Korea Południowa. Część IV - egzotyka na wyspie Jeju.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
Korea Południowa. Część IV - egzotyka na wyspie Jeju.
Przedstawiam kolejną, czwartą już część relacji z mojej majowej wyprawy do Korei Południowej.
Poprzednie były tutaj:
viewtopic.php?t=10973
viewtopic.php?t=10985
viewtopic.php?t=11009
Tym razem trochę więcej Orientu – trzy dni spędzone na egzotycznej wyspie Jeju (czyt. Czedżu).
W tej relacji będzie trochę mniej tekstu a nieco więcej zdjęć
Na miejscu przyjęto nas prawdziwie po królewsku. Hotel w którym mieszkaliśmy 3 dni wręcz ociekał luksusami, jak na pięciogwiazdkowca przystało.
Zbudowany był w potężnej, głębokiej kotlinie, otwierającej się na Morze Wschodniochińskie.
Wystrój wnętrza przypominał muzeum – z mnóstwem zabytkowych waz, obrazów, arrasów i złoceń.
Waza z dynastii Ming za kuloodpornym szkłem – na hotelowym korytarzu.
Centralną część kotliny zajmowały luksusowe baseny, sauny, jaccuzzi, holenderskie wiatraki, itp.
Hotelowe nocne życie.
Pewnego wieczoru, korzystając z dobrze ponad 25 stopni Celsjusza w okolicach godziny 22, postanawiamy w kilka osób popływać w basenie. Po jego zamknięciu równo o północy, lądujemy w saunie razem z czterema … Rosjanami.
Nasze słowiańskie dusze szybko znajdują wspólny język – jeden z Rosjan (Wołodia), wyjmuje z niebieskiej torby Adidasa (prawilna, z trzema paskami) … kilka butelek wódki. Spodziewamy się picia, ale Wołodia zaczyna polewać wódką … gorące kamienie. Atmosfera (dosłownie i w przenośni) robi się coraz luźniejsza. Zaczynamy wspólnie śpiewać „Kalinkę”, „Katiuszę” i tym podobny repertuar, potem jeszcze nieśmiertelną Ałłę Pugaczową (pust wsiegda budiet sołńce), „Biełyje rozy” a na końcu ja wchodzę solo z „Ach Arbat, mój Arbat” Bułata Okudżawy, czym budzę podziw naszych nowych rosyjskich przyjaciół. I nie przeszkadzał nam nawet fakt nawet komunikatywnej znajomości języka rosyjskiego .
Mnie szczególnie spodobały się kilkudziesięciometrowe skałki z wodospadami, po których świetnie by się wspinało. Dopiero później, podczas „wizji lokalnej” okazało się, że … są wykonane z żywicy epoksydowej (albo innego ersatzu).
Dwudziestometrowe skałki z żywicy epoksydowej.
Pierwszego dnia po przyjeździe wybraliśmy się z kolegą na zwiedzanie „pokręconego” muzeum, o którym traktowała poprzednia relacja.
Powitalna kolacja była zachwycająca – również część zdjęć i opisów znajduje się w pierwszej, „kulinarnej” części mojej opowieści.
Z okna mojego pokoju miałem piękny widok również na najwyższy szczyt Korei Płd.: Halla-San; wygasły wulkan o wysokości 1950 m npm, jednakże ze względu na bliską jego odległość od morza, mniej więcej o takiej samej wybitności. Jest to wulkan dawno wygasły – ostatnia erupcja miała miejsce w 1007 roku.
Wygasły wulkan Halla-San – najwyższy szczyt Korei Płd.: 1950 m npm
Gdybym dysponował jeszcze jednym dniem wolnym, to kto wie … ?
Obsługa niezwykle miła, sympatyczna a organizacja na najwyższym poziomie – był nawet specjalny pracownik, nienagannie ubrany w świetnie skrojony, którego jedynym zadaniem było … kierowanie ruchem na podjeździe do hotelu – vide zdjęcie:
W wielu miejscach na wyspie rosły nad drzewach pomarańcze – wystarczyło wyciągnąć rękę i już. Jednak jest to taka lokalna odmiana – tak na prawdę coś pośredniego między mandarynką a pomarańczą.
Słynne mandarynki z Jeju.
Jak się komuś nie chce zrywać z drzewa, to zawsze można kupić .
Kolejną specyfiką Jeju są … czarne świnie – jest tu sporo węży, z czego większość jest jadowitych. Okazuje się, że czarne świnie świetnie sobie radzą z wężami – w takim starciu czarna świnia zawsze wygrywa. Węże się ich boją i ludzie trzymali je przy domach dla odstraszania węży.
Dżungla na Jeju – węże, mnóstwo węży …
Pierwszym punktem zwiedzania tej wyjątkowej urody wyspy było Oedolgae rocks, co można tłumaczyć jako „samotna skała”. Niemalże pionowa, pojedyncza skała, wystaje wprost z morza na wysokość ok. 20 metrów.
Miejscowa legenda głosi, że mąż miejscowej kobiety zaginął na morzu. Ona godzinami wyczekiwała na brzegu, wypatrując jego powrotu. Gdy pewnego dnia jego ciało zostało wyrzucone na brzeg, jego żona popełniła z rozpaczy samobójstwo rzucając się w tym miejscu do morza.
Miejscowi dostrzegają w filarze skały postać tej właśnie kobiety, wypatrującej powrotu swego męża, a w poziomej podstawie skały upatrują podobieństwa do ciała męża, wyrzuconego przez fale na mieliznę.
Tak, czy inaczej, widok jest fantastyczny.
Oedolgae rocks – „samotna skała”
Ze względu na swoje położenie wyspa była przez dłuższy czas w pewnej izolacji; jak twierdzili miejscowi – nawet ich lokalny język jest nieco inny niż klasyczny koreański z kontynentu. Mnie jednak – z wiadomych względów – trudno było to stwierdzić.
Wyspa Jeju różni się za to wyraźnie od zurbanizowanych i zindustrializowanych obszarów Korei kontynentalnej, zwłaszcza takich okręgów jak Pusan czy Seul. W wielu miejscach Jeju zachowała się nietknięta ludzką ręką przyroda, co sprawia, że miejsce to jest bardzo licznie odwiedzaną atrakcją turystyczną.
Jedną z lokalnych atrakcji wyspy Jeju jest charakterystyczny Strażnik Wyspy „Harubang” (czy tez w innej wersji „ Doharubang”) – postać pochodząca z licznych tutaj legend. Jego podobizny można spotkać na każdym kroku w postaci rzeźb z lawy.
Strażnik wyspy – Harubang.
Kolejnym ciekawym miejscem był unikalny w skali świata wodospad Jeongbang w Seogwipo City, podobno jedyny, który … wpada wprost do morza. Rzeczywiście widok jest niesamowity – z urwistego klifu o wysokości ok. 30 metrów, wodospad spływa wprost na kamienistą plażę i uchodzi do morza. Koreańczycy bardzo lubią wszelkiego rodzaju baśnie, opowieści i legendy, tak więc również i z tym miejscem związana jest jedna z nich.
Głosi ona, że wysłannik chińskiego cesarza Jin, Seobul, wybrał się na wyspę Jeju w poszukiwaniu ziela które miałoby zapewnić wieczną młodość. Ziela niestety nie znalazł, ale zachwycił się wodospadem i wygrawerował na skale swój podpis, który ponoć można dostrzec wśród skał. Niestety mnie się nie udało.
Wodospad Jeongbang w Seogwipo City
W pobliżu wodospadu, wśród kamieni, na plaży rozłożyły swój „foodtrack” Koreanki. Młodsze nurkują i poławiają owoce morza, a starsze na miejscu przyrządzają lokalne smakołyki. Poczułem się trochę jak Cejrowski wśród tubylców. Niestety obserwując, jak starsza Pani tnie odnóża ośmiornicy, przeszła mi odwaga, aby cokolwiek u nich skosztować.
Kolejnym punktem na wyspie Jeju była zachwycająca świątynia buddyjska. Niesamowita architektura, przepiękne otoczenie, a w środku – największy w Korei Złoty Budda – wspaniały. Niektórzy koledzy są zbulwersowani swastyką, umieszczoną nad wejściem – tłumaczę im pierwotne znaczenie tego symbolu.
Świątynia buddyjska – na dachu: swastyka.
Setki kolorowych lampionów, zrobionych z delikatnego papieru. A w środku – jakżeby inaczej: LEDy, tysiące LEDów .
Wewnątrz – dziesiątki lampionów, przepiękne, bogato zdobione figurki i płaskorzeźby, setki miniaturowych wotywnych figurek Buddy. Są nawet cukierki i ryż składane Buddzie w ofierze.
Największy w Korei Płd. Złoty Budda.
Bajecznie kolorowe cukierki – w ofierze dla Buddy.
Wotywne figurki Buddy. Kogo stać – ofiaruje większą figurę, kto biedniejszy – daje mniejszą. Wszystkie dyskretnie podświetlone (LEDami oczywiście).
Te kolorowe walce to modlitewne lampiony. Do środka wkłada się zwiniętą w rulon kolorową kartkę, na której pisze się tekst modlitwy. Następnie stawia się lampion w przygotowanym miejscu (półka za moimi plecami). Lampiony również są podświetlone LEDami.
Chwila religijnej zadumy.
Skarbonka z datkami na ofiary trzęsienia ziemi w Nepalu. Na pierwszy rzut oka same wysokie nominały, lecz 1000 koreańskich wonów (jak na niebieskich banknotach) to zaledwie … 1 dolar amerykański .
Cały świątynny kompleks znajduje się na skraju dżungli, która jakoś tak przypominała mi obrazy z „Czasu Apokalipsy”. Było to wrażenie tak sugestywne, że aż spojrzałem w niebo, czy nie nadlatują myśliwce z napalmem.
Dżungla jak z „Czasu Apokalipsy”.
Uniesieni religijną atmosferą kierujemy się znowu nad morski brzeg. Kolejny zapierający dech w piersiach cud przyrody – Jusangjeollidae, czyli … las kolumn.
Na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć, że człowiek nie przyłożył do tego swojej dłoni.
Bazaltowe kolumny, o regularnych czworo– , pięcio- i sześciobocznych kształtach i wysokości dochodzącej do 25 metrów zawdzięczają swój wygląd gwałtownemu stygnięciu gorącej lawy, która spływając z wulkanu błyskawicznie zastygała w morskiej wodzie, co powodowało coś w rodzaju krystalizacji i powstawanie szczelin miedzy poszczególnymi słupami. To wszystko działo się 250 – 140 tysięcy lat temu.
[/url]
Jusangjeollidae – las kolumn
Wyspa Jeju ma różne oblicza – z jednej strony urwiste klify, kamieniste plaże, gdzie trudno nawet pomyśleć o jakimkolwiek plażingu, a po drugiej stronie, łagodne, piaszczyste wybrzeże, chociaż regularnie po odpływie zalewane wodorostową papką (ponoć po przyrządzeniu świetnie smakuje). W innym miejscu płaskie, kamieniste wybrzeże.
Piasek bardzo drobny, wielokolorowy, ale w dotyku dość szorstki, jak papier ścierny.
Chłoniemy piękne widoki i pomału żegnamy się z tą uroczą wyspą.
Jeszcze tylko kolejna, uroczysta kolacja i wczesnym rankiem niespełna 500 kilometrowy lot do stolicy Korei, Seulu.
Żegnają nas mandarynkowe drzewa i kwiaty lotosu …
Kwiat lotosu
Poprzednie były tutaj:
viewtopic.php?t=10973
viewtopic.php?t=10985
viewtopic.php?t=11009
Tym razem trochę więcej Orientu – trzy dni spędzone na egzotycznej wyspie Jeju (czyt. Czedżu).
W tej relacji będzie trochę mniej tekstu a nieco więcej zdjęć
Na miejscu przyjęto nas prawdziwie po królewsku. Hotel w którym mieszkaliśmy 3 dni wręcz ociekał luksusami, jak na pięciogwiazdkowca przystało.
Zbudowany był w potężnej, głębokiej kotlinie, otwierającej się na Morze Wschodniochińskie.
Wystrój wnętrza przypominał muzeum – z mnóstwem zabytkowych waz, obrazów, arrasów i złoceń.
Waza z dynastii Ming za kuloodpornym szkłem – na hotelowym korytarzu.
Centralną część kotliny zajmowały luksusowe baseny, sauny, jaccuzzi, holenderskie wiatraki, itp.
Hotelowe nocne życie.
Pewnego wieczoru, korzystając z dobrze ponad 25 stopni Celsjusza w okolicach godziny 22, postanawiamy w kilka osób popływać w basenie. Po jego zamknięciu równo o północy, lądujemy w saunie razem z czterema … Rosjanami.
Nasze słowiańskie dusze szybko znajdują wspólny język – jeden z Rosjan (Wołodia), wyjmuje z niebieskiej torby Adidasa (prawilna, z trzema paskami) … kilka butelek wódki. Spodziewamy się picia, ale Wołodia zaczyna polewać wódką … gorące kamienie. Atmosfera (dosłownie i w przenośni) robi się coraz luźniejsza. Zaczynamy wspólnie śpiewać „Kalinkę”, „Katiuszę” i tym podobny repertuar, potem jeszcze nieśmiertelną Ałłę Pugaczową (pust wsiegda budiet sołńce), „Biełyje rozy” a na końcu ja wchodzę solo z „Ach Arbat, mój Arbat” Bułata Okudżawy, czym budzę podziw naszych nowych rosyjskich przyjaciół. I nie przeszkadzał nam nawet fakt nawet komunikatywnej znajomości języka rosyjskiego .
Mnie szczególnie spodobały się kilkudziesięciometrowe skałki z wodospadami, po których świetnie by się wspinało. Dopiero później, podczas „wizji lokalnej” okazało się, że … są wykonane z żywicy epoksydowej (albo innego ersatzu).
Dwudziestometrowe skałki z żywicy epoksydowej.
Pierwszego dnia po przyjeździe wybraliśmy się z kolegą na zwiedzanie „pokręconego” muzeum, o którym traktowała poprzednia relacja.
Powitalna kolacja była zachwycająca – również część zdjęć i opisów znajduje się w pierwszej, „kulinarnej” części mojej opowieści.
Z okna mojego pokoju miałem piękny widok również na najwyższy szczyt Korei Płd.: Halla-San; wygasły wulkan o wysokości 1950 m npm, jednakże ze względu na bliską jego odległość od morza, mniej więcej o takiej samej wybitności. Jest to wulkan dawno wygasły – ostatnia erupcja miała miejsce w 1007 roku.
Wygasły wulkan Halla-San – najwyższy szczyt Korei Płd.: 1950 m npm
Gdybym dysponował jeszcze jednym dniem wolnym, to kto wie … ?
Obsługa niezwykle miła, sympatyczna a organizacja na najwyższym poziomie – był nawet specjalny pracownik, nienagannie ubrany w świetnie skrojony, którego jedynym zadaniem było … kierowanie ruchem na podjeździe do hotelu – vide zdjęcie:
W wielu miejscach na wyspie rosły nad drzewach pomarańcze – wystarczyło wyciągnąć rękę i już. Jednak jest to taka lokalna odmiana – tak na prawdę coś pośredniego między mandarynką a pomarańczą.
Słynne mandarynki z Jeju.
Jak się komuś nie chce zrywać z drzewa, to zawsze można kupić .
Kolejną specyfiką Jeju są … czarne świnie – jest tu sporo węży, z czego większość jest jadowitych. Okazuje się, że czarne świnie świetnie sobie radzą z wężami – w takim starciu czarna świnia zawsze wygrywa. Węże się ich boją i ludzie trzymali je przy domach dla odstraszania węży.
Dżungla na Jeju – węże, mnóstwo węży …
Pierwszym punktem zwiedzania tej wyjątkowej urody wyspy było Oedolgae rocks, co można tłumaczyć jako „samotna skała”. Niemalże pionowa, pojedyncza skała, wystaje wprost z morza na wysokość ok. 20 metrów.
Miejscowa legenda głosi, że mąż miejscowej kobiety zaginął na morzu. Ona godzinami wyczekiwała na brzegu, wypatrując jego powrotu. Gdy pewnego dnia jego ciało zostało wyrzucone na brzeg, jego żona popełniła z rozpaczy samobójstwo rzucając się w tym miejscu do morza.
Miejscowi dostrzegają w filarze skały postać tej właśnie kobiety, wypatrującej powrotu swego męża, a w poziomej podstawie skały upatrują podobieństwa do ciała męża, wyrzuconego przez fale na mieliznę.
Tak, czy inaczej, widok jest fantastyczny.
Oedolgae rocks – „samotna skała”
Ze względu na swoje położenie wyspa była przez dłuższy czas w pewnej izolacji; jak twierdzili miejscowi – nawet ich lokalny język jest nieco inny niż klasyczny koreański z kontynentu. Mnie jednak – z wiadomych względów – trudno było to stwierdzić.
Wyspa Jeju różni się za to wyraźnie od zurbanizowanych i zindustrializowanych obszarów Korei kontynentalnej, zwłaszcza takich okręgów jak Pusan czy Seul. W wielu miejscach Jeju zachowała się nietknięta ludzką ręką przyroda, co sprawia, że miejsce to jest bardzo licznie odwiedzaną atrakcją turystyczną.
Jedną z lokalnych atrakcji wyspy Jeju jest charakterystyczny Strażnik Wyspy „Harubang” (czy tez w innej wersji „ Doharubang”) – postać pochodząca z licznych tutaj legend. Jego podobizny można spotkać na każdym kroku w postaci rzeźb z lawy.
Strażnik wyspy – Harubang.
Kolejnym ciekawym miejscem był unikalny w skali świata wodospad Jeongbang w Seogwipo City, podobno jedyny, który … wpada wprost do morza. Rzeczywiście widok jest niesamowity – z urwistego klifu o wysokości ok. 30 metrów, wodospad spływa wprost na kamienistą plażę i uchodzi do morza. Koreańczycy bardzo lubią wszelkiego rodzaju baśnie, opowieści i legendy, tak więc również i z tym miejscem związana jest jedna z nich.
Głosi ona, że wysłannik chińskiego cesarza Jin, Seobul, wybrał się na wyspę Jeju w poszukiwaniu ziela które miałoby zapewnić wieczną młodość. Ziela niestety nie znalazł, ale zachwycił się wodospadem i wygrawerował na skale swój podpis, który ponoć można dostrzec wśród skał. Niestety mnie się nie udało.
Wodospad Jeongbang w Seogwipo City
W pobliżu wodospadu, wśród kamieni, na plaży rozłożyły swój „foodtrack” Koreanki. Młodsze nurkują i poławiają owoce morza, a starsze na miejscu przyrządzają lokalne smakołyki. Poczułem się trochę jak Cejrowski wśród tubylców. Niestety obserwując, jak starsza Pani tnie odnóża ośmiornicy, przeszła mi odwaga, aby cokolwiek u nich skosztować.
Kolejnym punktem na wyspie Jeju była zachwycająca świątynia buddyjska. Niesamowita architektura, przepiękne otoczenie, a w środku – największy w Korei Złoty Budda – wspaniały. Niektórzy koledzy są zbulwersowani swastyką, umieszczoną nad wejściem – tłumaczę im pierwotne znaczenie tego symbolu.
Świątynia buddyjska – na dachu: swastyka.
Setki kolorowych lampionów, zrobionych z delikatnego papieru. A w środku – jakżeby inaczej: LEDy, tysiące LEDów .
Wewnątrz – dziesiątki lampionów, przepiękne, bogato zdobione figurki i płaskorzeźby, setki miniaturowych wotywnych figurek Buddy. Są nawet cukierki i ryż składane Buddzie w ofierze.
Największy w Korei Płd. Złoty Budda.
Bajecznie kolorowe cukierki – w ofierze dla Buddy.
Wotywne figurki Buddy. Kogo stać – ofiaruje większą figurę, kto biedniejszy – daje mniejszą. Wszystkie dyskretnie podświetlone (LEDami oczywiście).
Te kolorowe walce to modlitewne lampiony. Do środka wkłada się zwiniętą w rulon kolorową kartkę, na której pisze się tekst modlitwy. Następnie stawia się lampion w przygotowanym miejscu (półka za moimi plecami). Lampiony również są podświetlone LEDami.
Chwila religijnej zadumy.
Skarbonka z datkami na ofiary trzęsienia ziemi w Nepalu. Na pierwszy rzut oka same wysokie nominały, lecz 1000 koreańskich wonów (jak na niebieskich banknotach) to zaledwie … 1 dolar amerykański .
Cały świątynny kompleks znajduje się na skraju dżungli, która jakoś tak przypominała mi obrazy z „Czasu Apokalipsy”. Było to wrażenie tak sugestywne, że aż spojrzałem w niebo, czy nie nadlatują myśliwce z napalmem.
Dżungla jak z „Czasu Apokalipsy”.
Uniesieni religijną atmosferą kierujemy się znowu nad morski brzeg. Kolejny zapierający dech w piersiach cud przyrody – Jusangjeollidae, czyli … las kolumn.
Na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć, że człowiek nie przyłożył do tego swojej dłoni.
Bazaltowe kolumny, o regularnych czworo– , pięcio- i sześciobocznych kształtach i wysokości dochodzącej do 25 metrów zawdzięczają swój wygląd gwałtownemu stygnięciu gorącej lawy, która spływając z wulkanu błyskawicznie zastygała w morskiej wodzie, co powodowało coś w rodzaju krystalizacji i powstawanie szczelin miedzy poszczególnymi słupami. To wszystko działo się 250 – 140 tysięcy lat temu.
[/url]
Jusangjeollidae – las kolumn
Wyspa Jeju ma różne oblicza – z jednej strony urwiste klify, kamieniste plaże, gdzie trudno nawet pomyśleć o jakimkolwiek plażingu, a po drugiej stronie, łagodne, piaszczyste wybrzeże, chociaż regularnie po odpływie zalewane wodorostową papką (ponoć po przyrządzeniu świetnie smakuje). W innym miejscu płaskie, kamieniste wybrzeże.
Piasek bardzo drobny, wielokolorowy, ale w dotyku dość szorstki, jak papier ścierny.
Chłoniemy piękne widoki i pomału żegnamy się z tą uroczą wyspą.
Jeszcze tylko kolejna, uroczysta kolacja i wczesnym rankiem niespełna 500 kilometrowy lot do stolicy Korei, Seulu.
Żegnają nas mandarynkowe drzewa i kwiaty lotosu …
Kwiat lotosu
Tolerancja dla niejednoznaczności.
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Piękna egzotyka bije z tego Orientu.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Piękna przygoda na wspaniałej wyspie. Szczególnie utkwił mi w oku ten ogromny wodospad i złoty Budda. Zresztą nie ma co wyszczególniać bo każda pokazana przez Ciebie Darku atrakcja jest warta obejrzenia. To taki dla nas inny świat, ale nie mniej piękny.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
Dziękuję, Robert.Robert J pisze:Niesamowicie wyglądają te bazaltowe słupy !
Fajne miejsca odwiedziłeś
Rzeczywiście są niesamowite, a "na żywo" robią jeszcze większe wrażenie niż na zdjęciach (przed wyjazdem przejrzałem w necie wszystko co możliwe na temat miejsc, które mieliśmy odwiedzić).
Tolerancja dla niejednoznaczności.
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
Dziękuję Halinko.HalinkaŚ pisze:Piękna przygoda na wspaniałej wyspie. Szczególnie utkwił mi w oku ten ogromny wodospad i złoty Budda. Zresztą nie ma co wyszczególniać bo każda pokazana przez Ciebie Darku atrakcja jest warta obejrzenia. To taki dla nas inny świat, ale nie mniej piękny.
Bardzo się cieszę, że miałem okazję (pewnie jedyną w życiu) odwiedzić tak fantastyczne miejsca.
Masz rację - to zupełnie inny świat. Te barwy, zapachy, odgłosy - wszystko odczuwa się zupełnie inaczej niż "u siebie w domu".
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Ostatnio podczytuję trochę książek o Korei dlatego zwróciłam uwagę na Twoją relację. Interesuję się tą tematyką bo to taki dla mnie przynajmniej mocno "egzotyczny" kraj.Dariusz Meiser pisze:Masz rację - to zupełnie inny świat. Te barwy, zapachy, odgłosy - wszystko odczuwa się zupełnie inaczej niż "u siebie w domu"
Dobrze pokazuje zwyczaje i zachowanie Suki Kim w książce pt. "Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit."-polecam.
Dodatkowo ' "Pod jednym niebem" Joseph Kim. Wstrząsająca opowieść o głodzie i walce o przetrwanie w Korei Północnej, o dramatycznej ucieczce, pomocy ze strony działaczy chrześcijańskich i o nowym życiu w Stanach Zjednoczonych, o wierze i odwadze Mogę podesłać linki do e boków gdybyś był zainteresowany.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
Droga Halinko, wspaniale - bardzo chętnie przeczytam.HalinkaŚ pisze: Ostatnio podczytuję trochę książek o Korei dlatego zwróciłam uwagę na Twoją relację. Interesuję się tą tematyką bo to taki dla mnie przynajmniej mocno "egzotyczny" kraj.
Dobrze pokazuje zwyczaje i zachowanie Suki Kim w książce pt. "Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit."-polecam.
Dodatkowo ' "Pod jednym niebem" Joseph Kim. Wstrząsająca opowieść o głodzie i walce o przetrwanie w Korei Północnej, o dramatycznej ucieczce, pomocy ze strony działaczy chrześcijańskich i o nowym życiu w Stanach Zjednoczonych, o wierze i odwadze Mogę podesłać linki do e boków gdybyś był zainteresowany.
O Korei Płn. będzie trochę w kolejnej części relacji - ze zwiedzania Seulu i nocnej zabawy podczas bajecznie kolorowego Święta Latarni (urodziny Buddy). Jednak relację zamieszczę za jakieś 2 tygodnie - kończę pisać fotoopowieść (w 3 częściach) z mojego tegorocznego pobytu na Tajwanie. W tym roku notabene miałem wyjątkowe szczęście do egzotycznych i dalekich podróży: Alpy w Szwajcarii, potem wylot na Tajwan, a miesiąc temu byłem w Izraelu i Autonomii Palestyńskiej. Jak podliczyłem, to w tym roku "przepodróżowałem" kulę ziemską dookoła
Tolerancja dla niejednoznaczności.
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt: