Alpy Glarneńskie / Braunwald, Szwajcaria, 19 do 26 lipca b.r. - Spotkanie klubowe
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Alpy Glarneńskie / Braunwald, Szwajcaria, 19 do 26 lipca b.r
Grüezi mitanand! ( pozdrawiam wszystkich )
Jam jest ten , który was wywiódł w kraj daleki , Szwajcarią zwany , do gór Alp Glarneńskich , kanton Glarus , rejon Linthal-Braunwald .
I dlatego do mnie chyba należy zagajenie relacji tejże , co niniejszym czynię ku pamiątce , ciekawości i pożytkowi bliźnich naszych , którzy kiedyś w nasze ślady być może pójdą.
W wyprawie wzięli udział : Viola, Gosia, Gula, Doris , Nika609, dotka, aaig, Agzi, AgaDG, zanzara, Barbórka , Łazo, Blanka, DżolaRy, Atina, Debeściara, Heathcliff, Kalina, PawełKrK, christobal, Małgoska, GórolJoCi, Beti, zbig9, aguśka , Grochu, Halinka, Goska, eska, Katarynka, Lida, Szymon, Agata, Asia, mariuszg.
Razem 35 osób.
Transport był organizowany za pośrednictwem firmy ReiseBus z Częstochowy ( autobusy Sindbad ).
Można powiedzieć , ze logistycznie zorganizowane było to dobrze . Zostaliśmy dostarczeni aż do Lithal-Braunwaldbahn , czyli dolnej stacji kolejki do Braunwald i z tamtąd w dzień odjazdu odebrani.
Do tego wstępu nie będę próbował wklejać zdjęć , bo te moje na tle tych co już widziałem wypadają dość siermiężnie , a nie chcę psuć wrażenia.
W związku z tym , że dni pobytowych było dość sporo ( za mało ) i wiele grup chodziło oddzielnie , proponuję aby podzielić relację na dni oraz grupy trasowe. Tak wiec niech każda grupa dokleja swoje osobne relacje wraz ze zdjęciami z danej trasy. Jeśli nie odpowiada wam taki podział to proszę wkleić wszystkie swoje zdjęcia pod niniejszym tekstem.
DZIEŃ 1 niedziela :
Nasza poznańska grupa ( jechaliśmy przez Słubice ) spotyka się z reszta grupy mniej więcej o świcie na parkingu między Chemitz a Monachium. Przesiadamy się do ich autobusu ( jest komplet ) i ciągniemy już bezpośrednio do Zurychu , bez postoju w Stuttgart. Do Zurychu docieramy ok. 11:30. Musimy poczekać na moich szwajcarskich przyjaciół, którzy mają dla nas kwit na klucz do Chaty oraz instrukcje na kupno Gruppenkarte na kolejkę . Okazuje się tez ,że odbieramy przy okazji od Guido poczęstunek w postaci trzech beczek piwa ( z systemem samochłodzącym ) , zgrzewkę napojów i dwa kartony ciast włoskich .
Do Linthal docieramy dość szybko. W koło piętrzą się już szczyty Alp. Wyładunek i dojście do dolnej stacji kolejki idzie gładko. Kupujemy Gruppenkarte , co daje ok. 70 F oszczędności. Po wjechaniu do Braunwald okazuje się , że tobołów jest tyle ( do tego cholernie ciężkie beki z piwem , nie mówiąc już o bardzo ciężkich walizkach spożywczych ) , że decydujemy się wynająć taksówkę bagażową , a sami iść na lekko. Ok. 1 godziny ). Z przewoźnikiem negocjujemy cenę 70 F , czyli tyle ile oszczędziliśmy na tramwaju.
Z kierowcą jadą dwie osoby , w tym Szymon na pace. Jak by coś spadło , to ma walić w szoferkę. Nic nie spadło , ale jazda była ponoć dość emocjonująca.
Reszta idzie pieszo. Po dotarciu toboły już rozładowane , chata otwarta ( klucz pasuje ) i można się rozlokować. Niestety lodówka jest tylko jedna , ale w drewutni jest dość chłodno i sucho więc część zapasów ląduje tamże. Jest też suszarnia , która jak się okazało wyświadczyła nam wiele dobrego.
Ale za to widok z chaty…!!! Ortstock , Hochturm i Eggstocke na wyciągnięcie ręki. Po lewej Gross Karpf i Chli Karpf oraz Chalchstockli . Trzytysięczniki niestety zasłonięte chmurami. No i krowy … Wszędzie pastwiska , a dzwonki słychać z każdej strony i prawie cały czas ( przyzwyczaiłem się ,kurde , do tego ).
Po rozlokowaniu się krótki spacerek. Ja , Szymon, Asia , Agata . Kalina , Debeściara , Heathcliff , zbig9 idziemy do Ortstockhaus i dalej podnóżem Egstocke w kierunku schroniska Gumen ( 1901 m.n.p.m. ). Następnie poprzez kilka punktów widokowych i taki fajny „placyk” ( wąwóz ) zabawowy dla dzieci ( gdzie spotykamy Górola i AgaDg ) , kierujemy się najbliższą drogą do Skihaus Mattwald gdzie mamy kwaterę. Trzeba się kłaść bo ludzie zmęczeni podróżą , ale rozmowy i szczęk szklanek słychać w kantynie do późna.
Trochę moich zdjęć z tego dnia :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... kLrAm-SEcA
DZIEŃ 2 poniedziałek
Leje z rana , ale w końcu są jakieś nadzieje na przejaśnienie, tzn. czasem drobny deszczyk , czasem mżawka , ale ruszyć się można.
Naprętce formuje się grupa 15 osób :
Goska , Małgoska , AgaDG , Agzi , Heathcliff , Debeściara , Dotka , Asia , Agata , Kalina , Gosiab , Lida DzolaRy , Szymon i ja
Zakładamy peleryny i idziemy do podnóża Ortstock ,w kierunku jeziorka Bergetenseeli. Droga wiedzie przez malownicze gospodarstwo hodowli krów. Krów sporo , trzeba nawet torować sobie drogę przez te krowy
No i minen sporo , sporo...
Przez moment mgła sie przeciera i widzimy dookoła ściany pd. stoku Ortstock. Urwisko można podziwiać niemal na wyciągnięcie reki.
Jeziorko też jest ciekawe. Niby zarośnięte takim zielonym trawskiem ,ale jak się podejdzie bliżej widać prześwity bardzo czystej wody.
Następnie podchodzimy do punktu Rieter Ortstafel , na wyciągnięcie reki od kamiennych słupów zwanych Tufels Chilchli. Niestety we mgle widać tylko niewyraźny zarys Diabli tą mgłe nadali bo to miejsce szalenie ponoć widokowe. Idziemy dalej w kierunku wzniesienia zwanego Rietstockli 1848 m.n.p.m. Cały czas mgła . Wydaje się , że to już , a szlak wiedzie dalej. W końcu punkt skrzyżowania szlaków. Niewielka bacówka , krowie placki i "majestatyczny" wierzchołek , na którym stoi sobie...krowa
Schodzimy już w dół trawiastym i błotnym szlakiem do pkt. Unterstafel Ober Friteren , gdzie urządzamy niewielkie żarełko . Następnie do chatki Nussbuel 1263 m.n.p.m. i dalej w kierunku Braunwald. Po drodze obserwujemy z daleka wodospady Zillibachfall i Brummbachfall.
Przecinamy Braunwald w kierunku wschodnim i w końcu lądujemy w domu. Nie bardzo przemoczeni , ale za to utytłani.
Niedosyt ze wzg. na brak widoków , ale trochę kilometrów nogach zostało.
Traktujemy to jako trening przed spodziewaną poprawa pogody
Trochę moich fotek z tego okresu :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... xc6Oi6CXXQ
DZIEŃ 3 wtorek
Leje z malutkimi przerwami. Zajęcia świetlicowe głównie.
Palacze zaniepokojeni Jak tak będzie do końca to zabraknie fajek
Po południu warunki pogodowe pozwalają na wyjścia do sklepu po zaopatrzenie. Piwo 0,6 l w Braunwald kosztuje 2,30 F. Kupujemy też troche sera na spróbę . Ser Braunnwalder w trzech gatunkach - pycha !
Najbardziej spektakularna była wyprawa Grocha i christobala do samego Lithal po piwo
Wieczorem oczywiście impreza. Odpaliliśmy pierwszą bekę piwa
Śpiewy udane , wesoło było
Mi zapadł w pamięci zwłaszcza chórek "podkuchennych" z arcyciekawą choreografią
Muzycy : Lida , HalinkaŚ i aaig na wysokości zadania. Dzięki !
DZIEŃ 4 środa
Docieramy z moją grupą do bacówki Charretalp 1873 m.n.p.m.
W bacówce piwo za co łaska i fajny pies Wracamy ta sama drogą
Fotki :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... sTds_baqgE
DZIEŃ 5 czwartek
Ja i Szymon wstajemy dziś bardzo wcześnie . Jeszcze przed piątą. Po pół godzinie wychodzimy w trasę. Cel Ortstock od strony Bergetenseeli przez Barentritt , czyli najkrótsza trasą. Czas mamy dobry , szybko dochodzimy do łąki.
Niestety znowu pech : zaczyna lać Próbujemy przeczekać pod rozłożystym świerkiem ,ale leje coraz bardziej i na dodatek rozpętuje się burza. . Pod drzewem stać nie bezpiecznie , więc z ciężkim sercem ( jesteśmy już dość przemoczeni , a z butów zacznie się wkrótce wylewać ) decydujemy się na powrót .
Do chaty docieramy przemoczeni i utytłani. Ortstock chyba mnie , k...a , nie lubi
Po południu robi się ładnie. Formują się grupki . Niektórzy do sklepu ,inni na wycieczkę.
Mimo , że czasu do przyjazdu gości jest nie wiele idziemy z Szymonem do pkt. widokowego Kneugrat 1892 m.n.p.m. aby przez Seblengrat dojść do Gumen. Widoki dookoła prześliczne. Bos Fulen 2804 , Bachistock 2914 , Vrenelisgartli 2904 jakby na wyciągnięcie ręki. Widoczność doskonała. Widać też dobrze w dole jezioro Oberblegsee.
Po drodze spotykamy Ewe i Marka. Sesja zdjęciowa oczywiście . Do Gumen dochodzimy tunelem "prysznicowym" . Jedyne miejsce gdzie nie kapie za koszulę to strefy wykutych okien widokowych na pd. stronę. Jedno okno jest nawet pokryte malowidłami. Po drodze sporo szczelin i jaskiń . Lepiej nie schodzić z wyznaczonego szlaku.
Widzimy też z bliska świstaka . Strażnik . Reszta się pochowała
Kiedy raczymy się zimnym piwem w schronisku Gumen , dostaję informację , że goście dotarli . trzeba się zbierać do chaty.
W domu szykujemy się do imprezy. Równocześnie przedstawiamy schodzącym się naszym Guido i Marzenę.
Wciągamy na maszt flagę klubową i robimy grupowe zdjęcia.
Odpalamy pozostałe dwie beczki z piwem ( prezent Guido ) . śpiewy , gry i zabawy , i swawole
I ja tam z gośćmi byłem, piwo i ...piwo piłem, A com widział i słyszał, w relacji nie umieściłem .
Zdjęć tego dnia nie robiłem żadnych. Z wycieczki odsyłam do zbioru Heathcliffa
DZIEŃ 6 piątek
To jest już właściwie ostatni nasz dzień pobytu w Alpach Ludziska rozchodzą korzystając z pięknej pogody już wcześnie rano. Z niewieloma osobami jest okazja się pożegnać. Śniadanie w prawie pustej kantynie i czas się pakować. Myjemy część naczyń , sprzątamy ze stołów , trochę odkurzaczem. Telefon do Hefti , instrukcje dla Moniki.
W końcu powoli schodzimy do Braunwald. Żegnają nas przednie widoki . Aż żal serce ściska , że to już koniec.
Po drodze Guido stara się mnie nauczyć na pamięć nazw okolicznych szczytów.
Beczki po piwie zostawiamy w Linthal. w garażu znajomych znajomych.
Przy okazji mam okazję obejrzeć niesamowitą, prywatną kolekcję pamiątkowych medali za zwycięstwa w zawodach strzelców górskich zbieranych od końca XIX w.
Żegnamy się z Moniką , która idzie na stację na pociąg do Glarus , a my dwoma samochodami jedziemy na Przełęcz Klausenpass. Opisać się nie da. Taką jazdę trzeba przeżyć , zwłaszcza w charakterze pasażera , na tylnym siedzeniu. Zaczynam kombinować z kąt wziąć foliową torebkę na wypadek gdyby Lida nie wytrzymała. Szymon nie chce oddać swojej czapki... Lida jednak zdołała się opanować , a moja ręka jest cała.
W każdym razie widoki przecudne , a przeżycie jedyne w swoim rodzaju.
Na przełęczy sesja zdjęciowa i kawa w parkingowej knajpce / sklepiku.
Zjazd z przełęczy na pn. stronę również nie pozbawiony wrażeń.
Od czasu do czasu na barierkach daje się zauważyć pamiątkową tabliczkę z kolorową wstęgą. Upamiętnia to miejsca wypadków z ofiarą śmiertelną. Dotyczy głównie motocyklistów i rowerzystów , którzy znaleźli się tam w niewłaściwym czasie i mieli pecha.
Po drodze wstępujemy do bacówki i kupujemy miejscowy ser.
Po zjeździe z przełęczy , jedziemy do Altdorf , stolicy kantonu Uri.
Niewielkie prześliczne miasteczko . W punkcie centralnym ,obok średniowiecznej wieży ratuszowej stoi ...pomnik Wilhelma Tella , który jakoby w tej okolicy grasował
To tutaj narodziła się idea wolnego państwa Helwetów.
Nie opodal Altdorf w 1291 roku na łące Rutli , nad brzegiem Urnersee ( pd. zatoka jeziora Czterech Kantonów ) przedstawiciele kantonów Schwyz , Uri i Unterwald zawarli tzw. Związek Wieczysty , dając początek Konfederacji Szwajcarskiej.
I pogonili Habsburgów...
Jedziemy wzdłuż brzegu Urnersee. Jezioro jest prześliczne. Woda lazurowa , oświetlone słońcem góry , skaliste brzegi. Niestety zdjęć z okien pędzącego samochodu nie daje się robić. Widać dobrze wspomnianą łąkę Rutli.
Lucernę mijamy bokiem i jedziemy bezpośrednio do Zurichu.
Po rozpakowaniu , odświeżeniu się i obiedzie, wypad do centrum starego miasta aby zobaczyć jego nocne życie
Konkretne zwiedzanie przewidziane na sobotę.
ALE TO JUŻ INNA HISTORIA...
Fotki :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... sqjKhL_gBw
Jam jest ten , który was wywiódł w kraj daleki , Szwajcarią zwany , do gór Alp Glarneńskich , kanton Glarus , rejon Linthal-Braunwald .
I dlatego do mnie chyba należy zagajenie relacji tejże , co niniejszym czynię ku pamiątce , ciekawości i pożytkowi bliźnich naszych , którzy kiedyś w nasze ślady być może pójdą.
W wyprawie wzięli udział : Viola, Gosia, Gula, Doris , Nika609, dotka, aaig, Agzi, AgaDG, zanzara, Barbórka , Łazo, Blanka, DżolaRy, Atina, Debeściara, Heathcliff, Kalina, PawełKrK, christobal, Małgoska, GórolJoCi, Beti, zbig9, aguśka , Grochu, Halinka, Goska, eska, Katarynka, Lida, Szymon, Agata, Asia, mariuszg.
Razem 35 osób.
Transport był organizowany za pośrednictwem firmy ReiseBus z Częstochowy ( autobusy Sindbad ).
Można powiedzieć , ze logistycznie zorganizowane było to dobrze . Zostaliśmy dostarczeni aż do Lithal-Braunwaldbahn , czyli dolnej stacji kolejki do Braunwald i z tamtąd w dzień odjazdu odebrani.
Do tego wstępu nie będę próbował wklejać zdjęć , bo te moje na tle tych co już widziałem wypadają dość siermiężnie , a nie chcę psuć wrażenia.
W związku z tym , że dni pobytowych było dość sporo ( za mało ) i wiele grup chodziło oddzielnie , proponuję aby podzielić relację na dni oraz grupy trasowe. Tak wiec niech każda grupa dokleja swoje osobne relacje wraz ze zdjęciami z danej trasy. Jeśli nie odpowiada wam taki podział to proszę wkleić wszystkie swoje zdjęcia pod niniejszym tekstem.
DZIEŃ 1 niedziela :
Nasza poznańska grupa ( jechaliśmy przez Słubice ) spotyka się z reszta grupy mniej więcej o świcie na parkingu między Chemitz a Monachium. Przesiadamy się do ich autobusu ( jest komplet ) i ciągniemy już bezpośrednio do Zurychu , bez postoju w Stuttgart. Do Zurychu docieramy ok. 11:30. Musimy poczekać na moich szwajcarskich przyjaciół, którzy mają dla nas kwit na klucz do Chaty oraz instrukcje na kupno Gruppenkarte na kolejkę . Okazuje się tez ,że odbieramy przy okazji od Guido poczęstunek w postaci trzech beczek piwa ( z systemem samochłodzącym ) , zgrzewkę napojów i dwa kartony ciast włoskich .
Do Linthal docieramy dość szybko. W koło piętrzą się już szczyty Alp. Wyładunek i dojście do dolnej stacji kolejki idzie gładko. Kupujemy Gruppenkarte , co daje ok. 70 F oszczędności. Po wjechaniu do Braunwald okazuje się , że tobołów jest tyle ( do tego cholernie ciężkie beki z piwem , nie mówiąc już o bardzo ciężkich walizkach spożywczych ) , że decydujemy się wynająć taksówkę bagażową , a sami iść na lekko. Ok. 1 godziny ). Z przewoźnikiem negocjujemy cenę 70 F , czyli tyle ile oszczędziliśmy na tramwaju.
Z kierowcą jadą dwie osoby , w tym Szymon na pace. Jak by coś spadło , to ma walić w szoferkę. Nic nie spadło , ale jazda była ponoć dość emocjonująca.
Reszta idzie pieszo. Po dotarciu toboły już rozładowane , chata otwarta ( klucz pasuje ) i można się rozlokować. Niestety lodówka jest tylko jedna , ale w drewutni jest dość chłodno i sucho więc część zapasów ląduje tamże. Jest też suszarnia , która jak się okazało wyświadczyła nam wiele dobrego.
Ale za to widok z chaty…!!! Ortstock , Hochturm i Eggstocke na wyciągnięcie ręki. Po lewej Gross Karpf i Chli Karpf oraz Chalchstockli . Trzytysięczniki niestety zasłonięte chmurami. No i krowy … Wszędzie pastwiska , a dzwonki słychać z każdej strony i prawie cały czas ( przyzwyczaiłem się ,kurde , do tego ).
Po rozlokowaniu się krótki spacerek. Ja , Szymon, Asia , Agata . Kalina , Debeściara , Heathcliff , zbig9 idziemy do Ortstockhaus i dalej podnóżem Egstocke w kierunku schroniska Gumen ( 1901 m.n.p.m. ). Następnie poprzez kilka punktów widokowych i taki fajny „placyk” ( wąwóz ) zabawowy dla dzieci ( gdzie spotykamy Górola i AgaDg ) , kierujemy się najbliższą drogą do Skihaus Mattwald gdzie mamy kwaterę. Trzeba się kłaść bo ludzie zmęczeni podróżą , ale rozmowy i szczęk szklanek słychać w kantynie do późna.
Trochę moich zdjęć z tego dnia :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... kLrAm-SEcA
DZIEŃ 2 poniedziałek
Leje z rana , ale w końcu są jakieś nadzieje na przejaśnienie, tzn. czasem drobny deszczyk , czasem mżawka , ale ruszyć się można.
Naprętce formuje się grupa 15 osób :
Goska , Małgoska , AgaDG , Agzi , Heathcliff , Debeściara , Dotka , Asia , Agata , Kalina , Gosiab , Lida DzolaRy , Szymon i ja
Zakładamy peleryny i idziemy do podnóża Ortstock ,w kierunku jeziorka Bergetenseeli. Droga wiedzie przez malownicze gospodarstwo hodowli krów. Krów sporo , trzeba nawet torować sobie drogę przez te krowy
No i minen sporo , sporo...
Przez moment mgła sie przeciera i widzimy dookoła ściany pd. stoku Ortstock. Urwisko można podziwiać niemal na wyciągnięcie reki.
Jeziorko też jest ciekawe. Niby zarośnięte takim zielonym trawskiem ,ale jak się podejdzie bliżej widać prześwity bardzo czystej wody.
Następnie podchodzimy do punktu Rieter Ortstafel , na wyciągnięcie reki od kamiennych słupów zwanych Tufels Chilchli. Niestety we mgle widać tylko niewyraźny zarys Diabli tą mgłe nadali bo to miejsce szalenie ponoć widokowe. Idziemy dalej w kierunku wzniesienia zwanego Rietstockli 1848 m.n.p.m. Cały czas mgła . Wydaje się , że to już , a szlak wiedzie dalej. W końcu punkt skrzyżowania szlaków. Niewielka bacówka , krowie placki i "majestatyczny" wierzchołek , na którym stoi sobie...krowa
Schodzimy już w dół trawiastym i błotnym szlakiem do pkt. Unterstafel Ober Friteren , gdzie urządzamy niewielkie żarełko . Następnie do chatki Nussbuel 1263 m.n.p.m. i dalej w kierunku Braunwald. Po drodze obserwujemy z daleka wodospady Zillibachfall i Brummbachfall.
Przecinamy Braunwald w kierunku wschodnim i w końcu lądujemy w domu. Nie bardzo przemoczeni , ale za to utytłani.
Niedosyt ze wzg. na brak widoków , ale trochę kilometrów nogach zostało.
Traktujemy to jako trening przed spodziewaną poprawa pogody
Trochę moich fotek z tego okresu :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... xc6Oi6CXXQ
DZIEŃ 3 wtorek
Leje z malutkimi przerwami. Zajęcia świetlicowe głównie.
Palacze zaniepokojeni Jak tak będzie do końca to zabraknie fajek
Po południu warunki pogodowe pozwalają na wyjścia do sklepu po zaopatrzenie. Piwo 0,6 l w Braunwald kosztuje 2,30 F. Kupujemy też troche sera na spróbę . Ser Braunnwalder w trzech gatunkach - pycha !
Najbardziej spektakularna była wyprawa Grocha i christobala do samego Lithal po piwo
Wieczorem oczywiście impreza. Odpaliliśmy pierwszą bekę piwa
Śpiewy udane , wesoło było
Mi zapadł w pamięci zwłaszcza chórek "podkuchennych" z arcyciekawą choreografią
Muzycy : Lida , HalinkaŚ i aaig na wysokości zadania. Dzięki !
DZIEŃ 4 środa
Docieramy z moją grupą do bacówki Charretalp 1873 m.n.p.m.
W bacówce piwo za co łaska i fajny pies Wracamy ta sama drogą
Fotki :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... sTds_baqgE
DZIEŃ 5 czwartek
Ja i Szymon wstajemy dziś bardzo wcześnie . Jeszcze przed piątą. Po pół godzinie wychodzimy w trasę. Cel Ortstock od strony Bergetenseeli przez Barentritt , czyli najkrótsza trasą. Czas mamy dobry , szybko dochodzimy do łąki.
Niestety znowu pech : zaczyna lać Próbujemy przeczekać pod rozłożystym świerkiem ,ale leje coraz bardziej i na dodatek rozpętuje się burza. . Pod drzewem stać nie bezpiecznie , więc z ciężkim sercem ( jesteśmy już dość przemoczeni , a z butów zacznie się wkrótce wylewać ) decydujemy się na powrót .
Do chaty docieramy przemoczeni i utytłani. Ortstock chyba mnie , k...a , nie lubi
Po południu robi się ładnie. Formują się grupki . Niektórzy do sklepu ,inni na wycieczkę.
Mimo , że czasu do przyjazdu gości jest nie wiele idziemy z Szymonem do pkt. widokowego Kneugrat 1892 m.n.p.m. aby przez Seblengrat dojść do Gumen. Widoki dookoła prześliczne. Bos Fulen 2804 , Bachistock 2914 , Vrenelisgartli 2904 jakby na wyciągnięcie ręki. Widoczność doskonała. Widać też dobrze w dole jezioro Oberblegsee.
Po drodze spotykamy Ewe i Marka. Sesja zdjęciowa oczywiście . Do Gumen dochodzimy tunelem "prysznicowym" . Jedyne miejsce gdzie nie kapie za koszulę to strefy wykutych okien widokowych na pd. stronę. Jedno okno jest nawet pokryte malowidłami. Po drodze sporo szczelin i jaskiń . Lepiej nie schodzić z wyznaczonego szlaku.
Widzimy też z bliska świstaka . Strażnik . Reszta się pochowała
Kiedy raczymy się zimnym piwem w schronisku Gumen , dostaję informację , że goście dotarli . trzeba się zbierać do chaty.
W domu szykujemy się do imprezy. Równocześnie przedstawiamy schodzącym się naszym Guido i Marzenę.
Wciągamy na maszt flagę klubową i robimy grupowe zdjęcia.
Odpalamy pozostałe dwie beczki z piwem ( prezent Guido ) . śpiewy , gry i zabawy , i swawole
I ja tam z gośćmi byłem, piwo i ...piwo piłem, A com widział i słyszał, w relacji nie umieściłem .
Zdjęć tego dnia nie robiłem żadnych. Z wycieczki odsyłam do zbioru Heathcliffa
DZIEŃ 6 piątek
To jest już właściwie ostatni nasz dzień pobytu w Alpach Ludziska rozchodzą korzystając z pięknej pogody już wcześnie rano. Z niewieloma osobami jest okazja się pożegnać. Śniadanie w prawie pustej kantynie i czas się pakować. Myjemy część naczyń , sprzątamy ze stołów , trochę odkurzaczem. Telefon do Hefti , instrukcje dla Moniki.
W końcu powoli schodzimy do Braunwald. Żegnają nas przednie widoki . Aż żal serce ściska , że to już koniec.
Po drodze Guido stara się mnie nauczyć na pamięć nazw okolicznych szczytów.
Beczki po piwie zostawiamy w Linthal. w garażu znajomych znajomych.
Przy okazji mam okazję obejrzeć niesamowitą, prywatną kolekcję pamiątkowych medali za zwycięstwa w zawodach strzelców górskich zbieranych od końca XIX w.
Żegnamy się z Moniką , która idzie na stację na pociąg do Glarus , a my dwoma samochodami jedziemy na Przełęcz Klausenpass. Opisać się nie da. Taką jazdę trzeba przeżyć , zwłaszcza w charakterze pasażera , na tylnym siedzeniu. Zaczynam kombinować z kąt wziąć foliową torebkę na wypadek gdyby Lida nie wytrzymała. Szymon nie chce oddać swojej czapki... Lida jednak zdołała się opanować , a moja ręka jest cała.
W każdym razie widoki przecudne , a przeżycie jedyne w swoim rodzaju.
Na przełęczy sesja zdjęciowa i kawa w parkingowej knajpce / sklepiku.
Zjazd z przełęczy na pn. stronę również nie pozbawiony wrażeń.
Od czasu do czasu na barierkach daje się zauważyć pamiątkową tabliczkę z kolorową wstęgą. Upamiętnia to miejsca wypadków z ofiarą śmiertelną. Dotyczy głównie motocyklistów i rowerzystów , którzy znaleźli się tam w niewłaściwym czasie i mieli pecha.
Po drodze wstępujemy do bacówki i kupujemy miejscowy ser.
Po zjeździe z przełęczy , jedziemy do Altdorf , stolicy kantonu Uri.
Niewielkie prześliczne miasteczko . W punkcie centralnym ,obok średniowiecznej wieży ratuszowej stoi ...pomnik Wilhelma Tella , który jakoby w tej okolicy grasował
To tutaj narodziła się idea wolnego państwa Helwetów.
Nie opodal Altdorf w 1291 roku na łące Rutli , nad brzegiem Urnersee ( pd. zatoka jeziora Czterech Kantonów ) przedstawiciele kantonów Schwyz , Uri i Unterwald zawarli tzw. Związek Wieczysty , dając początek Konfederacji Szwajcarskiej.
I pogonili Habsburgów...
Jedziemy wzdłuż brzegu Urnersee. Jezioro jest prześliczne. Woda lazurowa , oświetlone słońcem góry , skaliste brzegi. Niestety zdjęć z okien pędzącego samochodu nie daje się robić. Widać dobrze wspomnianą łąkę Rutli.
Lucernę mijamy bokiem i jedziemy bezpośrednio do Zurichu.
Po rozpakowaniu , odświeżeniu się i obiedzie, wypad do centrum starego miasta aby zobaczyć jego nocne życie
Konkretne zwiedzanie przewidziane na sobotę.
ALE TO JUŻ INNA HISTORIA...
Fotki :
https://plus.google.com/photos/10419847 ... sqjKhL_gBw
Ostatnio zmieniony 03 sierpnia 2014, 16:47 przez mariuszg, łącznie zmieniany 13 razy.
" Na życiu trzeba się znać..." Feliks Raptus
To moje fotki z tego dnia plus wieczorne schroniskowo - biesiadne:
https://picasaweb.google.com/1046104993 ... 2022072014
https://picasaweb.google.com/1046104993 ... 2022072014
dorzucam ogarnięte panoramki:
https://plus.google.com/u/0/photos/1164 ... 4245328273
już dzialają ...
https://plus.google.com/u/0/photos/1164 ... 4245328273
już dzialają ...
Ostatnio zmieniony 29 lipca 2014, 22:41 przez Doris, łącznie zmieniany 3 razy.
U mnie ich nie widać.Doris pisze:dorzucam ogarnięte panoramki:
https://plus.google.com/u/0/photos/1164 ... 273?sort=1
Moje zdjęcia z pierwszego dnia: https://picasaweb.google.com/1151326283 ... en20072014
Przeszliśmy podobną do opisanej przez Mariusza trasę, tylko w odwrotnym kierunku
Przeszliśmy podobną do opisanej przez Mariusza trasę, tylko w odwrotnym kierunku
Dzień przyjazdowy (20.07) pozwolił wszystkim na spacer wokół Gumen - m.in. barbórka, beti, łazo i viola spacerowali najpierw w stronę Gumen z widokowymi punktami na wszystkie Eggstocki i na Ortocka, by potem zrobić małą pętelkę przez Oberstafel do chaty, gdzie spaliśmy.
fotki barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... jIanurLZGg
fotki barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... jIanurLZGg
Ostatnio zmieniony 30 lipca 2014, 14:08 przez Barbórka, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 2 (21.07) - poniedziałek:
Grotzenbuel – Gumen – Butzi – Erigsmatt – Charretalp – Glattalphutte – Berggasthaus Glattalp – obok jeziora Glattalpsee – Furggele – Lauchboden – Oberstafel – Gumen - Grotzenbuel
ekipa w składzie: barbórka+beti+łazo+viola wyruszają o 7 rano ku alpejskiej przygodzie okazuje się, że chwilowo nie pada...ale zbiegiem czasu prognozowane 0,7mm opadu nie wyczerpuje zapotrzebowania na ten dzień
zaczynamy iść skrótem w stronę Gumen, gdzie docieramy idealnie po godzinie a gospodarz w schronisku wita swoich jedynych gości ciasteczkami wydajemy po 5 franków na napoje, ale zadowoleni z "darmowych" ciastek nie czujemy wydatku a jeszcze bardziej cieszymy się z tego, że jak tylko wkraczamy do schroniska, zaczyna padać...czekamy na lepszy moment i udaje się...rozpoczynamy wędrówkę w kierunku Butzi - stopniowo pniemy się w górę i nagle roztacza się przed nami coś na kształt dużej łąki na 2155 m n.p.m. - woww wszędzie słychać dzwoniące krowy.. a jak się potem okaże będą one nieodłącznym towarzystwem przez cały wyjazd i każdy będzie z nimi miał na pieńku na Butzi zamieniamy słowo z sympatycznym pasterzem.
Z Butzi kierujemy się w stronę Erigsmatt - tam czekają na nas kozy:) a potem czeka nas 2 godzinna trochę monotonna wędrówką w stronę jeziora Glattalp...znowu słyszymy dzwonki...o nie - krowy nadchodzą...ale jakoś udaje się ujść z życiem (nie pierwszy raz już zresztą)...jeszcze chwila i będziemy nad jeziorem...no właśnie długo trwaaaa ta chwilaaa...barbórka rozmyślając o nie wiadomo czym, nagle zatapia swoją nogę w błotku i krzyczy "k...wa utknęłam" - pozostała ekipa wyciąga aparaty ostatecznie śmiechu po pachy...wieczorem okazało się, że błoto miałam nawet w majtkach
widoki może nie za cudowne, deszcz ciągle sipi z nieba, ale uszczęśliwieni w końcu widzimy schronisko Glattalphutte, gdzie zjadamy przecudowną zupę krem z warzyw i regionalny chleb upieczony przez gospodynię...patrzymy na mapę...o ranyy...jesteśmy w połowie drogi...ruszamy tyłki w stronę przełęczy Furggele... magia jeziora trochę nam umyka, pogoda nie sprzyja cudownym "achom" i "ochom"..a my czujemy zmęczenie, ale byle do Furggele - to tylko ok. 600 m kolejnego przewyższenia, a co tam! żwir i piach osuwają się ciągle spod nóg, a co tam! damy radę! to pierwszy dzień przecież...kolejne będą lżejsze:)
jacie - nie powiem ile razy używałam w myślach brzydkich słów wchodząc na to Furggele....step by step było tu niemożliwe, raczej 2 step up i 1 step down...no w takim tempie to nigdy tam nie wejdę,..wlokę się za ekipą i w końcu jesteśmy gdzieś - bo nagle nie dość, że pada to jeszcze mgła i nic nie widać...Łazo wykazuje się instynktem łowcy skarbów i skutecznie prowadzi nas w dół, przez śniegi, piarg i inne takie cudowne szlakowe podłoża, schodzimy z "hołdy",i ta dam - łańcuchy!!ha ha czyli pierwszego dnia zaliczamy już wszystko, co można super!ale łańcuchy okazały się być chyba najmilszym etapem schodzenia, potem już tylko w dół dół dół....i tak po 13 godzinach alpejskiego łazikowania kończymy lodowatą kąpielą w chacie - żyć nie umierać ekipa przednia, humory dopisują a herbatka z "prądem" stawia na nogi
zdjęcia Barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... cSX4oqXzAE
Grotzenbuel – Gumen – Butzi – Erigsmatt – Charretalp – Glattalphutte – Berggasthaus Glattalp – obok jeziora Glattalpsee – Furggele – Lauchboden – Oberstafel – Gumen - Grotzenbuel
ekipa w składzie: barbórka+beti+łazo+viola wyruszają o 7 rano ku alpejskiej przygodzie okazuje się, że chwilowo nie pada...ale zbiegiem czasu prognozowane 0,7mm opadu nie wyczerpuje zapotrzebowania na ten dzień
zaczynamy iść skrótem w stronę Gumen, gdzie docieramy idealnie po godzinie a gospodarz w schronisku wita swoich jedynych gości ciasteczkami wydajemy po 5 franków na napoje, ale zadowoleni z "darmowych" ciastek nie czujemy wydatku a jeszcze bardziej cieszymy się z tego, że jak tylko wkraczamy do schroniska, zaczyna padać...czekamy na lepszy moment i udaje się...rozpoczynamy wędrówkę w kierunku Butzi - stopniowo pniemy się w górę i nagle roztacza się przed nami coś na kształt dużej łąki na 2155 m n.p.m. - woww wszędzie słychać dzwoniące krowy.. a jak się potem okaże będą one nieodłącznym towarzystwem przez cały wyjazd i każdy będzie z nimi miał na pieńku na Butzi zamieniamy słowo z sympatycznym pasterzem.
Z Butzi kierujemy się w stronę Erigsmatt - tam czekają na nas kozy:) a potem czeka nas 2 godzinna trochę monotonna wędrówką w stronę jeziora Glattalp...znowu słyszymy dzwonki...o nie - krowy nadchodzą...ale jakoś udaje się ujść z życiem (nie pierwszy raz już zresztą)...jeszcze chwila i będziemy nad jeziorem...no właśnie długo trwaaaa ta chwilaaa...barbórka rozmyślając o nie wiadomo czym, nagle zatapia swoją nogę w błotku i krzyczy "k...wa utknęłam" - pozostała ekipa wyciąga aparaty ostatecznie śmiechu po pachy...wieczorem okazało się, że błoto miałam nawet w majtkach
widoki może nie za cudowne, deszcz ciągle sipi z nieba, ale uszczęśliwieni w końcu widzimy schronisko Glattalphutte, gdzie zjadamy przecudowną zupę krem z warzyw i regionalny chleb upieczony przez gospodynię...patrzymy na mapę...o ranyy...jesteśmy w połowie drogi...ruszamy tyłki w stronę przełęczy Furggele... magia jeziora trochę nam umyka, pogoda nie sprzyja cudownym "achom" i "ochom"..a my czujemy zmęczenie, ale byle do Furggele - to tylko ok. 600 m kolejnego przewyższenia, a co tam! żwir i piach osuwają się ciągle spod nóg, a co tam! damy radę! to pierwszy dzień przecież...kolejne będą lżejsze:)
jacie - nie powiem ile razy używałam w myślach brzydkich słów wchodząc na to Furggele....step by step było tu niemożliwe, raczej 2 step up i 1 step down...no w takim tempie to nigdy tam nie wejdę,..wlokę się za ekipą i w końcu jesteśmy gdzieś - bo nagle nie dość, że pada to jeszcze mgła i nic nie widać...Łazo wykazuje się instynktem łowcy skarbów i skutecznie prowadzi nas w dół, przez śniegi, piarg i inne takie cudowne szlakowe podłoża, schodzimy z "hołdy",i ta dam - łańcuchy!!ha ha czyli pierwszego dnia zaliczamy już wszystko, co można super!ale łańcuchy okazały się być chyba najmilszym etapem schodzenia, potem już tylko w dół dół dół....i tak po 13 godzinach alpejskiego łazikowania kończymy lodowatą kąpielą w chacie - żyć nie umierać ekipa przednia, humory dopisują a herbatka z "prądem" stawia na nogi
zdjęcia Barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... cSX4oqXzAE
Dzień 6 (25.07) - wyprawa na Ortstock - większość grupy robiła tę trasę 4 dnia (my byliśmy wtedy na ferratach) - dlatego uzupełniajcie wrażenia i modyfikujcie opis:)
Z Grotzenbuel w stronę Oberstafel do Lauchboden, na przełęcz Furggele – Orstock- powrót przez Furggele – Lauchboden – potem w kierunku Butzi i Gumen.
ekipa: barbórka+beti+łazo+viola
Kto przed wyjazdem nie marzył o dostępnym na 2716 m Ortstocku…??? Była to góra, o której mówili wszyscy…nasza ekipa: barbórka+beti+łazo+viola już pierwszego dnia krążyła wokół Ortstocka…wtedy było jednak zbyt późno i zbyt niebezpiecznie na jego zdobywanie…postanowiliśmy poczekać na lepszy moment…i opłaciło się…zostawiliśmy go sobie na deser dając innym wskazówki co do wyboru trasy
Nasza wędrówka rozpoczęła się w kierunku Oberstafel i jeziorka Bergetensell, początkowo przez tradycyjny szlak trekkingowy, a później wspinając się wśród skał aż do momentu, gdzie rozpoczynał się etap z łańcuchami. Ta drogą ma niewątpliwą przewagę nad innymi – szybko zdobywa się wysokość, a łańcuchowa przygoda jest krótka i przyjemna. Po osiągnięciu 2000 metrów nagle jesteśmy w innym świecie, pojawiają się na przemian płyty skalne i trawy, które tworzą ciekawy krajobraz…kierujemy się na lewo w stronę przełęczy Furggele, początkowo sielskim i anielskim wypłaszczeniem , ale wiemy, że już niedługo rozpocznie się wspinaczka w bardzo stromym żwirowo- piargowym terenie…Furggele już widać nad naszymi głowami, tak więc atakujemy do góry! Żwirową monotonię przerywa fragment śnieżnego pola, który „wydaje” się być bezpieczny (leży cały czas w żlebie pokrytym cieniem) – ale ostrożnie wkraczamy na jego teren…potem już tylko mozolnie pniemy się w górę, oślizgując się od czasu do czasu (i w moim przypadku „klnąc” pod nosem)
I o to jesteśmy – w końcu widzimy to, czego zabrakło nam pierwszego dnia! Widoki są cudne, widoczność też bardzo dobra i przed nami na prawo wznosi się Höch Turm – tajemnicza i bardzo pociągająca góra (2666 m) a na lewo coś co przypomina wielkiego kosmicznego ziemniaka – nasz cel – Ortstock! Wiatr nie sprzyja długiej kontemplacji więc startujemy w kierunku szczytu ziemniaczanego by po 30 minutach stanąć przed "dziwną" ścianą w pionie, którą trzeba pokonać…zaklinam pod nosem, że jeszcze na deser mała wspinaczka po zwisających gumowych linach…no dobra! Wyzwanie to wyzwanie…po kolei każdy wdrapuje się pokonując pionową ścianę – dawno nie trzymałam w rękach dwóch gumowych lin a może w ogóle??? Ufff…jeszcze 15 minut i stajemy na szczycie, widoki boskie na każdą stronę – obowiązkowo fotki z polską flagą (w końcu się przydała ) i w dół…schodzimy tą samą drogą do Furggele a potem do kamienno-trawiastego wypłaszczenia…by wydłużyć sobie ten ostatni dzień - skręcamy w stronę Butzi idąc przez Rund Eggen – no wszystko fajnie, ale czemu tu jest tyle kamiennych szczelin, ciągle trzeba uważać, i na dodatek nie schodzimy tylko idziemy pod górę??z tą ekipą nie można się nudzić, tak sobie myślę no dobra byle do Butzi, a potem już z górki i tak też się dzieje! Ostatni etap – pokonać krowy! O nie znowu te krowy…na dodatek leżą bezczelnie na szlaku!! Ostatni raz, ostatni raz, uff.. jesteśmy w Gumen a stąd 40 min i jesteśmy w chacie – ciekawe czy będzie znowu lodowata woda??? Udało się – była gorąca
Fotki Barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... hKvRldKeHA
Z Grotzenbuel w stronę Oberstafel do Lauchboden, na przełęcz Furggele – Orstock- powrót przez Furggele – Lauchboden – potem w kierunku Butzi i Gumen.
ekipa: barbórka+beti+łazo+viola
Kto przed wyjazdem nie marzył o dostępnym na 2716 m Ortstocku…??? Była to góra, o której mówili wszyscy…nasza ekipa: barbórka+beti+łazo+viola już pierwszego dnia krążyła wokół Ortstocka…wtedy było jednak zbyt późno i zbyt niebezpiecznie na jego zdobywanie…postanowiliśmy poczekać na lepszy moment…i opłaciło się…zostawiliśmy go sobie na deser dając innym wskazówki co do wyboru trasy
Nasza wędrówka rozpoczęła się w kierunku Oberstafel i jeziorka Bergetensell, początkowo przez tradycyjny szlak trekkingowy, a później wspinając się wśród skał aż do momentu, gdzie rozpoczynał się etap z łańcuchami. Ta drogą ma niewątpliwą przewagę nad innymi – szybko zdobywa się wysokość, a łańcuchowa przygoda jest krótka i przyjemna. Po osiągnięciu 2000 metrów nagle jesteśmy w innym świecie, pojawiają się na przemian płyty skalne i trawy, które tworzą ciekawy krajobraz…kierujemy się na lewo w stronę przełęczy Furggele, początkowo sielskim i anielskim wypłaszczeniem , ale wiemy, że już niedługo rozpocznie się wspinaczka w bardzo stromym żwirowo- piargowym terenie…Furggele już widać nad naszymi głowami, tak więc atakujemy do góry! Żwirową monotonię przerywa fragment śnieżnego pola, który „wydaje” się być bezpieczny (leży cały czas w żlebie pokrytym cieniem) – ale ostrożnie wkraczamy na jego teren…potem już tylko mozolnie pniemy się w górę, oślizgując się od czasu do czasu (i w moim przypadku „klnąc” pod nosem)
I o to jesteśmy – w końcu widzimy to, czego zabrakło nam pierwszego dnia! Widoki są cudne, widoczność też bardzo dobra i przed nami na prawo wznosi się Höch Turm – tajemnicza i bardzo pociągająca góra (2666 m) a na lewo coś co przypomina wielkiego kosmicznego ziemniaka – nasz cel – Ortstock! Wiatr nie sprzyja długiej kontemplacji więc startujemy w kierunku szczytu ziemniaczanego by po 30 minutach stanąć przed "dziwną" ścianą w pionie, którą trzeba pokonać…zaklinam pod nosem, że jeszcze na deser mała wspinaczka po zwisających gumowych linach…no dobra! Wyzwanie to wyzwanie…po kolei każdy wdrapuje się pokonując pionową ścianę – dawno nie trzymałam w rękach dwóch gumowych lin a może w ogóle??? Ufff…jeszcze 15 minut i stajemy na szczycie, widoki boskie na każdą stronę – obowiązkowo fotki z polską flagą (w końcu się przydała ) i w dół…schodzimy tą samą drogą do Furggele a potem do kamienno-trawiastego wypłaszczenia…by wydłużyć sobie ten ostatni dzień - skręcamy w stronę Butzi idąc przez Rund Eggen – no wszystko fajnie, ale czemu tu jest tyle kamiennych szczelin, ciągle trzeba uważać, i na dodatek nie schodzimy tylko idziemy pod górę??z tą ekipą nie można się nudzić, tak sobie myślę no dobra byle do Butzi, a potem już z górki i tak też się dzieje! Ostatni etap – pokonać krowy! O nie znowu te krowy…na dodatek leżą bezczelnie na szlaku!! Ostatni raz, ostatni raz, uff.. jesteśmy w Gumen a stąd 40 min i jesteśmy w chacie – ciekawe czy będzie znowu lodowata woda??? Udało się – była gorąca
Fotki Barbórki z tego dnia:
https://plus.google.com/photos/11654570 ... hKvRldKeHA
fotki barbórki:
20.07.2014 - krótki spacer wokół Gumen
https://plus.google.com/photos/11654570 ... jIanurLZGg
21.07.2014 - długa pętla wokół jeziora Gattalp
https://plus.google.com/photos/11654570 ... cSX4oqXzAE
23.07.2014 - via ferraty - Eggstocki
https://plus.google.com/photos/11654570 ... 8-jT2ei7SA
24.07.2014 - przełęcz Klausenpass
https://plus.google.com/photos/11654570 ... lNDw6-SQKA
25.07.2014 - Ortstock
https://plus.google.com/photos/11654570 ... hKvRldKeHA
20.07.2014 - krótki spacer wokół Gumen
https://plus.google.com/photos/11654570 ... jIanurLZGg
21.07.2014 - długa pętla wokół jeziora Gattalp
https://plus.google.com/photos/11654570 ... cSX4oqXzAE
23.07.2014 - via ferraty - Eggstocki
https://plus.google.com/photos/11654570 ... 8-jT2ei7SA
24.07.2014 - przełęcz Klausenpass
https://plus.google.com/photos/11654570 ... lNDw6-SQKA
25.07.2014 - Ortstock
https://plus.google.com/photos/11654570 ... hKvRldKeHA
Moim okiem
.Dzień przyjazdu;
Z okien przepiękny widok, Po zjedzeniu i rozpakowaniu część wybiera się na spacer. Idziemy na punkt widokowy , następnie na szczyt Gumen 1901m i robiąc pętelkę wracamy. Widoki cudne między innymi na Todi 3614m, Ortstock 2716 m na ten mamy zamiar wybrać się w któryś dzień. Wszędzie towarzyszy nam melodia krowich dzwonków, które słychać nawet po zmroku za oknami. Mijając stada rozdzwonionych krów wypatrujemy tej fioletowej , ale bezskutecznie.
Poniedziałek;
Kolejny dzień budzi nas deszczem, długo zastanawiamy się co robić, kilka osób wyruszyło mimo wszystko na szlak wcześnie rano, tworzą się grupy , studiujemy mapy gdzie iść. Ja z kilkoma osobami decydujemy się wreszcie na wyjście w rejon okolicznych wodospadów ok. 13. Raz po raz aura w nagrodę za odwagę odsłania nam widoki. Deszcz pada raz mocno ,raz lekka mżawka , chwilami ustaje. Po drodze mijamy zarośnięte prawie zupełnie jeziorko Bergetensseli. Idąc często brniemy w błocie starając się omijać krowie placki, ten kawałek szlaku nazwaliśmy krowim szlakiem. Następnie musimy zejść ostro w dół ślizgając się po błocie i kamieniach, miała być lajtowa wycieczka a trochę zrobił się chart kor . Kiedy wreszcie schodzimy w przy małej wiacie robimy popas. Jakiś czas droga wiedzie płasko gruntem ,po czym wchodzimy w las i znowu ostro w dół tym razem ślizgając się na konarach. Po drodze widzimy jeszcze piękne trzy wodospady. Po ok. 7 godzinach , kompletnie przemoczeni i ubłoceni dopadamy naszej chaty. Marzymy o gorącym prysznicu i jedzeniu. Niestety gorący prysznic zostaje w sferze marzeń , bo ciepłej wody brak jak się potem dowiadujemy coś tam z bojlerem się stało i po telefonicznych uzgodnieniach i działaniach chłopaków ciepła woda najwcześniej w nocy , lub rano. Nie psuje nam to bardzo humorów ochlapujemy się w zimnej, a wieczorem biesiada przy gitarach i śpiewie, aż chata drży w posadach.
Wtorek;
Od rana leje , cóż wysypiamy się do bólu ,a potem zajęcia w pod grupach; jedni do sklepu , inni na jagody i następnie powstał cudny placek, był kącik hazardowy itp. Ok. 16 ja i Halinka nie wytrzymujemy i ruszamy na spacer w kierunku jeziorka Oberblegisse. Liczymy się z kosztami ; czyli mokre buty, niewielkie widoki. Pada lekka mżawka , szlak bardzo przyjemny , jednak po ok. 1 h mimo iż przypuszczamy ,że jeziorko blisko decydujemy się na odwrót. Jest późnawo , robi się duża mgła a my w sumie nic nie brałyśmy do picia i jedzenia z myślą o spacerze, a trzeba się liczyć z drogą powrotną i wolnym tempem bo wszędzie śliskie kamienie i błoto. W drodze powrotnej widzimy jelonki. Wróciłyśmy dotlenione , zrelaksowane oto chodziło.
W środę od rana gorączka przed szczytowa , ma być pogoda większa część grupy rusza ok. 6.00 na Ortstock 2716,5m. Szczyt będzie atakowany różnymi drogami przez różne grupy. Ja i Aguśka ruszamy spokojnie , patrząc ze jak kolejne grupy szybkobiegaczy nas mijają. Podchodzimy trudniejszym szlakiem biegnącym po skale Barentritt częściowo ubezpieczonej łańcuchami, następnie dochodzimy do pięknej polany otoczonej górami Lauchbaden 2012m tu popas. Dalej droga wiedzie przez piarg i płaty śniegu, trzeba bardzo uważać i skupić się na drodze. Na górze widać nawisy, kiedy wreszcie docieramy prawie na przełęcz mylę drogę i pcham się w dość niebezpieczny teren a za mną ufająca mi biedna Aguśka. Na szczęście idący za nami przytomny Marek naprowadza nas na dobrą drogę. Z przełęczy Furgele 2402m piękne widoki, z tego miejsca jeszcze godzina ostrego podejścia. Po drodze spotykamy schodzący już szybkobiegaczy. Na szczycie jesteśmy o 11.30 chmury co raz odsłaniają nam nowe piękne widoki. Po ok. 30 min schodzimy na dół. Część grupy idzie okrężną drogą prze jeziorka dla nas to absolutnie za długi wariant, mamy zamiar iść powoli więc schodzimy do polany piargowiskiem co początkowo mnie przeraża , ale okazuje się , że nie jest tak źle. Kiedy dochodzimy do polany jesteśmy szczęśliwe i padnięte. Spędzamy tam ok. godziny a w nagrodę możemy obserwować świstaki i kozicę. Kiedy dołączają do nas Ewa i Marek ruszamy dalej wybierając drogę przez przełęcz Butzi gdzie wpadamy na zdziwione naszym widokiem stado owiec, dalej mijamy zamknięte jak zwykle chyba w tygodniu schronisko Ortstockhaus i ok. 19 zupełnie już wykończeni dopadamy chaty. O gorącym prysznicu mogę pomarzyć ,bo znowu nie ma ciepłej wody. Tak naprawdę to chyba trzeba tu brać prysznic w nocy , lub o świcie bo wieczorem nie ma co liczyć na ciepłą wodę. Ostatni wędrowcy wrócili ok. 24 to był naprawdę długi dzień.
Czwartek rano znowu leje , a nawet grzmi, na szczęście ok. 13 robi się okno pogodowe wszyscy zbierają się do wyjścia. Ja i kilka innych osób idziemy nad jeziorko Oberblegisse, teraz odsłaniają się widoki , których nie widziałam idąc tą drogą z Halinką wcześniej. Jeziorko cudne , słońce świeci wszyscy korzystamy i opalamy się , moczymy nogi w wodzie. Kiedy wracamy już pogoda się psuje i znowu zaczyna padać.
W piątek od rana znowu nerwowo ,bo ma być pogoda. Ja i Aguśka jakoś nie możemy wpaść w ten wir i powoli gramolimy się ostatnie kiedy już wszyscy gdzieś wychodzą to na feraty, to na przełęcz. Postanawiamy iść na feraty ,Aguśka chociaż niema sprzętu idzie ze mną żeby porobić mi fotki. Ja nie mam parcia na całą część. Myślę aby zejść po pierwszej i dać Aguśce sprzęt żeby i ona poszła. Ferata jest łatwa , żar leje się z nieba. Kiedy wracam pod schronisko w Gumen gdzie czeka Aga z piwkiem i twierdzi ,że już nie ma parcia żeby iść. Siedzimy więc na piwku gadamy ,cieszymy się widokami i pogodą.
Sobota dzień wyjazdu znowu leje. Od rana krzątanina przy sprzątaniu ,segregowaniu śmieci , bo ma przyjść właścicielka i sprawdzać. Zamawiamy też transport na bagaże żeby zjechały do kolejki w Braunwald. Kontrola właścicielki okazuje się istnym testem białej rękawiczki, w końcu możemy iść.
Kiedy docieramy do Linthal okazuje się ,że autobus zamiast o 13 będzie o 17. Wyciągamy więc żarełko z plecaków ,kuchenki , grzałki i ku zdziwieniu Szwajcarów robimy piknik. Okazało się , że mimo opóźnienia i tak w kraju jesteśmy punktualnie. Było super , piękne widoki i czas naprawdę dobrze wykorzystany .
Fotki
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 3417093313
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 8096528529
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 3941626977
.Dzień przyjazdu;
Z okien przepiękny widok, Po zjedzeniu i rozpakowaniu część wybiera się na spacer. Idziemy na punkt widokowy , następnie na szczyt Gumen 1901m i robiąc pętelkę wracamy. Widoki cudne między innymi na Todi 3614m, Ortstock 2716 m na ten mamy zamiar wybrać się w któryś dzień. Wszędzie towarzyszy nam melodia krowich dzwonków, które słychać nawet po zmroku za oknami. Mijając stada rozdzwonionych krów wypatrujemy tej fioletowej , ale bezskutecznie.
Poniedziałek;
Kolejny dzień budzi nas deszczem, długo zastanawiamy się co robić, kilka osób wyruszyło mimo wszystko na szlak wcześnie rano, tworzą się grupy , studiujemy mapy gdzie iść. Ja z kilkoma osobami decydujemy się wreszcie na wyjście w rejon okolicznych wodospadów ok. 13. Raz po raz aura w nagrodę za odwagę odsłania nam widoki. Deszcz pada raz mocno ,raz lekka mżawka , chwilami ustaje. Po drodze mijamy zarośnięte prawie zupełnie jeziorko Bergetensseli. Idąc często brniemy w błocie starając się omijać krowie placki, ten kawałek szlaku nazwaliśmy krowim szlakiem. Następnie musimy zejść ostro w dół ślizgając się po błocie i kamieniach, miała być lajtowa wycieczka a trochę zrobił się chart kor . Kiedy wreszcie schodzimy w przy małej wiacie robimy popas. Jakiś czas droga wiedzie płasko gruntem ,po czym wchodzimy w las i znowu ostro w dół tym razem ślizgając się na konarach. Po drodze widzimy jeszcze piękne trzy wodospady. Po ok. 7 godzinach , kompletnie przemoczeni i ubłoceni dopadamy naszej chaty. Marzymy o gorącym prysznicu i jedzeniu. Niestety gorący prysznic zostaje w sferze marzeń , bo ciepłej wody brak jak się potem dowiadujemy coś tam z bojlerem się stało i po telefonicznych uzgodnieniach i działaniach chłopaków ciepła woda najwcześniej w nocy , lub rano. Nie psuje nam to bardzo humorów ochlapujemy się w zimnej, a wieczorem biesiada przy gitarach i śpiewie, aż chata drży w posadach.
Wtorek;
Od rana leje , cóż wysypiamy się do bólu ,a potem zajęcia w pod grupach; jedni do sklepu , inni na jagody i następnie powstał cudny placek, był kącik hazardowy itp. Ok. 16 ja i Halinka nie wytrzymujemy i ruszamy na spacer w kierunku jeziorka Oberblegisse. Liczymy się z kosztami ; czyli mokre buty, niewielkie widoki. Pada lekka mżawka , szlak bardzo przyjemny , jednak po ok. 1 h mimo iż przypuszczamy ,że jeziorko blisko decydujemy się na odwrót. Jest późnawo , robi się duża mgła a my w sumie nic nie brałyśmy do picia i jedzenia z myślą o spacerze, a trzeba się liczyć z drogą powrotną i wolnym tempem bo wszędzie śliskie kamienie i błoto. W drodze powrotnej widzimy jelonki. Wróciłyśmy dotlenione , zrelaksowane oto chodziło.
W środę od rana gorączka przed szczytowa , ma być pogoda większa część grupy rusza ok. 6.00 na Ortstock 2716,5m. Szczyt będzie atakowany różnymi drogami przez różne grupy. Ja i Aguśka ruszamy spokojnie , patrząc ze jak kolejne grupy szybkobiegaczy nas mijają. Podchodzimy trudniejszym szlakiem biegnącym po skale Barentritt częściowo ubezpieczonej łańcuchami, następnie dochodzimy do pięknej polany otoczonej górami Lauchbaden 2012m tu popas. Dalej droga wiedzie przez piarg i płaty śniegu, trzeba bardzo uważać i skupić się na drodze. Na górze widać nawisy, kiedy wreszcie docieramy prawie na przełęcz mylę drogę i pcham się w dość niebezpieczny teren a za mną ufająca mi biedna Aguśka. Na szczęście idący za nami przytomny Marek naprowadza nas na dobrą drogę. Z przełęczy Furgele 2402m piękne widoki, z tego miejsca jeszcze godzina ostrego podejścia. Po drodze spotykamy schodzący już szybkobiegaczy. Na szczycie jesteśmy o 11.30 chmury co raz odsłaniają nam nowe piękne widoki. Po ok. 30 min schodzimy na dół. Część grupy idzie okrężną drogą prze jeziorka dla nas to absolutnie za długi wariant, mamy zamiar iść powoli więc schodzimy do polany piargowiskiem co początkowo mnie przeraża , ale okazuje się , że nie jest tak źle. Kiedy dochodzimy do polany jesteśmy szczęśliwe i padnięte. Spędzamy tam ok. godziny a w nagrodę możemy obserwować świstaki i kozicę. Kiedy dołączają do nas Ewa i Marek ruszamy dalej wybierając drogę przez przełęcz Butzi gdzie wpadamy na zdziwione naszym widokiem stado owiec, dalej mijamy zamknięte jak zwykle chyba w tygodniu schronisko Ortstockhaus i ok. 19 zupełnie już wykończeni dopadamy chaty. O gorącym prysznicu mogę pomarzyć ,bo znowu nie ma ciepłej wody. Tak naprawdę to chyba trzeba tu brać prysznic w nocy , lub o świcie bo wieczorem nie ma co liczyć na ciepłą wodę. Ostatni wędrowcy wrócili ok. 24 to był naprawdę długi dzień.
Czwartek rano znowu leje , a nawet grzmi, na szczęście ok. 13 robi się okno pogodowe wszyscy zbierają się do wyjścia. Ja i kilka innych osób idziemy nad jeziorko Oberblegisse, teraz odsłaniają się widoki , których nie widziałam idąc tą drogą z Halinką wcześniej. Jeziorko cudne , słońce świeci wszyscy korzystamy i opalamy się , moczymy nogi w wodzie. Kiedy wracamy już pogoda się psuje i znowu zaczyna padać.
W piątek od rana znowu nerwowo ,bo ma być pogoda. Ja i Aguśka jakoś nie możemy wpaść w ten wir i powoli gramolimy się ostatnie kiedy już wszyscy gdzieś wychodzą to na feraty, to na przełęcz. Postanawiamy iść na feraty ,Aguśka chociaż niema sprzętu idzie ze mną żeby porobić mi fotki. Ja nie mam parcia na całą część. Myślę aby zejść po pierwszej i dać Aguśce sprzęt żeby i ona poszła. Ferata jest łatwa , żar leje się z nieba. Kiedy wracam pod schronisko w Gumen gdzie czeka Aga z piwkiem i twierdzi ,że już nie ma parcia żeby iść. Siedzimy więc na piwku gadamy ,cieszymy się widokami i pogodą.
Sobota dzień wyjazdu znowu leje. Od rana krzątanina przy sprzątaniu ,segregowaniu śmieci , bo ma przyjść właścicielka i sprawdzać. Zamawiamy też transport na bagaże żeby zjechały do kolejki w Braunwald. Kontrola właścicielki okazuje się istnym testem białej rękawiczki, w końcu możemy iść.
Kiedy docieramy do Linthal okazuje się ,że autobus zamiast o 13 będzie o 17. Wyciągamy więc żarełko z plecaków ,kuchenki , grzałki i ku zdziwieniu Szwajcarów robimy piknik. Okazało się , że mimo opóźnienia i tak w kraju jesteśmy punktualnie. Było super , piękne widoki i czas naprawdę dobrze wykorzystany .
Fotki
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 3417093313
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 8096528529
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 3941626977
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Pierwszego dnia podpiąłem się pod zespół Joli:
https://plus.google.com/photos/10202455 ... 9782035489
A w poniedziałek pogoda była na tyle zniechęcająca, że zniechęciła mnie do ambitnych planów. Zrobiłem sobie z Marcinem wycieczkę do Linthal po zapas szlachetnych płynów. Co prawda w dół, ale za to w górę wróciliśmy też z buta. I to na ciężko - ok. 1000 m przewyższenia, więc dnia nie uważam za stracony - mimo braku fotek.
https://plus.google.com/photos/10202455 ... 9782035489
A w poniedziałek pogoda była na tyle zniechęcająca, że zniechęciła mnie do ambitnych planów. Zrobiłem sobie z Marcinem wycieczkę do Linthal po zapas szlachetnych płynów. Co prawda w dół, ale za to w górę wróciliśmy też z buta. I to na ciężko - ok. 1000 m przewyższenia, więc dnia nie uważam za stracony - mimo braku fotek.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )