26.04-02.05.2015 Gorgany, Ukraina
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
26.04-02.05.2015 Gorgany, Ukraina
Prolog.
Przygoda zaczęła się w niedzielny poranek w pociągu relacji Szczecin – Przemyśl. Pełni entuzjazmu uczestnicy ekipy ruszyli w bój z dokumentacją fotograficzną naszej wyprawy
Podróż była dość długa, a dzięki uprzejmości przewoźnika wydłużała się jeszcze bardziej . By nam ją nieco umilić – serwowano co jakiś czas dłuższą lub krótszą "przerwę na reklamę"
Psujące nieco humor komunikaty: "Opóźnienie pociągu wzrosło do 10 minut"...."Opóźnienie pociągu wzrosło do 20 minut"...."Opóźnienie pociągu wzrosło do 30 minut"....rekompensowano natychmiast oświadczeniem: "Za opóźnienie pociągu przepraszamy. Dziękujemy za wybór usług PKP Intercity"
Na szczęście: po wjechaniu na nie zmodernizowany jeszcze odcinek trasy – opóźnienie udało się zniwelować. Ile życia – tyle zdziwienia
Szybka teleportacja do Medyki, równie bezproblemowe opuszczenie pieleszy Unii Europejskiej i...... już! Jesteśmy na Ukrainie
Po chwili Wiktor zadzwonił, że musimy trochę poczekać, bo kierowca naszego busa nadział się na jakiś remont drogi i robi objazd. No to czekamy...
W końcu doczekalim Nasz bus – ku miłemu zdziwieniu – zmaterializował się w postaci całkiem eleganckiego Mercedesa Transporter. Pakujemy plecory, wsiadamy i srrrruuuu....
Po drodze zakupy w markecie pod Lwowem ( akurat trafiliśmy na zbiorowisko kiboli przed meczem Szachtiar Donieck – Dynamo Kijew ), obiad w przydrożnym barze...miłym zaskoczeniem jest jakość drogi do Stryja. Tędy jeszcze nie jechałem, a tu proszę: piękny asfalt, Merol zasuwa 120km/h......ale każda bajka ma swój koniec Ciut za Stryjem jakość drogi zaczyna się systematycznie pogarszać, a przędkość przelotowa dramatycznie spadać: 50 km/h....40.....30......20......
Ostatnie 50 km zajęło nam 3 godziny. Do Osmołody dotarliśmy coś koło 23.00, więc tylko symbolicznie krótkie spotkanie powitalne i daliśmy nura w objęcia Morfeusza.
Poniedziałek.
Wita nas piękny poranek. Drużyna może się więc rozejrzeć po okolicy
Wiktor dość szybko wybił mi z głowy plan "dwudniówek". Co prawda: z reguły o tej porze panuje już wiosna, ale w tym roku – jak i u nas – w wyższych partiach zalega jeszcze sporo śniegu. Mokry, przepadający, a część zaplanowanych tras nieprzetarta.
No nic. Plan dnia pierwszego to jednodniowa wycieczka na Wysoką i Ihrowiec – w ramach rozpoznania terenu. A potem się zobaczy. No to ruszamy
Ralf momentalnie rozpoczął gonitwę za wiewiórkami
Powyżej 1500 npm faktycznie wbijamy się w grubą warstwę mokrego śniegu i tempo marszu mocno spada. Rekompensatą są coraz fajniejsze panoramki
Po wyjściu z lasu urządzamy sobie pierwszą ucztę dla oczu i brzucha
Z powodu grubej warstwy nieprzechodzonego śniegu znika nam z oczu szlak, a żadnych śladów w zasięgu wzroku.
Ralfa to ja już znam, ale reszta ekipy dopiero teraz zaczęła doceniać jego zalety. Zasada jest prosta: jak nie wiesz którędy iść – idź śladem psa ( pod warunkiem, że nie pogna akurat za wiewiórką czy świstakiem
Ralf bezbłędnie przeprowadził nas przez śnieżne pole na grań. Tam chwila odpoczynku, by po nim zdobyć pierwszy gorgański szczyt: Wysoką ( 1803 npm ).
a wkrótce potem drugi: Ihrowiec ( 1804 npm )
Panoramki ze szczytów zobaczycie w galeriach foto – w swoim czasie
Dalej czekało nas zejście na Przełęcz Boriewka, gdzie napotkaliśmy grupę biwakujących tam Ukraińców. Zgodnie z rytuałem Ludzi Wschodu ugościli nas serdecznie chlebem i ...... no
Pokrzepieni na ciele i duchu ( pol: "duch" = łac: "spiritus" ) zeszliśmy żółtym szlakiem do drogi, gdzie czekał już na nas Wiktor ze swoim busikiem. Dzięki temu zaoszczędziliśmy 7 km "asfaltingu"
Wtorek.
W planie była "dwudniówka" przez pasmo Arszycy. Ale - jako się rzekło swego czasu: "Plany są po to, by je zmieniać"
W przewodnikach można wyczytać, że grzbietem Arszycy nie ma szlaku, ale jest ścieżka. Co prawda mocno zarośnięta wysoką na 2 metry kosodrzewiną, a na dodatek w wielu miejscach zawalona ogromnymi wiartołomami – ale generalnie do przejścia w dwa dni. Wiktor mnie oświecił, że przewodniki są nieco "do tyłu". Ze ścieżką nic przez ostatnie lata nie zrobiono – a przyroda z kolei zrobiła swoje. W efekcie: na dzień dzisiejszy ścieżka jest całkowicie zarośnięta przez gęstą, wysoką kosówkę. Łatwo w niej stracić orientację. Na upartego przejść się w dwa dni da, ale po co? Widoków żadnych – bo 2 metry wysoka na całej grani, a przedzieranie się z plecakiem przez tą gęstwinę to isna katorga. Podpowiedział jeszcze, że najlepiej Arszycę robić w drugiej połowie zimy – gdy kosówka przykryta jest stabilną warstwą śniegu. W momencie zaświtał mi w głowie pewien plan. Kto mnie trochę zna – domyśli się jaki
Po drugie: popołudniu tego dnia miał dotrzeć front atmosferyczny z opadem deszczu. Zostało więc wymyślić jakiś lajcik na kilka godzin. Arszyca ciągnęła jednak jak magnes – padło więc na "cywilizowany" czarny szlak z Osmołody na pierwszy od SE szczyt pasma.
Raźno ruszamy w drogę dłuuuuuugą doliną rzeki Kotelec
Po pierwszej wizycie na Wlk. Fatrze kilka lat temu narzekałem na długie dojściówki. Po pierwszej wizycie w Gorganach w ubiegłym roku zrozumiałem, co to są długie dojściówki Dlatego już wiele tygodni przed wyprawą zabiegałem, by załatwić transport przez te ogromne doliny.
Wtorkowa trasa była jednak dość krótka, więc postanowiliśmy w jedną stronę pójść na piechotę, a przy powrocie Wiktor zgarnie nas swoim busikiem.
Tym sposobem dałem ludkom poznać smak gorgańskich dojściówek
Ale miało to też swoje plusy: zwiedziliśmy po drodze lokalny monastyr
i podziwialiśmy urokliwy przełom rzeczki
by w końcu dotrzeć do miejsca, w którym szlak żegna monotonną drogę i zagłębia się w las od razu pokazując power
Wkrótce parów, którym prowadzi szlak wypełnił się głębokim, mokrym śniegiem. Co chwila ktoś zapadał się po kolana czy po pas nawet. W pewnym momencie Rafał tak się głęboko wbił, że trzeba było mu pomóc, bo nie dał rady sam się wygrzebać. Po chwili mnie spotkało to samo. Toteż dotarłszy do Jeziorka Rosochan z lubością zafundowaliśmy sobie popas
Rozbłysło ognisko
i drużyna przystąpiła do konsumpcji drugiego śniadania. niektórzy dość łapczywie
A ci, co bardziej zarośnięci brudem postanowili się wykąpać
No i tak wyszło, że dopadło nas takie dziwne zniechęcenie....raptem tylko kristo i Yano zdecydowali się iść dalej – reszta wybrała kontemplację zastanych okoliczności przyrody
Jak się później okazało: chłopaki doszli na szczyt – ratując tym samym honor GS-ów; a w międzyczasie reszta zwinęła się dość szybko znad jeziorka, bo prognoza niestety spełniała się: napłynęły ciężkie chmury i zaczęło kropić. Nim zeszliśmy do bacówki przy drodze, zdążyliśmy już dobrze zmoknąć. Ale po chwili wysuszyło się. Zgodnie z umową – w bacówce czekaliśmy grzecznie ( mniej więcej ) na powrót ratowniczych honoru
Nim wrócili – rozpadało się na dobre. Na dodatek: Wiktora zatrzymały obowiązki służbowe i wyszło tak, że całą drogę powrotną musieliśmy z buta w strugach deszczu przemierzyć.
Monotonię wielokilometrowego marszu urozmaicały nam jedynie domysły, czym też tym razem uraczą nas Julia i Olga. Trzeba tu wyjaśnić, że lakonicznie brzmiące słowa "śniadanie" czy "obiadokolacja" w wykonaniu tych dwóch pań materializowały się w czymś nie do przekazania słowem pisanym. Wymyślne menu – w ilościach nie do przejedzenia - serwowane nam 2 razy dziennie doprowadzało za każdym razem do ekstazy nasze kubki smakowe, a żołądki do skrajnej rozpaczy
Kontekst kulinarny naszej wyprawy to w ogóle osobna – piękna skąd inąd – bajka
Ale jej dokumentacją zajęli się eska i DarekZ, więc z wizualizacją musicie poczekać na ich fotogalerie. A czekać warto, oj – warto
Tak samo, jak na ciąg dalszy relacji, który nastąpi......wkrótce
Przygoda zaczęła się w niedzielny poranek w pociągu relacji Szczecin – Przemyśl. Pełni entuzjazmu uczestnicy ekipy ruszyli w bój z dokumentacją fotograficzną naszej wyprawy
Podróż była dość długa, a dzięki uprzejmości przewoźnika wydłużała się jeszcze bardziej . By nam ją nieco umilić – serwowano co jakiś czas dłuższą lub krótszą "przerwę na reklamę"
Psujące nieco humor komunikaty: "Opóźnienie pociągu wzrosło do 10 minut"...."Opóźnienie pociągu wzrosło do 20 minut"...."Opóźnienie pociągu wzrosło do 30 minut"....rekompensowano natychmiast oświadczeniem: "Za opóźnienie pociągu przepraszamy. Dziękujemy za wybór usług PKP Intercity"
Na szczęście: po wjechaniu na nie zmodernizowany jeszcze odcinek trasy – opóźnienie udało się zniwelować. Ile życia – tyle zdziwienia
Szybka teleportacja do Medyki, równie bezproblemowe opuszczenie pieleszy Unii Europejskiej i...... już! Jesteśmy na Ukrainie
Po chwili Wiktor zadzwonił, że musimy trochę poczekać, bo kierowca naszego busa nadział się na jakiś remont drogi i robi objazd. No to czekamy...
W końcu doczekalim Nasz bus – ku miłemu zdziwieniu – zmaterializował się w postaci całkiem eleganckiego Mercedesa Transporter. Pakujemy plecory, wsiadamy i srrrruuuu....
Po drodze zakupy w markecie pod Lwowem ( akurat trafiliśmy na zbiorowisko kiboli przed meczem Szachtiar Donieck – Dynamo Kijew ), obiad w przydrożnym barze...miłym zaskoczeniem jest jakość drogi do Stryja. Tędy jeszcze nie jechałem, a tu proszę: piękny asfalt, Merol zasuwa 120km/h......ale każda bajka ma swój koniec Ciut za Stryjem jakość drogi zaczyna się systematycznie pogarszać, a przędkość przelotowa dramatycznie spadać: 50 km/h....40.....30......20......
Ostatnie 50 km zajęło nam 3 godziny. Do Osmołody dotarliśmy coś koło 23.00, więc tylko symbolicznie krótkie spotkanie powitalne i daliśmy nura w objęcia Morfeusza.
Poniedziałek.
Wita nas piękny poranek. Drużyna może się więc rozejrzeć po okolicy
Wiktor dość szybko wybił mi z głowy plan "dwudniówek". Co prawda: z reguły o tej porze panuje już wiosna, ale w tym roku – jak i u nas – w wyższych partiach zalega jeszcze sporo śniegu. Mokry, przepadający, a część zaplanowanych tras nieprzetarta.
No nic. Plan dnia pierwszego to jednodniowa wycieczka na Wysoką i Ihrowiec – w ramach rozpoznania terenu. A potem się zobaczy. No to ruszamy
Ralf momentalnie rozpoczął gonitwę za wiewiórkami
Powyżej 1500 npm faktycznie wbijamy się w grubą warstwę mokrego śniegu i tempo marszu mocno spada. Rekompensatą są coraz fajniejsze panoramki
Po wyjściu z lasu urządzamy sobie pierwszą ucztę dla oczu i brzucha
Z powodu grubej warstwy nieprzechodzonego śniegu znika nam z oczu szlak, a żadnych śladów w zasięgu wzroku.
Ralfa to ja już znam, ale reszta ekipy dopiero teraz zaczęła doceniać jego zalety. Zasada jest prosta: jak nie wiesz którędy iść – idź śladem psa ( pod warunkiem, że nie pogna akurat za wiewiórką czy świstakiem
Ralf bezbłędnie przeprowadził nas przez śnieżne pole na grań. Tam chwila odpoczynku, by po nim zdobyć pierwszy gorgański szczyt: Wysoką ( 1803 npm ).
a wkrótce potem drugi: Ihrowiec ( 1804 npm )
Panoramki ze szczytów zobaczycie w galeriach foto – w swoim czasie
Dalej czekało nas zejście na Przełęcz Boriewka, gdzie napotkaliśmy grupę biwakujących tam Ukraińców. Zgodnie z rytuałem Ludzi Wschodu ugościli nas serdecznie chlebem i ...... no
Pokrzepieni na ciele i duchu ( pol: "duch" = łac: "spiritus" ) zeszliśmy żółtym szlakiem do drogi, gdzie czekał już na nas Wiktor ze swoim busikiem. Dzięki temu zaoszczędziliśmy 7 km "asfaltingu"
Wtorek.
W planie była "dwudniówka" przez pasmo Arszycy. Ale - jako się rzekło swego czasu: "Plany są po to, by je zmieniać"
W przewodnikach można wyczytać, że grzbietem Arszycy nie ma szlaku, ale jest ścieżka. Co prawda mocno zarośnięta wysoką na 2 metry kosodrzewiną, a na dodatek w wielu miejscach zawalona ogromnymi wiartołomami – ale generalnie do przejścia w dwa dni. Wiktor mnie oświecił, że przewodniki są nieco "do tyłu". Ze ścieżką nic przez ostatnie lata nie zrobiono – a przyroda z kolei zrobiła swoje. W efekcie: na dzień dzisiejszy ścieżka jest całkowicie zarośnięta przez gęstą, wysoką kosówkę. Łatwo w niej stracić orientację. Na upartego przejść się w dwa dni da, ale po co? Widoków żadnych – bo 2 metry wysoka na całej grani, a przedzieranie się z plecakiem przez tą gęstwinę to isna katorga. Podpowiedział jeszcze, że najlepiej Arszycę robić w drugiej połowie zimy – gdy kosówka przykryta jest stabilną warstwą śniegu. W momencie zaświtał mi w głowie pewien plan. Kto mnie trochę zna – domyśli się jaki
Po drugie: popołudniu tego dnia miał dotrzeć front atmosferyczny z opadem deszczu. Zostało więc wymyślić jakiś lajcik na kilka godzin. Arszyca ciągnęła jednak jak magnes – padło więc na "cywilizowany" czarny szlak z Osmołody na pierwszy od SE szczyt pasma.
Raźno ruszamy w drogę dłuuuuuugą doliną rzeki Kotelec
Po pierwszej wizycie na Wlk. Fatrze kilka lat temu narzekałem na długie dojściówki. Po pierwszej wizycie w Gorganach w ubiegłym roku zrozumiałem, co to są długie dojściówki Dlatego już wiele tygodni przed wyprawą zabiegałem, by załatwić transport przez te ogromne doliny.
Wtorkowa trasa była jednak dość krótka, więc postanowiliśmy w jedną stronę pójść na piechotę, a przy powrocie Wiktor zgarnie nas swoim busikiem.
Tym sposobem dałem ludkom poznać smak gorgańskich dojściówek
Ale miało to też swoje plusy: zwiedziliśmy po drodze lokalny monastyr
i podziwialiśmy urokliwy przełom rzeczki
by w końcu dotrzeć do miejsca, w którym szlak żegna monotonną drogę i zagłębia się w las od razu pokazując power
Wkrótce parów, którym prowadzi szlak wypełnił się głębokim, mokrym śniegiem. Co chwila ktoś zapadał się po kolana czy po pas nawet. W pewnym momencie Rafał tak się głęboko wbił, że trzeba było mu pomóc, bo nie dał rady sam się wygrzebać. Po chwili mnie spotkało to samo. Toteż dotarłszy do Jeziorka Rosochan z lubością zafundowaliśmy sobie popas
Rozbłysło ognisko
i drużyna przystąpiła do konsumpcji drugiego śniadania. niektórzy dość łapczywie
A ci, co bardziej zarośnięci brudem postanowili się wykąpać
No i tak wyszło, że dopadło nas takie dziwne zniechęcenie....raptem tylko kristo i Yano zdecydowali się iść dalej – reszta wybrała kontemplację zastanych okoliczności przyrody
Jak się później okazało: chłopaki doszli na szczyt – ratując tym samym honor GS-ów; a w międzyczasie reszta zwinęła się dość szybko znad jeziorka, bo prognoza niestety spełniała się: napłynęły ciężkie chmury i zaczęło kropić. Nim zeszliśmy do bacówki przy drodze, zdążyliśmy już dobrze zmoknąć. Ale po chwili wysuszyło się. Zgodnie z umową – w bacówce czekaliśmy grzecznie ( mniej więcej ) na powrót ratowniczych honoru
Nim wrócili – rozpadało się na dobre. Na dodatek: Wiktora zatrzymały obowiązki służbowe i wyszło tak, że całą drogę powrotną musieliśmy z buta w strugach deszczu przemierzyć.
Monotonię wielokilometrowego marszu urozmaicały nam jedynie domysły, czym też tym razem uraczą nas Julia i Olga. Trzeba tu wyjaśnić, że lakonicznie brzmiące słowa "śniadanie" czy "obiadokolacja" w wykonaniu tych dwóch pań materializowały się w czymś nie do przekazania słowem pisanym. Wymyślne menu – w ilościach nie do przejedzenia - serwowane nam 2 razy dziennie doprowadzało za każdym razem do ekstazy nasze kubki smakowe, a żołądki do skrajnej rozpaczy
Kontekst kulinarny naszej wyprawy to w ogóle osobna – piękna skąd inąd – bajka
Ale jej dokumentacją zajęli się eska i DarekZ, więc z wizualizacją musicie poczekać na ich fotogalerie. A czekać warto, oj – warto
Tak samo, jak na ciąg dalszy relacji, który nastąpi......wkrótce
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
-
- Turysta
- Posty: 547
- Rejestracja: 24 lipca 2010, 21:38
- Kontakt:
czyli zdobył dla Was żarcieGrochu pisze:Ralf momentalnie rozpoczął gonitwę za wiewiórkami
czyli tyrał za przewodnikaGrochu pisze:Ralf bezbłędnie przeprowadził nas przez śnieżne pole na grań
W następnych odcinkach to pewnie gruzawika poprowadzi a Wy Mu tylko takie ochłapy jak na zdjęciu? Wstydźcie się...
"... jak sie czujecie w ogóle...? ... świetnie... w kolorowe światła wszystko jest... ... Balada!..." [John Porter]
gruzawika co prawda nie prowadził ale ... ognisko rozpaliłspacerowicz pisze:W następnych odcinkach to
Przed wyjazdem, jeszcze z Polski.goska pisze:A ten busik to na miejscu organizowaliście , czy jeszcze będąc w kraju?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Tu się zdziwisz - ten odcinek był już zmodernizowany w ubiegłych latach.Grochu pisze:Na szczęście: po wjechaniu na nie zmodernizowany jeszcze odcinek trasy – opóźnienie udało się zniwelować.
sama jazda busikiem po tamtejszych drogach zasługuje na osobną relacjęGrochu pisze:gdzie czekał już na nas Wiktor ze swoim busikiem
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Ja już spakowany i zaraz to się zabiorę ale za spanieGrochu pisze:Adaś - Ty się pakuj lepiej na jutro. Właśnie się za to zabieram, narka
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
no i autor gdzieś się ulotnił
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Gorgany
Autor z częścią Gorganowskiej ekipy jedzie dzisiaj do Austrii w poniedziałek będzie miał jedną relację do skończenia a drugą do napisaniaheathcliff pisze:no i autor gdzieś się ulotnił
>Nec temere, nec timide. Bez zuchwałości, ale i bez lęku.<
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <