część II
CZĘŚĆ III - przez zachodnią i północną Islandię
dzień 6 - 14 sierpień, czwartek - ciąg dalszy
Moglibyśmy podziwiać lody
Jökulsárlón nawet cały dzień, ale pora ruszać dalej.
Na ten dzień nie mamy w planie żadnych specjalnych atrakcji, jak coś zobaczymy co się nam spodoba to będziemy się zatrzymywali. Jedziemy dalej drogą nr 1 na wschód. Początkowo widoki podobne do wczorajszych - z jednej strony góry, a z drugiej płaska równina do oceanu, z tą różnicą że przeważa zieleń, a nie czarna pustynia.
Później krajobraz zmienia się, wjeżdżamy w rejon fiordów. Odtąd nasza droga prowadzić będzie po wąskim pasie pomiędzy stromymi ścianami skalnymi, a brzegiem oceanu. Często góry schodzą prosto do wody i wtedy jedziemy półkami skalnymi.
Objeżdżamy fiordy dookoła, zatrzymujemy się w mieścinach
Breiðdalsvík,
Stöðvarfjörður, ale zamieszkałe przez kilkuset mieszkańców osady, dumnie szczycące się mianem miasta nie mają wiele do zaoferowania. Zatrzymujemy się też przy latarniach morskich, dość licznie występujących w tych rejonach.
Z drogi nr 1 zjeżdżamy na 96, później 92. Jedziemy częściowo drogami gruntowymi, ale o dobrej nawierzchni. Tylko kurzu jest dużo.
W końcu dojeżdżamy do "metropolii", do
Egilsstaðir. Tu skręcamy na malowniczą drogę nr 93. Najpierw pniemy się wysoko w górę, by po paru kilometrach zjechać w dół, wprost do miejscowości
Seyðisfjörður, otoczonej z trzech stron przez góry. Z czwartej strony jest fiord o tej samej nazwie. To tutaj przybijają promy z Europy, z Dni i Wysp Owczych.
W restauracji Aldan jemy dobrą rybę z czymś tam. Była dobra, ale i też trochę kosztowała ....
Noc spędzamy na tutejszym dobrze wyposażonym campingu, pod napisem niczym w Hollywood
dzień 7 - 15 sierpień, piątek
W planie mamy długi przeskok dalej na zachód. Znów jedziemy "jedynką". Po minięciu
Egilsstaðir wjeżdżamy w pustkowie. Na przestrzeni 160 km nie mijamy żadnej miejscowości, a pojedynczych farm jest co najwyżej kilka. Przejeżdżamy przez obszar górzysty. Tylko na samym początku jest zielono.
Później roślinność zmienia się w istną kamienną pustynię. Mimo tego, a może dlatego widoki są ciekawe, warte zobaczenia.
Dojeżdżamy w rejon jeziora
Mývatn, czyli "jezioro muszek". Jest tu wiele ciekawych miejsc związanych z aktywnością geotermalną.
Zwiedzamy pełne dymiących kopczyków i bulgoczących błotnych oczek pole
Hverarönd. Wydobywano tutaj od XVI wieku przez 500 lat siarkę. nad polem góruje góra
Námafjall. Na jej zboczach zalegają nadal duże ilości siarki, a ze szczytu jest ładny widok na góry i jezioro.
Trochę na północ jest rejon zwany
Krafla, od nazwy uznanego za wygasły wulkanu o tej samej nazwie. Obecnie można oglądnąć i obejść dookoła krater
Viti co oznacza "piekło". Krater wypełniony jest wodą, a wokół jest wiele buchających parą szczelin. Dlatego zbudowano tutaj jedną z największych elektrowni, wykorzystującą energię geotermalną.
Tuż obok można przejść szlakiem przez
Leirhnjúkur - pole lawowe i geotermalne. Duże wrażenie robią tamtejsze skały kolory czarnego i wszystkich odcieni czerwieni oraz sporej wielkości otwory z buchającą parą.
Dalej zwiedzamy szczelinę
Grjótagjá, czyli małą jaskinię z jeziorkiem. Ciepła woda zachęca do kąpieli, z czego niektórzy korzystają.
Dimmuborgir to niesamowite miejsce, którego nazwa oznacza "czarną twierdzę". Jest to pozostałość po jeziorze lawy powstałym 2 tys. lat temu. Z czasem lawa zastygła tworząc niesamowite formy. Wikingowie wierzyli, że żyją tu elfy i trolle, ponieważ rzeczywiście niektóre skały przypominają kształtem te stworzenia. My niestety ich nie spotkaliśmy, oprócz skał podziwialiśmy także mnóstwo grzybów. Największą atrakcją Dimmuborgir jest jaskinia Kirkjan ("kościół") w której może się zmieścić kilkadziesiąt osób.
Już zwiedzając Dimmuborgir chodziliśmy w deszczu, który wcale nie miał zamiaru przestać padać. Dlatego omijamy inne atrakcje, w tym pseudokratery Skútustaðagiger i w dużym deszczu objeżdżamy jezioro Mývatn, kierując się na północ drogą 87 do Húsavik.
Húsavik to mekka obserwatorów morskich ssaków i my też po to tu przyjechaliśmy - chcemy zobaczyć wieloryby. Po sprawdzeniu pogody okazuje się że jutro też będzie brzydka pogoda i statki nie będą wypływać na zatokę. Zrobiło się już późno i pada deszcz więc rozbijamy się na campingu.
dzień 8 - 16 sierpień, sobota
Ze względu na pogodę zmieniamy plany - zostawiamy rozbite namioty i wyruszamy do parku narodowego
Jökulsárgljúfur. Rzeka
Jökulsá á Fjöllum ("rzeka z lodowcowa z gór") przez tysiące lat wyrzeźbiła wielki kanion, a jej progi tworzą wspaniałe wodospady. Zaczynamy od kilkukilometrowego trekingu po
Hljóðarklettar ("szepcące skały"). Tutaj kratery, bazalt i lawa zastygła w przedziwne kształty. Uroku dodają jeszcze okoliczne ciemnoczerwonego koloru góry. Nazwa tej okolicy nosi taką nazwę, dlatego, że wędrując pomiędzy skałami trudno ustalić, z którego kierunku dobiega szum rzeki.
Kawałek dalej na południe jest największa atrakcja tego rejonu - wodospady. Największy jest
Dettifoss, jest równocześnie najpotężniejszym wodospadem Europy mającym ponad 100 m szerokości. Olbrzymie kaskady wody spadają w dół z wysokości 45 m tworząc w powietrzu olbrzymią mgłę wodną.
Kawałek dalej znajduje się drugi wodospad -
Selfoss. Jest mniejszy, "tylko" 10 m wysokości, ale ma ciekawy układ, gdyż woda spada z progu z boku, a nawet wzdłuż rzeki, a nie w poprzek.
Mgła wodna nad wodospadami przemoczyła nas prawie od razu, a mokre ubranie i silny wiatr spowodowały, że zrobiło się zimno. Na dodatek zaczęło silnie padać. Dlatego rezygnujemy z obejrzenia trzeciego, oddalonego o 2 km wodospadu - Hafragilsfoss. Ponownie drogą nr 1 i 87 wracamy do
Húsavik, gdzie na campingu spędzamy następną noc.
Więcej fotek:
https://picasaweb.google.com/1082271208 ... naIslandie
część IV