Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
„… a ponieważ ze zwątpieniem w duszy niedobrze jest siedzieć w miejscu, ruszył w drogę”
Thomas Mann, Józef i jego bracia
Dziesięć lat na forum, 35 lat w Tatrach, w górach nawet dłużej. A człowiekowi ciągle wydaje się, że nic się nie zmieniło, że jest ciągle tym samym człowiekiem... przynajmniej, dopóki tabletek nie brakuje. Albo kumpla ze studiów nie spotka.
Jeszcze nie skończył się ostatni lipcowy Tyrol, już planuję dwa następne. Sierpień, wrzesień. Marcin jest gotowy na sierpień. Pogromca GSB to właściwy wybór, ale kto jeszcze? Na poważną wyprawę warto zabrać sprawdzony team, z przypadkową osobą nigdy nie wiadomo, czy nie trafi się jakaś gaduła, albo ktoś, kto nie wie, do czego służą raki. Niestety urlopy, terminy, pieniądze… sprawdzone osoby odmawiają, albo coś kręcą. Nawet ta, dla której porzuciłem mięso, nawet ta, dla której chciałem nauczyć się włoskiego. Marcin rekomenduje Ilonę, jak się później okazuje twardą dziewczynę, ale z kontuzją. Kukuczka przestrzegał przed babami w górach… wiedział, gdzie ich miejsce... no cóż zaryzykujemy.
Rezerwuję dwa schroniska po dwie noce. Insbrucker Hütte i Nürnberger Hütte. Wyjazd 19 sierpnia w sobotę. Przed wyjazdem pojawiają się niepokojące prognozy, po ładnym weekendzie ma być paskudnie. Przyspieszamy wyjazd, zamiast soboty piątek. W sobotni ranek docieramy do Gschnitz, pakujemy sprzęt i trochę prowiantu i ruszamy do schroniska. Marcin zostaje z Iloną w tyle, w dwójkę nie powinni się zgubić, chociaż… kto wie. Docieram do schroniska, tutaj słyszę, że miejsc nie ma i pozostaje Notlager. Czekam godzinę, ekipy nie widać. Zostawiam plecak i ruszam aklimatyzacyjnie na pobliską górkę. Kalkwand trochę wyższy niż Rysy. Nazwa nieprzypadkowa, takie dolomitowe górki, w końcu Brenner i włoskie Dolomity na rzut kamieniem. Gdy wracam ekipa dociera do schroniska… ładny Ciechocinek tu się szykuje, chyba zrobili już wszystko na co ich stać.
Wieczorem robi się zimno, w jadalni tłoczno, nie mogę znaleźć sobie miejsca w oczekiwaniu na 22.00. Wreszcie koniec konsumpcji i można zasiedlić podłogę. Dostajemy grube i wygodne materace, za nocleg płacimy po 5 Euro. Nie pamiętam, kiedy wyspałem się w schronisku tak dobrze, w domu zresztą też. W niedzielę przepiękna, bezchmurna pogoda. Uwielbiam takie słońce, chmury, deszcz podcinają mi skrzydła i wpędzają w stany depresyjne. Ruszamy na Habicht (3277). Szlak dobrze oznaczony, idzie sporo ludzi, Ciechocinek zostaje w tyle. Nie zgubią się, gdy się zmęczą, wrócą do schroniska. Relacje, które czytałem, nijak się mają do tego co zastałem na szlaku. Niewielkie pole śnieżne po drodze, trochę żelastwa, w tych warunkach zupełnie niepotrzebne. Może w lipcu lub czerwcu jest to trudniejszy szczyt. W sierpniu to góra dla każdego, 3 godziny do schroniska, następne 3 na szczyt. Początkowo sporo ludzi, ale i miejsca nie brakuje. Z czasem robi się luźniej, po 1,5 godziny przychodzi ekipa. Jeszcze narzekają, że kazałem zabrać raki. Do Marcina dociera dopiero teraz, że jest powyżej 3 tysięcy metrów. Nie wiem, może tylko żartuje. A może to już choroba wysokościowa i gada bez sensu. Humory dopisują, Ilona ciepie żartami. Długie lenistwo, schodzę ostatni po 4 godzinach leżenia. Pusto, coraz piękniej w promieniach popołudniowego słońca. Wieczorem zaczynamy od nalewek. Nie robią wrażenia, dopiero po kilku kieliszkach stawianego przez Marcina wina robi się wesoło. Tak wesoło, że budzimy śpiących Niemców, którzy muszą mnie uciszać. Nie bardzo pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale na potrzeby relacji napiszę, że ciepaliśmy dowcipami. W ogóle dużo „ciepaliśmy” w czasie tego wyjazdu.
Poniedziałek, paskudny ranek, wszystko we mgle, jakaś mżawka. Przeczekamy to? Ale następne dni nie zapowiadają się lepiej. Zejdziemy na dół i zadecydujemy co dalej. Zejście działa na mnie demobilizująco i depresyjnie. Deszcz wzmaga się. Przypominają mi się słowa z filmu Ridleya Scota: „...wszystkie te chwile zaginą w czasie. Jak łzy w deszczu”. Chcę wracać w domu. Czeka tam kot i żona, ktoś z tej dwójki ucieszy się z mojego powrotu.
Na dole popas, sprawdzamy prognozy w różnych częściach Alp i nie tylko. Ilona broni się, chce pojechać gdziekolwiek, ale ja myślę już tylko o fotelu, kawie i kocie na kolanach. Wracamy. W drodze powrotnej rozmowy o podróżach i nie tylko, poznajemy się bliżej, niejedno zaskoczenie. Może jeszcze uda nam się razem coś w Alpach… Ale najpierw rehabilitacja. Niekoniecznie w Ciechocinku.
https://photos.app.goo.gl/HwpSarecc4u8dFaR7
https://photos.app.goo.gl/m5r4PiRLRAyxCRbF7
Thomas Mann, Józef i jego bracia
Dziesięć lat na forum, 35 lat w Tatrach, w górach nawet dłużej. A człowiekowi ciągle wydaje się, że nic się nie zmieniło, że jest ciągle tym samym człowiekiem... przynajmniej, dopóki tabletek nie brakuje. Albo kumpla ze studiów nie spotka.
Jeszcze nie skończył się ostatni lipcowy Tyrol, już planuję dwa następne. Sierpień, wrzesień. Marcin jest gotowy na sierpień. Pogromca GSB to właściwy wybór, ale kto jeszcze? Na poważną wyprawę warto zabrać sprawdzony team, z przypadkową osobą nigdy nie wiadomo, czy nie trafi się jakaś gaduła, albo ktoś, kto nie wie, do czego służą raki. Niestety urlopy, terminy, pieniądze… sprawdzone osoby odmawiają, albo coś kręcą. Nawet ta, dla której porzuciłem mięso, nawet ta, dla której chciałem nauczyć się włoskiego. Marcin rekomenduje Ilonę, jak się później okazuje twardą dziewczynę, ale z kontuzją. Kukuczka przestrzegał przed babami w górach… wiedział, gdzie ich miejsce... no cóż zaryzykujemy.
Rezerwuję dwa schroniska po dwie noce. Insbrucker Hütte i Nürnberger Hütte. Wyjazd 19 sierpnia w sobotę. Przed wyjazdem pojawiają się niepokojące prognozy, po ładnym weekendzie ma być paskudnie. Przyspieszamy wyjazd, zamiast soboty piątek. W sobotni ranek docieramy do Gschnitz, pakujemy sprzęt i trochę prowiantu i ruszamy do schroniska. Marcin zostaje z Iloną w tyle, w dwójkę nie powinni się zgubić, chociaż… kto wie. Docieram do schroniska, tutaj słyszę, że miejsc nie ma i pozostaje Notlager. Czekam godzinę, ekipy nie widać. Zostawiam plecak i ruszam aklimatyzacyjnie na pobliską górkę. Kalkwand trochę wyższy niż Rysy. Nazwa nieprzypadkowa, takie dolomitowe górki, w końcu Brenner i włoskie Dolomity na rzut kamieniem. Gdy wracam ekipa dociera do schroniska… ładny Ciechocinek tu się szykuje, chyba zrobili już wszystko na co ich stać.
Wieczorem robi się zimno, w jadalni tłoczno, nie mogę znaleźć sobie miejsca w oczekiwaniu na 22.00. Wreszcie koniec konsumpcji i można zasiedlić podłogę. Dostajemy grube i wygodne materace, za nocleg płacimy po 5 Euro. Nie pamiętam, kiedy wyspałem się w schronisku tak dobrze, w domu zresztą też. W niedzielę przepiękna, bezchmurna pogoda. Uwielbiam takie słońce, chmury, deszcz podcinają mi skrzydła i wpędzają w stany depresyjne. Ruszamy na Habicht (3277). Szlak dobrze oznaczony, idzie sporo ludzi, Ciechocinek zostaje w tyle. Nie zgubią się, gdy się zmęczą, wrócą do schroniska. Relacje, które czytałem, nijak się mają do tego co zastałem na szlaku. Niewielkie pole śnieżne po drodze, trochę żelastwa, w tych warunkach zupełnie niepotrzebne. Może w lipcu lub czerwcu jest to trudniejszy szczyt. W sierpniu to góra dla każdego, 3 godziny do schroniska, następne 3 na szczyt. Początkowo sporo ludzi, ale i miejsca nie brakuje. Z czasem robi się luźniej, po 1,5 godziny przychodzi ekipa. Jeszcze narzekają, że kazałem zabrać raki. Do Marcina dociera dopiero teraz, że jest powyżej 3 tysięcy metrów. Nie wiem, może tylko żartuje. A może to już choroba wysokościowa i gada bez sensu. Humory dopisują, Ilona ciepie żartami. Długie lenistwo, schodzę ostatni po 4 godzinach leżenia. Pusto, coraz piękniej w promieniach popołudniowego słońca. Wieczorem zaczynamy od nalewek. Nie robią wrażenia, dopiero po kilku kieliszkach stawianego przez Marcina wina robi się wesoło. Tak wesoło, że budzimy śpiących Niemców, którzy muszą mnie uciszać. Nie bardzo pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale na potrzeby relacji napiszę, że ciepaliśmy dowcipami. W ogóle dużo „ciepaliśmy” w czasie tego wyjazdu.
Poniedziałek, paskudny ranek, wszystko we mgle, jakaś mżawka. Przeczekamy to? Ale następne dni nie zapowiadają się lepiej. Zejdziemy na dół i zadecydujemy co dalej. Zejście działa na mnie demobilizująco i depresyjnie. Deszcz wzmaga się. Przypominają mi się słowa z filmu Ridleya Scota: „...wszystkie te chwile zaginą w czasie. Jak łzy w deszczu”. Chcę wracać w domu. Czeka tam kot i żona, ktoś z tej dwójki ucieszy się z mojego powrotu.
Na dole popas, sprawdzamy prognozy w różnych częściach Alp i nie tylko. Ilona broni się, chce pojechać gdziekolwiek, ale ja myślę już tylko o fotelu, kawie i kocie na kolanach. Wracamy. W drodze powrotnej rozmowy o podróżach i nie tylko, poznajemy się bliżej, niejedno zaskoczenie. Może jeszcze uda nam się razem coś w Alpach… Ale najpierw rehabilitacja. Niekoniecznie w Ciechocinku.
https://photos.app.goo.gl/HwpSarecc4u8dFaR7
https://photos.app.goo.gl/m5r4PiRLRAyxCRbF7
Ostatnio zmieniony 26 sierpnia 2019, 23:26 przez zbig9, łącznie zmieniany 4 razy.
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
@@zbig9
Pięknie to napisałeś
jestem tylko połową Ciechocinku
To moja pierwsza trójka z przodu ale na pewno nie ostatnia !
I tu Ci dziękuję Kierowniku za kolejny pierwszy raz w Górach.
W ogóle wyjazd bardzo udany i obfitujący w cudowne widoki nawet we mgle
Co do rekomendacji to w 100% ręcze za Ilone, nawet z kontuzją daje radę
Co by nie mówić to już prawdziwe Góry
a GSB to przy tym tylko długi spacer.
Piękne zdjęcia.
Zbyszek Ilona dziękuję
Pięknie to napisałeś
jestem tylko połową Ciechocinku
To moja pierwsza trójka z przodu ale na pewno nie ostatnia !
I tu Ci dziękuję Kierowniku za kolejny pierwszy raz w Górach.
W ogóle wyjazd bardzo udany i obfitujący w cudowne widoki nawet we mgle
Co do rekomendacji to w 100% ręcze za Ilone, nawet z kontuzją daje radę
Co by nie mówić to już prawdziwe Góry
a GSB to przy tym tylko długi spacer.
Piękne zdjęcia.
Zbyszek Ilona dziękuję
" Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." H. Jackson Brown Jr.
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
MarcinK pisze: ↑26 sierpnia 2019, 21:36@@zbig9
Pięknie to napisałeś
jestem tylko połową Ciechocinku
To moja pierwsza trójka z przodu ale na pewno nie ostatnia !
I tu Ci dziękuję Kierowniku za kolejny pierwszy raz w Górach.
W ogóle wyjazd bardzo udany i obfitujący w cudowne widoki nawet we mgle
Co do rekomendacji to w 100% ręcze za Ilone, nawet z kontuzją dała radę
Co by nie mówić to już prawdziwe Góry
a GSB to przy tym tylko długi spacer.
Piękne zdjęcia.
Zbyszek Ilona dziękuję
" Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." H. Jackson Brown Jr.
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
@zbig9 to ja dociepne swoje dwa grosze Uśmiałam się co niemiara czytając twoją relację, lepiej nie można było tego ująć. Wszystko w punkt: i te raki noszone, żeby plecak lekkością nie grzeszył i to ciepanie żartem, szyderą podszyte no i o Ciechocinku nie zapomniałeś a wyczyn był zaiste turnusowy, bo przebić trasę czasowo dwa razy to nie każdemu kuracjuszowi się udaje Jedynie o czekanie pozującym do zdjęcia zapomniałeś (gdybym potrafiła to wrzuciłabym w tym miejscu tę dumną fotę)
Uśmiałam się na tym wyjeździe ale i uradowałam szczerze, bo noga z naderwanym ścięgnem Achillesa jednak dała radę, choć forma ciechocińska Dziękuję Wam za zaufanie Tobie @MarcinK za rekomendację i towarzystwo na ciechocińskim szlaku, zaś Tobie @zbig9 za organizację, za to że z gadułą wytrzymałeś i za niezapomniane niemieckie recytacje Mam niedosyt, o tak, i to ogromny.... ale w góry się wraca, przecież nie uciekają
Uśmiałam się na tym wyjeździe ale i uradowałam szczerze, bo noga z naderwanym ścięgnem Achillesa jednak dała radę, choć forma ciechocińska Dziękuję Wam za zaufanie Tobie @MarcinK za rekomendację i towarzystwo na ciechocińskim szlaku, zaś Tobie @zbig9 za organizację, za to że z gadułą wytrzymałeś i za niezapomniane niemieckie recytacje Mam niedosyt, o tak, i to ogromny.... ale w góry się wraca, przecież nie uciekają
„Jedno jest ogromnie ważne: nie wystarczy patrzeć, aby widzieć” Antoine do Saint - Exupery
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Interesuje mnie ten rejon, ale już nie w tym roku. Jak długo trwał dojazd, gdzie zostawiliście auto i czy parkowanie było płatne?
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Dojazd... nie pamiętam. Na pewno dłużej niż to mapy google pokazują. Parkowaliśmy bezpłatnie, nie jest to oblegane turystycznie miejsce, więc o bezpłatne miejsce łatwiej. W Alpach jeszcze sporo takich miejsc.
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Aleś się Zbigu rozpisał, całkiem niepodobne do Ciebie . Ale co by nie mówić relacja pierwsza klasa . Zdjęcia zresztą też !!! Bardzo urzekły mnie te bezkresne widoki gór aż po horyzont.
Może i mnie kiedyś przygarniesz w te strony ?
Może i mnie kiedyś przygarniesz w te strony ?
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Na wrzesień to już właściwie mamy komplet (do samochodu). Może w przyszłym roku.
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: Tyrol, Habicht, 17-19.08.2019
Ostatnie zdjęcie, tam właśnie spaliśmy "Gąski". Piękne miejsce i za jedyne 1 euro można całe 30 sekund mieć ciepłą wodę . Jastrząb był łaskawy dla i dla nas. Z Iloną trudno się nudzić . Też planujemy jeszcze odwiedzić te tereny, jest tam parę ciekawych górek do odwiedzenia. Są też ferraty, które zawsze można w wolnym czasie odwiedzić.