Tajwan 06.2016 - część II: fabryki, polityka i podróż za jeden uśmiech do Kaohsiung

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Tajwan 06.2016 - część II: fabryki, polityka i podróż za jed

Post autor: Dariusz Meiser » 01 grudnia 2016, 15:35

W drugiej części fotorelacji z mojej wizyty na Tajwanie przedstawiam naszą podróż HSR’em (High Speed Train) do drugiego co do wielkości miasta Tajwanu i zarazem największego portu Republiki Chińskiej: Kaohsiung, wizyty w tajwańskich fabrykach, które miałem okazję odwiedzić oraz kolejną porcję ciekawostek kulturalno-polityczno-historycznych.

Chińczycy z Tajwanu (Tajwańczycy) nie za bardzo lubią Chińczyków z Kontynentu, którzy przyjeżdżając na Tajwan bardzo się panoszą i zachowują głośno i bezceremonialnie (oczywiście jak na Chińczyków). Szczególną niechęć budzą kontynentalni przybysze z tzw. Interioru, czyli chińskich prowincji dość odległych od głównych miast Chin kontynentalnych, czy – jak się dyplomatycznie mówi na Tajwanie – Wielkich Chin.

Na Tajwanie rzucają się w oczy wszechobecne i wszędobylskie kamery monitoringu. Szczególnie widoczne jest to w Tajpej – praktycznie trudno znaleźć miejsce, w którym nie będzie się w zasięgu oka kamery. Nawet w odległych od stolicy miejscach: Kaohsiungu są miejsca – jak na zdjęciu – gdzie na jednym słupie zainstalowano siedem (!!!) kamer – każda skierowana w inną stronę. Według zapewnień „dobrze poinformowanych osób” – wszystkie te kamery działają. Jeszcze lepiej poinformowani twierdzą, że drugie tyle kamer (działających, a jakże) jest zupełnie niewidocznych dla niewprawnego oka postronnego obserwatora.

Obrazek

Kamery na ulicy w Tajpej.

Obrazek

Siedem (!!!) kamer w jednym miejscu – na ulicy w Kaohsiung.

Planując przyjazd na Tajwan, otrzymaliśmy od naszego Tajwańskiego Przyjaciela, Billa, zaproszenie do Kaohsiungu, który (jak już wspomniałem), jest drugim co do wielkości miastem Tajwanu i zarazem największym portem Republiki Chińskiej. Bill jest właścicielem dużej firmy (w zasadzie to kliku firm) produkcyjnej na Tajwanie (rodzinny biznes) i mieszka właśnie w Kaohsiungu. To portowe miasto położone jest na południu Tajwanu, około 300 km od Tajpej.
Bill zaprasza nas na zwiedzanie współpracujących z nim fabryk oraz na kolację z jego przyjaciółmi. Przyjeżdża po nas do Tajpej i proponuje podróż HSRem, o którym tyle słyszałem (był to notabene jeden z punktów na mojej „wishliście” wyjazdu na Tajwan). HSR to High Speed Train, czyli Ultraszybki Pociąg; jest to japoński Shinkansen (dokładnie model 700T) firmy Mitsubishi. Linia między Tajpej a Kaohsiungiem została oddana do użytku nie tak dawno: w 2007 roku i kosztowała – bagatela – 15 miliardów dolarów (!!!). Pociąg porusza się z zawrotną prędkością 300 km/h, dzięki czemu podróż między Tajpej a Kaohsiung skróciła się z 4,5 godziny do niespełna 90 minut !!!

Obrazek

Ultraszybki pociąg HSR (300 km/h) – udało mi się uchwycić tylko fragment, tak szybko wjeżdżał na peron.

Obrazek

Każdy wagon zatrzymuje się w dokładnie określonym miejscu. Wystarczy się dobrze ustawić, wiedząc, w którym wagonie się pojedzie.

Obrazek

Wnętrze pociągu przypomina bardziej samolot. Shinkansen 700T Mitsubishi.

Obrazek

Taką prędkość udało mi się sfotografować – miejscami jechał ponad 300 km/h.

Jazda jest niezwykle emocjonująca – pociąg sunie praktycznie bezszelestnie i podróż przypomina bardziej lot samolotem niż jazdę po torach pociągiem. Zresztą wnętrze wagonu również wygląda jak pokład samolotu. Mkniemy z prędkością 300 km/h i podziwiamy uroki zielonej wyspy. Jako że trasa HSR’a przecina Zwrotnik Raka – czuję dreszczyk emocji, ponieważ jeszcze nigdy nie byłem tak daleko na południu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zielona wyspa.

Obrazek

W końcu wjeżdżamy do przemysłowego Kaohsiung.

Pierwszym punktem jest wizyta w fabryce produkującej płytki drukowane. Tajwańczycy dysponują technologiami pozwalającymi na seryjną produkcję płytek 32-warstwowych (!!!).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W laboratoriach jest sprzęt, którego nie widziałem w najlepszych polskich firmach z tej branży.
Kolejnym punktem wizyty jest „tłocznia” jak ją nazywa Bill. Jest to po prostu fabryczka podzespołów mechanicznych, wyposażona głównie w prasy mimośrodowe i krawędziowe. Tutaj trochę dla kontrastu – warunki dość prymitywne. Patrząc na te zdjęcia dodajcie sobie do tego temperaturę rzędu 35-40 stopni (Celsjusza). Jednak rzeczy które tam wykonują – po prostu mistrzostwo świata.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tempo pracy prawdziwie „azjatyckie” – jak w filmie Chaplina „Dzisiejsze czasy”.

Po odwiedzeniu fabryki płytek drukowanych (PCB) oraz „tłoczni” jak ją nazywał Bill, pojechaliśmy zwiedzić firmę, należącą do dobrego Przyjaciela Rodziny Billa. Firmę którą kieruje Bill, założył kilkadziesiąt lat temu jego ojciec, a Bill po skończonych studiach biznesowych w Wielkiej Brytanii przejął schedę rodzinnego biznesu. W firmie, którą odwiedziliśmy jako ostatnią, bardzo serdecznie i wylewnie przywitał nas zażywny, energiczny starszy Pan, właściciel; jak się okazało później – emerytowany Tajwański Generał (!!!). Fajnie . Przyjął nas w swoim gabinecie, wraz z żoną i synem, wspaniale ugościł zaparzając w tradycyjny chiński sposób wyśmienitą herbatę – prawdziwy tajwański górski „oolong”, która od tej pory jest moją ulubioną odmianą herbaty.
Generał prowadzi firmę projektującą i produkującą bardzo zaawansowane technologicznie systemy sterowania ruchem ulicznym. W wielu miejscach na Tajwanie, zwłaszcza w Tajpej widzieliśmy te rozwiązania i nie mogliśmy się nadziwić ich nowoczesności. I nie chodzi tu tylko o to, ze wszystkie światła są LEDowe. Także to, że wszędzie (!!!) zainstalowane są sekundniki, odliczające czas pozostały na przejazd lub przejście (albo czas oczekiwania) – to również znana rzecz. Ciekawostką jest natomiast to, że światła te są … animowane. Dla pieszych wyświetlany jest mały zielony ludzik, który przechodzi przez jezdnię, jednak w miarę upływu czasu ludzik przyśpiesza, a na końcu (gdy pozostało ledwie kilka sekund) – biegnie. Podobnie jest ze światłami dla rowerzystów – tutaj jest animowana sylwetka rowerzysty, pedałującego coraz szybciej gdy czasu na przejazd zostaje coraz mniej.

Obrazek

Generał okazał się bardzo utalentowanym konstruktorem – włącznie z tym, że w jego firmie jeździliśmy windą … jego konstrukcji (!!!).
Na koniec wizyty otrzymaliśmy wspaniałe podarunki – dwie paczki (ok. 600 gram) najlepszej jakości, najdroższej odmiany herbaty „high mountain Taiwan oolong”, wartości – jak później sprawdziłem – kilkuset złotych polskich (!).

Obrazek

Makieta systemu sterowania ruchem w firmie Generała.

Po umówieniu się na wspólną kolację wieczorem, ruszyliśmy w drogę.

Obrazek

Obrazek

Na kolacji z Billem, Generałem i szefową tajwańskiego Ubera .

A propos kulinariów - standardem jest to, że najpierw je się drugie danie (w postaci jednak mocno odbiegającej od naszych codziennych przyzwyczajeń), a dopiero potem zupę. Ma to tę zaletę, że gdy podczas przyjęcia podawana jest zupa, to znaczy, że nic więcej do jedzenia już nie będzie.

Obrazek

No i faktycznie – podczas kolacji z Generałem jako ostatnia na stół wjechała taka zupa. Troszkę było mi nieswojo, bo nie przepadam za tym, gdy jedzenie się na mnie patrzy z wyrzutem .

Obrazek

Obrazek

Jeszcze ze dwa tygodnie dłużej i odwykłbym zupełnie od noża i widelca.
Szybki posiłek w Formoza Chang.

INNE CIEKAWOSTKI

Tajwańczycy są generalnie ludźmi bardzo uprzejmymi i zdyscyplinowanymi – spokojnie i cierpliwie czekają w kolejce do autobusu, metra, na lotnisku. Nie przepychają się, nie przepychają – oczekiwanie w ich towarzystwie jest naprawdę bardzo miłe.

Obrazek

Zdyscyplinowana kolejka do metra.

Obrazek

Bezpieczny transport w wersji Made in Taiwan – kierowca w kasku, pasażerka w kasku, a dziecko ? Słodko sobie śpi, przy prędkości ok. 60 km/h.

Tradycyjne chińskie książki czyta się od tyłu; od końca – ostatnia strona jest tutaj stroną tytułową. Ale to nie wszystko – czyta się z prawej do lewej, ale – UWAGA !!! – od góry do dołu, czyli kolumnami, nie wierszami. Wbrew pozorom – bardzo łatwo się przyzwyczaić (pod warunkiem, że potrafimy przeczytać chińskie znaki).
Chińskie pismo znakowe, wbrew funkcjonującym stereotypom, wcale nie jest tak bardzo skomplikowane. Wszystkie znaki są bardzo logiczne a ich wygląda ma naprawdę głęboki sens; jak powiedział mój tajwański kolega – stoi za tym kilka tysięcy lat kultury.
Ja sam, po tygodniowym pobycie na Tajwanie, nauczyłem się odczytywać i zapisywać ponad 10 chińskich znaków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeszcze raz: czytamy od prawej do lewej i z góry na dół – proszę zwrócić uwagę na zapis spisu treści .

Jednym z elementów – czasem wręcz przesadnej - dbałości o higienę Tajwańczyków są wszechobecne pojemniki z płynem do dezynfekcji rąk. Szczególnie często można je spotkać w sklepach samoobsługowych, miejscach użyteczności publicznej typu dworce, muzea, poczekalnie. Często pojemniki takie stoją zaraz obok kasy tak, aby po wyciągnięciu (albo schowaniu) pieniędzy z portfela można było zdezynfekować sobie ręce. Sam często mam na to ochotę widząc w jakie miejsca swojego ciała wkładał palce osobnik stojący przede mną w kolejce do kasy. A istnieje przy tym spora szansa, że jako resztę dostanę zaraz monety które ów człek właśnie podał kasjerce.

Obrazek

Płyn dezynfekcyjny do rąk – do korzystania przez klientów, ustawiony przy kasie w jednym ze sklepów.

Z bardzo pozytywnych wzorców kulturowych z pewnością należy wspomnieć o wielkim szacunku dla starszych osób. Wywodzi się to z pewnością po części z nauk Konfucjusza, gdzie szacunek młodszego wobec starszego był jednym z elementów tej filozofii, a starszych ludzie uważano powszechnie za osoby obdarzone wielką życiową mądrością.

Bardzo pozytywne jest również podejście do osób niepełnosprawnych, szczególnie ruchowo. W wielu miejscach są wszelkiego rodzaju udogodnienia dla osób poruszających się na wózkach. Nie jest to jednak wyrazem jakiejś szczególnej troski Tajwańczyków wobec inwalidów, lecz ma podłoże … polityczne. Związane jest to bowiem z prezydenturą Chen Shui-bian’a, rządzącego Tajwanem w latach 2000-2008 (wcześniej, pomiędzy 1994 a 1998 był on burmistrzem stolicy: Tajpej). Był on pierwszym prezydentem Tajwanu wywodzącym się z opozycyjnej Demokratycznej Partii Postępu. Nasuwa się pytanie: skąd wyjątkowa troska Chen’a o osoby niepełnosprawne ? Odpowiedź jest prosta – na wózku inwalidzkim porusza się żona Chen Shui-bian’a, która w latach osiemdziesiątych została przejechana samochodem przez „nieznanego sprawcę” (jakżeby inaczej), prawdopodobnie agenta ówczesnego reżimu – wówczas totalitarną władzę sprawował „Czangkajszekowski” Kuomintang, ale o tym w innym miejscu. Tak więc po dojściu do władzy Chen’a wszędzie gdzie tylko się dało usuwano bariery architektoniczne. Znam też (z pierwszej ręki) opowieść o tym, jak z okazji wizyty ówczesnej Pierwszej Damy Tajwanu w jednym z ważniejszych tajpejskich biurowców w pośpiechu dobudowywano podjazd dla wózków inwalidzkich – byłem, widziałem, wchodziłem i potwierdzam.

Obrazek

Jeden z przykładów udogodnień dla osób niepełnosprawnych – automat telefoniczny dla osób na wózkach inwalidzkich.

Teraz trochę technikaliów. Napięcie sieciowe na Tajwanie to 110 V (tak jak m.in. w USA). Do tego dochodzą „nieciekawe” wtyczki i gniazdka, nieprzystosowane do naszych wtyków „euro”. Z reguły zatem, w hotelach, na lotniskach, czy w centrach biznesowych spotkać można gniazdka europejskie, jednak wciąż oznaczone 220 V (dla przypomnienia – od dobrych kilku lat mamy w sieci napięcie 230 V ). Jeżeli jednak uda się nam podłączyć pod gniazdko „tajwańskie” to nie jest to wielkim problemem – większość nowoczesnych zasilaczy jest przystosowana do szerokiego zakresu napięć wejściowych: 100-240 V.
Noże z Kinmen.
Mimo, że Tajwan sam jest wyspą, to w skład Tajwanu (Republiki Chińskiej) wchodzi również kilkanaście mniejszych wysepek. Jedną z ważniejszych strategicznie jest wyspa Kinmen, leżąca bardzo blisko kontynentalnych Chin (Chińskiej Republiki Ludowej).
W 1958 roku miał miejsce tzw. II Kryzys w Cieśninie Tajwańskiej. 23 sierpnia 1958 artyleria Chin Ludowych przystąpiła do intensywnego ostrzału m.in. wyspy Kinmen. Zmasowany atak artyleryjski trwał ponad 1,5 miesiąca i spowodował na samym Kinmen śmierć ponad tysiąca osób.
Pomimo zażegnania II Kryzysu, artyleria chińska kontynuowała ostrzeliwanie wyspy Kinmen w dni nieparzyste aż do 1979 (!!!) – podaję te informacje za wybitną sinolożką dr hab. Ewą Trojnar. Skutkiem ubocznym tego ostrzału było „dostarczenie” mieszkańcom Kinmen ogromnych ilości stali pod postacią … pocisków artyleryjskich spadających na wybrzeże tej wyspy. Od tamtej pory stal ta wykorzystywana jest przez lokalnych rzemieślników produkujących noże, a same noże stały się jednym z głównych towarów eksportowych wyspy Kinmen. Nie są to jednak wyroby tanie – za przeciętnej wielkości ręcznie robiony tasak, taki jak ten na zdjęciu, o długości ostrza ok. 10 cm trzeba zapłacić aż 157 PLN (egzemplarz na zdjęciu jest własnością mojego Przyjaciela Tomasza). Trzymając w ręku taki nóż, trudno nie myśleć o tym, że ma się w ręku kawałek historii i jakiś ponury relikt dawnych czasów. To trochę tak, jakby produkować noże z pocisków pancernika Schlezwig-Holstein, które spadły na Westerplatte we wrześniu 1939.

Obrazek

Słynny nóż z Kinmen: długość ostrza ok. 10 cm, cena: 157 PLN (!!!).

Likier z Kinmen.
Pozostając na wyspie Kinmen, warto wspomnieć o jeszcze jednym eksportowym hicie tej niewielkiej wysepki. Jest to Kaoliang – wspaniały i mocny likier (58 %), wytwarzany z sorgo.
Ten, którego zdjęcie zamieszczam poniżej, jest prezentem, który otrzymałem od … tajwańskiego generała (!), z którym poznałem się w Kaohsiungu.
Jest to wyjątkowa, limitowana edycja – na wewnętrznej stronie etykiety widoczny numer seryjny (!!!) – wydana z okazji … zwycięstwa w wyborach prezydenckich kandydatki DPP (Demokratycznej Partii Postępowej), Pani Tsai Ing-Weng. Podobizna Pani Prezydent umieszczona jest na etykiecie . Ten osobnik obok Pani Prezydent to taki Joe Biden dla Baracka Obamy, czyli Pan Wiceprezydent Tajwanu. Oboje na tle Pałacu Prezydenckiego w Tajpej z charakterystyczną wieżą.

Obrazek

Limitowana edycja mocnego (58 %) likieru z Kinmen. Na etykiecie Pani Prezydent Tajwanu: Tsai Ing-Weng (+wiceprezydent gratis) na tle Pałacu Prezydenckiego w Tajpej.

Wspominałem wcześniej o „nieformalnej” Ambasadzie Polski w Tajwanie. Warto teraz rozwinąć ten niewątpliwie ciekawy wątek. Sprawa dotyczy większości placówek dyplomatycznych na Wyspie i związana jest z bardzo skomplikowaną międzynarodową sytuacją polityczna Tajwanu, której wyznacznikiem z jednej strony jest niezwykle silna pozycja ekonomiczna i gospodarcza tego „azjatyckiego tygrysa”, a drugiej – dość krucha pozycja międzynarodowa oparta o delikatny i płynny tzw. „konsensus 1992”, różnie interpretowany przez chińczyków z obydwu stron Cieśniny Tajwańskiej. Dość wspomnieć, że obecnie Tajwan jest uznawany za niepodległe państwo zaledwie przez 22 państwa na świecie i to w większości takie, które mielibyśmy problem wskazać na globusie: Belize, Nauru, Kiribati, Palau, Suazi, Tuvalu, Wyspy Salomona, Saint Kitts i Nevis, Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyny. Jedynym europejskim państwem, które uznaje Tajwan jest … Watykan . Na paradoks zakrawa fakt, że oficjalnie Tajwan nie jest uznawany przez swoich dwóch największych sojuszników militarnych i sprzymierzeńców gospodarczych: USA i Japonię. W dodatku od 1979 roku oficjalnym przedstawicielem narodu chińskiego w ONZ jest Chińska Republika Ludowa. Wcześniej natomiast (o czym niewielu wie), w ONZ jako reprezentant „Chin” zasiadał właśnie Tajwan.
Ale na czym właściwie polega problem, można zapytać ? Odpowiedź jest prosta jak w piosence Coolio „Gangsta’s Paradise”: Power and the money, money and the power. Po prostu – nikt (OK, poza wspomnianymi dwudziestoma dwoma państwami) na świecie nie chce zadzierać z Chińczykami. Gdy w latach 90-tych jedno z europejskich państw otwarło oficjalną ambasadę w Tajpej, wówczas Chiny zażądały zamknięcia ambasady tego państwa w Pekinie, logicznie argumentując, że „nie można mieć dwóch ambasad w jednym kraju”. Aluzja została zrozumiana a ambasada w Tajpej – zamknięta.
Jednakże każdy rozsądny kraj w taki czy inny sposób musi pilnować sowich interesów – przede wszystkim gospodarczych – na Tajwanie.
Pomysłowość w tej materii nie ma granic – i tak np. dyplomacja USA na Tajwanie reprezentowana jest przez …Instytut Amerykański na Tajwanie (AIT). Polska ma z kolei … Warszawskie Biuro Handlowe WBH (też ładnie). Oczywiście Dyrektor Warszawskiego Biura Handlowego jest dyplomatą zatrudnionym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Miałem okazję (dzięki kontaktom Tomasza ), odwiedzić Warszawskie Biuro Handlowe (WBH) i wypić kawę z … Jego Ekscelencją Ambasadorem Polski, a formalnie Dyrektorem WBH. Nawet adres mailowy na wizytówce kończy się na „msz.gov.pl”. Dyrektor WBH składa oficjalne listy uwierzytelniające jak każdy Ambasador czy Konsul. Biuro mieści się w pilnie strzeżonym biurowcu, wejście na teren biura jest chronione przez śluzę bezpieczeństwa, a jego teren jest eksterytorialny, co w świetle prawa międzynarodowego spełnia wszelkie formalne przesłanki oficjalnej placówki dyplomatycznej. Biuro zajmuje się również wszelką dyplomatyczną pomocą polskim obywatelom, co również jest wyłączną funkcja przynależną konsulatom i ambasadom.
Pięknie to wszystko pomyślane – Tajwan ma poczucie, że kontakty z całym światem są praktykowane również na drodze dyplomatycznej, a Chiny – pragmatycznie uznają, że wszystko jest w najlepszym porządku, ponieważ oficjalnie na Tajwanie nie ma żadnej (poza tymi nieszczęsnymi dwudziestoma dwoma) placówki dyplomatycznej typu ambasada czy konsulat.
Akurat w tym zakresie konsensus 1992 znakomicie się sprawdza.

Obrazek

W tym biurowcu w Tajpej mieści się nieformalna „ambasada” Polski: eksterytorialne Warszawskie Biuro Handlowe.

Jeżeli chodzi o samoświadomość narodową Tajwańczyków to sprawa jest bardzo skomplikowana. Według badań z 2012 roku (cytuję za Panią Profesor Ewą Trojnar), 86 % Tajwańczyków opowiada się za utrzymaniem wypracowanego z takim trudem status quo, którego jeden z przejawów opisałem powyżej. Zaledwie 6 % mieszkańców Wyspy opowiada się w sposób bezpośredni za ogłoszeniem niepodległości. Jednocześnie wśród wyznawców utrzymania status quo (wspomniana 86 procentowa większość), prawie 16 % dopuszcza ogłoszenie przez Tajwan niepodległości, lecz w nieokreślonej przyszłości (tzw. święte nigdy).
Z drugiej strony bardzo ciekawy jest fakt, że w 2012 roku (znowu cytuję Panią Profesor Trojnar), aż 59% społeczeństwa określało swoją tożsamość narodową jako „tajwańską”, a tylko 3,8 % jako „chińską”. Pozostałe 37,2 % deklarowało podwójną, „chińsko-tajwańską” tożsamość. Co ciekawe, w czasach dyktatorskich rządów nacjonalistów z Kuomingtangu, jeszcze w 1992 roku Tajwańczykami czuło się jedynie 24% obywateli, za to aż 33% deklarowało się jako „Chińczycy”. Pytani o to moi Tajwańscy Przyjaciele śmiali twierdząc, że to po prostu tak z przekory .

Obrazek

W Królestwie Białego Słońca.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 01 grudnia 2016, 16:11

ten europejski kraj co to nawiązał oficjalne stosunki z Tajwanem to była Macedonia - Tajwańczycy im za to zapłacili ;) Gdy pieniądze się skończyły ponownie nawiązali oficjalne stosunki z Chinami :lol:

Ambasadę Republiki Chińskiej widziałem swojego czasu w Rzymie, niedaleko placu św. Piotra. Nie jest zbyt imponująca, zajmuje chyba tylko kilka pomieszczeń jakiejś kamienicy :)
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8705
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Post autor: PiotrekP » 01 grudnia 2016, 16:44

Fajnie jest połączyć przyjemne z pożytecznym. Podróż służbowa i do tego zwiedzanie i poznawania ciekawego skrawka ziemi. Dużo ciekawych rzeczy opisałeś. Czytałem gdzieś, że tam mają bardzo dobrze rozwinięty system nauczania początkowego, a potem dalszego szkolenia i kariery. Język mandaryński musi być ciekawy i z bardzo długą historią, jednak ich kultura jest starsza od naszej.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Marshal23
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 568
Rejestracja: 20 stycznia 2014, 12:57

Post autor: Marshal23 » 02 grudnia 2016, 22:53

Zazdroszczę pracy i możliwości około niej.Darku Dziękuję za przewodnik po Tajwanie,jak dla Mnie super
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 05 grudnia 2016, 10:12

Pudelek pisze:ten europejski kraj co to nawiązał oficjalne stosunki z Tajwanem to była Macedonia - Tajwańczycy im za to zapłacili ;) Gdy pieniądze się skończyły ponownie nawiązali oficjalne stosunki z Chinami :lol:
(...)
Dokładnie tak, Pudelku :)
To była Mołdawia.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 05 grudnia 2016, 10:14

PiotrekP pisze:Fajnie jest połączyć przyjemne z pożytecznym. Podróż służbowa i do tego zwiedzanie i poznawania ciekawego skrawka ziemi. Dużo ciekawych rzeczy opisałeś. Czytałem gdzieś, że tam mają bardzo dobrze rozwinięty system nauczania początkowego, a potem dalszego szkolenia i kariery. Język mandaryński musi być ciekawy i z bardzo długą historią, jednak ich kultura jest starsza od naszej.
Dziękuję bardzo.
Za każdym razem, gdy gdzieś jestem, to staram się dowiedzieć jak najwięcej, porozmawiać z ludźmi, poszwędać się zaułkami, dopytać ludzi tam żyjących ...

Tak, zgadza się - kładą bardzo duży nacisk na kształcenie dzieci i młodzieży.
Na Tajwanie, podobnie jak w Japonii, zawód nauczyciela jest bardzo poważaną i szanowaną profesją. I na dodatek - całkiem dobrze płatną.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
Królik
Turysta
Turysta
Posty: 6299
Rejestracja: 22 lipca 2007, 23:27

Post autor: Królik » 09 grudnia 2016, 13:10

Wolf pisze:to tak jakby być teraz w tajwaniu
Wolf poprawnie po polsku to brzmi tak: "to tak jakby być teraz NA TAJWANIE" (jakbyś znów miał problemy z j.polskim to śmiało pisz na PW - pomogę bezinteresownie) :spoko:
ODPOWIEDZ