3-11.06- Nadbużańska przygoda - wschodnie rubieże po raz wtóry

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

3-11.06- Nadbużańska przygoda - wschodnie rubieże po raz wtó

Post autor: Pudelek » 14 czerwca 2016, 15:38

I nastał czas wiosny, kiedy to już od kilku lat wesoła kompania przemieszcza się wzdłuż wschodnich granic Polski. Tym razem później niż zwykle, gdyż w czerwcu, ale okazało się, że był to doskonały wybór.

Rok temu robiliśmy odcinki na północnym Podlasiu i Suwalszczyźnie. W tym roku wypadł więc znów kierunek południowy, czyli poniżej Bugu, więc... no właśnie, gdzie? Administracyjnie to województwo lubelskie, co - jak wiemy - nic nie znaczy. Historycznie to zachodnie Polesie, natomiast w XIX wieku zaczęto określać teren, po którym będziemy się przemierzali, jako południowe Podlasie, choć bardziej w rozumieniu administracyjnym. Na miejscu okazało się jednak, że używa się niemal wyłącznie określenie "Podlasie", "Polesie" dopiero w jego dolnej części...

Z Eco zaczynam start w Opolu, skąd przemieszczamy się do stolicy Śląska. Tam dociera Buba i spędzamy kilka miłych godzin w towarzystwie znajomych. Przezornie nie robię żadnych zdjęć, aby nie kusić licha - w 2014 roku ukradło mi ono aparat, a rok temu stracił go Eco, więc kto wie, na kogo napadnie teraz??

Mocno zapełnionym Polskim Busem docieramy o 4.30 rano do Warszawy, do stacji metra Młociny. Pierwszy autobus umożliwia nam wycieczkę po wyludnionych ulicach stołecznych opłotków i tylko czasami gdzieś daleko widać wielki świat.
Obrazek

W Warszawie Zachodniej jest knajpa, którą Eco z Bubą bardzo polecali. Co prawda były obawy czy po remoncie nie zniknęła jako pozostałość spelunkowatej przeszłości, jednak jest, gdyż znajduje się w przejściu podziemnym. Co prawda działa dopiero od 6, ale już pół godziny wcześniej ma otwarte drzwi. "Bar na luzie zaprasza".

Wbrew nazwie na luzie jednak nie jest. Pani zza baru jakaś taka zafuczała, Andrzej dostaje zjebkę za robienie zdjęć bez pytania o zgodę :shock: . Ja przezornie się pytam i takową dostaję...
Obrazek

Wystrój fajny, lecz piwo paskudne i nie ma toalety, prócz płatnej dworcowej oraz pobliskiego parku. Jakoś wymęczamy kufelki i suniemy na najbliższy pociąg.

W kasie chcemy bilet do Międzyrzeca. Kobieta z okienka coś tam marudzi, że konieczne będą przesiadki. Tak, wiemy! Ale w Siedlcach będziecie mieli godzinę czekania! Tak, wiemy to również! W końcu jednak nam sprzedaje, sprawdzając kilka razy, czy na pewno jest to, o co nam chodzi; tak to jest, gdy kasjer jest mądrzejszy od podróżnego...

Żeby było zabawniej po dojechaniu do Siedlec okazuje się, że przesiadka czeka na sąsiednim torze. Od razu, bez żadnego czekania! Jakim cudem pani z Warszawy tego nie widziała u siebie w komputerze? Nie wiem.

Wysiadamy w Łukowie przy ładnym dworcu w "stylu polskim".
Obrazek

Nigdzie nie chce nam się iść, bo do centrum daleko i chyba niezbyt tam wiele interesujących rzeczy, a że mimo wczesnej pory żar leje się z nieba to idziemy usiąść pod dawne magazyny kolejowe.
Obrazek

Sączymy domowe piwko i cieszymy się tym nastrojem, który najfajniejszy jest właśnie na początku każdej podróży :)

Następnym zugiem dojeżdżamy nareszcie do Międzyrzeca Podlaskiego.
Obrazek

Już na początku zderzenie dwóch światów - starego i nowego:
Obrazek
Obrazek

Pod dawnym młynem zatrzymuje się wesoły rowerzysta i pyta skąd jesteśmy. Gdy dowiaduje się że m.in. z okolic Opola to dziwi się, iż nie zostaliśmy na festiwalu.
- Właśnie stamtąd uciekliśmy, jest za głośno i tłoczno!
Rowerzysta zgadza się całkowicie z nami ;)

Pod pałacem Potockich (nijakim, gdyż w obecnej formie pochodzi z okresu międzywojennego) odbywa się impreza pod tytułem Wiwaty Królewskie.
Obrazek

Wiwatują faktycznie dość głośno, co chwilę ktoś strzela.
Obrazek

Są rycerze i świnie.
Obrazek
Obrazek

Liczyliśmy na jakieś swojskie jadło i napitki, lecz stragany dopiero się rozstawiają, więc zostaje nam wypić piwo pod drzewami w parku, co jest dość utrudnione z powodu kręcącej się wszędzie policji...

Nieco później idziemy w kierunku rynku, szukając jakiegoś lokalu na obiad. A tam - dotarł korowód z Wiwatów, machający duńskimi flagami.
Obrazek

Rynek, jak rynek, nic specjalnego, lecz w rogu znajduje się "hotel", pod którym w dość sympatycznej knajpie zjadamy obiad.
Obrazek

Choć była jedna rzecz która na rynku przykuła moją uwagę - rzeźba poświęcona miejscowym Żydom. Jej tytuł to "Modlitwa".
Obrazek

Mnie kojarzy się z czymś zupełnie innym...

Kilka kroków od głównego placu uliczki są już puste i zaniedbane.
Obrazek

Przechodzimy przez rzekę Krznę, dopływ Bugu, którą jeszcze dziś spotkamy.
Obrazek

I znów pociąg... Eco wyciąga szachy.
Obrazek

Po co? Bo w końcu jesteśmy w Szachach :D
Obrazek

Przechodzący obok konduktor mówi: "Noo, to mi się podoba". Następnym razem trzeba coś wziąć do Misiów i Borsuków ;)

Wysiadamy stację dalej w Sokulach.
Obrazek

Nie ma tam kompletnie nic ciekawego, lecz jest na tyle młoda pora, że chcemy trochę się przejść. Trasa niezbyt skomplikowana, bo centralnie wzdłuż torów.
Obrazek

Już na samym początku znajdujemy rozwalający się dom - można w nim nieźle się ubrać, mają laćki, marynarkę i bryle :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A potem 7,5 kilometra w słońcu i ciężkim powietrzu, machając do przejeżdżających pociągów, które odpowiadają syrenami.
Obrazek

Widziana ciekawostka - lokomotywa "holuje" skład białoruski.
Obrazek

Podczas wędrówki mijamy bagienko.
Obrazek

Przy mikroskopijnym przysiółku jest przejazd kolejowy. Po obu stronach wylano kilka metrów asfaltu, po czym z powrotem wraca droga gruntowa.
Obrazek

Mieliśmy też widzieć groby lotników z 1939 roku, ale żadnego nie spotkaliśmy, mimo iż jeden leży podobno tuż przy ścieżce. Jedyny jaki rzucił nam się w oczy to ofiary jakiego potrącenia...

Przy przystanku w Porosiukach wita nas banda gimnazjalistów jeżdżąca w tem i nazad swoimi piździkami. Dumni, jakby co najmniej harleyów dosiadali, hałasują niczym stado owadów. Dodatkowo niebo zasnuwają ciężkie chmury, a z oddali słychać nieśmiałe odgłosy burzy. Po krótkim odpoczynku rzucamy się do wsi, którą znamy z wizyty sprzed dwóch lat. Wtedy w centrum działał sklep.
Obrazek

Dwa lata to jednak dużo i dziś straszy tylko tablica z numerem telefonu na sprzedaż. Zaczyna też kropić, więc w deszczu idziemy szybko nad Krznę, gdzie kiedyś stała wiata. Ta na szczęście nie została wystawiona do handlu i jest zamieszkała przez czterech miejscowych.

Szybko znajdujemy z nimi wspólny język, choć oni nie mogą nadziwić się, że ktoś przyjechał turystycznie do Polski B. W czasie gdy lecą do domów po flaszki rozstawiamy w ostatniej chwili namiot, bo wkrótce nadciąga spora ulewa (burza przechodzi bokiem).
Obrazek

Dach wiaty przecieka, więc gramy w grę pod tytułem "znajdź suche miejsce", co wiąże się z ciągłym przesuwaniem tobołków. Humory jednak dopisują :)
Obrazek

Opady nie trwają długo, rychło wraca słońce, a integracja trwa w najlepsze. Mamy zaszczyt pić z jedną trzecią rady sołeckiej!
Obrazek
Obrazek

Dzwonimy, zgodnie z tekstem postawionej tablicy, do pani sołtys z informacją, że tutaj będziemy nocować. Sołtys jest niesłychanie zadowolona, iż jeszcze tacy uczciwi ludzie są i nie żąda opłaty (całe 1 zł za osobę ;)), lecz życzy udanego wypoczynku :) Przed zachodem zajedzie jeszcze do nas samochodem, aby zobaczyć kto to z tak daleka przyjechał i stwierdza, że Bubę poznaje ;)

Miejscowe chłopaki spisały się na medal - przynieśli swoją część alkoholu, uwalili się dość szybko i grzecznie poszli spać ;) Miły początek wypadu :) Zamiast nich zjawia się Wiesio, który mieszka w nieodległej Białej Podlasce i dowozi zaopatrzenie :)
Obrazek

Reszta wieczoru mija na rozmaitych rozmowach, wędzeniu się przy ogniu i obserwowaniu pięknego końca dnia, gdy wokół szaleją mgły.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jest na tyle ciepło i sucho, że śpimy z Bubą pod wiatą i dzięki temu udaje nam się zobaczyć wschód słońca, nie różniący się za bardzo od zachodu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Poranek jest piękny i upalny, zakłócany jedynie przez dwóch rybaków w Krznie.
Obrazek
Obrazek

Kąpiel była fantastyczna, człowiek dostał takiego kopa, że od razu miał ochotę góry przenosić! Zwłaszcza, że nie było wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja do kontaktu z wodą. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nagły atak licha, po którym wypada mi świeża plomba z zęba :(

Zbieramy się wolno, przez co później będziemy mieli problem zdążyć na czas - to stanie się tegoroczną tradycją. Porosiuki śpią, co w niedzielne przedpołudnie nie dziwi, podobnie jak brak naszych wczorajszych współbiesiadników.

W pociągu niespodzianka - w przedziale bydlęcym siedzi już Grześ! Eco o tym wiedział, lecz rzecz jasna nie powiedział! Uściski, ściski, wyciąganie piwek, studiowanie mapy...
Obrazek

Zarabiam też 100 złotych po wizycie SOK-istów. Akurat gdy przechylałem zimnego browara.
- Głupia sprawa - mówię.
- Bardzo głupia.
- To przez upał, nie mamy wody, a coś pić trzeba - wyjaśniam.
- A to jest woda przecież - mundurowy pokazuje butelkę przy moim plecaku.
- To z rzeki, brudna, spaliliśmy przy wiacie - mówię niewzruszony.

Na szczęście machają ręką i idą dalej. Bywają jednak ludzcy SOK-iści...

W Białej Podlaskiej kolejny biały dworzec, styl "renesans polski".
Obrazek

Po widokach za oknem widać, że jesteśmy coraz bliżej granicy - wagony opisane cyrylicą, cysterny, transporty drewna. W Małasiewiczach jest duża stacja przeładunkowa obsługująca dostawy ze wschodu.
Obrazek

Jeszcze parę minut i będziemy w Terespolu, zaczynając właściwą część przygody!
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Marshal23
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 568
Rejestracja: 20 stycznia 2014, 12:57

Post autor: Marshal23 » 14 czerwca 2016, 21:00

Zaczyna się nieźle,oczywiście Czekam na jeszcze
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 14 czerwca 2016, 21:28

"Bar na luzie zaprasza".
Wbrew nazwie na luzie jednak nie jest.
Ta knajpa jest potwierdzeniem tego ze czasem lepiej nie wracac do znajomych miejsc. Czasem lepiej zachowac w pamieci mile wspomnienia sprzed lat niz skonfrontowac je z rzeczywistoscia..
Syrenka na scianie zostala, rozne smieszne obrazki rowniez.. ale bylo to zupelnie inne miejsce niz to ktore odwiedzilismy z eco i Michalem w 2012 roku.. :(
Przechodzący obok konduktor mówi: "Noo, to mi się podoba". Następnym razem trzeba coś wziąć do Misiów i Borsuków ;)
Zimna Wodke trzeba odwiedzic! nie mamy daleko! :P

albo niedaleko od lubelskich wojazy jest jeszcze inna wioska o wdziecznej nazwie
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBuli ... lubelskie)
Miejscowe chłopaki spisały się na medal - przynieśli swoją część alkoholu, uwalili się dość szybko i grzecznie poszli spać
Nie dosc ze przyniesli alkohol to jeszcze bardzo smaczny- ten Jelcyn jablkowy bardzo mi przypadl do gustu!
Jest na tyle ciepło i sucho, że śpimy z Bubą pod wiatą i dzięki temu udaje nam się zobaczyć wschód słońca, nie różniący się za bardzo od zachodu.
Moim zdaniem wschod byl ladniejszy!
Obrazek
Obrazek
Zbieramy się wolno, przez co później będziemy mieli problem zdążyć na czas - to stanie się tegoroczną tradycją.
po tym biegu w Porosiukach niektorzy postanowili przelamac tradycje i potem wychodzili wczesniej od pozostalych...
Na szczęście machają ręką i idą dalej. Bywają jednak ludzcy SOK-iści...
Czesto sokisci sa bardziej ludzcy niz kapusie ktorzy ich wzywaja...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 16 czerwca 2016, 12:11

Terespol (Тере́спіль) wita nas nowoczesnym dworcem oraz czujnymi spojrzeniami funkcjonariuszy Straży Granicznej. Zapewne pomyśleli, że jakieś dziwne te mrówki...
Obrazek

Dworzec niby odpicowany, ale nie wiem na ile wiarygodną mają informację, że w Brześciu są dwa dworce główne - Centr i Centralny ;)
Obrazek

Po wyjściu rozglądamy się za jakimś barem, coby przeczekać największe godziny skwaru - obok rzędu kantorów jest bar z ogromny parasolem. Spędzamy tam przyjemnie sporo czasu, przy okazji ładując różnego rodzaju sprzęt.

Chcielibyśmy zakupić jakieś normalne piwo, więc kierują nas do hipermarketu w centrum. Przy okazji możemy obejrzeć paskudny kościół, do którego zabytkowej bryły dobudowano współczesną oraz m.in. trzy pomniki:
- Niepodległości, Nieznanego Żołnierza i Praw Miejskich w jednym
Obrazek

- poległych żołnierzy Armii Czerwonej (ciekawe jak długo jeszcze postoi przy dobrej zmianie?)
Obrazek

- oraz najciekawszy: z 1825, upamiętniający budowę Szosy Brzeskiej. Identyczny stoi w Warszawie.
Obrazek

W pustym miejscach był niegdyś herb Królestwa Polskiego oraz medale chwalące króla-cara. Żeliwne płaskorzeźby pokazują Warszawę, Siedlce i Brześć oraz prace przy budowie szosy.
Obrazek

Terespol opuszczamy drogą wojewódzką, bo interesujące nas atrakcje są przy niej. Będziemy z nią związani przez kilka następnych dni. Rozdzielamy się na dwie dwuosobowe grupki, aby łatwiej złapać stopa. Buba z Grzegorzem łapią szybciej, my idziemy dalej sami...
Obrazek

W końcu zatrzymuje się ksiądz. Urodził się w Lublińcu, a pracuje w Kodniu. Podwozi nas tylko kilka kilometrów do centrum Lebiedziewa (Лебедів), a okazuje się, że i tak za daleko, gdyż nasi poprzednicy siedzą na jego skraju. Nie chce mi się już w upale cofać, więc grzecznie czekam z plecakami a Eco pędzi do nich jak nienormalny. Dosłownie, bo nawet jeden kierowca pukał się w czoło, gdy przejeżdżał :D

Razem oglądają z zewnątrz fort Twierdzy Brzeskiej, ja tymczasem nudzę się setnie, czytając dziesiąty raz opisy na mapie. Dochodzą do mnie prawie po godzinie... Znów się rozdzielamy i znów łapią okazję prawie natychmiast! I to Buba, która zawsze narzeka, że autostopy się jej boją!

My spokojnie suniemy do przodu, machamy, lecz nic nie staje, więc podziwiamy okolicę. Szukamy kolejnego fortu.
Obrazek

Po drodze zatrzymujemy się przy małym sklepiku i w cieniu wypijamy po bączku. Sprzedawczyni mówi, że żadnego innego fortu nie kojarzy ale coś z twierdzy jest zaraz na polu za płotem. I rzeczywiście widać tam jakieś wzniesienie, ewidentnie stworzone ręką ludzką.
Obrazek

Ziemny nasyp to wał międzyfortowy, wysoki na 2 metry, a długi na 200. Może niezbyt imponujący, ale niewątpliwie należał do obiektów twierdzowych.
Obrazek

Przy okazji widzę też słupek już z okresu międzywojennego, oznaczony literami DOW - Dowództwo Obozu Warownego.
Obrazek

Po powrocie do domu okazało się, iż cały fort, w niezłym stanie, znajdował się kilkaset metrów z boku! Czytałem o tym przed wyjazdem lecz zapomniałem nanieść na mapę!

Za skrzyżowaniem droga robi się węższa i jakaś taka sympatyczniejsza.
Obrazek

Udaje nam się w końcu złapać stopa (wcześniej zatrzymało się inne auto, lecz skręcało) i podwozimy się całe pół kilometra na początek wsi Dobratycze. Buba z Grzesiem już zdążyli zrobić zakupy ;)

W pobliżu postawiono krzyż upamiętniający cerkiew zniszczoną w czasie działań wojennych w latach 1915-1916.
Obrazek

Dzisiejsza świątynia stoi kawałek dalej i spokojnie można ją nazwać cerkwią-wędrowniczką. Wybudowano ją na początku XX wieku w Cycowie, a według innej wersji w Pniównie. Dziwi ta rozbieżność, gdyż w końcu kościół to nie walizka, aby nie było wiadomo gdzie leży... Po drugiej wojnie światowej przeniesiono ją do Białej Podlaskiej, gdzie służyła jako obiekt cmentarny aż do 1993 roku, kiedy to w końcu znalazła się na obecnym miejscu.
Obrazek

Niestety, zamknięte są nie tylko drzwi budynku, ale też brama na dziedziniec...

Po drugiej stronie drogi wznosi się katolicka kaplica, która rozmiarami przypomina normalny kościół.
Obrazek

Jest też cmentarz prawosławny (pierwotnie unicki) ze sporą ilością starych grobów.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Uwieczniwszy wszystko co ciekawe na aparatach zebraliśmy się do kupy i skręciliśmy w boczną drogę, gdzie ruch był znacząco mniejszy i o innych gabarytach.
Obrazek

Okolica z rzadka tylko obsadzona domami sprawiała sielskie wrażenie.
Obrazek

Z bocznej drogi odbiliśmy w jeszcze boczniejszą, gdzie wkrótce skończył się asfalt i cywilizacja.
Obrazek

Pora był taka, że należało rozejrzeć się za jakimś miejscem noclegowym. Minęliśmy kilka ostatnich chałup i weszliśmy między pola.
Obrazek

W oczy wpadł nam ten zagajnik, oddalony o kilkaset metrów od ścieżki.
Obrazek

Miejsce okazało się wyśmienite - na lekko piaszczystym podłożu, czyste, osłonięte ze wszystkich stron drzewami i spokojne. Czegóż chcieć więcej, poza zimnym piwem?
Obrazek

Wkrótce zapłonęło ognisko, a okolica zaczęła układać się do snu. Gdyby nie bardzo dalekie rzadkie szczekanie psów i jedna, jedyna lampa gdzieś hen w oddali można było odnieść wrażenie, że jesteśmy na świecie sami.
Obrazek

Przy ognisku jak to przy ognisku - rozmowy o wszystkim i o niczym, jadło i napitki, relaks.
Obrazek

Pewne ożywienie wniosła Buba, która idąc za potrzebą znalazła... czaszkę! Krowią, prawdopodobnie. Resztki pechowego zwierzaka posłużyły jako eksponat do czułych ujęć.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ogniowe zaklęcia.
Obrazek

W niedzielę na niebie nie było ani jednej chmurki. Poniedziałek przyniósł zmiany - chmury się pojawiły, zrobiło się wyraźnie chłodniej, jednak nadal na pogodę nie ma co narzekać.
Obrazek

Zbieramy się bardzo powoli, do wędrówki wracamy dopiero około 11-tej. Przez pola kierujemy się w kierunku najbliższej wsi.
Obrazek
Obrazek

Są to Kostomłoty (Костомолоти), miejscowość niewielka, ale istotna na religijnej mapie Polski. Wita nas piękny i zaniedbany stary dom.
Obrazek

W Kostomłotach znajdują się dwie cerkwie. Najpierw trafiamy na prawosławną, która wygląda na świeżo postawioną.
Obrazek

Niewiele się pomyliłem, gdyż to kolejna cerkiew-wędrowniczka: w 2003 roku przeniesiono ją z Dobrowody w powiecie hajnowskim i mocno wyremontowano, choć powstała dopiero w latach 50. XX wieku. Przy cerkwi znajduje się monastyr męski zajęty przez jednego mnicha. Nie podchodzimy jednak bliżej, bo straszy duża kartka z zakazem fotografowania.
Obrazek

Zajętą porządkowaniem trawnika obywatelkę pytam o dalszą drogę. Mówi gdzie iść i żeby skręcić koło drugiej cerkwi. Unickiej! - podkreśla kilka razy. W okresie międzywojennym w Kostomłotach dochodziło wielokrotnie do zajść na tle religijnym i chyba do końca wzajemna zadra nie zniknęła, choć ludność w znacznej części została "wymieniona".

Po środku wsi stoi sklep - w połowie drogi między jedną świątynią a drugą. Obie grupy wyznaniowe muszą zatem spotykać się przy kasie ;)
Obrazek

Za sklepem grób czerwonoarmisty i wypalony znicz.
Obrazek

Robimy postój i narzucamy długie rękawy, bo chłód daje się we znaki. Za rogiem mocno podbity facet ledwo stoi na nogach, ale dzielnie wlewa w siebie szybkie piwo ;)
Obrazek

Druga cerkiew jest ładniejsza i starsza, bo z 1631 roku. Nigdzie też nie wiszą groźne kartki z przekreślonym aparatem.
Obrazek

Parafia św. Nikity jest jedyną na świecie katolicką obrządku bizantyjsko-słowiańskiego (neounicką). Co to jest ta neounia? Należy się przyjrzeć historii tego kościoła, która dobrze odzwierciedla pokręcone i tragiczne dzieje okolicznych ziem.

Cerkiew wybudowano jako unicką (znaną dziś pod nazwą "grekokatolickiej", ale tą nazwę wprowadziła dopiero cesarzowa Maria Teresa w XVIII wieku). W 1875 roku carat skasował diecezję chełmską (ostatnią unicką na swoim terytorium) i miejscowi zostali zmuszeni przyjąć prawosławie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości władze katolickie podjęły próbę odzyskania części dawnych wiernych i zaproponowały nową unię. Nie powrót do dawnej, lecz nową, z kilku powodów: m.in. grekokatolicy używali rytu bizantyjsko-ukraińskiego a na Podlasiu/Polesiu funkcjonował bizantyjsko-słowiański. Swoje zrobiła też nieufność czy niechęć władz kościelnych i państwowych do kościoła grekokatolickiego jako narzędzia ukrainizacji wiernych, postanowiono więc założyć nowy kościół unicki.
Obrazek

W 1927 roku część mieszkańców Kostomłotów poprosiła o erygowanie nowej parafii neounickiej (część została przy prawosławiu i stąd konflikty). Była wówczas jedną z 14 parafii, a do wybuchu wojny ta liczba powiększyła się do 47. Po wojnie ośrodki w ZSRR zostały skasowane, a w nowej Polsce pozostały 4 (oprócz Kostomłotów m.in. Pawłów Stary, w którymcerkiew odwiedziliśmy dwa lata temu). Po kilku latach wszystkie one przeszły na łaciński katolicyzm poza tą jedną, która przetrwała z trudem, bo większość wiernych wywieziono na Ziemie Wyzyskane (część z nich potem powróciła).
Obrazek

Parafia jest niewielka, liczy około 120 dusz i ustawicznie się zmniejsza. Cerkiew jednak ma znaczenie ponadregionalne, gdyż została ogłoszona Sanktuarium Unitów Podlaskich, do którego ściągają pielgrzymki.

Dookoła kościoła znajduje się kilka współczesnych obiektów, nawiązujących do niego architektonicznie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Fara jest zabytkowa i pochodzi z tego samego okresu co cerkiew.
Obrazek

Czym się jednak w szczegółach dziś różni liturgia neounicka od unickiej to musiałby wypowiedzieć się jakiś specjalista. Podejrzewam, że w unickiej w ciągu tych kilku wieków pojawiło się wiele elementów łacińskich, natomiast w neo zwyczaje prawosławne zostały zachowane niemal bez zmian.
Obrazek

Po tej duchowej przygodzie pora znów zarzucić plecaki i ruszyć pustą drogą w kierunku szosy wojewódzkiej. Ponownie się rozdzielamy w celu łapania stopa i z prostej przyczyny, że z Eco chodzimy znacznie szybciej.
Obrazek

Droga jest niesamowicie ruchliwa, bo przez prawie godzinę minęły nas trzy auta! Pierwsze prowadzone przez jakąś naburmuszoną damulkę, którą widzieliśmy jeszcze we wsi. Drugie - Straży Granicznej, skąd z tylnych siedzeń machają nam dwie postacie - ani chybi Grzegorz i Buba złapali stopa! Eco zaraz do nich dzwoni, coby od razu przy głównej drodze łapali następnego do Kodnia, a my przyspieszamy kroku. Nie zatrzymujemy się nawet przy swojsko wyglądającym sklepie...

Z przeciwka jedzie wóz do transportu niepełnosprawnych, kierowca patrzy się dość dziwnie. Eco stwierdza, że na pewno będą wracać i wezmą nas ze sobą. Aha, jasne!

W oddali widać słupki przy Bugu na granicy z Białorusią.
Obrazek

Inne widoki też ładne.
Obrazek
Obrazek

Niedaleko skrzyżowania pojawia się trzeci samochód, z którego... wysiada Buba i Grześ! To zaraz, oni nie jechali z SG? Ano nie, im też pogranicznicy pomachali i pojechali dalej :D

Razem więc dochodzimy na przystanek i już mamy się znów dzielić, gdy - jak to było w proroctwie Andrzeja - zjawia się wóz dla niepełnosprawnych. Musieliśmy rzeczywiście wyglądać niezbyt sprawnie, bo od razu staje i całą grupę zabiera ze sobą do Kodnia :)
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 19 czerwca 2016, 20:42

W Kodniu (Кодень) na straży pokoju stoi polski żołnierz ściskający się z jakimś Azjatą, a wszystko to za plecami małej dziewczynki, która zdaje nie zdawać sobie sprawy z całego zajścia.
Obrazek

Nie motywy żołniersko-patriotyczne są jednak najważniejsza w tej wsi, lecz bazylika św. Anny - sanktuarium katolickie.
Obrazek

Dzieje Kodnia (początkowo nieprawidłowo odmienialiśmy "Kodenia") związane są z rodem Sapiehów. To oni w XVII wieku wznieśli świątynię w stylu renesansu i umieścili w nim cudowny obraz Matki Boskiej Kodeńskiej. W 1630 roku obraz ten książę Mikołaj Sapieha ... ukradł z pałacu papieskiego w Rzymie i unikając pościgu ściągnął nad Bug! Doskonały przykład, że cel uświęca środki ;)
Obrazek

Tak głosi legenda, powtarzana nam nawet przez lubelskich żulików. Prawdopodobnie jednak święte oblicze zostało zwyczajnie kupione w Hiszpanii, bo trudno sobie wyobrazić, aby ktoś tak bezczelnie okradł papieża i wyszedł z tego bez szwanku. Przynajmniej w tamtych czasach.

Wokół bazyliki rozciąga się coś w rodzaju katolickiego lunaparku - to pierwsze wrażenie po obejrzeniu mapy poglądowej.
Obrazek

My zaczęliśmy zabawę od odwiedzenia jadłodajni dla pielgrzymów - jedzenie było smaczne, w cenach umiarkowanych, a porcje bardzo duże. Można też było za darmo skorzystać z kibelka, bo koło kościoła pobierano opłaty.
Obrazek

Następnie w grupach rozpoczęliśmy szybkie zwiedzanie... jak widać na załączonym obrazku do Bugu tylko kawałek.
Obrazek

Ostatnie metry RP prezentują się kwieciście.
Obrazek

Za bazyliką są m.in. ogrody i powojenna droga krzyżowa z jedną okazałą stacją, zbudowaną na dawnym arsenale Sapiehów.
Obrazek
Obrazek

Z zamku książęcego zostały tylko piwnice, służące dziś jako podstawa ołtarza polowego.
Obrazek

Obok nich stoi gotycka, murowana cerkiew św. Ducha z XVI wieku.
Obrazek

Początkowo była prawosławna, potem unicka, a obecnie jest filią katolicką.

Kodeń posiada jeszcze jedną świątynię - zieloną cerkiew prawosławną wybudowaną kilka lat temu dzięki pomocy ortodoksów z Grecji.
Obrazek

Wieś była kiedyś miastem, o czym świadczy zalesiony rynek na środku którego stoi pomnik poświęcony pochowanym tutaj żołnierzom radzieckim, którzy mieli zginąć podczas zajmowania miejscowości. W rzeczywistości pod monumentem pochowano radzieckich jeńców, a o Kodeń nie toczyły się walki, gdyż Niemcy się wcześniej wycofali. Ciał zresztą już też tam nie ma, ekshumowano je jakiś czas temu. Kolejny obiekt do usunięcia w ramach dobrej zmiany...
Obrazek

Podczas gdy jedna osoba pilnuwała na rynku plecaków reszta chodziła po ogrodach i robiła zakupy. W czasie gdy Andrzej pakował swój dobytek zauważył go przechodzący mały chłopczyk z mamusią.
- Mamo, a kto to jest?
- To jest turysta.
- A co on tam ma?
- To jest plecak.
- A po co mu plecak?
- W plecaku turysta nosi same niezbędne dla niego rzeczy.
I miała racje, ponieważ właśnie w tym momencie Eco chował do plecaka kolejne piwa :D

Kolejny etap podróży pokonujemy autobusem: popołudniem jest jeden, jedyny busik kursujący z Terespolu na Włodawę i skorzystamy z niego kilkukrotnie.

PKS dowozi nas do centrum Jabłecznej (Яблочина), gdzie szybko lokalizuję sklep. Taki jaki powinien być na prowincji ;)
Obrazek

Siadamy pod fajną wiatką, choć sprzedawczyni ostrzega, że policja czasem wykazuje się tutaj bohaterstwem i lepi mandaty. Trudno, zaryzykujemy. "Najbardziej ćwiczą się mięśnie karku, od ciągłego odwracania głowy, aby zobaczyć kto jedzie" - usłyszeliśmy.
Obrazek

Wkrótce zaczynają schodzić się miejscowi. Niektórzy dzielnie walą pod wiatę, po czym nagle cofają się jak rażeni gromem, widząc obce gęby. Niewielu miało odwagę wejść ;) Jeden z nich usiadł na dłużej i usłyszeliśmy od niego historię m.in. o konfliktach religijnych w Jabłecznej. Młodzi mają wszystko gdzieś, ale starsi wiekiem do tej pory toczą wojnę katolicko-prawosławną. Objawia się ona choćby przy stawianiu krzyży albo znaków: skoro tamci postawili krzyż na 2 metry, to my postawimy na 3! Nawet tabliczka do kościoła katolickiego musiała być wyższa od prawosławnej - i rzeczywiście tak jest!
Obrazek

Do tego dochodzą jakieś waśnie narodowościowe, bo ci którym nazwisko kończy się na "-uk" uznawani są przez niektórych za Ukraińców, mimo, że wcale się nimi nie czują. Warto zwrócić uwagę, że mimo bliskości Białorusi nikt nie mówi o Białorusinach, tylko Ukraińcach, których terytorium zamieszkania sięgało Bugu aż do Mielnika.

Idę zobaczyć katolicką "świątynię pańską", która jest za zakrętem. To dawna cerkiew unicka, wybudowana w 1752 roku przez Radziwiłłów.
Obrazek

Po przebudowach nie widać w środku już żadnych śladów z wcześniejszego wyznania.
Obrazek

Podczas rozmowy pod wiatą miejscowy się rozkręca i mówi, że możemy u niego przenocować w stodole. Większości ekipy oczy się zaświeciły, bo tej atrakcji dawno nie było. Wkrótce jednak autochton gasi entuzjazm, zwłaszcza Buby, mówiąc, że ma groźnego psa, który nawet na jego żonę się rzuca. Grześ dopytuje, czy pies czasem nie był tak szkolony...
- Nie, skądże! No, ale fakt, parę razy mu mówiłem "bierz ją, bierz" :D
Najwyraźniej pies to sobie zapamiętał :lol: Entuzjazm częściowo wraca, gdy okazuje się, iż zwierzę trzymane jest na łańcuchu. Wkrótce potem zjawia się jednak żona Baśka - już z daleka widać burzę tlenionych włosów i wściekła twarz, z której wyskakuje stek bluzg w kierunku małżonka.

Koniec marzeń, noclegu w stodole nie będzie! Ten pies chyba nie był taki głupi...

Sklep zamknięto, pora i na nas: zarzucamy plecaki i kierujemy się w kierunku Bugu. Po drodze widać efekty "wojny na krzyże".
Obrazek

Widać też, że wróciła piękna pogoda, w sam raz na wieczór i ładnie oświetla krajobraz wzdłuż drogi.
Obrazek
Obrazek

W międzyczasie mija nas na rowerze wściekła Baśka tuż po kolejnej awanturze małżeńskiej. Gdy przechodzimy koło ich gospodarstwa faktycznie jest tam jakieś psisko, gwałtownie ujadające.

Spotykamy też tabliczki z oznaczeniami "Szlaku nadbużańskiego". Są w stanie mocno sfatygowanym.
Obrazek

Jeziorko, chyba starorzecze Bugu.
Obrazek

Jabłeczna to kolejny, po Kostomłotach, ważny punkt na religijnej mapie kraju. Zdaje się tutaj prawosławny męski monastyr św. Onufrego.
Obrazek

Założono go w XV albo XVI wieku. Jako jeden z nielicznych w Rzeczpospolitej nie przyjął unii brzeskiej, o czym mnisi przypominają na każdym kroku.
Obrazek
Obrazek

Pozostanie przy prawosławiu powodowało liczne ograniczenia, które trwały aż do upadku państwa szlacheckiego. Sytuacja zmieniła się po rozbiorach - po krótkiej przynależności do Habsburgów monaster znalazł się w granicach Królestwa Kongresowego jako jedyny tego typu. W latach trzydziestych XIX wieku drewniane zabudowania zastąpiły trwalsze materiały - wybudowano m.in. klasycystyczną cerkiew główną.
Obrazek

Nowy etap w dziejach zaczął się w 1875 roku po skasowaniu przez cara diecezji unickiej. Od tego momentu Jabłeczna miała być motorem rusyfikacji oraz utrwalania prawosławia w regionie. Nie wywiązywała się jednak zbyt dobrze z tego zadania, gdyż mnichów było niewielu, najczęściej pochodzili ze wsi i posiadali zbyt słabe wykształcenie aby służyć jako narzędzie propagandy. Często nie znali nawet dobrze rosyjskiego. W dodatku początkowo nie grzeszyli bogactwem, co także nie poprawiało ich oceny w oczach wiernych.

Niewątpliwie jednak w tym okresie prestiż klasztoru wzrósł, wybudowano nowe budynki, stopniowo też poprawiała się sytuacja materialna mnichów.
Obrazek

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości dawna działalność stała się przyczyną prób likwidacji monastyru - kombinowały tak władze państwowe oraz katolickie. Ostatecznie przetrwał, skonfiskowano mu jednak niemal wszystkie dobra a także wspominaną cerkiew w centrum Jabłecznej. Ocalał również z drugowojennej zawieruchy, choć Niemcy spalili część zabudowań i zastrzelili jednego z mnichów (był to kolejny napad na klasztor, wcześniej najeżdżali go m.in. powstańcy styczniowi, nieznani sprawcy na początku XX wieku, a krótko po wojnie polskie podziemie).

Od 1945 klasztor był jedynym męskim prawosławnym na terenie PRL (dziś jest ich już kilka). W wyniku reformy rolnej stracił resztkę swoich gruntów i zrobiło się tak biednie, że momentami zakonników żywił miejscowy PGR. Do tego w wyniku akcji Wisła liczba wiernych z okolicy spadła z 1500 do... 50! Swoją drogą nie wiedziałem, że akcja Wisła sięgała tak daleko na północ...
Obrazek

Współcześnie monastyr jest ponownie ważnym miejscem pielgrzymkowym i atrakcją turystyczną, choć pod sklepem ostrzegano nas, iż niektórzy mnisi nie lubią katolików i dają temu wyraz.

Można tutaj przenocować - dom pielgrzyma z początku XX wieku wzorowany jest na tradycyjnych, rosyjskich domach.
Obrazek

O tej porze przy monastyrze jest pusto, a cerkiew zamknięta. I tak zresztą nie porobilibyśmy w niej zdjęć, gdyż jest zakaz. Dochodzę do wniosku, że choć nie jestem wielkim miłośnikiem katolicyzmu, to jednak cenię, że w większości kościołów tego wyznania nie ma problemów z fotografowaniem.
Obrazek

Oprócz głównej cerkwi w pobliżu są jeszcze dwie mniejsze drewniane z 1908 roku. Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy znajduje się naprzeciwko bramy (ujęcie z poranka następnego dnia).
Obrazek

Druga kilkaset metrów dalej, przy granicy i Bugu wśród pól.
Obrazek
Obrazek

Co ciekawe w przeszłości rzeka miała tutaj inny przebieg i dopiero pod koniec XIX wieku dokonano zmiany biegu i monastyr znalazł się po jej lewej stronie. Gdyby nie te działania leżałby dziś w państwie Łukaszenki albo w ogóle nie istniał.

Białoruś na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko przepłynąć ;)
Obrazek

Zastanawialiśmy się nad noclegiem w tym miejscu, bo jest naprawdę ładne, ale komary cięły jak oszalałe i mielibyśmy gwarantowaną wizytę SG, więc postanowiliśmy znaleźć inne miejsce i znów ukryć się przed pogranicznikami.

Cofnęliśmy się za klasztor do "świętego drzewa".
Obrazek

Podobno też padało ofiarą przepychanek religijnych, bo zdarzało się, iż usuwano z niego katolickie krzyże i obrazy...

Za drzewem widać niewielką ścieżkę, którą poszliśmy. Ścieżka wkrótce zniknęła, zrobiła się wysoka trawa i właśnie tam postawiliśmy namioty.
Obrazek

Zrezygnowaliśmy jednak z ogniska, bo mogło być widoczne z drogi, wieczór spędziliśmy więc w namiocie, gdzie i tak było całkiem przyjemnie :)
Obrazek
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 22 czerwca 2016, 19:45

Poranek w pobliżu monastyru w Jabłecznej znów jest upalny, jak dwa dni wcześniej. Zapowiada się gorący dzień!
Obrazek

Postanowiłem przejść się do przyklasztornej toalety aby skorzystać z wody. Po drodze musiałem minąć krowę, która rozsiadła się dokładnie w tym miejscu, gdzie prowadziła ścieżka z naszego obozowiska - wczoraj jej jeszcze nie było ;) Na szczęście krowa była pokojowo nastawiona.
Obrazek

Jak i w poprzednie dwa dni zbieranie namiotów jest niespieszne... Eco jeszcze gotuje wodę na kawę, fuuj!
Obrazek

Dziś mamy zamiar przejść fragment czerwonym Szlakiem Nadbużańskim. Okazuje się jednak, iż zmieniono jego bieg - zamiast cały czas prowadzić przy rzece to początkowy odcinek pokonuje się asfaltem. Dodatkowo jest on fatalnie oznakowany, a właściwie to zatarte przez czas znaki pojawiają się nieregularnie i przypadkowo.
Obrazek

Asfalt w palącym słońcu, wokół starorzecza i prace polowe.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wioskę Nowosiółki (Новосілки) zamieszkują głównie prawosławni. Czytając ogłoszenie o sprzedaży domu przypomniała nam się wczorajsza opowieść spod sklepu o jakimś facecie, który uparł się, że sprzeda swój grunt tylko prawosławnym. Mimo, że wyznawcy innych odłamów chrześcijaństwa proponowali większa kasę, to trwa on przy swoim i ziemi sprzedać nie może do tej pory.

Tutaj też widzimy na ogłoszeniu informację, iż "mile widziana rodzina prawosławna". Ciekawe jak oni to sprawdzają, pytają o szczegóły liturgii? Z jednej strony dziwne to wszystko, z drugiej - łatwo można zrozumieć miejscowych: prawosławni są w Polsce niewielką (choć największą) mniejszością religijną, mało jest miejscowości, gdzie stanowią liczącą się grupę i taka postawa zapewne w jakiś sposób chroni przed wykupieniem terenów przez obcych.
Obrazek
Obrazek

Skręcamy z asfaltu na piaszczystą drogą. Dobrze, że sfotografowałem mapę z nowym przebiegiem szlaku w Jabłecznej, gdyż na tym odcinku nie ma żadnych oznaczeń!
Obrazek

Po kolejnym odbiciu robi się jeszcze przyjemniej.
Obrazek

W oddali widać drzewa przy Bugu i polski słupek graniczny.
Obrazek

W niewielkim przysiółku na końcu świata stoi ławeczka i robimy sobie przerwę.
Obrazek

Tu też widać kolejne starorzecza Bugu.
Obrazek

Szlak się pojawił i wkrótce znów zniknął. Dochodzimy do jakiegoś samotnego gospodarstwa z ujadającymi małymi psiakami. Wychodzi babka i mówi, że tak, tędy jest droga do rzeki. Droga tak zarośnięta, że gdyby nie jechał tędy jakiś ciągnik dawno temu, to nie byłoby żadnego śladu.
Obrazek

Po kilkunastu minutach wreszcie jesteśmy przy rzece. Zamulona, brudna, na białoruskim brzegu pełno połamanych drzew. Na kąpiel zdecydowanie nie mamy ochoty, tym bardziej, że Bug jest bardzo zdradliwy.
Obrazek
Obrazek

Na zakolu widać białoruską plażę. Tam można by się chociaż poopalać ;)
Obrazek

Ścieżka odbija lekko od Bugu i w tym momencie znowu przestaje nam się wszystko zgadzać, bo mieliśmy wracać w kierunku wsi, a ta ewidentnie nadal równolegle trzyma się granicy. Po chwili mijamy polski słupek, wiemy więc na pewno, że i tu szlak został zmieniony i to po drugi.
Obrazek

Na potwierdzenie tych słów ponownie wychodzimy przy rzece!
Obrazek

Następny słupek. Numerację zmieniono kilka lat temu - zamiast numerów dla całej wschodniej granicy z ZSRR są osobne z każdym państwem. Na mapach numerację mam starą, więc nie wiemy dokładnie gdzie jesteśmy.
Obrazek

Na drugim brzegu widać słupek białoruski wraz z metalowym ogrodzeniem. Pod tym względem na wschodzie niewiele się zmieniło - granica rzecz święta i niedostępna dla obywateli!
Obrazek

Na rozwidleniu skręcam z Eko w kierunku widocznych domów; wychodzi gospodarz i mówi, że tędy przejdziemy i wrócimy do wsi. Fajnie, tylko zniknęła gdzieś Buba i Grzesiek. Czekamy, czekamy, w końcu po dobrym kwadransie rzucam plecak i idę do nich. Okazało się, że siedzą ze sto metrów od nas na ławce nad rzeką! Moje wyrzuty przerywa warkot motorów i pojawiają się dwaj pogranicznicy - w końcu nas znaleźli!
Obrazek

Przywitanie, standardowe pytania, zdziwienie, kontrola dokumentów... wszystko z uśmiechem i sympatycznie. Jak to jest, że SG zazwyczaj jest miła, a do policji czy straży wiejskiej bez kija nie podchodzić?

Mówimy, gdzie spaliśmy ostatnio i gdzie będziemy spać, mundurowi informują, że w pobliżu przejścia granicznego nie można chodzić nad rzeką, bo zakaz. Pożegnanie, odjeżdżają. Ruszamy w końcu do Eco, który zdążył już chyba wykurzyć połowę tytoniu, odpędzając się od natrętnych muszek.

Przecinamy wioskę Mościce Dolne. Ta niczym nie wyróżniająca się osada ma ciekawą historię - aż do 1929 roku nazywała się Neydorf lub Neybrof i zamieszkiwali ją potomkowie osadników niemieckich oraz holenderskich. Dopiero po wizycie prezydenta RP zmieniono nazwę na współczesną.
Obrazek

W przeszłości miejscowa ludność w czasie prac melioracyjnych zmieniła przebieg Bugu i z prawego brzegu znalazła się na lewym (to tak jak klasztor w Jabłecznej). Część wsi pozostała jednak na drugiej stronie Bugu i po wojnie, włączona do Sowietów, przestała istnieć. Mieszkańcy zaś zostali najpierw wywiezieni do Kraju Warty przez władze III Rzeszy jako Niemcy (naturalnie bez pytania o zdanie), po czym po 1945 większość zdołała tutaj wrócić. W międzyczasie mieszkali tutaj wypędzeni Polacy z Wielkopolski, a potem także przesiedleńcy z radzieckich Mościc.
Obrazek

Spotkana kobieta mówi, że w Lisznej (Лишна) nie ma sklepu, lecz jest zajazd. Fajnie! Pędzimy z Eco naprzód, zajazd okazuje się agroturystyką. Zazwyczaj unikamy takich miejsc, lecz tym razem podchodzimy i pytamy się o możliwość zjedzenia obiadu. Nie ma problemu, za 15 złotych dostajemy smaczne żarełko, a ja dodatkowo korzystam z okazji i biorę chłodny prysznic w toalecie :) Po obiedzie miło gawędzimy z właścicielką gospodarstwa, która wróciła na ojcowiznę po kilku latach spędzonych w Wielkiej Brytanii.
Obrazek

Niektóre domki w Lisznej są bardzo ładne.
Obrazek

Podobnie jak wczoraj postanawiamy podjechać kawałek autobusem. Niestety - musimy minąć Sławatycze z nowo wyremontowaną cerkwią oraz kirkutem, wysiadamy w następnej gminie - w Hannie (Ханна).

Frapująca nazwa pochodzi podobno od królowej Anny Jagielonki, która została tu tak miło przyjęta, że pozwoliła swoim imieniem nazwać wioskę. Hanna była do 1821 roku miasteczkiem, widać to po układzie ulic z rynkiem w centrum .
Obrazek

Podobnie jak w mijanych Sławatyczach także i w tej miejscowości nie brak zabytków. Najważniejszy to drewniany kościół św. Piotra i Pawła wybudowany w XVIII wieku przez Radziwiłłów jako cerkiew unicka.
Obrazek

Potem, jak to bywało na Podlasiu/Polesiu, przemianowano go na świątynię prawosławną, a od 1924 jest katolicką. Można wejść do przedsionka i zrobić zdjęcie przez kratę, brak wszelkich durnych zakazów.
Obrazek

Obok drewniana dzwonnica z tego samego okresu.
Obrazek

Kręcących się koło bramy dziwaków z plecakami wypatrzyła pani z punktu obsługi turystów, działającego w niewielkim muzeum regionalnym, które z kolei mieści się w dawnej organistówce.
Obrazek
Zaprosiła do obejrzenia wystawy (darmowa, rzecz jasna), rozdała ulotki, potem zerknęliśmy jeszcze do stodoły na tyłach, gdzie także znajduje się ekspozycja z wyposażeniem domostw i gospodarstw.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obok stodoły gmina urządziła ogromną wiatę (zdaje się, że przebudowano inny budynek gospodarczy). Kawałek dalej toalety. I probostwo.
Obrazek

Wiata bardzo zachęca do spoczęcia pod nią, co z ochotą czynimy. Etapami chodzimy do sklepu (jeden już zamknięto o 17-tej, na szczęście działa drugi), ja biegnę jeszcze na cmentarz sfotografować kaplicę z 1880 roku.
Obrazek

Spokój pod wiatą zakłócają tylko samochody Straży Granicznej - jeżdżą wokół rynku jakby mieli sraczkę, dosłownie co chwilę, widząc obcych zwalniają, po czym jadą dalej. I tak z półtorej godziny! Mogliby stanąć, podejść i spisać, mielibyśmy spokój, lecz tamci widać bawią się w jakąś dziwną grę.
Obrazek

Przychodzi w końcu pora zebrać się na nocleg. Proponuję jeszcze zajrzenie do sklepiku na jedno piwo i, o dziwo, tylko Buba odpowiada z entuzjazmem. Wkrótce dołącza się pan Stanisław i na rozmowie z nim schodzą nam kolejne dwa piwa ;)
Obrazek

Dyskusja była ciekawa, dopóki autochton nie przyczepił się do moich długich włosów.
- Zapuściłem je kiedyś, żeby zainteresować sobą dziewczyny - tłumaczę :)
- I co, leciały na to?
- No, leciały.
- A u nas dziewczyny lecą na fiuta! :lol: :lol:
I gadaj tu z takim :P

Udało nam się w końcu wyjść z Hanny (Hannej?), wróciliśmy na czerwony szlak. Asfalt szybko zmienia się w płyty i piach, postanawiamy rozbić się znów w lesie. Znajdujemy fajnie osłonięte miejsce z miękkim podłożem.
Obrazek
Obrazek

Ognisko rozpalamy w jamie - wydaje się idealna do tego celu. Dzięki niej ognia nie widać, nie ma też zagrożenia, że coś się sfajczy.
Obrazek

Kilkaset metrów od nas biegnie leśna droga z której korzystają rolnicy - już po zapadnięciu ciemności słychać ryki traktorów wracających do domu. Nie ma jednak możliwości aby nas dojrzeli, po pewnym czasie wszystko cichnie i podobnie jak w poprzednie noce nikt i nic nas nie niepokoi :)
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 28 czerwca 2016, 16:22

Środa, piąty dzień włóczęgi po nadbużańskich terenach. Poranek w lasku obok Hanny znów upalny.
Obrazek

Przypomina mi lasy nad Bałtykiem.
Obrazek

Tradycyjnie rano nie śpieszy nam się. Śniadanie, potem jeszcze relaks na skraju pola.
Obrazek

Z powrotem wchodzimy na czerwony szlak, którym łaziliśmy wczoraj i był tak słabo oznakowany. Na szczęście tutaj prowadzi dość szerokimi drogami nie- lub słabo utwardzonymi.
Obrazek

Na polach trwają prace, więc co chwilę mija nas ciągnik. A oprócz tego sielsko...
Obrazek
Obrazek

Na winklu przy kapliczce robimy postój, który niektórzy wykorzystują na opalanie się. Potem krajobraz trochę się zmienia, przechodzimy obok dawnego PGR-u oraz przez przysiółek Hanny - Osiamczuki. W gniazdach widać młode bociany.
Obrazek
Obrazek Obrazek

Leniwie mijają kolejne metry, szlak zaś kajś zniknął, ale idziemy w dobrym kierunku, więc nie rozpaczamy z tego powodu.
Obrazek
Obrazek

Po dłuższym czasie dochodzimy do piaszczystej drogi, prowadzącej w jedną stronę do mostku nad jakimś strumykiem, a w drugą do najbliższej wioski. I szlak wraca przed nasze oczy ;)
Obrazek

Tu też rolnicy pracują na swoich gruntach, a że w większości czynią to wiekowymi już maszynami bez dachów, a o klimie nawet nie mówiąc, to nie zazdrościmy im.
Obrazek

Po lewej stronie boćki i muliste jeziorka.
Obrazek
Obrazek

Pojawiają się domy - to wioska Dołhobrody (Долхоброди). Jak wszędzie - sporo tu drewnianych domów, jednak nie tak zdobionych jak na właściwym Podlasiu.
Obrazek
Obrazek

W taki gorąc chciałoby się usiąść w cieniu i napić czegoś zimnego, więc szukamy sklepu. Do tej pory był w niemal każdej miejscowości, jest więc duża szansa, że i tutaj go znajdziemy. O radości, sklep stoi w środku wsi! :D

Siadamy z boku, pod daszkiem specjalnie przygotowanym na tą okazję ;)
Obrazek

Wypijamy kilka napojów piwopodobnych, dokonujemy też przygotowania jajecznicy, która jest tradycyjną potrawą wschodnich wypraw - bez niej wypad byłby nieważny :P
Obrazek

Co jakiś czas podchodzą do naszego kącika miejscowi i łapczywie osuszają swoje butelki. Głównie w ciszy, jednak jeden był bardziej rozmowny i poinformował, że w naszym dzisiejszym miejscu docelowym nie tylko mają jeszcze większy sklep, ale nawet bar :!: To ostatnie ucieszyło nas najbardziej, bo ostatnia odwiedzona przez nas knajpa to Terespol, a jednak picie pod sklepem to nie to samo, co w lokalu ;)

Na odchodnym pod przybytek podjeżdża Straż Graniczna, lecz nas zlewają. My też ich zlewamy i suniemy na przystanek do znanej od paru dni drogi wojewódzkiej.
Obrazek

Busem, ten samym który woził nas już dwa razy, transportujemy się do Różanki (Ружанка). Wieś nad samym Bugiem, kiedyś miasteczko rywalizujące z Włodawą; stał tutaj pałac z XVIII wieku, który nie przetrwał wojen światowych, działał duży folwark Zamoyskich.

Nas jednak najbardziej w tym momencie interesuje obiecana knajpa i wkrótce ją znajdujemy :)
Obrazek

Zimna Perła w takich kufelkach - co za zestaw!
Obrazek

Spędzamy pod parasolami duuużo czasu - robimy zakupy, chłopaki grają w siatkonogę, co odczuwają też pobliskie samochody ;)
Obrazek

Zbieramy się dopiero, gdy zaczyna robić się ciemno. Na nocleg wybraliśmy wiatę nad samym Bugiem, o której dowiedzieliśmy się od... no właśnie, nie pamiętam już od kogo czy skąd. W każdym razie w Różance na pewno miała być wiata. Co prawda barmanki z knajpy na wieść o noclegu w tamtym miejscu robiły trochę przerażone miny, że Straży Granicznej się to nie spodoba, ale uspokoiliśmy je, że mamy namiary na pograniczników i o wszystkim ich zawiadomimy.

Nie zdążyliśmy. Najpierw szukaliśmy wiaty, klucząc koło neogotyckiego kościoła w centrum.
Obrazek

Znaleźliśmy dużą wieżę widokową stojącą obok OSP, ale to na pewno nie była ta wiata. Ruszyłem z Eco na poszukiwanie właściwego celu, lecz bezskutecznie. W końcu dzwoni do nas Buba, opowiadając iż mają wizytę SG pod wieżą. Już ktoś z życzliwych mieszkańców doniósł o podejrzanych typach łażących po wsi i wysłano patrol. Dla nas było to lepiej, bo nie musieliśmy sami do nich dzwonić, wskazali nam też drogę do "naszej" wiaty...

Stała faktycznie nad samą rzeką, kilkanaście metrów od słupka granicznego i niewiele dalej od białoruskiego brzegu.
Obrazek

Wiata bardziej imprezowa niż noclegowa z nie do końca szczelnym dachem, ale na szczęście oprócz paru kropel które miały w nocy spaść na Bubę nie odnotowano większych strat ;)
Obrazek

Poranek miałem dramatyczny, gdyż najpierw wydawało mi się, że zgubiłem akumulator, a potem kartę do aparatu! Odnalazło się jedno i drugie, lecz kilka siwych włosów przybyło na brodzie...

Na pożegnanie z Bugiem robię zdjęcie z faną :)
Obrazek

Na przecince widać białoruski słupek.
Obrazek

Kawałek od wiaty ciągną się sypiące mury okalające dawny pałacowy park.
Obrazek

Park podupadł ostatecznie w PRL-u, choć wśród zdziczałej roślinności stoją niszczejące budynki i ich resztki. Na fragmencie powstało boisko, na którym grają piłkarze LZS-u "Płomień".

Więcej zostało z folwarku - m.in. mocno nakruszona czasem brama wjazdowa i oficyna pałacowa.
Obrazek
Obrazek

Kilkaset metrów dalej są też obiekty takie jak dawna gorzelnia i magazyny, jednak nie zapisałem sobie tego przed wyjazdem i na miejscu o nich zapomnieliśmy :(

Chodnikami z krawężnikami pomalowanymi na biało wracamy do głównej drogi, skąd zabierze nas poranny bus.
Obrazek

Przystanek jest jakiś dziwny - na środku wygląda jakby ktoś się wysikał, a potem przykrył gałęziami, są też napisy o Kaczyńskim i żydach jeb...ych, ale najbardziej zaskoczył PKS, który przyjechał pełny (dotychczas spotykaliśmy wyłącznie niemal puste). Na szczęście kierowca się ulitował i wpuścił na te kilka kilometrów do Włodawy...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 01 lipca 2016, 11:18

Włodawa (וולאָדאַווע, Володава, Валодава) - miasto trzech kultur: polskiej, rusińskiej i żydowskiej. W przeszłości oczywiście, lecz miejscowość reklamuje się tym na każdym kroku. Dziś się o tym nie przekonamy, gdyż busik wywozi nas na dworzec autobusowy, położony daleko od centrum.

Wychodzimy i zastanawiamy się co robić - odpowiedzią staje się pobliski bar "Rondo". Bardzo fajne miejsce z sympatyczną obsługą i smacznym jedzeniem. Dawno nie siedziałem w tak fajnym przybytku.
Obrazek

Spędzamy tu trochę czasu w oczekiwaniu na autobus; dziś mamy bowiem zamiar odbić od granicy i Bugu na zachód do Polskiego Parku Narodowego. Stwierdziliśmy, że skoro jesteśmy w tych rejonach to grzechem byłoby tam nie zajrzeć.

Autobusem jest trzęsący się Autosan z kierowcą w rozpiętej koszuli - od razu czuć klimat ;)

Przesiadkę mamy w Starym Brusie, około 20 km od Włodawy. Senna siedziba gminy z kilkoma sklepami.
Obrazek

Zostawiam towarzystwo pod jednym z nich i idę zobaczyć jedyny zabytek miejscowości - kościół Matki Boskiej Częstochowskiej. Wybudowano go na początku XIX wieku jako cerkiew unicką, od 1875 była prawosławna, a od 1918 katolicki. Wejście ozdobione jest dwoma kolumnami przez co wygląda z daleka jak pałac.
Obrazek

Za kościołem rozciąga się przypałacowy park z resztkami zabudowań dworskich, ale są zamieszkałe, więc nie podchodzę bliżej.

Z góry obserwuje mnie bocian. Choć chyba bardziej swoje potomstwo.
Obrazek

Następnym połączeniem przemieszczamy się do Pieszowoli przy północnej granicy Polskiego PN. Kierowca specjalnie dla nas zatrzymuje się pod samym sklepem ;)
Obrazek

Sklep jest z gatunku tych, gdzie człowiek ma ochotę usiąść, nawet jeśli początkowo chciał iść już dalej.
Obrazek

Wkrótce pojawia się miejscowy - Leszek. Twierdzi, że kosił za płotem trawę i zobaczywszy turystów postanawia się dosiąść. Niestety, Leszek jest namolny. To chyba jedyny osobnik podczas całego wyjazdu, który był tak męczący. Gada bez ładu i składu, żali się, iż obecnie jest samotny i szuka wybranki. W oko wpada mu Buba i nie przeszkadza mu fakt nawet jej stan cywilny ;) Zaczyna snuć jakieś plany o pierścionkach i kwiatach, my z kolei sobie wyobrażamy jak by je przyniósł w jednym zębie, który mu pozostał :D

W końcu decydujemy się już pójść, bo kontakt z nim traci się coraz bardziej. Aby czasem nas nie odwiedził w nocy informujemy, że ruszamy pieszo w kierunku Włodawy, w co chyba nie wierzy :D

Pieszowola nie posiada specjalnych zabytków, ale ogólna zabudowa jakoś się komponuje z drzewami wzdłuż drogi, widać też jakiś pałacyk czy dawną szkołę (na ścianie jest tabliczka z napisem "Punkt filialny").
Obrazek
Obrazek

Drogę do Poleskiego PN znaczą tablice z żółwiem. Czyżby mieli tu więcej wolnych turystów?
Obrazek

Szutrowa droga kiedyś była aleją dworską. Po bokach widać rozległe łąki, charakterystyczne dla okolicy.
Obrazek
Obrazek

Po kwadransie wyłania się polana - jedno z czterech miejsc biwakowych w Polskim PN. Jest na niej ogromna wiata, miejsce na ognisko, zapas drewna i wychodek.
Obrazek

Za nocleg pobierane są opłaty - 3 złote za namiot i 1,5 złotego za osobę. Teoretycznie wpłat należy dokonywać po drugiej stronie Parku albo bankowo. Ani jednego ani drugiego nie mieliśmy możliwości zrobić, więc zadzwoniliśmy po prostu do dyrekcji i powiedzieliśmy, że chcemy tu spać. Nie było problemu, niby jakiś leśniczy mógł się zjawić po opłatę, ale go nie było.

Rzuciwszy plecaki w mniej widoczne miejsca poszliśmy w głąb Parku. Spodziewaliśmy się mokradeł, torfowisk i jezior. A tu tylko łąki i lasy oraz pasące się owce.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Napisać, że byliśmy zawiedzeni to za mało - byliśmy wściekli! To po to oddaliliśmy się od Bugu?

Dopiero w drodze powrotnej okazało się, że poszliśmy trochę za daleko i po skręceniu dotarliśmy w końcu nad jezioro (Staw Głęboki). Z punktu podglądania zwierząt i wieży widokowej były wreszcie ładne widoki na wodę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po tak skromnym wycinku zobaczonego terenu ciężko stwierdzić na temat atrakcyjności Polskiego Parku Narodowego. Na pewno jednak lepiej byłoby przyjechać tu na rowerach, żeby nie ganiać kilometrami piechotą wśród łąk.

Na polu biwakowym robimy ostatnie ognisko tego wypadu. Dzięki zapasowi drewna nie trzeba szukać go w lesie (co jest zresztą nielegalne w tym miejscu).
Obrazek

Ostatni dziki poranek jest upalny jak dwa dni wcześniej, niektórzy się jeszcze na słońcu opalają.
Obrazek

Po dotarciu na przystanek wyczekujemy autobusu, lecz ten się nie zjawia. Mijają minuty, coraz więcej. Eco dzwoni do informacji i dowiaduje się, że ten kurs... nie jeździ! To po cholerę jest w rozkładzie?! Kursuje podobno następny za półtorej godziny. Nie zostaje nam nic innego niż znowu poleźć do sklepu.

Tak jak przypuszczaliśmy od razu zjawia się Leszek, który znów coś niby kosił za płotem :D Opowiada, że obudził się rano o 5.30 i od razu przystąpił do koszenia, co niezbyt spodobało się jego sąsiadom...

Rozmowa jest jeszcze bardziej beznadziejna niż wczoraj, ignorowanie go za bardzo się nie udaje, kontakt coraz mocniej urwany... w pewnym momencie ględzi coś o tym, że od chodzenia boso robią się siwe włosy łonowe i każe Eco ściągnąć spodnie, to się sam o tym przekona :lol: Przypomniała mi się rozmowa z lokalsem z Czeremchy, który poczuł się w naszym towarzystwie tak swojsko, że wspominał o wsadzaniu mydełka w dupę i podpalaniu :D

Z ulgą poszliśmy na autobus, który prawie nam zwiał, bo przyjechał za wcześnie. Ale zdążyliśmy!
Obrazek

We Włodawie radośnie witają nas w barze "Rondo" :) Mamy znów trochę czasu, więc męska część ekipy poszła do centrum (Buba była dzień wcześniej). O dawnej wielokulturowości przypominają murale czy raczej płotarze.
Obrazek

Do II wojny światowej Żydzi stanowili ponad połowę mieszkańców - pozostały po nich trzy synagogi, wyremontowane po zniszczeniach wojennych i PRL-owskich.

Najmłodsza jest synagoga bejt midrasz z lat 20. XX wieku, w której mieściła się m.in. szkoła talmudyczna.
Obrazek

Synagoga Mała (Nowa) pochodzi z XVIII wieku, a za komuny działało w niej kino i magazyn GS-u.
Obrazek

Najciekawsza jest barokowa Synagoga Wielka (ten sam czas budowy co mała) w stylu zupełnie nie przypominającym mi innych domów modlitwy starozakonnych.
Obrazek

Dziś wszystkie mieszczą Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego.

Miasto Czterech Kultur ;)
Obrazek

Przez zaniedbany i zastawiony autami rynek przemijamy szybko aby zobaczyć cerkiew prawosławną. Stanęła jako unicka w latach 1840-43, po kasacji w 1875 stała się prawosławna i tak jest do dnia dzisiejszego. Pod koniec XIX wieku przebudowano ją w stylu bizantyjsko-rosyjskim, jak większość w diecezji chełmskiej.
Obrazek

Eco z Grześkiem idą pomoczyć nogi do Włodawki i nad Bug (gdzie Andrzej będzie miał spotkanie ze SG), ja jeszcze robię zdjęcia barokowemu kościołowi św. Ludwika, który miał tego samego projektanta co Wielka Synagoga.
Obrazek

W drodze powrotnej do baru jeszcze kilka ujęć regionalnych.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na ostatnim jest graffiti z mostem przerzuconym nad Bugiem - to chyba nawiązanie do prób otworzenia tutaj przejścia z Białorusią. Dotychczas spełzły na niczym, a przecież kiedyś stał tutaj most do zabużańskich terenów, a u Łukaszenki nadal działa stacja kolejowa o nazwie Włodawa, która była głównym dworcem dzisiejszego polskiego miasta.

Ostatnim już autokarem żegnamy Podlasie Południowe (ale jeszcze nie Polesie); naszym celem jest Chełm (Холм). To już historyczna Ruś Czerwona. Nazwa ta w Polsce praktycznie nie funkcjonuje, no bo jak to - Ruś u nas?? Podobnie jak bardziej na południe, w Sanoku czy Przemyślu - "panie, jak tam Ruś, toż to Podkarpacie"...

Z daleka widać górujące nad miastem wieże bazyliki.
Obrazek

Piątkowy nocleg zaklepaliśmy w PTSM-ie. Trochę luksusu przyda się przed powrotem, poza tym chcemy obejrzeć mecz otwarcia Mistrzostw Europy ;)

Schronisko leży blisko starówki i mieści się w jakimś dawnym dworku.
Obrazek

Stare płytki i wysokie sufity dobitnie świadczą o tym, iż jest to obiekt starej daty.
Obrazek

Ogólnie to świetne miejsce z sympatyczną obsługą, warto polecić! Po prysznicu (dla innych pierwszym od tygodnia) ruszamy na miasto do knajpy, a przy okazji zobaczyć kilka zabytków. Przez chwilę gdy byliśmy w środku padał silny deszcz, były to jedyne opady od soboty!

Jest więc jedyna chełmska cerkiew św. Jana Teologa wybudowana dla stacjonującego w mieście silnego garnizonu rosyjskiego.
Obrazek

Chełmski rynek z niski kamieniczkami.
Obrazek

Barokowy kościół, najstarsza chełmska parafia.
Obrazek

Dawna Mała Synagoga, dziś "saloon" (drugi budynek z prawej).
Obrazek

Na więcej zabrakło czasu, trzeba będzie kiedyś wrócić.

Otwarcie ME oglądamy w pizzerii, gdzie pizze robią rzeczywiście ogromne. Niestety, nastrój psuje wygrana Francuzów z Rumunami.
Obrazek

W sobotę zostało nam już tylko dojść na dworzec. Po drodze zaglądamy na kirkut, niemal całkowicie zniszczony przez Niemców, a zrekonstruowany po 1989 roku. Większość nagrobków jest jednak nowa i symboliczna.
Obrazek

W XIX wieku Żydzi byli trzecią narodowością w mieście, po Rosjanach i Polakach. Mieszkali też Rusiny i Ukraińcy, tu urodził Mychajło Hruszewski, de facto pierwszy prezydent Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Obrazek

Z Chełma pociągiem jedziemy do Lublina mijając kilka starych dworców.
Obrazek
Obrazek

W Lublinie hałas i tłok, ostatnie piwo wypijamy w spelunce o wdzięcznej nazwie "Bar Perełka".
Obrazek

A potem już tylko TLK i do domu...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3056
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 01 lipca 2016, 12:13

Krótkie podsumowanie:
* przeszliśmy nieco ponad 60 km. To niedużo w porównaniu do ilości czasu, ale taki był cel wyjazdu - bez napierdzielania.
* spośród 7 noclegów 3 były pod namiotem, 3 pod wiatą i 1 w schronisku
* zapłonęły 4 ogniska
* raz kąpałem się w rzece i dwukrotnie pod prysznicem
* dwukrotnie padało, co najmniej cztery dni należy określić jako upalne - była to najlepsza pogoda w czasie wszystkich wschodnich wyjazdów
* nikogo nie ukradli, ze strat należy zaliczyć moje bryle, które gdzieś zostawiłem i blombę z zęba
* zobaczyliśmy 12 kościołów i kaplic katolickich (z tego 4 będące pierwotnie cerkwiami), 7 cerkwi prawosławnych, 1 cerkiew unicką i 3 synagogi
* zajrzeliśmy na 3 cmentarze (po jednym katolickim, prawosławnym i żydowskim)
* mijaliśmy 2 klasztory (jeden katolicki i jeden prawosławny)
* piliśmy w 7 knajpach i przy 7 sklepach
* trzykrotnie jechaliśmy stopem, 8 razy busem.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Marshal23
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 568
Rejestracja: 20 stycznia 2014, 12:57

Post autor: Marshal23 » 29 listopada 2016, 23:55

Super Wyprawa.Istny przewodnik-rewelacja
ODPOWIEDZ