30.04-4.05.2014, Zimna majówka na grani Niżnych Tatr

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

30.04-4.05.2014, Zimna majówka na grani Niżnych Tatr

Post autor: Han-Ka » 10 maja 2014, 9:05

Podziwiam ludzi, którzy zaraz po powrocie z gór, jeszcze tego samego lub następnego dnia, zamieszczają na forum relację. Mnie potrzeba parę dni na odrobienie zaległości w domu i w pracy, potem na przejrzenie i wybranie zdjęć do galerii. W końcu zasiadam do pisania i tu rodzą się dylematy – opisać wyjazd długo czy krótko, fabularnie czy raczej konkretnie (gdzie, jaki dystans, ile pod górkę), wklejać zdjęcia na forum, czy raczej dokładnie opisać fotki w galerii i podać tylko odnośnik.
Te wszystkie rozterki dopadły mnie i tym razem, a nawet znacznie się nasiliły. No bo jak tu opisać ten prawie sześciodobowy (licząc z podróżą) wypad w słowackie Tatry Niżne i oddać całą jego atmosferę? Jak przekazać czytelnikom moje wrażenia, emocje i zmagania z własną słabością, pogodą, a nawet strachem przed burzą i miśkami? I jak podzielić się radością, że wyprawa zakończyła się sukcesem, plan został zrealizowany i troje uczestników powróciło szczęśliwie do domów? Przyznacie, że przede mną trudne zadanie :roll: .

Zacznę od tego, że przez jakiś czas poszukiwałam pomysłu i towarzystwa na spędzenie w górach długiego majowego weekendu. Pomógł jak zwykle przypadek, dołączyłam do duetu Dzwonków, którzy postanowili przejść całą grań Niżnych Tatr od Korytnicy do Telgartu bez schodzenia w doliny. Wyprawa została precyzyjnie zaplanowana, zapoznaliśmy się z opisami trasy i miejsc noclegowych, oglądaliśmy dostępne w sieci mapy i fotki. Liczący prawie 100 km szlak podzieliliśmy na 5 odcinków, tak aby było to chodzenie, a nie bieganie po górach. Start wyznaczono na środę, 30 kwietnia rano.
Ale zanim wyruszyliśmy na szlak, musiałam dojechać we wtorek wieczorem na przełęcz Certovica. Tam pod rozgwieżdżonym niebem przespałam się w samochodzie, obok w drugim aucie kimali Ania i Michał. Rano szybkie śniadanie, przepakowanie, jeden pojazd zostawiamy, drugim jedziemy do Korytnicy kupele. Tu wkraczamy na niebieski szlak, który łagodnie wyprowadza nas na Hiadelskie sedlo 1102 m npm, oddzielające Tatry Niżne od Kozich Grzbietów. Stąd aż do końca wędrówki trzymamy się graniowego czerwonego szlaku, będącego częścią europejskiego długodystansowego szlaku pieszego E8.

Obrazek

A dalej było tak :
Prasiva 1652 m npm – Mala Chochula 1720 m – Velka Chochula 1752 m – Kosarisko 1695 m – sedlo pod Skalkou – Velka hola 1640 m – Latiborska hola 1643 m – Zamostska hola 1612 m – Durkova 1750 m – zejście na nocleg do utulni Durkova 1623 m.
Tego pierwszego dnia pokonaliśmy prawie 24 km odległości i około 1500 m wysokości. Dynamiczna pogoda zmuszała nas do częstego zakładania i zdejmowania kurtek lub peleryn, ale i tak nie narzekamy, bo nad Wielką Fatrą i Veporskimi Wierchami lało i grzmiało.
W utulni powitała nas ciepła i prawie pusta jadalnia, w końcu był to dzień roboczy. Oprócz nas nocowało tu jeszcze tylko dwóch turystów. Chatar ugościł nas gorącą ziołową herbatką i miseczką zupy z soczewicy, po posiłku poszliśmy na strych spać. Bardzo miło wspominam ten nocleg, chata okazała się większa i wygodniejsza, niż myślałam.

Obrazek

Drugiego dnia (czwartek, 1 maja) musieliśmy dotrzeć do chaty Stefanika, zaliczając po drodze :
Maly Chabenec 1840 m – Chabenec 1955 m – Kotliska 1937 m – Polana 1890 m – Derese 2004 m – Chopok 2024 m (tę kupę kamieni odpuściłam sobie tym razem, weszli tylko Ania i Michał) – Kamienna Chata – Dumbier 2043 m – zejście do schroniska na 1740 m.
Statystyka – ok. 18 km i trochę ponad 1000 m podejść.

Obrazek

Czwartkowa aura długo nam sprzyjała, tylko słonko bawiło się z nami w ciepło-zimno :slo: :snieg: . Kropić zaczęło dopiero w rejonie Dumbiera, na samym szczycie obsypały nas kuleczki „styropianu”, a na zejściu porządnie zmoczyło.

Obrazek

W nagrodę ujrzeliśmy nad dachem Stefanika prawie pionowy odcinek tęczy, niestety prawie niewidoczny na moim zdjęciu.
W schronisku byliśmy trochę zawiedzeni, bo mimo lepszych warunków niż w utulni, pod prysznicem leciała zimna woda i wieczorne mycie było mało przyjemne, a umycie głowy po prostu niemożliwe.

Obrazek

Trzeci dzień miał być lajtowy, ale wcale tak lekko nie było. Mając przed sobą „zejście” na przełęcz Certovica 1238 m, musieliśmy pokonać po drodze Kralicką 1807 m oraz Lajstroch 1602 m. Ku naszemu zdziwieniu na tym etapie było więcej śniegu niż poprzednio i mało brakowało, a musielibyśmy wykorzystać noszone na wszelki wypadek raki. Na szczęście idąca z przeciwnego kierunku Słowaczka z 2 pieskami pokazała nam, że jest możliwe obejście dość rozległego i stromego pola śnieżnego.
Do budynku Motorest Certovica dobiegliśmy razem z pierwszymi kroplami ulewy. Szybko zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w stronę Korytnicy, słysząc za sobą odgłosy burzy.
Z Korytnicy dwoma samochodami przejechaliśmy do Telgartu, robiąc po drodze przerwę obiadową w wygodnej wiatce na przystanku autobusowym. U podnóża Kralovej holi dokonaliśmy kolejnego przegrupowania bagażu i prowiantu, jedno auto zostawiliśmy w rejonie kościoła, drugim powróciliśmy na Certovicę.

Obrazek

Operacja przestawiania samochodów trwała ponad 6 godzin, dlatego na drugi etap piątkowej wędrówki wyszliśmy wieczorem przed 20. Naszym celem była utulnia Ramża 1260 m, po drodze przechodziliśmy sedlo za Lenivou 1378 m, Bacuszskie sedlo 1318 m i Janov gruń 1388 m. Znaczną część trasy szliśmy przy czołówkach, starając się robić dużo hałasu, żeby odstraszyć królujące w tym rejonie niedźwiadki.
Utulnię znaleźliśmy bez problemu dzięki palącemu się przed nią ognisku. Jednak ze względu na późną porę w środku nie było już wolnych miejsc. Nie mieliśmy wyjścia, rozłożyliśmy się na nocleg pod daszkiem osłaniającym wejście. Noc była dość ciepła, tylko przez chwilę lekko pomżyło i pewnie spałoby się dobrze, gdyby nie liczne grupy nocnych turystów, którzy zatrzymywali się przy „naszym” ognisku, głośno gadali i po odpoczynku wyruszali w dalszą drogę. Nie wiem, czy to był przypadek, czy też odbywał się wtedy jakiś zorganizowany nocny rajd, bo w dzień na szlaku było prawie pusto.
Dystans dnia trzeciego to 16 km i 600 m przewyższenia.

Obrazek
(fotka zapożyczona od Michała)

Wstaliśmy wcześnie, aby odblokować wyjście z chatki. Koło utulni przepływa strumyk, w którym można się umyć i pozmywać, jednak po wodę do picia trzeba przejść się spory kawałek pod górkę.


Obrazek

Kiedy zbieraliśmy się do drogi zaczęło padać i jak się okazało, najpierw przelotny, a po południu ciągły deszcz, towarzyszył nam w sobotę do końca wędrówki. Kolejnym utrudnieniem okazały się liczne połomy leżące w poprzek ścieżki. Niektóre przekraczało się łatwo, inne dało się obejść, ale przez kilka największych przebrnęłam z trudem. Za to w konkurencji przeczołgiwania się z plecakiem pod zawieszonym nad szlakiem „mostkiem” byłam lepsza od moich wysokich towarzyszy.

Obrazek

W ten sposób przeszliśmy lub trawersowaliśmy kolejno : Vrbovicę 1394 m, Havranią polanę 1432 m, Homolkę 1660 m, Zadną holę, Oravcovą 1544 m, Kolesarovą 1508 m.
Pomimo deszczu udało nam się wygodnie „ugotować” i zjeść obiad pod dużą wiatą na przełęczy Priehyba 1190 m. Muszę się przyznać, że przeżyłam tu pierwszy kryzys, najchętniej zeszłabym żółtym szlakiem do Helpy nad Hronem i w ten sposób już w sobotę zakończyła majówkę. Jednak w obliczu bojowego nastroju Ani i Michała nie pozostało mi nic innego, jak zarzucić plecak i szturmować razem z nimi kolejną górę. Czekało nas 500 m podejścia na Velką Vapenicę 1691 m, zasługującego na podwójną punktację z powodu dalszych „kłód rzucanych nam pod nogi”. W dodatku nasilił się deszcz i wiatr, nie pozwalając nacieszyć oczu widokami z niezalesionego szczytu.

Obrazek

Tu właściwie skończyła się przyjemność, zaczęła mozolna walka z nieprzychylną naturą i słabością zziębniętego organizmu. Musieliśmy dotrzeć do utulni Andrejcova 1410 m, a ja po drodze cały czas myślałam, co zrobimy, jeśli i tam zabraknie dla nas miejsca.
Czarny scenariusz na szczęście się nie sprawdził. Załapaliśmy się na ostatnią wolną pryczę w głównej izbie z rozpalonym piecem. Stryszek był cały wolny, ale zimny, a my byliśmy przemoczeni i musieliśmy wysuszyć nasze rzeczy, wiec zostaliśmy na dole.
Bilans tego niełatwego dnia : 20,5 km i 1200 m podchodzenia.

W nocy deszcz ustał, wiatr się nasilił i nadszedł zapowiadany zimny front. Rano otoczenie utulni było białe od szronu. Większość gości „hotelowych” wstała wcześnie i opuściła chatkę, my natomiast uruchomiliśmy gorącą linię w celu uzyskania najświeższych informacji meteo. Wspierający nas z bazy w Witowie Zbychu zapewniał, że koło 11 będzie okno pogodowe, więc zbieraliśmy się powoli, czekając na obiecane polepszenie warunków.

Obrazek

Przejaśnienie nie nadchodziło, nadal mocno wiało, więc o 11 wyszliśmy spakowani przed budynek, z zamiarem schodzenia niebieskim szlakiem do Pohoreli. Nawet bojowo zazwyczaj nastawiona Ania wydawała się pogodzona z koniecznością wycofu. I wtedy zaskoczył nas Michał, proponując dokończenie wędrówki granią. Niemal w tym samym czasie nad głowami pokazał się kawałek niebieskiego nieba i to przesądziło sprawę. Niewiele myśląc wróciliśmy na czerwony szlak.

Obrazek

Poszliśmy najpierw przez Andrejcovą 1520 m na Żdziarskie sedlo, wśród wysokiej kosówki, z której wystawały pojedynczo białe choinki. Potem stopniowo w niskiej i rzedniejącej kosodrzewinie dotarliśmy na odkryty grzbiet. Jednak w drodze do celu trzeba było jeszcze pokonać Bartkovą 1790 m, Orlovą 1840 m i punkt widokowy na wysokości 1876 m, skąd między rozwiewanymi przez wiatr chmurami ukazywał się maszt nadajnika.

Obrazek

Wiało mocno, przypomniał mi się odwrót spod Pradziada, ale tym razem się nie poddałam, parłam przed siebie pomimo bólu w prawej stopie, prawdopodobnie wygiętej na którymś z wczorajszych połomów. Czułam się jak Justyna Kowalczyk w biegu po olimpijski medal. I w końcu się udało, zmęczeni ale szczęśliwi zdobyliśmy szczyt Kralovej holi 1946 m :hura: .

Obrazek

To nie był jeszcze koniec wędrówki, czekało nas zejście do Telgartu, ale najważniejszy punkt niedzielnego programu został zrealizowany. Mogliśmy sobie wzajemnie pogratulować, że oto po pięciu dniach trudu dotarliśmy na Królewską Halę, będącą obok tatrzańskiego Krywania drugą narodową górą Słowaków.
Po krótkim posiłku w dostępnym dla turystów przedsionku stacji przekaźnikowej wyszliśmy na ostatni odcinek naszej „graniówki”. Widoczność znacznie się poprawiła, Tatry wyszły zza chmur, aż nie chciało się schodzić do cywilizacji.
Bez przygód dotarliśmy do samochodu, mając „na liczniku” 17 km. Z powodu skoków ciśnienia nasze GPS-y całkiem powariowały i „nabiły” 1700 m przewyższenia. Według planera powinno być nieco ponad 700 m i tyle sobie zaliczamy. Sprawnie przejechaliśmy po raz kolejny na Certovicę. Tu znowu mocno wiało, więc po szybkim przepakowaniu, podziękowaniach i pożegnaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domów.
Z powodu zmęczenia i niewyspania musiałam przerwać jazdę i zdrzemnąć się na parkingu za Krakowem. W rezultacie dopiero rano dotarłam do Łodzi, ale o 9 byłam już w pracy.

Podsumowując - przez te 5 dni przeszliśmy po górach łącznie 95 km i pokonaliśmy 5000 m przewyższenia. Dla mnie to była prawdziwa wyrypa i bardzo jestem zadowolona, że sobie poradziłam. Wdzięczna jestem organizatorom, że przyjęli mnie do swego zespołu i wspierali w trudnych momentach. Bez nich nigdy nie porwałabym się na taką wyprawę, pewnie wcale nie wpadłabym na taki pomysł. A teraz już kiełkują następne, więc kto to wie, gdzie mnie jeszcze licho poniesie :zoboc: :> .

Więcej fotek w galerii : https://photos.google.com/album/AF1QipM ... _luASliJPL
Ostatnio zmieniony 25 października 2016, 17:47 przez Han-Ka, łącznie zmieniany 1 raz.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Wiolcia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 982
Rejestracja: 18 listopada 2011, 18:33

Post autor: Wiolcia » 10 maja 2014, 10:36

Super wyprawa, Haniu, a i opis bardzo mi się podobał. Tym bardziej, że gdzieś tam w planach mam przejście graniówką Niżnych Tatr, bo do tej pory byłam tam tylko z Tobą i bardzo mi się podobało. Niestety na taki wyjazd potrzeba przynajmniej z 5 dni, więc jedynie wakacje wchodzą w rachubę i pewnie tłumy w utulniach. Ale plan jest i miło przeczytać o jego organizacji i realizacji.
Powiedz mi, jak radziłaś sobie z plecakiem? To zupełnie inna wędrówka niż robienie pojedynczych tras z bazą gdzieś na dole. Czy bardzo ekonomicznie się spakowałaś, czy plecak był ciężki?
Jedzenie nosiliście z sobą, czy w trakcie przeparkowania na Certovicy uzupełniliście zakupy na kolejne dni?
Co z tymi niedźwiedziami - rzeczywiście jest duże zagrożenie?
A o problemach z szybkim napisaniem relacji coś wiem - jeszcze nawet nie skończyłam opisywać wakacyjnego wyjazdu do Norwegii, a co tu mówić o innych...
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 10 maja 2014, 11:25

Wiolcia pisze:Super wyprawa, Haniu
Owszem, owszem, tak! tak! tak!!! :)
Wiolcia pisze:opis bardzo mi się podobał
Dziękuję :przytul: , starałam się jak na maturze z polaka ;) .
Wiolcia pisze:jedynie wakacje wchodzą w rachubę i pewnie tłumy w utulniach
Latem konieczny będzie namiocik.
Wiolcia pisze:Czy bardzo ekonomicznie się spakowałaś, czy plecak był ciężki?
Ograniczyłam wszystko do minimum i nawet mi się to udało, a niczego nie zabrakło. Wyszło proporcjonalnie do wzrostu - Michał miał plecak największy, a ja najmniejszy.
Wiolcia pisze:czy w trakcie przeparkowania na Certovicy uzupełniliście zakupy na kolejne dni?
Oczywiście tak, poza ułatwieniem dojazdu ten samochód na przełęczy był ważnym elementem precyzyjnego planu Ani, żeby nie nosić zapasów na 5 dni. :brawo: dla organizatorki :> .
Wiolcia pisze:Co z tymi niedźwiedziami - rzeczywiście jest duże zagrożenie?
Na szczęście nie dane mi było tego sprawdzić. Ania i Michał zabrali jakiś spray, ja nie miałam nic, więc szłam w środku peletonu :lol: .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 10 maja 2014, 11:56

Han-Ka pisze:Podziwiam ludzi, którzy zaraz po powrocie z gór, jeszcze tego samego lub następnego dnia, zamieszczają na forum relację. Mnie potrzeba parę dni na odrobienie zaległości w domu i w pracy, potem na przejrzenie i wybranie zdjęć do galerii.
Ze mną jest chyba jeszcze gorzej, skoro ze swojego skromniutkiego wyjazdu majówkowego jeszcze nic nie napisałam, chociaż codziennie myślę, że dziś to już na pewno... ;)

Co do wyjazdu...

Haniu!... Wciąż mi podnosisz poprzeczkę!
Zdarzyło mi się już chodzić od schroniska do schroniska, ale kilkudniowe wędrówki na bazie własnego jedzenia wciąż wydają mi się nieosiągalne z powodu tych kilogramów na plecach... :/
Ale może diabeł nie aż taki straszny?... Może trzeba po prostu spróbować?

Bo to, że mi zaimponowałaś, jak diabli, to fakt! :brawo:

Jak zniosłaś tę noc w przedsionku? Gdyby nie ci rozgadani wędrowcy, sądzisz, że spokojnie przespałabyś noc?

Wiolcia pisze:Tym bardziej, że gdzieś tam w planach mam przejście graniówką Niżnych Tatr, bo do tej pory byłam tam tylko z Tobą i bardzo mi się podobało. Niestety na taki wyjazd potrzeba przynajmniej z 5 dni, więc jedynie wakacje wchodzą w rachubę i pewnie tłumy w utulniach. Ale plan jest i miło przeczytać o jego organizacji i realizacji.
Wiolcia, a może wcielimy to w życie na początku lipca? Byłabym chętna :)

Serdeczne pozdrowienia dla Dzwonków! Z nimi naprawdę w górach można czuć się bezpiecznie :)
adrians_osw
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1192
Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22

Post autor: adrians_osw » 10 maja 2014, 12:00

Jeszcze raz gratulacje :) Jakby nie Alpy to wtedy chyba dołączył bym do was, szkoda że nie można być w dwóch miejscach jednocześnie :lol:

Mimo pogody w kratkę wiele pięknych zdjęć udało się wam zrobić :)
--->>>flickr<<<---
Awatar użytkownika
Wiolcia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 982
Rejestracja: 18 listopada 2011, 18:33

Post autor: Wiolcia » 10 maja 2014, 12:03

Dżola Ry pisze:
Wiolcia pisze:Tym bardziej, że gdzieś tam w planach mam przejście graniówką Niżnych Tatr, bo do tej pory byłam tam tylko z Tobą i bardzo mi się podobało. Niestety na taki wyjazd potrzeba przynajmniej z 5 dni, więc jedynie wakacje wchodzą w rachubę i pewnie tłumy w utulniach. Ale plan jest i miło przeczytać o jego organizacji i realizacji.
Wiolcia, a może wcielimy to w życie na początku lipca? Byłabym chętna :))
Jolu, myślę nad tym intensywnie, choć w tym roku może być ciężko. Ale myślę, że do końca maja sytuacja mi się wyklaruje na tyle, że dam Ci znać! Fajnie by było!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 10 maja 2014, 12:03

Aaa, jeszcze miałam napisać - widzę, że skusiłaś się na ten sam śpiwór, który my kupiliśmy - jak się sprawił w tych "przedsionkowych warunkach? Jesteś z niego zadowolona?
Ja nie miałam jeszcze okazji sprawdzić go poza ciepłym pokojem.
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 10 maja 2014, 12:08

Dżola Ry pisze:Wciąż mi podnosisz poprzeczkę!
Nie przesadzajmy, toż to (jeszcze :jezor: ) nie Everest.
Dżola Ry pisze:Może trzeba po prostu spróbować?
Zachęcam i służę radami.
Dżola Ry pisze:to, że mi zaimponowałaś, jak diabli, to fakt!
Dziękuję, ale to zasługa Ani i Michała, bez nich nie dałabym rady.
Dżola Ry pisze:Jak zniosłaś tę noc w przedsionku?
Nie spałam na dworze od dawna i byłam bardzo podekscytowana. Nie wyspałam się co prawda, ale nie zmarzłam ani nie czułam się połamana. Jedynie na mojej śliskiej karimatce zsuwałam się po lekko pochylonym podłożu. Wbrew pozorom było to pozytywne doświadczenie :> .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 10 maja 2014, 12:19

Dżola Ry pisze:jak się sprawił w tych "przedsionkowych warunkach? Jesteś z niego zadowolona?
Tak, jestem bardzo zadowolona, bo jest lekki i zajmuje mało miejsca w plecaku. Nadaje się do użytku plenerowego na to cieplejsze półrocze od maja do września/?października?, ale na mróz na pewno nie wystarczy. Zatem przed wyjazdem w Alpy lub Himalaje będę musiała zakupić grubszy śpiwór (to taki żarcik oczywiście :twisted: ).
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 10 maja 2014, 12:24

Han-Ka pisze:ani nie czułam się połamana.
Tego zawsze boję się najbardziej... :8)
Awatar użytkownika
HalinkaŚ
Moderator
Moderator
Posty: 4600
Rejestracja: 10 września 2009, 8:11

Post autor: HalinkaŚ » 10 maja 2014, 14:47

Han-Ka pisze:wypad w słowackie Tatry Niżne i oddać całą jego atmosferę? Jak przekazać czytelnikom moje wrażenia, emocje i zmagania z własną słabością, pogodą, a nawet strachem przed burzą i miśkami? I jak podzielić się radością, że wyprawa zakończyła się sukcesem, plan został zrealizowany i troje uczestników powróciło szczęśliwie do domów? Przyznacie, że przede mną trudne zadanie :roll: .
Haniu, pięknie to wszystko nam przekazałaś, momentami aż mi skóra cierpła jak czytałam te przemierzone kilometry z ciężkim plecakiem, walką z własnymi słabościami. Brawa wielkie i szacun dla ekipy zdobywców Grani Niżnych Tatr. :brawo: :3: Tak sobie pomyślałam twarda sztuka z Ciebie, ja bym nie dała rady pomijając mój obecny stan kolana.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.:)
Awatar użytkownika
gaza
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1641
Rejestracja: 21 marca 2010, 19:27

Post autor: gaza » 10 maja 2014, 14:48

Bardzo fajny wypad :) i pewnie gdyby nie szpan alpejski ;) to bym tam był z wami.Wielkie GRATULACJE :brawo:
P.S.Fajnie zobaczyć Dzwonków na forum,choćby na zdjęciach :spoko:
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 10 maja 2014, 15:37

HalinkaŚ pisze:Brawa wielkie i szacun dla ekipy zdobywców Grani Niżnych Tatr
gaza pisze:Wielkie GRATULACJE :brawo:
Dziękuję w imieniu swoim i pozostałej dwójki uczestników :) .
HalinkaŚ pisze:twarda sztuka z Ciebie, ja bym nie dała rady
Ja wcale nie byłam pewna, czy podołam trudom wyprawy, ale bardzo chciałam spróbować. Najbardziej obawiałam się tego, że jakakolwiek moja niedyspozycja może pokrzyżować plany pozostałym i przeze mnie nie dotrą do celu.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Gosia
Turysta
Turysta
Posty: 403
Rejestracja: 02 stycznia 2010, 22:46

Re: 30.04-4.05.2014, Zimna majówka na grani Niżnych Tatr

Post autor: Gosia » 10 maja 2014, 15:43

Han-Ka pisze:Tego pierwszego dnia pokonaliśmy prawie 24 km odległości i około 1500 m wysokości.
Podziwiam. Po takim dniu, musiałabym regenerować się chociaż dobę.
:brawo:
Pozdrowienia dla całej dzielnej grupy :uscisk:
Awatar użytkownika
Alina
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 392
Rejestracja: 19 czerwca 2011, 23:34

Post autor: Alina » 10 maja 2014, 18:42

Z niecierpliwością czekałam na relację,no i nie zawiodłam się,dobrze ,że siedzę ,bo mnie zimno bijące z niektórych fotek powaliłoby z nóg. :!: A tak,to otworzyłam buzię i się gapię. :) Ja chyba bym się popłakała w tym deszczu :cry: .Dla mnie ,to wszystko jak na razie jest bardzo odrealnione. No,ale może kiedyś... ;) Najbardziej przeraża mnie w tym wszystkim jednak ciężki plecak.Jak Ty dałaś radę?????
Moje słowa uznania :brawo: ,oprócz znakomitej turystki ,to jeszcze Hołowczyc w Tobie drzemie. Tyle km. sama :shock:

No cóż ,foty ciekawe ,a co dopiero na żywo . :shock: Nic tylko pozazdrościć i pomarzyć w ciepłym łóżeczku...
Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów.
ODPOWIEDZ