27.08-02.08.2015 - Wyjazd w Słoweńskie Alpy.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
To pierwsze Wasze spotkanie z feretami?, jak się szło, czy były jakiekolwiek lękiPiotrekP pisze:Odpowiednio ubrani rozpoczynamy nasze pierwsze spotkanie z feretami. I po przejściu tego częściowo olinowanego grzbietu wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że było to bardzo przyjemne, a widokowo piękne.
To miłePiotrekP pisze: Gospodarz jak to bywa u Słowian przywitał nas sznapsem i zaproponował miejsca, które powinniśmy zobaczyć.
No proszę, jeszcze kilka miejsc i będziecie degustować koniaczkiPiotrekP pisze:Zachodzimy też do knajpki poleconej przez Iwana. I tu witają nas wódeczką
Z tym miejscem rezerwowanym w schronie to rzeczywiście przykra niespodzianka, a na dodatek sznureczek ludzików na szczyt, aż tak jest on oblegany
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
To jest mało powiedziane, wyglądało to jak u nas w sezonie wejście na Giewont. Przy trudniejszych miejscach stali ludzie do 40 minut.HalinkaŚ pisze:sznureczek ludzików na szczyt, aż tak jest on oblegany
Z tego co wiem to jest już nas parę osób, które zamierzają tam wrócić.renata pisze:Kupiłam mapę Alp Julijskich. Relacja przekonuje, że czas zapoznać się z ferratami i... jechać!
Jolu my też odkładaliśmy ten wyjazd przez dwa lata i udało się. Może w przyszłym roku lub za dwa lata wybierzemy się tam, bo warto i nie jest daleko. Można dojechać w jeden dzień od granicy.Dżola Ry pisze:Od dawna są na mojej liście marzeń, ale wciąż jakoś mi do nich daleko...
Po czterech dniach górskiego wędrowania kolejnego dnia pozwalamy sobie pospać aż do 7 30. Dorotka i maga zrobiły poranne zakupy i po śniadaniu wychodzimy na spacer po kurorcie. Bled to położone na południu Alp, wśród gór i nad jeziorem (Bled) urocze miasteczko. Wizytówką grodu jest średniowieczny zamek uczepiony stromej skały.
Zbudowany przez biskupów Brixen w 1011 r . Obecny późnogotycki wygląd otrzymał w XVI stuleciu, a w jego wnętrzach utworzono muzeum. Drugim obiektem, który przyciąga wzrok jest zabytkowy zespół sakralny na wyspie Blejski Otok.
My naszą wycieczkę rozpoczynamy od jednej z kafejek i wypicia porannej kawy.
Dalej podchodzimy na zamek schodami od strony jeziora, bo jest też drugie wejście od strony miasta. Zachodzimy do neogotyckiego kościoła św. Marcina z 1904 r.
Dalej zwiedzamy okazałą warownię, kierujemy nasze kroki m in. do zamkowej drukarni, piwnicy i kaplicy.
A z tarasu widokowego podziwiamy imponujące widoki na szmaragdowozielone alpejskie jezioro z wysepką, na majestatyczne szczyty Jelovic, Pokljuke i Alp Julijskich.
Po przyjemnych chwilach dla duszy wyruszamy po przyjemności dla ciała, a dokładniej na deserek. Podążamy na drugi brzeg jeziora na pasaż handlowy.
Praktycznie cały brzeg akwenu jest zagospodarowany, przystanie, plaże, hotele, letniskowe wille i knajpki. Ja zostałem w jednej z kawiarenek a moje panie poszły buszować po sklepach. Po jakimś czasie wróciły tylko po to żeby zostawić zakupy i dalej po następne. Siedziałem grzecznie, zjadłem tosta, wypiłem piwo, ciasteczko i kawę i wreszcie dziewczyny przyszły i też skusiły się na ciasteczka. Obładowani zakupami wracamy do pensjonatu, gdzie zostawiamy pakunki i idziemy na kolejną atrakcję tego terenu - wąwóz Vintgar. Maszerujemy ponad 3 km asfaltem do wsi Zasip.
Na zachód od owej wsi, za wzgórzem Hom rzeka Radovna tworzy malowniczy wąwóz.
Spacerujemy licznymi drewnianymi mostkami i galeryjkami ścieżką, która wije się wśród skał.
W dolnej części wąwozu przechodzimy pod wysokim wiaduktem linii kolejowej.
Droga kończy się mostkiem nad 16 m wodospadem rzecznym Šum. Schodzimy do wodospadu, skały i turkusowa woda sprawiają, że jest to piękne miejsce.
Pstrykamy fotki i wracamy tą samą drogą do Bledu. Wieczorem wychodzimy na kolację do przytulnej knajpki Murka.
Następnego dnia wędrujemy po Karawankach.
Wspominałem wcześniej o miłym gospodarzu naszego pensjonatu. Iwan zaproponował nam wycieczkę w Karawanki. Karawanki jest to masyw górski na pograniczu Słowenii i Austrii. Pasmo tych gór to ciąg dwóch równoległych łańcuchów. My wędrowaliśmy południowym pasmem. Wjeżdżamy spod Sofij o 6 rano samochodem naszego przewodnika. Jedziemy kilkanaście km do schroniska Valvasorjev dom pod Stolom (1181m).
Zostawiamy tu samochód i maszerujemy zakosami pod górę. Powyżej grani lasu przysiadamy na ławeczce i spoglądamy na m in. majaczące w oddali Alpy Julijskie, Bled i inne miasteczka wraz ze stolicą Ljubljaną.
Iwan były wojskowy daje bardzo dobre tempo. Po 2, 5 godzinie jesteśmy na najwyższym szczycie Karawanek - Stol (2236m).
Panorama jaka rozciąga się przed nami obfituje w szereg kopulastych wierzchołków z malowniczymi połoninami. Od strony Austriackiej góry opadają skalistymi zerwami. Nieopodal szczytu stoi krzyż pod którym robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Następnie schodzimy do przełęczy Med Stoli i delikatnie podchodzimy na Małego Stola. Oczywiście cały czas widoki mamy imponujące. Teraz nieznacznie schodzimy do schroniska Presernova koca, które leży na wysokości 2177m tuż pod wierzchołkiem Małego Stola.
Na łące pasły się owce, które Dorotka i Iwona poiły ledwo co kapiącą wodą z kranu, aż wreszcie wyjęły swoją bo spragnione zwierzaki lgnęły do nich.
Zachodzimy do kocy na smaczną herbatkę. Muszę zaznaczyć, że we wszystkich schroniskach podawali ciekawą pod względem smakowym herbatę. Co dla niektórych dziewczyn była za słodka, ale smak miała wyjątkowy. Po odpoczynku schodzimy do schroniska pod którym mamy samochód.
Mijamy tablicę upamiętniającą partyzanta z II wojny św. zabitego przez Niemców i dalej podążamy w dół. Na powrocie do Bledu zajechaliśmy do knajpki, nic nadzwyczajnego - ktoś powie. Tak, ale jakie jedzenie nam podali, ile i w jakiej scenerii jedliśmy, to dopiero było ciekawe. Iwan zamawia 5 zup i jedno danie, 2 surówki i napoje. Trochę zdziwieni jesteśmy dlaczego tylko jedno danie, może zupy będą sycące. Przychodzi kelnerka i przynosi 5 talerzy, zupy nie ma.
W między czasie naszą uwagę przykuł duży boks i wyłaniający się niedźwiedź.
Smutny widok a tym bardziej, że nieodpowiedzialni ludzie kuszą misia lodami, a on jak małpa wspinał się po siatce. Po chwili dostaliśmy nasze jedzenie. Wielki półmisek mięs z frytkami i ziemniakami. Całe szczęście, że kelnerka nie podała tych zamówionych zup. Powiem tylko tyle, Iwan zabrał do domu 3 duże kotlety, a i na półmisku zostało sporo mięsiwa. To była porcja dla 4 - 5 rosłych mężczyzn. Najedzeni jedziemy do winiarni po wina. Dziewczyny zaszalały i po kartoniku win zakupiły.
Następnie wracamy do pensjonatu. Szybki prysznic i wychodzimy, bo została nam jeszcze do zwiedzenia wyspa. Płyniemy gondolą na Blejski otok.
Na zielonej wyspie pokrytej drzewami i krzewami stoi kościół NMP ze strzelistą dzwonnicą z 1465r, plebania, dom kapelana (obecnie restauracja) i kapliczka NMP z herbami biskupów Brixen.
Gondole cumują przy wyspie i aby dostać się m in do kościoła trzeba pokonać 99 schodów. Zwiedzamy, oglądamy i pstrykamy zdjęcia. Na takich czynnościach upływa nam 30 minut (tyle jest czasu na zwiedzanie otoku).
Wracamy na ląd i zachodzimy do kawiarenki na Bledzki przysmak - nasza napoleonka.
Kończy się kolejny dzień naszego pobytu w Słowenii. Na powrocie do kraju mieliśmy jeszcze wejść na Montanitz - Taury Wysokie w Austrii. Szczyt piękny widokowo i bez śniegu. Pogoda jednak zweryfikowała nasze plany, prognozy przewidują opady deszczu i to dość intensywnego przez dwie doby. Rano żegnamy się z naszym gospodarzem - Iwanem, wspaniały, miły i uczynny człowiek. Od niedawna prowadzi pensjonat Sofija (imię jedynej i bardzo ukochanej córeczki), który położony jest spacerkiem 5 minut od centrum. Jedziemy do Ljubljany.
W stolicy zwiedzamy centrum i prognoza pogody się sprawdziła od południa zaczął padać deszcz.
Skracamy nasz pobyt w słoweńskiej stolicy. Przez Austrię przejeżdżamy bez zatrzymania, deszcz nie pada, a leje, wszyscy na autostradzie jadą grzecznie w ogonku, wycieraczki nie nadążają zbierać wody. Około Wiednia przejaśnia się. Postanawiamy, że ostatni nocleg przed powrotem do Polski spędzimy w Bratysławie, ale i tu dopadł nas deszcz. Jedziemy do Polski i dopiero za Zwardoniem przestaje lać. Śpimy w Oźnej.
Podsumowując nasz wyjazd uważam, że był udany. Doświadczenia jakie zebraliśmy są bezcenne. I jak to często z planami bywa nie zawsze można je do końca zrealizować. Teraz wiemy czego można się spodziewać i na co trzeba zwracać uwagę planując kolejną wycieczkę w Alpy. Wiemy też, że Alpach należy się liczyć z mozolnymi podejściami, na których pokonamy deniwelacje sięgające nawet do dwóch kilometrów. Pierwszy raz przeszliśmy szlaki o charakterze ferraty z dużymi ekspozycjami i bardzo nam się spodobały. Na pewno wrócimy w Julijskie, żeby dokończyć Triglava i połazić po okolicy. Karawanki, to takie ubogie krewne Alp, ale posiadają swój urok i przypominają nam Tatry Zachodnie. Również chętnie wpisujemy je w kalendarz. Słowenia jest pięknym górzystym krajem, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Wysokie i monumentalne Alpy Julijskie, nieco niższe ale również skaliste Kamnicko-Sawińskie, czy Karawanki, szczyty z pięknymi zielonymi połoninami. Powrót do Słowenii jest murowany.
Dziękujemy Agnieszce i Iwonie za wspólne wędrowanie.
Tu reszta zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 1540335425
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 8471286097
Zbudowany przez biskupów Brixen w 1011 r . Obecny późnogotycki wygląd otrzymał w XVI stuleciu, a w jego wnętrzach utworzono muzeum. Drugim obiektem, który przyciąga wzrok jest zabytkowy zespół sakralny na wyspie Blejski Otok.
My naszą wycieczkę rozpoczynamy od jednej z kafejek i wypicia porannej kawy.
Dalej podchodzimy na zamek schodami od strony jeziora, bo jest też drugie wejście od strony miasta. Zachodzimy do neogotyckiego kościoła św. Marcina z 1904 r.
Dalej zwiedzamy okazałą warownię, kierujemy nasze kroki m in. do zamkowej drukarni, piwnicy i kaplicy.
A z tarasu widokowego podziwiamy imponujące widoki na szmaragdowozielone alpejskie jezioro z wysepką, na majestatyczne szczyty Jelovic, Pokljuke i Alp Julijskich.
Po przyjemnych chwilach dla duszy wyruszamy po przyjemności dla ciała, a dokładniej na deserek. Podążamy na drugi brzeg jeziora na pasaż handlowy.
Praktycznie cały brzeg akwenu jest zagospodarowany, przystanie, plaże, hotele, letniskowe wille i knajpki. Ja zostałem w jednej z kawiarenek a moje panie poszły buszować po sklepach. Po jakimś czasie wróciły tylko po to żeby zostawić zakupy i dalej po następne. Siedziałem grzecznie, zjadłem tosta, wypiłem piwo, ciasteczko i kawę i wreszcie dziewczyny przyszły i też skusiły się na ciasteczka. Obładowani zakupami wracamy do pensjonatu, gdzie zostawiamy pakunki i idziemy na kolejną atrakcję tego terenu - wąwóz Vintgar. Maszerujemy ponad 3 km asfaltem do wsi Zasip.
Na zachód od owej wsi, za wzgórzem Hom rzeka Radovna tworzy malowniczy wąwóz.
Spacerujemy licznymi drewnianymi mostkami i galeryjkami ścieżką, która wije się wśród skał.
W dolnej części wąwozu przechodzimy pod wysokim wiaduktem linii kolejowej.
Droga kończy się mostkiem nad 16 m wodospadem rzecznym Šum. Schodzimy do wodospadu, skały i turkusowa woda sprawiają, że jest to piękne miejsce.
Pstrykamy fotki i wracamy tą samą drogą do Bledu. Wieczorem wychodzimy na kolację do przytulnej knajpki Murka.
Następnego dnia wędrujemy po Karawankach.
Wspominałem wcześniej o miłym gospodarzu naszego pensjonatu. Iwan zaproponował nam wycieczkę w Karawanki. Karawanki jest to masyw górski na pograniczu Słowenii i Austrii. Pasmo tych gór to ciąg dwóch równoległych łańcuchów. My wędrowaliśmy południowym pasmem. Wjeżdżamy spod Sofij o 6 rano samochodem naszego przewodnika. Jedziemy kilkanaście km do schroniska Valvasorjev dom pod Stolom (1181m).
Zostawiamy tu samochód i maszerujemy zakosami pod górę. Powyżej grani lasu przysiadamy na ławeczce i spoglądamy na m in. majaczące w oddali Alpy Julijskie, Bled i inne miasteczka wraz ze stolicą Ljubljaną.
Iwan były wojskowy daje bardzo dobre tempo. Po 2, 5 godzinie jesteśmy na najwyższym szczycie Karawanek - Stol (2236m).
Panorama jaka rozciąga się przed nami obfituje w szereg kopulastych wierzchołków z malowniczymi połoninami. Od strony Austriackiej góry opadają skalistymi zerwami. Nieopodal szczytu stoi krzyż pod którym robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Następnie schodzimy do przełęczy Med Stoli i delikatnie podchodzimy na Małego Stola. Oczywiście cały czas widoki mamy imponujące. Teraz nieznacznie schodzimy do schroniska Presernova koca, które leży na wysokości 2177m tuż pod wierzchołkiem Małego Stola.
Na łące pasły się owce, które Dorotka i Iwona poiły ledwo co kapiącą wodą z kranu, aż wreszcie wyjęły swoją bo spragnione zwierzaki lgnęły do nich.
Zachodzimy do kocy na smaczną herbatkę. Muszę zaznaczyć, że we wszystkich schroniskach podawali ciekawą pod względem smakowym herbatę. Co dla niektórych dziewczyn była za słodka, ale smak miała wyjątkowy. Po odpoczynku schodzimy do schroniska pod którym mamy samochód.
Mijamy tablicę upamiętniającą partyzanta z II wojny św. zabitego przez Niemców i dalej podążamy w dół. Na powrocie do Bledu zajechaliśmy do knajpki, nic nadzwyczajnego - ktoś powie. Tak, ale jakie jedzenie nam podali, ile i w jakiej scenerii jedliśmy, to dopiero było ciekawe. Iwan zamawia 5 zup i jedno danie, 2 surówki i napoje. Trochę zdziwieni jesteśmy dlaczego tylko jedno danie, może zupy będą sycące. Przychodzi kelnerka i przynosi 5 talerzy, zupy nie ma.
W między czasie naszą uwagę przykuł duży boks i wyłaniający się niedźwiedź.
Smutny widok a tym bardziej, że nieodpowiedzialni ludzie kuszą misia lodami, a on jak małpa wspinał się po siatce. Po chwili dostaliśmy nasze jedzenie. Wielki półmisek mięs z frytkami i ziemniakami. Całe szczęście, że kelnerka nie podała tych zamówionych zup. Powiem tylko tyle, Iwan zabrał do domu 3 duże kotlety, a i na półmisku zostało sporo mięsiwa. To była porcja dla 4 - 5 rosłych mężczyzn. Najedzeni jedziemy do winiarni po wina. Dziewczyny zaszalały i po kartoniku win zakupiły.
Następnie wracamy do pensjonatu. Szybki prysznic i wychodzimy, bo została nam jeszcze do zwiedzenia wyspa. Płyniemy gondolą na Blejski otok.
Na zielonej wyspie pokrytej drzewami i krzewami stoi kościół NMP ze strzelistą dzwonnicą z 1465r, plebania, dom kapelana (obecnie restauracja) i kapliczka NMP z herbami biskupów Brixen.
Gondole cumują przy wyspie i aby dostać się m in do kościoła trzeba pokonać 99 schodów. Zwiedzamy, oglądamy i pstrykamy zdjęcia. Na takich czynnościach upływa nam 30 minut (tyle jest czasu na zwiedzanie otoku).
Wracamy na ląd i zachodzimy do kawiarenki na Bledzki przysmak - nasza napoleonka.
Kończy się kolejny dzień naszego pobytu w Słowenii. Na powrocie do kraju mieliśmy jeszcze wejść na Montanitz - Taury Wysokie w Austrii. Szczyt piękny widokowo i bez śniegu. Pogoda jednak zweryfikowała nasze plany, prognozy przewidują opady deszczu i to dość intensywnego przez dwie doby. Rano żegnamy się z naszym gospodarzem - Iwanem, wspaniały, miły i uczynny człowiek. Od niedawna prowadzi pensjonat Sofija (imię jedynej i bardzo ukochanej córeczki), który położony jest spacerkiem 5 minut od centrum. Jedziemy do Ljubljany.
W stolicy zwiedzamy centrum i prognoza pogody się sprawdziła od południa zaczął padać deszcz.
Skracamy nasz pobyt w słoweńskiej stolicy. Przez Austrię przejeżdżamy bez zatrzymania, deszcz nie pada, a leje, wszyscy na autostradzie jadą grzecznie w ogonku, wycieraczki nie nadążają zbierać wody. Około Wiednia przejaśnia się. Postanawiamy, że ostatni nocleg przed powrotem do Polski spędzimy w Bratysławie, ale i tu dopadł nas deszcz. Jedziemy do Polski i dopiero za Zwardoniem przestaje lać. Śpimy w Oźnej.
Podsumowując nasz wyjazd uważam, że był udany. Doświadczenia jakie zebraliśmy są bezcenne. I jak to często z planami bywa nie zawsze można je do końca zrealizować. Teraz wiemy czego można się spodziewać i na co trzeba zwracać uwagę planując kolejną wycieczkę w Alpy. Wiemy też, że Alpach należy się liczyć z mozolnymi podejściami, na których pokonamy deniwelacje sięgające nawet do dwóch kilometrów. Pierwszy raz przeszliśmy szlaki o charakterze ferraty z dużymi ekspozycjami i bardzo nam się spodobały. Na pewno wrócimy w Julijskie, żeby dokończyć Triglava i połazić po okolicy. Karawanki, to takie ubogie krewne Alp, ale posiadają swój urok i przypominają nam Tatry Zachodnie. Również chętnie wpisujemy je w kalendarz. Słowenia jest pięknym górzystym krajem, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Wysokie i monumentalne Alpy Julijskie, nieco niższe ale również skaliste Kamnicko-Sawińskie, czy Karawanki, szczyty z pięknymi zielonymi połoninami. Powrót do Słowenii jest murowany.
Dziękujemy Agnieszce i Iwonie za wspólne wędrowanie.
Tu reszta zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 1540335425
https://plus.google.com/photos/10033055 ... 8471286097
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... ri9xnTNxzs
Tu krótki film z naszego pobytu.
Tu krótki film z naszego pobytu.
Teraz powinno być dobrze.
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... ri9xnTNxzs
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... ri9xnTNxzs