2015-08-22: Kościelec - "Sunshine of your love"
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
2015-08-22: Kościelec - "Sunshine of your love"
2015-08-15: Kościelec, zachodnia ściana, droga Byczkowskiego
Wycena: VI-
https://www.youtube.com/watch?v=zt51rITH3EA
Czy ktoś jeszcze pamięta Cream? Utwór tego szacownego zespołu towarzyszył mi przez cały czas trwania sobotniej wycieczki. Fanom rocka polecam (choć czy w ogóle powinienem polecać, wszak pewnie znają…), inni czytający mam nadzieję, że nie zejdą na zawał serca, wszak rock to ‘szarpidruty’...
I’ve been waiting so long…
Do drogi Byczkowskiego przymierzaliśmy się z Radkiem od początku sezonu. Podczas pierwszej wizyty na Hali Gąsienicowej Kościelec ociekał wodą, my uciekliśmy na Granaty. Tydzień temu niepewna pogoda i krótki czas do prognozowanego deszczu sprawił, że wybraliśmy sąsiednią drogę Stanisławskiego.
Może zatem do trzech razy sztuka?
(źródło: R. Kardaś, W. Święcicki: Materiały Szkoleniowe PZA, 1998)
Z takim postanowieniem powtarzamy czynności sprzed tygodnia. Spotkanie na dworcu w Katowicach, szybki przejazd przez Wadowice do Brzezin, czteropak piwa, parę godzin snu i z chirurgiczną niemal dokładnością, parę minut przed siódmą, siadamy na ławkach przed Murowańcem.
Podejście pod drogę Byczkowskiego jest rewelacyjne. Szlakiem na Karb, kilka minut ścieżką i już.
To be where I’m going…
Zerkamy niepewnie w górę. Stromo, ciemno, mrocznie. Rozpoczyna Radek, ostrożnie, powoli, z szacunkiem.
Mija pół godziny, słyszę głos, mogę iść. Początkowo moje ruchy są niepewne, jest zimno, plecak waży swoje. Z każdym metrem jednakże zaczynam łapać nieco obycia. Inklinacja rośnie, chwyty i stopnie maleją. Jest pięknie!
Zmiana na prowadzeniu, wywijam za narożnik, dochodzę do pierwszej załupy. Wciskam się pod przewieszkę, wychodzę pod następną. Stop. Koniec wyciągu. Ściągam Radka, plecak utrudnia mu przejście pod przewiechą, jednakże wszystko idzie sprawnie.
Trzeci wyciąg, Radek znika mi z pola widzenia po kilku metrach, prowadzi wspaniałe czwórkowe miejsca. Jest pionowo, krawądki, sporo rys na asekurację.
Czwarty wyciąg to jedno ciekawe miejsce, komino-zacięcie wycenione na IV+. Teren przewiesza się na starcie, następnie rozpieram się na obu ścianach i staję na wygodnej półce. Dociągam partnera do stanowiska, teraz jego kolej. A kolejny wyciąg to piątkowa załupa, zakończona spiętrzeniem wycenianym na VI-. Crux.
In the sunshine of your love…
- Ile szóstek poprowadziłeś w Tatrach?
- Tyle co Ty.
Radek jest zdenerwowany, ale raźno atakuje załupę. Chwyty dobre, stopni brak, asekuracja pewna. W najtrudniejszym fragmencie wykonuje dość ekwilibrystyczną pozę, parę szybkich ruchów – udało się!
- Z plecakiem będziesz miał ciężko – krzyczy mi na pocieszenie.
Trudno. I dobrze! O dziwo nie jest ciężko, jest po prostu fantastycznie. Plecak wymusza inne ustawienie się do kluczowego fragmentu i to jest strzał w dziesiątkę. Odciąg pracuje doskonale, buty trzymają na gładkiej skale.
- Nie tylko my się stresowaliśmy – Radek, uśmiechnięty od ucha do ucha, pokazuje dwa wypalone papierosy, które ktoś pozostawił na stanowisku.
Ostatni wyciąg to formalność, przechodzę ładną płytę, ściągam Radka. I tyle… Ściskamy sobie dłonie, nie ma euforii radości, a jedynie satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
Docieramy do szlaku, schodzimy na Karb i dalej, dla odmiany, przez zachodnią część Doliny Gąsienicowej. Próbujemy odtworzyć przebieg drogi, mam nadzieję, że robię to wiernie.
Przez Murowaniec i Psią Trawkę wędrujemy do samochodu.
Rozmowa dotyczy tylko jednego tematu.
Co dalej?
...To be where I’m going…
Wycena: VI-
https://www.youtube.com/watch?v=zt51rITH3EA
Czy ktoś jeszcze pamięta Cream? Utwór tego szacownego zespołu towarzyszył mi przez cały czas trwania sobotniej wycieczki. Fanom rocka polecam (choć czy w ogóle powinienem polecać, wszak pewnie znają…), inni czytający mam nadzieję, że nie zejdą na zawał serca, wszak rock to ‘szarpidruty’...
I’ve been waiting so long…
Do drogi Byczkowskiego przymierzaliśmy się z Radkiem od początku sezonu. Podczas pierwszej wizyty na Hali Gąsienicowej Kościelec ociekał wodą, my uciekliśmy na Granaty. Tydzień temu niepewna pogoda i krótki czas do prognozowanego deszczu sprawił, że wybraliśmy sąsiednią drogę Stanisławskiego.
Może zatem do trzech razy sztuka?
(źródło: R. Kardaś, W. Święcicki: Materiały Szkoleniowe PZA, 1998)
Z takim postanowieniem powtarzamy czynności sprzed tygodnia. Spotkanie na dworcu w Katowicach, szybki przejazd przez Wadowice do Brzezin, czteropak piwa, parę godzin snu i z chirurgiczną niemal dokładnością, parę minut przed siódmą, siadamy na ławkach przed Murowańcem.
Podejście pod drogę Byczkowskiego jest rewelacyjne. Szlakiem na Karb, kilka minut ścieżką i już.
To be where I’m going…
Zerkamy niepewnie w górę. Stromo, ciemno, mrocznie. Rozpoczyna Radek, ostrożnie, powoli, z szacunkiem.
Mija pół godziny, słyszę głos, mogę iść. Początkowo moje ruchy są niepewne, jest zimno, plecak waży swoje. Z każdym metrem jednakże zaczynam łapać nieco obycia. Inklinacja rośnie, chwyty i stopnie maleją. Jest pięknie!
Zmiana na prowadzeniu, wywijam za narożnik, dochodzę do pierwszej załupy. Wciskam się pod przewieszkę, wychodzę pod następną. Stop. Koniec wyciągu. Ściągam Radka, plecak utrudnia mu przejście pod przewiechą, jednakże wszystko idzie sprawnie.
Trzeci wyciąg, Radek znika mi z pola widzenia po kilku metrach, prowadzi wspaniałe czwórkowe miejsca. Jest pionowo, krawądki, sporo rys na asekurację.
Czwarty wyciąg to jedno ciekawe miejsce, komino-zacięcie wycenione na IV+. Teren przewiesza się na starcie, następnie rozpieram się na obu ścianach i staję na wygodnej półce. Dociągam partnera do stanowiska, teraz jego kolej. A kolejny wyciąg to piątkowa załupa, zakończona spiętrzeniem wycenianym na VI-. Crux.
In the sunshine of your love…
- Ile szóstek poprowadziłeś w Tatrach?
- Tyle co Ty.
Radek jest zdenerwowany, ale raźno atakuje załupę. Chwyty dobre, stopni brak, asekuracja pewna. W najtrudniejszym fragmencie wykonuje dość ekwilibrystyczną pozę, parę szybkich ruchów – udało się!
- Z plecakiem będziesz miał ciężko – krzyczy mi na pocieszenie.
Trudno. I dobrze! O dziwo nie jest ciężko, jest po prostu fantastycznie. Plecak wymusza inne ustawienie się do kluczowego fragmentu i to jest strzał w dziesiątkę. Odciąg pracuje doskonale, buty trzymają na gładkiej skale.
- Nie tylko my się stresowaliśmy – Radek, uśmiechnięty od ucha do ucha, pokazuje dwa wypalone papierosy, które ktoś pozostawił na stanowisku.
Ostatni wyciąg to formalność, przechodzę ładną płytę, ściągam Radka. I tyle… Ściskamy sobie dłonie, nie ma euforii radości, a jedynie satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
Docieramy do szlaku, schodzimy na Karb i dalej, dla odmiany, przez zachodnią część Doliny Gąsienicowej. Próbujemy odtworzyć przebieg drogi, mam nadzieję, że robię to wiernie.
Przez Murowaniec i Psią Trawkę wędrujemy do samochodu.
Rozmowa dotyczy tylko jednego tematu.
Co dalej?
...To be where I’m going…
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Gratulacje
akurat wczoraj tj. w niedzielę, trafił mi się spacer po tej zachodniej okolicy i spoglądając na Kościelec pomyślałam o Twojej relacji sprzed tygodnia, a tu proszę okazało się, że ledwo dzień wcześniej został już napisany kolejny rozdziałjck pisze:przez zachodnią część Doliny Gąsienicowej.
"Historii nie da się przewidzieć, tyle wiem jako historyk..."
Gratulacje.W Twoich/Waszych słowach to takie proste.
Bo z drugiej strony, nie ma w tym filozofii. Po prostu się lezie do góryPiotrekP pisze:Opisujecie, że to takie proste, ale jak się stanie pod ścianą to zupełnie inaczej wygląda.
Inna kwestia, jak zresztą napisałem, mieliśmy nieco obaw przed tą drogą. Okazały się, na szczęście, niezasadne, ale gdyby się człowiek nie bał, to od razu lepiej dać sobie spokój...
Mieliśmy trochę czasu, pogoda nie straszyła deszczem więc powędrowaliśmy nieco okrężną drogą. Lubię tą część Doliny Gąsienicowej, daje ciekawą perspektywę Kościelca. Szkoda, że się rozminęliśmy.Atria pisze:akurat wczoraj tj. w niedzielę, trafił mi się spacer po tej zachodniej okolicy i spoglądając na Kościelec pomyślałam o Twojej relacji sprzed tygodnia, a tu proszę
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Trochę to pomęczę z racji nieznajomości tematu bo tu mi się utwór skończył jak zastygłem nad tym...
=================================================================================================
No tak, zamieszałeś mi w głowie. Myślałem że wszystko jest przemyślane, a tu jakieś tańce na skałach. gdy np. jeden z tych szybkich ruchów się nie trafił, nie udał, to ile się lici na dół z liną biorąc pod uwagę że...jck pisze:W najtrudniejszym fragmencie wykonuje dość ekwilibrystyczną pozę, parę szybkich ruchów – udało się!
to znaczy ilu metrowy jest wtedy lot na liniejck pisze:Chwyty dobre, stopni brak, asekuracja pewna
=================================================================================================
No właśniejck pisze:Co dalej?
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Radek wyznaje zasadę: wolno to można się wspinać w łatwym terenie, w trudnościach trzeba działać szybko. Nie sposób się z tym nie zgodzićheathcliff pisze:Myślałem że wszystko jest przemyślane, a tu jakieś tańce na skałach. gdy np. jeden z tych szybkich ruchów się nie trafił, nie udał, to ile się lici na dół z liną biorąc pod uwagę że...
Obyło się bez skałkowych 'strzałów'.
Przy dobrej asekuracji, a taka jest na tym fragmencie (łącznie z zaklinowanym friendem na końcu trudności - można próbować odzyskać, nie jest nasz) ewentualne loty raptem kilkumetrowe. Nic spektakularnego.heathcliff pisze:to znaczy ilu metrowy jest wtedy lot na linie
Tego jeszcze nie wiadomo.heathcliff pisze:No właśnie
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...