Ich Troje kajakami w kierunku Bałtyku :)
: 24 sierpnia 2015, 21:55
Relacja powstała przy współpracy korektorskiej Oli zdjęcia nadające tejże jedynego w swym rodzaju uroku są wyłącznie autorstwa Oli
Ola i Ja, byliśmy mocno zdeterminowani, na zrealizowanie naszego pomysłu na spływ kajakowy Wisłą. Liczyliśmy na większą grupę równie zdeterminowanych Gs, ale dołączyła do nas tylko jedna osoba, czyli Jola !!! I tu nastąpi krótka opowieść o tym, co potrafi zdeterminowana kobieta . Jak pewnie część z was zauważyła, Jola wybrała się do Norwegii. Z jej opowieści wynika, że będzie to wyjazd, którego na pewno nigdy nie zapomni i przy niejednej okazji będzie snuła o nim opowieści:) . Wspomnę tylko, że wracała mocno niesprawnym samochodem z Norwegii, który poruszał się tylko dzięki nadprzyrodzonym mocom i wierze właścicielki . Jola nawiązała z nami kontakt, stwierdzając, że ma przeogromną ochotę płynąć z nami i że jeśli tylko uda jej sie dotrzeć do Stalowej Woli w sensownych godzinach, dołączy do naszej dwójki. I? i dołączyła !!!! Dwa tygodnie oczekiwania w Norwegii na naprawę, źle zrobiona naprawa i jazda z duszą na ramieniu na prom, zjazd z promu i jazda z duszą na drugim ramieniu do najbliższego mechanika, gdzie przed warsztatem samochód odmawia współpracy definitywnie. Szybka naprawa, jazda do domu, gdzie w trakcie nieobecności Jola miała pożar, rzut oka na sytuację i wyjazd na spływ !!! Niech ktoś mi jeszcze raz napisze, że chciałby, ale nie może! Jak słowo - odeślę do Joli - na krótki kurs przetrwania .
Na starcie małe perturbacje, czyli dosyć specyficzny Pan, który wypożycza nam kajaki jakieś dwie godziny później niż się umawialiśmy.. Kilka fotek przed kajakami i pełni dobrego humoru wodujemy !!! .
Wisła chyba od samego początku zaczyna nas czarować swym urokiem, im dalej od Sandomierza, tym rzeka z każdym machnięciem wioseł staje się piękniejsza i tak już do końca naszego spływu, czyli do Łopoczna za Józefowem Nadwiślańskim! Niski stan wody powoduje, że mijamy wiele powstałych wysp i rozległych łach pełnych ptactwa!!! Na jednej z takich wysp, pierwszego dnia, robimy mały postój na obiad, nie mam pojęcia co się podaje do kaszanki ze słoika i ziemniaków puree, ale Porto smakuje doskonale !!! Pierwszy postój przyprawił nas o doskonały humor !!! To musiał być specyficzny widok dla postronnego obserwatora, dwie kobiety, jeden mężczyzna na wyspie, nieomalże na środku rzeki podający sobie wodę mineralną Magnezia, po każdym kolejnym łyku zaśmiewający się nieomalże do łez .
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, wiec ruszamy w drogę na poszukiwanie jeszcze lepszego :) .
I po kilkunastu kilometrach na wodzie, znajdujemy naszą kolejną wyspę na nocleg ! Wyspa jest schowana w naturalnym porcie, do którego jest tylko jedno wejście ! Po obejściu naszej wyspy wokół i sprawdzeniu czy nie ma na niej kozy i Piętaszka (nie było ) , rozbijamy namioty i rozpalamy ognisko !
Na wyspie żegnamy dzień zachodem słońca i ogniskiem z pieczoną kiełbasą, i kolejną porcją wody Magnezja .
Następny dzień, tylko Ola usiłuje przywitać o wschodzie słońca. Ja i Jola śpimy do oporu:). Ogarniamy się, szykujemy wykwintne śniadanie, po którym ruszamy w drugi, ostatni dzień spływu. W okolicach Annopola, przed mostem mijamy wysoki, piękny skalisty brzeg, który robi na nas duże wrażenie, Wisła wije się coraz bardziej leniwie, ale w bocznych odnogach i zwężeniach udaje nam się trafić na dwa, trzy bystrza, w tym jedno godne górskiej rzeki , które to bystrze podnosi nam na chwilę poziom adrenaliny z poziomu zero do poziomu 4+ .
Jak już pisałem, wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc po kilku godzinach spływu docieramy do miejsca, w którym postanawiamy zakończyć nasz spływ kajakowy po Wiśle .
Dziękuję dwóm wyjątkowym kobietom, które mi towarzyszyły w spływie - Olu, Jolu ... niech moim podziękowaniem za wasze towarzystwo będą wasze imiona które własnoręcznie wypisałem na nadwiślańskim niebie:).
Ola i Ja, byliśmy mocno zdeterminowani, na zrealizowanie naszego pomysłu na spływ kajakowy Wisłą. Liczyliśmy na większą grupę równie zdeterminowanych Gs, ale dołączyła do nas tylko jedna osoba, czyli Jola !!! I tu nastąpi krótka opowieść o tym, co potrafi zdeterminowana kobieta . Jak pewnie część z was zauważyła, Jola wybrała się do Norwegii. Z jej opowieści wynika, że będzie to wyjazd, którego na pewno nigdy nie zapomni i przy niejednej okazji będzie snuła o nim opowieści:) . Wspomnę tylko, że wracała mocno niesprawnym samochodem z Norwegii, który poruszał się tylko dzięki nadprzyrodzonym mocom i wierze właścicielki . Jola nawiązała z nami kontakt, stwierdzając, że ma przeogromną ochotę płynąć z nami i że jeśli tylko uda jej sie dotrzeć do Stalowej Woli w sensownych godzinach, dołączy do naszej dwójki. I? i dołączyła !!!! Dwa tygodnie oczekiwania w Norwegii na naprawę, źle zrobiona naprawa i jazda z duszą na ramieniu na prom, zjazd z promu i jazda z duszą na drugim ramieniu do najbliższego mechanika, gdzie przed warsztatem samochód odmawia współpracy definitywnie. Szybka naprawa, jazda do domu, gdzie w trakcie nieobecności Jola miała pożar, rzut oka na sytuację i wyjazd na spływ !!! Niech ktoś mi jeszcze raz napisze, że chciałby, ale nie może! Jak słowo - odeślę do Joli - na krótki kurs przetrwania .
Na starcie małe perturbacje, czyli dosyć specyficzny Pan, który wypożycza nam kajaki jakieś dwie godziny później niż się umawialiśmy.. Kilka fotek przed kajakami i pełni dobrego humoru wodujemy !!! .
Wisła chyba od samego początku zaczyna nas czarować swym urokiem, im dalej od Sandomierza, tym rzeka z każdym machnięciem wioseł staje się piękniejsza i tak już do końca naszego spływu, czyli do Łopoczna za Józefowem Nadwiślańskim! Niski stan wody powoduje, że mijamy wiele powstałych wysp i rozległych łach pełnych ptactwa!!! Na jednej z takich wysp, pierwszego dnia, robimy mały postój na obiad, nie mam pojęcia co się podaje do kaszanki ze słoika i ziemniaków puree, ale Porto smakuje doskonale !!! Pierwszy postój przyprawił nas o doskonały humor !!! To musiał być specyficzny widok dla postronnego obserwatora, dwie kobiety, jeden mężczyzna na wyspie, nieomalże na środku rzeki podający sobie wodę mineralną Magnezia, po każdym kolejnym łyku zaśmiewający się nieomalże do łez .
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, wiec ruszamy w drogę na poszukiwanie jeszcze lepszego :) .
I po kilkunastu kilometrach na wodzie, znajdujemy naszą kolejną wyspę na nocleg ! Wyspa jest schowana w naturalnym porcie, do którego jest tylko jedno wejście ! Po obejściu naszej wyspy wokół i sprawdzeniu czy nie ma na niej kozy i Piętaszka (nie było ) , rozbijamy namioty i rozpalamy ognisko !
Na wyspie żegnamy dzień zachodem słońca i ogniskiem z pieczoną kiełbasą, i kolejną porcją wody Magnezja .
Następny dzień, tylko Ola usiłuje przywitać o wschodzie słońca. Ja i Jola śpimy do oporu:). Ogarniamy się, szykujemy wykwintne śniadanie, po którym ruszamy w drugi, ostatni dzień spływu. W okolicach Annopola, przed mostem mijamy wysoki, piękny skalisty brzeg, który robi na nas duże wrażenie, Wisła wije się coraz bardziej leniwie, ale w bocznych odnogach i zwężeniach udaje nam się trafić na dwa, trzy bystrza, w tym jedno godne górskiej rzeki , które to bystrze podnosi nam na chwilę poziom adrenaliny z poziomu zero do poziomu 4+ .
Jak już pisałem, wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc po kilku godzinach spływu docieramy do miejsca, w którym postanawiamy zakończyć nasz spływ kajakowy po Wiśle .
Dziękuję dwóm wyjątkowym kobietom, które mi towarzyszyły w spływie - Olu, Jolu ... niech moim podziękowaniem za wasze towarzystwo będą wasze imiona które własnoręcznie wypisałem na nadwiślańskim niebie:).