6-17.07.2015 - Ukraina 2015
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
6-17.07.2015 - Ukraina 2015
KAŚKA I KOBI NA UKRAIŃSKICH POŁONINACH - "EDYCJA 2015"
DLACZEGO "EDYCJA 2015"
Dlatego, że jesteśmy zachwyceni. Ukraińskie Bieszczady są przepiękne, Gorgany wyglądają co najmniej zachęcająco, a Borżawa (nasz wakacyjny numer JEDEN) zaparła nam dech w piersiach. Zastanowić się trzeba tylko nad porą roku "następnego razu". Lasy na Ukrainie są mieszane stąd zapewne jesień jest bajeczna. Zima jednak (biorąc pod uwagę przestrzeń i dość łagodne stoki) prawdopodobnie też byłaby cudowna. Tak więc stwierdziliśmy z Kobim, że na pewno jeszcze odwiedzimy Ukrainę i na pewno jeszcze nie jeden raz.
NASZA TRASA
DZIEŃ 1 - poniedziałek 6.07.2015
Rankiem żegnamy Unię Europejską w Krościenku. Transport do Użoka (104 km) zajmuje nam cały dzień. Jedziemy dwoma stopami i trzema autobusami. Największe wyzwanie dnia to przepchnąć ponad 20 kilogramowy plecak z końca autobusu do przodu. Współpasażerowie są jednak wyrozumiali i próbują nie denerwować się, gdy przechodzimy im po głowach. Do Użoka docieramy wieczorem. Wkrótce po wyjściu z autobusu zaczyna padać. Grzmi. Rezygnujemy z podejścia na połoniny, a noc spędzamy w Volosyance obok Użoka, gdzie zaskakują nas swobodne relacje na linii człowiek - krowa; Jak okazuje się, krowy stanowią zwyczajnych uczestników ruchu drogowego oraz życia codziennego w ogólności: chodzą po ulicach, wchodzą do barów; generalnie krowa ma pierwszeństwo.
Na marginesie wspomnę jeszcze tylko, że na granicy mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda Barszcz Sosnowskiego, czyli zabójcza roślina, której miesiąc temu wszyscy w Polsce szukali ze względu na oparzenia, które powoduje. Otóż przy granicy istnieją całe barszczowe lasy. Rośliny mają po 3 metry wysokości i łodygi grubości ręki. Jeśli zatem ktoś ma ochotę zobaczyć dorodne okazy barszczu - tam właśnie może.
KILKA SŁÓW O TRANSPORCIE
Oczywiście podróżować można wszystkim. Jednakże za każdym razem, gdy wsiedliśmy do autobusu, cieszyliśmy się że samochód zostawiliśmy w Polsce. Drogi lokalne na Ukrainie (przynajmniej te, po których my jeździliśmy cechuje stan skrajnie fatalny; przyrzekłam sobie, że już nigdy nie będę narzekać na polskie drogi - zgodnie z zasadą: zawsze może być gorzej). Dlatego też (zwłaszcza gdy zamierza się przemierzać dłuższe trasy bez chęci na powrót po samochód) lepiej wybrać komunikację inną niż własna. Muszę powiedzieć, że nie mieliśmy zaplanowanego żadnego transportu, a jednak dojechaliśmy wszędzie tam, gdzie chcieliśmy bez żadnych dłuższych przystanków. Gdyby nie dziury na drodze i zawrotna prędkość 28 km/h pewnie byłoby szybciej. Pozostaje więc autostop, autobus albo na przykład elektriczka, czyli rodzaj ichniejszego pociągu. Niestety nie udało się nam dostać na tą ostatnią i bardzo tego żałujemy - wzdłuż polskiej granicy na trasie Sianki - Użok, elektriczka przejeżdżając po licznych wiaduktach, pokonuje niezwykle malowniczą trasę prowadzącą przez góry. No cóż - na pewno następnym razem się uda.
DZIEŃ 2 - wtorek 7.07.2015
Rankiem opuszczamy hotelik Li An, w którym nocowaliśmy. Hotelik jest bardzo zadbany i niedrogi. Polecamy.
Wyruszamy ku połoninom ukraińskich Bieszczad. Jedyny problem pod nazwą WODA (której wzięliśmy zbyt mało na dwa dni) szybko się rozwiązuje. Mapa nie kłamie: na połoninach są źródła (a my znajdujemy wszystkie). Dodatkowo jest pełno jagód. Ukraińskie Bieszczady pachną tymiankiem naprawdę. W nocy Kobi wyciąga mnie z namiotu: na niebie namalowana jest droga mleczna ekstra
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10321
DZIEŃ 3 - środa 8.07.2015
Kierujemy się na Pikuj. Po południu osiągamy najwyższy szczyt Bieszczadów i schodzimy na dół. Plan to dostać się do Wołowca, czyli miejscowości, z której można wejść na Borżawę. Plan zostaje wykonany. Nocleg w Wołowcu.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10322
KILKA SŁÓW O UKRAIŃCACH
Oczywiście ludzie są różni, ale Ci, na których my trafiliśmy byli przemili. Proszeni o podwózkę, chętnie się zatrzymywali; w większości odmawiali przyjęcia zapłaty. Jeden z noclegów (właśnie w Wołowcu) spędziliśmy u przypadkowo spotkanej kobiety, która zapytana o drogę do hotelu, wskazała, iż pracuje w Polsce, doświadczyła wiele dobrego od Polaków i że sama chce nas przenocować. Tak też się stało. Dodatkowo wieczorem zostaliśmy nakarmieni, a rano na stole czekała na nas kawa. Finalnie kobieta nie chciała przyjąć zapłaty - w końcu Kobi wcisnął jej pieniądze siłą.
DZIEŃ 4 - Czwartek 9.07.2015,
Następny cel to Borżawa. Po dwóch godzinach, dość leniwego wchodzenia, wdrapujemy się na pierwszy szczyt. Tu też spotyka nas niemiła niespodzianka z bandytami w roli głównej, o której piszę niżej. Tak czy siak, polecamy wejście na Borżawę właśnie od strony Wołowca. Dlaczego? bo bardzo szybko osiąga się połoninę. Od drugiej południowo-wschodniej strony (czyli od Miżhirji) wejście byłoby zdecydowanie nużące. Tego dnia dochodzimy do najwyższego szczytu Borżawy (Styja) i śpimy na szczycie. Po rozłożeniu namiotu zaczyna się burza. Cieszymy się, że nieopodal stoi krzyż oraz jakieś betonowo-żelazne ohydztwo; tłumaczymy sobie, że będzie ono ściągać pioruny.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10246
KRÓTKA HISTORIA O BANDYTACH
Niestety w trakcie wakacji zdarzyła nam się dość przykra przygoda, przy czym opisuję ją dla celów zrelacjonowania wakacji, a nie po to żeby odstraszyć od podróży po Ukrainie (ta sama historia mogłaby zdarzyć się przecież wszędzie). Cała sytuacja wzruszyła nami, gdyż szczerze powiedziawszy spotkaliśmy się z takową po raz pierwszy, a ja przynajmniej, może trochę naiwnie, uznawałam zawsze, że po górach chodzą ludzie gór, a nie bandyci. Widać są wyjątki.
Otóż po zdobyciu pierwszego szczytu Borżawy, postanowiliśmy z Kobim dokonać konsumpcji śniadania. Obok kręciło się dwóch mężczyzn - wtedy wydawało nam się, że zbieraczy jagód. Po jakimś czasie zniknęli nam z oczu - niestety jednak nie na długo. Po skończeniu śniadania i spakowaniu, skierowaliśmy się dalej. Spotkani wcześniej mężczyźni zaczęli za nami wykrzykiwać. Ponieważ nie reagowaliśmy, panowie wbiegli za nami na górę, po czym okazało się, że jeden z nich wyposażony jest w skromnej wielkości przynajmniej 30-centymetrowy nóż. Drugi trzymał grubszy patyk. Zaczęli nam wygrażać. Poprosili o oddanie pieniędzy, aparatów oraz scyzoryka, który musieli wypatrzyć u Kobiego przy wcześniejszym śniadaniu. Szczęśliwie Grześ zachował zimną krew - ja w akcie desperacji byłabym w stanie oddać im i pieniądze i aparaty. Kobi wyciągnął z plecaka woreczek, w którym trzymaliśmy osobno euro i wskazał, że posiadamy tylko tyle oraz że żadnych innych pieniędzy nie mamy. Po 15 minutach targów, gróźb i wymachiwania nożem, Panowie odeszli z kwotą 5 euro. Było to 5 euro, które zepsuło nam humor. Dobrze, że Borżawa jest taka piękna i że szybko nam przeszło. Poza tym wieczorem znaleźliśmy na trasie 5 chrywień, które pozwoliło nam dojść do poetyckiego wniosku, że to pewnie ziemia przemówiła: "Sorry, nie obrażajcie się, przecież to nie moja wina"
Wnioski:
pieniądze trzeba mieć zawsze podzielone w kilka rożnych miejsc;
pomysł chodzenia z gazem po górach nie wydaje mi się już taki kuriozalny;
widzisz, że ktoś podchodzi do ciebie uzbrojony w nóż, wyciągnij chociaż kijek trekkingowy, pewnie będzie dłuższy od standardowego noża, a ty będziesz wyglądał groźniej; my nóż zauważyliśmy kiedy było już nieco za późno.
5 euro to cena, dla której warto zostać bandytą
DZIEŃ 5 - piątek 10.07.2015
Zmierzamy dalej połoniną. Borżawa jest przepiękna. Jeśli komuś podobają się Bieszczady, w Borżawie po prostu zakocha się. Tutaj problem wody jest trochę trudniej rozwiązywalny. Źródła także zaznaczone są na mapie, tyle że niestety trzeba do nich zejść trawersując dość ostro w dół grań poza szlakiem. Wodę próbujemy każdorazowo oczyszczać, ale zawsze wpada nam coś do naczynia. W końcu darujemy sobie przejmowanie się bakteriami i wymyślamy zabawę, kto szybciej wypije robala z butelki Tak czy siak wróciliśmy cali i zdrowi Nocleg w górach.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10248
DZIEŃ 6 - sobota 11.07.2015
Następnego dnia budzi nas warkot silnika jakiegoś pojazdu. Zrywamy się przestraszeni, że "coś" rozjedzie nam namiot. Okazuje się, że to ZIŁ, który przywiózł zbieraczy jagód do pracy. Generalnie cała Borżawa pokryta jest jagodzinami, a miejscowo właśnie ludnością trudniącą się zbieractwem. Bierzemy przykład z Ukraińców i gromadzimy jagody na obiad, które skonsumujemy wieczorem już w Kolocavie Tego dnia kończymy przemarsz po Borżawie. Ostatni szczyt to Menczył. Jego nazwa jest jak najbardziej trafna - podejście (delikatnie powiedziawszy) jest nieco męczące. Wysiłek jednak zdecydowanie się opłacał. Ze szczytu widać większość Borżawy. Na północy wydaje nam się, że dostrzegamy Bieszczady, a na południowym-wschodzie zapraszają nas już Gorgany. Widać też połoninę Krasną. Schodzimy do Miżhirji. Po godzinie 17, transport międzymiastowy już tam nie funkcjonuje - do Kolocavy dostajemy się dwoma stopami. Organizujemy nocleg. Na obiad jagody
PS. Znaki drogowe na Ukrainie należy interpretować z dużą dozą krytycyzmu. Na znaku poniżej, trasa Synewir - Kolocava to 2 km. W rzeczywistości, jest to odcinek ponad 15 km. Szczęśliwie po raz kolejny łapiemy "stopa" i unikamy asfaltingu.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10249
DZIEŃ 7 - niedziela 12.07.2015
"Zamierzony dzień resetowy"; Postanawiamy zwiedzić Kolocavę. Wioskę uznajemy za naprawdę świetnie miejsce o wielu różnych przeznaczeniach.
Dlaczego?
Wychodzą stamtąd szlaki i w Gorgany Zachodnie (na Strimbę oraz Negrowiec) i na Połoninę Krasną. W sumie do Borżawy też jest niedaleko chociaż transport autobusem zajmuje ponad godzinę;
Nic się tam nie dzieje, spokój i cisza; świetne miejsce do relaksu. Można się zresetować po kilku górskich dniach;
Jest kilka miejsc do zwiedzania: m.in. Cerkiew Św. Ducha, Bunkry linii Arpada, Skansen, Muzeum przedstawiające szkołę radziecką i ukraińską, podobno gdzieś tu można podziwiać papugi …
W niedzielę udaje nam się zwiedzić skansen oraz cerkiew. Przed cerkwią całkiem przypadkowo spotykamy przewodnika, który przy pomocy czesko-polsko-ukraińskiej mieszanki językowej (za symboliczną opłatą) oprowadza nas po cerkwi. Okazuje się, że po przyjściu "ery Sowietów", cerkiew wykorzystywana była jako magazyn ziemniaków. Później zorganizowano tam muzeum ateizmu. Na koniec zostajemy przebrani w stroje ludowe
PS. Tutaj również, krowa ma pierwszeństwo.
DZIEŃ 8 - Poniedziałek 13.07.2015
Pada; organizujemy kolejny niezamierzony dzień resetowy. Idziemy na spacer, który zmusza nas do pewnego smutnego wniosku. Niestety Ukraińcy jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę z tego jaki wielki potencjał mają miejsca, w których żyją (przynajmniej jeśli chodzi o walory turystyczne). Lokalni nie mają żadnych obiekcji wrzucać śmieci do rzek i generalnie zanieczyszczać wszystko co popadnie. Reasumując, rzeka w Kolocavie bardziej przypomina ściek niż górski potok;
Tego dnia udajemy się również do lokalnego producenta miodów. W ogródku człowiek ten skonstruował sypialnię terapeutyczną na ulach. Co to znaczy? To znaczy, że w środku są posłania będące jednocześnie dachem uli. Konstruktor przekonuje nas, że spanie w takim miejscu ma niezwykły wpływ dla zdrowia. Niemal natychmiast po "dzień dobry", przynosi nam do skosztowania plastry miodu i daje nam herbatę z kwiatów, które sam zebrał i ususzył. Częstuje nas nalewką. Kupujemy od niego miód, a w prezencie otrzymujemy jeszcze herbatę i własnoręcznie robioną maść propolisową.
DZIEŃ 9 - Wtorek 14.07.2015
Idziemy "na lekko" zdobyć Strimbę (nasz pierwszy szczyt Gorganów). Na początku mamy nietęgie humory - chmury wiszą zbyt nisko. Martwimy się, że nic nie dostrzeżemy. Ale jednak coś widać. Poza tym łąki Strimby są zachwycające. Tylu kwiatów dawno nie widziałam.
Schodząc spotykamy człowieka, który opowiada nam o wojnie; Obecnie jest ona tematem numer 1 na Ukrainie i chociaż generalnie toczy się na wschodzie, to problem dotyka całego kraju - dlaczego? ze względu na pobór do wojska. Po kilku rozmowach z miejscową ludnością zdaliśmy sobie sprawę z tego, że rzeczywiście w wioskach nie ma młodych mężczyzn. Spotkany człowiek żali się, iż na wychowaniu ma pięcioro wnucząt, gdyż ich ojcowie wzięci zostali do wojska. Nie weryfikowaliśmy jak wygląda na Ukrainie kwestia mobilizacji (tj. czy zawsze jest obowiązkowa), ale rzeczywiście ludzie bardzo na nią narzekają, wskazując w szczególności, że żołnierze po stronie ukraińskiej nie mają żadnego przeszkolenia militarnego, walczą natomiast przeciwko wrogowi co najmniej bardzo dobrze wykwalifikowanemu. Ci z którymi rozmawialiśmy byli przeciwni wojskowemu angażowaniu się w konflikt. Twierdzili, że generalnie Ukraina wschodnia zawsze była bardziej rosyjska niż europejska, stąd nie chcą za nią walczyć.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10316
DZIEŃ 10 - Środa 15.07.2015
Znów pada. Podejmujemy ciężką decyzję. Rezygnujemy z Negrowca (Gorgany) i Połoniny Krasnej. Postanawiamy kierować się do domu i zwiedzić kilka miast po drodze. Ze względu na stan dróg dopiero wieczorem docieramy do Drohobycza - miasta Brunona Schulza.
Generalnie Drohobycz to miejscowość, którą określiłabym mianem "miasta utraconego blasku". Są tam ulice z zabytkowymi willami - niestety w większości mocno zaniedbanymi. Kiedyś miasto było bogate, teraz generalnie panuje w nim nieład. Tego dnia udaje nam się jednak zobaczyć prawdziwą perełkę: Cerkiew św. Jerzego wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W środy cerkiew jest zamknięta, ale okazuje się, że przewodnik mieszka w domu obok i na widok polskich turystów przyklejonych do bramy postanawia wyjść i nas oprowadzić. Cerkiew pochodzi z XV w. Zachowały się tam wszystkie oryginalne malowidła. Siedemnastowieczny ikonostas wygląda jak nowy. Przewodnik (jak wcześniej ten w Kolocavie) mieszanką polsko-czesko-ukraińskiego opowiada nam, że cerkiew (w odróżnieniu od innych cerkwi, które zostały obrabowane i zamienione w magazyny) cudem przeżyła czasy Sowietów. Przewodnik wskazuje też, że przez konflikt na wschodzie, ruch turystyczny niemalże umarł. Dlatego reklamujemy Cerkwię bo warto (link do strony pokazującej cerkiew: http://www.castles.com.ua/sw_jur.html); Nocleg w Drohobyczu.
DZIEŃ 11 - Czwartek 16.07.2015
Wycieczka do Truskawca (miejscowości uzdrowiskowej z różnymi rodzajami wody mineralnej nieopodal Drohobycza). Wracamy z delikatnym niesmakiem - przy czym nie o smak wody chodzi. Miasto jest zatłoczone, parki zaniedbane, generalnie miasto z poprzedniej epoki. Dalszą część dnia poświęcamy na zwiedzanie Drohobycza. Oglądamy tylko z zewnątrz największą synagogę zachodniej Ukrainy i jednocześnie największą Europy Środkowo-Wschodniej (przynajmniej tak twierdzi wikipedia). Raczej dziwi nas fakt, że po środku Drohobycza stoi sobie - jakby nigdy nic - pomnik Bandery, a w księgarniach można kupić magnesiki na lodówkę z jego podobizną; generalnie traktowany jest on jak bohater narodowy.
DZIEŃ 12 - Piątek 17.07.2015
Przed wyjazdem z Drohobycza udajemy się do fabryki soli funkcjonującej tu od XIII wieku !!! fabryki, która nadal produkuje na skalę przemysłową. Spotykamy przemiłego człowieka, który opowiada, że w czasach sowieckich dębowe ściany fabryki zostały rozebrane i wywiezione do ZSRR. W zamian, kopalnia wyposażona została w ściany ceglane, które niestety pod wpływem solnych oparów zaczynają się rozkładać. Niedawno zarwał się tam dach. Nie ma pieniędzy na naprawy, wszystko niszczeje. Przykre jest to, że fabryka ta, stająca vis-a-vis cerkwi (które razem mogłyby stanowić świetny regionalny produkt turystyczny) rozpada się. Żadne władze nie doceniają jej waloru. Wyposażeni w woreczki soli jodowanej odjeżdżamy do domu.
W sumie do Krościenka jedziemy dwoma autobusami i dwoma autostopami. Wieczorem zawitamy jeszcze w cukierni w Lesku, którą gorąco polecamy wszystkim.
THE END
PS 1. Fajnie było
PS 2. Minionki po ukraińsku to posipoki
PS. 3. Niektóre rzeczy na Ukrainie są nieco inne
PS. 4. Ukraina jest piękna: mój zbiór kwiatowy
PS. 5. więcej zdjęć tu: https://picasaweb.google.com/1119563379 ... directlink
DLACZEGO "EDYCJA 2015"
Dlatego, że jesteśmy zachwyceni. Ukraińskie Bieszczady są przepiękne, Gorgany wyglądają co najmniej zachęcająco, a Borżawa (nasz wakacyjny numer JEDEN) zaparła nam dech w piersiach. Zastanowić się trzeba tylko nad porą roku "następnego razu". Lasy na Ukrainie są mieszane stąd zapewne jesień jest bajeczna. Zima jednak (biorąc pod uwagę przestrzeń i dość łagodne stoki) prawdopodobnie też byłaby cudowna. Tak więc stwierdziliśmy z Kobim, że na pewno jeszcze odwiedzimy Ukrainę i na pewno jeszcze nie jeden raz.
NASZA TRASA
DZIEŃ 1 - poniedziałek 6.07.2015
Rankiem żegnamy Unię Europejską w Krościenku. Transport do Użoka (104 km) zajmuje nam cały dzień. Jedziemy dwoma stopami i trzema autobusami. Największe wyzwanie dnia to przepchnąć ponad 20 kilogramowy plecak z końca autobusu do przodu. Współpasażerowie są jednak wyrozumiali i próbują nie denerwować się, gdy przechodzimy im po głowach. Do Użoka docieramy wieczorem. Wkrótce po wyjściu z autobusu zaczyna padać. Grzmi. Rezygnujemy z podejścia na połoniny, a noc spędzamy w Volosyance obok Użoka, gdzie zaskakują nas swobodne relacje na linii człowiek - krowa; Jak okazuje się, krowy stanowią zwyczajnych uczestników ruchu drogowego oraz życia codziennego w ogólności: chodzą po ulicach, wchodzą do barów; generalnie krowa ma pierwszeństwo.
Na marginesie wspomnę jeszcze tylko, że na granicy mieliśmy okazję zobaczyć jak wygląda Barszcz Sosnowskiego, czyli zabójcza roślina, której miesiąc temu wszyscy w Polsce szukali ze względu na oparzenia, które powoduje. Otóż przy granicy istnieją całe barszczowe lasy. Rośliny mają po 3 metry wysokości i łodygi grubości ręki. Jeśli zatem ktoś ma ochotę zobaczyć dorodne okazy barszczu - tam właśnie może.
KILKA SŁÓW O TRANSPORCIE
Oczywiście podróżować można wszystkim. Jednakże za każdym razem, gdy wsiedliśmy do autobusu, cieszyliśmy się że samochód zostawiliśmy w Polsce. Drogi lokalne na Ukrainie (przynajmniej te, po których my jeździliśmy cechuje stan skrajnie fatalny; przyrzekłam sobie, że już nigdy nie będę narzekać na polskie drogi - zgodnie z zasadą: zawsze może być gorzej). Dlatego też (zwłaszcza gdy zamierza się przemierzać dłuższe trasy bez chęci na powrót po samochód) lepiej wybrać komunikację inną niż własna. Muszę powiedzieć, że nie mieliśmy zaplanowanego żadnego transportu, a jednak dojechaliśmy wszędzie tam, gdzie chcieliśmy bez żadnych dłuższych przystanków. Gdyby nie dziury na drodze i zawrotna prędkość 28 km/h pewnie byłoby szybciej. Pozostaje więc autostop, autobus albo na przykład elektriczka, czyli rodzaj ichniejszego pociągu. Niestety nie udało się nam dostać na tą ostatnią i bardzo tego żałujemy - wzdłuż polskiej granicy na trasie Sianki - Użok, elektriczka przejeżdżając po licznych wiaduktach, pokonuje niezwykle malowniczą trasę prowadzącą przez góry. No cóż - na pewno następnym razem się uda.
DZIEŃ 2 - wtorek 7.07.2015
Rankiem opuszczamy hotelik Li An, w którym nocowaliśmy. Hotelik jest bardzo zadbany i niedrogi. Polecamy.
Wyruszamy ku połoninom ukraińskich Bieszczad. Jedyny problem pod nazwą WODA (której wzięliśmy zbyt mało na dwa dni) szybko się rozwiązuje. Mapa nie kłamie: na połoninach są źródła (a my znajdujemy wszystkie). Dodatkowo jest pełno jagód. Ukraińskie Bieszczady pachną tymiankiem naprawdę. W nocy Kobi wyciąga mnie z namiotu: na niebie namalowana jest droga mleczna ekstra
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10321
DZIEŃ 3 - środa 8.07.2015
Kierujemy się na Pikuj. Po południu osiągamy najwyższy szczyt Bieszczadów i schodzimy na dół. Plan to dostać się do Wołowca, czyli miejscowości, z której można wejść na Borżawę. Plan zostaje wykonany. Nocleg w Wołowcu.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10322
KILKA SŁÓW O UKRAIŃCACH
Oczywiście ludzie są różni, ale Ci, na których my trafiliśmy byli przemili. Proszeni o podwózkę, chętnie się zatrzymywali; w większości odmawiali przyjęcia zapłaty. Jeden z noclegów (właśnie w Wołowcu) spędziliśmy u przypadkowo spotkanej kobiety, która zapytana o drogę do hotelu, wskazała, iż pracuje w Polsce, doświadczyła wiele dobrego od Polaków i że sama chce nas przenocować. Tak też się stało. Dodatkowo wieczorem zostaliśmy nakarmieni, a rano na stole czekała na nas kawa. Finalnie kobieta nie chciała przyjąć zapłaty - w końcu Kobi wcisnął jej pieniądze siłą.
DZIEŃ 4 - Czwartek 9.07.2015,
Następny cel to Borżawa. Po dwóch godzinach, dość leniwego wchodzenia, wdrapujemy się na pierwszy szczyt. Tu też spotyka nas niemiła niespodzianka z bandytami w roli głównej, o której piszę niżej. Tak czy siak, polecamy wejście na Borżawę właśnie od strony Wołowca. Dlaczego? bo bardzo szybko osiąga się połoninę. Od drugiej południowo-wschodniej strony (czyli od Miżhirji) wejście byłoby zdecydowanie nużące. Tego dnia dochodzimy do najwyższego szczytu Borżawy (Styja) i śpimy na szczycie. Po rozłożeniu namiotu zaczyna się burza. Cieszymy się, że nieopodal stoi krzyż oraz jakieś betonowo-żelazne ohydztwo; tłumaczymy sobie, że będzie ono ściągać pioruny.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10246
KRÓTKA HISTORIA O BANDYTACH
Niestety w trakcie wakacji zdarzyła nam się dość przykra przygoda, przy czym opisuję ją dla celów zrelacjonowania wakacji, a nie po to żeby odstraszyć od podróży po Ukrainie (ta sama historia mogłaby zdarzyć się przecież wszędzie). Cała sytuacja wzruszyła nami, gdyż szczerze powiedziawszy spotkaliśmy się z takową po raz pierwszy, a ja przynajmniej, może trochę naiwnie, uznawałam zawsze, że po górach chodzą ludzie gór, a nie bandyci. Widać są wyjątki.
Otóż po zdobyciu pierwszego szczytu Borżawy, postanowiliśmy z Kobim dokonać konsumpcji śniadania. Obok kręciło się dwóch mężczyzn - wtedy wydawało nam się, że zbieraczy jagód. Po jakimś czasie zniknęli nam z oczu - niestety jednak nie na długo. Po skończeniu śniadania i spakowaniu, skierowaliśmy się dalej. Spotkani wcześniej mężczyźni zaczęli za nami wykrzykiwać. Ponieważ nie reagowaliśmy, panowie wbiegli za nami na górę, po czym okazało się, że jeden z nich wyposażony jest w skromnej wielkości przynajmniej 30-centymetrowy nóż. Drugi trzymał grubszy patyk. Zaczęli nam wygrażać. Poprosili o oddanie pieniędzy, aparatów oraz scyzoryka, który musieli wypatrzyć u Kobiego przy wcześniejszym śniadaniu. Szczęśliwie Grześ zachował zimną krew - ja w akcie desperacji byłabym w stanie oddać im i pieniądze i aparaty. Kobi wyciągnął z plecaka woreczek, w którym trzymaliśmy osobno euro i wskazał, że posiadamy tylko tyle oraz że żadnych innych pieniędzy nie mamy. Po 15 minutach targów, gróźb i wymachiwania nożem, Panowie odeszli z kwotą 5 euro. Było to 5 euro, które zepsuło nam humor. Dobrze, że Borżawa jest taka piękna i że szybko nam przeszło. Poza tym wieczorem znaleźliśmy na trasie 5 chrywień, które pozwoliło nam dojść do poetyckiego wniosku, że to pewnie ziemia przemówiła: "Sorry, nie obrażajcie się, przecież to nie moja wina"
Wnioski:
pieniądze trzeba mieć zawsze podzielone w kilka rożnych miejsc;
pomysł chodzenia z gazem po górach nie wydaje mi się już taki kuriozalny;
widzisz, że ktoś podchodzi do ciebie uzbrojony w nóż, wyciągnij chociaż kijek trekkingowy, pewnie będzie dłuższy od standardowego noża, a ty będziesz wyglądał groźniej; my nóż zauważyliśmy kiedy było już nieco za późno.
5 euro to cena, dla której warto zostać bandytą
DZIEŃ 5 - piątek 10.07.2015
Zmierzamy dalej połoniną. Borżawa jest przepiękna. Jeśli komuś podobają się Bieszczady, w Borżawie po prostu zakocha się. Tutaj problem wody jest trochę trudniej rozwiązywalny. Źródła także zaznaczone są na mapie, tyle że niestety trzeba do nich zejść trawersując dość ostro w dół grań poza szlakiem. Wodę próbujemy każdorazowo oczyszczać, ale zawsze wpada nam coś do naczynia. W końcu darujemy sobie przejmowanie się bakteriami i wymyślamy zabawę, kto szybciej wypije robala z butelki Tak czy siak wróciliśmy cali i zdrowi Nocleg w górach.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10248
DZIEŃ 6 - sobota 11.07.2015
Następnego dnia budzi nas warkot silnika jakiegoś pojazdu. Zrywamy się przestraszeni, że "coś" rozjedzie nam namiot. Okazuje się, że to ZIŁ, który przywiózł zbieraczy jagód do pracy. Generalnie cała Borżawa pokryta jest jagodzinami, a miejscowo właśnie ludnością trudniącą się zbieractwem. Bierzemy przykład z Ukraińców i gromadzimy jagody na obiad, które skonsumujemy wieczorem już w Kolocavie Tego dnia kończymy przemarsz po Borżawie. Ostatni szczyt to Menczył. Jego nazwa jest jak najbardziej trafna - podejście (delikatnie powiedziawszy) jest nieco męczące. Wysiłek jednak zdecydowanie się opłacał. Ze szczytu widać większość Borżawy. Na północy wydaje nam się, że dostrzegamy Bieszczady, a na południowym-wschodzie zapraszają nas już Gorgany. Widać też połoninę Krasną. Schodzimy do Miżhirji. Po godzinie 17, transport międzymiastowy już tam nie funkcjonuje - do Kolocavy dostajemy się dwoma stopami. Organizujemy nocleg. Na obiad jagody
PS. Znaki drogowe na Ukrainie należy interpretować z dużą dozą krytycyzmu. Na znaku poniżej, trasa Synewir - Kolocava to 2 km. W rzeczywistości, jest to odcinek ponad 15 km. Szczęśliwie po raz kolejny łapiemy "stopa" i unikamy asfaltingu.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10249
DZIEŃ 7 - niedziela 12.07.2015
"Zamierzony dzień resetowy"; Postanawiamy zwiedzić Kolocavę. Wioskę uznajemy za naprawdę świetnie miejsce o wielu różnych przeznaczeniach.
Dlaczego?
Wychodzą stamtąd szlaki i w Gorgany Zachodnie (na Strimbę oraz Negrowiec) i na Połoninę Krasną. W sumie do Borżawy też jest niedaleko chociaż transport autobusem zajmuje ponad godzinę;
Nic się tam nie dzieje, spokój i cisza; świetne miejsce do relaksu. Można się zresetować po kilku górskich dniach;
Jest kilka miejsc do zwiedzania: m.in. Cerkiew Św. Ducha, Bunkry linii Arpada, Skansen, Muzeum przedstawiające szkołę radziecką i ukraińską, podobno gdzieś tu można podziwiać papugi …
W niedzielę udaje nam się zwiedzić skansen oraz cerkiew. Przed cerkwią całkiem przypadkowo spotykamy przewodnika, który przy pomocy czesko-polsko-ukraińskiej mieszanki językowej (za symboliczną opłatą) oprowadza nas po cerkwi. Okazuje się, że po przyjściu "ery Sowietów", cerkiew wykorzystywana była jako magazyn ziemniaków. Później zorganizowano tam muzeum ateizmu. Na koniec zostajemy przebrani w stroje ludowe
PS. Tutaj również, krowa ma pierwszeństwo.
DZIEŃ 8 - Poniedziałek 13.07.2015
Pada; organizujemy kolejny niezamierzony dzień resetowy. Idziemy na spacer, który zmusza nas do pewnego smutnego wniosku. Niestety Ukraińcy jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę z tego jaki wielki potencjał mają miejsca, w których żyją (przynajmniej jeśli chodzi o walory turystyczne). Lokalni nie mają żadnych obiekcji wrzucać śmieci do rzek i generalnie zanieczyszczać wszystko co popadnie. Reasumując, rzeka w Kolocavie bardziej przypomina ściek niż górski potok;
Tego dnia udajemy się również do lokalnego producenta miodów. W ogródku człowiek ten skonstruował sypialnię terapeutyczną na ulach. Co to znaczy? To znaczy, że w środku są posłania będące jednocześnie dachem uli. Konstruktor przekonuje nas, że spanie w takim miejscu ma niezwykły wpływ dla zdrowia. Niemal natychmiast po "dzień dobry", przynosi nam do skosztowania plastry miodu i daje nam herbatę z kwiatów, które sam zebrał i ususzył. Częstuje nas nalewką. Kupujemy od niego miód, a w prezencie otrzymujemy jeszcze herbatę i własnoręcznie robioną maść propolisową.
DZIEŃ 9 - Wtorek 14.07.2015
Idziemy "na lekko" zdobyć Strimbę (nasz pierwszy szczyt Gorganów). Na początku mamy nietęgie humory - chmury wiszą zbyt nisko. Martwimy się, że nic nie dostrzeżemy. Ale jednak coś widać. Poza tym łąki Strimby są zachwycające. Tylu kwiatów dawno nie widziałam.
Schodząc spotykamy człowieka, który opowiada nam o wojnie; Obecnie jest ona tematem numer 1 na Ukrainie i chociaż generalnie toczy się na wschodzie, to problem dotyka całego kraju - dlaczego? ze względu na pobór do wojska. Po kilku rozmowach z miejscową ludnością zdaliśmy sobie sprawę z tego, że rzeczywiście w wioskach nie ma młodych mężczyzn. Spotkany człowiek żali się, iż na wychowaniu ma pięcioro wnucząt, gdyż ich ojcowie wzięci zostali do wojska. Nie weryfikowaliśmy jak wygląda na Ukrainie kwestia mobilizacji (tj. czy zawsze jest obowiązkowa), ale rzeczywiście ludzie bardzo na nią narzekają, wskazując w szczególności, że żołnierze po stronie ukraińskiej nie mają żadnego przeszkolenia militarnego, walczą natomiast przeciwko wrogowi co najmniej bardzo dobrze wykwalifikowanemu. Ci z którymi rozmawialiśmy byli przeciwni wojskowemu angażowaniu się w konflikt. Twierdzili, że generalnie Ukraina wschodnia zawsze była bardziej rosyjska niż europejska, stąd nie chcą za nią walczyć.
Trasa tu: http://www.planetagor.pl/places/applica ... p?ID=10316
DZIEŃ 10 - Środa 15.07.2015
Znów pada. Podejmujemy ciężką decyzję. Rezygnujemy z Negrowca (Gorgany) i Połoniny Krasnej. Postanawiamy kierować się do domu i zwiedzić kilka miast po drodze. Ze względu na stan dróg dopiero wieczorem docieramy do Drohobycza - miasta Brunona Schulza.
Generalnie Drohobycz to miejscowość, którą określiłabym mianem "miasta utraconego blasku". Są tam ulice z zabytkowymi willami - niestety w większości mocno zaniedbanymi. Kiedyś miasto było bogate, teraz generalnie panuje w nim nieład. Tego dnia udaje nam się jednak zobaczyć prawdziwą perełkę: Cerkiew św. Jerzego wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W środy cerkiew jest zamknięta, ale okazuje się, że przewodnik mieszka w domu obok i na widok polskich turystów przyklejonych do bramy postanawia wyjść i nas oprowadzić. Cerkiew pochodzi z XV w. Zachowały się tam wszystkie oryginalne malowidła. Siedemnastowieczny ikonostas wygląda jak nowy. Przewodnik (jak wcześniej ten w Kolocavie) mieszanką polsko-czesko-ukraińskiego opowiada nam, że cerkiew (w odróżnieniu od innych cerkwi, które zostały obrabowane i zamienione w magazyny) cudem przeżyła czasy Sowietów. Przewodnik wskazuje też, że przez konflikt na wschodzie, ruch turystyczny niemalże umarł. Dlatego reklamujemy Cerkwię bo warto (link do strony pokazującej cerkiew: http://www.castles.com.ua/sw_jur.html); Nocleg w Drohobyczu.
DZIEŃ 11 - Czwartek 16.07.2015
Wycieczka do Truskawca (miejscowości uzdrowiskowej z różnymi rodzajami wody mineralnej nieopodal Drohobycza). Wracamy z delikatnym niesmakiem - przy czym nie o smak wody chodzi. Miasto jest zatłoczone, parki zaniedbane, generalnie miasto z poprzedniej epoki. Dalszą część dnia poświęcamy na zwiedzanie Drohobycza. Oglądamy tylko z zewnątrz największą synagogę zachodniej Ukrainy i jednocześnie największą Europy Środkowo-Wschodniej (przynajmniej tak twierdzi wikipedia). Raczej dziwi nas fakt, że po środku Drohobycza stoi sobie - jakby nigdy nic - pomnik Bandery, a w księgarniach można kupić magnesiki na lodówkę z jego podobizną; generalnie traktowany jest on jak bohater narodowy.
DZIEŃ 12 - Piątek 17.07.2015
Przed wyjazdem z Drohobycza udajemy się do fabryki soli funkcjonującej tu od XIII wieku !!! fabryki, która nadal produkuje na skalę przemysłową. Spotykamy przemiłego człowieka, który opowiada, że w czasach sowieckich dębowe ściany fabryki zostały rozebrane i wywiezione do ZSRR. W zamian, kopalnia wyposażona została w ściany ceglane, które niestety pod wpływem solnych oparów zaczynają się rozkładać. Niedawno zarwał się tam dach. Nie ma pieniędzy na naprawy, wszystko niszczeje. Przykre jest to, że fabryka ta, stająca vis-a-vis cerkwi (które razem mogłyby stanowić świetny regionalny produkt turystyczny) rozpada się. Żadne władze nie doceniają jej waloru. Wyposażeni w woreczki soli jodowanej odjeżdżamy do domu.
W sumie do Krościenka jedziemy dwoma autobusami i dwoma autostopami. Wieczorem zawitamy jeszcze w cukierni w Lesku, którą gorąco polecamy wszystkim.
THE END
PS 1. Fajnie było
PS 2. Minionki po ukraińsku to posipoki
PS. 3. Niektóre rzeczy na Ukrainie są nieco inne
PS. 4. Ukraina jest piękna: mój zbiór kwiatowy
PS. 5. więcej zdjęć tu: https://picasaweb.google.com/1119563379 ... directlink
Ostatnio zmieniony 03 września 2015, 9:43 przez kaśka, łącznie zmieniany 7 razy.
Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko. (A.Einstein)
W jednym momencie bym się spakowała i podążyła Waszymi śladami! Bardzo ładne widoki - wędrówka ukraińskimi połoninami musi być prawidziwą przyjemnością, szczególnie przy ładnej pogodzie, która dopisywała Wam na początku. Dużo wędrowców chodzi tamtędy?
Co do bandytów, hmm, zastanawiam się, jaki jest najlepszy sposób uniknięcia czegoś takiego. Dobrze, że sprawa skończyła się w miarę bezboleśnie. Najgorsze, że nie chodzi o 5 euro, ale o możliwość utraty zaufania do ludzi i ciągłą obawę, że coś podobnego może się jeszcze trafić. Szkoda, że takie historie się zdarzają, ale, jak wszędzie, ludzie są różni. A tych w porządku (i interesujących) spotkaliście naprawdę dużo.
Chętnie zobaczyłabym więcej zdjęć!
Co do bandytów, hmm, zastanawiam się, jaki jest najlepszy sposób uniknięcia czegoś takiego. Dobrze, że sprawa skończyła się w miarę bezboleśnie. Najgorsze, że nie chodzi o 5 euro, ale o możliwość utraty zaufania do ludzi i ciągłą obawę, że coś podobnego może się jeszcze trafić. Szkoda, że takie historie się zdarzają, ale, jak wszędzie, ludzie są różni. A tych w porządku (i interesujących) spotkaliście naprawdę dużo.
Chętnie zobaczyłabym więcej zdjęć!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Jakże odmienna i wciągająca relacja. Pokazane połoniny nad wyraz wciągające, a i bardzo udany zbiór kwatowy
Trudno nic na siłe i wierzę, że będziecie kontynuować wyprawę i przygodykaśka pisze:Znów pada. Podejmujemy ciężką decyzję.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
W Bieszczadach w sumie spotkaliśmy może z 10 ludzi. Na Borżawie było sporo zbieraczy jagód - co do turystów to spotkaliśmy kilka mniejszych grupek. Na jednym i drugim paśmie w ogóle można jeździć samochodem także widok jest co najmniej dziwny jeśli już ktoś przy Tobie przejeżdża ... Wchodząc na Strimbę mijaliśmy 5 ludzi .... Także myślę że bilans jest całkiem całkiem - reasumując nikt nie przeszkadza w kontemplowaniuWiolcia pisze: Dużo wędrowców chodzi tamtędy?
Bardzo proszę https://picasaweb.google.com/1119563379 ... directlinkWiolcia pisze:Chętnie zobaczyłabym więcej zdjęć!
Barbórko ... ujmę to tak ... milczenie jest złotem :D:DBarbórka pisze: Macie fotki w tym ludowym wydaniu?
i dziękuję za pochwały co do relacji wszystkim
Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko. (A.Einstein)
Kasiu w natłoku spraw znalazłem czas na poczytanie Waszej relacji z arcyciekawej wycieczki. Relacja super z jeszcze lepszej wycieczki . Przygoda z bandytami pouczająca, widać są rzezimieszki, którzy chcą się dorobić na biednych turystach, podsumowanie bardzo trafne. My też kasę nosimy w kilku miejscach podzieloną, zawsze to bezpieczniej, a do obrony mamy psa "zaczepno-obronnego" .
Mam pytanie z jakich map korzystaliście i czy można je kupić u nas
Spaliście w górach, a jak zwierzęta - misie czy wilki nie podchodziły w nocy
Jeszcze raz wielkie za wspaniałą wyprawę.
Mam pytanie z jakich map korzystaliście i czy można je kupić u nas
Spaliście w górach, a jak zwierzęta - misie czy wilki nie podchodziły w nocy
Jeszcze raz wielkie za wspaniałą wyprawę.
Też z dużym zainteresowaniem przeczytałam relację, świetna robota Kasiu Mieliście wspaniały urlop
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Dzięki. Zdziwiłam się, że są tam tabliczki z oznakowaniem szlaków. A jak to wygląda w terenie?kaśka pisze:Bardzo proszę https://picasaweb.google.com/1119563379 ... directlinkWiolcia pisze:Chętnie zobaczyłabym więcej zdjęć!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Super. Wracają wspomnienia sprzed 2 lat z przejścia pasma Pikuja, Ostrej Hory, połoniny Równej i Holicy. Jak dotąd nie spotkałem osoby, która będąc w górach za wschodnia granicą nie byłaby nimi zachwycona. To "inny świat" we wszystkich znaczeniach tego słowa.
Piękne zdjęcia.
Piękne zdjęcia.
KARPACKIE ŚCIEŻKI - blog - http://karpackiesciezki.blogspot.com
Moim zdaniem oznakowanie szlaków jest na tyle dobre żeby się nie zgubić , niektóre szlaki beskidzkie są gorzej oznaczone niż te którymi szliśmy na Ukrainie.Wiolcia pisze:Zdziwiłam się, że są tam tabliczki z oznakowaniem szlaków. A jak to wygląda w terenie?
Był mały problem z dojściem na niebieski szlak w Bieszczadach, ale to między innymi z powodu polskiej mapy która miała wejście na szlak w innym miejscu niż w rzeczywistości oraz z powodu powalonych drzew przez które trzeba było zejść z pierwotnego szlaku.
Po drodze spotkaliśmy Ukraińców z ichniejszą mapą i oni mieli wszystko jak należy. Jeśli chodzi o wydawnictwo tej ukraińskiej mapy, to mamy zdjęcie okładki, więc może gdzieś się uda kupić po małych poszukiwaniach. Jak coś to mogę przesłać zdjęcie okładki tej mapy.
Ogólnie Pasmo Pikuja, Borżawa oraz szlak na Strimbę
Jeśli chodzi o mapy to używaliśmy map compassu, jedną w skali 1:250 000 mieliśmy comfort!map a jedną (mapę Borżawy) wydrukowaliśmy w drukarni ze zdjęcia dobrej jakości ściągniętego ze strony rugala.pl.PiotrekP pisze:Mam pytanie z jakich map korzystaliście i czy można je kupić u nas
Spaliście w górach, a jak zwierzęta - misie czy wilki nie podchodziły w nocy
Tak jak pisałem post wyżej Ukraińcy mieli swoją mapę dokładniejszą, ale nigdzie w księgarni na ukrainie jej nie spotkaliśmy. Służę jednak fotkami okładki tej mapy
Co do zwierząt to tragedii nie ma Raz tylko coś chodziło i sapało pod namiotem i tyle... Jeden z Ukraińców powiedział że jeśli chodzi o zwierzynę to w tych rejonach już wszystko ustrzelili, że jak tylko się pojawia jakieś zwierze to zaraz jest polowanie. Powiedział że po Polsce boi się jeździć samochodem, bo zwierząt bardzo dużo, a na Ukrainie jak na lekarstwo...
Kurcze też mieliśmy ochotę na Ostrą Hore i poł. Równą. Finalnie podreptaliśmy na południe, ale te dwie wyglądały na tyle zachęcająco, że raczej im nie odpuścimyRafal pisze:Wracają wspomnienia sprzed 2 lat z przejścia pasma Pikuja, Ostrej Hory, połoniny Równej i Holicy.
oczywiście... najpierw zaczepia, a potem trzeba go bronić zna się tą rasęPiotrekP pisze:do obrony mamy psa "zaczepno-obronnego"
nawet much za bardzo nie było ...Kobi pisze:Co do zwierząt to tragedii nie ma Raz tylko coś chodziło i sapało pod namiotem i tyle...
Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko. (A.Einstein)