W stepie szerokim ... - Kazachstan - maj 2019
: 19 lipca 2019, 0:57
11 - 26 maja 2019 - Kazachstan - W stepie szerokim ...
... i nie tylko w stepie
Pomysł na Kazachstan powstał dość późno. Najpierw załatwiliśmy sobie auto. Nie takie to proste, duże sieciowe wypożyczalnie żądają dużych pieniędzy. Nam chodziło o auto terenowe z napędem na cztery koła. W małej lokalnej wypożyczalni zamówiliśmy Renault Duster, cena była najniższa (~190 PLN za dzień). Kupiliśmy bilety na samolot z Warszawy do Astany. Co ciekawe – bilety kupowaliśmy do Astany, a polecieliśmy do Nur-Sułtan Międzyczasie Kazachowie zmienili nazwę swojej stolicy, nadając jej nazwę na cześć byłego prezydenta.
Z Warszawy wylecieliśmy w nocy, by rano, po 5 godzinach wylądować w stolicy jednego z największych państw świata. Kazachstan jest osiem razy większy od Polski, ale zamieszkuje go połowę mniej mieszkańców niż nasz kraj.
Przechodzimy przez odprawę, dostajemy „karteczkę” z informacją o wjeździe do Kazachstanu – na szczęście jest podwójnie ostemplowana przez straż graniczną. Bez niej i to jeszcze bez dwóch pieczątek są bardzo duże problemy przy wylocie.
Lotnisko jest nowoczesne, ale małe i sprawia wrażenie pustego. Dworzec kolejowy, na który przejechaliśmy przez całe miasto autobusem jest ogromny i nowoczesny, niedawno wybudowany na środku stepu. Szybko rozrastające miasto dopiero „dochodzi” do niego. Na kilkupiętrowym (chyba są 4 piętra) jest mnóstwo obsługi, przy czym naliczyliśmy raptem 6 pasażerów wraz z nami . Wyjaśnieniem może być rozkład jazdy – od godziny 10 do 22 odjeżdżają raptem 4 pociągi.
Zostawiamy bagaże w bezpłatnej przechowalni i wracamy do centrum miasta. Podróżujemy autobusami miejskimi. Przejazd kosztuje 150-500 KZT = 1,5-5 PLN, a bilety kupuje się u biletera w autobusie.
Miasto budowane na środku stepu od 20 lat robi wrażenie – monumentalne budowle, zarówno urzędowe jak i mieszkalne. Wielki, długi na kilometr budynek w którym mieści się większość ministerstw, pałac prezydencki, budynki muzeów, teatrów czy filharmonii – wszystko olbrzymie i przytłaczające swoją monumentalnością.
Cały czas miasto jest rozbudowywane we wszystkich kierunkach.
Wyjeżdżamy windą na wieżę widokową Bajterek (wejście 700 KZT = 7 PLN). Z wysokości 105 metrów widać jeszcze większy rozmach przy planowaniu i budowie miasta.
Megalomania do sześcianu.
Wracamy na dworzec kolejowy. Mamy wykupiony bilet na pociąg do Ałma Aty. Pociąg złożony jest z kilkunastu wagonów objęty, jest całkowitą rezerwacją, a bilety są sprawdzane przed wejściem do wagonu. My mamy wykupione miejsce w wagonie sypialnym – wygodne przedziały z czterema miejscami do spania. W pociągu jest też wagon restauracyjno-barowy, z którego usług z przyjemnością skorzystaliśmy, nawiązując ciekawe znajomości .
Rano dojeżdżamy do Ałma Aty, największego w Kazachstanie, prawie 2 milionowego miasta. Byłej stolicy.
Miasto jest położone u stóp wysokich, dochodzących do 5000 metrów, gór Ałtaju. Odbieramy zamówione w wypożyczalni auto
i jedziemy na zakupy. Najbardziej zależy nam na butlach gazowych, które bez problemu kupujemy w pierwszym sklepie turystycznym (11 PLN). Później jeszcze robimy zakupy spożywcze i możemy ruszać w trasę.
Ceny produktów spożywczych są porównywalne do cen w Polsce. Tu 50 gr więcej, tam mniej. W sumie jest to samo. Sklepiki w małych wioskach są ubogo zaopatrzone, w większych wsiach i miasteczkach wybór produktów jest duży jak w polskich sklepach. Centra handlowe w Astanie czy Ałma Ata mogłyby równie dobrze stać w Polsce, Niemczech czy Ameryce.
Wyjeżdżamy ruchliwą trasą w kierunku wschodnim. Czym dalej od Ałma-Aty tym ruch jest mniejszy, a drogi coraz bardziej dziurawe. Po 200 km dojechaliśmy do miejsca skąd odchodzi droga w kierunku Kanionu Szaryńskiego. Zjazd jest dobrze oznaczony, a dalej przez kilkanaście km jedziemy nowiutką asfaltową drogą. Jeszcze rok temu była tam droga szutrowa. Na końcu znajduje się posterunek straży parkowej, Kanion znajduje się na terenie parku narodowego i aby wejść należy wnieść opłatę (750 KZT za osobę i 200 KZT za auto = 7,5 i 2 PLN).
Kanion Szaryński ciągnie się wzdłuż brzegów rzeki Szarin na długości ponad 80 km. My dojechaliśmy do jego najbardziej znanej części - Doliny Zamków, długiego na 3 km wąwozu z niezwykłymi formacjami skalnymi przekraczającymi 100 m wysokości.
Tego dnia podziwiamy Kanion od góry, obserwując skalne twory w świetle zachodzącego słońca.
Jako że dość mocno wiało – zresztą wiało prawie zawsze , nie rozbijamy namiotu i noc spędzamy w samochodzie, przy wiacie z widokiem na kanion.
Następnego dnia schodzimy jedną z kilku bardzo stromych ścieżek w dół wąwozu. Wokoło otaczają nas niezwykłe potężne skalne baszty. Kanion miejscami zwęża się do kilkunastu metrów, miejscami rozszerza się do kilkudziesięciu metrów.
Po ok. 3 km docieramy do końca – wąwóz rozszerza się i dochodzi do głównego Kanionu Szaryńskiego, którym płynie rwąca rzeka Szaryn. Znajduje się tam „Eco Camp”, obóz z kilkoma szałasami i kilkoma jurtami, gdzie można przenocować.
Wracamy tą samą drogą fotografując skalne cudeńka.
Ruszamy w dalej drogą wzdłuż Kanionu z widokiem na pobliskie pasma górskie. Później przez step, drogą prostą jak od linijki.
Wjeżdżamy w góry. Droga jest coraz gorsza, a mijane wioski wyglądają coraz biedniej.
Wieczorem dojechaliśmy do miejscowości Saty, miejsca wypadowego do zwiedzania Parku Narodowego Jezior Kolsai. Tym razem chcemy spać na kwaterze. Objechaliśmy wioskę i znaleźliśmy ciekawą miejscówkę (4000 KZT od osoby), nocleg w lokalnym, bardzo ładnie urządzonym pensjonacie.
Miejsca noclegowe są opisane „гостиницa” lub „Қонақ”. W Kazachstanie mówi się po kazachsku i rosyjsku. My cały czas porozumiewaliśmy się naszym skromnym rosyjskim, nie było żadnych problemów. Ten język wszyscy znają, a napisy są w cyrylicy w obydwu językach, z tym że litery kazachskie różnią się trochę od rosyjskich.
Rano ruszamy w kierunku jezior Kolasai. Wjazd jest płatny ze względu na teren parku narodowego. Opłaty są standardowe - za dwie osoby i auto na dwa dni ok. 2500 KZT = 25 PLN. Na liście wjeżdżających do parku turyści z całego świata, również z Polski. Jedziemy kilka kilometrów, dobrą asfaltową, ostro pnącą się w górę drogą, aż do dużego, teraz pustego, parkingu. Rozpościera się z niego widok na Dolne Jezioro Kolasai leżące na wysokości 1818 m npm. Jeziora są trzy: Dolne, Środkowe i Górne.
Schodzimy nad jezioro i ścieżką na wysokim brzegu obchodzimy jezioro. Później przez las, wzdłuż strumienia, idziemy do kolejnego jeziora położonego 5 km dalej i 430 m wyżej.
Środkowe jezioro Kolsai jest położone pomiędzy wysokimi, ośnieżonymi górami tworząc wspaniałe widoki.
Ze względu na strefę przygraniczną do górnego jeziora położonego kolejne 5 km dalej na wysokości 2850 m npm można się dostać tylko mając przepustki. My wracamy. W sumie przez cały dzień spotkaliśmy co najwyżej kilku turystów i sześcioosobowy konny oddział wojskowy.
Noc spędziliśmy w aucie na parkingu.
Rano wracamy do Saty. Po drugiej stronie wioski wjeżdżamy gruntową drogę. Teraz przydaje się nam auto z wysokim zawieszeniem, a miejscami i napęd 4x4, szczególnie w czasie ostrych podjazdów i przy przejeździe brodem przez rzeczkę.
Znów dojeżdżamy do szlabanu i wnosimy opłatę (1680 KZT za 2 osoby i auto). Jedziemy dalej, docieramy do miejsca biwakowego, zostawimy auto i po kilkuset metrach dochodzimy do Jeziora Kaindy.
Jezioro leży na wysokości 1867 m npm i powstało w wyniku trzęsienia ziemi na przełomie 1910 i 1911 roku. Osuwisko skał utworzyło naturalną tamę, a dno wąwozu wypełniło się wodą. Rosnące w wąwozie drzewa utworzyły podwodny las.
Z jeziora wystają suche pnie drzew tworząc jedyne w swoim rodzaju widok. Pod wodą, zalane gałęzie pozostały zielone.
c.d.n.
więcej zdjęć https://photos.app.goo.gl/e4frjV27HuYC2LHn8
... i nie tylko w stepie
Pomysł na Kazachstan powstał dość późno. Najpierw załatwiliśmy sobie auto. Nie takie to proste, duże sieciowe wypożyczalnie żądają dużych pieniędzy. Nam chodziło o auto terenowe z napędem na cztery koła. W małej lokalnej wypożyczalni zamówiliśmy Renault Duster, cena była najniższa (~190 PLN za dzień). Kupiliśmy bilety na samolot z Warszawy do Astany. Co ciekawe – bilety kupowaliśmy do Astany, a polecieliśmy do Nur-Sułtan Międzyczasie Kazachowie zmienili nazwę swojej stolicy, nadając jej nazwę na cześć byłego prezydenta.
Z Warszawy wylecieliśmy w nocy, by rano, po 5 godzinach wylądować w stolicy jednego z największych państw świata. Kazachstan jest osiem razy większy od Polski, ale zamieszkuje go połowę mniej mieszkańców niż nasz kraj.
Przechodzimy przez odprawę, dostajemy „karteczkę” z informacją o wjeździe do Kazachstanu – na szczęście jest podwójnie ostemplowana przez straż graniczną. Bez niej i to jeszcze bez dwóch pieczątek są bardzo duże problemy przy wylocie.
Lotnisko jest nowoczesne, ale małe i sprawia wrażenie pustego. Dworzec kolejowy, na który przejechaliśmy przez całe miasto autobusem jest ogromny i nowoczesny, niedawno wybudowany na środku stepu. Szybko rozrastające miasto dopiero „dochodzi” do niego. Na kilkupiętrowym (chyba są 4 piętra) jest mnóstwo obsługi, przy czym naliczyliśmy raptem 6 pasażerów wraz z nami . Wyjaśnieniem może być rozkład jazdy – od godziny 10 do 22 odjeżdżają raptem 4 pociągi.
Zostawiamy bagaże w bezpłatnej przechowalni i wracamy do centrum miasta. Podróżujemy autobusami miejskimi. Przejazd kosztuje 150-500 KZT = 1,5-5 PLN, a bilety kupuje się u biletera w autobusie.
Miasto budowane na środku stepu od 20 lat robi wrażenie – monumentalne budowle, zarówno urzędowe jak i mieszkalne. Wielki, długi na kilometr budynek w którym mieści się większość ministerstw, pałac prezydencki, budynki muzeów, teatrów czy filharmonii – wszystko olbrzymie i przytłaczające swoją monumentalnością.
Cały czas miasto jest rozbudowywane we wszystkich kierunkach.
Wyjeżdżamy windą na wieżę widokową Bajterek (wejście 700 KZT = 7 PLN). Z wysokości 105 metrów widać jeszcze większy rozmach przy planowaniu i budowie miasta.
Megalomania do sześcianu.
Wracamy na dworzec kolejowy. Mamy wykupiony bilet na pociąg do Ałma Aty. Pociąg złożony jest z kilkunastu wagonów objęty, jest całkowitą rezerwacją, a bilety są sprawdzane przed wejściem do wagonu. My mamy wykupione miejsce w wagonie sypialnym – wygodne przedziały z czterema miejscami do spania. W pociągu jest też wagon restauracyjno-barowy, z którego usług z przyjemnością skorzystaliśmy, nawiązując ciekawe znajomości .
Rano dojeżdżamy do Ałma Aty, największego w Kazachstanie, prawie 2 milionowego miasta. Byłej stolicy.
Miasto jest położone u stóp wysokich, dochodzących do 5000 metrów, gór Ałtaju. Odbieramy zamówione w wypożyczalni auto
i jedziemy na zakupy. Najbardziej zależy nam na butlach gazowych, które bez problemu kupujemy w pierwszym sklepie turystycznym (11 PLN). Później jeszcze robimy zakupy spożywcze i możemy ruszać w trasę.
Ceny produktów spożywczych są porównywalne do cen w Polsce. Tu 50 gr więcej, tam mniej. W sumie jest to samo. Sklepiki w małych wioskach są ubogo zaopatrzone, w większych wsiach i miasteczkach wybór produktów jest duży jak w polskich sklepach. Centra handlowe w Astanie czy Ałma Ata mogłyby równie dobrze stać w Polsce, Niemczech czy Ameryce.
Wyjeżdżamy ruchliwą trasą w kierunku wschodnim. Czym dalej od Ałma-Aty tym ruch jest mniejszy, a drogi coraz bardziej dziurawe. Po 200 km dojechaliśmy do miejsca skąd odchodzi droga w kierunku Kanionu Szaryńskiego. Zjazd jest dobrze oznaczony, a dalej przez kilkanaście km jedziemy nowiutką asfaltową drogą. Jeszcze rok temu była tam droga szutrowa. Na końcu znajduje się posterunek straży parkowej, Kanion znajduje się na terenie parku narodowego i aby wejść należy wnieść opłatę (750 KZT za osobę i 200 KZT za auto = 7,5 i 2 PLN).
Kanion Szaryński ciągnie się wzdłuż brzegów rzeki Szarin na długości ponad 80 km. My dojechaliśmy do jego najbardziej znanej części - Doliny Zamków, długiego na 3 km wąwozu z niezwykłymi formacjami skalnymi przekraczającymi 100 m wysokości.
Tego dnia podziwiamy Kanion od góry, obserwując skalne twory w świetle zachodzącego słońca.
Jako że dość mocno wiało – zresztą wiało prawie zawsze , nie rozbijamy namiotu i noc spędzamy w samochodzie, przy wiacie z widokiem na kanion.
Następnego dnia schodzimy jedną z kilku bardzo stromych ścieżek w dół wąwozu. Wokoło otaczają nas niezwykłe potężne skalne baszty. Kanion miejscami zwęża się do kilkunastu metrów, miejscami rozszerza się do kilkudziesięciu metrów.
Po ok. 3 km docieramy do końca – wąwóz rozszerza się i dochodzi do głównego Kanionu Szaryńskiego, którym płynie rwąca rzeka Szaryn. Znajduje się tam „Eco Camp”, obóz z kilkoma szałasami i kilkoma jurtami, gdzie można przenocować.
Wracamy tą samą drogą fotografując skalne cudeńka.
Ruszamy w dalej drogą wzdłuż Kanionu z widokiem na pobliskie pasma górskie. Później przez step, drogą prostą jak od linijki.
Wjeżdżamy w góry. Droga jest coraz gorsza, a mijane wioski wyglądają coraz biedniej.
Wieczorem dojechaliśmy do miejscowości Saty, miejsca wypadowego do zwiedzania Parku Narodowego Jezior Kolsai. Tym razem chcemy spać na kwaterze. Objechaliśmy wioskę i znaleźliśmy ciekawą miejscówkę (4000 KZT od osoby), nocleg w lokalnym, bardzo ładnie urządzonym pensjonacie.
Miejsca noclegowe są opisane „гостиницa” lub „Қонақ”. W Kazachstanie mówi się po kazachsku i rosyjsku. My cały czas porozumiewaliśmy się naszym skromnym rosyjskim, nie było żadnych problemów. Ten język wszyscy znają, a napisy są w cyrylicy w obydwu językach, z tym że litery kazachskie różnią się trochę od rosyjskich.
Rano ruszamy w kierunku jezior Kolasai. Wjazd jest płatny ze względu na teren parku narodowego. Opłaty są standardowe - za dwie osoby i auto na dwa dni ok. 2500 KZT = 25 PLN. Na liście wjeżdżających do parku turyści z całego świata, również z Polski. Jedziemy kilka kilometrów, dobrą asfaltową, ostro pnącą się w górę drogą, aż do dużego, teraz pustego, parkingu. Rozpościera się z niego widok na Dolne Jezioro Kolasai leżące na wysokości 1818 m npm. Jeziora są trzy: Dolne, Środkowe i Górne.
Schodzimy nad jezioro i ścieżką na wysokim brzegu obchodzimy jezioro. Później przez las, wzdłuż strumienia, idziemy do kolejnego jeziora położonego 5 km dalej i 430 m wyżej.
Środkowe jezioro Kolsai jest położone pomiędzy wysokimi, ośnieżonymi górami tworząc wspaniałe widoki.
Ze względu na strefę przygraniczną do górnego jeziora położonego kolejne 5 km dalej na wysokości 2850 m npm można się dostać tylko mając przepustki. My wracamy. W sumie przez cały dzień spotkaliśmy co najwyżej kilku turystów i sześcioosobowy konny oddział wojskowy.
Noc spędziliśmy w aucie na parkingu.
Rano wracamy do Saty. Po drugiej stronie wioski wjeżdżamy gruntową drogę. Teraz przydaje się nam auto z wysokim zawieszeniem, a miejscami i napęd 4x4, szczególnie w czasie ostrych podjazdów i przy przejeździe brodem przez rzeczkę.
Znów dojeżdżamy do szlabanu i wnosimy opłatę (1680 KZT za 2 osoby i auto). Jedziemy dalej, docieramy do miejsca biwakowego, zostawimy auto i po kilkuset metrach dochodzimy do Jeziora Kaindy.
Jezioro leży na wysokości 1867 m npm i powstało w wyniku trzęsienia ziemi na przełomie 1910 i 1911 roku. Osuwisko skał utworzyło naturalną tamę, a dno wąwozu wypełniło się wodą. Rosnące w wąwozie drzewa utworzyły podwodny las.
Z jeziora wystają suche pnie drzew tworząc jedyne w swoim rodzaju widok. Pod wodą, zalane gałęzie pozostały zielone.
c.d.n.
więcej zdjęć https://photos.app.goo.gl/e4frjV27HuYC2LHn8