GSB
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
GSB
Zaczynam od podróży, bo to i daleko i dojazd różnymi i w dodatku nie swoimi środkami komunikacji.
Wtorek 12 czerwca godz 18.45 wychodzę z domu, kieruję się na wschód około 700m do przystanku PKS. około 19 podjeżdża apodus do Opola, wsiadam, bilecik za 7 zeta i po około 45 minutach ląduję na dworcu PKS w Opolu. Pierwsze kroki kieruję do bankomatu, potem do kanjpy pt. "W DECHĘ" gdzie spotykam mojego współgrajka, raczymy się piweczkiem tak do 22 i wyruszam (po czułym pożegnaniu) na dworzec PKP, skąd mam pociąg do Katowic. Pociąg przyjeżdża z 15 minutowyn opóźnieniem, ale w Katowicach jestem na tyle wcześnie, że spokojnie kieruję się na dworzec PKS. Tam czekam do godz. 1.00 i podjeżdża NEOBUS, którym mam jechać do Zagórza. Kolejne drobne wydane. Wsiadam i ... zasypiam. Budzę się parę razy na kilka minut, a na dobre w Rzeszowie. W Zagórzu jesteśmy o czasie. Teraz kolejna przesiadka na ostatni już autobus do Ustrzyk Górnych. Przyjeżdża planowo. Po 2 godzinach jestem w Ustrzykach Górnych. Wędruję szybko w kierunku Wołosatego, bo tu rzadko jeździ komunikacja zorganizowana, ale próbuję coć "złapać" za trzecim razem się udaje i podjeżdżam do Wołosatego. W Wołosatym krajobraz jak po bitwie, wczoraj przeszła nawałnica z gradem i potężną wichurą. Jest pochmurno, ale ciepło. Ruszam w kierunku Przełęczy Bukowskie. Najpierw asfalt, potem asfalt coraz gorszy (dla aut), wreszczie droga szutrowa. Po 2 godzinach dochodzę do Przełęczy.
Po śniadanku (a jest już południe) ruszam w kierunku Halicza. Pogoda taka, że tylko iść, widoki takie sobie, pochmurno... i widać jak gdzieś daleko na Ukrainie leje.
Krótki postój na Haliczu.
I dalej w drogę trawersem w kierunku Przełęczy Goprowskiej. Zaczyna pokrapywać, potem przestaje, nagle patrzę w kierunku południowo-wschodnim, a tam ... ściana wody zbliża się w moim kierunku. Elektronika w plecak, kurtka na grzbiet, kondon na plecak i wio w kierunku wiaty.
Ulewa szybko mija. Ale błoto zostaje. Zaczynają się schody tarnicowe, qrde, ta Tarnica jest oschodowana z każdej strony, na szczyt do skupiska krzyży są też schody, a od przełęcy w kierunku Szerokiego Wierchu również, Idzie się nawet nieźle, ale.. szerokość między schodami jest nierówna *teren( więc czasami trzeba zrobić dwa kroki do następnego schodka.
Lekka sjesta na przełęczy, szczyt Tarnicy odpuszczam (GSB nie idzie przez szczyt) i kieruję się na Szeroki Wierch i dalej do Ustrzyk. Zrobiło się okno pogodowe, więc kilka fotek w kierunku Tarnicy i Wołosatego.
.
Błoto, ślisko, trzeba uważać, czasami pokrapuje, ale po ustalonym czasie docieram do Ustrzyk. Organizuję nocleg w pierwszej napotkanej możliwości. Prysznic i na jakiś spóźniony obiad.
Wracając z "mokrej kolacji" łapie mnie kolejna fala deszczu, która trwa do rana, rano jeszcze nieźle kropi. Prognoza w telefonie też nie jest zachęcająca, więc podobnie: wszystko zabezpieczone do plecaka i krokiem żwawym na Caryńską. Powoli w deszczu zdobywam, mijam, schodzę do Brzegów. Tu pobieranie opłat działa (w Ustrzykach zamknięte na głucho), a ja dalej na Wetlińską. Wchodzę po 2 godzinach, znowu trochę schodów, ale tym razem przydatne, ze względu na błoto podeszczowe. Herbata w Chatce Puchatka. Jakby przestawało padać. Ale aparat dopiero wyciągam na Przełęczy Orłowicza. Kruka nie dokarmiałem, ale inni tak (o dziwo było paru takich samych durniów)
Smerek znowu w chmurach, przy schodzeniu znowu deszcz. Dochodzę potwornie wykończony do mety dnia dzisiejszego czyli miejscowości Smerek. Obiadek, zupka chmielowa, prysznic i wyrko. Jutro Okrąglik. Zobaczymy.
cdn...
Wtorek 12 czerwca godz 18.45 wychodzę z domu, kieruję się na wschód około 700m do przystanku PKS. około 19 podjeżdża apodus do Opola, wsiadam, bilecik za 7 zeta i po około 45 minutach ląduję na dworcu PKS w Opolu. Pierwsze kroki kieruję do bankomatu, potem do kanjpy pt. "W DECHĘ" gdzie spotykam mojego współgrajka, raczymy się piweczkiem tak do 22 i wyruszam (po czułym pożegnaniu) na dworzec PKP, skąd mam pociąg do Katowic. Pociąg przyjeżdża z 15 minutowyn opóźnieniem, ale w Katowicach jestem na tyle wcześnie, że spokojnie kieruję się na dworzec PKS. Tam czekam do godz. 1.00 i podjeżdża NEOBUS, którym mam jechać do Zagórza. Kolejne drobne wydane. Wsiadam i ... zasypiam. Budzę się parę razy na kilka minut, a na dobre w Rzeszowie. W Zagórzu jesteśmy o czasie. Teraz kolejna przesiadka na ostatni już autobus do Ustrzyk Górnych. Przyjeżdża planowo. Po 2 godzinach jestem w Ustrzykach Górnych. Wędruję szybko w kierunku Wołosatego, bo tu rzadko jeździ komunikacja zorganizowana, ale próbuję coć "złapać" za trzecim razem się udaje i podjeżdżam do Wołosatego. W Wołosatym krajobraz jak po bitwie, wczoraj przeszła nawałnica z gradem i potężną wichurą. Jest pochmurno, ale ciepło. Ruszam w kierunku Przełęczy Bukowskie. Najpierw asfalt, potem asfalt coraz gorszy (dla aut), wreszczie droga szutrowa. Po 2 godzinach dochodzę do Przełęczy.
Po śniadanku (a jest już południe) ruszam w kierunku Halicza. Pogoda taka, że tylko iść, widoki takie sobie, pochmurno... i widać jak gdzieś daleko na Ukrainie leje.
Krótki postój na Haliczu.
I dalej w drogę trawersem w kierunku Przełęczy Goprowskiej. Zaczyna pokrapywać, potem przestaje, nagle patrzę w kierunku południowo-wschodnim, a tam ... ściana wody zbliża się w moim kierunku. Elektronika w plecak, kurtka na grzbiet, kondon na plecak i wio w kierunku wiaty.
Ulewa szybko mija. Ale błoto zostaje. Zaczynają się schody tarnicowe, qrde, ta Tarnica jest oschodowana z każdej strony, na szczyt do skupiska krzyży są też schody, a od przełęcy w kierunku Szerokiego Wierchu również, Idzie się nawet nieźle, ale.. szerokość między schodami jest nierówna *teren( więc czasami trzeba zrobić dwa kroki do następnego schodka.
Lekka sjesta na przełęczy, szczyt Tarnicy odpuszczam (GSB nie idzie przez szczyt) i kieruję się na Szeroki Wierch i dalej do Ustrzyk. Zrobiło się okno pogodowe, więc kilka fotek w kierunku Tarnicy i Wołosatego.
.
Błoto, ślisko, trzeba uważać, czasami pokrapuje, ale po ustalonym czasie docieram do Ustrzyk. Organizuję nocleg w pierwszej napotkanej możliwości. Prysznic i na jakiś spóźniony obiad.
Wracając z "mokrej kolacji" łapie mnie kolejna fala deszczu, która trwa do rana, rano jeszcze nieźle kropi. Prognoza w telefonie też nie jest zachęcająca, więc podobnie: wszystko zabezpieczone do plecaka i krokiem żwawym na Caryńską. Powoli w deszczu zdobywam, mijam, schodzę do Brzegów. Tu pobieranie opłat działa (w Ustrzykach zamknięte na głucho), a ja dalej na Wetlińską. Wchodzę po 2 godzinach, znowu trochę schodów, ale tym razem przydatne, ze względu na błoto podeszczowe. Herbata w Chatce Puchatka. Jakby przestawało padać. Ale aparat dopiero wyciągam na Przełęczy Orłowicza. Kruka nie dokarmiałem, ale inni tak (o dziwo było paru takich samych durniów)
Smerek znowu w chmurach, przy schodzeniu znowu deszcz. Dochodzę potwornie wykończony do mety dnia dzisiejszego czyli miejscowości Smerek. Obiadek, zupka chmielowa, prysznic i wyrko. Jutro Okrąglik. Zobaczymy.
cdn...
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Tadeuszu!
Tak prosto z biegu, z autobusu od razu na szczyty??! Bez aklimatyzacji? Bez oswojenia się z wysokością?
Toż to brawura!
Gratuluję zatem szczególnie!
Tak prosto z biegu, z autobusu od razu na szczyty??! Bez aklimatyzacji? Bez oswojenia się z wysokością?
Toż to brawura!
Gratuluję zatem szczególnie!
Re: GSB
Już za sam wieloprzesiadkowy dojazd należą Ci się wielkie brawa . Nie wiem, czy ja bym się na to zdecydowała.
Szkoda, że aura trafiła się nie najlepsza, ale najważniejsza była pogoda ducha i wola walki. Zatem gratulacje i czekam na opis dalszych zmagań .
Tak na marginesie dodam, że mnie został do przejścia odcinek od Zdyni do Rudawki Rymanowskiej (lub odwrotnie), więc ciekawa jestem, kiedy wybierzesz się na kolejną wędrówkę i pięknie to opiszesz. Między innymi z powodu dojazdu jakoś trudno mi się zebrać w sobie i dokończyć mój "ratalny" GSB.
Szkoda, że aura trafiła się nie najlepsza, ale najważniejsza była pogoda ducha i wola walki. Zatem gratulacje i czekam na opis dalszych zmagań .
Tak na marginesie dodam, że mnie został do przejścia odcinek od Zdyni do Rudawki Rymanowskiej (lub odwrotnie), więc ciekawa jestem, kiedy wybierzesz się na kolejną wędrówkę i pięknie to opiszesz. Między innymi z powodu dojazdu jakoś trudno mi się zebrać w sobie i dokończyć mój "ratalny" GSB.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: GSB
Rudawkę Rymanowską już mam za sobą, mija się ją bokiem idąc z Puław do Rymanowa, a przez Zdynię mam zamiar iść w sierpniu, zaczynam tam gdzie skończyłem czyli w Rymanowie i przez Iwonicz dalej do Chyrowej, ale... czas pokaże pozdrawiamHan-Ka pisze: ↑24 czerwca 2018, 11:13
Tak na marginesie dodam, że mnie został do przejścia odcinek od Zdyni do Rudawki Rymanowskiej (lub odwrotnie), więc ciekawa jestem, kiedy wybierzesz się na kolejną wędrówkę i pięknie to opiszesz. Między innymi z powodu dojazdu jakoś trudno mi się zebrać w sobie i dokończyć mój "ratalny" GSB.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Hehe, prosto z autobusu po średnio przespanej nocy... sam siebie podziwiałem na trasie, a że bez aklimatyzacji? no cóż jak to z polskim emerytem - brak czasu (chociaż ja to jestem przeciwnikiem polskiego emeryta chociażby ze względu na czas - mam go dużo i jest zagospodarowany), ale taki wyjazd to co najmniej tydzień więc szczególnie wizyty u doktorów i uroczystości rodzinne mają wpływ na termin. Myślę, że w sierpniu dalej ruszę.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Tadziu początek rześki, tak dalej trzymaj
Re: GSB dalszy ciąg
Rano pochmurno z tendencją padania
Zbieram się szybko, plecak zabezpieczony przed deszczem, i ... na Okrąglik, czeka mnie 3 godzinne podejście. Droga jest błotnista, wieje zimny wiatr, las bukowy dookoła, widoki marne. Po drodze czasami pokrapuje. Na Okrągliku cisza, nikoguśko, schodzę do Cisnej i po następnych 3 godzinach dochodzę. Pada. Zimno. Zachodzę do Siekierezady, coś wsuwam, małe zakupy w sklepie. Mam jeszcze około 20 minut do Bacówki pod Honem, miejsca dzisiejszego noclegu. Jestem wykończony: błoto, deszcz, wiatr. Odpoczywam na siedząco krzepiąc się zupką chmielową marki Leżajsk. Około 16 wyruszam do bacówki. Nocleg jest, a jakże, ale to piątek i pani skierowała mnie do drugiego domku, bo... zapowiedziała się ekipa urzędników na spotkanie integracyjne (cokolwiek, by to miało znaczyć). Przyjechali około 20 i urzędowali (jak to urzędnicy) do... chyba 3 w nocy, budzili mnie parę razy, a jak wstałem o 6.30 to kilku już było na nogach i leczyli kaca. Spakowany wyruszam na Hon. Dalej zimno, wiatr, ale deszczu nie widać. Podchodzę, najpierw wzdłuż starego wyciągu narciarskiego, potem skręcam w prawo i dalej w górę. Jestem na szczycie?? Żadnej tabliczki, tylko kupka kamieni ułożona w zgrabny stosik. Idę dalej, po około 20 minutach następny szczyt z podobną kupką kamieni, żadnej tabliczki. Myślę sobie no tak, BPN się skończył to i oznakowania szczytów i skrzyżowań szlaków znikły. Wieje coraz bardziej, błoto jakby mniejsze, Przechodzę przez Wołosań i Jaworne dochodząc do Przełęczy Żebrak. Tu nasiadówka i spóźnione śniadanie w ładnej wiacie. Po odpoczynku ruszam w kierunku Chryszczatej, Jeziorek Duszatyńskich i Komańczy. Idę dość szybko (jak na mnie) nie zatrzymują mnie nawet Jeziorka Duszatyńskie. Schodzę do Duszatyna i w deszczu (znowu) zmierzam w kierunku Komańczy. Małe zakupy w sklepiku i zmierzam w kierunku schroniska PTTK Komańcza - teraz wprawdzie pod egidą PTTK ale w rękach prywatnych pana rzeźbiarza pod nazwą Leśna Willa. Opodal znajduje się klasztor sióstr Nazaretanek, gdzie więziony był kardynał Wyszyński. Po roztasowaniu się w schronisku idę do klasztoru.
. Pogoda się jakby ustaliła na dość ładną. Jeszcze parę fotek rzeżbiarskich.
.
Spałem jak zabity. Rano (o dziwo) wstałęm jak zwykle około 6.30, a tu... kuchnia czynna, można zamówić śniadanie (cuda się jednak zdarzają) zamawiam jajecznicę z 4 jak ze szczypiorkiem, popijam hrebmatką i wyruszam w kierunku Puław. Pogoda się ustaliła, świeci słoneczko,nawet jakby mniej wieje. Ruszam.
Póki co las, droga błotnista, ale wychodzę na łąki z belami zleżałego siana.
Oznakowanie szlaku jest niezłe, co pewien czas słupek z namalowanym znakiem. Dochodzę do Wahalowskiego Wierchu.
Teraz w dół, wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego, potem lekko pod górę. Na szlaku nikogo. Cisza, spokój. Spotykam a zamian zajączka, który biega po znakowanej ścieżce i padalca.
Dochodzę do Przybyszowa, mała chatka w prywatnych rękach, tuż przy szlaku, bez prądu i bieżącej wody.
Rozmawiam z gospodarzem, Odpoczywam i dalej w drogę, teraz czeka mnie godzinne podejście pod Tokarnię. Niby niewysoko, ale... no właśnie, ale... dalej łąki, fiatki kwitną, jakieś owady je zapylają.
Dochodzę do lasu. Już widać, że Bieszczady się skończyły, bo pojawiają się drzewa iglaste.
.
Dochodzę do Tokarni. Mijam wieżę z antenami do telefonii komórkowej, i teraz już w dół w kierunku Puław.
Po drodze mijam wiatę polsko-słowacką
Wreszcie jestem. Puławy. wg mapy 27km, według głupka (endomondo) 33km, i komu tu wierzyć??. W Puławajch posilam się w ośrodku sportu o wdzięcznej nazwie Amadeus. Nocleg naprzeciwko w agroturystyce.
Żeby nie było: Dom modlitwy jest Zielonoświątkowców, a w salkach jest publiczna, utrzymywana przez gminę szkoła podstawowa dla klas 1-3, obecnie 14 uczniów.
Rano, około 8 po śniadaniu w agroturystyce ruszam na ostatni etap. Czeka mnie około 3 godzinny marsz do Rymanowa Zdroju. Ale... znowu zbiera się na deszcz. W Wisłoczku coś budują i gubię szlak, trochę więc bezszlakowo, na azymut, ale w końcu odnajduję szlak i docieram bezpiecznie do Rymanowa Zdroju.
. Kieruję się do przystanku autobusowego. Jadę do Rzeszowa, stąd pociągiem di Opola i autobusem do Ładzy. Dojeżdżam około 23.
Wyjechałem we wtorek wieczorem, Przyjechałem w Poniedziałek wieczorem, nie było mnie 7 dni, przeszedłem ponad 130km, więc nawet nie 1/3 GSB. W sierpniu chcę jechać na drugą część. Jest to jednak dość daleko ode mnie z domu i na dojazd traci się w sumie prawie 2 dni. Jednak jestem i tak zadowolony, bo pomimo fatalnej pogody przeszedłem nawet więcej niż w pierwotnych planach zamierzałem (Puławy)
Zbieram się szybko, plecak zabezpieczony przed deszczem, i ... na Okrąglik, czeka mnie 3 godzinne podejście. Droga jest błotnista, wieje zimny wiatr, las bukowy dookoła, widoki marne. Po drodze czasami pokrapuje. Na Okrągliku cisza, nikoguśko, schodzę do Cisnej i po następnych 3 godzinach dochodzę. Pada. Zimno. Zachodzę do Siekierezady, coś wsuwam, małe zakupy w sklepie. Mam jeszcze około 20 minut do Bacówki pod Honem, miejsca dzisiejszego noclegu. Jestem wykończony: błoto, deszcz, wiatr. Odpoczywam na siedząco krzepiąc się zupką chmielową marki Leżajsk. Około 16 wyruszam do bacówki. Nocleg jest, a jakże, ale to piątek i pani skierowała mnie do drugiego domku, bo... zapowiedziała się ekipa urzędników na spotkanie integracyjne (cokolwiek, by to miało znaczyć). Przyjechali około 20 i urzędowali (jak to urzędnicy) do... chyba 3 w nocy, budzili mnie parę razy, a jak wstałem o 6.30 to kilku już było na nogach i leczyli kaca. Spakowany wyruszam na Hon. Dalej zimno, wiatr, ale deszczu nie widać. Podchodzę, najpierw wzdłuż starego wyciągu narciarskiego, potem skręcam w prawo i dalej w górę. Jestem na szczycie?? Żadnej tabliczki, tylko kupka kamieni ułożona w zgrabny stosik. Idę dalej, po około 20 minutach następny szczyt z podobną kupką kamieni, żadnej tabliczki. Myślę sobie no tak, BPN się skończył to i oznakowania szczytów i skrzyżowań szlaków znikły. Wieje coraz bardziej, błoto jakby mniejsze, Przechodzę przez Wołosań i Jaworne dochodząc do Przełęczy Żebrak. Tu nasiadówka i spóźnione śniadanie w ładnej wiacie. Po odpoczynku ruszam w kierunku Chryszczatej, Jeziorek Duszatyńskich i Komańczy. Idę dość szybko (jak na mnie) nie zatrzymują mnie nawet Jeziorka Duszatyńskie. Schodzę do Duszatyna i w deszczu (znowu) zmierzam w kierunku Komańczy. Małe zakupy w sklepiku i zmierzam w kierunku schroniska PTTK Komańcza - teraz wprawdzie pod egidą PTTK ale w rękach prywatnych pana rzeźbiarza pod nazwą Leśna Willa. Opodal znajduje się klasztor sióstr Nazaretanek, gdzie więziony był kardynał Wyszyński. Po roztasowaniu się w schronisku idę do klasztoru.
. Pogoda się jakby ustaliła na dość ładną. Jeszcze parę fotek rzeżbiarskich.
.
Spałem jak zabity. Rano (o dziwo) wstałęm jak zwykle około 6.30, a tu... kuchnia czynna, można zamówić śniadanie (cuda się jednak zdarzają) zamawiam jajecznicę z 4 jak ze szczypiorkiem, popijam hrebmatką i wyruszam w kierunku Puław. Pogoda się ustaliła, świeci słoneczko,nawet jakby mniej wieje. Ruszam.
Póki co las, droga błotnista, ale wychodzę na łąki z belami zleżałego siana.
Oznakowanie szlaku jest niezłe, co pewien czas słupek z namalowanym znakiem. Dochodzę do Wahalowskiego Wierchu.
Teraz w dół, wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego, potem lekko pod górę. Na szlaku nikogo. Cisza, spokój. Spotykam a zamian zajączka, który biega po znakowanej ścieżce i padalca.
Dochodzę do Przybyszowa, mała chatka w prywatnych rękach, tuż przy szlaku, bez prądu i bieżącej wody.
Rozmawiam z gospodarzem, Odpoczywam i dalej w drogę, teraz czeka mnie godzinne podejście pod Tokarnię. Niby niewysoko, ale... no właśnie, ale... dalej łąki, fiatki kwitną, jakieś owady je zapylają.
Dochodzę do lasu. Już widać, że Bieszczady się skończyły, bo pojawiają się drzewa iglaste.
.
Dochodzę do Tokarni. Mijam wieżę z antenami do telefonii komórkowej, i teraz już w dół w kierunku Puław.
Po drodze mijam wiatę polsko-słowacką
Wreszcie jestem. Puławy. wg mapy 27km, według głupka (endomondo) 33km, i komu tu wierzyć??. W Puławajch posilam się w ośrodku sportu o wdzięcznej nazwie Amadeus. Nocleg naprzeciwko w agroturystyce.
Żeby nie było: Dom modlitwy jest Zielonoświątkowców, a w salkach jest publiczna, utrzymywana przez gminę szkoła podstawowa dla klas 1-3, obecnie 14 uczniów.
Rano, około 8 po śniadaniu w agroturystyce ruszam na ostatni etap. Czeka mnie około 3 godzinny marsz do Rymanowa Zdroju. Ale... znowu zbiera się na deszcz. W Wisłoczku coś budują i gubię szlak, trochę więc bezszlakowo, na azymut, ale w końcu odnajduję szlak i docieram bezpiecznie do Rymanowa Zdroju.
. Kieruję się do przystanku autobusowego. Jadę do Rzeszowa, stąd pociągiem di Opola i autobusem do Ładzy. Dojeżdżam około 23.
Wyjechałem we wtorek wieczorem, Przyjechałem w Poniedziałek wieczorem, nie było mnie 7 dni, przeszedłem ponad 130km, więc nawet nie 1/3 GSB. W sierpniu chcę jechać na drugą część. Jest to jednak dość daleko ode mnie z domu i na dojazd traci się w sumie prawie 2 dni. Jednak jestem i tak zadowolony, bo pomimo fatalnej pogody przeszedłem nawet więcej niż w pierwotnych planach zamierzałem (Puławy)
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Tadziu, jesteś WIELKI! Brawo, Brawo, Brawo!!!
Re: GSB
Tadziu, brawo !
Moje zdobywanie GSB kończyło się zawsze na wędrowaniu palcem po mapie i wertowaniu przewodników. Jednak ciągle mam nadzieję, że kiedyś się wybiorę. Twój przykład pobudza do działania takich maruderów jak ja .
Życzę Ci żebyś jeszcze w tym roku dotarł do Ustronia
Moje zdobywanie GSB kończyło się zawsze na wędrowaniu palcem po mapie i wertowaniu przewodników. Jednak ciągle mam nadzieję, że kiedyś się wybiorę. Twój przykład pobudza do działania takich maruderów jak ja .
Życzę Ci żebyś jeszcze w tym roku dotarł do Ustronia
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: GSB
Nabiera człowiek ochoty na taką włóczęgę, spokojną, emerycką, bez napinki. Dawnymi czasy tak się chodziło i jeździło. Plecak ciężki miałeś?
Re: GSB
Niepotrzebnie chyba wziąłem śpiwór, nocleg bez pościeli jest tylko kilka zł tańszy, i to zarówno w schroniskach i w agroturystykach, poza tym teleobiektyw ani razu nie wykorzystany (pogoda) a tak ze 12 kg to ważył
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
Czytam Twoje opisy i czekam na relację Soni, to taki praktyczny przewodnik jak planować odcinki i noclegi.
W tym roku to już raczej nie wybierzemy się na włóczęgę po GSB, ale w przyszłym roku to już obowiązkowo trzy tygodnie rezerwujemy na przejście całości, może się uda.
W tym roku to już raczej nie wybierzemy się na włóczęgę po GSB, ale w przyszłym roku to już obowiązkowo trzy tygodnie rezerwujemy na przejście całości, może się uda.
Re: GSB
Rezerwuj dwie pary butów na Beskid Niski ze względu na błoto.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: GSB
bardzo się cieszę Tadziu, że opisujesz GSB, bo takie info na wagę złota
my parę lat temu zaczynaliśmy z ustronia i doszliśmy do Babiej Góry wówczas, a deszcz i błoto towarzyszyło nam na całym tym odcinku...dobrze wiemy, jaką trzeba mieć w sobie pogodę ducha
my parę lat temu zaczynaliśmy z ustronia i doszliśmy do Babiej Góry wówczas, a deszcz i błoto towarzyszyło nam na całym tym odcinku...dobrze wiemy, jaką trzeba mieć w sobie pogodę ducha
Re: GSB
Zaczynam drugi etap.
Podobnie jak w pierwszym podobna trasa nocą do Rymanowa Zdroju. Jestem około 6,15. Pogoda niezła, zapowiada się cieplutki dzień, więc kulbaczę i ... na szlako w kierunku Iwonicza, Skręcam za szlakiem w okolicach kościoła i dalej już lasem podążam do Iwonicza. Idzie się nieźle, nie ma upału, błotka nie widać. Po około 2 godzinach docieram do Iwonicza. Jestem w centrum uzdrowiska i ... jak zwykle gubię szlak (należy iść drogą asfaltową pod górę), piję wodę ze źródełka i w dalszą drogę.
Okazuje się, że asfalting aż do Lubatowa, ale pokazuje się Cergowa
W Lubatowej koło kościoła pomnik poległych i pomordowanych w ostatniej wojnie
Asfaltem dalej pod górę i wreszcie skręt na lewo do lasu. Teraz pod górę. Mijam dwa szczyty i na trzecim ciekawa tabliczka.
Teren ogrodzony, trwa budowa wieży widokowej, na razie są wylane fundamenty.
Po krótkim odpoczynku zaczynam schodzić w dodatku w dół w kierunku Nowej Wsi, dość ostro w dół, zaliczam glebę na mokrej trawie, przechodzę przez most i znowu do góry w kierunku pustelni św. Jana z Dukli
Napełniam butle wodą, rozmawiam z ojcem franciszkaninem, który spędza tu czas od kwietnia do listopada, a potem wraca do klasztoru w Dukli. Zostaję poczęstowany herbatą z sokiem malinowym (pychotka), żegnam się i wędruję dalej do Chyrowej. W Chyrowej agroturystyki pełne, bacówkę minąłem celowo, nocuję więc przy wyciągu narciarskim. Rano skoro świt ruszam dalej, dziś najdłuższy etap do Bartnego. Pogoda piękna, słoneczko świeci, upału jeszcze nie widać.Za to ... jest Łysa Góra
choć wcale nie jest Łysa. Mijam wieś Kąty, zaczynają się pojawiać przy szlaku grzyby, i wreszcie jest wiata KOLANIN, a od tej wiaty strome, a nawet bardzo strome podejście. I tak już będzie przez cały Beskid Niski: błoto i strome podejścia a zejścia jeszcze bardziej (lub odwrotnie). GSB prowadzi prostopadle do pasm.
Przy jednej z wiat spotykam parę młodych idących w przeciwną stronę, który ostrzegają mnie przed ogromnym błotem jakieś pół godziny przed Bartnem. OK, dam radę. W oddali jakby grzmot, potem coraz częściej, wreszcie dosłownie pół godziny przed bacówką zaczyna padać. Wszystko do plecaka, zabezpieczyć, kurtka na grzbiet i w drogę... faktycznie błoto i to straszne. Wąski pasek na około 20 cm, z lewej błoto, z prawej płot ochraniający uprawy leśne, a z góry deszcz. Przemoczony od dołu, z wierzchu jako tako suchy docieram wreszcie do bacówki. Tu zaplanowałem nocleg.
I jest, ale obsługa to chyba za karę tu siedzi. W niczym nie przypomina np. schroniska w Komańczy, odpowiada burkliwie, jakby z musu, bez uśmiechu. Strach się bać. Wypijam piwo (powiedzmy, że chłodne), prysznic (choć nie wiem po co bo mokry od błota i deszczu) i idę spać. cdn...
Podobnie jak w pierwszym podobna trasa nocą do Rymanowa Zdroju. Jestem około 6,15. Pogoda niezła, zapowiada się cieplutki dzień, więc kulbaczę i ... na szlako w kierunku Iwonicza, Skręcam za szlakiem w okolicach kościoła i dalej już lasem podążam do Iwonicza. Idzie się nieźle, nie ma upału, błotka nie widać. Po około 2 godzinach docieram do Iwonicza. Jestem w centrum uzdrowiska i ... jak zwykle gubię szlak (należy iść drogą asfaltową pod górę), piję wodę ze źródełka i w dalszą drogę.
Okazuje się, że asfalting aż do Lubatowa, ale pokazuje się Cergowa
W Lubatowej koło kościoła pomnik poległych i pomordowanych w ostatniej wojnie
Asfaltem dalej pod górę i wreszcie skręt na lewo do lasu. Teraz pod górę. Mijam dwa szczyty i na trzecim ciekawa tabliczka.
Teren ogrodzony, trwa budowa wieży widokowej, na razie są wylane fundamenty.
Po krótkim odpoczynku zaczynam schodzić w dodatku w dół w kierunku Nowej Wsi, dość ostro w dół, zaliczam glebę na mokrej trawie, przechodzę przez most i znowu do góry w kierunku pustelni św. Jana z Dukli
Napełniam butle wodą, rozmawiam z ojcem franciszkaninem, który spędza tu czas od kwietnia do listopada, a potem wraca do klasztoru w Dukli. Zostaję poczęstowany herbatą z sokiem malinowym (pychotka), żegnam się i wędruję dalej do Chyrowej. W Chyrowej agroturystyki pełne, bacówkę minąłem celowo, nocuję więc przy wyciągu narciarskim. Rano skoro świt ruszam dalej, dziś najdłuższy etap do Bartnego. Pogoda piękna, słoneczko świeci, upału jeszcze nie widać.Za to ... jest Łysa Góra
choć wcale nie jest Łysa. Mijam wieś Kąty, zaczynają się pojawiać przy szlaku grzyby, i wreszcie jest wiata KOLANIN, a od tej wiaty strome, a nawet bardzo strome podejście. I tak już będzie przez cały Beskid Niski: błoto i strome podejścia a zejścia jeszcze bardziej (lub odwrotnie). GSB prowadzi prostopadle do pasm.
Przy jednej z wiat spotykam parę młodych idących w przeciwną stronę, który ostrzegają mnie przed ogromnym błotem jakieś pół godziny przed Bartnem. OK, dam radę. W oddali jakby grzmot, potem coraz częściej, wreszcie dosłownie pół godziny przed bacówką zaczyna padać. Wszystko do plecaka, zabezpieczyć, kurtka na grzbiet i w drogę... faktycznie błoto i to straszne. Wąski pasek na około 20 cm, z lewej błoto, z prawej płot ochraniający uprawy leśne, a z góry deszcz. Przemoczony od dołu, z wierzchu jako tako suchy docieram wreszcie do bacówki. Tu zaplanowałem nocleg.
I jest, ale obsługa to chyba za karę tu siedzi. W niczym nie przypomina np. schroniska w Komańczy, odpowiada burkliwie, jakby z musu, bez uśmiechu. Strach się bać. Wypijam piwo (powiedzmy, że chłodne), prysznic (choć nie wiem po co bo mokry od błota i deszczu) i idę spać. cdn...
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173