A miałem być w Stanach...
: 13 lipca 2020, 13:18
Wszystko przez tego świrusa - nie polecieliśmy bo nie było czym. Pojawiały się inne pomysły, ale z graniem też nic nie wychodziło. Koleżanka małżonka nigdzie nie wychodziła. A mnie nosiło. Najpierw miał być MSB, ale za namową koleżanki małżonki zrezygnowałem (czytając relację @Han-Ka stwierdziłem, że słusznie) No to postanowiłem sobie gdzieś połazikować samotnie. Zaplanowałem, że tak 4 dni w przerwie wyborczej. Plan był taki: BB-Szyndzielnia-Klimczok-Salmopol-Barania Góra-Przeł Koniakowska-Zwardoń- Wlk. Racza-Przegibek-Rycerzowa-M. Hora-Rycerka. Ale...
Coś przeczytał Królik i zaproponował spotkanie w BB na jakiś browarek. Jadzia odebrała mnie z dworca. Marek był na badaniach, ale wkrótce dołączył.
Spotkanie okazało się bardzo, ale to bardzo przyjemne. Niemniej chciałem dojść na Salmopol. Odprowadzono mnie (niemal jak króla) na przystanek autobusowy. Po drodze zaliczyłem fotkę z Reksiem.
Stojąc na przystanku podjechał autobus na Salmopol Biały Krzyż. Królik zaproponował cobym wsiadł, "po co masz iść 4 godziny". Oczywiście spojrzałem na niego drwiącym wzrokiem. Autobusem dojechałem na Dębowiec, a potem wagonikiem dostałem się na Szyndzielnię. Upał był straszny. Ludzi trochę się pętało. Nawet jeden rowerzysta mnie mijał.
Schronisko na Szyndzielni otwarte więc tylko stempelek i dalej na Klimczok. Drogi nie będę opisywał bo to prawie ceprostrada. Na Klimczoku w schronisku tylko przez okienko. A wiaterek się jakiś zrobił, i to chłodny. Nic, zacząłem schodzić w kierunku Przełęczy Karkoszczanka. Zapomniałem (bo dawno tędy nie szedłem), że jest jednak dość stromo. Ale spokojnie po godzinie jestem na przełęczy. A ze stoków Klimczoka dość fajne widoki.
Kieruję się do Chaty Wuja Toma. Trzeba się przecież napiwnić.
Po chwili ruszam dalej. A tu wiaterek coraz większy, a i chmurzyska jakieś się pojawiły. Na Kotarzu już spadły pierwsze krople, i to takie wielkie jak pół kciuka. Po chwili już lało. Regularna ulewa. Jeszcze jakieś błyski. Zejście z Kotarza w tym deszczu po śliskiej drodze zaliczam do nie najpiękniejszych. Na szczęście dość szybko zlazłem i do Gazdówki na nocleg. Prysznic. Jedzonko. Piwko. A tu leje i nie chce przestać. Padało całą noc. Rano tylko 9 stopni ... i pada. Prognoza mówi, że koło południa ma przestać. Ale droga na Baranią będzie błotniska. Decyzja jest pozytywna. Wracam. To w końcu ma być przyjemność a nie mordęga. O 9 jedzie autobus do BB. Potem pociągiem przez Katowice do Opola. W Opolu spotkanie z Jasiem przy piweczku i autobusikiem do domku.
Tak to planowanie planowaniem, a pogoda i tak wszystko weryfikuje.
A w ogóle to najpiękniejszym punktem wycieczki było spotkanie z Królikami czyli Jadzię i Markiem.
Coś przeczytał Królik i zaproponował spotkanie w BB na jakiś browarek. Jadzia odebrała mnie z dworca. Marek był na badaniach, ale wkrótce dołączył.
Spotkanie okazało się bardzo, ale to bardzo przyjemne. Niemniej chciałem dojść na Salmopol. Odprowadzono mnie (niemal jak króla) na przystanek autobusowy. Po drodze zaliczyłem fotkę z Reksiem.
Stojąc na przystanku podjechał autobus na Salmopol Biały Krzyż. Królik zaproponował cobym wsiadł, "po co masz iść 4 godziny". Oczywiście spojrzałem na niego drwiącym wzrokiem. Autobusem dojechałem na Dębowiec, a potem wagonikiem dostałem się na Szyndzielnię. Upał był straszny. Ludzi trochę się pętało. Nawet jeden rowerzysta mnie mijał.
Schronisko na Szyndzielni otwarte więc tylko stempelek i dalej na Klimczok. Drogi nie będę opisywał bo to prawie ceprostrada. Na Klimczoku w schronisku tylko przez okienko. A wiaterek się jakiś zrobił, i to chłodny. Nic, zacząłem schodzić w kierunku Przełęczy Karkoszczanka. Zapomniałem (bo dawno tędy nie szedłem), że jest jednak dość stromo. Ale spokojnie po godzinie jestem na przełęczy. A ze stoków Klimczoka dość fajne widoki.
Kieruję się do Chaty Wuja Toma. Trzeba się przecież napiwnić.
Po chwili ruszam dalej. A tu wiaterek coraz większy, a i chmurzyska jakieś się pojawiły. Na Kotarzu już spadły pierwsze krople, i to takie wielkie jak pół kciuka. Po chwili już lało. Regularna ulewa. Jeszcze jakieś błyski. Zejście z Kotarza w tym deszczu po śliskiej drodze zaliczam do nie najpiękniejszych. Na szczęście dość szybko zlazłem i do Gazdówki na nocleg. Prysznic. Jedzonko. Piwko. A tu leje i nie chce przestać. Padało całą noc. Rano tylko 9 stopni ... i pada. Prognoza mówi, że koło południa ma przestać. Ale droga na Baranią będzie błotniska. Decyzja jest pozytywna. Wracam. To w końcu ma być przyjemność a nie mordęga. O 9 jedzie autobus do BB. Potem pociągiem przez Katowice do Opola. W Opolu spotkanie z Jasiem przy piweczku i autobusikiem do domku.
Tak to planowanie planowaniem, a pogoda i tak wszystko weryfikuje.
A w ogóle to najpiękniejszym punktem wycieczki było spotkanie z Królikami czyli Jadzię i Markiem.