Strona 1 z 3

W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 09 grudnia 2018, 17:11
autor: adamek
Jedziemy w trójkę – Limonka, Joanka i adamek – na koniec świata :hura: do Nowej Zelandii.

Obrazek

Taką decyzję podjęliśmy w czerwcu. W ciągu trzech miesięcy zebraliśmy informacje o tym dalekim kraju, kupiliśmy bilety na samolot, wypożyczyliśmy auto. Początkowo mieliśmy jechać już we wrześniu, ale ze względu na porę roku – tam była wtedy dopiero wczesna wiosna – przesunęliśmy wyjazd o miesiąc. Miało być cieplej i w ogóle ładniej :) .

Z Krakowa przez Dubaj w ciągu 27 godzin we wnętrzu olbrzyma docieramy do Auckland na Wyspie Północnej.

Obrazek

Zelandczycy mają bardzo rygorystyczne przepisy wjazdowe. My nie potrzebujemy wizy, więc po minucie przechodzimy kontrolę paszportową, dalej będzie ciężej. Nowa Zelandia jest odseparowana od innych lądów i dlatego posiada szczególny ekosystem (zresztą już częściowo zniszczony przez ludzi, o tym później), który Zelandczycy bardzo chronią. Nie wolno przywozić tutaj żadnego świeżego jedzenia, nic co ma w sobie miód, niektórych rodzajów herbaty, żadnych piór itd. Sprawdzane jest bardzo szczegółowo wyposażenie turystyczne - buty, kijki, namioty - czy nie są brudne i przez to możliwe jest przewiezienie ziemi z innych stron świata. Nam sprawdzili czy mamy czyste buty górskie i wzięli do sprawdzenia nasze namioty (nawet nowy, jeszcze z metkami :) ). Kwadrans czekania i oddali namioty. Musieli je bardzo dokładnie sprawdzać - namioty były wywrócone na drugą stronę.

Odbieramy zamówiony samochód - Toyotę Corollę, robimy zakupy i ruszamy w Nową Zelandię.

dzień 1 - poniedziałek
Na początek jedziemy na południe. Dojeżdżamy zgodnie z wcześniejszymi założeniami do Mokau i rozbijamy namioty na campingu leżącym przy samej plaży.

dzień 2 - wtorek
Jedziemy w stronę wulkanu Mount Taranaki. Ta piękna, cała w śniegu, góra wznosi się na wysokość 2518m i jest prawie idealnym stożkiem wulkanicznym. Nie mamy w planie zdobywania szczytu, zresztą o tej porze roku jest tam dużo śniegu, który przeważnie utrzymuje się na szczycie przez cały rok.
Naszym planem jest dotarcie na miejsce widokowe na ok.1100m, do jeziorek przy szlaku Pouakai. Szlak zaczyna się wejściem do lasu, co jest jednoznaczne z wejściem do Egmont National Park. Park (Egmont to inna nazwa Mt.Taranaka) wyznaczono w odległości 6 mil od wierzchołka i ma idealnie kolisty kształt, co jest doskonale widoczne na zdjęciach satelitarnych.
Wszystkie lasy na N.Zelandii wyglądają trochę jak z bajki. Drzewa liściaste z powykręcanymi konarami i obwieszone mchem. Do tego wielkie paprocie, osiągające nawet kilka metrów wysokości i zdarzające się palmy. Wszystko jak w Jurassic Park. Drzew iglastych jest dużo mniej.

Obrazek

Obrazek

Na wysokości 1000m las się kończy przechodząc w niższe zarośla. Mijamy Pouakaki Hut, jedną z kilku chatek w Parku, dochodzimy do jeziorek i ... rozczarowanie. Góra jest w chmurach.

Obrazek

Cała góra nie odsłoniła się, chociaż długo czekaliśmy w chłodnym wietrze. Zobaczyliśmy tylko część góry.

Obrazek

Taranaki w całej okazałości widzieliśmy dopiero z dołu, spiesząc się na następne miejsce.

Obrazek

W miejscowości Tongaporutu na plaży można zobaczyć ciekawe formacje skalne.

Obrazek

Warunkiem aby móc wejść na plażę i pod same skały jest pora odpływu. Na plażę dotarliśmy trochę późno i nie mogliśmy już podejść - woda odcięła nam przejście - do skały w kształcie słonia.
Żal słonia ;) może w drodze powrotnej udałoby się – zobaczymy jak się ułoży.

Obrazek

Ale inne formacje skalne z najbardziej znanymi Trzema Siostrami prezentowały się równie wspaniale, szczególnie że zaczynał się zachód słońca.

Obrazek

Noc spędzamy ponownie na campingu w Mokau.

dzień 3 - środa
Rano wcześniej wstajemy (tak naprawdę standardem była godzina 6:30 - na urlopie wstawać tak wcześnie, za jakie grzechy :) ). Musimy pokonać ponad 200 km przez góry w drodze do Tongariro. To najstarszy park narodowy w NZ i jeden z najstarszych na świecie. Został wpisany na listę UNESCO.
Za późno wyjechaliśmy, za długo jechaliśmy, w sumie jak dojechaliśmy do National Park Village było już trochę późno na zaplanowaną trasę, a i pogoda popsuła się. Nisko zawisły ciemne chmury, z których co jakiś czas trochę kapało. Wybraliśmy trasą rezerwową – do jezior Tama. Najpierw oglądamy wodospad Tawhei, a później z turystycznej, pełnej hoteli miejscowości Whakapapa ruszamy na szlak Taranaki Falls, który najpierw przez równinę porośniętą niską roślinnością, a później lasem w dolinie rzeki prowadzi do 20 m wodospadu Taranaki.

Obrazek

Po wyjściu z doliny szlak, bez żadnych trudności i większych wzniesień, prowadzi w kierunku Dolnego Jeziora Tama.

Obrazek

Dalej jest spore podejście, które prowadzi do Górnego Jeziora.

Obrazek

Oba jeziora powstały w dolinach odciętych przez lawę spływającą z okolicznych, ponad dwutysięcznych wulkanów Mount Ruapehu i Mount Ngauruhoe. I te góry powinniśmy podziwiać w czasie wędrówki.

Obrazek

Niestety niskie chmury przysłoniły szczyty i dopiero na samym końcu wędrówki zobaczyliśmy Mount Ruapehu w całej okazałości.

Obrazek

Po zejściu w dół, w ciemnościach przejechaliśmy do Wellington, skąd o pierwszej w nocy odpływał nasz prom na wyspę południową.

dzień 4 - czwartek
Dopłynęliśmy po czterogodzinnym rejsie, który cały przespaliśmy (rejs był w nocy, w godz. 2-6), do Picton. Uciekaliśmy na południe przed frontem deszczowym. Przez cały dzień raz padało, raz świeciło słońce, na północy było gorzej. Na południu miało być lepiej, a plan dnia przewidywał przeważnie jazdę więc pogoda nie miała, aż tak wielkiego znaczenia.
W rejonie miasta Kaikoura jest obszar gdzie można obserwować wiele zwierząt morskich w tym foki, a właściwie kotiki nowozelandzkie.

Obrazek

Opanowały one skalisty półwysep i wylegiwały się na skałach nie przejmując się obserwującymi ich ludźmi.

Obrazek

Obrazek

Ale jak podeszło się do nich za blisko to potrafiły być agresywne i atakowały ludzi.
Wychodziły nawet na parking, nic nie robiąc sobie z przejeżdżających aut.

Obrazek

Oprócz kotików jest to ulubione miejsce morskich ptaków, których wielkie kolonie żyją na plażach i skałach półwyspu.

Obrazek

Na noc rozbiliśmy się w Winchester koło Temuka na bezpłatnym miejskim parkingu.

Obrazek

W Nowej Zelandii można spędzać noc tylko w wyznaczonych miejscach, spanie na dziko jest zakazane. Dotyczy to zarówno namiotów jak i camperów. Ale w NZ jest bardzo duża ilość campingów różnego rodzaju. Na części z nich można nocować w samochodach, na części tylko w camperach z własnymi toaletami. Dużo jest też tych dla turystów z namiotami, nie ma problemów ze znalezieniem jakiegoś campingu na nocleg. Część campingów bywa bezobsługow, najczęściej tylko z WC – trzeba wypełnić druczek, do woreczka włożyć kasę i wrzucić do skrzyneczki. Ceny w zależności od standardu i miejsca mogą się sporo różnić. Od bezpłatnych, przez te za kilka dolarów (~20 PLN), po droższe z pełną infrastrukturą – prysznicami i kuchnią, od 15 $NZ do nawet 30 $NZ. My maksymalnie płaciliśmy 24 dolary (60 PLN), ale najczęściej było to 10-20 $NZ (25-50 PLN).

dzień 5 – piątek
Budzimy się rano, a tu … pada, przez prawie całą noc padało. Nie ma sensu składać mokrych namiotów i jechać w deszczu. Czekamy prawie do południa. Przestało lać, a silny wiatr bardzo szybko wysuszył namioty. Zaplanowaliśmy dalszą trasę, trochę zmienioną w stosunku do pierwotnych założeń, ale bardziej dostosowaną do panującej pogody.

Jedziemy do Oamaru. Ładne miasteczko z zabudową w stylu kolonialnym.

Obrazek

Obrazek

Na pobliskiej plaży powinny być pingwiny. Może i były, ale właśnie z tego powodu plażę zamyka się popołudniu – to tutaj częsta praktyka. Zadowoliliśmy się jedynie widokiem z góry na plażę zalewaną przez duże fale.

Obrazek

Kawałek dalej na południe, w pobliżu miejscowości Moeraki, jest słynna plaża Koehoke.

Obrazek

Na plaży częściowo w piasku, częściowo zalewane przez fale oceanu znajdują się kuliste kamienie tzw. Głazy Moeraki . Fachowo - są to konkrecje czyli minerały powstałe wskutek stopniowego narastania minerałów wokół jakiegoś obiektu w skale.

Obrazek

Obrazek

Kule na plaży, różnej wielkości od 0,5 metra do nawet 2-2,5 metrów średnicy. Niektóre już popękane od panujących warunków i rozsypujące się. Niektóre jeszcze nie do końca wytworzone, powoli uwalniające się z nadbrzeżnego mułowego klifu.

Obrazek

Oczywiście na plaży obowiązkowo musiały być tłumy skośnookich, wciąż wchodzących w kadr fotek.

Nadchodzi wieczór, prognozy na następny dzień są dobre. Rozpogadza się i możemy oglądać ładne widoczki.

Obrazek

Pora na góry. Jedziemy w głąb wyspy, na wskazany w informacji turystycznej w Oamaru, camping w Duntroon na boisku piłkarskim :) .

Obrazek

Jest zimno, w górach podobno spadł śnieg, na szczęście już nie pada.

dzień 6 – sobota
Rano mamy przepiękną pogodę, słońce i niebo bez chmur. Jedynie temperatura trochę niska – są 2 stopnie poniżej zera. Mokre z wieczora namioty teraz zamarzły. To była najniższa temperatura w czasie całego wyjazdu.
Najpierw odwiedzamy miejsce gdzie bywał Aslan.

Obrazek

To tu w Elephant Rocks pośród zwietrzałych formacji skalnych wysokości do 10 metrów obozowała armia Aslana z Narnii :)

Obrazek

Dalsza droga przybliża nas coraz bardziej do gór.

Obrazek

Ciąg dalszy nastąpi ...

więcej fotek:
https://photos.app.goo.gl/whXuJy7h5iwGNdMu9

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 09 grudnia 2018, 17:24
autor: Limonka
Asiu, Adamie - już Wam kiedyś mówiłam, że jak na koniec świata - to tylko z Wami :-) - i tam też trafiliśmy :-)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 09 grudnia 2018, 18:28
autor: adamek
Trochę fotek z nami :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

:)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 09 grudnia 2018, 18:53
autor: Han-Ka
W sierpniu podróżowałam po Islandii, korzystając z Waszej relacji i częściowo po Waszych śladach. A teraz z przyjemnością odświeżę sobie wspomnienia z moich nowozelandzkich wakacji, śledząc Wasze wojaże. Już w pierwszym odcinku odwiedziliście kilka zapamiętanych miejsc. Myślę, że będzie ich więcej.
Czekam na dalszy ciąg i dużo pięknych zdjęć :) .

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 09 grudnia 2018, 19:45
autor: dani
ależ Wam zazdroszczę tej podróży...czekam na jeszcze...

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 10 grudnia 2018, 9:48
autor: Barbórka
no już myślałam, że Was tam nie było ;) ale na szczęście pojawiły się fotki i z Wami...
brzmi to jak wyjazd życia, więc czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 10 grudnia 2018, 18:45
autor: Atria
super :brawo:

zawsze mi się wydaje - ze zdjęć, że to najładniejszy kraj świata :)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 10 grudnia 2018, 20:37
autor: ania.
Zachwycająco pięknie. Aż mi dech zaparło od tych widoków. :shock:

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 11 grudnia 2018, 15:31
autor: Kovik
To w takim razie czekam na ciąg dalszy...

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 11 grudnia 2018, 19:25
autor: zbig9
:shock: Ciekawe, co też się Wam w głowach lęgnie na rok 2019 ?

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 14 grudnia 2018, 1:11
autor: adamek
część II

dzień 6 – sobota c.d.
Dalsza droga przybliża nas coraz bardziej do gór. Stajemy co chwilę i focimy – widoki pokrytych śniegiem szczytów są cudne, szczególnie przy tak ładnej pogodzie.

Obrazek

Obrazek

W okolicy Omarama znajdują się nieziemskie formacje składające się ze żwiru i mułu Clay Cliffs – niestety nie udało nam się ich zobaczyć. W tym czasie kręcony był tam film i pomimo prób, strażniczki nie udało się przekonać aby nas wpuściła.

Nim dojedziemy w sam środek tych gór zbaczamy trochę i jedziemy do Lake Tekapo, małej miejscowości na południowym skraju jeziora o tej samej nazwie. To tam znajduje się jedno z najbardziej fotografowanych miejsc w Zelandii – kościółek Dobrego Pasterza. Kamienna budowla wśród kwitnących łubinów, wybudowana nad brzegiem jeziora z widokiem na ośnieżone szczyty gór. Piękne miejsce. Niestety łubiny jeszcze nie kwitły, a tłumy turystów szczególnie azjatyckich, psuły widoki.

Obrazek

Wzdłuż jeziora Pukaki jedziemy w rejon gór z najwyższym, wysokim na 3724 m, szczytem w Nowej Zelandii – Aoraki/Mount Cook. Używa się obecnie podwójnego nazewnictwa, maoryskiego i angielskiego.

Obrazek

Obrazek

Tego dnia starczyło nam czasu na dotarcie do lodowca Tasmana. Lodowiec ten tak jak i wszystkie pozostałe lodowce w NZ bardzo szybko topią się i cofają się. Teraz można go oglądać z daleka, z drugiej strony lodowcowego jeziora Tasmana, którego jeszcze 45 lat temu nie było, a teraz ma ponad 7 km długości.

Obrazek

Widoki super. Pływające góry lodowe oderwane z lodowca, piękny odcień jeziora, góry i słońce – to prosty przepis na piękne widoki od których nie można oderwać wzroku.

Obrazek

Obrazek

Tej nocy mieliśmy spać na przyparkigowym campingu, ale po wcześniejszych opadach śniegu cały teren zmienił się w błotne grzęzawisko pokryte mokrym śniegiem. Zrezygnowaliśmy z campingu i tą noc spędziliśmy w pobliskim schronisku młodzieżowym.

dzień 7 – niedziela
Z samego rana wyruszamy w kierunku Hooker Lake. Szlak prowadzi doliną otoczoną przez ośnieżone, wysokie, dochodzące do 3 tys. m pasma górskie.

Obrazek

Początkowo chmury w większości zakrywały szczyty, ale po kilku kilometrach już w pełnym blasku słońca ukazały się już bez chmur te najwyższe.

Obrazek

Jezioro Hooker powstało z topniejącego lodowca Hookera, spływającego z najwyższego szczytu, Mt.Cooka. Znad jeziora są najlepsze widoki na tą górę.

Obrazek

Jakby jeszcze można było tam wejść ;) Góra jest trudna technicznie, lodowiec z wieloma szczelinami, a do tego nie ta pora roku - pozostaje nam podziwiać ją z dołu.

Obrazek

Na koniec udajemy się do punktu widokowego Kea Point.

Obrazek

Obrazek

Próbujemy ponownie dostać się do Omarama Clay Cliffs, ale niestety Spielberg nadal kręcił tam film. Niestety nie będzie nam dane zobaczyć tego ciekawego miejsca.

Przez góry docieramy do Wanaka, gdzie spędziliśmy noc na campingu. Jest to popularny ośrodek turystyczny nad jeziorem o tej samej nazwie. Wśród ciekawych miejsc w mieście i okolicach najpopularniejszym jest „samotne drzewo jeziora Wanaka”.

Obrazek

To jedno z najbardziej fotografowanych miejsc w Nowej Zelandii, a na pewno najczęściej fotografowane drzewo, które rośnie na jeziorze kilkanaście metrów od brzegu.

Obrazek

Rano, wieczorem, w nocy, zawsze w pobliżu można spotkać jakiegoś fotografa. I my nie mogliśmy odpuścić sobie tej przyjemności - obfotografowaliśmy drzewo i wieczorem i w ciągu dnia.


dzień 8 – poniedziałek
Z samego rana zjawiamy się w informacji turystycznej. Chcemy załatwić bilety na rejs po fiordzie na dzień następny. Niestety brak miejsc :( Przy pomocy bardzo miłej pani (w NZ obsługa w takich punktach jest bardzo pomocna i tylko raz się nam zdarzyło że nie byli w stanie nam pomóc) udało się znaleźć wolne miejsca na statek za dwa dni. Dodatkowo załatwiamy sobie wejściówki do jaskini i na prom na Wyspę Północną. Jesteśmy elastyczni, zmieniamy trochę plany i zostajemy na jeszcze jeden dzień w Wanaka.
Na około jest wiele gór i tras wędrówkowych. Najpopularniejszy szlak na Roys Peak jest zamknięty. Wybieramy inny, na Isthmus Peak, 1385 metrową górę położoną pomiędzy jeziorami Hawea i Wanaka. Startuje się od jeziora Hawea. Początkowo ten 8 km szlak prowadzi w lesie, później wraz z nabieraniem wysokości zanikają drzewa a wokół rośnie jedynie żółta trawa – tussock.

Obrazek

Szlak jest łatwy, przejście tam i z powrotem zajęło nam ok. 6 godz., i wiedzie zygzakowatą drogą. Ale różnica wysokości do pokonania jest spora i wynosi 1000 m. Wszystkie trudy wynagradzają widoki na szczycie. Początkowo, w czasie wchodzenia widać tylko jezioro Hawea i góry leżące za nim.

Obrazek

Dopiero wyjście na grań, a szczególnie dotarcie na sam szczyt umożliwia obserwację leżącego po drugiej stronie jeziora Wanaka i dużej ilości szczytów różnych pasm górskich.

Obrazek

dzień 9 – wtorek
Wyruszamy wcześniej, mamy do pokonania spory kawałek drogi przez góry. Zatrzymujemy się jedynie w uroczej miejscowości Cardrona, gdzie zachowało się kilka budynków z okresu gorączki złota z XIX wieku. Do istniejących dobudowano inne budynki w stylu tamtego okresu. Można zobaczyć tam słynny hotel, kościółek, budynek poczty czy szkoły.

Obrazek

Obrazek

Jedziemy do Te Anau. Mamy tam wykupiony rejs po jeziorze Te Anau i zwiedzanie jaskini Te Anau Glowworm Caves.
Statkiem przepływany na drugi koniec tego jeziora i docieramy do przystani. Całość jest sprawnie zorganizowana pod turystów. Zwiedzamy jaskinię wyrzeźbioną przez przepływającą przez nią rzekę, która utworzyła kręte korytarze i wodospady. Na końcu udostępnionej trasy jest jezioro, po którym odbywają się przejażdżki na łodziach. W czasie tego rejsu wygaszane są wszystkie światła i wtedy 200 m pod ziemią powinno być zupełnie ciemno, ale na ścianach jaskini były tysiące robaczków świecących w ciemnościach. Było jasno – na tyle że można by było przeczytać większy tytuł w gazecie.
Tak naprawdę to świecą larwy owadów, które wytwarzają delikatne niebieskie światło wabiące inne owady i łapiące je na lepką nić. Dorosły osobnik nie ma ust, nic nie je, dlatego żyje krótko (2-3 dni, larwa kilka miesięcy), tylko tyle by móc znieść nowe jajeczka.
Niestety w całej jaskinie jest zakaz fotografowania i filmowania.
Mamy nadzieję, że może uda się jeszcze gdzieś zobaczyć takie jaskinie. A jest ich kilka na terenie Nowej Zelandii.

Obrazek

Po powrocie z rejsu wyruszamy na północ drogą w dolinie. Szukaliśmy miejsca na nocleg. Wzdłuż drogi znajduje się kilka bezobsługowych campingów i na jednym z nich rozbijamy się na nocleg. Przed nocą przyjechali strażnicy parkowi i sprawdzali czy opłaciliśmy nocleg. Należało wypełnić mały druczek i wraz z pieniędzmi (13 $NZ) wrzucić do skrzynki.

dzień 10 – środa
Ruszamy wcześnie rano. Musimy dojechać przez góry nad morze do Fiordu Milorda.

Obrazek

Pionowe skały schodzą wprost do wody. Jedynie na końcu fiordu znajduje się niewielki płaski teren, na którym mieści się przystań dla statków, niewielki pas startowy dla małych samolotów i spory parking. Nie ma tam miejsc noclegowych, dlatego my spaliśmy 50 km dalej.
Wypływamy na stateczku na fiord. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza, nisko wiszące chmury przysłaniają szczyty gór. Skalne ściany wyrastają z wód fiordu, pną się ostro ku górze i znikają w chmurach.

Obrazek

Ze ścian fiordu spływają liczne wodospady. Pod jeden z takich wodospadów podpłynął nasz statek. Załoga wystawiła przy burcie puste szklanki a nasz statek podpłynął pod jeden z takich wodospadów. Szklanki zostały napełnione czystą, zimną wodą. Niestety nie wszyscy, w tym i ja :) zdążyli uciec i trochę się przemoczyli.

Obrazek

Statek podpływał do ciekawych miejsc – zatoczki w której pływały delfiny, wodospadów, skał o ciekawych kształtach, wylegujących się na skałach fok i miejsc gdzie przypływają pingwiny – tym razem ich nie było :( .

Obrazek

Zatrzymujemy się na przystani, gdzie można obejrzeć podwodne życie w podmorskim tunelu na dnie fiordu.
Na przystani przebieramy się i przesiadamy się do kajaków. Popływaliśmy po fiordzie.

Obrazek

Obrazek

Chcieliśmy dłużej, ale trzeba było ruszać dalej.
Po zakończeniu rejsu wracamy z powrotem przez góry drogą, którą przyjechaliśmy – to jedyna droga dostępu w to miejsce, oprócz drogi morskiej.
Po drodze podziwiamy papugi kea. Te zielonkawe nachalne ptaki wpychają się do samochodów, zaglądają do bagaży, kradną co popadnie. Trzeba się pilnować. Ich popisy można długo obserwować.

Obrazek

Pędzimy dalej. Wieczorem udało się nam dojechać do Queenstown, gdzie spędziliśmy noc na jednym z campingów.

dzień 11 – czwartek
Aby dojechać na zachodnie wybrzeże trzeba przejechać przez góry, które ciągną się wzdłuż całej południowej wyspy, z północy na południe. Przejeżdżamy jednym z trzech takich dróg - z Wanaka do Haast. Najpierw wzdłuż jeziora Hawea, później wzdłuż jeziora Wanaka. Dalsza kręta droga prowadzi przez zalesione góry z wieloma wodospadami i punktami widokowymi.

Obrazek

Obrazek

Później, częściowo wzdłuż oceanu dojeżdżamy do Fox Glacier. Nazwa miejscowości pochodzi od pobliskiego lodowca. Z parkingu podchodzimy ok. 1,5 km do punktu widokowego na czoło lodowca. Jeszcze 20 lat temu lodowiec kończył się kilometr dalej, a 50 lat temu parking był pod lodem.

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów za miasteczkiem leży jezioro Matherson. Urocze jezioro leży w lesie, a wokoło poprowadzony jest widokowy ze szlak. Szczególnie znane i często fotografowane jest miejsce z widokiem na pobliskie góry.
Ścieżka wokół jeziora jest urokliwa, niestety jak dotarliśmy do miejsca gdzie fotografuje się góry nie było ich – zakryte były chmurami. Szkoda. Musieliśmy się zadowolić chmurami i ich odbiciami w wodach jeziora.

Obrazek

Kończąc spacer, okazało się że chmury rozwiały się. Wróciliśmy ponownie na najlepsze miejsce. Warto było :) .

Obrazek

Już przy parkingu, w promieniach zachodzącego słońca można było podziwiać panoramę gór.

Obrazek

Noc spędziliśmy na campingu w Fox Glacier.

dzień 12 – piątek
Rano, znów nie było widać gór. Nisko wiszące chmury wszystko zakrywały – pewnie nie uda się zobaczyć następnego lodowca :( . 20 km od Fox Glacier leży lodowiec Franz Jozef. Ruszamy z parkingu w delikatnym deszczu, ale czym bliżej lodowca (który jest oddalony o 2,5 km od parkingu) tym ładniejsza była pogoda.

Obrazek

Obrazek

Czoło tego lodowca tak jak i pozostałych bardzo cofnęło się – cała ta dolina w XIX wieku przykryta była grubą warstwą lodu.

Obrazek

Zostawiamy już góry i ruszamy w dalszą drogę drogą wzdłuż oceanu.

Obrazek

Ciąg dalszy nastąpi ...

więcej fotek:
https://photos.app.goo.gl/SLAuK1fVM7NFTGRF8

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 14 grudnia 2018, 1:13
autor: adamek
Trochę fotek z nami :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 14 grudnia 2018, 10:11
autor: Grochu
zbig9 pisze:
11 grudnia 2018, 19:25
:shock: Ciekawe, co też się Wam w głowach lęgnie na rok 2019 ?
Podobno Księżyc ;)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 14 grudnia 2018, 10:45
autor: adamek
Grochu pisze:
14 grudnia 2018, 10:11
zbig9 pisze:
11 grudnia 2018, 19:25
:shock: Ciekawe, co też się Wam w głowach lęgnie na rok 2019 ?
Podobno Księżyc ;)
Wiadomo już dokładniej - to ma być ciemna strona księżyca :)

Chociaż mamy problem do rozstrzygnięcia - czy ta druga strona istnieje.
Tak jak nie jesteśmy pewni w 100%, czy byliśmy w Nowej Zelandii, bo podobno Australia nie istnieje i NZ też.
A to że gdzieś byliśmy i fotki robiliśmy to jest tylko symulacja komputerowa NASA.
Tu jest to wszystko opisane
https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/a ... sa/nryge9h

:)

Re: W kraju kiwi - Nowa Zelandia październik 2018

: 14 grudnia 2018, 11:23
autor: milfen
adamek pisze:
14 grudnia 2018, 10:45

Tak jak nie jesteśmy pewni w 100%, czy byliśmy w Nowej Zelandii, bo podobno Australia nie istnieje i NZ też.
A to że gdzieś byliśmy i fotki robiliśmy to jest tylko symulacja komputerowa NASA.
Tak też myślałem, bo zdjęcia tak bajkowe, że musiały być symulacją ;)
Poza tym nie wytrzymalibyście tyle dni do góry nogami ;)