01-09.08.14 - włodarze w Karpatach (sic!)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
01-09.08.14 - włodarze w Karpatach (sic!)
01.08, piątek
Wycieczkę zaczynamy w Sromowcach Niżnych. Flisacy już ruszyli z pierwszymi turystami.
My idziemy żółtym szlakiem w kierunku tego powszechnie znanego wzniesienia.
W Wąwozie Sobczańskim zadzieramy wysoko głowy podziwiając wysokie białe ściany ozdobione soczystą zielenią.
Na Przełęczy Szopka zmieniamy szlak niebieski by dojść do punktu widokowego na Okrąglicy. Turystów jest sporo i praktycznie każdy zna słowa "dzień dobry" lub "cześć". To miłe zaskoczenie.
Na punkcie widokowym mały tłoczek mimo,że widoki są bardzo ograniczone z powodu zachmurzonego nieba i mgieł.
Nie zatrzymujemy się tam zbyt długo i z powodu widoczności, i z powodu kolejki oczekujących na wejście, ale przede wszystkim z powodu chmary mrówczych królowych, które nie dają spokojnie postać.
Schodzimy więc i na Dunajcu widzimy prawdziwy konwój.
Dalej szlak prowadzi nas do zamku Pieniny a raczej z lekka odrestaurowanych ruin tego zamku.
Potem dalej niebieskim szlakiem idziemy na Sokolicę. I stąd widoki marne. Dobrze, że choć Dunajec widać. Stojąc obok słynnej sosny
wspominam relację Dżoli z tego miejsca i kolejny raz zazdraszczam jej tamtej pogody i tamtych widoków.
Z Sokolicy schodzimy do przeprawy przez Dunajec.
Mamy zamiar wrócić czerwonym szlakiem wzdłuż Dunajca. Przeprawiamy się, ale niestety zaczyna kropić, więc szukamy chronienia w "Orlicy". "Zdanżamy" tuż przed ulewą. Pada krótko, kończymy obiad, kończy się deszcz. Poprawia się widoczność.
Ruszamy więc w stronę Czerwonego Klasztoru. Flisacy kończą pracę.
W słońcu Dunajec i jego otocznie wyglądają fantastycznie. Woda ma jeszcze zielonkawe zabarwienie.
Za każdym kolejnym zakrętem dostrzegamy coś ciekawego. Sokolica z dołu wygląda imponująco.
Kawałek dalej pojawiają się mgiełki. Woda w Dunajcu zmienia barwę na brązową. To efekt niedawnej ulewy.
Pod koniec naszej wędrówki zaglądamy do zabudowań byłego klasztoru.
Potem przez kładkę przechodzimy do Sromowców. Na horyzoncie pojawiają się Tatry.
Wycieczkę zaczynamy w Sromowcach Niżnych. Flisacy już ruszyli z pierwszymi turystami.
My idziemy żółtym szlakiem w kierunku tego powszechnie znanego wzniesienia.
W Wąwozie Sobczańskim zadzieramy wysoko głowy podziwiając wysokie białe ściany ozdobione soczystą zielenią.
Na Przełęczy Szopka zmieniamy szlak niebieski by dojść do punktu widokowego na Okrąglicy. Turystów jest sporo i praktycznie każdy zna słowa "dzień dobry" lub "cześć". To miłe zaskoczenie.
Na punkcie widokowym mały tłoczek mimo,że widoki są bardzo ograniczone z powodu zachmurzonego nieba i mgieł.
Nie zatrzymujemy się tam zbyt długo i z powodu widoczności, i z powodu kolejki oczekujących na wejście, ale przede wszystkim z powodu chmary mrówczych królowych, które nie dają spokojnie postać.
Schodzimy więc i na Dunajcu widzimy prawdziwy konwój.
Dalej szlak prowadzi nas do zamku Pieniny a raczej z lekka odrestaurowanych ruin tego zamku.
Potem dalej niebieskim szlakiem idziemy na Sokolicę. I stąd widoki marne. Dobrze, że choć Dunajec widać. Stojąc obok słynnej sosny
wspominam relację Dżoli z tego miejsca i kolejny raz zazdraszczam jej tamtej pogody i tamtych widoków.
Z Sokolicy schodzimy do przeprawy przez Dunajec.
Mamy zamiar wrócić czerwonym szlakiem wzdłuż Dunajca. Przeprawiamy się, ale niestety zaczyna kropić, więc szukamy chronienia w "Orlicy". "Zdanżamy" tuż przed ulewą. Pada krótko, kończymy obiad, kończy się deszcz. Poprawia się widoczność.
Ruszamy więc w stronę Czerwonego Klasztoru. Flisacy kończą pracę.
W słońcu Dunajec i jego otocznie wyglądają fantastycznie. Woda ma jeszcze zielonkawe zabarwienie.
Za każdym kolejnym zakrętem dostrzegamy coś ciekawego. Sokolica z dołu wygląda imponująco.
Kawałek dalej pojawiają się mgiełki. Woda w Dunajcu zmienia barwę na brązową. To efekt niedawnej ulewy.
Pod koniec naszej wędrówki zaglądamy do zabudowań byłego klasztoru.
Potem przez kładkę przechodzimy do Sromowców. Na horyzoncie pojawiają się Tatry.
Miło to słyszeć, że duch w narodzie nie ginie :>Turystów jest sporo i praktycznie każdy zna słowa "dzień dobry" lub "cześć". To miłe zaskoczenie.
Rzeczywiście to miejsce w jesiennej odsłonie i słonecznym dniu jest jakieś takie magiczne, Wy trafiliście akurat na szarości , ale i one mają swój urok.włodarz pisze:Stojąc obok słynnej sosny
wspominam relację Dżoli z tego miejsca i kolejny raz zazdraszczam jej tamtej pogody i tamtych widoków.
Kilka razy już szłam częścią tej trasy i jakoś tak nie po drodze mi było na Czerwony Klasztor, muszę to koniecznie zmienić bo warto zrobić całość właśnie dla widoków.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
- Pomezaniac
- Turysta
- Posty: 218
- Rejestracja: 24 lipca 2013, 8:55
02.08, sobota
Dzień zaczynamy dość wcześnie, od porannej kawy na balkonie, obserwując Tatry w pierwszych promieniach słońca.
Po śniadaniu wsiadamy w auto i jedziemy do Kir. Przejazd przez Zakopane idzie w miarę sprawnie przez co jest chwila by rozejrzeć się. Dostrzegam ogromną ilość tablic reklamowych, banerów i innego dziadostwa. Wszystko jest przytłoczone reklamami. Jeśli to ma być klimat Zakopanego to ja dziękuję. Nie podoba mi się to miasto.
Zostawiamy auto na parkingu i ruszamy Doliną Kościeliską. Na stokach połamany las przypomina o potędze natury. Wchodzimy na czerwony szlak i idziemy w kierunku Ciemniaka. Po jakimś czasie pojawiają się widoki i stwierdzamy, że ta część Tatr bardzo nam się podoba. Pewnie przez to, ze dużo tu zieleni, i że odnajdujemy tu jakieś podobieństwo do krajobrazów Karkonoszy.
Na szlaku bardzo dużo turystów, i po krótkiej chwili stwierdzam, że tu "zjechało się chamstwo z całej Europy". Nie ma (prawie) śladu pienińskiego bon tonu.
Koncentrujemy się zatem na podziwianiu widoków a jest co podziwiać. Na Ciemniaku robimy krótką przerwę i udajemy się na Krzesanicę. Potem idziemy na Małołączniak.
Schodzimy szlakiem niebieskim w kierunku Przysłopu Miętusiego. No i tu niespodzianka. Na króciutkim odcinku z łańcuchami zrobił się zator. Zaczynam żałować, że z Małołączniaka nie poszliśmy na Kondracką Kopę, by zejść do Doliny Małej Łąki zahaczywszy ewentualnie wcześniej o Giewont.
Tymczasem siedzimy w oczekiwaniu na naszą kolej i obserwujemy, że nie wszyscy powinni byli wybrać ten szlak do zejścia. Prezentują tak żenującą nieporadność w posługiwaniu się łańcuchem, że żal patrzeć.
Dalsza część drogi przebiega już normalnie. Schodzimy do punktu wyjścia.
Powrót do Bukowiny to już inna bajka. Stwierdzam, że Zakopane powinno zmienić nazwę na Zakorkowane.
Na koniec kilka fotek.
Dzień zaczynamy dość wcześnie, od porannej kawy na balkonie, obserwując Tatry w pierwszych promieniach słońca.
Po śniadaniu wsiadamy w auto i jedziemy do Kir. Przejazd przez Zakopane idzie w miarę sprawnie przez co jest chwila by rozejrzeć się. Dostrzegam ogromną ilość tablic reklamowych, banerów i innego dziadostwa. Wszystko jest przytłoczone reklamami. Jeśli to ma być klimat Zakopanego to ja dziękuję. Nie podoba mi się to miasto.
Zostawiamy auto na parkingu i ruszamy Doliną Kościeliską. Na stokach połamany las przypomina o potędze natury. Wchodzimy na czerwony szlak i idziemy w kierunku Ciemniaka. Po jakimś czasie pojawiają się widoki i stwierdzamy, że ta część Tatr bardzo nam się podoba. Pewnie przez to, ze dużo tu zieleni, i że odnajdujemy tu jakieś podobieństwo do krajobrazów Karkonoszy.
Na szlaku bardzo dużo turystów, i po krótkiej chwili stwierdzam, że tu "zjechało się chamstwo z całej Europy". Nie ma (prawie) śladu pienińskiego bon tonu.
Koncentrujemy się zatem na podziwianiu widoków a jest co podziwiać. Na Ciemniaku robimy krótką przerwę i udajemy się na Krzesanicę. Potem idziemy na Małołączniak.
Schodzimy szlakiem niebieskim w kierunku Przysłopu Miętusiego. No i tu niespodzianka. Na króciutkim odcinku z łańcuchami zrobił się zator. Zaczynam żałować, że z Małołączniaka nie poszliśmy na Kondracką Kopę, by zejść do Doliny Małej Łąki zahaczywszy ewentualnie wcześniej o Giewont.
Tymczasem siedzimy w oczekiwaniu na naszą kolej i obserwujemy, że nie wszyscy powinni byli wybrać ten szlak do zejścia. Prezentują tak żenującą nieporadność w posługiwaniu się łańcuchem, że żal patrzeć.
Dalsza część drogi przebiega już normalnie. Schodzimy do punktu wyjścia.
Powrót do Bukowiny to już inna bajka. Stwierdzam, że Zakopane powinno zmienić nazwę na Zakorkowane.
Na koniec kilka fotek.
włodarz pisze:Zakopane powinno zmienić nazwę na Zakorkowane
Właśnie tam było moje pierwsze zetknięcie z łańcuchami, ale na szczęście za mną nie było kolejki. Kiedyś trzeba zacząć, potem już idzie łatwiej, zwłaszcza jak ktoś trochę poinstruuje.włodarz pisze:Prezentują tak żenującą nieporadność w posługiwaniu się łańcuchem, że żal patrzeć
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
03.08, niedziela
Tego dnia pozwalamy sobie dłużej pospać, więc za cel naszej wycieczki wybieramy górę Żar w Pieninach Spiskich, bo według mapy ma być to krótka lajtowa wycieczka z jednym tylko stromym podejściem.
Jedziemy lokalnymi drogami w kierunku Dursztyna. Zaczyna padać a przed Nową Białą naprzeciwko nas sunie cała kawalkada pojazdów. Nie mamy pojęcia skąd nagle tyle aut na tej spokojnej drodze. Później, jak się okaże, poznamy przyczynę.
Docieramy do Dursztyna. Słońce świeci, ale na niebie kłębią się już burzowe chmury. Zaczyna grzmieć. Nie lubimy moknąć więc odpuszczamy Żar i udajemy się do Niedzicy zwiedzić zamek Dunajec.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się, by obejrzeć rezerwat Przełom Białki. Zajmuje nam to z 15 min, ale za całodzienne parkowanie musimy zapłacić. Oglądamy kilka fajnych skałek i szerokie, kamieniste koryto Białki. Okazuje się, że jest to popularne kąpielisko i miejsce piknikowe. Jeszcze o tej porze zastajemy ludzi z kocykami, grillami itp. To stąd wcześniej ewakuowało się przed deszczem sporo ludzi tworząc kawalkadę aut sunącą naprzeciw. Trochę dziwi nas to połączenie rezerwatu i kąpieliska, ale widać można.
Wracamy do Bukowiny, bo na dzień następny mamy zaplanowaną wczesną pobudkę.
Tego dnia pozwalamy sobie dłużej pospać, więc za cel naszej wycieczki wybieramy górę Żar w Pieninach Spiskich, bo według mapy ma być to krótka lajtowa wycieczka z jednym tylko stromym podejściem.
Jedziemy lokalnymi drogami w kierunku Dursztyna. Zaczyna padać a przed Nową Białą naprzeciwko nas sunie cała kawalkada pojazdów. Nie mamy pojęcia skąd nagle tyle aut na tej spokojnej drodze. Później, jak się okaże, poznamy przyczynę.
Docieramy do Dursztyna. Słońce świeci, ale na niebie kłębią się już burzowe chmury. Zaczyna grzmieć. Nie lubimy moknąć więc odpuszczamy Żar i udajemy się do Niedzicy zwiedzić zamek Dunajec.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się, by obejrzeć rezerwat Przełom Białki. Zajmuje nam to z 15 min, ale za całodzienne parkowanie musimy zapłacić. Oglądamy kilka fajnych skałek i szerokie, kamieniste koryto Białki. Okazuje się, że jest to popularne kąpielisko i miejsce piknikowe. Jeszcze o tej porze zastajemy ludzi z kocykami, grillami itp. To stąd wcześniej ewakuowało się przed deszczem sporo ludzi tworząc kawalkadę aut sunącą naprzeciw. Trochę dziwi nas to połączenie rezerwatu i kąpieliska, ale widać można.
Wracamy do Bukowiny, bo na dzień następny mamy zaplanowaną wczesną pobudkę.
04.08, poniedziałek
Na ten dzień prognozy pogody zapewniają dobrą pogodę do godz 14:00 a my wybieramy się na Świnicę. Aby zdążyć zejść przed deszczem decydujemy się wjechać kolejką na Kasprowy. Przed siódmą stajemy w kolejce a o 07:11 jedziemy już do góry. O w pół do ósmej ruszamy. Krótką przerwę robimy na Świnickiej Przełęczy i ruszamy na szczyt.O w pół do dziesiątej jesteśmy na Świnicy. Zastanawiam się gdzie były te wszystkie trudności, o których naczytałem się w necie. Robimy zdjęcia na szczycie i szykujemy się do zejścia. Gdzieś tam błąka się myśl aby iść jeszcze na Zawrat i stamtąd schodzić do Murowańca. Wracamy jednak do Przełęczy Świnickiej i z niej czarnym szlakiem schodzimy do Doliny Gąsienicowej. Miejsce to tak się nam podoba, że wleczemy się podziwiając otoczenie i zapominając o prognozie. Jeszcze chwilę spędzamy w Murowańcu i w rezultacie na Przełęczy między Kopami łapią nas pierwsze krople deszczu. Na Boczaniu leje już porządnie. Docieramy do Kuźnic przemoknięci i na szczęście tam już po deszczu.
Całe to kombinowanie by nie zmoknąć na nic się zdało. Trzeba było albo szybciej schodzić, albo iść na Zawrat a deszcz przeczekać w Murowańcu. Stało się jak się stało. Najważniejsze, że Świnica zaliczona.
I kilka fotek.
Na ten dzień prognozy pogody zapewniają dobrą pogodę do godz 14:00 a my wybieramy się na Świnicę. Aby zdążyć zejść przed deszczem decydujemy się wjechać kolejką na Kasprowy. Przed siódmą stajemy w kolejce a o 07:11 jedziemy już do góry. O w pół do ósmej ruszamy. Krótką przerwę robimy na Świnickiej Przełęczy i ruszamy na szczyt.O w pół do dziesiątej jesteśmy na Świnicy. Zastanawiam się gdzie były te wszystkie trudności, o których naczytałem się w necie. Robimy zdjęcia na szczycie i szykujemy się do zejścia. Gdzieś tam błąka się myśl aby iść jeszcze na Zawrat i stamtąd schodzić do Murowańca. Wracamy jednak do Przełęczy Świnickiej i z niej czarnym szlakiem schodzimy do Doliny Gąsienicowej. Miejsce to tak się nam podoba, że wleczemy się podziwiając otoczenie i zapominając o prognozie. Jeszcze chwilę spędzamy w Murowańcu i w rezultacie na Przełęczy między Kopami łapią nas pierwsze krople deszczu. Na Boczaniu leje już porządnie. Docieramy do Kuźnic przemoknięci i na szczęście tam już po deszczu.
Całe to kombinowanie by nie zmoknąć na nic się zdało. Trzeba było albo szybciej schodzić, albo iść na Zawrat a deszcz przeczekać w Murowańcu. Stało się jak się stało. Najważniejsze, że Świnica zaliczona.
I kilka fotek.
05.08, wtorek
W tym dniu wybieramy się na Lubań. Startujemy z Kluszkowców. Niebieskim szlakiem kamienistą drogą leśną mozolnie pniemy się w upale do góry. Na szczycie nagrody w postaci widoków nie ma. Niebo jest zachmurzone, wszystko dookoła zasnute mgłą. Małym pocieszeniem jest micha gorącego, smacznego żurku zjedzona w bazie turystycznej. Wracamy tą samą drogą.
W tym dniu wybieramy się na Lubań. Startujemy z Kluszkowców. Niebieskim szlakiem kamienistą drogą leśną mozolnie pniemy się w upale do góry. Na szczycie nagrody w postaci widoków nie ma. Niebo jest zachmurzone, wszystko dookoła zasnute mgłą. Małym pocieszeniem jest micha gorącego, smacznego żurku zjedzona w bazie turystycznej. Wracamy tą samą drogą.
06.08, środa
W środę od rana pada. Przed południem przestaje uznajemy więc, że można wybrać się na jakąś małą górkę. W zasadzie tylko jedna wchodzi w grę a mianowicie Żar w Pieninach Spiskich. Jedziemy ponownie do Dursztyna i czerwonym szlakiem wędrujemy przez hale w kierunku wzgórz. Początkowo drogą gruntową, potem leśną a wreszcie skręcamy na ścieżkę, którą musimy podejść na grzbiet pasma. I tu dostajemy popalić. Stromo, błotniście, ścieżka wąska a po bokach chaszcze do pasa. Wszystko mokre po deszczu. Mamy wrażenie, że niedługo przed nami ktoś tą ścieżką szedł i trochę ją przetarł, bo chaszczory są trochę przygniecione, ale nie ratuje to nas od przemoczenia ubrań. Może ścieżką wędrowali nasi ziomkowie, bo na parkingu w Dursztynie dostrzegliśmy dwa auta na wałbrzyskich rejestracjach. Nie spotkaliśmy ich jednak na szlaku.
Po wejściu na grzbiet szlak jest tylko ciut lepszy. Wędrujemy w kierunku szczytu i zaznaczonej na mapie skałki. Nie znajdujemy ani skałki ani oznaczenia szczytu. Wędrujemy do miejsca za kulminacją gdzie szlak skręca na północ i postanawiamy wracać szukając innej drogi zejścia. Udaje nam się wypatrzeć ścieżkę i nią schodzimy docierając do samotnych zabudowań. To miejsce nazywa się chyba Za Czarną Górą. Polną drogą docieramy do szlaku i wracamy do Dursztyna.
Kościół w Dursztynie.
Przez hale w kierunku Żaru.
Widok z jedynego odsłoniętego miejsca jakie spotkaliśmy. Przed nami Jezioro Czorsztyńskie.
Schodzimy do samotnych zabudowań Za Czarną Górą.
Opuszczona chałupa.
Wracamy do Dursztyna.
W środę od rana pada. Przed południem przestaje uznajemy więc, że można wybrać się na jakąś małą górkę. W zasadzie tylko jedna wchodzi w grę a mianowicie Żar w Pieninach Spiskich. Jedziemy ponownie do Dursztyna i czerwonym szlakiem wędrujemy przez hale w kierunku wzgórz. Początkowo drogą gruntową, potem leśną a wreszcie skręcamy na ścieżkę, którą musimy podejść na grzbiet pasma. I tu dostajemy popalić. Stromo, błotniście, ścieżka wąska a po bokach chaszcze do pasa. Wszystko mokre po deszczu. Mamy wrażenie, że niedługo przed nami ktoś tą ścieżką szedł i trochę ją przetarł, bo chaszczory są trochę przygniecione, ale nie ratuje to nas od przemoczenia ubrań. Może ścieżką wędrowali nasi ziomkowie, bo na parkingu w Dursztynie dostrzegliśmy dwa auta na wałbrzyskich rejestracjach. Nie spotkaliśmy ich jednak na szlaku.
Po wejściu na grzbiet szlak jest tylko ciut lepszy. Wędrujemy w kierunku szczytu i zaznaczonej na mapie skałki. Nie znajdujemy ani skałki ani oznaczenia szczytu. Wędrujemy do miejsca za kulminacją gdzie szlak skręca na północ i postanawiamy wracać szukając innej drogi zejścia. Udaje nam się wypatrzeć ścieżkę i nią schodzimy docierając do samotnych zabudowań. To miejsce nazywa się chyba Za Czarną Górą. Polną drogą docieramy do szlaku i wracamy do Dursztyna.
Kościół w Dursztynie.
Przez hale w kierunku Żaru.
Widok z jedynego odsłoniętego miejsca jakie spotkaliśmy. Przed nami Jezioro Czorsztyńskie.
Schodzimy do samotnych zabudowań Za Czarną Górą.
Opuszczona chałupa.
Wracamy do Dursztyna.
07.08, czwartek
Pogoda dalej pod psem, ale mają być jakieś pogodowe okienka. Jedziemy więc w Beskid Wyspowy. Na pierwszy ogień idzie Modyń, krótkim stromym podejściem od strony północnej. Niebieski szlak na mapie jest, w terenie znaki są zamalowane. Mimo to udaje nam się iść właściwą drogą. Na szczycie spędzamy chwilę i wracamy do auta. W drodze powrotnej urządzamy małe grzybobranie.
Tak nas wita Modyń.
Na szczycie.
Przełęcz pod Ostrą.
Kolejnym celem w tym dniu miał być Ćwilin, ale w drodze zaczyna lać, że świata bożego nie widać. Jedziemy mimo to w jego kierunku - poprawy nie widać. Próbujemy więc zobaczyć co dzieje się w okolicy Lubonia Wielkiego. Docieramy do Przełęczy Glisne i tu już jest po deszczu. Wchodzimy czerwonym szlakiem. Tam kilka zdjęć i czas wracać, bo znowu robi się nieciekawie. Szybkim krokiem, o ile to możliwe na tym stromym, usłanym luźnymi kamieniami szlaku, schodzimy do auta. Poganiają nas coraz bliższe pomruki burzy. Jesteśmy przy samochodzie w ostatniej chwili przed ulewą.
Tak wita nas Luboń Wielki.
Chwila przejaśnienia. Widać szczebel.
Schronisko.
Luboń na do widzenia.
Pogoda dalej pod psem, ale mają być jakieś pogodowe okienka. Jedziemy więc w Beskid Wyspowy. Na pierwszy ogień idzie Modyń, krótkim stromym podejściem od strony północnej. Niebieski szlak na mapie jest, w terenie znaki są zamalowane. Mimo to udaje nam się iść właściwą drogą. Na szczycie spędzamy chwilę i wracamy do auta. W drodze powrotnej urządzamy małe grzybobranie.
Tak nas wita Modyń.
Na szczycie.
Przełęcz pod Ostrą.
Kolejnym celem w tym dniu miał być Ćwilin, ale w drodze zaczyna lać, że świata bożego nie widać. Jedziemy mimo to w jego kierunku - poprawy nie widać. Próbujemy więc zobaczyć co dzieje się w okolicy Lubonia Wielkiego. Docieramy do Przełęczy Glisne i tu już jest po deszczu. Wchodzimy czerwonym szlakiem. Tam kilka zdjęć i czas wracać, bo znowu robi się nieciekawie. Szybkim krokiem, o ile to możliwe na tym stromym, usłanym luźnymi kamieniami szlaku, schodzimy do auta. Poganiają nas coraz bliższe pomruki burzy. Jesteśmy przy samochodzie w ostatniej chwili przed ulewą.
Tak wita nas Luboń Wielki.
Chwila przejaśnienia. Widać szczebel.
Schronisko.
Luboń na do widzenia.
porządnie spędzony czas
zazdroszczę szczególnie
prawda to, że nawiedzony jest ?
i Lubania też - łazi za mną
na Luboniu Wielkim byłam przy lepszej pogodzie, ale w zasadzie nie zostałam "porwana"
zazdroszczę szczególnie
włodarz pisze:porannej kawy na balkonie, obserwując Tatry w pierwszych promieniach słońca.
włodarz pisze:udajemy się do Niedzicy zwiedzić zamek Dunajec.
prawda to, że nawiedzony jest ?
gratulacjewłodarz pisze:Najważniejsze, że Świnica zaliczona.
i Lubania też - łazi za mną
na Luboniu Wielkim byłam przy lepszej pogodzie, ale w zasadzie nie zostałam "porwana"
A diabli wiedzą.maja pisze:
włodarz powiedział/-a:
udajemy się do Niedzicy zwiedzić zamek Dunajec.
prawda to, że nawiedzony jest ?
Dzięki. Właściwie to były jeszcze w planach Rysy, ale zabrakło nam jednego pogodnego dnia. Podczas wcześniejszego wejścia szczyt mieliśmy w chmurach a jesteśmy ciekawi widoku z Rysów.maja pisze: włodarz powiedział/-a:
Najważniejsze, że Świnica zaliczona.
gratulacje
Specjalna informacja o tym nie rzuciła mi się w oczy a ja nie pytałem, ale szałasu, w którym jest kuchnia nie da się zamknąć więc ktoś tam cały czas musi być.HalinkaŚ pisze:Baza turystyczna na Lubaniu jest czynna cały tydzień, czy tylko w weekendy?, czy jakaś informacja tam jest?
Wyboru miejsc dokonała Komisja Turystyki Górskiej PTTK Wrocław. Ja tylko wybrałem trasy.HalinkaŚ pisze:Wojtku, mieliście bardzo pracowity urlop, gratuluję wyboru miejsc i szlaków.