Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 10 sierpnia 2021, 16:36

Zapraszam do przeczytania relacji i obejrzenia mnóstwa zdjęć z mojej wyprawy na Kazbek na przełomie czerwca i lipca 2021. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to fakt, że zmiany klimatu poszły aż za daleko, bo kto widział, żeby w ciągu siedmiu lat całkowicie zniknął śnieg na wysokości 4500 m n.p.m.? Coś strasznego! Poza tym mieliśmy niezwykle piękne widoki i przeżyliśmy mnóstwo ciekawych przygód w drodze na górę i w drodze powrotnej.

Jako, że relacja jest bardzo długa, to tutaj wstawię jej fragment, a jeśli ktoś chce się z nią szczegółowo zapoznać, może przeczytać ją na moim blogu:
KAZBEK WYPRAWA - w relacji jest zawartych mnóstwo szczegółów: co się zmieniło, jak zorganizować taki wyjazd, ile co kosztuje, jak wykorzystałem bardzo dobrą znajomość chmur, pogody w terenie i jak bardzo się zmienił Kazbek.

DOJAZD, SPOTKANIE NASZEJ EKIPY I PIERWSZE PRZYGODY
Możesz pomyśleć: po co pojechałem drugi raz na Kazbek, skoro już tam byłem? Zupełnie nie planowałem tej wyprawy, a nawet nie zakładałem żadnego wyjazdu do Gruzji. Cały pomysł okazał się spontanicznym impulsem, który bardzo szybko się zrealizował. Tyle, że impuls wyszedł zupełnie z niespodziewanej strony. Można wręcz zacytować Kubusia Puchatka: „właśnie z niczego często rodzą się najlepsze cosie”. Jako, że prowadzę bloga, którego właśnie czytasz lub przeglądasz, nieznani mi ludzie zadają mi różne pytanie dotyczące gór. Najpierw wywiązała się rozmowa Żanety, która miała mnóstwo pytań o górę Denali na Alasce i sprzęt, który używam podczas wypraw. Później dołączyła Agnieszka M., której zawsze marzył się Kazbek w Gruzji. Dla niej od dłuższego czasu ta góra była marzeniem życia. Po przeprowadzeniu kilku rozmów z Żanetą i jej mężem Grzesiem oraz Agnieszką M. pomyślałem, że skoro już trzy osoby chcą wejść na Kazbek, to ja również zdecyduję się i zorganizuję całą wyprawę. Pomysł został wprowadzony w czyn dosłownie w jeden dzień, mając już nieco większą pewność, że koronawirusowe szaleństwo nie zablokuje nam wyjazdu. W międzyczasie na innym komunikatorze napisał do mnie Łukasz, który zaproponował, żebym dał mu znać, kiedy będę wybierać się w góry wyższe niż Tatry. Jako, że powstał pomysł wejścia na Kazbek, zaproponowałem mu taki wyjazd. Szybko się zgodził. Jako, że na swoim koncie miał Dom de Mischabel w Alpach oraz inne góry, nasza rozmowa była bardzo konkretna i rzeczowa. Skompletowałem pięć osób gotowych na wyjazd. W ostatnim momencie pojawiła się jeszcze Agnieszka K. – koleżanka pierwszej Agnieszki. Obie dziewczyny przygotowywały się razem. Wymieniały się zdobytymi informacjami, przez co w bardzo szybkim tempie dokupiły potrzebny sprzęt – w szczególności mocniejsze śpiwory oraz buty. Mając sześć zdecydowanych osób, mogłem kupić bilety do Tbilisi. Z całej oferty najtaniej wychodziły Polskie Linie Lotnicze LOT (informacje o kosztach całej wyprawy znajdziesz na samym końcu artykułu).

Teraz czekaliśmy na dzień naszego wylotu. Żaneta i obie Agnieszki były bardzo podekscytowane wyjazdem, ponieważ dla nich było to coś zupełnie nowego oraz musiały przekroczyć swoje nieznane granice. Obie Agnieszki nigdy nie przebywały powyżej poziomu 2500 m n.p.m., a Żaneta z Grzesiem tylko dwa razy nocowali na wysokości 2600 m n.p.m. w Dolomitach, dlatego nie mogły ocenić, jak zachowa się ich organizm na dużej wysokości. Dla mnie góra była znana, ale już dwa lata temu mówiłem, że chciałem wrócić na Kazbek ze względu na przepiękną przyrodę oraz chęć wykonania lepszych zdjęć, ponieważ Canon 650D, który wówczas posiadałem, zupełnie nie poradził sobie z tym zadaniem. Dominanta niebieskiej barwy niestety ‘zabiła’ wiele ciekawych ujęć, przez co wiele zdjęć było dla mnie nieakceptowalnej jakości. Teraz miałem szansę wyrównać, albo nawet nadrobić powstałe zaległości. Skoro zdarzyła się taka okazja, musiałem z niej skorzystać. Pomimo, że nie znałem Łukasza, od razu wiedziałem, że jest konkretną osobą, która wie po co jedzie i zna się na rzeczy. Grzesiu i Żaneta zasypywali mnie gradem pytań o sprzęt i do tego Żaneta prowadziła mnóstwo analiz. Obie Agnieszki raczej zadawały pytania, kupowały, to co im poleciłem i dzięki temu plan posuwał się szybko do przodu.

Na lotnisko w Warszawie mieliśmy dojechać we własnym zakresie. Ja wybrałem pociąg z Katowic, który w 2h 52min dojechał do Warszawy Centralnej. Zostawiłem sobie dodatkowo 1h 30min zapasu, gdyby pociąg się opóźnił. Po 17.20 Żaneta jeszcze zadawała mi pytania o masę własną plecaka, ponieważ była w jakimś sklepie i ten, co akurat by pasował na wyprawę ważył 4,3 kg. Powiedziałem, że jest zdecydowanie za ciężki, ponieważ mój waży 2,2 kg, a współczesne plecaki wyprawowe renomowanych firm, ze wszystkimi systemami podnoszącymi wygodę użytkowania ważą średnio 3,3 kg. Wszyscy na naszej grupie messengerowej, gdzie ustalaliśmy wszelkie szczegóły, trochę się dziwili, że o tej godzinie jeszcze kupowali plecak. Pomyślałem, że może mają bliżej niż ja na lotnisko, dlatego zdążą bez problemu. Po chwili, w połowie mojej drogi do Warszawy, o godzinie 17.35 na naszej grupie pojawiła się wiadomość głosowa od Żanety, która chyba każdego wyrwała z butów… Usłyszeliśmy: „słuchajcie k*** przed chwilą dostałam zawału. Popier*** nam się daty i cały czas myśleliśmy, że jedziemy jutro. I w tym momencie się yyyyy zorientowaliśmy i jest godzina 17.35 i mamy 120 km do Wa-wy i uwaga, w dodatku nie jesteśmy w ogóle spakowani. Ja pier***, po prostu nie wiem co zrobię, miękkie nogi mam i w ogóle takiej waty to nigdy nie miałam, ale nic, zbieramy się, trzeba to jakoś ogarnąć”. Przyznam, że ta wiadomość mnie również wyrwała butów, bo Żaneta i Grzesiu pomylili datę wylotu na wyjazd, który miał być ich wyprawą życia. Odtąd wiedziałem, że będzie bardzo nietypowo i… ciasno z czasem. Ciekawiło mnie tylko, czy się wyrobią. Szybko zaproponowałem im pomysł, żeby wszystkie rzeczy, bez żadnego sortowania, wrzucili na tył samochodu. Jedna osoba by kierowała, a druga w międzyczasie mogłaby pakować plecaki. Po drodze powstał jeszcze kolejny problem w i tak już powstałym problemie, ponieważ nie mogli znaleźć paszportów. Jako, że byli świeżo po remoncie, nie do końca wiedzieli, gdzie go można szukać – czy w domu rodziców, czy może już w wyremontowanym mieszkaniu. Cenne minuty upływały na jeżdżeniu z miejsca na miejsce, ponieważ w międzyczasie trafiali na rozbieżne informacje, czy do Gruzji można wlecieć tylko z dowodem osobistym, czy paszport jest jednak konieczny. Nie mając pewnych informacji szukali paszportu aż do skutku. Udało się. Teraz trwała walka z rzeczami i plecakami, żeby wszystko się zmieściło oraz, żeby w ogóle zdążyć z czasem. Zanim jednak wyruszyli w podróż, Żaneta ciągle zadawała kolejne pytania: ile czego zabrać, czego nie brać, itp. Moim zdaniem już było za późno na takie pytania. Teraz pozostało jedynie łopatą wrzucać wszystkie rzeczy na tył samochodu, włączyć muzykę techno, wystawić zimny łokieć, ruszyć z piskiem opon i gnać ile fabryka dała, jeśli jeszcze chcieli myśleć o wejściu na pokład samolotu. Po dość długim pakowaniu w końcu wyruszyli po godzinie 20.00. Obliczyliśmy, że powinni być na 22.15. O tej godzinie zamykają bramki, gdzie wpuszczają do samolotu. A gdzie wszystkie wcześniejsze procedury… Szczerze mówiąc, nie widziałem tego, żeby ten szalony wyścig z czasem się udał, ale z drugiej strony wszystko było możliwe przy dużej determinacji. Dodatkowym problemem był fakt, że jechali własnym samochodem, dlatego jeszcze musieli gdzieś zostawić auto, a to są kolejne cenne minuty, których nie mieli. Pozostało jedynie otworzyć jakiś portal czasowy, gdzie jedna godzina upływa jak sześć w rzeczywistości, ale kto teraz miał czas szukać podobnych, tajnych portali… :).

Wyścig z czasem trwał. My tymczasem nadawaliśmy nasze plecaki, które szybko okrzyknęliśmy „za ciężkimi dziadami”. Od teraz funkcjonowała tylko i wyłącznie ta nazwa. Każdy wiedział o co chodzi. Łukasz miał trochę mniejszy plecak, ale z każdej strony wisiało coś przytroczonego. Dlatego obie Agnieszki i ja zabraliśmy po jednej rzeczy i wzięliśmy je jako bagaż podręczny. Dzięki temu nadanie bagażu Łukasza poszło równie gładko, co naszych. W końcu poczuliśmy ulgę od ciężaru. Teraz czekaliśmy na Grzesia i Żanetę. Po około pół godzinie przeszliśmy wszystkie procedury związane z bezpieczeństwem i kontrolą dokumentów (w tym certyfikatów szczepień). Czekaliśmy na wieści od Żanety. O godzinie 22.15 pojawili się na lotnisku. Grzesiu zamówił usługę iTaxi, gdzie umówiony kierowca odebrał ich samochód, dzięki czemu nie stracili ani jednej, cennej minuty. Na lotnisko wbiegli rzutem na taśmę, mówiąc zdecydowanym głosem „my do Gruzji!”. Na szczęście trafili na przyjaznych ludzi. Nie pozwolono im już nadawać bagażu głównego, dlatego polecili, aby zabrali go jako podręczny i niech biegiem przechodzą dalsze procedury. Na ich wielką korzyść zadziałał fakt, że pilot musiał i tak poczekać dodatkowe 10min na cztery osoby z Moskwy, ponieważ miały lot tranzytowy. Niestety gonitwa i stres przyczynił się do powstania błędu. Żaneta i Grzesiu zabrali do bagażu czekan i raki. Strażnik prześwietlający plecaki zapytał, czy mają ze sobą noże. Kiedy zobaczył sprzęty, powiedział: „z tym nie polecicie”. Musieli szybko przeorganizować swoje bagaże, co znacznie wydłużyło procedury. Z powrotem pobiegli do taksówkarza z iTaxi, aby oddać mu raki i czekany. Kiedy im się udało, rzutem na taśmę wbiegli do kontroli bezpieczeństwa, a później do ostatniej bramki, gdzie wpuszczano na pokład. Tymczasem, kiedy my siedzieliśmy w samolocie, steward podszedł do naszego, jedenastego rzędu i zapytał, czy ktoś zna Grzegorza i Żanetę S., bo nie ma ich na pokładzie. Powiedziałem, że już są na lotnisku i zaraz tu wbiegną. Steward odpowiedział: „trochę słabo, bo my już wylatujemy”. Za chwilę usłyszałem komunikat do pilota nadawany przez główną stewardesę, która ogłosiła: „boarding completed”. Dosłownie za dwie sekundy dostałem maila, że dwa bilety nie zostały wykorzystane oraz instrukcje, co zrobić dalej. Żaneta i Grzesiu stali dosłownie przy bramce, gdzie wchodzi się do rękawa prowadzącego do samolotu, ale ujrzeli widok samolotu rozpoczynającego kołowanie. Żaneta się załamała i płakała, ponieważ zabrakło tylko półtorej minuty. Teraz musiała się pogodzić ze stratą, przynajmniej na ten dzień. Nic więcej nie mogła już zrobić. W samolocie omawialiśmy, co można było zrobić szybciej w tej beznadziejnej sytuacji, żeby jeszcze zdążyć, bo wiedzieliśmy jak bardzo żyli tą wyprawą. Można powiedzieć, że dosłownie uciekła im sprzed nosa. Tymczasem my wystartowaliśmy.

PRZYLOT, TAKSÓWKI, KARTA DO TELEFONU
Lot przebiegał spokojnie do samej Gruzji. Po wylądowaniu udaliśmy się do kontroli dokumentów, gdzie sprawdzono nasze certyfikaty szczepień oraz paszporty. Strażnik zapytał mnie, czy jestem pierwszy raz w Gruzji. Odpowiedziałem, że jestem drugi raz. Wszyscy bezproblemowo przeszliśmy wszystkie bramki. Odtąd rozpoczęła się nasza gruzińska przygoda. Po odbiorze bagażów z taśmy powiedziałem, że tutaj nic się nie rezerwuje. W Gruzji panuje „łapanka”. Wystarczy się pojawić, a usługi same cię znajdą. My potrzebowaliśmy dojechać do Stepancminda (dawniej Kazbegi – nazwa sprzed 2007 r.). Siedem lat temu trzeba było dotrzeć do targowiska Didube, skąd odjeżdżały marszrutki (15 osobowe białe busy) lub prywatne samochody, które kursowały przed marszrutkami. Teraz obrałem podobny sposób, ale na lotnisku pozytywnie się zaskoczyłem, ponieważ jakiś niski facet z wąsami szybko do nas podszedł. Zaproponował taksówkę. Zapytał dokąd chcemy jechać. Zaczął wymieniać: Didube, Mestia, Kazbegi, Uszguli, Batumi, itp. Zdziwiłem się, że wymieniał tak odległe miejscowości, jak na taksówkę. Zapytałem więc: „to do Kazbegi też stąd jeździcie?”. Taksówkarz odpowiedział: „tak”. Zapytałem więc o cenę. Zaproponował 250 lari, czyli 347,50 zł na 4 osoby, co daje 86,80 zł/osobę (przy kursie 1,39 zł/1 lari). Można oczywiście wybrać taksówkę za 30-40 lari do Didube i później jechać marszrutką za 10 lari do Kazbegi, ale najpierw trzeba poczekać na nią jakieś trzy godziny na zaśmieconym, iście komunistycznym placu, przez który przewalają się kartony podwiewane przez wiatr. Cena 86,80 zł za osobę za dojazd do Stepancminda bezpośrednio z lotniska (180 km), to jest naprawdę niska cena. Docierając wcześnie w Stepancminda masz cały dzień na zakupy i rozpoczęcie wędrówki aż do poziomu 3000 m n.p.m. To był najsilniejszy argument, który trafiał do każdego. Powiedziałem taksówkarzowi, że kupię tylko karty do telefonu i zaraz możemy jechać.

Na lotnisku znajduje się czerwone stoisko Magti. Jest to gruzińska sieć komórkowa, która zapewnia dostęp do Internetu na terenie wszystkich gór, nawet na Kazbeku. Karta SIM + 8Gb Internetu kosztowała 42 lari, a nieograniczony dostęp kosztował 60 lari. Była też tańsza opcja – 2Gb za 30 lari. Wybraliśmy środkową możliwość, która powinna każdemu wystarczyć. Po instalacji kart SIM w telefonach zauważyliśmy, że jeszcze innych dwóch Polaków ma podobne plany, co my. Pożyczyli ode mnie igłę do instalacji kart, ponieważ jej zapomnieli. Po chwili nasze drogi się rozeszły. Poszliśmy za panem z wąsem na zewnątrz, do taksówki. Czekał na nas nowoczesny samochód hybrydowy, tylko kierowca był jeszcze z „tamtej” (czytaj: komunistycznej) epoki. Cokolwiek zobaczyliśmy w Gruzji, co odstawało od aktualnych czasów, nazywaliśmy ‘radzieckie’, ‘komunistyczne’, ‘bolszewickie’, itp. Do stylu jazdy Gruzinów musisz się przyzwyczaić. Taksówkarze jeżdżą normalnie, w sposób bezpieczny, ale uwielbiają papierosy. Tyle, że palą je w samochodzie. Angielskiego prawie wcale nie rozumieją. Posługują się rosyjskim. Załadowaliśmy plecaki do bagażnika, a mniejsze z nich wzięliśmy na kolana. Nasz taksówkarz również lubił papierosy, dlatego chwilę po rozpoczęciu jazdy odpalił pierwszego. Ulice Tbilisi były zupełnie puste, dlatego wyjazd z miasta przebiegał bardzo sprawnie. Wzdłuż lotniska wszędzie widniały reklamy kasyna ‘Jewel’. W drodze przez miasto widzieliśmy dużą stłuczkę na środku skrzyżowania dwóch, pustych ulic. Tym bardziej dziwiłem się, jak do niej doszło. Temat Grzesia i Żanety szybko powrócił, ponieważ Żaneta napisała do mnie, że taki sam lot jest dzisiaj i kupi bilety na ten lot. To oznaczało, że nie poddali się. Ja też bym się nie poddał, po wydaniu tylu pieniędzy na sprzęt, mając w głowie realizację marzenia, które dla nich było wyprawą życia. Żaneta zapytała, jak to dalej zrobimy: czy poczekamy na nich, czy po prostu spotkamy się na którymś etapie trasy na Kazbek. Jako, że my już byliśmy w drodze do Stepancminda, musieliśmy dalej kontynuować podróż. Postanowiliśmy, że rozpoczniemy podejście, a oni będą o jeden dzień za nami, jeśli uda im się kupić bilet i dolecieć. Podałem im szczegółowe instrukcje, gdzie i co mają załatwić na terenie Gruzji, żeby podróż minęła szybko i sprawnie. Po kilkunastu minutach jazdy, taksówkarz zatrzymał się w tylko sobie znanym miejscu. Z jego rozmowy wywnioskowałem, że jest to sklepik przypominający kiosk, gdzie można tanio kupić papierosy, alkohol i gorącą kawę. Kierowca poszedł po papierosy i kawę. Napił się, ponieważ dzień dopiero leniwie się zaczynał. Z pewnością potrzebował mocnego przebudzenia. Ceny rzeczywiście były niskie, ponieważ za kawę zapłacił tylko 0,70 lari. Po szybkiej kawie pojechaliśmy w dalszą drogę.

Mijaliśmy kolejno miejscowości Ananuri, Pasanauri, Gudauri. Jeszcze przed tą pierwszą, kierowca kazał zapłacić za kurs 250 lari. Za chwilę zatrzymał się na stacji, po czym zatankował samochód. Pojechaliśmy dalej. Jako, że lubię analizować wiele rzeczy i wyciągać z nich odpowiednie wnioski, popatrzyłem na samochód, którym jechaliśmy oraz na licznik. Pokazywał 175 885 mil lądowych. Na telefonie szybko przeliczyłem ten dystans na kilometry. Otrzymałem wynik 282 998 km (175 885 x 1,609 km). Widząc, że to auto może mieć dwa, trzy, może, góra, cztery lata zastanawiałem się, jak często i ile godzin nasz kierowca musi spędzać w pracy. Gdyby wziąć tylko codzienny kurs przez okres dwóch miesięcy z lotniska do Stepancminda oraz powrót, to otrzymamy wynik 21 600 km. Kierowca musiał naprawdę mnóstwo jeździć i uwielbiać swoją pracę. Z drugiej strony codzienne spędzanie tylu godzin w samochodzie bardzo łatwo przyczynia się do chorób nóg i żylaków, które wymagają operacji. Wystarczy zapytać zawodowych kierowców TIR-ów, którzy wykonują tą pracę przez długie lata. Agnieszka M. dość szybko mogła poczuć, co oznaczają przyzwyczajenia Gruzinów w samochodzie. Wyglądało na to, że taksówkarz nie miał lewej, przedniej szyby, a ciągle popalał papierosy. Nie dość, że bardzo mocne podmuchy wiatru ciągle były skierowane na Agnieszkę, to jeszcze co chwilę otrzymywała porcję świeżego dymu. Żeby się nie przeziębić, okryła się polarem i dzielnie znosiła trudy podróży. W drodze do Pasanuri minęliśmy dwie bardzo duże kawalkady TIR-ów zaparkowanych wzdłuż Drogi Wojennej, którą właśnie jechaliśmy. Najpierw minęliśmy 118 ciężarówek, a po kilkunastu minutach rozpoczął się ciąg 234 TIR-ów. Nie wiedziałem o co chodzi. My mogliśmy jechać dalej.

Podjeżdżając za Pasanauri w stronę Gudauri, mogliśmy podziwiać piękne, wysokie, zielone góry. Teraz ekipa mogła zobaczyć, dlaczego tyle razy mówiłem, że w Gruzji nawet trawa ma inny odcień zielonego. Agnieszka K. podsumowała, że tutaj są zamszowe góry. Rzeczywiście ich zbocza wyglądają, jakby je wyrównano, a później pokryto zamszem. W każdym razie są inne niż w Polsce. Gudauri zaskoczyło mnie kompletnie, ponieważ od mojej ostatniej wizyty wybudowano tu dziesiątki nowych hoteli na zboczach gór, a wiele z nich jeszcze nie dokończono. Teraz widzieliśmy, jak wielki wpływ mają nikomu niepotrzebne obostrzenia, które nie ratują zdrowia, a rujnują gospodarkę. Świeżo wybudowane hotele zostały wystawione na sprzedaż, a inne straszyły pustkami. Widok jest naprawdę przykry. Chociaż Gudauri jest zimową miejscowością, to po widoku ogłoszeń na budynkach „na sprzedaż”, widać, że hotelarze zostali w dużej mierze wykończeni. W końcu największe ograniczenia mamy w zimie. Za Gudauri rozpoczął się wspaniały widok na wysokie góry z ośnieżonymi wierzchołkami lub żlebami. Wiedzieliśmy, że wjeżdżamy w pasmo gór najwyższych. W Stepancminda kierowca poprosił jeszcze o napiwek. Dałem mu 50 lari. Kiedy usłyszał, że mam na imię Michaił, bardzo się ucieszył i uścisnął mi rękę. Od tego momentu Agnieszka M. z humorem wspominała blisko trzygodzinną jazdę bez lewej szyby z silnym wiatrem we włosach i dymem papierosowym.

POCZĄTEK WYPRAWY – STEPANCMINDA
Teraz byliśmy w centrum Stepancminda. Zegarek wskazywał dopiero godzinę 8.10. Pora lądowania samolotu jest najlepsza z możliwych (4.15 rano), bo jeśli ktoś potrafi, to może przespać część podróży, a później mamy do dyspozycji cały dzień. My przylecieliśmy w niedzielę, ale nawet to nie przeszkadzało, ponieważ w Stepancminda w samym centrum znajduje się market SPAR, który jest otwarty 24/7. Uzupełniliśmy nasze zapasy jedzenia o drobne rzeczy. Najbardziej spodobały nam się „radzieckie zupki”, których wzięliśmy więcej. Jak się okazało, w Meteostacji smakowały jak żadne inne. Ja i Agnieszka K. zajadaliśmy się nimi. Przez całą podróż pogoda wyglądał niestabilnie. Nie wiedzieliśmy czego oczekiwać. Czasami kropił drobny deszcz, a czasami wychodziło słońce. Stojąc przed SPAR-em, widzieliśmy, że chmury przerzedzają się. Świeciło coraz więcej słońca. Postanowiłem poszukać miejsca, gdzie można kupić gaz. Wyciągnąłem zdjęcie kartusza Cooleman wydrukowane na kartce formatu A4 i zapytałem lokalnych taksówkarzy, gdzie mogę go dostać. Jeden z kierowców pokierował mnie do siedziby MTA (Mountain Travel Agency). Kiedy wszedłem do tego domu, okazało się, że gruzińska agencja wypraw górskich upadła, ponieważ wygryzła ją… polska agencja Mountain Freaks. Na ścianie wewnątrz budynku, widniał nawet napis po angielsku”: „mamy 10 lat doświadczenia, a nie 3 miesiące, jak inni”. ‘10 lat’ nawet było zmienione na ‘14 lat’. Jak widać, nie ilość lat doświadczenia się liczyła, ale raczej reklama oraz ukierunkowanie na konkretnego klienta, co bardzo dobrze wykorzystała pani Ewa z Mountain Freaks. W dużej mierze na Kazbek wchodzą Polacy, dlatego oczywistym się stało, że Polak przyjdzie do polskiej agencji, działającej na ziemi gruzińskiej. Chociażby ze względów językowych. W opuszczonym budynku na drugim piętrze zastałem jeszcze zdezelowany pokój z różnymi sprzętami, pokrytymi gruzem i pyłem. Po 8.00 rano rozpoczyna się „łapanka” na turystów w centrum wioski, którzy mogliby potrzebować taksówki. Kierowcy proponują podwóz do kościółka Tsminda Sameba, do Doliny Juta, na wodospady Gveleti, czy do Doliny Truso. Możliwości jest wiele.

Ciekawostką jest fakt, że od 2019 roku do kościółka Tsminda Sameba poprowadzono nową, asfaltową drogę, którą wygodni turyści mogą podjechać praktycznie pod same jego bramy. My postanowiliśmy, że podjedziemy w okolice kościółka, tam gdzie są cztery drewniane ławki. Tutaj lub z parkingu rozpoczyna się podejście na Kazbek. Mieliśmy mnóstwo czasu. W centrum złapał nas taksówkarz, który kursował charakterystycznym, siedmioosobowym Mitsubishi Delica. Nasze „za ciężkie dziady” trafiły na dachowy bagażnik, które kierowca spiął linkami. Powiedzieliśmy mu, że musimy jeszcze kupić gaz. Odpowiedział, że dostaniemy go w siedzibie Mountain Freaks. Podwiózł nas tam, zawrócił, my kupiliśmy po jednym dużym kartuszu 450 g na osobę, po czym wyruszyliśmy w stronę Tsminda Sameba (cena gazu: 40 lari, my przy zakupie czterech kartuszy zapłaciliśmy po 30 lari). Za kurs wziął 50 lari, co w przeliczeniu daje około 70 zł. Jako, że jechaliśmy w 4 osoby, koszt spadł do 17,50 zł/osobę. To bardzo mało, biorąc pod uwagę fakt, że mój za ciężki dziad ważył 31 kg i nie musieliśmy „ciorać” kawałka szlaku przez mało ciekawy las bez widoków.

Zatrzymaliśmy się przy drewnianych ławkach, rozpoczynających trasę na Kazbek. Usiedliśmy tutaj na dobre trzy godziny. Nigdzie nam się nie spieszyło, ponieważ było dopiero po 9.00 rano. Przebywaliśmy na wysokości 2170 m n.p.m. Ja i obie Agnieszki postanowiliśmy trochę odchudzić nasze za ciężkie dziady. Wyjęliśmy jeden czerwony wór, po czym wrzucaliśmy do niego rzeczy, które nie przydadzą się w drodze na Kazbek. Odrzuciliśmy paczkę orzechów, ubrania na powrót, część kosmetyków, ponieważ wyżej i tak nie ma gdzie się umyć, lekkie buty, czy inne, drobne rzeczy. Łącznie udało mi się odsortować aż 7 kg. Jako, że miałem ze sobą wagę podróżną, mogłem sprawdzić ile ciężaru ubyło. Czerwony wór zawiązałem i zaniosłem w okoliczne krzaki. Specjalnie przedzierałem się przez nie dość głęboko, żeby ze szlaku prowadzącego z Stepancminda do Tsminda Sameba nikt nie zauważył naszych rzeczy. Łukasz niczego nie zostawił w worze, ponieważ zabrał tylko tyle sprzętu i jedzenia, ile uznał za potrzebne. Później wyciągnąłem ciciki, które zawsze są ze mną na wyprawie. Są to cztery kulki z sierści w różnych kolorach. W ciekawych miejscach używam ich jako rekwizyty do zdjęć. Rudy cicik (największy z nich), zajął miejsce na drewnianym słupku, przytrzymującym oparcie. Nową tradycją naszej grupy stało się głaskanie rudego cicika, ponieważ przypominał nieco świnkę morską. Wszystkim szybko się spodobały kolorowe ciciki. Na ławkach siedzieliśmy do godziny 12.15, ponieważ mieliśmy piękną pogodę. Jednak w szczególności zachwycały niesamowite widoki na górę i ‘zamszowe’, zielone zbocza. Mając dużo czasu, postanowiliśmy, że jeszcze pójdziemy na lekko do Tsminda Sameba i tam uzupełnimy zapasy wody. Przy ławkach mogliśmy przetestować zakupiony gaz oraz zagotować naszą pierwszą zupę pomidorową. Cieszyliśmy się wspaniałym otoczeniem. Z każdą godziną pogoda się poprawiała, co nas bardzo cieszyło. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się rozpocząć wędrówkę przy pięknej, słonecznej pogodzie. Jedynie szczyt góry Kazbek ciągle pokrywały chmury altucumulus lenticularis duplicatus. Bardziej znane są jako chmury soczewkowe. Aktualnie tworzyły ją jak gdyby dwie ‘czapki’ nałożone jedna na drugą (stąd w łacińskiej nazwie człon ‘duplicatus’). Widowisko było przepiękne, ponieważ niecodziennie można popatrzeć na górę, której szczyt przykrywają gładkie, uformowane od wiatru chmury.

Dla chętnych, ciąg dalszy znajdziecie tutaj: KAZBEK WYPRAWA

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Kovik » 13 sierpnia 2021, 17:09

Będzie co czytać - póki co tylko fociska
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8703
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: PiotrekP » 14 sierpnia 2021, 21:36

Michał przebrnąłem przez pierwsze akapity Twojej relacji, teraz wchodzę na Twój blog czytać dalej bo bardzo mnie interesuje Kazbek. Wielkie dzięki, że zamieściłeś zajawkę o Waszej wyprawie na naszym forum. Zapewne pojawią się pytania, ale to dopiero po przeczytaniu całości relacji. Pozdrawiam Piotrek.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 15 sierpnia 2021, 10:15

PiotrekP pisze:
14 sierpnia 2021, 21:36
Michał przebrnąłem przez pierwsze akapity Twojej relacji, teraz wchodzę na Twój blog czytać dalej bo bardzo mnie interesuje Kazbek. Wielkie dzięki, że zamieściłeś zajawkę o Waszej wyprawie na naszym forum. Zapewne pojawią się pytania, ale to dopiero po przeczytaniu całości relacji. Pozdrawiam Piotrek.
Z chęcią odpowiem na każde pytanie, bo wiele tam się zmieniło. I ja Ciebie pozdrawiam serdecznie
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: laynn » 16 sierpnia 2021, 8:18

A ja odkładam tą relację, na jesienne dni. Bo jednak to poważniejsza lektura i na lekko się nie da jej przeczytać, a że obecnie przez pracę, rodzinne obowiązki czasu mało, to relacja musi poczekać na odpowiedni czas.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: jck » 16 sierpnia 2021, 13:52

Lektura faktycznie długa. Miałem okazję przeczytać oczekując na lotniskach na przesiadki.
Gratuluję wejścia.

Pozostałe wycieczki, na które wybraliście się po Kazbeku też opiszesz?
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 16 sierpnia 2021, 19:51

jck pisze:
16 sierpnia 2021, 13:52
Lektura faktycznie długa. Miałem okazję przeczytać oczekując na lotniskach na przesiadki.
Gratuluję wejścia.

Pozostałe wycieczki, na które wybraliście się po Kazbeku też opiszesz?
Cieszę się, że Ci się podobało. Wszystkie pozostałe wycieczki też będą opisane. Tak naprawdę już są opisane, sprawdzone i mam już utworzoną stronę dla nich. Pozostaje mi tylko wcisnąć "Opublikuj". Będzie 20 sierpnia już dostępny.
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Kovik » 18 sierpnia 2021, 12:10

jck pisze:
16 sierpnia 2021, 13:52
Lektura faktycznie długa. Miałem okazję przeczytać oczekując na lotniskach na przesiadki.
Gratuluję wejścia.

Pozostałe wycieczki, na które wybraliście się po Kazbeku też opiszesz?
Jacku, Jacku miejmy nadzieje że i Ty opiszesz swoje wejście na Pik?
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 18 sierpnia 2021, 20:55

Kovik pisze:
18 sierpnia 2021, 12:10
jck pisze:
16 sierpnia 2021, 13:52
Lektura faktycznie długa. Miałem okazję przeczytać oczekując na lotniskach na przesiadki.
Gratuluję wejścia.

Pozostałe wycieczki, na które wybraliście się po Kazbeku też opiszesz?
Jacku, Jacku miejmy nadzieje że i Ty opiszesz swoje wejście na Pik?
Z chęcią bym przeczytał, bo niestety może być już niedostępny. Obecnie ta część Kirgistanu jest zamknięta ze względu na konflikt tadżycko-kirgiski. A chciałem tam jechać w 2020 roku.
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8703
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: PiotrekP » 19 sierpnia 2021, 9:30

Kovik pisze:
18 sierpnia 2021, 12:10
Jacku, Jacku miejmy nadzieje że i Ty opiszesz swoje wejście na Pik?
Podpisuje się pod tym obiema rękami.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: jck » 19 sierpnia 2021, 12:42

Mosorczyk pisze:
18 sierpnia 2021, 20:55
Z chęcią bym przeczytał, bo niestety może być już niedostępny. Obecnie ta część Kirgistanu jest zamknięta ze względu na konflikt tadżycko-kirgiski. A chciałem tam jechać w 2020 roku.
Na ten moment wszystko otwarte, Kirgistan ma się świetnie. Konflikt był lokalny, w obwodzie batkeńskim, w pobliżu enklaw i miał miejsce początkiem maja. W przypadku Piku nie ma potrzeby przekraczania granicy z Tadżykistanem, a stosowne pozwolenia na przebywanie w strefie przygranicznej załatwia każda agencja za niewielką opłatą (potrzebne około dwutygodniowe wyprzedzenie).

Pik rzeczywiście był zamknięty w 2020 roku, ale ze względów COVIDowych. Teraz do Kirgistanu wymagany jest test PCR lub zaświadczenie potwierdzające przyjęcie szczepionek.
PiotrekP pisze:
19 sierpnia 2021, 9:30
Kovik pisze:
18 sierpnia 2021, 12:10
Jacku, Jacku miejmy nadzieje że i Ty opiszesz swoje wejście na Pik?
Podpisuje się pod tym obiema rękami.
Dziękuję Panowie. U mnie to jednak dość powolny i długotrwały proces. Postaram się napisać parę zdań, bo rejon wart odwiedzenia, nawet jeśli niekoniecznie chce się wchodzić na Pik Lenina. Dostępnych jest wiele niższych, ciekawych opcji, malownicze trekingi itp.
A ludzie w Kirgistanie są przemili.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 19 sierpnia 2021, 17:27

jck pisze:
19 sierpnia 2021, 12:42
Mosorczyk pisze:
18 sierpnia 2021, 20:55
Z chęcią bym przeczytał, bo niestety może być już niedostępny. Obecnie ta część Kirgistanu jest zamknięta ze względu na konflikt tadżycko-kirgiski. A chciałem tam jechać w 2020 roku.
Na ten moment wszystko otwarte, Kirgistan ma się świetnie. Konflikt był lokalny, w obwodzie batkeńskim, w pobliżu enklaw i miał miejsce początkiem maja. W przypadku Piku nie ma potrzeby przekraczania granicy z Tadżykistanem, a stosowne pozwolenia na przebywanie w strefie przygranicznej załatwia każda agencja za niewielką opłatą (potrzebne około dwutygodniowe wyprzedzenie).

Pik rzeczywiście był zamknięty w 2020 roku, ale ze względów COVIDowych. Teraz do Kirgistanu wymagany jest test PCR lub zaświadczenie potwierdzające przyjęcie szczepionki.
Tym bardziej czekam na relację i szczegóły organizacji. Chcę tam pojechać, bo teraz na świecie będzie tylko gorzej, więc trzeba robić co się jeszcze da.
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Kovik » 25 sierpnia 2021, 14:55

jck pisze:
19 sierpnia 2021, 12:42

Dziękuję Panowie. U mnie to jednak dość powolny i długotrwały proces. Postaram się napisać parę zdań, bo rejon wart odwiedzenia, nawet jeśli niekoniecznie chce się wchodzić na Pik Lenina. Dostępnych jest wiele niższych, ciekawych opcji, malownicze trekingi itp.
A ludzie w Kirgistanie są przemili.
Napisz chociaż 5% tego co @Mosorczyk i okraś to fotami to wszyscy będą zadowoleni
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Mosorczyk » 25 sierpnia 2021, 22:42

Kovik pisze:
25 sierpnia 2021, 14:55
Napisz chociaż 5% tego co @Mosorczyk i okraś to fotami to wszyscy będą zadowoleni
Niezależnie ile tego będzie, przeczytam wszystko i zadam jeszcze pytania, bo mam ich sporo, ale relacja na część z nich pewnie odpowie. Czekam z niecierpliwością :)
Awatar użytkownika
Kovik
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2118
Rejestracja: 18 maja 2010, 22:59
Kontakt:

Re: Kazbek 5047 m n.p.m. - Gruzja, 27.06.-6.07.2021

Post autor: Kovik » 28 sierpnia 2021, 10:57

Po 5 godzinach czytania dotarłem do końca. Dziekuje
http://gorolotni.blogspot.com

Życie zaczyna się po trzydziestce
ODPOWIEDZ