Totalna klęska... czyli jak wykończył mnie asfalt na GSS
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Totalna klęska... czyli jak wykończył mnie asfalt na GSS
Przez pół zimy planowałem, układałem i co? Nico! Ale po kolei.
Dzień pierwszy:
Dojeżdżam do Prudnika. Oczywiście autobus omija szerokim łukiem okolice dworca PKP gdzie zaczyna się (kończy) GSS. Podchpdzę pod dworzec zabity na głucho
robęi fotkę początku szlaku i ... na szlak
Z początku przez miasto, potem park
w końcu drogą, podchodzę po wieżę widokową i powoli dochodzę do klasztoru oo. franciszkanów, gdzie przebywał na "dobrowolnym wygnaniu" ks. kardynał Wyszyński. Ponieważ klasztor oglądaliśmy w grudniu na spotkaniu mikołajkowym to tylko potwierdzenie i w drogę. spokojnie, krokiem szacownego emeryta dochodzę do Wieszczyny
i dalej do Pokrzywnej.Po drodze jeszcze górka Długota (najwyższe wzniesienie powiatu prudnickiego z tablicą ku czci Józefa Waśgińskiego
tu pierwszy popas na terenie ośodka Złoty Potok
Stąd tylko około 3h do celu dzisiejszej wędrówki czyli schroniska na Kopie. No to na szlak. Spokojnie powoli jak żółw (choć nie ociężale), patyki się sprawdzają zwłaszcza na podejściach - ogłaszam wszem i wobec, że przekonałem się i ...od ostatniego występku na Soszowie i przy okazji wejścia na Stożek, chodzę z kijkami , i żeby mi nie było żadnych ochów czy innych achów na zjeździe . Powoli dochodzę, a nawet szczytuję, ale już po 18 więc wieżyczka zamknięta, no to schodzę do schroniska, jakieś pierogi, chce się Ż, i do łóżeczka.
CDN...
Dzień pierwszy:
Dojeżdżam do Prudnika. Oczywiście autobus omija szerokim łukiem okolice dworca PKP gdzie zaczyna się (kończy) GSS. Podchpdzę pod dworzec zabity na głucho
robęi fotkę początku szlaku i ... na szlak
Z początku przez miasto, potem park
w końcu drogą, podchodzę po wieżę widokową i powoli dochodzę do klasztoru oo. franciszkanów, gdzie przebywał na "dobrowolnym wygnaniu" ks. kardynał Wyszyński. Ponieważ klasztor oglądaliśmy w grudniu na spotkaniu mikołajkowym to tylko potwierdzenie i w drogę. spokojnie, krokiem szacownego emeryta dochodzę do Wieszczyny
i dalej do Pokrzywnej.Po drodze jeszcze górka Długota (najwyższe wzniesienie powiatu prudnickiego z tablicą ku czci Józefa Waśgińskiego
tu pierwszy popas na terenie ośodka Złoty Potok
Stąd tylko około 3h do celu dzisiejszej wędrówki czyli schroniska na Kopie. No to na szlak. Spokojnie powoli jak żółw (choć nie ociężale), patyki się sprawdzają zwłaszcza na podejściach - ogłaszam wszem i wobec, że przekonałem się i ...od ostatniego występku na Soszowie i przy okazji wejścia na Stożek, chodzę z kijkami , i żeby mi nie było żadnych ochów czy innych achów na zjeździe . Powoli dochodzę, a nawet szczytuję, ale już po 18 więc wieżyczka zamknięta, no to schodzę do schroniska, jakieś pierogi, chce się Ż, i do łóżeczka.
CDN...
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
A ty co PROROK??Skadi pisze:Czyżby odcinek Głuchołazy-Paczków?
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Poczekaj na moje sprawozdanie, o noclegu w plenerze nie wspomnęPiotrekP pisze:To jest upierdliwy odcinek, my tam się zgubiliśmy i trzeba było szukać szlaku. Przejście od Głuchołaz do Paczkowa zajęło nam 2 dni, a umęczeni byliśmy za 5 dni.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Noc i dzień drugo-trzeci
W nocy na Kopie lało i to tak dość rzęsiście. Pomyślałem – chyba miałem wziąć łyżwy – czerwony szlak z Kopy to dość ostre zejście. Rano po śniadanku, ale przed 7 okazało się, że po deszczu ani śladu, a droga suchutka jak przysłowiowy pieprz. Schodzę do Jarnołtówka i po wizycie w sklepiku (zoopatrzenie) ruszam w kierunku Konradowa, Podlesia, i dalej przez Górę Chrobrego (gdzie straszy to coś, co zostało ze schroniska, a także powoli odrestaurowywany kościółek św. Bartłomieja) do Głuchołaz.
Na rynku czas na kawę, wizytę w aptece (plasterek – najlepszy z Kubusiem Puchatkiem - , ale nie ma, no to inny i koniecznie tabletki z magnezem), a jeszcze spotkanie ze ścianą płaczu – i dalej w kierunku Bodzanowa. Jest już sporo po 10, upał wzrasta, a ja jak ten głupi szlakiem (który okrąża centrum spożywcze – Lidl, Biedronka, Netto – i wraca do centrum tak na oko ze 300m od rynku (głupku! a mapy nie masz?). Przeszedłem sobie brukowanym polbrukiem chodniczkiem dodatkowy kilometr, ale już tabliczka z napisem Bodzanów
W Bodzanowie trafiam do klasztoru oo. Oblatów, zostaję zaproszony do zwiedzenia parku, gdzie zaczynają kwitnąć różaneczniki
I ruszam dalej w kierunku Gierałcic. Początkowo nic nie zapowiada dramatu. Szeroka szutrowa droga, most na rzece Biała (Głuchołaska) i ... nagle widzę koziołka sarnowego, chcę zrobić zdjęcie – aparat odmawia posłuszeństwa, pewnie bakteria, a zapas na dnie plecaka. W pewnym momencie droga skręca w prawo, a szlak?? Ni widu ni słychu. Wreszcie jest, wiedzie prosto pod górę zarośniętą ścieżką, idę, jakieś chaszcze, jerzyny, a obok pole z jakimś posianym zbożem. Na szczycie widać samochody, pewnie droga, którą mam iść dalej. Skręcam na pole i drałuję śladem traktora, który robił oprysk (dowiaduję się później od miejscowych, że kiedyś tam była droga, którą jeżdżono do młyna, ale teraz... zarosła). Dochodzę do drogi, rzut oka na mapę i w prawo drogą, po 10 minutach tabliczka – Gierałcice 55minut, asfalt, południe się zbliża wielkimi krokami, ja jak na patelni, schodzę w końcu do Gierałcic, piwko, spotykam 4 wędrowników z cieszyńskiego klubu PTTK, którzy idą w odwrotnym kierunku, wymieniamy uwagi i ... nie nastrajają mnie zbyt optymistycznie (zwłaszcza, jeśli chodzi o nocleg). Po chwili ruszam dalej w kierunku Sławniowic i Jarnołtowa, Najpierw asfalt, po jego zakończeniu droga polna wśród pól, a w oddali widać... GÓRY!!! – jak na wyciągnięcie ręki. Dochodzę do Sławniowic, znowu asfalt... potem droga polna, idę kilkadziesiąt metrów od granicy. W końcu jest cel dzisiejszej wędrówki – Jarnołtów, ale ... jest sobotnie popołudnie, gdzie tu można przenocować, panie najbliżej to nad jeziorem (Nyskim), a prywatnych kwater, jakiejś agroturystyki to nie ma? ... Siadłem i se myślę, jest ciepło, jak podejdę pod ten las w oddali to jakoś przekimam, śpiwór mam, jest ciepło, żarełko jakieś i napoje mam, no to ruszam, docieram do lasku – jest koło 20 i zaczynam się roztasowywać, podjadłem, popiłem, wlazłem do śpiwora, poświeciłem sobie latarką, ale... nie mam żadnej możliwości naładowania komóry, bakterii do aparatu. Trudno uchacha. W świetle latarkioglądam stopy i nie napawa mnie optymizmem ten widok. Rano budzę się, około 4, ale nie chce mi się wstawać, więc leżę i czuję, że stopy jakby gorące, kładę je na trawę, coby ochłodzić. O 5.30 wstaję coś jem, pakowanko i w drogę, póki chłodno, a dziś prawie cały czas asfalt. Z Jarnołtowa do Łąki jak cię mogę, bo polami, ale już dalej on stop asfalt. Niedziela, nic nie jedzie, Kałków, Piotrowice Nyskie, Ratnowice, Trzeboszowice, Lisie Kąty, Unikowice i wreszcie Paczków. Nóg nie czuję, a raczej czuję, że całe w bąblach, trzeba będzie się zaopatrzyć w jakąś igłę, aby to tałatajstwo poprzebijać, ale ... niedziela, w Hawexie gdzie się zatrzymałem, cisza. W knajpie gdzie jadłem igieł brak, sklepy pozamykane, ale ... jest szpital, tam przecież maja jakieś igły. Wchodzę i gadam z takim ratownikiem medycznym, tak po 10 minutach tłumaczenia, mi, że nie powinienem tego robić mówi – pokaż pan te stopy, i się zaczęło: czy pan zwariował, natychmiast przestać łazić po górach, jutro jeszcze chce pan iść do Z. Stoku, to 12 km asfaltu, w tym upale. Wygląda pan na rozsądnego a zachowuje się jak..., dał mi bandaże, gazę, kazał stopy moczyć w lekko letniej wodzie tak ze 2 godziny, a jutro rano owiązać gazą, bandażem elastycznym i ... do domu, i nie pokazywać się w górach przez co najmniej 2 tygodnie...
Cóż było robić, pantadziu ani pisnął, wrócił do domku i ...
Wnioski:
1. Następnym razem jak będzie asfalt, to ściągam buty i zakładam kroksy (przynajmniej miękkie)
2. Rację miał Włodzimierz Iljicz Uljanow Lenin mówiąc: strzeżcie się lekarzy, a najbardziej – towarzyszy lekarzy
W nocy na Kopie lało i to tak dość rzęsiście. Pomyślałem – chyba miałem wziąć łyżwy – czerwony szlak z Kopy to dość ostre zejście. Rano po śniadanku, ale przed 7 okazało się, że po deszczu ani śladu, a droga suchutka jak przysłowiowy pieprz. Schodzę do Jarnołtówka i po wizycie w sklepiku (zoopatrzenie) ruszam w kierunku Konradowa, Podlesia, i dalej przez Górę Chrobrego (gdzie straszy to coś, co zostało ze schroniska, a także powoli odrestaurowywany kościółek św. Bartłomieja) do Głuchołaz.
Na rynku czas na kawę, wizytę w aptece (plasterek – najlepszy z Kubusiem Puchatkiem - , ale nie ma, no to inny i koniecznie tabletki z magnezem), a jeszcze spotkanie ze ścianą płaczu – i dalej w kierunku Bodzanowa. Jest już sporo po 10, upał wzrasta, a ja jak ten głupi szlakiem (który okrąża centrum spożywcze – Lidl, Biedronka, Netto – i wraca do centrum tak na oko ze 300m od rynku (głupku! a mapy nie masz?). Przeszedłem sobie brukowanym polbrukiem chodniczkiem dodatkowy kilometr, ale już tabliczka z napisem Bodzanów
W Bodzanowie trafiam do klasztoru oo. Oblatów, zostaję zaproszony do zwiedzenia parku, gdzie zaczynają kwitnąć różaneczniki
I ruszam dalej w kierunku Gierałcic. Początkowo nic nie zapowiada dramatu. Szeroka szutrowa droga, most na rzece Biała (Głuchołaska) i ... nagle widzę koziołka sarnowego, chcę zrobić zdjęcie – aparat odmawia posłuszeństwa, pewnie bakteria, a zapas na dnie plecaka. W pewnym momencie droga skręca w prawo, a szlak?? Ni widu ni słychu. Wreszcie jest, wiedzie prosto pod górę zarośniętą ścieżką, idę, jakieś chaszcze, jerzyny, a obok pole z jakimś posianym zbożem. Na szczycie widać samochody, pewnie droga, którą mam iść dalej. Skręcam na pole i drałuję śladem traktora, który robił oprysk (dowiaduję się później od miejscowych, że kiedyś tam była droga, którą jeżdżono do młyna, ale teraz... zarosła). Dochodzę do drogi, rzut oka na mapę i w prawo drogą, po 10 minutach tabliczka – Gierałcice 55minut, asfalt, południe się zbliża wielkimi krokami, ja jak na patelni, schodzę w końcu do Gierałcic, piwko, spotykam 4 wędrowników z cieszyńskiego klubu PTTK, którzy idą w odwrotnym kierunku, wymieniamy uwagi i ... nie nastrajają mnie zbyt optymistycznie (zwłaszcza, jeśli chodzi o nocleg). Po chwili ruszam dalej w kierunku Sławniowic i Jarnołtowa, Najpierw asfalt, po jego zakończeniu droga polna wśród pól, a w oddali widać... GÓRY!!! – jak na wyciągnięcie ręki. Dochodzę do Sławniowic, znowu asfalt... potem droga polna, idę kilkadziesiąt metrów od granicy. W końcu jest cel dzisiejszej wędrówki – Jarnołtów, ale ... jest sobotnie popołudnie, gdzie tu można przenocować, panie najbliżej to nad jeziorem (Nyskim), a prywatnych kwater, jakiejś agroturystyki to nie ma? ... Siadłem i se myślę, jest ciepło, jak podejdę pod ten las w oddali to jakoś przekimam, śpiwór mam, jest ciepło, żarełko jakieś i napoje mam, no to ruszam, docieram do lasku – jest koło 20 i zaczynam się roztasowywać, podjadłem, popiłem, wlazłem do śpiwora, poświeciłem sobie latarką, ale... nie mam żadnej możliwości naładowania komóry, bakterii do aparatu. Trudno uchacha. W świetle latarkioglądam stopy i nie napawa mnie optymizmem ten widok. Rano budzę się, około 4, ale nie chce mi się wstawać, więc leżę i czuję, że stopy jakby gorące, kładę je na trawę, coby ochłodzić. O 5.30 wstaję coś jem, pakowanko i w drogę, póki chłodno, a dziś prawie cały czas asfalt. Z Jarnołtowa do Łąki jak cię mogę, bo polami, ale już dalej on stop asfalt. Niedziela, nic nie jedzie, Kałków, Piotrowice Nyskie, Ratnowice, Trzeboszowice, Lisie Kąty, Unikowice i wreszcie Paczków. Nóg nie czuję, a raczej czuję, że całe w bąblach, trzeba będzie się zaopatrzyć w jakąś igłę, aby to tałatajstwo poprzebijać, ale ... niedziela, w Hawexie gdzie się zatrzymałem, cisza. W knajpie gdzie jadłem igieł brak, sklepy pozamykane, ale ... jest szpital, tam przecież maja jakieś igły. Wchodzę i gadam z takim ratownikiem medycznym, tak po 10 minutach tłumaczenia, mi, że nie powinienem tego robić mówi – pokaż pan te stopy, i się zaczęło: czy pan zwariował, natychmiast przestać łazić po górach, jutro jeszcze chce pan iść do Z. Stoku, to 12 km asfaltu, w tym upale. Wygląda pan na rozsądnego a zachowuje się jak..., dał mi bandaże, gazę, kazał stopy moczyć w lekko letniej wodzie tak ze 2 godziny, a jutro rano owiązać gazą, bandażem elastycznym i ... do domu, i nie pokazywać się w górach przez co najmniej 2 tygodnie...
Cóż było robić, pantadziu ani pisnął, wrócił do domku i ...
Wnioski:
1. Następnym razem jak będzie asfalt, to ściągam buty i zakładam kroksy (przynajmniej miękkie)
2. Rację miał Włodzimierz Iljicz Uljanow Lenin mówiąc: strzeżcie się lekarzy, a najbardziej – towarzyszy lekarzy
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Już sobie dzielę na takie odcinki właśnie, Na pierwszy chcę wyruszyć około 10 dni po zjeździePiotrekP pisze:Brawo za rozsądek, nogi w naszym fachu to podstawa.
Widać dobry był pomysł podzielenia szlaku na trzy-czterodniowe etapy, to daje ulgę nogą, a szczególnie po asfaltach.
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173