11 - 13. 02. 2015 r. - zakopiańsko-beskidzkie miniferie
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
11 - 13. 02. 2015 r. - zakopiańsko-beskidzkie miniferie
Wtorkowe popołudnie (po pracy) – doskonały czas na….podróżowanie zakopianką w wiadomym kierunku.
W 4h50’ – jak czujnie zmierzyła Gula – dotarłyśmy do celu (jak na zimowy czas, to jak na razie rekord roku )
Dzień pierwszy – aklimatyzacja i sprawy, które nas tu przywiodły…
Na dobry początek WYSPAŁYŚMY SIĘ do bólu!!! :-D
Następnie późnym popołudniem niespiesznie ruszyłyśmy w…tatrzańskie doliny. (Niestety doliny z racji tzw. lawinowej trójki i ogólnego charakteru wskaźników i czynników pogodowych, ale na pierwszy dzień, dla nas mieszczek – myślimy sobie – jak znalazł!)
Widoki były przednie! …albo raczej przydnie.
Przy dnie doliny widać było wyraźnie śniegowy krajobraz, kilkadziesiąt metrów nad dnem doliny….już nie było widać nic.
Spacer był testem dla starego i nowego sprzętu turystycznego. Gulinowe (tak właśnie: Guli nowe) spodnie sprawdziły się super; buty zaś (stare) rozpadały się po drodze sukcesywnie i skutecznie – w Kirach po podeszwach zostało tylko sentymentalne wspomnienie :-D
Udałyśmy się zatem na, po części zaplanowane, zakupy wyrobów góralsko-górsko-turystycznych. Zwieńczeniem naszych szoppingowych zmagań było nabycie…wielu rzeczy, w tym butków trekkingowych, w których to nówkach sztukach ruszyłyśmy nazajutrz na podbój Beskidu Śląskiego.
Dzień drugi – Skrzyczne i gdzieś dalej…
Za oknem już słonko, ale ciągle „lawinowa 3”, więc zgodnie z założeniami, teleportujemy się do Szczyrku, a nawet dalej – na Przełęcz Salmopolską. Tam porzucamy auto i wsiadamy do - w biegu niemalże - złapanego pierwszego stopa. Później ledwo wydobywszy się z jednego pojazdu zatrzymuje się (na pierwsze machnięcie) drugi samochód i tak docieramy z powrotem do Szczyrku, pod wyciąg. Ach jacy ci kierowcy-turyści błyskawicznie uczynni! Po codziennym chamstwie na drogach to normalnie szok. Jednak jak człowiek wypoczęty to i życzliwie nastawiony do drugich :> Miło.
Teraz podróż krzesełkiem na górę. Jako że już popołudnie nastało, szybki obiadek w schronie. Tłoczno – full narciarzy, bo pogoda sprzyjająca. Zachwycamy się skrzącym śniegiem i zmrożonym krajobrazem, jest tak:
i tak….jeszcze przez chwilę
Ale za chwilę nadeszła megamgławica
Ścieżka była częściowo udeptana, częściowo „zapadająca się” ale - jak to bywa na grani – zaraz zaczęło zawiewać ślady i zastanawiałyśmy się czy nie przegapimy odejścia z grzbietu na „nasz szlak” do auta. No i czy będzie przetarty, czy też trzeba będzie przedzierać się przez zaspy.
Skałki – znak, że niedługo powinno być rozdroże. No i jest upragniony szlakowskaz i ….coś pod czym chyba ukrywa się ścieżka (pnie drzew całe ośnieżone i w kryształkach lodu, więc oznaczenia szlakowego nie ma co wypatrywać). Hmm…brniemy w toto. Szaro, buro i ponuro w tej mgle (chociaż na swój sposób uroczo), ale w lesie przynajmniej nie wieje. Za kilkadziesiąt metrów pojawia się ścieżka. Chwała wszelkim pojazdom śniegowym (nawet tym śmierdzielom silnikowym – no trudno) bo dzięki nim wiadomo którędy droga do domu ;-)
Tuż przed zmierzchem docieramy na parking. Corsa dzielnie czeka i wiezie nas do Wisły. Komfort miejsca noclegowego w „pensjonacie” jak i powitanie przez pana gospodarza pominę (może Gula się wylewniej wypowie w tej sprawie – zwł. że umiała z panem się dogadać. Ja niekoniecznie :-/ )
Dzień trzeci – droga na Ranczo
Ranek – prawie wczesny – wygląda z naszego norkowego okna obiecująco:
Żegnamy się „czule” z panem gospodarzem. Kierunek Bielsko-Biała. Pozostawiamy autko pod dobrą opieką i co istotne za niewielką opłatą, i podejmujemy kolejne górskie wyzwanie: przejażdżkę gondolką :-D
Ale najpierw przepakowanie i stworzenie hybryd - plecaków zawierających rzeczy niezbędne w wędrowaniu jak i ostatkowo-gieesowym imprezowaniu :-p
Uf, wreszcie jedziemy! :-p
Zyskujemy trochę (może nawet więcej niż trochę) czasu, panoramę BB, no i możliwość biesiadowania w schronisku przed jakże bajkową, jak się wkrótce okaże, drogą.
Po obiedzie start. Żegnamy Szyndzielnię
W popołudniowym słonku wędrujemy ku Błatni (skutecznie omijając Klimczok :-p)
Wchodzimy do krainy wiecznych śniegów i …koparki opadają nam z zachwytu. No nie sposób przejść obojętnie i nie cyknąć fotek każdemu drzewu :-D Co tam że słonko już nisko – do Rancza prosta - i dobrze oznakowana - droga,
a tu tak malowniczo…..
Tylko plecak jakiś taki jednak ciężki:
Z przełęczy widoki…
…powalające na kolana…
Dosłownie! ;-) :-D
Słonko oświetla nam drogę przez las…
..i cudnie zmrożone bukowe listki i drobne gałązki
Pomimo, ze nogi mamy dłuuuugie…
…przebieramy nimi niespiesznie, chcąc nasycić oczy i duszę zachwycającymi widokami
Wokół nas…płoną góry płoną lasy:
Słońce udaje się na spoczynek (my jeszcze nie)
Na Błatniej już zastał nas pogodny wieczór:
Do Rancza dotarłyśmy po zmroku. Czekał na nas przytulny, czyściutki apartament z wieloma wygodnymi łożami:
…oraz rozpalonym kominkiem, kotem i biesiadnymi ławami, zapowiadającymi jutrzejszą gieesową (nie ostateczną!) ostatkową dżamprezę!
Niby tylko 3 dni…a wrażeń taka moc, że wydaje się, jakby tydzień minął.
Stąd może taka też i przydługa relacja. Ale jakoś…nie mogłam się powstrzymać, bo miło jest tak powspominać, zanim w pamięci zatrą się szczegóły...
...a ogóły pozostaną takie:
:>
W 4h50’ – jak czujnie zmierzyła Gula – dotarłyśmy do celu (jak na zimowy czas, to jak na razie rekord roku )
Dzień pierwszy – aklimatyzacja i sprawy, które nas tu przywiodły…
Na dobry początek WYSPAŁYŚMY SIĘ do bólu!!! :-D
Następnie późnym popołudniem niespiesznie ruszyłyśmy w…tatrzańskie doliny. (Niestety doliny z racji tzw. lawinowej trójki i ogólnego charakteru wskaźników i czynników pogodowych, ale na pierwszy dzień, dla nas mieszczek – myślimy sobie – jak znalazł!)
Widoki były przednie! …albo raczej przydnie.
Przy dnie doliny widać było wyraźnie śniegowy krajobraz, kilkadziesiąt metrów nad dnem doliny….już nie było widać nic.
Spacer był testem dla starego i nowego sprzętu turystycznego. Gulinowe (tak właśnie: Guli nowe) spodnie sprawdziły się super; buty zaś (stare) rozpadały się po drodze sukcesywnie i skutecznie – w Kirach po podeszwach zostało tylko sentymentalne wspomnienie :-D
Udałyśmy się zatem na, po części zaplanowane, zakupy wyrobów góralsko-górsko-turystycznych. Zwieńczeniem naszych szoppingowych zmagań było nabycie…wielu rzeczy, w tym butków trekkingowych, w których to nówkach sztukach ruszyłyśmy nazajutrz na podbój Beskidu Śląskiego.
Dzień drugi – Skrzyczne i gdzieś dalej…
Za oknem już słonko, ale ciągle „lawinowa 3”, więc zgodnie z założeniami, teleportujemy się do Szczyrku, a nawet dalej – na Przełęcz Salmopolską. Tam porzucamy auto i wsiadamy do - w biegu niemalże - złapanego pierwszego stopa. Później ledwo wydobywszy się z jednego pojazdu zatrzymuje się (na pierwsze machnięcie) drugi samochód i tak docieramy z powrotem do Szczyrku, pod wyciąg. Ach jacy ci kierowcy-turyści błyskawicznie uczynni! Po codziennym chamstwie na drogach to normalnie szok. Jednak jak człowiek wypoczęty to i życzliwie nastawiony do drugich :> Miło.
Teraz podróż krzesełkiem na górę. Jako że już popołudnie nastało, szybki obiadek w schronie. Tłoczno – full narciarzy, bo pogoda sprzyjająca. Zachwycamy się skrzącym śniegiem i zmrożonym krajobrazem, jest tak:
i tak….jeszcze przez chwilę
Ale za chwilę nadeszła megamgławica
Ścieżka była częściowo udeptana, częściowo „zapadająca się” ale - jak to bywa na grani – zaraz zaczęło zawiewać ślady i zastanawiałyśmy się czy nie przegapimy odejścia z grzbietu na „nasz szlak” do auta. No i czy będzie przetarty, czy też trzeba będzie przedzierać się przez zaspy.
Skałki – znak, że niedługo powinno być rozdroże. No i jest upragniony szlakowskaz i ….coś pod czym chyba ukrywa się ścieżka (pnie drzew całe ośnieżone i w kryształkach lodu, więc oznaczenia szlakowego nie ma co wypatrywać). Hmm…brniemy w toto. Szaro, buro i ponuro w tej mgle (chociaż na swój sposób uroczo), ale w lesie przynajmniej nie wieje. Za kilkadziesiąt metrów pojawia się ścieżka. Chwała wszelkim pojazdom śniegowym (nawet tym śmierdzielom silnikowym – no trudno) bo dzięki nim wiadomo którędy droga do domu ;-)
Tuż przed zmierzchem docieramy na parking. Corsa dzielnie czeka i wiezie nas do Wisły. Komfort miejsca noclegowego w „pensjonacie” jak i powitanie przez pana gospodarza pominę (może Gula się wylewniej wypowie w tej sprawie – zwł. że umiała z panem się dogadać. Ja niekoniecznie :-/ )
Dzień trzeci – droga na Ranczo
Ranek – prawie wczesny – wygląda z naszego norkowego okna obiecująco:
Żegnamy się „czule” z panem gospodarzem. Kierunek Bielsko-Biała. Pozostawiamy autko pod dobrą opieką i co istotne za niewielką opłatą, i podejmujemy kolejne górskie wyzwanie: przejażdżkę gondolką :-D
Ale najpierw przepakowanie i stworzenie hybryd - plecaków zawierających rzeczy niezbędne w wędrowaniu jak i ostatkowo-gieesowym imprezowaniu :-p
Uf, wreszcie jedziemy! :-p
Zyskujemy trochę (może nawet więcej niż trochę) czasu, panoramę BB, no i możliwość biesiadowania w schronisku przed jakże bajkową, jak się wkrótce okaże, drogą.
Po obiedzie start. Żegnamy Szyndzielnię
W popołudniowym słonku wędrujemy ku Błatni (skutecznie omijając Klimczok :-p)
Wchodzimy do krainy wiecznych śniegów i …koparki opadają nam z zachwytu. No nie sposób przejść obojętnie i nie cyknąć fotek każdemu drzewu :-D Co tam że słonko już nisko – do Rancza prosta - i dobrze oznakowana - droga,
a tu tak malowniczo…..
Tylko plecak jakiś taki jednak ciężki:
Z przełęczy widoki…
…powalające na kolana…
Dosłownie! ;-) :-D
Słonko oświetla nam drogę przez las…
..i cudnie zmrożone bukowe listki i drobne gałązki
Pomimo, ze nogi mamy dłuuuugie…
…przebieramy nimi niespiesznie, chcąc nasycić oczy i duszę zachwycającymi widokami
Wokół nas…płoną góry płoną lasy:
Słońce udaje się na spoczynek (my jeszcze nie)
Na Błatniej już zastał nas pogodny wieczór:
Do Rancza dotarłyśmy po zmroku. Czekał na nas przytulny, czyściutki apartament z wieloma wygodnymi łożami:
…oraz rozpalonym kominkiem, kotem i biesiadnymi ławami, zapowiadającymi jutrzejszą gieesową (nie ostateczną!) ostatkową dżamprezę!
Niby tylko 3 dni…a wrażeń taka moc, że wydaje się, jakby tydzień minął.
Stąd może taka też i przydługa relacja. Ale jakoś…nie mogłam się powstrzymać, bo miło jest tak powspominać, zanim w pamięci zatrą się szczegóły...
...a ogóły pozostaną takie:
:>
Ostatnio zmieniony 21 lutego 2015, 21:56 przez aaig, łącznie zmieniany 1 raz.
Króliku poloni100 ( ), czy Ty ze mną coś zaczynasz??
z pisaniem rzecz jasna, nie że na autostradzie
4:50 (cztery!) Basiu. No 3 to faktycznie byłoby mało realne jednak.
(już poprawione)
W 3 godzinki z hakiem to wracałyśmy - z BB do Ł. Też nieźle jak na popołudnie i to w niedzielę kończącą ferie.
aaaaj się rozpędziłamBarbórka pisze:te 3h 50 to z łodzi taki wynik?
z pisaniem rzecz jasna, nie że na autostradzie
4:50 (cztery!) Basiu. No 3 to faktycznie byłoby mało realne jednak.
(już poprawione)
W 3 godzinki z hakiem to wracałyśmy - z BB do Ł. Też nieźle jak na popołudnie i to w niedzielę kończącą ferie.
Ostatnio zmieniony 21 lutego 2015, 21:58 przez aaig, łącznie zmieniany 1 raz.
Przecudowne zdjęcia a czwarte niesamowite,aż trudno uwierzyć,że to zwykła wieża.....raczej kościół czy zamczysko albo jeszcze bardziej coś tajemniczego przypomina.zachód słońca-rewelka
"Niech wiatr zawsze Ci wieje w plecy, a słońce świeci w twarz, niech wiatry przeznaczenia zaniosą Cię do nieba byś zatańczyła z gwiazdami!!
Cudna zima w cudnych miejscach Szkoda, że w zamierzchłych czasach, kiedy to przysługiwały mi jeszcze zimowe ferie, nie spędzałam ich nigdy w górach, ciesząc się co najwyżej okołoosiedlowymi pagórkami Ech, ileż człowieka w życiu ominęło
"Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe jest zło..."
(R. Kapuściński)
(R. Kapuściński)
Tak hurtowo wszystkie?aaig pisze:ruszyłyśmy w…tatrzańskie doliny.
Nauka, jak widzę, nie idzie w las! Brawo, dziewczęta!aaig pisze:Tam porzucamy auto i wsiadamy do - w biegu niemalże - złapanego pierwszego stopa. Później ledwo wydobywszy się z jednego pojazdu zatrzymuje się (na pierwsze machnięcie) drugi samochód i tak docieramy z powrotem do Szczyrku, pod wyciąg. Ach jacy ci kierowcy-turyści błyskawicznie uczynni! Po codziennym chamstwie na drogach to normalnie szok. Jednak jak człowiek wypoczęty to i życzliwie nastawiony do drugich :> Miło.
Czułam, że atmosfera tych wędrówek to coś dla mnie! A relację bardzo miło się czytało, Anno!
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
aaig :no: a ja próbowałem te pierwsze zdjęcia w Beskidy gdzieś wsadzić i za cholerę nie dało rady. Już myślałem "żem w ciemie bity" a tu proszę
- mieszczki mnie wyrolowały w Tatry sobie pojechałyaaig pisze:dla nas mieszczek
Pisałem już wcześniej, zrobiłaś mega fotę masztu Skrzycznegoaaig pisze:i tak….jeszcze przez chwilę
Dlaczego - dobrze się rozbujałaśaaig pisze:Stąd może taka też i przydługa relacja. Ale jakoś…nie mogłam się powstrzymać
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Ale hardcoreaaig pisze:przejażdżkę gondolką
Pogoda się trafiła bajkowa, a najlepsze te fotki "zachodosłońcowe"
Eee tam. Dla mnie przykrótka. Ale będą jeszcze z Ciebie ludzieaaig pisze:Stąd może taka też i przydługa relacja.
BARDZO ŁADNA RELACJA
P.S.
Królik ma rację. Prawidłowa nazwa: Błatnia ( vel: Błotny ).Królik pisze:aaig powiedział/-a:
wędrujemy ku Błatni
ku Błatniej
Ale wybaczamy Ci
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Ja też jestem chętna na szkolenie praktyczne, z łapaniem stopa u mnie kiepsko .Dżola Ry pisze:Nauka, jak widzę, nie idzie w las
I nie tylko - te zimowe zdjęcia mają w sobie coś ...heathcliff pisze:zrobiłaś mega fotę masztu Skrzycznego
Noooo :>Grochu pisze:BARDZO ŁADNA RELACJA
Ej-aj-cośtam , może następnym razem zabierzesz mnie do swojego auto-pendolino? Mnie jeszcze nie udało sie dojechać w tak krótkim czasie.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Własnie, ja już mam oczy tak "zNikonowane" że obrazy aaig z Canona mają w sobie to coś. Oczywiście dzięki Operatorce sprzętuHan-Ka pisze:I nie tylko - te zimowe zdjęcia mają w sobie coś ...
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480