Sucha Beskidzka - Zakopane - Kraków
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Sucha Beskidzka - Zakopane - Kraków
No to czas opisać trzydniowy wypadzik do Suchej J
Dzień 1 – 02.03.2007
Swoją podróż zaczęliśmy jak zwykle z dworca PKP w Katowicach. O dziwo pociągi zarówno
ten jadący do Krakowa jak i z Krakowa do Suchej Beskidzkiej spasowały nam jak w mordę strzelił. Tak więc parenaście minut po 9 byliśmy na miejscu. Jako, że trochę wcześnie przyjechaliśmy to i nie mogliśmy się ulokować w pokoju. Wyruszyliśmy więc na „miasto” pooglądać trochę zabytki. No i tu było pierwsze rozczarowanie J. Poza karczmą Rzym i zameczkiem przerobionym na Wyższą Szkołę Turystyki i Ekologii nie ma tam nic ciekawego. Zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do – jak się okazało – przytulnego pokoiku J (z Cyfrą + rzecz jasna ). Po posiłku postanowiliśmy, że pójdziemy zobaczyć co ciekawego oferuje słynna karczma prócz święconej wody J. Zamówiliśmy sobie dobre winko i przy świecach (zrobiło się naprawdę miło i romantycznie J ) przegadaliśmy chyba z 2,5 godz. Trochę nam zaszumiało w główkach więc poszliśmy pochodzić trochę po najbliższych wzniesieniach. Dokładnie obejrzeliśmy także zameczek w którym zaczął tynk odpadać J. Do domku zawitaliśmy koło 19 i tylko czekaliśmy na Shreka II .
Dzień II 03.03.2007
Kilka dni wcześniej ustaliłem z Mosornym, że spikniemy się w Makowie Podhalańskim i wyruszymy wspólnie na trasę tak aby w rozsądnym czasie można byłoby się odłączyć i wrócić spokojnie do Suchej. Tak nastawieni obudziliśmy się rano i wyruszyliśmy do Makowa na przygody z górami. Będąc na miejscu okazało się że Mosornemu z MałejBee nie spasował pociąg i będą jechać PKS w tą stronę. Tak więc czekaliśmy na nich na dworcu. Wkońcu MałyBzyk napisał, że nie mamy na nich czekać bo jadą przez Skawnice bo im bardziej jest to po drodze. Wkurzeni trochę (no co tu dużo gadać, Mosorny z MałąBee dali ciała i tyle) i wystawieni do wiatru chwile zastanawialiśmy się co tu zrobić z resztą dnia. I moja kofana pszczółka wpadła na super pomysł żeby zajechać do Zakopanego. 3 godzinki później byliśmy na miejscu. Standardowo zaliczyliśmy Krupówki (kiedyś myślałem, że jest to jakieś żarcie – pamiętajcie krupówek się nie je!! JJ ). Potem postanowiliśmy wyjechać wyciągiem na Kasprowy Wierch. Nigdy nie byłem w Zakopanem, tak więc trzeba było wziąć taryfę. Na miejscu okazało się, że na stoku wieje zbyt silny wiatr i kolejka jest zamknięta. Troche zawiedzeni z tego faktu ruszyliśmy na dalsze poszukiwania J. No oczywiście skoro wyciąg na kasprowy był nieczynny to trzeba było zaliczyć choćby Gubałówkę. Szybki szpil i już znaleźliśmy się na samym szczycie. Przyznam, że widok Zakopanego z takiej wysokości naprawdę jest nieziemski. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie chmury które zawisły nad miastem jak i widok Trzech Koron zasypanych śniegiem. Jeszcze tylko mały poczęstunek w restauracji „Gubałówka” i można było wracać na dół. Zakupiliśmy sobie oczywiście po małej pamiątce (ja naturalnie kielicha na smyczy ). Na Krupówkach ponadto grało mnóstwo grajków, ale jeden jegomość przykuł naszą szczególną uwagę. Naprawdę ładnie śpiewał. Zagrał „kołysankę dla nieznajomej” i pare innych polskich szlagierów J. Zadowoleni z udanego wypadu wróciliśmy do domu i światła zgasły....................
Dzień III 04.03.2007
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy L. Z samego rana ruszyliśmy na pociąg. Już wcześniej ustaliłem ze swoją pszczółką, że zamiast od razu wracać do domu to wyjdziemy w Krakowie na dworcu i ruszymy na kilka godzin pozwiedzać Stare Miasto. Tak też zrobiliśmy. Najgorszym mankamentem były nasze bagaże, które po 2 godzinach zaczeły nam strasznie ciążyć J. Kraków jak to Kraków. Poza sztandarowymi zabytkami jakimi są Wieża Mariacka, Wawel, Sukiennice, Wieża Ratuszowa nie ma specjalnie za dużo do zaoferowania. Wszystko co szło pooglądać obeszliśmy. Przez te bagaże byliśmy tak zmęczeni, że nie chciało nam się już nic i tylko czekaliśmy na przyjazd naszego pociągu. Jak dla mnie największa atrakcją jest chyba Wawel, a właściwie jego dziedziniec. Mimo, że pogoda jest jaka jest prezentował się naprawdę pięknie. Tak wiec po obejrzeniu sztandarowych zabytków ruszyliśmy na pociąg.
I tak powstał czokapik J
Polecam wam wycieczki kilkudniowe do miejsca gdzie będziecie mieć możliwość wypadu w kilka innych ciekawych miejsc tak żeby podróż pociągiem nie zajmowała wam więcej niż 2 godzinki. Naprawdę super sprawa.
P.S Zdjęcia robiliśmy zwykłym aparatem na klisze tak więc foto zamieszcze trochę później.
Dzień 1 – 02.03.2007
Swoją podróż zaczęliśmy jak zwykle z dworca PKP w Katowicach. O dziwo pociągi zarówno
ten jadący do Krakowa jak i z Krakowa do Suchej Beskidzkiej spasowały nam jak w mordę strzelił. Tak więc parenaście minut po 9 byliśmy na miejscu. Jako, że trochę wcześnie przyjechaliśmy to i nie mogliśmy się ulokować w pokoju. Wyruszyliśmy więc na „miasto” pooglądać trochę zabytki. No i tu było pierwsze rozczarowanie J. Poza karczmą Rzym i zameczkiem przerobionym na Wyższą Szkołę Turystyki i Ekologii nie ma tam nic ciekawego. Zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do – jak się okazało – przytulnego pokoiku J (z Cyfrą + rzecz jasna ). Po posiłku postanowiliśmy, że pójdziemy zobaczyć co ciekawego oferuje słynna karczma prócz święconej wody J. Zamówiliśmy sobie dobre winko i przy świecach (zrobiło się naprawdę miło i romantycznie J ) przegadaliśmy chyba z 2,5 godz. Trochę nam zaszumiało w główkach więc poszliśmy pochodzić trochę po najbliższych wzniesieniach. Dokładnie obejrzeliśmy także zameczek w którym zaczął tynk odpadać J. Do domku zawitaliśmy koło 19 i tylko czekaliśmy na Shreka II .
Dzień II 03.03.2007
Kilka dni wcześniej ustaliłem z Mosornym, że spikniemy się w Makowie Podhalańskim i wyruszymy wspólnie na trasę tak aby w rozsądnym czasie można byłoby się odłączyć i wrócić spokojnie do Suchej. Tak nastawieni obudziliśmy się rano i wyruszyliśmy do Makowa na przygody z górami. Będąc na miejscu okazało się że Mosornemu z MałejBee nie spasował pociąg i będą jechać PKS w tą stronę. Tak więc czekaliśmy na nich na dworcu. Wkońcu MałyBzyk napisał, że nie mamy na nich czekać bo jadą przez Skawnice bo im bardziej jest to po drodze. Wkurzeni trochę (no co tu dużo gadać, Mosorny z MałąBee dali ciała i tyle) i wystawieni do wiatru chwile zastanawialiśmy się co tu zrobić z resztą dnia. I moja kofana pszczółka wpadła na super pomysł żeby zajechać do Zakopanego. 3 godzinki później byliśmy na miejscu. Standardowo zaliczyliśmy Krupówki (kiedyś myślałem, że jest to jakieś żarcie – pamiętajcie krupówek się nie je!! JJ ). Potem postanowiliśmy wyjechać wyciągiem na Kasprowy Wierch. Nigdy nie byłem w Zakopanem, tak więc trzeba było wziąć taryfę. Na miejscu okazało się, że na stoku wieje zbyt silny wiatr i kolejka jest zamknięta. Troche zawiedzeni z tego faktu ruszyliśmy na dalsze poszukiwania J. No oczywiście skoro wyciąg na kasprowy był nieczynny to trzeba było zaliczyć choćby Gubałówkę. Szybki szpil i już znaleźliśmy się na samym szczycie. Przyznam, że widok Zakopanego z takiej wysokości naprawdę jest nieziemski. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie chmury które zawisły nad miastem jak i widok Trzech Koron zasypanych śniegiem. Jeszcze tylko mały poczęstunek w restauracji „Gubałówka” i można było wracać na dół. Zakupiliśmy sobie oczywiście po małej pamiątce (ja naturalnie kielicha na smyczy ). Na Krupówkach ponadto grało mnóstwo grajków, ale jeden jegomość przykuł naszą szczególną uwagę. Naprawdę ładnie śpiewał. Zagrał „kołysankę dla nieznajomej” i pare innych polskich szlagierów J. Zadowoleni z udanego wypadu wróciliśmy do domu i światła zgasły....................
Dzień III 04.03.2007
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy L. Z samego rana ruszyliśmy na pociąg. Już wcześniej ustaliłem ze swoją pszczółką, że zamiast od razu wracać do domu to wyjdziemy w Krakowie na dworcu i ruszymy na kilka godzin pozwiedzać Stare Miasto. Tak też zrobiliśmy. Najgorszym mankamentem były nasze bagaże, które po 2 godzinach zaczeły nam strasznie ciążyć J. Kraków jak to Kraków. Poza sztandarowymi zabytkami jakimi są Wieża Mariacka, Wawel, Sukiennice, Wieża Ratuszowa nie ma specjalnie za dużo do zaoferowania. Wszystko co szło pooglądać obeszliśmy. Przez te bagaże byliśmy tak zmęczeni, że nie chciało nam się już nic i tylko czekaliśmy na przyjazd naszego pociągu. Jak dla mnie największa atrakcją jest chyba Wawel, a właściwie jego dziedziniec. Mimo, że pogoda jest jaka jest prezentował się naprawdę pięknie. Tak wiec po obejrzeniu sztandarowych zabytków ruszyliśmy na pociąg.
I tak powstał czokapik J
Polecam wam wycieczki kilkudniowe do miejsca gdzie będziecie mieć możliwość wypadu w kilka innych ciekawych miejsc tak żeby podróż pociągiem nie zajmowała wam więcej niż 2 godzinki. Naprawdę super sprawa.
P.S Zdjęcia robiliśmy zwykłym aparatem na klisze tak więc foto zamieszcze trochę później.
Przyznam się że to ja nawaliłam. Mosorny tu nie był nic winny bo mnie wszystko nie pasowało .Zombie pisze:Wkurzeni trochę (no co tu dużo gadać, Mosorny z MałąBee dali ciała i tyle)
W Zakopanem też musieliście mieć przecudowne widoki no nie?? Ale na Babiej i Małej Babiej zobaczyłam najpiękniejsze wioki w moim życiu.
Szreka mieli jak w mordę strzelił hehehe. I Ty Zombie mówisz że nic się nie stało. hehehe jakbym tylko zacytowała tego smsa to byś chyba się zrobuił czerwony jak burak jak Mosorny . Czekaj tylko pojedziemy na Babią w lecie. Znajdę tą komórę i zacytuje twojego esa hehehe. Tylko to zapamiętałam: No chyba będę musiał komuś coś pourywać...