Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Przejeżdżając przez miejscowość Księże Młyny wyczuwamy atmosferę kurortu po sezonie. Może nawet nie tylko “po sezonie”, ale również “po latach”? Wzmaga to naszą czujność na rozglądanie się na wszystkie strony. I nagle rzucają się w oczy "Leśne Domki". Ośrodek, jakich szukam wszędzie na naszych trasach! Domeczki z dawnych lat! Takie właśnie jak trzeba! Oczywiście tu zostajemy! No to przejechaliśmy dziś 15 km Toperz się śmieje, że w naszych dobowych zasięgach to już nie tylko rowerzyści nas przeganiają, ale również piesi! Ale jak taką perełkę odpuścić?
Domki położone są w sosnowym lesie. Uwielbiam takie chodniki - omszały beton, zasypany przez igliwie...
Jakieś duże place.
A to chyba stołówka… Teraz zamknięta na głucho..
Uroku dodają stylowe ławeczki i stoliki.
Wnętrza domków urządzone są prosto - kanapy, szafa, stolik. Jest dużo firan, które wiszą nie tylko w oknach, ale również w drzwiach - chyba jako ochrona przed komarami.
Ale jest na miejscu mini kuchnia!
Zwracają uwagę płytki, którymi wyłożone są ściany. Takie dziurkowane! Nie spotkałam jeszcze takiego obicia ścian.
Jest też plac zabaw, jak za starych dobrych lat. Metalowy, solidny, niezniszczalny!
Przekraczamy chrupiący mostek z barierką antybusiową.
Odwiedzamy też piaszczystą plażę nad Wartą. Ciekawe czy ten piach występował tu naturalnie w takich aż ilościach, czy nawieźli, gdy ośrodek prężnie działał i potrzebował plaży?
Napotykamy też taki obiekt. Wagon mieszkalny, letni azyl pod palmami i flamingiem!
Znajdujemy też barakobar I mamy szczęście - dziś ostatni dzień jego działania. Wyjadamy ostatnie frytki, dopijamy ostatnie piwa.
Docieramy do naszego domku i ledwo zdążamy zamknąć drzwi, gdy na świat spada ściana deszczu. Burza i oberwanie chmury trwa całą noc. Cóż… był plan wieczornego ogniska, ale trzeba go odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Okolica ośrodka szybko zmienia się w jedno wielkie grzęzawisko. Idąc do kibla w nocy - woda sięga po kostki. Pod warunkiem, że został nam w pamięci zarys chodnika. Bo na trawnikach to nieraz do pół łydki i wyżej.
Acz udaje mi się ustrzelić chyba 10 minutową przerwę w opadach
Kabak znajduje mopa, który się okazuje najlepszą zabawką świata. Kabaczę cały wieczór pucuje podłogę!
Wyciągnęliśmy dziś ze skrzyni w busiu gumiaki. Po raz pierwszy zabrałam na wyjazd takowe obuwie dla wszystkich, nie tylko dla kabaka. I to był najlepszy pomysł jaki mogłam mieć. Przez najbliższy tydzień raczej się z nimi nie rozstaniemy (chyba tylko na noc, wpełzając do śpiwora)
Toperz sprawdza prognozy pogody. Wychodzi na to, że niezależnie czy to Wrocław, Łódź, Bydgoszcz czy Gdańsk, ma solidnie lać przez najbliższy tydzień. Dzień w dzień. A co potem niewiadomo. Temperatury koło +15. Jak już sprawdzamy pogodę to spojrzymy też na Odesse - tam, gdzie mieliśmy teraz być… Taaaa… A tam bezchmurne niebo, prażące słońce i +32… I prawie codziennie, moknąc w szarych lasach, marznąc pod wiatami, pod które wpełza wilgotna mgła, suszać zatęchłe ciuchy na kaloryferkach w ociekających domkach, albo kryjąc się przed kolejną nawałnicą pod wiaduktami opuszczonych linii kolejowych, z jakąś masochistyczną wręcz konsekwencją sprawdzamy te prognozy dla Odessy… I są one niezmiennie przepiękne…
A naszą paprykę coś już zaczęło zjadać. No cóż, trzeba się podzielić. Odcinam ⅓ papryki dla robaczka, a reszta będzie dla nas!
W busiu też osiedlił się pasażer na gapę!
cdn
Domki położone są w sosnowym lesie. Uwielbiam takie chodniki - omszały beton, zasypany przez igliwie...
Jakieś duże place.
A to chyba stołówka… Teraz zamknięta na głucho..
Uroku dodają stylowe ławeczki i stoliki.
Wnętrza domków urządzone są prosto - kanapy, szafa, stolik. Jest dużo firan, które wiszą nie tylko w oknach, ale również w drzwiach - chyba jako ochrona przed komarami.
Ale jest na miejscu mini kuchnia!
Zwracają uwagę płytki, którymi wyłożone są ściany. Takie dziurkowane! Nie spotkałam jeszcze takiego obicia ścian.
Jest też plac zabaw, jak za starych dobrych lat. Metalowy, solidny, niezniszczalny!
Przekraczamy chrupiący mostek z barierką antybusiową.
Odwiedzamy też piaszczystą plażę nad Wartą. Ciekawe czy ten piach występował tu naturalnie w takich aż ilościach, czy nawieźli, gdy ośrodek prężnie działał i potrzebował plaży?
Napotykamy też taki obiekt. Wagon mieszkalny, letni azyl pod palmami i flamingiem!
Znajdujemy też barakobar I mamy szczęście - dziś ostatni dzień jego działania. Wyjadamy ostatnie frytki, dopijamy ostatnie piwa.
Docieramy do naszego domku i ledwo zdążamy zamknąć drzwi, gdy na świat spada ściana deszczu. Burza i oberwanie chmury trwa całą noc. Cóż… był plan wieczornego ogniska, ale trzeba go odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Okolica ośrodka szybko zmienia się w jedno wielkie grzęzawisko. Idąc do kibla w nocy - woda sięga po kostki. Pod warunkiem, że został nam w pamięci zarys chodnika. Bo na trawnikach to nieraz do pół łydki i wyżej.
Acz udaje mi się ustrzelić chyba 10 minutową przerwę w opadach
Kabak znajduje mopa, który się okazuje najlepszą zabawką świata. Kabaczę cały wieczór pucuje podłogę!
Wyciągnęliśmy dziś ze skrzyni w busiu gumiaki. Po raz pierwszy zabrałam na wyjazd takowe obuwie dla wszystkich, nie tylko dla kabaka. I to był najlepszy pomysł jaki mogłam mieć. Przez najbliższy tydzień raczej się z nimi nie rozstaniemy (chyba tylko na noc, wpełzając do śpiwora)
Toperz sprawdza prognozy pogody. Wychodzi na to, że niezależnie czy to Wrocław, Łódź, Bydgoszcz czy Gdańsk, ma solidnie lać przez najbliższy tydzień. Dzień w dzień. A co potem niewiadomo. Temperatury koło +15. Jak już sprawdzamy pogodę to spojrzymy też na Odesse - tam, gdzie mieliśmy teraz być… Taaaa… A tam bezchmurne niebo, prażące słońce i +32… I prawie codziennie, moknąc w szarych lasach, marznąc pod wiatami, pod które wpełza wilgotna mgła, suszać zatęchłe ciuchy na kaloryferkach w ociekających domkach, albo kryjąc się przed kolejną nawałnicą pod wiaduktami opuszczonych linii kolejowych, z jakąś masochistyczną wręcz konsekwencją sprawdzamy te prognozy dla Odessy… I są one niezmiennie przepiękne…
A naszą paprykę coś już zaczęło zjadać. No cóż, trzeba się podzielić. Odcinam ⅓ papryki dla robaczka, a reszta będzie dla nas!
W busiu też osiedlił się pasażer na gapę!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Dziś praktycznie cały dzień jedziemy. Trasę do pokonaniu mamy dość długą, poza tym towarzyszy nam prawie ciągła ściana deszczu, a w busiu przynajmniej jest sucho, więc i na wysiadanie nie ma jakiegoś mocnego parcia.
Udało się uratować jednego ślimaka! Zawsze ratujemy je w drodze do przedszkola, więc i tu musimy trzymać formę!
Nasza trasa biegnie przez Uniejów, Dąbie, Koło, Kramsk, Sompolno, Ślesin, Kleczew, Orchowo, Trzemeszno - i gubiąc drogi gdzieś w lasach między Mogilnem a Gnieznem, docieramy nad jezioro Oćwieckie. Bardzo dbają tu o przestrzeganie reguł ruchu drogowego!
W Gąsawce nad jeziorem jest opuszczony ośrodek. Praktycznie cała ta “leśna osada” to tylko zabudowania owego ośrodka. Szkoda, że już nie działa, bo należał właśnie do takich, w jakich mielibyśmy ochotę zanocować.
Chyba upadł niedawno, bo główna fasada wygląda całkiem nowocześnie.
Na polance rozsiane są drewniane trójkąciki domków, a wokół las.
Domki dachy mają jeszcze solidne, ale wnętrza są już solidnie zdemolowane. Początkowo rozważaliśmy nocleg w którymś z domków, ale niestety wszystkie mają dokładnie wytłuczone okna i w środku wieje bardziej niż na zewnątrz. Nigdy nie zrozumiem po co ludzie (hmm… ciężko to nazwać ludźmi..) rozbijają szyby w miejscach opuszczonych albo prują i wyrzucają meble z okien. A tak by mieli przytulne miejsce na imprezy czy schadzki.. I to nawet nie, że ktoś ukradnie fotel - bo mu się spodobał albo go sprzeda, żeby mieć na wino.. Nie.. połamie, podrze i zostawi na środku
A tu chyba budynek stołówki albo owo miejsce na potańcówki, które reklamowali na murze od strony szosy.
Nabrałam ochoty na żeberka z ogórkiem małosolnym! A my na dzisiaj mamy chyba tylko kukurydze
Jak to każdy ma umiejętność znajdowania tego, co go najbardziej interesuje!
Inne budynki porzuconego kompleksu. Jeden o wdzięcznej nazwie “Domek Baby Jagi”.
Pułapka na busia! Na szczęście wychwycona na czas!
Skoro nie śpimy w domkach - to były podejmowane próby zjechania nad samo jezioro, ale skutkowało to ponownym wyciąganiem trapów…. A tak pracowicie je czyściłam kilka dni temu! I znów to samo… Jakby było sucho - to byśmy spokojnie dojechali. Ale brzeg jeziora zmienił się w bagno, a busiom z bagnami niekoniecznie jest po drodze…
Jezioro jest tu bardzo przyjemne. Szkoda, że temperatura nie sprzyja kąpielom...
Ostatecznie stajemy na nocleg na dawnym boisku do siatkówki.
Jest też zaraz obok latarnia, ale na szczęście nie świeci.
W zasięgu wzroku są też dwie wiaty, więc tam udajemy się na ognisko. Dzień jest taki, że nie wiadomo kiedy lunie, więc w razie czego będzie gdzie uciekać!
Wszystko jest tak spompowane wodą, że nawet mimo zabranego z busia suchego chrustu, nie jest łatwo rozpalić.
W końcu się jednak udaje, więc na kolację są grzanki i pieczona kukurydza.
W nocy wychodzę do kibelka. Akurat nie pada. Z terenu gdzie stoją domki dochodzą dziwne odgłosy. Początkowo mam wrażenie, że to ludzie się nawołują, ale chyba raczej były to jakieś zwierzaki. Dźwięki najbardziej przypominały kwiki marcowych, osiedlowych kotów - głośne, przeciągłe, jakby żałosne zawodzenia. Tylko, że mamy wrzesień i jesteśmy w lesie! Raz jakby płacz dziecka? A potem znów jakby przerażony pisk? Jakby dźwięk kota, którego właśnie coś zeżera? Zawodzeniom towarzyszy też czasem brzęk tłuczonego szkła. Więc może jednak to ludzie??? Ale po kiego diabła by tak wyli? Moja ciekawość jednak nie jest na tyle duża, aby iść to sprawdzić Świateł żadnych czy dźwięków pojazdów nie zarejestrowaliśmy. Droga przechodząca przez ośrodek nie jest zbyt uczęszczana. Niby jest nawet asfaltowa, ale ten asfalt kilkaset metrów dalej się kończy. Może jednak dobrze, że nie zdecydowaliśmy się spać w tych domkach bo by nas coś tam straszyło?
cdn
Udało się uratować jednego ślimaka! Zawsze ratujemy je w drodze do przedszkola, więc i tu musimy trzymać formę!
Nasza trasa biegnie przez Uniejów, Dąbie, Koło, Kramsk, Sompolno, Ślesin, Kleczew, Orchowo, Trzemeszno - i gubiąc drogi gdzieś w lasach między Mogilnem a Gnieznem, docieramy nad jezioro Oćwieckie. Bardzo dbają tu o przestrzeganie reguł ruchu drogowego!
W Gąsawce nad jeziorem jest opuszczony ośrodek. Praktycznie cała ta “leśna osada” to tylko zabudowania owego ośrodka. Szkoda, że już nie działa, bo należał właśnie do takich, w jakich mielibyśmy ochotę zanocować.
Chyba upadł niedawno, bo główna fasada wygląda całkiem nowocześnie.
Na polance rozsiane są drewniane trójkąciki domków, a wokół las.
Domki dachy mają jeszcze solidne, ale wnętrza są już solidnie zdemolowane. Początkowo rozważaliśmy nocleg w którymś z domków, ale niestety wszystkie mają dokładnie wytłuczone okna i w środku wieje bardziej niż na zewnątrz. Nigdy nie zrozumiem po co ludzie (hmm… ciężko to nazwać ludźmi..) rozbijają szyby w miejscach opuszczonych albo prują i wyrzucają meble z okien. A tak by mieli przytulne miejsce na imprezy czy schadzki.. I to nawet nie, że ktoś ukradnie fotel - bo mu się spodobał albo go sprzeda, żeby mieć na wino.. Nie.. połamie, podrze i zostawi na środku
A tu chyba budynek stołówki albo owo miejsce na potańcówki, które reklamowali na murze od strony szosy.
Nabrałam ochoty na żeberka z ogórkiem małosolnym! A my na dzisiaj mamy chyba tylko kukurydze
Jak to każdy ma umiejętność znajdowania tego, co go najbardziej interesuje!
Inne budynki porzuconego kompleksu. Jeden o wdzięcznej nazwie “Domek Baby Jagi”.
Pułapka na busia! Na szczęście wychwycona na czas!
Skoro nie śpimy w domkach - to były podejmowane próby zjechania nad samo jezioro, ale skutkowało to ponownym wyciąganiem trapów…. A tak pracowicie je czyściłam kilka dni temu! I znów to samo… Jakby było sucho - to byśmy spokojnie dojechali. Ale brzeg jeziora zmienił się w bagno, a busiom z bagnami niekoniecznie jest po drodze…
Jezioro jest tu bardzo przyjemne. Szkoda, że temperatura nie sprzyja kąpielom...
Ostatecznie stajemy na nocleg na dawnym boisku do siatkówki.
Jest też zaraz obok latarnia, ale na szczęście nie świeci.
W zasięgu wzroku są też dwie wiaty, więc tam udajemy się na ognisko. Dzień jest taki, że nie wiadomo kiedy lunie, więc w razie czego będzie gdzie uciekać!
Wszystko jest tak spompowane wodą, że nawet mimo zabranego z busia suchego chrustu, nie jest łatwo rozpalić.
W końcu się jednak udaje, więc na kolację są grzanki i pieczona kukurydza.
W nocy wychodzę do kibelka. Akurat nie pada. Z terenu gdzie stoją domki dochodzą dziwne odgłosy. Początkowo mam wrażenie, że to ludzie się nawołują, ale chyba raczej były to jakieś zwierzaki. Dźwięki najbardziej przypominały kwiki marcowych, osiedlowych kotów - głośne, przeciągłe, jakby żałosne zawodzenia. Tylko, że mamy wrzesień i jesteśmy w lesie! Raz jakby płacz dziecka? A potem znów jakby przerażony pisk? Jakby dźwięk kota, którego właśnie coś zeżera? Zawodzeniom towarzyszy też czasem brzęk tłuczonego szkła. Więc może jednak to ludzie??? Ale po kiego diabła by tak wyli? Moja ciekawość jednak nie jest na tyle duża, aby iść to sprawdzić Świateł żadnych czy dźwięków pojazdów nie zarejestrowaliśmy. Droga przechodząca przez ośrodek nie jest zbyt uczęszczana. Niby jest nawet asfaltowa, ale ten asfalt kilkaset metrów dalej się kończy. Może jednak dobrze, że nie zdecydowaliśmy się spać w tych domkach bo by nas coś tam straszyło?
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Z tym całodniowym przejazdem bym nie przesadzał - kilka dni temu machnąłem prawie tysiąc km, prawie 4h "salonowałem" i udało się wygospodarować 2h na turystykę.
Demolkę czynią miejscowi, którzy mieli pod górę do szkoły, tzn. chadzali na wagary do parku i w godzinach przedpołudniowych spożywali na ławeczce różne trunki (Jack Daniels to nie był). Do tego kopcili najtańsze papierochy i narzekali na nieszczęścia tego świata używając miejscowych zwrotów = Sodoma i Gomora.
Na nocleg mogliście wdepnąć w Licheniu do Domu Pielgrzyma Betlejem lub obiektu 2w1 (pensjonat-restauracja) Stara Gorzelnia. Mielibyście dość czasu na turystykę regilijną (kościóły, bazylika, kapliczki, droga krzyżowa na Golgotę) i przyrodniczą (szlaki wśród jezior). Zawiedliście mnie, bo młodzież powinna poznawać ojczystą kultury, zaś bon turystyczny mogłaś podarować jako cegiełkę.
Sądząc z opisu głównej atrakcji /wyjście do kibelka/, to fantazji Ci nie brak albo świetnie się bawiliście. Realiści w duchy nie wierzą.
Demolkę czynią miejscowi, którzy mieli pod górę do szkoły, tzn. chadzali na wagary do parku i w godzinach przedpołudniowych spożywali na ławeczce różne trunki (Jack Daniels to nie był). Do tego kopcili najtańsze papierochy i narzekali na nieszczęścia tego świata używając miejscowych zwrotów = Sodoma i Gomora.
Na nocleg mogliście wdepnąć w Licheniu do Domu Pielgrzyma Betlejem lub obiektu 2w1 (pensjonat-restauracja) Stara Gorzelnia. Mielibyście dość czasu na turystykę regilijną (kościóły, bazylika, kapliczki, droga krzyżowa na Golgotę) i przyrodniczą (szlaki wśród jezior). Zawiedliście mnie, bo młodzież powinna poznawać ojczystą kultury, zaś bon turystyczny mogłaś podarować jako cegiełkę.
Sądząc z opisu głównej atrakcji /wyjście do kibelka/, to fantazji Ci nie brak albo świetnie się bawiliście. Realiści w duchy nie wierzą.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Zalezy z jakimi predkosciami ktos jezdzi i jak pokretne sa jego drogiZ tym całodniowym przejazdem bym nie przesadzał - kilka dni temu machnąłem prawie tysiąc km, prawie 4h "salonowałem" i udało się wygospodarować 2h na turystykę.
To mogli pozostac przy swoich pasjach z wieku szkolnego! Picie, palenie i narzekanie - by wystarczylo, po kiego diabla do tego demolka?Demolkę czynią miejscowi, którzy mieli pod górę do szkoły, tzn. chadzali na wagary do parku i w godzinach przedpołudniowych spożywali na ławeczce różne trunki (Jack Daniels to nie był). Do tego kopcili najtańsze papierochy i narzekali na nieszczęścia tego świata używając miejscowych zwrotów = Sodoma i Gomora.
Turystyka religijna bedzie w kolejnym odcinku!Na nocleg mogliście wdepnąć w Licheniu do Domu Pielgrzyma Betlejem lub obiektu 2w1 (pensjonat-restauracja) Stara Gorzelnia. Mielibyście dość czasu na turystykę regilijną (kościóły, bazylika, kapliczki, droga krzyżowa na Golgotę) i przyrodniczą (szlaki wśród jezior).
Ojczystego krajobrazu kulturowego na tym wyjezdzie nie brakowalo!Zawiedliście mnie, bo młodzież powinna poznawać ojczystą kultury, zaś bon turystyczny mogłaś podarować jako cegiełkę.
A bonu turystycznego niestety nie udalo sie nigdzie opchnąć. Chyba tak sie skonczy ze uzyjemy go jako podpalke do ogniska, bo jakos nie bardzo jest pomysl co z nim zrobic...
Ja tam wierze w duchy! Zwlaszcza w ciemne lesne noce! Wtedy wyobraznia pracujeSądząc z opisu głównej atrakcji /wyjście do kibelka/, to fantazji Ci nie brak albo świetnie się bawiliście. Realiści w duchy nie wierzą.
Acz te odglosy to moglo byc tez cos calkowicie realnego - znajomy mi podsylal filmik z dzwiekami wydawanymi przez lisy. I czesc z nich brzmialo dosc podobnie dziwacznie!
https://www.polunek.pl/index.php/blog/1 ... lisy-audio
Ostatnio zmieniony 02 grudnia 2020, 23:15 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
W wiosce Zrazim wśród wysokich zarośli stoi ciekawy opuszczony kościół.
I akurat trafiamy na niewielką dziurę w chmurach! Na chwilę nawet błyska słońce! Cóż za niecodzienny i niesamowity widok!
Ciężkie, skrzypiące drzwi z ciekawą klamką i wywijastymi zawiasami, prowadzą nas do wilgotnych, ciemnych wnętrz.
Włazimy do środka.
Ogromna hala wypełniona jest brzękiem much. Skąd ich tutaj tyle? Na dworze w ogóle ich nie ma. Może przed deszczem się tu kryją? W jednym z kątów leży zdechły szczur, ale nie sądzę, żeby jeden szczur zwabił 500 much???
Nasze kroki, choćby stawiane najciszej, rozlegają się dudniącym echem…. Auu… Kabak odkrywa echo.. To źle…
Kościół był chyba niegdyś ewangelicki. Na ścianach zachowało się sporo niemieckich napisów. Można się poczuć jak na Dolnym Sląsku!
A tu ślady dawnych liter i malowideł wyglądają nieco jakby się nakładały na siebie? Jakby to coś wstęgowato - wężowate przysłaniało ten napis spod spodu? A może to napisy z różnych czasów?
Ołtarz z podpisem
Zdobienia sufitowe. Fajne motywy z niebieskimi, bławatkopodobnymi kwiatkami!
Resztki podłogowych kafelek.
Po kręconych, kamiennych schodach można wyleźć na balkonik. Tzn. "można było". Bo dziś go już nie ma, dechy zbutwiały i się zawaliły…
Kawałek dalej, w Stołężynie, trafiamy na kolejny obiekt z napisami sprzed lat. Wygląda na kaplicę grobową.
Część liter już odpadła, a w murze wyrosło drzewko!
Nieco ażurowe wnętrza…
Napotkany miejscowy opowiada, że w podziemiach kaplicy zachowała się jedna zdobiona trumna. Żeby tam wejść trzeba się przeczołgać przez jakąś dziurę. Ponoć kilkanaście lat temu, będąc w wieku gimnazjalnym, wiele razy włazili tam z kolegami i palili trawę siedząc w trumnie. I mieli potem ciekawe, erotyczne sny związane z dawnymi księżniczkami. Zapytałam, czy księżniczki ze snów były żywe czy zmumifikowane (jakoś to pierwsza myśl jaka mi się nasunęła ), ale na tym etapie lokals się chyba nieco zmieszał i szybko zmienił temat na problemy w budowie jakiejś pobliskiej autostrady. Stąd pozostało drobne niedopowiedzenie jeśli chodzi o fantazje tutejszych gimnazjalistów
W dziurę nie wpełzaliśmy. Raz, że nie bardzo wiedzieliśmy w którą. Poza tym zarówno księżniczki, jak i siedzenie w trumnie nie leży w zakresie naszych zainteresowań. A i nic do palenia nie mieliśmy
Do kaplicy prowadzi aleja starych, bulwiastych drzew..
A tu na koniec spaceru rzut oka na miły, pobliski ogródek.
cdn
I akurat trafiamy na niewielką dziurę w chmurach! Na chwilę nawet błyska słońce! Cóż za niecodzienny i niesamowity widok!
Ciężkie, skrzypiące drzwi z ciekawą klamką i wywijastymi zawiasami, prowadzą nas do wilgotnych, ciemnych wnętrz.
Włazimy do środka.
Ogromna hala wypełniona jest brzękiem much. Skąd ich tutaj tyle? Na dworze w ogóle ich nie ma. Może przed deszczem się tu kryją? W jednym z kątów leży zdechły szczur, ale nie sądzę, żeby jeden szczur zwabił 500 much???
Nasze kroki, choćby stawiane najciszej, rozlegają się dudniącym echem…. Auu… Kabak odkrywa echo.. To źle…
Kościół był chyba niegdyś ewangelicki. Na ścianach zachowało się sporo niemieckich napisów. Można się poczuć jak na Dolnym Sląsku!
A tu ślady dawnych liter i malowideł wyglądają nieco jakby się nakładały na siebie? Jakby to coś wstęgowato - wężowate przysłaniało ten napis spod spodu? A może to napisy z różnych czasów?
Ołtarz z podpisem
Zdobienia sufitowe. Fajne motywy z niebieskimi, bławatkopodobnymi kwiatkami!
Resztki podłogowych kafelek.
Po kręconych, kamiennych schodach można wyleźć na balkonik. Tzn. "można było". Bo dziś go już nie ma, dechy zbutwiały i się zawaliły…
Kawałek dalej, w Stołężynie, trafiamy na kolejny obiekt z napisami sprzed lat. Wygląda na kaplicę grobową.
Część liter już odpadła, a w murze wyrosło drzewko!
Nieco ażurowe wnętrza…
Napotkany miejscowy opowiada, że w podziemiach kaplicy zachowała się jedna zdobiona trumna. Żeby tam wejść trzeba się przeczołgać przez jakąś dziurę. Ponoć kilkanaście lat temu, będąc w wieku gimnazjalnym, wiele razy włazili tam z kolegami i palili trawę siedząc w trumnie. I mieli potem ciekawe, erotyczne sny związane z dawnymi księżniczkami. Zapytałam, czy księżniczki ze snów były żywe czy zmumifikowane (jakoś to pierwsza myśl jaka mi się nasunęła ), ale na tym etapie lokals się chyba nieco zmieszał i szybko zmienił temat na problemy w budowie jakiejś pobliskiej autostrady. Stąd pozostało drobne niedopowiedzenie jeśli chodzi o fantazje tutejszych gimnazjalistów
W dziurę nie wpełzaliśmy. Raz, że nie bardzo wiedzieliśmy w którą. Poza tym zarówno księżniczki, jak i siedzenie w trumnie nie leży w zakresie naszych zainteresowań. A i nic do palenia nie mieliśmy
Do kaplicy prowadzi aleja starych, bulwiastych drzew..
A tu na koniec spaceru rzut oka na miły, pobliski ogródek.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
To koty.buba pisze: ↑01 grudnia 2020, 22:42W nocy wychodzę do kibelka. Akurat nie pada. Z terenu gdzie stoją domki dochodzą dziwne odgłosy. Początkowo mam wrażenie, że to ludzie się nawołują, ale chyba raczej były to jakieś zwierzaki. Dźwięki najbardziej przypominały kwiki marcowych, osiedlowych kotów - głośne, przeciągłe, jakby żałosne zawodzenia. Tylko, że mamy wrzesień i jesteśmy w lesie! Raz jakby płacz dziecka? A potem znów jakby przerażony pisk? Jakby dźwięk kota, którego właśnie coś zeżera? Zawodzeniom towarzyszy też czasem brzęk tłuczonego szkła. Więc może jednak to ludzie??? Ale po kiego diabła by tak wyli? Moja ciekawość jednak nie jest na tyle duża, aby iść to sprawdzić Świateł żadnych czy dźwięków pojazdów nie zarejestrowaliśmy. Droga przechodząca przez ośrodek nie jest zbyt uczęszczana. Niby jest nawet asfaltowa, ale ten asfalt kilkaset metrów dalej się kończy. Może jednak dobrze, że nie zdecydowaliśmy się spać w tych domkach bo by nas coś tam straszyło?
Jako posiadaczka kotów przez 20 lat wiem coś o tym.
Koty nie tylko się "marcują", ale i "wrześniują" i "czerwcują" i w ogóle.
To zależy od różnych czynników, takich jak to, czy w marcu kotka zaciążyła czy nie? Mogła być np. trzymana w domu aż jej przeszło, może dawano jej hormony albo coś jeszcze.
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Ale koty tak łażą lasami, daleko od wiosek?Dżola Ry pisze: ↑02 grudnia 2020, 23:11To koty.buba pisze: ↑01 grudnia 2020, 22:42W nocy wychodzę do kibelka. Akurat nie pada. Z terenu gdzie stoją domki dochodzą dziwne odgłosy. Początkowo mam wrażenie, że to ludzie się nawołują, ale chyba raczej były to jakieś zwierzaki. Dźwięki najbardziej przypominały kwiki marcowych, osiedlowych kotów - głośne, przeciągłe, jakby żałosne zawodzenia. Tylko, że mamy wrzesień i jesteśmy w lesie! Raz jakby płacz dziecka? A potem znów jakby przerażony pisk? Jakby dźwięk kota, którego właśnie coś zeżera? Zawodzeniom towarzyszy też czasem brzęk tłuczonego szkła. Więc może jednak to ludzie??? Ale po kiego diabła by tak wyli? Moja ciekawość jednak nie jest na tyle duża, aby iść to sprawdzić Świateł żadnych czy dźwięków pojazdów nie zarejestrowaliśmy. Droga przechodząca przez ośrodek nie jest zbyt uczęszczana. Niby jest nawet asfaltowa, ale ten asfalt kilkaset metrów dalej się kończy. Może jednak dobrze, że nie zdecydowaliśmy się spać w tych domkach bo by nas coś tam straszyło?
Jako posiadaczka kotów przez 20 lat wiem coś o tym.
Koty nie tylko się "marcują", ale i "wrześniują" i "czerwcują" i w ogóle.
To zależy od różnych czynników, takich jak to, czy w marcu kotka zaciążyła czy nie? Mogła być np. trzymana w domu aż jej przeszło, może dawano jej hormony albo coś jeszcze.
Tak patrzac po czasie to napewno jakis zwirz - a czy kot, lis, borsuk czy sarna - to juz chyba sie nie dowiem. Wiem ze ludzie mi pisali o wszystkich tych zwierzakach, ze moga wydawac dziwne skowyty. Jedno jest pewne, ze biorac pod uwage miejsce i jego atmosfere - brzmialo to bardziej upiornie niz marcujace koty na osiedlu miedzy blokami!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Nigdy wcześniej nie słyszałam o kopalni soli w Wapnie… Jak mowa o polskich złożach soli - to od razu na myśl przychodzi Wieliczka czy Bochnia. A w latach 50-tych i 60-tych najwięcej tego surowca było wydobywane właśnie w Wapnie!
A może dlatego nie obiło mi się to nigdy o uszy, bo już od ponad 40 lat kopalnia nie prowadzi wydobycia? Acz historia zakończenia jej działalności jest na tyle nietypowa i dramatyczna, że wciąż robi wrażenie..
W Wapnie na samym początku, jeszcze w XIX wieku, pozyskiwano gips. Sól odkryto przypadkiem przy kopaniu złóż gipsowych. Jej usytuowanie w otoczeniu sporej ilości wód podziemnych wskazywało na duże niebezpieczeństwo procesów wydobycia, ale później jakoś przestano się tym przejmować. Po wojnie kopalnia prężnie działała, otwierano kolejne poziomy wydobycia (łącznie z tymi skrajnie już niebezpiecznymi i podmywanymi). Sól była wyjątkowo czysta i dobrej jakości, szła na eksport i wszyscy się cieszyli. Jednak do czasu… Woda stopniowo zaczynała podciekać do wyrobisk, najpierw powolutku, potem coraz szybciej, aż w końcu w sposób niemożliwy już do zatrzymania. W 1977 roku stało się to, co się stać musiało. Woda wdarła się do kopalni w takich ilościach, że ziemia w mieście zaczęła się zapadać pociągając za sobą sporo budynków mieszkalnych. Była to największa katastrofa w historii polskiego górnictwa, a na pewno najbardziej spektakularna. Plus taki, że nikt nie zginął… Ale pół miasta się zapadło, kilkadziesiąt budynków uległo zniszczeniu a prawie półtora tysiąca ludzi musiało zostać przesiedlonych. Jak się można domyślić kopalnia już nigdy nie wznowiła wydobycia, miejscowość bez kopalni straciła rację bytu, a wiadomość o katastrofie przez wiele lat była utajniana.
Zdjęcia miasta z zapadliskami przypominają tereny po solidnym trzęsieniu ziemi! troche zdjęć archiwalnych np. TUTAJ: https://www.sadistic.pl/katastrofa-w-wa ... 171550.htm
A zawsze myślałam, że jeśli chodzi o zapadanie się pod ziemie - to Bytom ma niepodważalne 1 miejsce... A tu ci niespodzianka!
W 2010 roku nakręcno o Wapnie, kopalni i wspomnieniach sprzed lat film dokumentalny. Smutny, ale bardzo ciekawy i wciągający - można go obejrzeć TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=Hlw_EThGsv4
Współczesne badania ponoć wykazują, że część Wapna wciąż jest zagrożona zapadliskami, więc nie wiadomo czy kopalnia powiedziała już swoje ostatnie słowo… I podobno właśnie z tego powodu w centrum nie buduje się obecnie nowych domów, jak już to tylko na obrzeżach miasta.
Tego wszystkiego co napisałam powyżej - dowiedziałam się już po powrocie... Bo w miejsce to trafiamy przypadkiem, jadąc pomiędzy dwoma zaplanowanymi, opuszczonymi kościołami. Wzrok przykuwa ogromna ceglana budowla i komin. Nazwa "Wapno" oczywiście nic nam nie mówi... Idziemy więc się powłóczyć - zupełnie w ciemno, nie wiedząc praktycznie co zwiedzamy.
Obecnie część budynków dawnej kopalni jest opuszczona, a inne są zajmowane przez firmy przeładunkowe albo magazyny.
Niestety obejrzelismy tylko niewielką część kopalni. Sporo budynków jest niewidocznych z drogi, czai sie w tle od strony pól i wrecz nie potrafie zrozumieć jakim cudem je przeoczyliśmy. Albo jesteśmy ślepi albo brały w tym udział jakieś siły nieczyste! Moja babcia zawsze na takie sytuacje mówiła "diabeł ogonem przykrył". Cóż... tak się kończy często zwiedzanie "na spontanie", bez dokładniejszego przygotowania. Człowiek nieraz pominie coś, co było w zasięgu ręki! Nie ma wyjścia - będzie trzeba tu wrócić.
Urwane tory wąskotorówki w cieniu największego komina.
Udaje mi się wejść tylko do jednej z opuszczonych hal. Inne (z tych które znalazłam ) są dokładnie pozamykane albo przeganiają mnie pracownicy obecnie tam mieszczących się firm.
Tu mnie zawrócili…
Tędy się nie udało - zamknięte…
Tu już byłam prawie pewna swojego sukcesu! Ogromna hala, z sufitami wydającymi świstające odgłosy na wietrze...
Boczne pomieszczenie też ślepo się kończy...
Lazłam jak po swoje, do momentu jak drogę przegrodziły mi pancerne drzwi… I nie udaje się wejść do wysokiej wieży, na szczyt której prowadzą kręconej schody.. A już oczyma wyobraźni widzę, jak wpełzam tymi schodami na górę.. Ale niestety - w szczelinę pod drzwiami weszła tylko ręka z aparatem…
A być może ze szczytu wieży udałoby się dostrzec pozostałe części kopalni... i dzisiejszy dzień potoczyłby się zupełnie inaczej?
Ceglane budynki widziana z oddali - z okolic stacji PKP..
Pomniki przypominające o historii miejscowości.
Ten najfajniejszy! Zrobiony z kopalnianych wagoników!
Kręcimy się też chwilę koło budynku stacyjki. Ona też, podobnie jak kopalnia, już nie działa…
Torowisko zarasta trawa i bardzo malownicze zioła wszelakie.
Stan fontanny jest też spójny z całością klimatu miejscowości.
Coś wlazło do opony!
cdn
A może dlatego nie obiło mi się to nigdy o uszy, bo już od ponad 40 lat kopalnia nie prowadzi wydobycia? Acz historia zakończenia jej działalności jest na tyle nietypowa i dramatyczna, że wciąż robi wrażenie..
W Wapnie na samym początku, jeszcze w XIX wieku, pozyskiwano gips. Sól odkryto przypadkiem przy kopaniu złóż gipsowych. Jej usytuowanie w otoczeniu sporej ilości wód podziemnych wskazywało na duże niebezpieczeństwo procesów wydobycia, ale później jakoś przestano się tym przejmować. Po wojnie kopalnia prężnie działała, otwierano kolejne poziomy wydobycia (łącznie z tymi skrajnie już niebezpiecznymi i podmywanymi). Sól była wyjątkowo czysta i dobrej jakości, szła na eksport i wszyscy się cieszyli. Jednak do czasu… Woda stopniowo zaczynała podciekać do wyrobisk, najpierw powolutku, potem coraz szybciej, aż w końcu w sposób niemożliwy już do zatrzymania. W 1977 roku stało się to, co się stać musiało. Woda wdarła się do kopalni w takich ilościach, że ziemia w mieście zaczęła się zapadać pociągając za sobą sporo budynków mieszkalnych. Była to największa katastrofa w historii polskiego górnictwa, a na pewno najbardziej spektakularna. Plus taki, że nikt nie zginął… Ale pół miasta się zapadło, kilkadziesiąt budynków uległo zniszczeniu a prawie półtora tysiąca ludzi musiało zostać przesiedlonych. Jak się można domyślić kopalnia już nigdy nie wznowiła wydobycia, miejscowość bez kopalni straciła rację bytu, a wiadomość o katastrofie przez wiele lat była utajniana.
Zdjęcia miasta z zapadliskami przypominają tereny po solidnym trzęsieniu ziemi! troche zdjęć archiwalnych np. TUTAJ: https://www.sadistic.pl/katastrofa-w-wa ... 171550.htm
A zawsze myślałam, że jeśli chodzi o zapadanie się pod ziemie - to Bytom ma niepodważalne 1 miejsce... A tu ci niespodzianka!
W 2010 roku nakręcno o Wapnie, kopalni i wspomnieniach sprzed lat film dokumentalny. Smutny, ale bardzo ciekawy i wciągający - można go obejrzeć TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=Hlw_EThGsv4
Współczesne badania ponoć wykazują, że część Wapna wciąż jest zagrożona zapadliskami, więc nie wiadomo czy kopalnia powiedziała już swoje ostatnie słowo… I podobno właśnie z tego powodu w centrum nie buduje się obecnie nowych domów, jak już to tylko na obrzeżach miasta.
Tego wszystkiego co napisałam powyżej - dowiedziałam się już po powrocie... Bo w miejsce to trafiamy przypadkiem, jadąc pomiędzy dwoma zaplanowanymi, opuszczonymi kościołami. Wzrok przykuwa ogromna ceglana budowla i komin. Nazwa "Wapno" oczywiście nic nam nie mówi... Idziemy więc się powłóczyć - zupełnie w ciemno, nie wiedząc praktycznie co zwiedzamy.
Obecnie część budynków dawnej kopalni jest opuszczona, a inne są zajmowane przez firmy przeładunkowe albo magazyny.
Niestety obejrzelismy tylko niewielką część kopalni. Sporo budynków jest niewidocznych z drogi, czai sie w tle od strony pól i wrecz nie potrafie zrozumieć jakim cudem je przeoczyliśmy. Albo jesteśmy ślepi albo brały w tym udział jakieś siły nieczyste! Moja babcia zawsze na takie sytuacje mówiła "diabeł ogonem przykrył". Cóż... tak się kończy często zwiedzanie "na spontanie", bez dokładniejszego przygotowania. Człowiek nieraz pominie coś, co było w zasięgu ręki! Nie ma wyjścia - będzie trzeba tu wrócić.
Urwane tory wąskotorówki w cieniu największego komina.
Udaje mi się wejść tylko do jednej z opuszczonych hal. Inne (z tych które znalazłam ) są dokładnie pozamykane albo przeganiają mnie pracownicy obecnie tam mieszczących się firm.
Tu mnie zawrócili…
Tędy się nie udało - zamknięte…
Tu już byłam prawie pewna swojego sukcesu! Ogromna hala, z sufitami wydającymi świstające odgłosy na wietrze...
Boczne pomieszczenie też ślepo się kończy...
Lazłam jak po swoje, do momentu jak drogę przegrodziły mi pancerne drzwi… I nie udaje się wejść do wysokiej wieży, na szczyt której prowadzą kręconej schody.. A już oczyma wyobraźni widzę, jak wpełzam tymi schodami na górę.. Ale niestety - w szczelinę pod drzwiami weszła tylko ręka z aparatem…
A być może ze szczytu wieży udałoby się dostrzec pozostałe części kopalni... i dzisiejszy dzień potoczyłby się zupełnie inaczej?
Ceglane budynki widziana z oddali - z okolic stacji PKP..
Pomniki przypominające o historii miejscowości.
Ten najfajniejszy! Zrobiony z kopalnianych wagoników!
Kręcimy się też chwilę koło budynku stacyjki. Ona też, podobnie jak kopalnia, już nie działa…
Torowisko zarasta trawa i bardzo malownicze zioła wszelakie.
Stan fontanny jest też spójny z całością klimatu miejscowości.
Coś wlazło do opony!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Zajeżdżamy do miejscowości Paterek, gdzie natrafiamy na wystawę/muzeum zabytkowych autobusów. Nie jest to wprawdzie aż tak rozbudowane i klimatyczne miejsce jak estońskie Jarva Jaanis https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... aanis.html (które dosyć wysoko postawiło poprzeczke), acz tutaj autobusów też jest całkiem sporo.
Niestety nie udaje się nam nawiązać kontaktu z właścicielem - dzwonimy na przylepiony do jednego z autobusów telefon, dobijamy się do furtki okalającej pobliskie gospodarstwo. Tylko psy ujadają, a nikogo z przedstawicieli ludzkiego gatunku nie ma w domu na obecną chwilę. W obejściu też stoją autobusy, chyba takie w trakcie rekonstrukcji.
Trudno... idziemy pozwiedzać sami. Przemykamy więc wśród autobusów dość szybko, nie włazimy im do środka. Biorąc pod uwagę, że złomiarze tu nie szaleją - to zapewne jakaś kamera na nas patrzy...
Sporo jest klasycznych “ogórków”. Część z nich jest w bardzo dobrym stanie i o lakierze na błysk, zapewne można je sobie wynająć na różne imprezy. Dominują blachy żółte.
Tu troszeczkę inny model, ale też ogórkowaty!
Część autobusów to przedstawiciele modeli, które jeszcze całkiem niedawno normalnie jeździły po naszych miastach. Jelcze, Ikarusy… Dokładnie takimi jeździłam do szkoły! A przecież to było jak wczoraj
Takie Autosany się jeszcze czasem spotyka gdzieś w zaułkach bocznych dróg!
Tu też jeden takowy wygląda.
Do jednego okazu udaje się zajrzeć do środka, ze względu na niekompletność szyb.
Jest i przystanek autobusowy!
Dwie niebieskie marszrutki, a żadna na przystanek nie podjechała!
A na koniec drobny przykład odmienności gustów moich i mojego dziecięcia!
cdn
Niestety nie udaje się nam nawiązać kontaktu z właścicielem - dzwonimy na przylepiony do jednego z autobusów telefon, dobijamy się do furtki okalającej pobliskie gospodarstwo. Tylko psy ujadają, a nikogo z przedstawicieli ludzkiego gatunku nie ma w domu na obecną chwilę. W obejściu też stoją autobusy, chyba takie w trakcie rekonstrukcji.
Trudno... idziemy pozwiedzać sami. Przemykamy więc wśród autobusów dość szybko, nie włazimy im do środka. Biorąc pod uwagę, że złomiarze tu nie szaleją - to zapewne jakaś kamera na nas patrzy...
Sporo jest klasycznych “ogórków”. Część z nich jest w bardzo dobrym stanie i o lakierze na błysk, zapewne można je sobie wynająć na różne imprezy. Dominują blachy żółte.
Tu troszeczkę inny model, ale też ogórkowaty!
Część autobusów to przedstawiciele modeli, które jeszcze całkiem niedawno normalnie jeździły po naszych miastach. Jelcze, Ikarusy… Dokładnie takimi jeździłam do szkoły! A przecież to było jak wczoraj
Takie Autosany się jeszcze czasem spotyka gdzieś w zaułkach bocznych dróg!
Tu też jeden takowy wygląda.
Do jednego okazu udaje się zajrzeć do środka, ze względu na niekompletność szyb.
Jest i przystanek autobusowy!
Dwie niebieskie marszrutki, a żadna na przystanek nie podjechała!
A na koniec drobny przykład odmienności gustów moich i mojego dziecięcia!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Jak pisałam na fejsie, taki ogórek marzy mi się na Oldskul.
Problem w tym, że w naszych stronach nie słyszałam o tym, żeby ktoś miał do wynajęcia. Rozpytywałam, jak mieliśmy spotkanie w Rudawce Rymanowskiej, bo tam korzystaliśmy z podwózki autobusem.
A wiadomo, że z północy kraju nie sprowadzimy, bo to przewaga formy (finansowej :p) nad treścią byłaby.
Problem w tym, że w naszych stronach nie słyszałam o tym, żeby ktoś miał do wynajęcia. Rozpytywałam, jak mieliśmy spotkanie w Rudawce Rymanowskiej, bo tam korzystaliśmy z podwózki autobusem.
A wiadomo, że z północy kraju nie sprowadzimy, bo to przewaga formy (finansowej :p) nad treścią byłaby.
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Niestety o innych takich wypozyczalniach bardziej na poludniu - nigdy nie slyszalam. Hmmm... To moze trzeba zrobic oldskul bardziej na polnocy? np. w osrodku nad jeziorem Koronowkim, w ktorym sa stare skrzypiace hustawki, domki Brdy a na ścianie stołówko- recepcji jeszcze widnieje znak CPNu?
Jakbyscie sie jednak skusili na te autobusy z Paterka - to tu masz namiar. Kupic nie kupic - potargowac sie można i zapytac ile by chcieli.
http://www.zabytkowe-autobusy.pl/pojazd ... jecia.html
Jakbyscie sie jednak skusili na te autobusy z Paterka - to tu masz namiar. Kupic nie kupic - potargowac sie można i zapytac ile by chcieli.
http://www.zabytkowe-autobusy.pl/pojazd ... jecia.html
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Dzięki, @buba
Liczę na to, że w Sanoku w końcu się ockną, że to biznes, wynajdą najstarsze Autosany, przywrócą do życia i będą wynajmować
Liczę na to, że w Sanoku w końcu się ockną, że to biznes, wynajdą najstarsze Autosany, przywrócą do życia i będą wynajmować
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
Wieczorem zajeżdżamy w okolice jeziora Koronowskiego, utworzonego na rzece Brda. Napotykamy zatoczkę z ciekawymi korzeniami. Wygląda tak, jakby piachu wcześniej było więcej, a potem coś go wymyło, ziemia się zapadła, osunęła i zrobiło się urwisko. A korzenie zostały gdzie były dawniej.
A może ludzie to tak wydeptali chodząc się kąpać? Potem się okazuje, że w okolicach będzie takowych miejsc więcej!
Na biwak zatrzymujemy się kawałek dalej, za wsią Samociążek, nad jeziorem o dziwnej nazwie Kanał Lateralny.
Wieczór jest miły - hamak zawisa pod drzewem, a potem nawet zaliczam kąpiel - po zmroku, w ciemnych odmętach jeziora.
Wygląda na to, że oni coś ciekawego zauważyli!
Nad nami szaleją wiewiórki! I to te normalne, rude wiewiórki, których już tak dawno nie widziałam! Myślałam, że one wyginęły, że zostały wyparte przez ten podobny gatunek, ale brązowy. A tu prosze! Takie wiewiórki jak trzeba!
Przypływa też stadko kaczek.
Śladów po ogniskach nie ma tutaj żadnych, więc mamy obawy, coby się kto nie czepił. Palimy więc tylko pochodnie drwala w znalezionym nieopodal foliowym mini grillu. Jak to wszystko na świecie jest względne. Niby śmiecenie to zła rzecz, ale bardzo się cieszymy, że tego grilla ktoś cisnął w krzaki - bo nam się bardzo przyda! Pieczemy w nim też kukurydze….
A klimatu dopełnia czerwona porzeczka!
I nieco różowawy zachód słońca!
Wieczór jest wyjątkowo ciepły.. No właśnie taki za ciepły. W nocy zaczyna lać i nie przestaje. Na tyle mocno pompuje, że śniadanie decydujemy się zjeść kawałek dalej - pod dużą wiatą zaobserwowaną w drodze do Koronowa.
Poranek jest paskudnie zimny, koło 10 stopni. Klasyczny deszcz niby na chwilę przestaje padać, ale jest taka wilgotna, paskudna mgła, która włazi nawet pod wiatę, kpiąc sobie z dachu. I nawet tam po chwili jesteśmy cali mokrzy. Jak to cudownie, że zabrałam gumiaki dla wszystkich! Tak mnie ostatnio natchnęły różne youtubowe filmiki ze wschodu, które namiętnie oglądam. Tam czy na ryby, czy do leśnej chaty, czy na spływ, czy na opuszczone w środku tajgi, czy na długi marsz przez Czukotkę - gumiak najlepszym przyjacielem turysty! I jak my na tym wyjeździe to bardzo doceniamy!
Po drugiej stronie wody toną we mgłach różne domeczki, przystanie, pomosty.
Niektóre toną też w kwiatach!
Pobliski most jest bardzo ciekawy! Wygląda na zwodzony - tyle ma różnych mechanizmów!
Mieszkańcy Koronowa przeciwko czemuś protestują, ale nie do końca wiemy co jest przyczyną.
Rozlewiska Brdy zwane jeziorem Koronowskim zamierzamy przekroczyć promem. Acz widząc główność drogi prowadzącej w tamtą stronę, zaczynamy mieć nieco wątpliwości… Czy aby się nie okaże, że prom będzie w podobnym stanie jak ten z Księżych Młynów? ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... -myny.html )
Znaki też już nieco nagryzł czas…
Ale jest miła niespodzianka! Prom pływa! Woda chlupie i z góry, i z dołu, a pływadło niesie busia w dal - na przeciwległy brzeg.
Prom był wyprodukowany w stoczni Koźle. Czy to gdzieś w rejonie portu Koźle, którego ruiny kiedyś zwiedzaliśmy??
Jezioro we wszystkich odcieniach szarości...
Łazimy sobie wzdłuż jeziora, namierzając kolejne większe i mniejsze plaże pełne malowniczych korzeni. Wyglądają jak łapy, które się wyciągają w naszą stronę, a zastygają w bezruchu tylko wtedy, gdy na nie spojrzymy!
Kabak mimo ulewy dokazuje w piasku.
Suniemy dalej brzegiem. Piaszczysty kawałek się kończy, zaczynają się gliniaste, obrywiste skarpy. Ale drapieżne korzenie wciąż na posterunku! Wciąż podążają naszym śladem!
A tu chyba coś mieszka! Bobry? Borsuki? Lisy? Kabak od razu ma gotowy scenariusz! Do jednej z jam chce wepchnąć kanapkę z żółtym serem, a w drugą podziubać patykiem. I zobaczyć co lepiej zadziała w wywabianiu gospodarza. Pierwszy z pomysłów podoba jej się bardziej, bo przy okazji pozbyła by się kanapki, której konieczność konsumpcji wciąż nad nią wisi No i znowu źli rodzice studzą ten wspaniały kabaczy plan! Ona nam chyba to wszystko kiedyś wypomni! “A pamiętacie jak w 2020 nie pozwoliliście mi ukłuć patykiem w kuper borsuka?”
Był też kabaczy plan wejścia na to drzewo, aby spróbować czy jabłka są aby odpowiednio słodkie
Wieczorem jeszcze jedna wycieczka na piaszczystą plażkę, tym razem w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Jak zupełnie inaczej prezentują się pozwijane wężowiska korzeni, gdy okolica ma kolory! Przedziwne odczucie - być dwa razy w tym samym miejscu, a zupełnie jakby się odwiedzało nieznane wcześniej przestrzenie.
Jakie to jest cudowne jak chmury na chwilę pękną i zrobi się jaśniej i cieplej na świecie!
Stary, pogięty, skrzypiący pomost zaczyna nas teraz przyciągać z niewyobrażalną siła! Gdy był śliski od deszczu nie było raczej opcji na niego wleźć i nie zjechać.
cdn
A może ludzie to tak wydeptali chodząc się kąpać? Potem się okazuje, że w okolicach będzie takowych miejsc więcej!
Na biwak zatrzymujemy się kawałek dalej, za wsią Samociążek, nad jeziorem o dziwnej nazwie Kanał Lateralny.
Wieczór jest miły - hamak zawisa pod drzewem, a potem nawet zaliczam kąpiel - po zmroku, w ciemnych odmętach jeziora.
Wygląda na to, że oni coś ciekawego zauważyli!
Nad nami szaleją wiewiórki! I to te normalne, rude wiewiórki, których już tak dawno nie widziałam! Myślałam, że one wyginęły, że zostały wyparte przez ten podobny gatunek, ale brązowy. A tu prosze! Takie wiewiórki jak trzeba!
Przypływa też stadko kaczek.
Śladów po ogniskach nie ma tutaj żadnych, więc mamy obawy, coby się kto nie czepił. Palimy więc tylko pochodnie drwala w znalezionym nieopodal foliowym mini grillu. Jak to wszystko na świecie jest względne. Niby śmiecenie to zła rzecz, ale bardzo się cieszymy, że tego grilla ktoś cisnął w krzaki - bo nam się bardzo przyda! Pieczemy w nim też kukurydze….
A klimatu dopełnia czerwona porzeczka!
I nieco różowawy zachód słońca!
Wieczór jest wyjątkowo ciepły.. No właśnie taki za ciepły. W nocy zaczyna lać i nie przestaje. Na tyle mocno pompuje, że śniadanie decydujemy się zjeść kawałek dalej - pod dużą wiatą zaobserwowaną w drodze do Koronowa.
Poranek jest paskudnie zimny, koło 10 stopni. Klasyczny deszcz niby na chwilę przestaje padać, ale jest taka wilgotna, paskudna mgła, która włazi nawet pod wiatę, kpiąc sobie z dachu. I nawet tam po chwili jesteśmy cali mokrzy. Jak to cudownie, że zabrałam gumiaki dla wszystkich! Tak mnie ostatnio natchnęły różne youtubowe filmiki ze wschodu, które namiętnie oglądam. Tam czy na ryby, czy do leśnej chaty, czy na spływ, czy na opuszczone w środku tajgi, czy na długi marsz przez Czukotkę - gumiak najlepszym przyjacielem turysty! I jak my na tym wyjeździe to bardzo doceniamy!
Po drugiej stronie wody toną we mgłach różne domeczki, przystanie, pomosty.
Niektóre toną też w kwiatach!
Pobliski most jest bardzo ciekawy! Wygląda na zwodzony - tyle ma różnych mechanizmów!
Mieszkańcy Koronowa przeciwko czemuś protestują, ale nie do końca wiemy co jest przyczyną.
Rozlewiska Brdy zwane jeziorem Koronowskim zamierzamy przekroczyć promem. Acz widząc główność drogi prowadzącej w tamtą stronę, zaczynamy mieć nieco wątpliwości… Czy aby się nie okaże, że prom będzie w podobnym stanie jak ten z Księżych Młynów? ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... -myny.html )
Znaki też już nieco nagryzł czas…
Ale jest miła niespodzianka! Prom pływa! Woda chlupie i z góry, i z dołu, a pływadło niesie busia w dal - na przeciwległy brzeg.
Prom był wyprodukowany w stoczni Koźle. Czy to gdzieś w rejonie portu Koźle, którego ruiny kiedyś zwiedzaliśmy??
Jezioro we wszystkich odcieniach szarości...
Łazimy sobie wzdłuż jeziora, namierzając kolejne większe i mniejsze plaże pełne malowniczych korzeni. Wyglądają jak łapy, które się wyciągają w naszą stronę, a zastygają w bezruchu tylko wtedy, gdy na nie spojrzymy!
Kabak mimo ulewy dokazuje w piasku.
Suniemy dalej brzegiem. Piaszczysty kawałek się kończy, zaczynają się gliniaste, obrywiste skarpy. Ale drapieżne korzenie wciąż na posterunku! Wciąż podążają naszym śladem!
A tu chyba coś mieszka! Bobry? Borsuki? Lisy? Kabak od razu ma gotowy scenariusz! Do jednej z jam chce wepchnąć kanapkę z żółtym serem, a w drugą podziubać patykiem. I zobaczyć co lepiej zadziała w wywabianiu gospodarza. Pierwszy z pomysłów podoba jej się bardziej, bo przy okazji pozbyła by się kanapki, której konieczność konsumpcji wciąż nad nią wisi No i znowu źli rodzice studzą ten wspaniały kabaczy plan! Ona nam chyba to wszystko kiedyś wypomni! “A pamiętacie jak w 2020 nie pozwoliliście mi ukłuć patykiem w kuper borsuka?”
Był też kabaczy plan wejścia na to drzewo, aby spróbować czy jabłka są aby odpowiednio słodkie
Wieczorem jeszcze jedna wycieczka na piaszczystą plażkę, tym razem w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Jak zupełnie inaczej prezentują się pozwijane wężowiska korzeni, gdy okolica ma kolory! Przedziwne odczucie - być dwa razy w tym samym miejscu, a zupełnie jakby się odwiedzało nieznane wcześniej przestrzenie.
Jakie to jest cudowne jak chmury na chwilę pękną i zrobi się jaśniej i cieplej na świecie!
Stary, pogięty, skrzypiący pomost zaczyna nas teraz przyciągać z niewyobrażalną siła! Gdy był śliski od deszczu nie było raczej opcji na niego wleźć i nie zjechać.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
W miejscowości Wielonek szukamy ośrodka “Wrzos”. Są bowiem podejrzenia, że on może oferować klimaty, takie jak lubimy! Udaje się go odnaleźć i co najważniejsze wciąż działa, mimo “posezonia”. Ośrodek zawiera dużo domków typu Brda. Hmmmm… Tu jest chyba ich ojczyzna? Brda nad Brdą!
Nam się niestety dostaje inna, mniejsza chatynka - z racji na niewielki skład osobowy. Wszystkie domki są malowniczo utopione w zieleni!
Nasz domek nocną porą.
Tu jeszcze jeden rodzaj tutejszej zabudowy, takie barako - szeregowce!
Domek mobilny! Można sobie przestawić w inne miejsce, jak jedno ci sie znudzi
Do chałupki dostajemy elektryczny kaloryferek. Rewelacja! Będzie jak podsuszyć gnijące już z wilgoci ciuchy!
A to nasz balkonik i oczekiwanie na zmniejszenie intensywności opadu, aby przemknąć do knajpy!
W ośrodku jesteśmy tylko my i obsługa - miłe babeczki, które spotykamy w barze.
Sporo czasu spędzamy w tym przybytku. Ta pogoda to się tylko na bar nadaje…
Czy tylko ja tak kocham boazerie? Ścienne drewno, które skrzypi rozsychając się nocami na wszystkie możliwe dźwięki (dziwne, że nigdy nie robi tego za dnia! ) i ten ciepły brązowo - złoty kolor bejcy!
Kawałek dalej jest chyba drugi ośrodek? Albo to dalej ten sam? Nie wiem. Ale mają tu fajną wiatę, o omszałym dachu. A dalej jest jakby scena ozdobiona obrazami. Z wiaty korzystamy - właśnie lunęło… Co przedstawia środkowy obraz? Według mnie to jest jezioro. Kabak twierdzi jednak, że to busio mknący przez lasy!
Przedzierając się kolejnymi krzakami trafiamy na boisko…
Oraz klimatyczny częściowo - betonowy chodnik.
Pełno tu też placów zabaw z dawnych lat, które cieszą się ogromnym uznaniem przynajmniej ⅔ ekipy.
Podniebne szybowanie...Kto choć raz zaznał radości korzystania z prawdziwej huśtawki - już nigdy nie znajdzie uroku w tych plastikowych popierdułkach na łańcuszkach, które teraz wszędzie namiętnie montują. Tu mamy dwoje takich dzieci
Acz muszę przyznać, że tak wysoką huśtawkę, o takim zasięgu wahadła i takiej mocy - napotkałam chyba po raz pierwszy!
Rano leje i to z taką intensywnością, że cały świat zmienia się jedno wielkie bajoro. Zastanawiamy się kiedy domek zacznie przemakać... Albo busio.... Ze śniadaniem się więc nie spieszymy. Gdzieś do 13 sprawa zaokienna wygląda totalnie beznadziejnie.
Chwilową przerwę w opadach wykorzystujemy aby przemknąć do busia - i ruszyć na eksploracje okolicznych lasów, które skrywają niejedną atrakcję!
cdn
Nam się niestety dostaje inna, mniejsza chatynka - z racji na niewielki skład osobowy. Wszystkie domki są malowniczo utopione w zieleni!
Nasz domek nocną porą.
Tu jeszcze jeden rodzaj tutejszej zabudowy, takie barako - szeregowce!
Domek mobilny! Można sobie przestawić w inne miejsce, jak jedno ci sie znudzi
Do chałupki dostajemy elektryczny kaloryferek. Rewelacja! Będzie jak podsuszyć gnijące już z wilgoci ciuchy!
A to nasz balkonik i oczekiwanie na zmniejszenie intensywności opadu, aby przemknąć do knajpy!
W ośrodku jesteśmy tylko my i obsługa - miłe babeczki, które spotykamy w barze.
Sporo czasu spędzamy w tym przybytku. Ta pogoda to się tylko na bar nadaje…
Czy tylko ja tak kocham boazerie? Ścienne drewno, które skrzypi rozsychając się nocami na wszystkie możliwe dźwięki (dziwne, że nigdy nie robi tego za dnia! ) i ten ciepły brązowo - złoty kolor bejcy!
Kawałek dalej jest chyba drugi ośrodek? Albo to dalej ten sam? Nie wiem. Ale mają tu fajną wiatę, o omszałym dachu. A dalej jest jakby scena ozdobiona obrazami. Z wiaty korzystamy - właśnie lunęło… Co przedstawia środkowy obraz? Według mnie to jest jezioro. Kabak twierdzi jednak, że to busio mknący przez lasy!
Przedzierając się kolejnymi krzakami trafiamy na boisko…
Oraz klimatyczny częściowo - betonowy chodnik.
Pełno tu też placów zabaw z dawnych lat, które cieszą się ogromnym uznaniem przynajmniej ⅔ ekipy.
Podniebne szybowanie...Kto choć raz zaznał radości korzystania z prawdziwej huśtawki - już nigdy nie znajdzie uroku w tych plastikowych popierdułkach na łańcuszkach, które teraz wszędzie namiętnie montują. Tu mamy dwoje takich dzieci
Acz muszę przyznać, że tak wysoką huśtawkę, o takim zasięgu wahadła i takiej mocy - napotkałam chyba po raz pierwszy!
Rano leje i to z taką intensywnością, że cały świat zmienia się jedno wielkie bajoro. Zastanawiamy się kiedy domek zacznie przemakać... Albo busio.... Ze śniadaniem się więc nie spieszymy. Gdzieś do 13 sprawa zaokienna wygląda totalnie beznadziejnie.
Chwilową przerwę w opadach wykorzystujemy aby przemknąć do busia - i ruszyć na eksploracje okolicznych lasów, które skrywają niejedną atrakcję!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Świat staje na głowie - czyli buba jedzie nad polskie morze ;)
W Koronowie szukamy wielkiego mostu kolejowego na rzece Brda. Linia jest już nieczynna. Na mojej mapie to miejsce wygląda nieco dziwnie. Jest ten most na rzece, dalej wiadukt nad drogą, stacja Koronowo - i koniec trasy. Czy kiedyś biegła jeszcze gdzieś dalej? Czy po to tylko walnęli taki solidny most, żeby tory pociągnąć jeszcze kilkaset metrów?
Miejsce jest super, ale w strugach deszczu, mgle i szarościach chyba nie w pełni je doceniamy..
Szyna z napisem. Kabak koniecznie chce się pod nią przeczołgać
Można by zejść na dół, nad rzekę, ale jakoś w tych warunkach niezbyt się nam chce...
Widoki porażają swoją głębią
Przejście przez te krzaki (a inaczej nie da się wejść na nasyp) jest równoznaczne z przepłynięciem jeziora.
Kolejne ciuchy do wykręcenia i rzucenia na gnijącą pryzmę... W busiu zaczyna już pojawiać się ten niepokojący zapach, kojarzący się z budynkami po powodzi albo spiżarnią opuszczonego domu Jak się siedzi w środku dłuższy czas - to człowiek do tego przywyka. Ale wracając ze spaceru, po otwarciu drzwi, uderza ten aromat starej piwnicy A tu przed nami jeszcze ponoć tydzień takiej zabawy... Kabak kiwa główką: "Mniejsza o ubrania, ale grunt, żeby mi nie zgnił tygrysek!". W związku z tym są już próby spania z tygryskiem zawinietym w 3 worki. Niestety się nie da, worki tak szeleszczą, że ani kabak ani my nie jesteśmy w stanie usnąć.
Kolejny dzień i kolejna wycieczka w poszukiwaniu opuszczonego mostu kolejowego. Ten przecina już nie rzekę, ale jezioro Koronowskie - w dosyć wąskim jego miejscu. To dawna linia biegnąca z okolic Świecia, a kawałek za wiaduktem rozłażąca się na kilka stron - na Tucholę, Koronowo i Więcbork.
W Suchej jest fajny sklepik. Niby wszystko mamy, ale nie omieszkamy odwiedzić. Dodatkowy chleb, ser i nalewka napewno się wcześniej czy później przydadzą!
Za Klonowem zostawiamy busia na leśnym parkingu z ciekawą wiatą, o ścianach z pogiętych gałęzi. Wygląda na nową - i aż dziwnie, że taka fajna! Zwykle nowe wiaty budują wściekle równiusie - a tu taka sympatyczna odmiana!
Co najważniejsze - nie leje! Acz świat wokół jest mokry i ociekający jak szlag!
Chyba tak niedługo będzie wyglądał busio, nasze ubrania, śpiwory i my sami - jak się pogoda nie poprawi!
Mijamy niewielkie jeziorko, o czarnej wodzie, zapachu butwiejącego drewna i mocno grząskich brzegach.
Dalej ruszamy nasypem dawnej kolei (lub raczej wręcz przeciwnie - tunelem, między dwoma nasypami
Torowiska juz nie ma. Idziemy po prostu śieżką. Po drodze dużo jałowców i innych tujopodobnych drzewek.
Mały wiadukcik gdzieś po drodze. Poręcze zaczynają się już wtapiać w okoliczną przyrodę.
Kawałek przed mostem pojawiają się tory. Od razu więc idzie się sympatyczniej!
I w końcu nasz most! Wielki, solidny i nieco już rdzą i patyną nadgryziony.
Moje ulubione słupy tez tu mozna napotkać!
Wędkarska pływająca wiata.
Chmury spowijające horyzonty są malownicze, ale nie rokują za dobrze...
Rozsiadamy się na torach celem zapodania drugiego śniadania.
Ale ledwo wbijamy zęby w kanapki i nalewamy herbatkę... Co następuje? To co zawsze!! Zaczyna lać!!!! Same niecenzuralne słowa cisną się na usta! Toż można szału dostać z tą pogodą! Lekko rozmokłe kanapki trzeba więc zawinąć z powrotem, herbate z kubeczka wlać do termosa - i truchcikiem biec pod most - bo lunęło solidnie, żaden tam kapuśniaczek... Na szczęście zoczylismy pod mostem fajne "przepusty", które posłużą nam za wiaty... I nocować by tu sie dało!
Pod most prowadzą takie miłe schodki.
W królestwo ważek i nartników!
Kabak pod mostem dostaje jakiejś głupawki. Biega z parasolem, kłuje nas nim w kupry, śpiewa, rechocze i wręcz tarza się ze śmiechu.
Nie wiem co ją nagle opętało? Nawąchała się jakiś ziół albo co? Cos tu kwitnie pod mostem i pachnie bardzo aromatycznie. Nieco wiązówkę przypomina...
Ostatni raz aż taki "napad obłędnego szczęścia" miała w Gruzji, w Uszguli, w wieku niemowlęcym. Tu fragment tamtej relacji: "Nie wiem co sie stalo dzis kabakowi, czemu akurat dzis ma taki rewelacyjny humor ale od kiedy wjechalismy do Uszguli caly czas podskakuje, fika nozkami, spiewa na caly pyszczek, smieje sie, zaczepia z kwikiem mijanych ludzi. Radosc i szczescie po prostu wylewa sie uszami". I nagle robi mi sie dziwnie... Jakieś deja vu! Czy ona wtedy nie miała na głowie tej samej chusteczki?? A chodzi w niej dość rzadko... Czy może to coś, zaklete jest w tą chustkę w biedronki???
Po pół godzinie zlewa przechodzi w mżawkę, więc powoli wypełzamy z nory.
Wracając znajdujemy jeszcze ceglany wiadukcik, gdzie dawniej droga przechodziła nad torami, których juz nie ma.
cdn
Miejsce jest super, ale w strugach deszczu, mgle i szarościach chyba nie w pełni je doceniamy..
Szyna z napisem. Kabak koniecznie chce się pod nią przeczołgać
Można by zejść na dół, nad rzekę, ale jakoś w tych warunkach niezbyt się nam chce...
Widoki porażają swoją głębią
Przejście przez te krzaki (a inaczej nie da się wejść na nasyp) jest równoznaczne z przepłynięciem jeziora.
Kolejne ciuchy do wykręcenia i rzucenia na gnijącą pryzmę... W busiu zaczyna już pojawiać się ten niepokojący zapach, kojarzący się z budynkami po powodzi albo spiżarnią opuszczonego domu Jak się siedzi w środku dłuższy czas - to człowiek do tego przywyka. Ale wracając ze spaceru, po otwarciu drzwi, uderza ten aromat starej piwnicy A tu przed nami jeszcze ponoć tydzień takiej zabawy... Kabak kiwa główką: "Mniejsza o ubrania, ale grunt, żeby mi nie zgnił tygrysek!". W związku z tym są już próby spania z tygryskiem zawinietym w 3 worki. Niestety się nie da, worki tak szeleszczą, że ani kabak ani my nie jesteśmy w stanie usnąć.
Kolejny dzień i kolejna wycieczka w poszukiwaniu opuszczonego mostu kolejowego. Ten przecina już nie rzekę, ale jezioro Koronowskie - w dosyć wąskim jego miejscu. To dawna linia biegnąca z okolic Świecia, a kawałek za wiaduktem rozłażąca się na kilka stron - na Tucholę, Koronowo i Więcbork.
W Suchej jest fajny sklepik. Niby wszystko mamy, ale nie omieszkamy odwiedzić. Dodatkowy chleb, ser i nalewka napewno się wcześniej czy później przydadzą!
Za Klonowem zostawiamy busia na leśnym parkingu z ciekawą wiatą, o ścianach z pogiętych gałęzi. Wygląda na nową - i aż dziwnie, że taka fajna! Zwykle nowe wiaty budują wściekle równiusie - a tu taka sympatyczna odmiana!
Co najważniejsze - nie leje! Acz świat wokół jest mokry i ociekający jak szlag!
Chyba tak niedługo będzie wyglądał busio, nasze ubrania, śpiwory i my sami - jak się pogoda nie poprawi!
Mijamy niewielkie jeziorko, o czarnej wodzie, zapachu butwiejącego drewna i mocno grząskich brzegach.
Dalej ruszamy nasypem dawnej kolei (lub raczej wręcz przeciwnie - tunelem, między dwoma nasypami
Torowiska juz nie ma. Idziemy po prostu śieżką. Po drodze dużo jałowców i innych tujopodobnych drzewek.
Mały wiadukcik gdzieś po drodze. Poręcze zaczynają się już wtapiać w okoliczną przyrodę.
Kawałek przed mostem pojawiają się tory. Od razu więc idzie się sympatyczniej!
I w końcu nasz most! Wielki, solidny i nieco już rdzą i patyną nadgryziony.
Moje ulubione słupy tez tu mozna napotkać!
Wędkarska pływająca wiata.
Chmury spowijające horyzonty są malownicze, ale nie rokują za dobrze...
Rozsiadamy się na torach celem zapodania drugiego śniadania.
Ale ledwo wbijamy zęby w kanapki i nalewamy herbatkę... Co następuje? To co zawsze!! Zaczyna lać!!!! Same niecenzuralne słowa cisną się na usta! Toż można szału dostać z tą pogodą! Lekko rozmokłe kanapki trzeba więc zawinąć z powrotem, herbate z kubeczka wlać do termosa - i truchcikiem biec pod most - bo lunęło solidnie, żaden tam kapuśniaczek... Na szczęście zoczylismy pod mostem fajne "przepusty", które posłużą nam za wiaty... I nocować by tu sie dało!
Pod most prowadzą takie miłe schodki.
W królestwo ważek i nartników!
Kabak pod mostem dostaje jakiejś głupawki. Biega z parasolem, kłuje nas nim w kupry, śpiewa, rechocze i wręcz tarza się ze śmiechu.
Nie wiem co ją nagle opętało? Nawąchała się jakiś ziół albo co? Cos tu kwitnie pod mostem i pachnie bardzo aromatycznie. Nieco wiązówkę przypomina...
Ostatni raz aż taki "napad obłędnego szczęścia" miała w Gruzji, w Uszguli, w wieku niemowlęcym. Tu fragment tamtej relacji: "Nie wiem co sie stalo dzis kabakowi, czemu akurat dzis ma taki rewelacyjny humor ale od kiedy wjechalismy do Uszguli caly czas podskakuje, fika nozkami, spiewa na caly pyszczek, smieje sie, zaczepia z kwikiem mijanych ludzi. Radosc i szczescie po prostu wylewa sie uszami". I nagle robi mi sie dziwnie... Jakieś deja vu! Czy ona wtedy nie miała na głowie tej samej chusteczki?? A chodzi w niej dość rzadko... Czy może to coś, zaklete jest w tą chustkę w biedronki???
Po pół godzinie zlewa przechodzi w mżawkę, więc powoli wypełzamy z nory.
Wracając znajdujemy jeszcze ceglany wiadukcik, gdzie dawniej droga przechodziła nad torami, których juz nie ma.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..