Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 02 listopada 2020, 9:38

To było dawno. Początki "kariery" zawodowej.
To było 17ście lat temu. Nie było to tak dawno temu, nie są to odległe czasy, no bo początek obecnego stulecia. A jednak dziś wydaje mi się, że strasznie dawno. Bo...było inaczej, niż dziś. Wiadomo, nie było rodziny, więc więcej czasu. Pieniędzy mało, ale za to więcej...czasu. Tak wiem, powtarzam się.
To będzie krótka relacja o tych czasach, a dokładnie o jednej wycieczce z tamtych dawnych lat...
Obrazek

Koniec czerwca, chyba 2003 roku... [dopisek pod forum - po relacji ze Zwardonia na Wlk Raczą, jestem tej daty pewien]
Po ciężkim okresie w pracy, kiedy przez sporą część miesiąca wolne miałem raz na tydzień, dostałem wolny ostatni tydzień czerwca. Pierwszego dnia odsypiam. Potem sprzątam pokój. Popołudniu już mnie nosi. Zaczynam myśleć co by tu zrobić z sobą. Drugiego dnia, wiem, że nie wytrzymam w domu, więc wymyślam...Bieszczady. Zbieram pieniądze. W portfelu jakieś grosze, uzbierało się 10złotych. Pytam mamy, pożycza też dychę, a babcia i dokłada jakiś bilon euro, które później zamienię na złotówki. W sumie budżet na wyjazd to...ok 20 złotych plus to euro. No dobra, ale za te pieniądze, to ja nie mam co myśleć co o noclegu w schronisku (no cóż nic innego nie znałem...żadnych PTSMów, czy bacówek), a co dopiero na bilet.
Więc decyzja jedyna - jadę stopem. Dobra jest, to teraz za uzbierane pieniądze można długo pożyć 😁 . Stopem po kraju już jeździłem. Do Szczyrku, zza Radomsko, raz nawet do Warszawy (plan był do Białegostoku, ale za późno dotarłem do stolicy, więc nie było szans się wyrobić do wieczora), a w 2002roku jadąc na praktyki w Bornym Sulinowie, dojechałem do miasta Jastrowie, gdzie zastał mnie zmrok, więc ostatnie trzydzieści kilka kilometrów pokonałem PKSem (dokładnie to do Szczecinka, skąd nas zabierały autobusy do BS, bilet kosztował coś ok stu złotych - jak chcecie poczytać o tej podróży stopem, jakby nie było, przez prawie cały kraj, to napiszcie w komentarzu).
Pakuję plecak, śpiwór, karimata, ciuchy, zenita, oraz jedzenie - chleb, kiełbasę i następnego dnia rano wychodzę z domu w trasę. Do drogi wiodącej przez Kraków na wschód, mam z trzy kilometry marszu, więc od razu wyciągam kciuka, gdy jedzie pierwsze auto i...wsiadam. Kierowca pyta, gdzie jadę, ja odpowiadam, póki co to do drogi, potem Olkusz, Kraków. Okazuję się, że kierowca jedzie do Olkusza i zostaję tam podwieziony, więc zaoszczędzam i czas i kilka złotych na bilet. Teraz cel, to Kraków, ale tdrogą między Olkuszem a Krakowem jeżdżą często busy, więc bardzo ciężko złapać tu stopa (sprawdzone), więc oszczędzając czas wydaje 5zł na busa i tak dojeżdżam do Krakowa. To teraz znaleźć kantor, gdzie wymienię bilon euro na złotówki (dostając połowę tego, gdybym miał to w banknotach), kupuję kliszę do aparatu i zaczynam szukać sposobu dojazdu do Wieliczki, by móc znowu stanąć przy drodze. Nigdy nie umiałem w wielkich miastach złapać stopa, więc znajduje busa i za kolejne parę złotych (chyba 3pln uszczuplone z uzbieranych 50ciu) jadę zza Kraków. Przy zjeździe z obwodnicy widzę chłopaka, który stoi i próbuje łapać okazję, więc stwierdzam, że podjadę dalej, żeby mu nie przeszkadzać, a samemu mieć większe szanse na złapanie jakiegoś auta. Wysiadam za światłami, na przystanku i wracam na drogę krajową nr 94. Od razu próbuje łapać okazję, ale miejsce jest średnie wiec idę dalej i dopiero za wiaduktem znajduję zatokę, w której jest szansa, że ktoś stanie.
Co się udaje po chwili, zatrzymuje się golf dwójka. Starszy pan pyta gdzie? Ja, w Bieszczady! Zaprasza. Po chwili rozmowy, okazuję się, że to ksiądz, jedzie na urlop do rodzinnego domu. Rozmawiamy, opowiada o historii, o tym jak front, wojna dotknęła te rejony. Podróż szybko mija. Wyrzuca mnie w Jaśle.
Emocje początkowe spadły, dopadł mnie głód. Wstępuje do sklepu, kupuję bułkę, pomidora i idąc przy głównej drodze, zjadam szybki posiłek i znowu wyciągam kciuka. Zatrzymuje się auto, jakiś kombiwan, gdzie młody facet ma z tyłu mini wieże, z której leci hicior ganzesów 😁, no tak to można jechać...
W aucie rozmowa. Tradycyjnie, skąd, dokąd, czy długo łapę okazję. Odpowiadam. Mówię, że nie długo, że drugi, trzeci samochód staje i dowiaduje się, że dobrze mi z oczu patrzy, wzbudzam zaufanie więc pewnie dlatego. Gdzieś przed Sanokiem widzę, tego chłopaka, łapiącego stopa na wylocie autostrady. Podwożący mnie kierowca skręca przed Sanokiem, więc wysiadam i próbuje coś złapać, ale że wtedy trasa wiodła przez miasto, to gdy przez chwilę nic się nie dzieje, ruszam na przód przed siebie, w kierunku celu.
Idąc odwracam się co kilka minut i próbuje, a nóż ktoś się zlituje i wtedy w autobusie (Autosan, wersja miejska z harmonijkowymi drzwiami - u nas w zagłębiu i aglomeracji śląskiej jeździły Ikarusy, Jelcze, a Autosany jeździły w PKSach, dopóki jeszcze te działały, na trasach podmiejskich, więc widok takiego autobusu był dla mnie czymś nowym - ojciec kierowca autobusu, wpierw WPK, potem PKM stąd takie zboczenie), widzę tego chłopaka. On przejechał Sanok autobusem, ja przeszedłem go piechotą. Dopiero za miastem, gdy już dawno minęło południe, staje, zrzucam plecak i biorę się ostro za złapanie czegoś, bo wędrówka pochłonęła mi ponad godzinę. Nie pamiętam kto mnie podwiózł, ale wiem, że do Leska. Z miasta muszę wyjść. Idę pod górę, pięknie świeci słońce, dogrzewa, więc czuję taką radość, że już bliżej niż dalej. Ale jest już ok 17 a nic nie jedzie.
Wtem, słyszę za sobą głos mocno pracującego ropniaka. Odwracam się, jedzie biały transit, więc wyciągam rękę i...entuzjazm opada (dostawczaki często się zatrzymywały), bo widzę, że jedzie ten chłopak, z którym się po drodze mijałem. No trudno, będę dalej łapał myślę, gdy nagle oni się zatrzymują.
Okazało się, że chłopak powiedział kierowcy, który go chwilę wcześniej zabrał, że mija mnie któryś raz z kolei od Krakowa, na co kierowca stwierdził, to bierzemy go.
W trakcie podróży do hotelu, w którym handlowiec ma zaklepany nocleg, toczy się rozmowa. Tradycyjna jak to w podróży stopem. Dokąd. Skąd. Czemu sami.
Ja mówię, że nagle zrobił mi się tydzień wolnego, więc nie usiedzę w domu, a że fundusze mierne, no to jadę stopem. A skoro mam wolne do niedzieli (jest środa), to wybrałem Bieszczady, w które wracam po pierwszej wycieczce, jeszcze z rodzicami z początku lat 90tyc. Kolega podróżnik opowiada coś podobnego, że również ma wolne, więc cel ten sam.
Myślicie, że to ja mam mały budżet? No to co powiecie, na budżet tego chłopaka - 20zł? 😃
Na pytanie gdzie jedziemy, ja odpowiadam, że w Bieszczady. Kierowca pyta, ale gdzie konkretnie? Odpowiadam, nie wiem. Jadę przed siebie. Pada pytanie, gdzie będziesz spać. Wzruszam ramionami, na przystankach? Pod drzewem 😂 .
Drugi pasażer jedzie do jakieś bacówki, którą znają tylko studenci leśnictwa, no i leśnicy. Rozmowa schodzi na temat schronisk, miejsc noclegowych i chłopak opowiada naszemu kierowcy o hotelu w Mucznem. W między czasie mijamy hotel, w którym kierowca ma nocleg zarezerwowany, mijamy go, a kierowca nam go pokazuje i mówi, aaa podwiozę was do Ustrzyk Dolnych. Na rozmowach, opowieściach o podróżach, za czasów studenckich dojeżdżamy do Ustrzyk. Tu kierowca stwierdza, że jest dość późno, więc nas podwiezie do Stuposian. O tej porze mijamy mało aut, więc z dużą wdzięcznością i radością reagujemy na tą wiadomość.
Przed podróżą gdy o moim pomyślę powiedziałem znajomym, Ci mnie przestrzegali przed wilkami i niedźwiedziami w Bieszczadach, teraz zarówno kierowca jak i współtowarzysz podróży też wyrażają, że to nie najlepszy pomysł, więc rodzi się w mej głowie plan, aby spróbować się dostać z nim do tej chatki. Pytam chłopaka, czy jest szansa, że się mógłbym z nim zabrać do tej bacówki. Z początku nie chcę się zgodzić, tłumacząc, że ona nie jest tak łatwo dostępna, że tylko dla wtajemniczonych, że w niej jest porządek, stąd nie wszyscy o niej wiedzą. Aż w końcu zgadza się, a kierowca stwierdza w Stuposianach, że podwiezie nas...do Mucznego pod ten hotel, który sobie obada.
W końcu po 18tej wysiadamy pod hotelem, po drugiej stronie stoją domki. Jest sklep.
Żegnamy naszego super kierowcę, ja obiecuję, że nikomu nie zdradzę miejsca tej bacówki, nikogo nie pewnego nie sprowadzę do niej i w końcu ruszamy ku górze. Przy potoku wchodzimy coraz wyżej. Idziemy lasem, po liściach buczyny. Pod kopułą drzew, buków zaczyna się robić coraz mroczniej. Ale w końcu wychodzimy na ścieżkę i wchodzimy na nią. Kawałek tą ścieżką ruszamy by dotrzeć do drugiej, w którą odbijamy i w końcu docieramy do celu. Na skraju polany, stoi wspomniana chatka.
Obrazek
Od strony lasu, jest wejście, z którego korzystamy.
Wchodzi, się do izby, z której drabiną można wejść na poddasze, gdzie będziemy spać, oraz do izby z kominkiem, ławą i dwoma pryczami. Okazuje się, że w środku są już dwie pary podróżnych. No to prycze są zajęte - śpimy na górze. Z racji, iż jest wieczór rozpalamy w kominku, przez co całe pomieszczenie napełnia się dymem. Po chwili jednak kominek się nagrzewa i łapie cug, dym szczypiący w oczy się ulatnia. Można usiąść, coś zjeść, napić się.
Toczą się rozmowy. Jest gitara, więc po chwili wśród światła świec i rzucanego blasku z kominka rozbrzmiewa muzyka. Okazuje się, że praktycznie nie znam poezji, a nikt Dżemu nie chce zagrać, więc tylko się przysłuchuje wspólnym śpiewom. Oraz przypatruje popielicom, które bezczelnie wchodzą na stół i szukają jedzenia...I tak powoli dzień się kończy. Przed snem trzeba się jeszcze...wysikać. Po wyjściu, gdy drzwi się domykają i znika nikłe światło, odczuwam co to znaczy ciemność. Ale taka prawdziwa. Nie widzę nic. Dosłownie, nawet nie widzę swojego...no i gdzie sikam 😄 a z lasu każdy stuk, powoduje myśl, niedźwiedź? W końcu jednak idziemy spać...dłuuugi dzień się skończył.
Obrazek
Rano wstajemy, śniadanie, szukam wody (strumień jest kilkaset metrów w dół lasu) i część osób ma w planach wejście na Tarnice. Przyłączam się do nich, jako, że nie znam tych rejonów, choć na mapie, którą mam dokładnie określiłem miejsce, w którym stoi bacówka, ale zawsze to łatwiej, tym bardziej że ścieżka, którą można dojść do połoniny, jest wąska.
Zanim się zbierzemy, robię zdjęcia bacówki i polany.
Obrazek
Ruszamy, wpierw lasem, a potem ścieżka biegnie skrajem lasu, by przez połoninę, wąską ścieżką wśród traw dołączyć do szlaku. No cóż widoków za dużych nie ma. Jest chłodno...
Obrazek
Obrazek
Ja idę z tyłu, nie narzucam się. Najpewniej zdobywamy Tarnicę, ale szczerze, to już nie pamiętam tego, zdjęć nie mam. Z racji zimnego wiatru i wilgoci wracamy i się ogrzewamy. Ja schodzę do sklepu, bo stwierdzam, że minimum jeszcze jeden dzień tu zostanę. W sklepie kupuję kiełbasę i dwa piwa. Które wieczorem wspólnie konsumujemy, jest jeszcze wieczorem zapijana gorzka żołądkowa...
Ale zanim nastanie wieczór i biesiada, ruszam ku szczytowi, na którym powinno być coś widać.
Obrazek
Podczas powrotu ze sklepu. [podpis do zdjęcia]
Ruszam też tam, by złapać zasięg, by dać znać, że żyję. Nie jest to daleko, więc po chwili stoję i podziwiam widoki.
Obrazek
Dostaję też wiadomość, która powoduje, że następnego dnia postanawiam wrócić do domu. Spędzam jakiś czas, podziwiając dalekie szczyty, na całe szczęście rozpogodziło się, więc coś widać, choć nie ma jakiejś super widoczności.
Wieczór szybko mija.
Rano schodzę do strumienia, następnie szukam miejsca, z którego mogę nabrać trochę wody, by się trochę opryskać i pakuję się. Następnie zjadam śniadanie i żegnam się z poznanymi ludźmi, a jeszcze wpis do zeszytu.
Niestety chatka zwaną pod Obnogą, spłonęła kilka lat temu w pożarze. Podobno był o nią spór z leśnikami, komuś nie pasowała. Czy spłonęła sama (jednak kominek nie był szczelny), czy ktoś ją podpalił? Nie wiadomo. Choć skoro jej nie ma...to mogę napisać jej nazwę. Gdzie ona stała...ciii.
Więcej można o niej przeczytać http://www.twojebieszczady.net/aktualno ... hronienie.
Wielka szkoda. Wielka.
Schodzę samemu do Mucznego, licząc, że może spod hotelu coś będzie jechało w dół. Ruszam po starym asfalcie, przez ponad pół godziny mijają mnie dwa auta...jadące przeciwną stronę. Gdy już obliczam w głowie ile mi zajmie dojście do głównej drogi, biegnącej z Ustrzyk Górnych do Dolnych, słyszę auto jadące za mną. Odwracam się, wyciągam rękę, kciuk w górę i stoję. Widzę, że jadą dwie panie, młodsza pewnie ok 60tki. No to nic z tego myślę, ale trzymam fason i ręki nie opuszczam. I auto się zatrzymuje. Dokąd, pada pytanie? No plan minimum do Stuposian, choć dalej to do domu, za Kraków, więc wpierw do Ustrzyk Dolnych, odpowiadam. Pani mówi, to proszę wsiadać. Pada tradycyjne pytanie skąd jestem, co tu robię. Po chwili rozmowy, gdy okazuję się, że dwa dni temu dojechałem w te rejony, też stopem, pani się pyta czy łatwo łapę stopa. Odpowiadam, że tak, że nie mam problemu. Pani mówi na to, a wie pan, że pierwszy raz komuś się zatrzymałam? (totalna głusza bieszczadzka). Robię wielkie zdziwione oczy i dziękuje raz jeszcze, pani rozmyśla i mówi, że jakbym wyglądał jak jej wnuczek, tj spodnie w kroku, zero włosów na łbie (mój skrót myślowy), to na pewno by mi się nie zatrzymała. I mówi, jedziemy do Ustrzyk, więc pana tam zabierzemy. Podpytuje dalej jak to jest ze stopem i dzięki temu mówię, że najgorzej to w miastach się łapię, więc trzeba za nie wyjść. I pani zawozi mnie na drogę wyjazdową z Ustrzyk Dolnych. Skręca z głównej drogi i omijając Hoszów a jadąc przez Równie, wyrzuca mnie przy białej tablicy z czerwonym pasem przekreślającym nazwę.
Obrazek
Zdjęcie z Bornego Sulinowa, ale tu po lewej to ja. Rzeczywiście sprawiałem dobre wrażenie 😉 [dopisek pod forum - to zdjęcie z zajęć na praktykach studyjnych - na które dojechałem stopem rok wcześniej, 30km od celu]


Następnie podjeżdżam kawałek jedną okazją, by następny kierowca, zawiózł mnie dokładnie na rogatki Krakowa. Okazało się, że miał jakiś interes, więc po drodze zajechał pod dom, zabrał kanapki ze schabowym, podjechał po kolegę i pojechaliśmy. Ja omal siedzeń nie zjadłem, czując zapach tego kotleta, no cóż jedzenie zjadłem z rana. Dzięki pomyłce, panowie się zagadali i przejechali skręt na wysokości Wieliczki, wyskakuje na przystanku, pierwszym za światłami, za skrzyżowaniem do Wieliczki. Gdy zamykam drzwi dziękując, podjeżdża bus. Wsiadam i jadę pod dworzec, skąd idę na busa do Olkusza, nim w niecałą godzinę dojeżdżam, przesiadka na autobus 633, którym dojeżdżam do Sławkowa. Tam mając w kieszenie jeszcze 8złotych (!!!) kupuje podwójnego snickersa i powoli idę do domu. Choć i tu mi się udaje, bo spotykam znajomych, którzy mnie te ostatnie trzy kilometry podwożą pod dom...a w kieszeni jeszcze zostało na piwo 😊
I tak kończy się ta historia.
Choć nie, w drodze powrotnej, dowiaduję się, że muszę wybrać urlop wakacyjny, więc nie wracam do pracy, mam jeszcze dwa tygodnie wolnego. Ale ten urlop przesiaduje w domu czytając książki...

Ps. Historię kilka razy opowiadałem, spisałem bodajże dwa razy, ale z racji upływu czasu mogłem coś pomylić (ot w pierwszej wersji piwo kupuje pierwszego dnia w Mucznym, dziś nie kojarzę, ale całkiem możliwe, a drugiego zszedłem dokupić, bo na flaszkę mnie nie stać, a wypadałoby coś postawić na stole).
Zdjęcia są na papierze, "zeskanowane" telefonem, oraz aparatem stąd inna barwa. Zenitowskie szkło nie było też z serii tych ostrych heliosów, więc i zdjęcia są...klimatyczne 😉

The End.

[ps pod forum. Do takiego wędrowania wróciłem w lipcu 2017roku, gdy pojechałem w Góry Izerskie. Choć nie stopem, posiadam już auto, ale pierwszy nocleg miałem w wiacie - https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.c ... mieni.html ]
Ostatnio zmieniony 02 listopada 2020, 15:47 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: Han-Ka » 02 listopada 2020, 14:06

Ale fajnie, robi się coraz bardziej retro :> .
Nigdy nie próbowałam podróżować stopem na dłuższych trasach. Sporadycznie korzystam z krótkich "podwózek" po zejściu ze szlaku, kiedy trzeba wrócić do samochodu. Nie zawsze to się udaje, więc czasem trzeba zasuwać po asfalcie.
Najwięcej szczęścia miałam w Tatrzańskiej Kotlinie, kiedy śpieszyłam się na autobus powrotny z Zakopanego do Łodzi. Zabrał mnie wtedy Słowak jadący do Bukowiny, gdzie błyskawicznie przesiadłam się na busa i zdążyłam bez problemu.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 02 listopada 2020, 15:56

Na chwilę, obecną nie mam już żadnych relacji "retro" więc więcej nie będzie.
Co do stopa, to ja żałuje, że tak późno go poznałem, bo już gdy pracowałem. Obecna szwagierka przyprowadziła chłopaków na piwo z środka kraju, którzy tak właśnie podróżowali, pierwsza podróż stopem, to właśnie wyjazd do nich. No a potem...już poszło. Największą przygodą była podróż do Szczecinka z Dąbrowy G., ale to był wrzesień, więc brakło mi dnia, bo po 20tej byłem w Jastrowiu i po chwili, gdy kilka aut przejechało obok, stwierdziłem, że zobaczę czy jakiś PKS nie jedzie do Szczecinka i właśnie nim dokończyłem podróż, tam spotkałem znajomych ze studiów, jakieś piwko i spanie na dworcu, a rano przyjechał pociąg, gdzie większość studentów przyjechała i autobusami, podstawionymi dla nas dojechaliśmy do Bornego Sulinowa.
A że to czasy, kiedy nie było A1, więc Łódź przejechałem tramwajem, oraz najdłuższą polską linią tramwajową wyjechałem z Łodzi. To była przygoda, z rana kierowca postawił śniadanie, po południu dostałem parę złotych od dobrych ludzi :)
Ps. dziś jak jest okazja, to sam podwożę ludzi :)
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: jck » 03 listopada 2020, 8:50

Bardzo sentymentalnie się zrobiło. Ciekawe, że pamiętasz tyle szczegółów, dzięki temu jest pełen obraz.

Sięgnąłem pamięcią i akurat 2003 roku był moim autostopowym debiutem. Korzystając ze szkolnych wakacji wsiadłem z kuzynem w pociąg do Cieszyna, przeszliśmy pieszo przez granicę i zaczęliśmy 'autostpowanie'. Plan zakładał przejazd do Kals i wejście na Grossglocknera, ale jakoś tak się poukładało, że pięć dni później wylądowaliśmy w Chamonix, pod Mont Blanc, szczęśliwie szczytując kilka dni później. Powrót był o tyle ciekawy, że zajął rekordowe 1,5 dnia (jeździłem w tamte okolice autostopem jeszcze parokrotnie), ale wylądowaliśmy w Szczecinie...
Budżet: 120 pln.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 03 listopada 2020, 10:21

Relacją tą w skróconej wersji już kiedyś spisywałem. I zaczynając pisać posiłkowałem się tym pierwszym opisem, do tego część sytuacji mi się przypomniała w momencie spisywania, jednak sporo rzeczy i sytuacji...już nie pamiętam, jak choćby, gdzie doszliśmy, czy pod czy na Tarnicę, wydaje mi się, że na, ale pewności nie mam. Nie pamiętam kto mnie zabrał z Ustrzyk D. w stronę domu, ani skąd ta ostatnia okazja została złapana, jak i czym jechałem z Sanoka do Leska, więc luk jest sporo. Dużo było rzeczy dla mnie nowych. Ot choćby nagle okazało się, że w górach spać można nie tylko w schroniskach :D i może stąd tak dużo pamiętam.
No i dla mnie to była jedna z najfajniejszych przygód...to ją pamiętam dość mocno, to co pamiętam. Zresztą są takie dni, że nagle coś się przypomni. W tym roku tak miałem w czerwcu, że nagle aż czułem zapach wiatru hulającego po Czerwonych Wierchach, na które wchodziłem w 2008roku ;) i w końcu zatęskniłem na Tatrami.

No ale za granicami nie łapałem stopa, tu moja nieznajomość języków niestety wychodzi. A masz gdzieś spisaną tą wyprawę? Bo brzmi ciekawie :) Bo plany widzę ewoluowały w trakcie jazdy :)
No i budżet rewelacja :)
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: buba » 03 listopada 2020, 11:30

I powialo mega fajnym klimatem!

Szkoda ze nie mogles zostac w Bieszczadach na te kolejne 2 tygodnie urlopu. Bo najtrudniejszy kawalek (dojazd) miales juz za soba. Jakby wyjazd zahaczyl o lipiec - to kto wie? Moze nawet bysmy sie sie gdzies spotkali? :) W białej tavrii na ukrainskich blachach czesto tak bywalo, ze zabrany autostopowicz zostawal na tydzien!

A budżet wyjazdowy z tamtych lat chyba mielismy podobny. Ja zwykle bralam okolo 500 zl na 2-3 miesiace.

Dawaj relacje z Bornego! :)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: Dżola Ry » 03 listopada 2020, 23:10

I to jest klimat, który w podróżach uwielbiam. Nieoczekiwane zwroty akcji, ludzka życzliwość, poddawanie się chwili, niewielkie wymagania...
Super!
Chociaż długodystansowych podróży autostopowych (poza tą z Kubą, w drodze na Kamczatkę) nie mam w życiorysie, to tak jak Hania pisze - różne podwózki, albo etapy podróży już jak najbardziej. Np. w Kazachstanie działał świetnie!
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 04 listopada 2020, 9:54

w Kazachstanie działał świetnie!
Ogólnie chyba na wschodzie nie ma z tym problemu (to z różnych opowiadań, nie ze swojej autopsji), ale w kraju było tak, że im dalej od cywilizacji, to stop łatwiej było złapać, np jadąc na praktyki studenckie do Bornego Sulinowa (choć jak wspomniałem docelowo to był Szczecinek), najdłużej stałem za Toruniem do Bydgoszczy (2h). Czy jak w tej wycieczce odcinek Olkusz-Kraków, gdzie busy co 15 minut, wieś na wsi i na tym odcinku złapanie stopa, jest ciężkie, a mnie się nie udało, choć dwa razy próbowałem.
Szkoda ze nie mogles zostac w Bieszczadach na te kolejne 2 tygodnie urlopu.
No tyle to bym nie przeżył, wypłata byłaby dopiero pod koniec tego urlopu, bo świętego 10tego ;) i chyba to było powodem, że ten urlop przesiedziałem w domu, zamiast gdzieś pojechać...stopem. Jak już przyszły pieniądze, to mi się już nie chciało, bo za kilka (4-5) dni, trzeba było wracać do pracy.
Dawaj relacje z Bornego!
Próbuje sobie przypomnieć szczegóły dojazdu, bo jak już, to relacja będzie głównie o dojeździe na praktyki, ale na chwilę połowy nie pamiętam. Ale zastosuje tu taką samą kolejność. Najpierw spiszę ogólnie, potem to rozwinę, a po jakimś czasie uzupełnię i wtedy może opublikuje.
Awatar użytkownika
Darek
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1470
Rejestracja: 28 października 2011, 20:47

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: Darek » 04 listopada 2020, 19:32

Fajna wyprawa i ciekawa historia z tą chatką. Faktycznie sporo szczegółów z przed tych kilkunastu lat pamiętasz. Też przymierzam się do opisania jakiejś prehistorii, ale wiele sytuacji kompletnie zatarło mi się w pamięci. Obawiam się, że to będzie wspomnienie raczej fotograficzne niż tekstowe :D
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 04 listopada 2020, 20:32

Może spisując się coś przypomni.
Widzisz, ale o rok późniejszej wycieczki na Raczę już tak dobrze nie pamiętam. Chyba po prostu ta mi się mocno wryła w zakamarki pamięci ;)
Leon_Kunicki
Turysta
Turysta
Posty: 23
Rejestracja: 21 grudnia 2017, 22:58

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: Leon_Kunicki » 05 listopada 2020, 10:33

nachalstwo ślązaków nie zna granic, przyzwoitości.
Czytam Wasze relacje.
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Bieszczady...stopem. Dzieje dawne, bo z roku 2003go...

Post autor: laynn » 05 listopada 2020, 16:17

Hmm...?
ODPOWIEDZ