Rowerowe wycieczki Roberta J
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Robert J przy tym zdjęciu
jak dla mnie rewelacyjny balans bieli
jak dla mnie rewelacyjny balans bieli
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Majówka 2016 - dzień 3/3 - 02.05.2016 - Przez Drahańską Wyżynę i Jesioniki do domu...
O poranku dnia trzeciego pogoda nie byłaby taka zła gdyby nie ten porywisty wiatr. Najgorsze jest jednak to iż wieje on z kierunku północnego czyli tam gdzie jadę Trzeci dzień jest już niestety dniem powrotu. Mam taki plan aby ta trasa powrotna wiodła przez nieznane mi tereny. Jednak nie obyło się bez powtarzających się odcinków.
Widoczność mimo, że świeci słońce jest wręcz tragiczna. Ruszam około 07:30 asfaltem w dół do miejscowości Prace. Następnie wybieram trasę rowerową "Napoleon" wiodącą przez tereny na których rozegrała się bitwa w 1805 roku pod Austerlitz zwana również bitwą trzech cesarzy.
Zjazd do Blažovic i dalej już asfaltem do widocznych w dali Pozořic. Wiem, że będzie ciężko bo trasa na mapie wygląda bardzo pagórkowata. Jednak decyduję się na nią by zobaczyć coś nowego
Przejeżdżam nad autostradą i przez Tvarožną do wcześniej wspomnianych Pozořic. Tam pierwsze i to dość spore zakupy. Następnie bardzo stromy podjazd przez miejscowość na końcu, którego robię przerwę śniadaniową.
Następnie szybki zjazd do Hostěnic i kolejny stromy podjazd. Wjeżdżam w Morawski Kras - krainę jaskiń. Teraz ciągle mam to pod górę to znów z góry i to tak konkretnie !
Przejeżdżam przez Křtiny gdzie stoi okazała barokowa świątynia Panny Marii, a w bezpośrednim sąsiedztwie jest pałac z 1750 roku. Kilka ujęć i lecę dalej. Ponownie mam pod górę....
Później kolejna górka i kolejna... Wiatr utrudnia mi poruszanie się naprzód. Za Jedovnicami osiągam jedno z najwyższych wzniesień. Na otwartej przestrzeni wiatr wieje z taką siłą, że aż utrudnia oddychanie.
Ponownie wytracam sporo wysokości. Analizując wcześniej mapę wychodzi mi, że mam całkiem niedaleko do Przepaści Macocha. Odbijam kawałek z głównej drogi i wspinam się pod chatę Macocha obok przepaści o tej samej nazwie. Turystów tu bardzo wiele. Stoi kilka autokarów na polskiej rejestracji i dominuje tu język polski.
Muszę przyznać, że to zapadlisko nie zrobiło na mnie specjalnie wielkiego wrażenia. Ot głęboka dziura z jeziorkiem na dnie. Prawdopodobnie z niższego tarasu widok byłby ciekawszy, ale schodzić tam z rowerem po schodach darowałem sobie
Trasą rowerową przez pola jadę do Ostrova u Macochy. Stoi tam ładny wiatrak czyli młyn wiatrowy typu holenderskiego.
Trasą rowerową docieram do miejscowości Sloup. Już tu kiedyś byłem, więc tylko na chwilkę staję przy jednej z czterech jaskiń na morawskim krasie, która jest udostępniona zwiedzającym. Sloupsko-šošůvska jaskinia jest największym system jaskiń w Czechach. Jest tu bardzo wiele komnat, korytarzy i olbrzymich przepaści. W jaskini Kůlna będącej częścią tego kompleksu odnaleziono szczątki neandertalczyka.
Będąc tu ostatnim razem obiecałem sobie, że kiedyś zwiedzę ten obiekt. Niestety dziś jest poniedziałek, a w poniedziałki obiekty udostępniane do zwiedzania są pozamykane...
Nie pozostaje mi nic innego ja jechać dalej. Mam przed sobą bardzo stromy podjazd do Šošůvki. Dalsza jazda nie jest już tak męcząca bo kończą się podjazdy. Przez Vysočany i Nivę docieram do Drahan.
Jeszcze tylko zaliczyć najwyższy punkt na dotychczasowej trasie obok wysokiego przekaźnika i rozpoczynam długi i przyjemny zjazd do Plumlova.
W Plumlovie podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Obiekt został wybudowany w latach 1680 - 1688 przez księcia Jana Adama Ondřeja z Liechtensteinu w miejscu, gdzie poprzednio stał zamek i renesansowy pałac. Planowano, że będzie to budowla czteroskrzydłowa, jednak zrealizowano tylko plany budowy jednego skrzydła, a i ono nie zostało ukończone.
Obecnie elewacja od strony północnej bardzo się sypie i trzeba uważać by nie dostać kawałkiem tynku.
Zjeżdżam na dół i wzdłuż zbiornika retencyjnego przemieszczam się w kierunku zapory.
Niestety robi się już dość późno i postanawiam ominąć najpierw Prostějov, a następnie Ołomuniec. Przejeżdżam przez kilka małych miejscowości. Jadę niemal bez przerw. Niebo zasnute chmurami i okolica mało ciekawa. Nie chce mi się robić zdjęć..., a może to już zmęczenie daje w ten sposób o sobie znać ?
W Štěpánovie robię ostatnie zakupy i szukam najkrótszej trasy dojazdu do widocznych już w dali Jesioników.
Docieram do Dlouhej Loučki i stąd jest już tylko 14 km do Rýmařova. Tylko 14 km pod górę... O dziwo jedzie mi się bardzo fajnie i w mieście jestem gdy jest jeszcze jasno.
Gdy zapada zmrok odchodzi mi jednak ochota do dalszego kręcenia. Nawet zastanawiam się czy nie zostawić sobie tych kilkudziesięciu kilometrów na jutrzejszy dzień. Jednak cała okolica aż roi się od zwierzyny. W koło widzę świecące ślipia. Im jest później tym saren przy drodze coraz więcej. Niektóre odpoczywają leżąc po prostu w rowie. Świecąc w ich kierunku w ogóle się nie boją, a światło je po prostu ciekawi. W ostatniej chwili zrywają się do ucieczki i wówczas jest niebezpiecznie. Powoli zdobywam przełęcz Hvezda i później to już z góry
Na stromym zjeździe do Hlatych Hor przy dużej prędkości ledwo udaje mi się wyrobić przed stadem dzików. Po przekroczeniu granicy spadają pierwsze krople deszczu. W Głuchołazach podchmielona młodzież zaczepia mnie chamskimi odzywkami, a dwa kilometry przed domem na ścieżce rowerowej łapię jedynego kapcia podczas tych trzech dni
Ostatniego dnia dystans podobny jak pierwszego - 207 km
3 dni = 597,93 km = 5889 m podjazdów. Ile wypiłem piwa to nie potrafię się doliczyć, więc mnie nie pytajcie
Chciałoby się więcej, ale i tak się cieszę, że udało mi się w ogóle gdzieś pojechać
Patrząc na swoją formę w ostatnim czasie jestem zadowolony z tego wypadu bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Kolejny dłuższy weekend już niedługo...
Galeria dzień trzeci:
https://goo.gl/photos/EyRCw9yZwahbg9LHA
O poranku dnia trzeciego pogoda nie byłaby taka zła gdyby nie ten porywisty wiatr. Najgorsze jest jednak to iż wieje on z kierunku północnego czyli tam gdzie jadę Trzeci dzień jest już niestety dniem powrotu. Mam taki plan aby ta trasa powrotna wiodła przez nieznane mi tereny. Jednak nie obyło się bez powtarzających się odcinków.
Widoczność mimo, że świeci słońce jest wręcz tragiczna. Ruszam około 07:30 asfaltem w dół do miejscowości Prace. Następnie wybieram trasę rowerową "Napoleon" wiodącą przez tereny na których rozegrała się bitwa w 1805 roku pod Austerlitz zwana również bitwą trzech cesarzy.
Zjazd do Blažovic i dalej już asfaltem do widocznych w dali Pozořic. Wiem, że będzie ciężko bo trasa na mapie wygląda bardzo pagórkowata. Jednak decyduję się na nią by zobaczyć coś nowego
Przejeżdżam nad autostradą i przez Tvarožną do wcześniej wspomnianych Pozořic. Tam pierwsze i to dość spore zakupy. Następnie bardzo stromy podjazd przez miejscowość na końcu, którego robię przerwę śniadaniową.
Następnie szybki zjazd do Hostěnic i kolejny stromy podjazd. Wjeżdżam w Morawski Kras - krainę jaskiń. Teraz ciągle mam to pod górę to znów z góry i to tak konkretnie !
Przejeżdżam przez Křtiny gdzie stoi okazała barokowa świątynia Panny Marii, a w bezpośrednim sąsiedztwie jest pałac z 1750 roku. Kilka ujęć i lecę dalej. Ponownie mam pod górę....
Później kolejna górka i kolejna... Wiatr utrudnia mi poruszanie się naprzód. Za Jedovnicami osiągam jedno z najwyższych wzniesień. Na otwartej przestrzeni wiatr wieje z taką siłą, że aż utrudnia oddychanie.
Ponownie wytracam sporo wysokości. Analizując wcześniej mapę wychodzi mi, że mam całkiem niedaleko do Przepaści Macocha. Odbijam kawałek z głównej drogi i wspinam się pod chatę Macocha obok przepaści o tej samej nazwie. Turystów tu bardzo wiele. Stoi kilka autokarów na polskiej rejestracji i dominuje tu język polski.
Muszę przyznać, że to zapadlisko nie zrobiło na mnie specjalnie wielkiego wrażenia. Ot głęboka dziura z jeziorkiem na dnie. Prawdopodobnie z niższego tarasu widok byłby ciekawszy, ale schodzić tam z rowerem po schodach darowałem sobie
Trasą rowerową przez pola jadę do Ostrova u Macochy. Stoi tam ładny wiatrak czyli młyn wiatrowy typu holenderskiego.
Trasą rowerową docieram do miejscowości Sloup. Już tu kiedyś byłem, więc tylko na chwilkę staję przy jednej z czterech jaskiń na morawskim krasie, która jest udostępniona zwiedzającym. Sloupsko-šošůvska jaskinia jest największym system jaskiń w Czechach. Jest tu bardzo wiele komnat, korytarzy i olbrzymich przepaści. W jaskini Kůlna będącej częścią tego kompleksu odnaleziono szczątki neandertalczyka.
Będąc tu ostatnim razem obiecałem sobie, że kiedyś zwiedzę ten obiekt. Niestety dziś jest poniedziałek, a w poniedziałki obiekty udostępniane do zwiedzania są pozamykane...
Nie pozostaje mi nic innego ja jechać dalej. Mam przed sobą bardzo stromy podjazd do Šošůvki. Dalsza jazda nie jest już tak męcząca bo kończą się podjazdy. Przez Vysočany i Nivę docieram do Drahan.
Jeszcze tylko zaliczyć najwyższy punkt na dotychczasowej trasie obok wysokiego przekaźnika i rozpoczynam długi i przyjemny zjazd do Plumlova.
W Plumlovie podjeżdżam pod tamtejszy pałac. Obiekt został wybudowany w latach 1680 - 1688 przez księcia Jana Adama Ondřeja z Liechtensteinu w miejscu, gdzie poprzednio stał zamek i renesansowy pałac. Planowano, że będzie to budowla czteroskrzydłowa, jednak zrealizowano tylko plany budowy jednego skrzydła, a i ono nie zostało ukończone.
Obecnie elewacja od strony północnej bardzo się sypie i trzeba uważać by nie dostać kawałkiem tynku.
Zjeżdżam na dół i wzdłuż zbiornika retencyjnego przemieszczam się w kierunku zapory.
Niestety robi się już dość późno i postanawiam ominąć najpierw Prostějov, a następnie Ołomuniec. Przejeżdżam przez kilka małych miejscowości. Jadę niemal bez przerw. Niebo zasnute chmurami i okolica mało ciekawa. Nie chce mi się robić zdjęć..., a może to już zmęczenie daje w ten sposób o sobie znać ?
W Štěpánovie robię ostatnie zakupy i szukam najkrótszej trasy dojazdu do widocznych już w dali Jesioników.
Docieram do Dlouhej Loučki i stąd jest już tylko 14 km do Rýmařova. Tylko 14 km pod górę... O dziwo jedzie mi się bardzo fajnie i w mieście jestem gdy jest jeszcze jasno.
Gdy zapada zmrok odchodzi mi jednak ochota do dalszego kręcenia. Nawet zastanawiam się czy nie zostawić sobie tych kilkudziesięciu kilometrów na jutrzejszy dzień. Jednak cała okolica aż roi się od zwierzyny. W koło widzę świecące ślipia. Im jest później tym saren przy drodze coraz więcej. Niektóre odpoczywają leżąc po prostu w rowie. Świecąc w ich kierunku w ogóle się nie boją, a światło je po prostu ciekawi. W ostatniej chwili zrywają się do ucieczki i wówczas jest niebezpiecznie. Powoli zdobywam przełęcz Hvezda i później to już z góry
Na stromym zjeździe do Hlatych Hor przy dużej prędkości ledwo udaje mi się wyrobić przed stadem dzików. Po przekroczeniu granicy spadają pierwsze krople deszczu. W Głuchołazach podchmielona młodzież zaczepia mnie chamskimi odzywkami, a dwa kilometry przed domem na ścieżce rowerowej łapię jedynego kapcia podczas tych trzech dni
Ostatniego dnia dystans podobny jak pierwszego - 207 km
3 dni = 597,93 km = 5889 m podjazdów. Ile wypiłem piwa to nie potrafię się doliczyć, więc mnie nie pytajcie
Chciałoby się więcej, ale i tak się cieszę, że udało mi się w ogóle gdzieś pojechać
Patrząc na swoją formę w ostatnim czasie jestem zadowolony z tego wypadu bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Kolejny dłuższy weekend już niedługo...
Galeria dzień trzeci:
https://goo.gl/photos/EyRCw9yZwahbg9LHA
Jesioniki z Opolskim Klubem Rowerowym - 22.05.2016
...07:00 telefon od Kuby bym się zbierał bo jedziemy na elektrownię Dlouhe strane z Opolskim Klubem Rowerowym..., no ładnie nie dadzą pospać
Mnie z reguły nie trzeba długo namawiać, ale tym razem trochę się ociągałem. Dzień wcześniej zrobiłem długą pieszą trasę po okolicznych górach(ale o tym będzie innym razem). Podjeżdżam do Jarnołtówka i o 8 lecimy już razem głównymi przez Vrbno i Karlovą do Karlova pod Pradziadem gdzie oczekuje nas spora ekipa OKR-u.
Rowerową trasą wzdłuż rzeki Morawicy jedziemy pod górę. W jednym miejscu mylimy odrobinę trasę, ale to szczegół Kończy się asfalt i zaczyna przyjemna szutrowa droga. Docieramy do Mravencovki. Po drodze mamy fajne widoki na okolicę.
Szybko mijamy ruiny chaty Alfredka i trawersujemy Brindicną oraz Stracene Kameny.
Szybki i niebezpieczny zjazd na którym wytracamy sporo wysokości. Następnie tą wytraconą wysokość ponownie zdobywamy docierając do miejsca odpoczynku Branka gdzie rozchodzą się trasy rowerowe. Tutaj również kończy się asfalt a my wykorzystujemy schowaną w cieniu wiatę na odpoczynek.
Teraz przychodzi nam męczyć się na stromym podjeździe w prażącym słońcu. Momentami nachylenie osiąga dwadzieścia procent.
Przed Małą Jezierną chwila przerwy i pozostaje już końcowy odcinek na parking pod górny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej Dlouhe strane - celu tego wypadu.
A jak cel to również dłuższy popas na łonie natury. Wyszukujemy osłonięty kawałek łąki od wiatru z widokiem na Pradziada i popijamy piwko. Dobrze, że działa tu mały punkt gastronomiczny bo możemy też przegryźć całkiem dobrą grilowaną kiełbasę
I tak upływa nam beztrosko czas. W końcu część ekipy decyduje się na rundkę dookoła górnego zbiornika. Wieje tam masakrycznie. Robimy sobie sesję foto w najwyższym punkcie i zjeżdżamy do pozostałych.
Teraz czeka nas długi i przyjemny zjazd do dolnego zbiornika gdzie tuż przed nim odbijany na fają drogę terenową. Naszym kolejnym celem jest chata Svycarna.
Końcówka trasy do chaty już tradycyjna z klasycznymi widokami. Przy chacie dłuższa przerwa i część osób decyduje się zaliczyć jeszcze dziś samego Pradziada. Być tak blisko i nie wjechać na szczyt to tak jak jechać na Biskupią Kopę, a skończyć w schronisku pod szczytem
Straszono nas, że na górze jest 6 stopni. Było 13 chociaż wiatr potęgował odczucie chłodu. My jednak zasiadamy w pustej o tej porze restauracji, więc nam to wszystko jedno. Jedni zamawiają kofolę inni kawę lub piwo.
Widoki dziś ze szczytu są kiepskie, więc tylko pamiątkowa fota i rozpoczynamy zjazd na Ovcarnię do czekającej na nas reszty. Później wspólnie na Hvezdę gdzie z Kubą żegnamy ekipę i lecimy na powrót jak z rana(z małą modyfikacją przez Drakov).
W domu jestem jeszcze sporo przed zachodem słońca z całkiem przyzwoitym dystansem dnia, dnia bardzo przyjemnie spędzonego
Galeria: https://goo.gl/photos/vDCrN14jLvrsmMSm7
...07:00 telefon od Kuby bym się zbierał bo jedziemy na elektrownię Dlouhe strane z Opolskim Klubem Rowerowym..., no ładnie nie dadzą pospać
Mnie z reguły nie trzeba długo namawiać, ale tym razem trochę się ociągałem. Dzień wcześniej zrobiłem długą pieszą trasę po okolicznych górach(ale o tym będzie innym razem). Podjeżdżam do Jarnołtówka i o 8 lecimy już razem głównymi przez Vrbno i Karlovą do Karlova pod Pradziadem gdzie oczekuje nas spora ekipa OKR-u.
Rowerową trasą wzdłuż rzeki Morawicy jedziemy pod górę. W jednym miejscu mylimy odrobinę trasę, ale to szczegół Kończy się asfalt i zaczyna przyjemna szutrowa droga. Docieramy do Mravencovki. Po drodze mamy fajne widoki na okolicę.
Szybko mijamy ruiny chaty Alfredka i trawersujemy Brindicną oraz Stracene Kameny.
Szybki i niebezpieczny zjazd na którym wytracamy sporo wysokości. Następnie tą wytraconą wysokość ponownie zdobywamy docierając do miejsca odpoczynku Branka gdzie rozchodzą się trasy rowerowe. Tutaj również kończy się asfalt a my wykorzystujemy schowaną w cieniu wiatę na odpoczynek.
Teraz przychodzi nam męczyć się na stromym podjeździe w prażącym słońcu. Momentami nachylenie osiąga dwadzieścia procent.
Przed Małą Jezierną chwila przerwy i pozostaje już końcowy odcinek na parking pod górny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej Dlouhe strane - celu tego wypadu.
A jak cel to również dłuższy popas na łonie natury. Wyszukujemy osłonięty kawałek łąki od wiatru z widokiem na Pradziada i popijamy piwko. Dobrze, że działa tu mały punkt gastronomiczny bo możemy też przegryźć całkiem dobrą grilowaną kiełbasę
I tak upływa nam beztrosko czas. W końcu część ekipy decyduje się na rundkę dookoła górnego zbiornika. Wieje tam masakrycznie. Robimy sobie sesję foto w najwyższym punkcie i zjeżdżamy do pozostałych.
Teraz czeka nas długi i przyjemny zjazd do dolnego zbiornika gdzie tuż przed nim odbijany na fają drogę terenową. Naszym kolejnym celem jest chata Svycarna.
Końcówka trasy do chaty już tradycyjna z klasycznymi widokami. Przy chacie dłuższa przerwa i część osób decyduje się zaliczyć jeszcze dziś samego Pradziada. Być tak blisko i nie wjechać na szczyt to tak jak jechać na Biskupią Kopę, a skończyć w schronisku pod szczytem
Straszono nas, że na górze jest 6 stopni. Było 13 chociaż wiatr potęgował odczucie chłodu. My jednak zasiadamy w pustej o tej porze restauracji, więc nam to wszystko jedno. Jedni zamawiają kofolę inni kawę lub piwo.
Widoki dziś ze szczytu są kiepskie, więc tylko pamiątkowa fota i rozpoczynamy zjazd na Ovcarnię do czekającej na nas reszty. Później wspólnie na Hvezdę gdzie z Kubą żegnamy ekipę i lecimy na powrót jak z rana(z małą modyfikacją przez Drakov).
W domu jestem jeszcze sporo przed zachodem słońca z całkiem przyzwoitym dystansem dnia, dnia bardzo przyjemnie spędzonego
Galeria: https://goo.gl/photos/vDCrN14jLvrsmMSm7
Na szosie po Płaskowyżu Głubczyckim - 05.06.2016
Dziś postanawiam pokręcić odrobinę bardziej lajtowo, tzn. bardziej po płaskim i na cienkim kole Wybieram się na Płaskowyż Głubczycki by trochę porozciągać mięśnie po radzie pieszym "Jesenicka 60". Oczywiście zabieram ze sobą aparat, ale wyciągam go dopiero na pierwszej przerwie po pokonaniu cypla osoblazkiego tuż za Pomorzowiczkami.
Ostatnio nie mam za wiele szczęścia do dobrej widoczności na takich rowerowych wypadach. Nie inaczej było i tym razem. Powietrze mętne i zdjęcia jakieś takie blade wychodzą. Robię szybki przejazd przez Głubczyce i w Bogdanowicach odbijam na Wojnowice.
Chciałem przejechać przez tą miejscowość ze względu na ruiny kościoła św. Szymona i Judy Tadeusza. Świątynia ucierpiała podczas walk w 1945 roku i po wojnie nie została już odbudowana. Cmentarz oraz okolica samych ruin uporządkowana.
Na pozostałościach wieży bociany uwiły sobie gniazdo.
Teraz szybki przejazd do Nowej Cerekwi i dalej na Kietrz. Tam robię przerwę śniadaniową. Następnie szybciutko przejeżdżam przez miasto i obieram kierunek na granicę państwa.
Moim kolejnym celem są Sudice. Już z daleka widoczna jest monumentalna pseudogotycka budowla kościoła Jana Chrzciciela.
Przy głównej drodze ustawiony jest samolot-pomnik. Jest to Aero L-29 Delfín.
Na wylocie w kierunku granicy na Racibórz stoi pomnik ku czci czołgistów. T34/85 ustawiony został w tym miejscu w 1960 roku.
Dalej chciałem jechać trasą rowerową, ale okazuje się prowadzić ona po drodze polnej, więc jadę główną drogą bo nie za bardzo mi się widzi jechać tamtędy kolarzówką
Po przekroczeniu granicy państwowej kieruję się do Krzanowic. W powietrzu czuć zbliżającą się burzę. Podjeżdżam na moment pod kościół św. Wacława i szybko lecę ponownie ku granicy, tym razem do Chuchelnej. Na samej granicy dopada mnie gradobicie. Chowam się na przystanku i przeczekuję ulewę. Decyduję też o drodze powrotnej.
Przestaje padać. Ruszam w kierunku na Kravaře ścieżką rowerową. Kilkaset metrów za Chuchelną niespadła ani jedna kropla deszczu, ale w koło tworzą się kolejne chmury burzowe.
W Kravaře odwiedzam tamtejszy pałac. O tej porze roku jeszcze tutaj nie byłem. Park przypałacowy wygląda zupełnie inaczej gdy jest zielono.
Teraz kieruję się na Opawę po ścieżce rowerowej. Zatrzymuję się tylko w miejscowości Velké Hoštice przy tamtejszych barokowych obiektach.
Kościół św. Jana Chrzciciela.
Pałac
Swoimi ścieżkami przejeżdżam ościennymi dzielnicami Opawy i jadę na Krnov. Tym razem decyduję, że jadę wyłącznie trasą rowerową. W znacznej części jest to specjalnie wybudowana ścieżka dla cyklistów, których zresztą spotykam bardzo wielu.
Przejeżdżam przez Krnov i już prosta do granicy. Wycieczka lajtowa, ale udaje mi się pokonać 200 km. Taki dystans jednego dnia w tym roku mam dopiero po raz trzeci
Galeria: https://goo.gl/photos/AtcXhqqqqTjqdyMo6
Dziś postanawiam pokręcić odrobinę bardziej lajtowo, tzn. bardziej po płaskim i na cienkim kole Wybieram się na Płaskowyż Głubczycki by trochę porozciągać mięśnie po radzie pieszym "Jesenicka 60". Oczywiście zabieram ze sobą aparat, ale wyciągam go dopiero na pierwszej przerwie po pokonaniu cypla osoblazkiego tuż za Pomorzowiczkami.
Ostatnio nie mam za wiele szczęścia do dobrej widoczności na takich rowerowych wypadach. Nie inaczej było i tym razem. Powietrze mętne i zdjęcia jakieś takie blade wychodzą. Robię szybki przejazd przez Głubczyce i w Bogdanowicach odbijam na Wojnowice.
Chciałem przejechać przez tą miejscowość ze względu na ruiny kościoła św. Szymona i Judy Tadeusza. Świątynia ucierpiała podczas walk w 1945 roku i po wojnie nie została już odbudowana. Cmentarz oraz okolica samych ruin uporządkowana.
Na pozostałościach wieży bociany uwiły sobie gniazdo.
Teraz szybki przejazd do Nowej Cerekwi i dalej na Kietrz. Tam robię przerwę śniadaniową. Następnie szybciutko przejeżdżam przez miasto i obieram kierunek na granicę państwa.
Moim kolejnym celem są Sudice. Już z daleka widoczna jest monumentalna pseudogotycka budowla kościoła Jana Chrzciciela.
Przy głównej drodze ustawiony jest samolot-pomnik. Jest to Aero L-29 Delfín.
Na wylocie w kierunku granicy na Racibórz stoi pomnik ku czci czołgistów. T34/85 ustawiony został w tym miejscu w 1960 roku.
Dalej chciałem jechać trasą rowerową, ale okazuje się prowadzić ona po drodze polnej, więc jadę główną drogą bo nie za bardzo mi się widzi jechać tamtędy kolarzówką
Po przekroczeniu granicy państwowej kieruję się do Krzanowic. W powietrzu czuć zbliżającą się burzę. Podjeżdżam na moment pod kościół św. Wacława i szybko lecę ponownie ku granicy, tym razem do Chuchelnej. Na samej granicy dopada mnie gradobicie. Chowam się na przystanku i przeczekuję ulewę. Decyduję też o drodze powrotnej.
Przestaje padać. Ruszam w kierunku na Kravaře ścieżką rowerową. Kilkaset metrów za Chuchelną niespadła ani jedna kropla deszczu, ale w koło tworzą się kolejne chmury burzowe.
W Kravaře odwiedzam tamtejszy pałac. O tej porze roku jeszcze tutaj nie byłem. Park przypałacowy wygląda zupełnie inaczej gdy jest zielono.
Teraz kieruję się na Opawę po ścieżce rowerowej. Zatrzymuję się tylko w miejscowości Velké Hoštice przy tamtejszych barokowych obiektach.
Kościół św. Jana Chrzciciela.
Pałac
Swoimi ścieżkami przejeżdżam ościennymi dzielnicami Opawy i jadę na Krnov. Tym razem decyduję, że jadę wyłącznie trasą rowerową. W znacznej części jest to specjalnie wybudowana ścieżka dla cyklistów, których zresztą spotykam bardzo wielu.
Przejeżdżam przez Krnov i już prosta do granicy. Wycieczka lajtowa, ale udaje mi się pokonać 200 km. Taki dystans jednego dnia w tym roku mam dopiero po raz trzeci
Galeria: https://goo.gl/photos/AtcXhqqqqTjqdyMo6
02.07.2016 - Dlouhe strane czyli elektrownia x 3
W sobotę 2 lipca ma się odbyć indywidualny wyścig na czas na elektrownię szczytowo-pompową Dlouhe strane. Chcę wziąć w tym wyścigu udział i aby nie zmarnować siły na poranny dojazd decyduję, że jadę na miejsce już w piątek...Dodatkowym bodźcem na taki ruch jest również zamknięty odcinek drogi z CHS na Kouty gdzie trzeba jechać naokoło Masywu Keprnika.
Już po zachodzie słońca rozpoczynam długi i męczący podjazd na górę(mogłem jednak wyruszyć trochę wcześniej ). Prognozy na noc zapowiadają całkiem dobre...
Po dotarciu na szczyt jest jeszcze jasno. Moim celem jest porobienie nocnych zdjęć i przekimanie pod rozgwieżdżonym niebem
Warunki jednak bez rewelacji. Ciągle nadciągały od południa chmury.
23:38 wykonuję ostatnie zdjęcie. Chwilę później nadciągają chmury i zaczyna siąpić. Szybko się zwijam bo na szczycie nie ma się gdzie schować. Ledwo zarzucam plecak zaczyna lać...Z problemami zjeżdżam poniżej górnego zbiornika bo światło czołówki rozprasza się na ścianie deszczu, tak że kompletnie nic nie widzę
Mam zamiar schować się w tunelu pod zbiornikiem gdzie znajduje się aparatura do sterowania elektrownią. Nie zauważyłem wysokiego krawężnika i z rozpędu uderzam w niego przelatując przez kierownicę... ląduję 2-3 metry dalej w sieni
Przeczekuję tam około pół godziny. Gdy tylko deszcz ustaje zjeżdżam 2 kilometry w dół do chatki gdzie spędzam resztę nocy. A noc jest przyjemnie ciepła. Ubrania do świtu zdążyły wyschnąć
O dziewiątej zjeżdżam na miejsce startu poniżej dolnego zbiornika. Zapisuję się i startuję w grupie sześciu zawodników. Po 37 minutach ponownie jestem na szczycie. Z tej grupy dojeżdżam jako ostatni na szczyt, a mimo to jestem w top 10 i pierwszy w swojej grupie wiekowej
Chwila odpoczynku, kilka pamiątkowych zdjęć i ponowny zjazd.
Jako że te 37 minut to bardzo słaby czas(kiedyś wjeżdżałem na góralu 3 minuty szybciej) nawet nie liczyłem na to iż załapię się na podium dlatego też decyduję się wyjechać ponownie na górę z chłopakami. Tym razem jedziemy od strony Loucnej.
Wjeżdżamy spokojnym tempem rozmawiając sobie. Odbijamy kilkaset metrów na Niedźwiedzią Górę(1163 m) Genialne miejsce na biwak
Są tu dwie wiaty oraz punkt widokowy na skale. Widoki bardzo ładne.
Uzupełniam zapas wody i zdobywamy trzeci raz tego dnia szczyt. Oj naczekałem się w kolejce po piwo U góry 2-3 zdjęcia i po raz kolejny zjeżdżamy te 14 km w dół
Chłopaki pakują się do samochodu, a ja wracam rowerem tak jak jechałem wczoraj przez Nove Losiny i Ramzovą.
To był bardzo szybki powrót. Całą drogę uciekałem przed nawałnicą. Ta dopadła mnie dopiero gdy zrobiłem sobie przerwę w sklepie na granicy
Łączny pokonany dystans to 203 km
Galeria: https://goo.gl/photos/sLh3futAG39Ey3QX7
W sobotę 2 lipca ma się odbyć indywidualny wyścig na czas na elektrownię szczytowo-pompową Dlouhe strane. Chcę wziąć w tym wyścigu udział i aby nie zmarnować siły na poranny dojazd decyduję, że jadę na miejsce już w piątek...Dodatkowym bodźcem na taki ruch jest również zamknięty odcinek drogi z CHS na Kouty gdzie trzeba jechać naokoło Masywu Keprnika.
Już po zachodzie słońca rozpoczynam długi i męczący podjazd na górę(mogłem jednak wyruszyć trochę wcześniej ). Prognozy na noc zapowiadają całkiem dobre...
Po dotarciu na szczyt jest jeszcze jasno. Moim celem jest porobienie nocnych zdjęć i przekimanie pod rozgwieżdżonym niebem
Warunki jednak bez rewelacji. Ciągle nadciągały od południa chmury.
23:38 wykonuję ostatnie zdjęcie. Chwilę później nadciągają chmury i zaczyna siąpić. Szybko się zwijam bo na szczycie nie ma się gdzie schować. Ledwo zarzucam plecak zaczyna lać...Z problemami zjeżdżam poniżej górnego zbiornika bo światło czołówki rozprasza się na ścianie deszczu, tak że kompletnie nic nie widzę
Mam zamiar schować się w tunelu pod zbiornikiem gdzie znajduje się aparatura do sterowania elektrownią. Nie zauważyłem wysokiego krawężnika i z rozpędu uderzam w niego przelatując przez kierownicę... ląduję 2-3 metry dalej w sieni
Przeczekuję tam około pół godziny. Gdy tylko deszcz ustaje zjeżdżam 2 kilometry w dół do chatki gdzie spędzam resztę nocy. A noc jest przyjemnie ciepła. Ubrania do świtu zdążyły wyschnąć
O dziewiątej zjeżdżam na miejsce startu poniżej dolnego zbiornika. Zapisuję się i startuję w grupie sześciu zawodników. Po 37 minutach ponownie jestem na szczycie. Z tej grupy dojeżdżam jako ostatni na szczyt, a mimo to jestem w top 10 i pierwszy w swojej grupie wiekowej
Chwila odpoczynku, kilka pamiątkowych zdjęć i ponowny zjazd.
Jako że te 37 minut to bardzo słaby czas(kiedyś wjeżdżałem na góralu 3 minuty szybciej) nawet nie liczyłem na to iż załapię się na podium dlatego też decyduję się wyjechać ponownie na górę z chłopakami. Tym razem jedziemy od strony Loucnej.
Wjeżdżamy spokojnym tempem rozmawiając sobie. Odbijamy kilkaset metrów na Niedźwiedzią Górę(1163 m) Genialne miejsce na biwak
Są tu dwie wiaty oraz punkt widokowy na skale. Widoki bardzo ładne.
Uzupełniam zapas wody i zdobywamy trzeci raz tego dnia szczyt. Oj naczekałem się w kolejce po piwo U góry 2-3 zdjęcia i po raz kolejny zjeżdżamy te 14 km w dół
Chłopaki pakują się do samochodu, a ja wracam rowerem tak jak jechałem wczoraj przez Nove Losiny i Ramzovą.
To był bardzo szybki powrót. Całą drogę uciekałem przed nawałnicą. Ta dopadła mnie dopiero gdy zrobiłem sobie przerwę w sklepie na granicy
Łączny pokonany dystans to 203 km
Galeria: https://goo.gl/photos/sLh3futAG39Ey3QX7
Wycieczka donikąd... - 10.07.2016
... donikąd bo tak naprawdę nie wiedziałem gdzie chcę jechać. Ostatnio mam sporego lenia i nie chce mi się wcześnie wstawać. Nie inaczej było i tym razem. Niewiele brakowało, a nigdzie bym się nie wybrał. Wstaję późno. Jest po 10-tej. Spokojnie czekam na obiad. Później myślę by trochę pokręcić po okolicy dla rozruszania się. Jednak nie chcąc się zbyt przemęczać biorę kolarzówkę
W Jeseniku zalegam na swojej ulubionej polance. I tak mi powoli zaczyna świtać pomysł. Nie jest jeszcze konkretnie sprecyzowany, ale tak sobie myślę by uderzyć na Sumperk.
W upale pokonuję podjazd na przełęcz w Ramzovej. Później to już przyjemny zjazd do Hanusovic wzdłuż będącej w trakcie remontu linii kolejowej Sumperk-Jesenik.
W Hanusovicach napada mnie myśl..., a może by tak podjechać do Bouzova ? Nigdy nie było mi tam po drodze, więc może specjalnie podjechać by zobaczyć zamek ? Szybka analiza trasy i kalkulowanie czasu. Tak naprawdę nie wiem ile mam do pokonania kilometrów. Najwyżej będę wracać po nocy. Druga sprawa: Jadąc tylko "dla rozruszania się" zabieram zaledwie dwa bidony z wodą. Koron brak, konto wyczyszczone i przyjdzie mi korzystać ze źródełek
Z Hanusovic jadę tradycyjnie wzdłuż rzeki Moravy tak by oszczędzić sobie podjazdów. Następnie z Olšan jadę kawałek krajówka w kierunku Bludova. Po niespełna 4 km odbijam na Zábřeh. Zanim tam dotrę muszę pokonać kilka wzniesień. Z miejscowości Vyšehoří jest ładny widok na Jesioniki.
W Zábřehu nigdy wcześniej nie byłem, więc podjeżdżam na tamtejszy rynek. Rynek w czeskim standardzie czyli niemal w całości wybrukowany
Na placu stoi kolumna maryjna z 1713 r. oraz fontanna z 1829 r. W dolnej części usytuowany jest kościół św. Bartłomieja.
Po południowej stronie stoi pałac wybudowany po wielkim pożarze w 1793 roku w miejscu wcześniejszego zamku. Obecnie pałac jest siedzibą urzędu miejskiego.
Z Zábřehu odbijam na Nemile. Jednak ze względu na późną porę decyduję o powrocie do głównej drogi by nie męczyć się na podjazdach pod kolejne wzniesienia Jadę na Mohelnice drogą wyglądającą jak autostrada. Zresztą od Mohelnic droga ta już nią jest
Szybki przejazd przez miasto i w Lošticach odbijam na Bouzov. Na koniec pozostaje mi stromy podjazd do miejscowości nad którą góruje monumentalna bryła średniowiecznego zamku. Jego obecny wygląd to efekt przebudowy z XIX wieku. Od końca XV wieku znajdował się w rękach krzyżackich. Zamek nigdy nie opustoszał.
Niestety o tej godzinie wszystko już pozamykane, więc nawet nie podjeżdżam(pozostawię sobie tą przyjemność na inny raz ). Światło do zdjęć jest kiepskie.
No dobra byłem, widziałem to teraz trzeba wrócić do domu. Nie chcę oczywiście wracać tą samą trasą. Wolałbym aby wycieczka była w formie pętli.
Zjeżdżam do Červenej Lhoty, przecinam główną drogę i przez Moravičany jadę do Mohelnic. W Řimicach w oczy rzuca się kościół prawosławny św. Ludmiły z lat 1933-34. W Doubravicach zatrzymuję się na moment przy figurze św. Jana Nepomucenego. Obok stoi również kamienny krzyż pokutny.
W Mohelnicach odbijam na Úsov. Tam również nigdy wcześniej nie byłem. Będąc w mieście rynek skąpany jest już w cieniu. Podjeżdżam na moment pod synagogę.
Nad miasteczkiem góruje pałac. Brama zamknięta niestety
Bez większych kombinacji jadę na Uničov. Do miasta docieram pięknymi ścieżkami rowerowymi. Omijam centrum bo jest coraz później. Prawie nie robię postoi. Zatrzymuję się jedynie przy jakimś strumyku by uzupełnić zapas wody, której wypijam bardzo duże ilości.
Zachód słońca zastaje mnie w okolicy Rýmařova. Teraz pozostaje tradycyjne przebicie się przez Jesioniki. Idzie mi dość sprawnie. Godzina 22 - Karlova Studanka. Po raz kolejny napełniam bidony i godzinę później jestem już w domu.
Miała być zwykła przejażdżka, a wyszła niemal wyprawa Jadąc ze średnią prędkością 31 km/h pokonuję tego dnia blisko 270 km.
Galeria: https://goo.gl/photos/zq3X4TXK7r4e9vmq5
... donikąd bo tak naprawdę nie wiedziałem gdzie chcę jechać. Ostatnio mam sporego lenia i nie chce mi się wcześnie wstawać. Nie inaczej było i tym razem. Niewiele brakowało, a nigdzie bym się nie wybrał. Wstaję późno. Jest po 10-tej. Spokojnie czekam na obiad. Później myślę by trochę pokręcić po okolicy dla rozruszania się. Jednak nie chcąc się zbyt przemęczać biorę kolarzówkę
W Jeseniku zalegam na swojej ulubionej polance. I tak mi powoli zaczyna świtać pomysł. Nie jest jeszcze konkretnie sprecyzowany, ale tak sobie myślę by uderzyć na Sumperk.
W upale pokonuję podjazd na przełęcz w Ramzovej. Później to już przyjemny zjazd do Hanusovic wzdłuż będącej w trakcie remontu linii kolejowej Sumperk-Jesenik.
W Hanusovicach napada mnie myśl..., a może by tak podjechać do Bouzova ? Nigdy nie było mi tam po drodze, więc może specjalnie podjechać by zobaczyć zamek ? Szybka analiza trasy i kalkulowanie czasu. Tak naprawdę nie wiem ile mam do pokonania kilometrów. Najwyżej będę wracać po nocy. Druga sprawa: Jadąc tylko "dla rozruszania się" zabieram zaledwie dwa bidony z wodą. Koron brak, konto wyczyszczone i przyjdzie mi korzystać ze źródełek
Z Hanusovic jadę tradycyjnie wzdłuż rzeki Moravy tak by oszczędzić sobie podjazdów. Następnie z Olšan jadę kawałek krajówka w kierunku Bludova. Po niespełna 4 km odbijam na Zábřeh. Zanim tam dotrę muszę pokonać kilka wzniesień. Z miejscowości Vyšehoří jest ładny widok na Jesioniki.
W Zábřehu nigdy wcześniej nie byłem, więc podjeżdżam na tamtejszy rynek. Rynek w czeskim standardzie czyli niemal w całości wybrukowany
Na placu stoi kolumna maryjna z 1713 r. oraz fontanna z 1829 r. W dolnej części usytuowany jest kościół św. Bartłomieja.
Po południowej stronie stoi pałac wybudowany po wielkim pożarze w 1793 roku w miejscu wcześniejszego zamku. Obecnie pałac jest siedzibą urzędu miejskiego.
Z Zábřehu odbijam na Nemile. Jednak ze względu na późną porę decyduję o powrocie do głównej drogi by nie męczyć się na podjazdach pod kolejne wzniesienia Jadę na Mohelnice drogą wyglądającą jak autostrada. Zresztą od Mohelnic droga ta już nią jest
Szybki przejazd przez miasto i w Lošticach odbijam na Bouzov. Na koniec pozostaje mi stromy podjazd do miejscowości nad którą góruje monumentalna bryła średniowiecznego zamku. Jego obecny wygląd to efekt przebudowy z XIX wieku. Od końca XV wieku znajdował się w rękach krzyżackich. Zamek nigdy nie opustoszał.
Niestety o tej godzinie wszystko już pozamykane, więc nawet nie podjeżdżam(pozostawię sobie tą przyjemność na inny raz ). Światło do zdjęć jest kiepskie.
No dobra byłem, widziałem to teraz trzeba wrócić do domu. Nie chcę oczywiście wracać tą samą trasą. Wolałbym aby wycieczka była w formie pętli.
Zjeżdżam do Červenej Lhoty, przecinam główną drogę i przez Moravičany jadę do Mohelnic. W Řimicach w oczy rzuca się kościół prawosławny św. Ludmiły z lat 1933-34. W Doubravicach zatrzymuję się na moment przy figurze św. Jana Nepomucenego. Obok stoi również kamienny krzyż pokutny.
W Mohelnicach odbijam na Úsov. Tam również nigdy wcześniej nie byłem. Będąc w mieście rynek skąpany jest już w cieniu. Podjeżdżam na moment pod synagogę.
Nad miasteczkiem góruje pałac. Brama zamknięta niestety
Bez większych kombinacji jadę na Uničov. Do miasta docieram pięknymi ścieżkami rowerowymi. Omijam centrum bo jest coraz później. Prawie nie robię postoi. Zatrzymuję się jedynie przy jakimś strumyku by uzupełnić zapas wody, której wypijam bardzo duże ilości.
Zachód słońca zastaje mnie w okolicy Rýmařova. Teraz pozostaje tradycyjne przebicie się przez Jesioniki. Idzie mi dość sprawnie. Godzina 22 - Karlova Studanka. Po raz kolejny napełniam bidony i godzinę później jestem już w domu.
Miała być zwykła przejażdżka, a wyszła niemal wyprawa Jadąc ze średnią prędkością 31 km/h pokonuję tego dnia blisko 270 km.
Galeria: https://goo.gl/photos/zq3X4TXK7r4e9vmq5
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Do szczęścia to mi, by wystarczyła ta miejscówka na pierwszym kadrze.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Rowerowy Eurotrip 2016 - Dzień 1 - Kierunek południe ! - 23.07.2016
No i w końcu przyszła pora na kolejny dłuższy wypad rowerowy. W porównaniu do wcześniejszych tak długich wypadów nastąpiło kilka zmian. Ta najbardziej istotna to taka iż po raz pierwszy na 2 tygodniowy wypad jadę w towarzystwie.
Cel ? Hmmmmm...., cel był zupełnie inny w pierwotnych planach. Jednak to co miało miejsce ostatnio w Turcji wpłynęło na zmianę planowanej trasy. Innym zamierzeniem było wyśrubowanie osobistych osiągnięć podczas jednego wyjazdu tj. najdłuższy pokonany dystans czy chociażby najwyższa osiągnięta wysokość na rowerze. Niestety tego nie udało mi się zrealizować choć bardzo niewiele zabrakło
Przygotowań do wyjazdu jakiś specjalnych nie było bo o tym że mam wolne na 100 % dowiaduję się dopiero w środę . Przegląd roweru, wymiana tylnego koła na bardziej wytrzymałe no i zrezygnowałem tym razem z plecaka. W jego miejsce znalazła się za to po raz pierwszy torba na sprzęt foto na kierownicę. Niestety to jakieś najtańsze badziewie i kompletnie nie zdało to egzaminu. Będę musiał pomyśleć o jakiejś lepszej, markowej...
Przed samym wyjazdem trochę zachodziła obawa czy podołam wyzwaniu. Prawda jest taka, że niewiele jeżdżę ostatnio na rowerze. W dniu wyjazdu mam pokonanych tyle kilometrów w roku co normalnie pokonuję do kwietnia ;p
Po raz pierwszy rezygnuję z map papierowych na rzecz tych w telefonie. Zemści się to później na nas.
Z Grześkiem umawiamy się w Opavie o 09:00. Ja jadę rowerem 70 km, a on pociągiem z Opola do Raciborza i dopiero stamtąd do Opavy. Na miejscu jestem z małym opóźnieniem. Robimy w centrum zakupy i przenosimy się do parku by obgadać kilka kwestii. Dla Grzesia będzie to debiut w tak długim wypadzie
Po około 40 minutach ruszamy na Hradec nad Moravicą. Za miejscowością rozpoczynamy podjazd na najwyższy punkt dzisiejszego dnia - Vrchy 539 m. W zasadzie przerwy ograniczamy do minimum, a czas i tak zbyt szybko nam ucieka. W mieście Fulnek postój na łyk wody i odbijamy z krajówki na Odry. Dziwne trochę, ale jeszcze w tym miasteczku nie byłem
Na mało "czeskim" rynku chwila ochłody przy studni i jedziemy na Hranice. Zbyt byliśmy rozpędzeni i musimy nadrobić kilka kilometrów bo pojechaliśmy nie tą drogą, którą powinniśmy . Szybki przejazd przez miasto i następnie ścieżką rowerową przez Teplice nad Beczwą. W zasadzie od tego miejsca aż do Holešova to powtórzenie trasy, którą pokonywałem podczas minionej majówki
Dalsza trasa jest już bardziej płaska. Od Hulina jedziemy na Otrokovice. Dalej wzdłuż rzeki Moravy na
Uherské Hradiště. Dopiero od tego miejsca jest coś czego wcześniej nie znałem.
Przejeżdżamy przez centrum Uherský Ostroh. Trafiamy na jeszcze czynny sklep mimo, że powinien być już zamknięty od kilkunastu minut. Korzystamy z okazji i robimy ostatnie tego dnia zakupy. Kilka zdjęć na rynku i o zachodzie słońca ruszamy w kierunku Veselí nad Moravou. To trochę większe miasto od tego wcześniejszego, ale mniej ciekawe. Rynek już klasycznie wybrukowany, a na nim pustki. Jest późno, a mimo to temperatura jeszcze bardzo wysoka. W niedużej odległości od centrum stoi bardzo zaniedbany renesansowy pałac.
Trasą rowerową przejeżdżamy przez przypałacowy park. Kilka kilometrów dalej w miejscowości Vnorovy zatrzymujemy się przy figurze św. Jana Nepomucena. Zaczepia nas miejscowy na rowerze. Następują pytania typu skąd, dokąd, ile kilometrów i skąd wiem, że to Nepomuk Zostajemy zaproszeni na kieliszek wina. Jan pokazuje nam swoją "świątynię" tj. potężną piwnicę wykonaną z cegły z odzysku co nadaje jej starodawny wygląd. Opowiada nam o kilku świętych umieszczonych we wnękach w różnych miejscach piwnicy. Na jednym kieliszku wina nie poprzestaliśmy, ale zbyt dużo też nie mogliśmy wypić bo przed nami jeszcze kawałek jazdy tego dnia. Niewiele brakowało, a skusilibyśmy się na kolację i zapewne później na ugoszczenie nas na noc. Jednak jednym z założeń podczas takich wypadów jest nocleg "gdzie popadnie" bo to jest właśnie prawdziwa przygoda
Okazuje się również, że Jan świadczy usługi pogrzebowe. Pokazuje nam magazyn trumien Na pożegnanie otrzymujemy jeszcze butelkę wina. Proszę również o kontakt abym mógł przesłać relację po powrocie bo nie mógł uwierzyć w nasze zamiary dotyczące tego wypadu Żegnamy się i jedziemy jeszcze kilkanaście kilometrów na południe. Niedaleko Hodonina rozbijamy pierwszą bazę podczas tego wypadu pod rozłożystym drzewem...
To był udany dzień.
5 x piwo i 6,5 l innych płynów.
Galeria - Dzień 1:
https://goo.gl/photos/tNQKP5F7zUGsZhwj8
cdn...
No i w końcu przyszła pora na kolejny dłuższy wypad rowerowy. W porównaniu do wcześniejszych tak długich wypadów nastąpiło kilka zmian. Ta najbardziej istotna to taka iż po raz pierwszy na 2 tygodniowy wypad jadę w towarzystwie.
Cel ? Hmmmmm...., cel był zupełnie inny w pierwotnych planach. Jednak to co miało miejsce ostatnio w Turcji wpłynęło na zmianę planowanej trasy. Innym zamierzeniem było wyśrubowanie osobistych osiągnięć podczas jednego wyjazdu tj. najdłuższy pokonany dystans czy chociażby najwyższa osiągnięta wysokość na rowerze. Niestety tego nie udało mi się zrealizować choć bardzo niewiele zabrakło
Przygotowań do wyjazdu jakiś specjalnych nie było bo o tym że mam wolne na 100 % dowiaduję się dopiero w środę . Przegląd roweru, wymiana tylnego koła na bardziej wytrzymałe no i zrezygnowałem tym razem z plecaka. W jego miejsce znalazła się za to po raz pierwszy torba na sprzęt foto na kierownicę. Niestety to jakieś najtańsze badziewie i kompletnie nie zdało to egzaminu. Będę musiał pomyśleć o jakiejś lepszej, markowej...
Przed samym wyjazdem trochę zachodziła obawa czy podołam wyzwaniu. Prawda jest taka, że niewiele jeżdżę ostatnio na rowerze. W dniu wyjazdu mam pokonanych tyle kilometrów w roku co normalnie pokonuję do kwietnia ;p
Po raz pierwszy rezygnuję z map papierowych na rzecz tych w telefonie. Zemści się to później na nas.
Z Grześkiem umawiamy się w Opavie o 09:00. Ja jadę rowerem 70 km, a on pociągiem z Opola do Raciborza i dopiero stamtąd do Opavy. Na miejscu jestem z małym opóźnieniem. Robimy w centrum zakupy i przenosimy się do parku by obgadać kilka kwestii. Dla Grzesia będzie to debiut w tak długim wypadzie
Po około 40 minutach ruszamy na Hradec nad Moravicą. Za miejscowością rozpoczynamy podjazd na najwyższy punkt dzisiejszego dnia - Vrchy 539 m. W zasadzie przerwy ograniczamy do minimum, a czas i tak zbyt szybko nam ucieka. W mieście Fulnek postój na łyk wody i odbijamy z krajówki na Odry. Dziwne trochę, ale jeszcze w tym miasteczku nie byłem
Na mało "czeskim" rynku chwila ochłody przy studni i jedziemy na Hranice. Zbyt byliśmy rozpędzeni i musimy nadrobić kilka kilometrów bo pojechaliśmy nie tą drogą, którą powinniśmy . Szybki przejazd przez miasto i następnie ścieżką rowerową przez Teplice nad Beczwą. W zasadzie od tego miejsca aż do Holešova to powtórzenie trasy, którą pokonywałem podczas minionej majówki
Dalsza trasa jest już bardziej płaska. Od Hulina jedziemy na Otrokovice. Dalej wzdłuż rzeki Moravy na
Uherské Hradiště. Dopiero od tego miejsca jest coś czego wcześniej nie znałem.
Przejeżdżamy przez centrum Uherský Ostroh. Trafiamy na jeszcze czynny sklep mimo, że powinien być już zamknięty od kilkunastu minut. Korzystamy z okazji i robimy ostatnie tego dnia zakupy. Kilka zdjęć na rynku i o zachodzie słońca ruszamy w kierunku Veselí nad Moravou. To trochę większe miasto od tego wcześniejszego, ale mniej ciekawe. Rynek już klasycznie wybrukowany, a na nim pustki. Jest późno, a mimo to temperatura jeszcze bardzo wysoka. W niedużej odległości od centrum stoi bardzo zaniedbany renesansowy pałac.
Trasą rowerową przejeżdżamy przez przypałacowy park. Kilka kilometrów dalej w miejscowości Vnorovy zatrzymujemy się przy figurze św. Jana Nepomucena. Zaczepia nas miejscowy na rowerze. Następują pytania typu skąd, dokąd, ile kilometrów i skąd wiem, że to Nepomuk Zostajemy zaproszeni na kieliszek wina. Jan pokazuje nam swoją "świątynię" tj. potężną piwnicę wykonaną z cegły z odzysku co nadaje jej starodawny wygląd. Opowiada nam o kilku świętych umieszczonych we wnękach w różnych miejscach piwnicy. Na jednym kieliszku wina nie poprzestaliśmy, ale zbyt dużo też nie mogliśmy wypić bo przed nami jeszcze kawałek jazdy tego dnia. Niewiele brakowało, a skusilibyśmy się na kolację i zapewne później na ugoszczenie nas na noc. Jednak jednym z założeń podczas takich wypadów jest nocleg "gdzie popadnie" bo to jest właśnie prawdziwa przygoda
Okazuje się również, że Jan świadczy usługi pogrzebowe. Pokazuje nam magazyn trumien Na pożegnanie otrzymujemy jeszcze butelkę wina. Proszę również o kontakt abym mógł przesłać relację po powrocie bo nie mógł uwierzyć w nasze zamiary dotyczące tego wypadu Żegnamy się i jedziemy jeszcze kilkanaście kilometrów na południe. Niedaleko Hodonina rozbijamy pierwszą bazę podczas tego wypadu pod rozłożystym drzewem...
To był udany dzień.
5 x piwo i 6,5 l innych płynów.
Galeria - Dzień 1:
https://goo.gl/photos/tNQKP5F7zUGsZhwj8
cdn...