałam jednym tchem:-) Daliście rade, nie ma co :D
Zdjęcia przepiekne, widać, ze było extremalnie :]
Bieszczadzkie Anioły, Anioły Bieszczadzkie...
...gdy skrzydłem cię dotkną, już jesteś ich bratem.
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 14:35

tom-pi4 pisze:Po 15 minutach zakładamy raki bo na szlaku sam lód i zamiast do przodu to cały czas posuwamy się w tył
też miałem taki sam problem , lecz z lenistwa nie włożyłem :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 14:45

Było fajnie się spotkać i powalczyć z naturą :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 14:47

tom-pi4 pisze:Niespodziewane podmuchy z siła wodospadu powalały nas co chwila na ziemię.
w podobnych warunkach ewakuowaliśmy się po przejściu grani oraz zdobyciu Kościelców zadnich , tydzień wcześniej...podobny wiaterek mnie zdmuchnął z ściany Kościelca ...ale było warto:) ciekawą mieliście wyprawę a co najważniejsze nowe doświadczenie!
tom-pi4

Post autor: tom-pi4 » 01 marca 2010, 14:51

Cowboy pisze:ciekawą mieliście wyprawę
oj, bardzo ciekawą, bardzo!
Cowboy pisze:co najważniejsze nowe doświadczenie!
to na pewno zaprocentuje w przyszłości. góry zimą to zupełnie inna bajka niż latem. dużo jeszcze tego doświadczenia trzeba nabrać, żeby w miarę spokojnie się zimą poruszać ale zawsze od czegoś trzeba zacząć. to prawda, że można dużo czytać i znać teorię ale dopiero praktyka czyni mistrza. oby więcej takiej praktyki :)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 15:00

Wyczerpująca relacja Tomek. Zapomniałeś tylko dodać że Mały boi się poziomych lodów ale nie pionowych. Po lodospadzie szło się na prawdę rewelacyjnie.

A teraz pozwolę sobie dodać krótką relację z dnia przed przyjazdem reszty ekipy gdzie wybrałem się z Adamem do 5-tki.

Wyprawę naszą zaczęliśmy od oczekiwania na busa, który zawiózł nas do Palenicy Białczańskiej a stamtąd już pieszo do 5-tki. dochodząc do Wodogrzmotów Mickiewicza odbijamy zielonym szlakiem przez Dolinę Roztoki gdzie po krótkim czasie decydujemy się ubrać raki z powodu oblodzonego szlaku. W pewnym momencie dołącza do nas jeszcze jeden koleś ( Kwiatkos) o ile dobrze pamiętam i już we trójkę wędrujemy dalej. Pogoda piękna , lekki wiaterek, Słońce świeci czasem chowając się za chmurę i jest przyjemnie ciepło :D . Po dojściu do schronu i zatankowaniu nowej porcji herbaty decydujemy się na Kozi Wierch. Odbijamy wiec na czarny szlak i pniemy się po woli do góry ciesząc nasze oczy pięknymi widokami. Niestety kilkadziesiąt metrów przed szczytem trzeba było przetrawersować żleb, w którym było dość sporo śniegu więc padło decyzja o odwrocie. Gdybym był sam to pewnie bym polazł :twisted: ale, że szliśmy we trójkę nie wyłamywałem się choć próbę jedną podjąłem po skałkach dostać się jak najwyżej. Do Palenicy dotarliśmy tą samą drogą końcówkę szlaku robiąc już przy świetle księżyca i powrót do Zakopanego dzięki nowemu koledze Kwiatkoswi, który zawiózł nas tam samochodem.

link do moich fotek : http://picasaweb.google.com/bzynek82/Ta ... 528022010R#
tom-pi4

Post autor: tom-pi4 » 01 marca 2010, 15:05

Mały pisze:Zapomniałeś tylko dodać że Mały boi się poziomych lodów ale nie pionowych
To prawda. Zwracam honor. Dla Małego pionowe lody nie stanowią żadnego problemu - żeby nie było, że mam z tym coś wspólnego ;)
Ostatnio zmieniony 01 marca 2010, 15:26 przez tom-pi4, łącznie zmieniany 1 raz.
Anonymous

Post autor: Anonymous » 01 marca 2010, 15:14

Hejjj Tomek...ale fajną...dłuuuuuugą relację naskrobałeś... :D
Ale serio...super wyprawa musiała być :)
tom-pi4 pisze:uświadamiam sobie, że jest dopiero 9 rano, a ja wpierdzielam kotleta z frytkami. No jaka żenada.
Eeee tam...mniam...mniam... :lol:
ODPOWIEDZ