20-31lipiec 2015-Tatrzańsko Pienińskie wakacje.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
20-31lipiec 2015-Tatrzańsko Pienińskie wakacje.
Plan na wakacje 2015 urodził sie juz w mojej głowie jeszcze w 2014 roku. Do tej pory zdawałam się najczęściej na kogoś jeśłi chodzi o planowanie tras.Oczywiście najczęściej była to Hania.I to właśnie Ona zmobilizowała mnie o działania.
Już w styczniu rozpoczęłam rezerwację schronisk.
Plan był taki,aby dosć do schroniska . Zrealizować ,to co zamierzane ,zejść do auta i przejechać dalej do następnego punktu wyprawy. Teraz z perspektywy czasu już wiem,że niepotrzebnie obawiałam się ciężkego plecaka i spokojnie rzaem z Kubą dalibyśmy radę powędrować z garbem na plecach od schroniska do schroniska. Ale może po kolei.
20 lipiec-Palenica Białczańska- Schronisko w D5SP-Kozi Wierch-schronisko.
Do Doliny weszliśmy od strony Siklawicy. Szliśmy tym szlakiem wielkorotnie i nie było ,to dla nas wyzwanie.Natomiast każde podejście jest inne . Spotkaliśmy starszego pana,ktory objaśniał nam jak nazywają się poszczególne roślinki. Co skłoniło Kubę do zabawy w fotografa.
Ogólnie cała nasza wycieczka obfitowała w spotkania z wspaniałymi ludźmi.
Po dojściu do schronisku i rozlokowania się w pokoju w którym już mieszkała inna mama z dzieckiem(jak ,to powiedziała pani w recepcj Drugie dziecko miało koło18 lat )poszliśmy jna Kozi Wierch. Byliśmy tam kiedys z Hanią,ale mgła i padajacy deszcz nie pozwoliły nam na cieszenie się widokami. Więc tym razem radowaliśmy się,że było słonecznie i ciepło.
Wędrując spotkaliśmy wylegujące się świstaki.
Nad nami latał leniwie śmigłowiec Topru.
Nawet przemknęła mi przez głowę myśl -oby się nic nie stało. Przemknęła jednak w zła godzinę chyba.
Gdzieś pół godziny od szczytu złapałam się niewielkiej skałki,która nie tkwiła jednak zbyt mocno w podłożu i razem z nią spadłam gdzies 3 metry w dół,wykonując przy tym dwa fikołki do tyłu.
Turysta .który obserwował,to z góry powiedział,że mój lot mógł skończyć się bardzo żle. A tak tylko fioletowy tyłek,potłuczona noga.I ogromny strach w oczach Kuby.
Nie poddałam się jednak i szczyt zdobyliśmy . Co prawda ze strachem w oczach i obawą ,aby znów nic się nie stało.
Teraz wiem ,że było to dla mnie zupełnie nowe doznanie i nauczka,ze być może jednak po długiej podrózy i zmęczeniu nie pchac się ,gdzieś tam gdzie jest trudno.
Następny dzięń ,to przejście przez Szpiglas do Moka....
Już w styczniu rozpoczęłam rezerwację schronisk.
Plan był taki,aby dosć do schroniska . Zrealizować ,to co zamierzane ,zejść do auta i przejechać dalej do następnego punktu wyprawy. Teraz z perspektywy czasu już wiem,że niepotrzebnie obawiałam się ciężkego plecaka i spokojnie rzaem z Kubą dalibyśmy radę powędrować z garbem na plecach od schroniska do schroniska. Ale może po kolei.
20 lipiec-Palenica Białczańska- Schronisko w D5SP-Kozi Wierch-schronisko.
Do Doliny weszliśmy od strony Siklawicy. Szliśmy tym szlakiem wielkorotnie i nie było ,to dla nas wyzwanie.Natomiast każde podejście jest inne . Spotkaliśmy starszego pana,ktory objaśniał nam jak nazywają się poszczególne roślinki. Co skłoniło Kubę do zabawy w fotografa.
Ogólnie cała nasza wycieczka obfitowała w spotkania z wspaniałymi ludźmi.
Po dojściu do schronisku i rozlokowania się w pokoju w którym już mieszkała inna mama z dzieckiem(jak ,to powiedziała pani w recepcj Drugie dziecko miało koło18 lat )poszliśmy jna Kozi Wierch. Byliśmy tam kiedys z Hanią,ale mgła i padajacy deszcz nie pozwoliły nam na cieszenie się widokami. Więc tym razem radowaliśmy się,że było słonecznie i ciepło.
Wędrując spotkaliśmy wylegujące się świstaki.
Nad nami latał leniwie śmigłowiec Topru.
Nawet przemknęła mi przez głowę myśl -oby się nic nie stało. Przemknęła jednak w zła godzinę chyba.
Gdzieś pół godziny od szczytu złapałam się niewielkiej skałki,która nie tkwiła jednak zbyt mocno w podłożu i razem z nią spadłam gdzies 3 metry w dół,wykonując przy tym dwa fikołki do tyłu.
Turysta .który obserwował,to z góry powiedział,że mój lot mógł skończyć się bardzo żle. A tak tylko fioletowy tyłek,potłuczona noga.I ogromny strach w oczach Kuby.
Nie poddałam się jednak i szczyt zdobyliśmy . Co prawda ze strachem w oczach i obawą ,aby znów nic się nie stało.
Teraz wiem ,że było to dla mnie zupełnie nowe doznanie i nauczka,ze być może jednak po długiej podrózy i zmęczeniu nie pchac się ,gdzieś tam gdzie jest trudno.
Następny dzięń ,to przejście przez Szpiglas do Moka....
Ostatnio zmieniony 09 sierpnia 2015, 20:31 przez Alina, łącznie zmieniany 1 raz.
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.
"Do trzech razy sztuka ..."
Fikołek pok Śnieżnicą, kostka pod Śnieżnikiem i lot pod Kozim - myślę, że pech został odczarowany i teraz będziesz już bezpieczna na szlaku .
Fikołek pok Śnieżnicą, kostka pod Śnieżnikiem i lot pod Kozim - myślę, że pech został odczarowany i teraz będziesz już bezpieczna na szlaku .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
21 lipiec-D5Sp-Szpiglasowy Wierch-Morskie Oko-Kuźnice-Murowaniec
Tego dnia szybkie śniadanko i w drogę. Tyłek bolał jak nie wiem,co ,noga cała w strupach,ale uparcie dążyliśmy do celu.
Szpiglas ,to pierwsze spotkanie Kuby z łańcuchami. napalony był jak nie wiem,a na koniec stwierdził,co tak mało. Nawet dał się przekonać na kask
Podejście łatwe z pięknym widokiem w dolinę minęło nam bardzo szybko.
A na przełęczy ludzie nie próżnują . Siedzi sobie turystka i szydełkuje.
Zejście do MOKA ,to już całkowita nuda.Równym chodnikiem bez atrakcji jakoś daliśmy radę. Do schroniska nie weszliśmy ponieważ tłum ludzi przyglądał nam się tak jak byśmy z księżyca spadli.
I teraz pewnie uderzą we mnie gromy. Z Włosienicy na dół zjechaliśmy bryczką. Czekało nas tego dnia podejście pod Murowaniec.I po drodze jeszcze obiad ,a czas gonił. Pyszny obiadek w restauracji ,,Siedem kotów"możemy polecić każdemu.
Autko zostało w Kuźnicach ,a my do góry.Około 19 zameldowaliśmy się w schronisku na nocleg. Mijający ludzie ze zgrozą na mnie patrzyli,że o tej porze wybieram się w góry. Pewien starszy pan nawet zadał mi pytanie:,,Czy wiem co robię"
Po całym dniu należał się mały relaksik . No to zaszalałam piwko za 10 zł.
Prognozy pogody sprzyjające więc następnego dnia czekały na nas Granaty.
22.07-23.07.15Murowaniec -Granaty Murowaniec.
Murowaniec -Kasprowy wierch-Kopa Kondracka-Hala Kondratowa.
Kuba po moim upadku,bał się ze mną iść,ale jakoś udało mi się go przekonać.
Pobudka i w drogę. Dzięki noclegowi w schronisku zaoszczędzamy troszkę czasu
Za namową Hani wycieczkę zaczynamy od Skrajnego Granata przez Pośreni do Zadniego. Samo podejście pod Skrajny początkowo dłużyło się niemiłosiernie. Pion i pion. Jednak im wyżej tym więcej się działo. Pokazało się kilka łańcuchów i ekspozycja. I dopiero tutaj Kuba nabrał werwy. Leciał jak na skrzydłach. Tym bardziej,że upewnił się,że mama sobie jakoś radzi.
Na Skrajnym jak to dziecko dostał nagrodę od przypadkowych turystów w postaci cukierka.
Fajowo jest być matką z dzieckiem w górach ,bo zawsze znajdzie się życzliwa dusza do pomocy.
Pewien pan zaniepokoił się jak sobie damy radę dalej i dzielnie nas asekurował. A raczej chyba mnie, bo Kuba radzi sobie znakomicie jak mała kozica.
Zadni zdobyty ,plażing godzinny na Granatach zaliczony i zejście na dół zielonym szlakiem.Dużo wolnego czasu przed nami więc polegiwaliśmy się przy stawie.
Nocleg w schronisku ma plusy,jednak bez większego towarzystwa chodzi się spać o 20.
Dzięń następny ,to już podejście pod Kasprowy jakże nudne dla mego syna....
Następnie ostatni z Czerwonych Wierchów,który został nam do zdobycia czyli Kopa Kondracka.
Zeszliśmy przy pomrukach burzy do schroniska na Hali Kondratowej. Schronisko klimatyczne niezmiernie. Właścicielka przesympatyczna, a ludzie tam nocujący ,to prawdziwi turyści. Wieczorem integracja w sali jadalnej i gra w karciany monopol ze współspaczami.
Kolejny dzień,to już inna bajka...
Tego dnia szybkie śniadanko i w drogę. Tyłek bolał jak nie wiem,co ,noga cała w strupach,ale uparcie dążyliśmy do celu.
Szpiglas ,to pierwsze spotkanie Kuby z łańcuchami. napalony był jak nie wiem,a na koniec stwierdził,co tak mało. Nawet dał się przekonać na kask
Podejście łatwe z pięknym widokiem w dolinę minęło nam bardzo szybko.
A na przełęczy ludzie nie próżnują . Siedzi sobie turystka i szydełkuje.
Zejście do MOKA ,to już całkowita nuda.Równym chodnikiem bez atrakcji jakoś daliśmy radę. Do schroniska nie weszliśmy ponieważ tłum ludzi przyglądał nam się tak jak byśmy z księżyca spadli.
I teraz pewnie uderzą we mnie gromy. Z Włosienicy na dół zjechaliśmy bryczką. Czekało nas tego dnia podejście pod Murowaniec.I po drodze jeszcze obiad ,a czas gonił. Pyszny obiadek w restauracji ,,Siedem kotów"możemy polecić każdemu.
Autko zostało w Kuźnicach ,a my do góry.Około 19 zameldowaliśmy się w schronisku na nocleg. Mijający ludzie ze zgrozą na mnie patrzyli,że o tej porze wybieram się w góry. Pewien starszy pan nawet zadał mi pytanie:,,Czy wiem co robię"
Po całym dniu należał się mały relaksik . No to zaszalałam piwko za 10 zł.
Prognozy pogody sprzyjające więc następnego dnia czekały na nas Granaty.
22.07-23.07.15Murowaniec -Granaty Murowaniec.
Murowaniec -Kasprowy wierch-Kopa Kondracka-Hala Kondratowa.
Kuba po moim upadku,bał się ze mną iść,ale jakoś udało mi się go przekonać.
Pobudka i w drogę. Dzięki noclegowi w schronisku zaoszczędzamy troszkę czasu
Za namową Hani wycieczkę zaczynamy od Skrajnego Granata przez Pośreni do Zadniego. Samo podejście pod Skrajny początkowo dłużyło się niemiłosiernie. Pion i pion. Jednak im wyżej tym więcej się działo. Pokazało się kilka łańcuchów i ekspozycja. I dopiero tutaj Kuba nabrał werwy. Leciał jak na skrzydłach. Tym bardziej,że upewnił się,że mama sobie jakoś radzi.
Na Skrajnym jak to dziecko dostał nagrodę od przypadkowych turystów w postaci cukierka.
Fajowo jest być matką z dzieckiem w górach ,bo zawsze znajdzie się życzliwa dusza do pomocy.
Pewien pan zaniepokoił się jak sobie damy radę dalej i dzielnie nas asekurował. A raczej chyba mnie, bo Kuba radzi sobie znakomicie jak mała kozica.
Zadni zdobyty ,plażing godzinny na Granatach zaliczony i zejście na dół zielonym szlakiem.Dużo wolnego czasu przed nami więc polegiwaliśmy się przy stawie.
Nocleg w schronisku ma plusy,jednak bez większego towarzystwa chodzi się spać o 20.
Dzięń następny ,to już podejście pod Kasprowy jakże nudne dla mego syna....
Następnie ostatni z Czerwonych Wierchów,który został nam do zdobycia czyli Kopa Kondracka.
Zeszliśmy przy pomrukach burzy do schroniska na Hali Kondratowej. Schronisko klimatyczne niezmiernie. Właścicielka przesympatyczna, a ludzie tam nocujący ,to prawdziwi turyści. Wieczorem integracja w sali jadalnej i gra w karciany monopol ze współspaczami.
Kolejny dzień,to już inna bajka...
Ostatnio zmieniony 09 sierpnia 2015, 21:30 przez Alina, łącznie zmieniany 3 razy.
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.
Oj miałam, oj miałam i dziękuję za to Bogu.3 metry...miałaś szczęście, że skończyło się na siniakach.
Oby tak się stało.Han-Ka pisze:"Do trzech razy sztuka ..."
Fikołek pok Śnieżnicą, kostka pod Śnieżnikiem i lot pod Kozim - myślę, że pech został odczarowany i teraz będziesz już bezpieczna na szlaku .
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.
Brawo za upór i silną wolę! Dwa fikołki w dół po kamulcach to poważna sprawa. Dalsze wędrówki udowadniają, że nic poważnego się nie stało, więc uff...
Drugie brawo dla Kuby. Widzę sporo podobieństw z Piotrkiem - im trudniej tym fajniej, a zwykły szlak to nuda I też nas wyprzedza coraz częściej
Fajne szlaki zrobione i do tego trafiliście w pogodę. Super.
Drugie brawo dla Kuby. Widzę sporo podobieństw z Piotrkiem - im trudniej tym fajniej, a zwykły szlak to nuda I też nas wyprzedza coraz częściej
Fajne szlaki zrobione i do tego trafiliście w pogodę. Super.
Martwi mnie tylko ta "inna bajka". Pisz...Alina pisze:Kolejny dzień,to już inna bajka..
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Troszkę z niepokojem czytałem ale na szczęście dobrze się skończyło. Teraz tylko będzie tak jak pisze Hania
Gratulacje za zdobyte szczyty dal Ciebie i Kuby. Granaty zaraz po akcji na Kozim... no, no, no. Kuba ze sprzętem na głowie wygląda jak taternik
Gratulacje za zdobyte szczyty dal Ciebie i Kuby. Granaty zaraz po akcji na Kozim... no, no, no. Kuba ze sprzętem na głowie wygląda jak taternik
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Dobrze, że mimo momentów grozy wyjazd okazał się udany. Mądrze kadrowałaś zdjęcia, bo Tatry na nich jakieś takie mało zaludnione .
Muszę Ci się przyznać, że też miałem kiedyś chwilę słabości (może brak czasu ?) i pojechałem do Palenicy wozem (konnym oczywiście) .
dla Kuby !
Muszę Ci się przyznać, że też miałem kiedyś chwilę słabości (może brak czasu ?) i pojechałem do Palenicy wozem (konnym oczywiście) .
dla Kuby !
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
24 lipiec Hala Kondratowa-Zakopane-Dolina Chochołowska
...inna bajka,rzeczywiście.Nagrodą dla Kuby za męki i trudy tego dnia był basen w Zakopanem. Dla mnie też był pewnego rodzaju rekompensatą Przez kilka dni w górach nie czesałam się, bo jakby grzebień był ostatnią rzeczą o której pomyślałam pakując plecak.
Więc po wymoczeniu się i zrobieniu się na bóstwo nie poznałam się w lustrze. Nie mogłam się nadziwić tej zmianie
Następnym naszym krokiem miał być obiad ,No i był ,zjedzony w popłochu i pośpiechu z zamiarem jak najszybszej ucieczki z przepełnionego miasteczka.
Zapomniałam napisać,że w Murowańcu przez roztargnienie zostawiłam nasze stuptuty.No i kilka telefonów i zostały uprzejmie dostarczone przez obsługę schroniska do przechowalni bagażu PKP.Za ,co jeszce raz im dziękuję
Z Siwej Polany do schroniska dostaliśmy się traktorkiem. Niestety dojeżdża tylko w pół drogi,ale zawsze coś.
25 lipiec -Trzydniowiański-Kończysty-Jarząbczy-Wołowiec-Schronisko
Plan był ambitny,ale zagrażające burze skutecznie mnie straszyły.
Już o 7:15 udało nam się wystartować ze schroniska.
Wycieczka zapowiadała się na bardzo długą. Nie wiedziałam czy damy radę. Po dojściu na Kończysty miała zapaść decyzja czy wracamy czy idziemy dalej.No i stało się... powędrowaliśmy.
Trwało ,to i trwało. Szlak bardzo długi,za to przepiękny widokowo. Po drodze przyłączyła się do nas nasza krajanka z Tomaszowa Mazowieckiego,którą bardzo serdecznie pozdrawiam.Dzięki niej Kuba znalazł nowe towarzystwo,które wreszcie go doceniło. Nie ,to ,co znudzona matka .
Musze powiedzieć słowami Joli ,że podejście na Wołowiec z tej strony wcale nie jest humanitarne,oj nie jest .A zejście z Jarząbczego też daje kolanom popalić.Za ,to ludzi na szlaku niewiele,a patrzeć było na co.
I tak następnego dnia kończyła się dla Nas nasza tatrzańska przygoda.Rano rowerami(polecam) zjechaliśmy na parking i udaliśmy się w Pieniny,gdzie podobno miałam tylko leżeć...
...inna bajka,rzeczywiście.Nagrodą dla Kuby za męki i trudy tego dnia był basen w Zakopanem. Dla mnie też był pewnego rodzaju rekompensatą Przez kilka dni w górach nie czesałam się, bo jakby grzebień był ostatnią rzeczą o której pomyślałam pakując plecak.
Więc po wymoczeniu się i zrobieniu się na bóstwo nie poznałam się w lustrze. Nie mogłam się nadziwić tej zmianie
Następnym naszym krokiem miał być obiad ,No i był ,zjedzony w popłochu i pośpiechu z zamiarem jak najszybszej ucieczki z przepełnionego miasteczka.
Zapomniałam napisać,że w Murowańcu przez roztargnienie zostawiłam nasze stuptuty.No i kilka telefonów i zostały uprzejmie dostarczone przez obsługę schroniska do przechowalni bagażu PKP.Za ,co jeszce raz im dziękuję
Z Siwej Polany do schroniska dostaliśmy się traktorkiem. Niestety dojeżdża tylko w pół drogi,ale zawsze coś.
25 lipiec -Trzydniowiański-Kończysty-Jarząbczy-Wołowiec-Schronisko
Plan był ambitny,ale zagrażające burze skutecznie mnie straszyły.
Już o 7:15 udało nam się wystartować ze schroniska.
Wycieczka zapowiadała się na bardzo długą. Nie wiedziałam czy damy radę. Po dojściu na Kończysty miała zapaść decyzja czy wracamy czy idziemy dalej.No i stało się... powędrowaliśmy.
Trwało ,to i trwało. Szlak bardzo długi,za to przepiękny widokowo. Po drodze przyłączyła się do nas nasza krajanka z Tomaszowa Mazowieckiego,którą bardzo serdecznie pozdrawiam.Dzięki niej Kuba znalazł nowe towarzystwo,które wreszcie go doceniło. Nie ,to ,co znudzona matka .
Musze powiedzieć słowami Joli ,że podejście na Wołowiec z tej strony wcale nie jest humanitarne,oj nie jest .A zejście z Jarząbczego też daje kolanom popalić.Za ,to ludzi na szlaku niewiele,a patrzeć było na co.
I tak następnego dnia kończyła się dla Nas nasza tatrzańska przygoda.Rano rowerami(polecam) zjechaliśmy na parking i udaliśmy się w Pieniny,gdzie podobno miałam tylko leżeć...
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.
On nie tylko tak wyglądał ,on się tak czułheathcliff pisze:Kuba ze sprzętem na głowie wygląda jak taternik
Polecam ,daje dużo radości.Barbórka pisze:fajnie z dzieckiem wędrować
Cóż wzoruje się na GS-ach To jak ma byćGrochu pisze:Się rozbrykał Kubuś, nono
Darku powyżej schronisk ludzi było naprawdę nie było wiele. Nawet się dziwiłam,ponieważ dużo czytałam o zatłoczonych tatrzańskich szlakach,a tu nic.Darek pisze:Mądrze kadrowałaś zdjęcia, bo Tatry na nich jakieś takie mało zaludnione
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.