Burzowe Góry Bystrzyckie (2025)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2341
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Burzowe Góry Bystrzyckie (2025)

Post autor: buba » 05 czerwca 2025, 11:30

Nasza wycieczka i przygody zaczynają się w Międzylesiu, gdzie wysiadamy na małej stacyjce PKP. Chociaż nie, czekaj! przygody były już we Wrocławiu, gdy nie wiedzieć czemu wysiadłam z pociągu innymi drzwiami niż cała reszta pasażerów i znalazłam się na peronie technicznym. Pierwsza myśl, która pojawiła mi się w głowie to, że ten dworzec we Wrocławiu jest całkiem fajny, ba! dziś o niebo fajniejszy niż zazwyczaj! Stare płyty chodnikowe, pusto, jakieś pręty sterczą. Rzut okiem w lewo i w prawo jednak uświadomił mnie, że stąd nie ma wyjścia - żadnych schodów do tunelu. Ki diabeł??? Szczęśliwie pociąg jeszcze nie odjechał, więc mogłam do niego wskoczyć i wyleźć już normalnie na paskudny, zatłoczony peron, ale taki z dogodnym wyjściem ku reszcie świata ;) Toperz z kabakiem drą ze mnie łacha przez całą resztę wyjazdu.

No a wracając do Międzylesia... Pierwsze znalezisko. W chodniku na peronie. Jakoś bardzo lubię ten stary znaczek PKP z kołem i skrzydłami.

Obrazek

Stacyjka jest położona w peryferyjnej części miejscowości, więc takie też panują w jej okolicy klimaty - ciche, spokojne, żyjące nieśpiesznym życiem gdzieś na uboczu. Kamieniczki, stare wille, puste ulice.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W cieniu drzew auta sadowią się na dłuższy popas, a pryzmy drewna stanowią integralną część płotów.

Obrazek

Obrazek

Powietrze jest duszne i ciężkie. Mimo słońca, w miarę czystego nieba i braku jakiś bardzo podpadających chmur - czuć jakby dalekie, jeszcze niesłyszalne tchnienie przyszłej burzy.

Zupełnym przypadkiem wpadamy na malutki sklepik, gdzie można na chwilę przysiąść wtapiając się w miłą atmosferę tejże okolicy.

Obrazek

Obrazek

Rzut oka na przykolejowe wieże, kładki, cieniste hangary dla pociagów - i ruszamy ku swemu przeznaczeniu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zmierzamy ku wsi Lesica. Byliśmy już w tych rejonach 11 lat temu, podczas imprezy w "Stodole" - był to jeden z ostatnich zlotów forum sudeckiego. Kamieńczyk, Czerwony Strumień, Lesica, Niemojów - fajny to był wyjazd! ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... -zlot.html )

Teraz idziemy inną, nieznaną nam jeszcze trasą - leśnymi stokówkami na zboczach niewysokich wzgórz Bochniak, Węglarka, Rykowina.

Obrazek

Widać, że szalały tu wycinki, ale już jakiś czas temu. Ze starego lasu zostały pojedyncze drzewa, ale poręby zdążyły już pozarastać nie tylko chwastem, ale również młodymi samosiejkami. Krajobraz nie jest już więc taki przykry jak zaraz po wyrębie. Gdzieniegdzie majaczą widoki, niezasłonięte przez niską jeszcze roślinność.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Prawdziwe lato! Słońce i wreszcie ciepło! Kwiaty, owoce!! Coś cudownego! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy dużą wiatę, wprawdzie przewiewną, ale całkiem nadającą się na nocleg. Na stołach czy zsuniętych ławach mogłoby być całkiem wygodnie, a w razie potopu i w środku namiot by się zmieścił. No ale godzina 14 to stanowczo za wcześnie na biwakowanie - nawet dla nas ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga przez Lesicę obecnie mało przypomina ten wyboisty, pełen kałuż trakt, który został w naszej pamięci z poprzedniego pobytu sprzed lat.

Obrazek

Acz roślinność robi co może by dodać uroku temu miejscu.

Obrazek

Gdzieniegdzie wśród zieleni majaczą zabudowania. Niektóre zamieszkane, inne sprawiające wrażenie pustych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kapliczki - te stare, jeszcze z niemieckich czasów i te nowsze, pewnie zapodane przez lokalną ludność w czasach późniejszych, ale już też nieco nadgryzione zębem czasu.

Obrazek

Obrazek

Skądinąd coś wyraźnie jest nie tak z twarzą tej Matki Boskiej. Wygląda trochę jak klaun! Ktoś ją próbował odnawiać i nie wyszło?

Obrazek

Schodzimy w polną drogę, która prowadzi obok opuszczonego folwarku. Znika asfalt z rolki i wreszcie robi się naprawdę przyjemnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaglądam do środka. Ładne, łukowate sklepienia, ale ogólnie już stan wydmuszkowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalej wkraczamy na chyba najładniejszy fragment naszej dzisiejszej trasy - rozległe łąki, łagodne wzgórza. I ta cała szeroka przestrzeń rozciągająca się na północ od Lesicy. Jedyny problem to te chmury - w odcieniach od bieli po bardzo ciemną szarość i o różnym stopniu poszarpania. I ten horyzont, taki podejrzanie siwy... Bardzo to wszystko malowniczo się prezentuje - zarówno na żywo, jak i na zdjęciach ładnie wychodzi. Ale chyba nie ma wątpliwości, że nam dziś doleje...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czerniec. Wieża sterczy nad bezmiarem lasu. Gdzieś tam był plan dziś dotrzeć. Zobaczymy co z tego wyjdzie...

Obrazek

No ale póki co schodzimy na nieco większą drogę.

Obrazek

Żwir chrzęści pod butami a liczne kałuże mają mocno rudy odcień.

Obrazek

Obrazek

A wśród pól kapliczka. Drewno krzyża zlewa się z nieregularnym tłem kamieni - jedno i drugie pokrywają te same desenie szaro-rudych porostów.

Obrazek

Obrazek

Od skrzyżowania z szosą nagle znika sielska atmosfera. Zaczyna się nudne podejście tunelem robaczywego lasu. Takie podejście jakich nienawidzę najbardziej - o bardzo lekkim nachyleniu, którego większość ludzi nawet nie zauważa i pogina normalnie jak po płaskim. Jednocześnie niebo ciemnieje w oczach a powietrze staje się namacalnie lepkie, ciężkie i tak duszne, że ciężko oddychać stojąc a co dopiero leząc pod górę z plecakiem. Robale wszelakie za to dostają wzmożenia - jak to zwykle w takich okolicznościach. Najbardziej upierdliwe są strzyżaki, które głównie zajmują się wchodzeniem do oczu i nosa. Zaczyna grzmieć. Początkowo delikatnie i gdzieś w oddali. Z każdą chwilą jednak głośniej, częściej i bardziej dobitnie informując, że nasze nadzieje, że "burza pewnie przejdzie bokiem" można wsadzić w kubeł.

Jak zwykle bywa przy takim nachyleniu terenu - idę na końcu ciężko dysząc. Mimo że widzę przed sobą kabaka i toperza, co chwilę oglądam się za siebie, bo mam wrażenie że ktoś jeszcze idzie za mną. Może mój plecak tak skrzypi, przypominając odgłos jakby kroków czy zgrzytów podłoża pod butami? No ale jednak wcześniej tego nie robił. Nie wiem czemu, ale zaczynają mi się przypominać historie o dziwnych zjawiskach z Gór Bystrzyckich, o których czytałam kiedyś na forum sudeckim - o spotkaniach z duchami czy kosmitami. Wprawdzie główny ich rejon występowania leżał nieco na północ stąd, tak gdzieś koło Huty i Strażnika Wieczności, no ale...

Z różnych więc przyczyn cieszy nas niezmiernie widok wiato-chatki na jednym ze skrzyżowań. Budynek jest dość nowy, duży i solidny.

Obrazek

Ma pięterko idealne wręcz na nocleg.

Obrazek

Nawet zlew tu mają!

Obrazek

Obok jest małe jeziorko, w którym początkowo planujemy kąpiel - przy takiej pogodzie ochłoda i zmycie z siebie trudów dnia brzmi niezwykle zachęcająco.

Obrazek

Obrazek

Woda jest żelazista. I okazuje się bardzo ciepła. To chyba nie świadczy o niej dobrze? Włożone do wody ręce zaczynają się też dziwnie lepić. Nieeee... zdecydowanie nie chcemy się tak lepić cali. Poza tym ta burza kręci się gdzieś blisko - może czeka, żeby nas walnąć piorunem jak wleziemy do wody?

Zbieramy trochę chrustu na podpałkę i chowamy go w wiacie jakby zaczęło padać. My też włazimy do środka. I własnie w tym momencie otwierają gdzieś u góry kurek. Wylewa się wodospad a wiatr miota nim zacinając na wszystkie strony. W dach wiaty bębni tak jakby przynajmniej kamienie wielkości pięści leciały z nieba. Nie jest to jednak grad (czego przez chwilę bylismy pewni) - to zwykłe krople deszczu, widać w połączeniu z tym rodzajem dachówki dają taki niesamowity koncert.

Obrazek

Cieszymy się, że tak nam się udało. W ostatniej chwili uniknęliśmy zlewy! I taką fajną, zaciszną chatę mamy na nocleg! Odpalamy butlę, gotujemy herbatkę i wciągamy po bułeczce z serem. Pozostałe chcemy podgrzać później na ognisku. I kiełbasę! No ale to jak przestanie lać. Cieszymy się, że schowaliśmy drewno. Mieliśmy jeszcze dziś iść na Czerniec, ale zastanawiamy się czy nie przełożyć tego na jutro rano? Może będzie lepsza pogoda? Najwyżej położymy się wcześniej spać a jutro wcześniej wstaniemy i sobie potuptamy. Teraz to i tak niewiele z tej wieży zobaczymy. A jak burza przejdzie (o ile przejdzie) to będzie już wieczór.

Jest koło 18. Zastanawiamy się czy będziemy tu dziś sami czy jeszcze jacyś turyści przyjdą? Ciekawe czy sympatyczni i będzie można razem posiedzięc przy ognisku? Byle nie chrapali w nocy! Biorąc pod uwagę pogodę (a zwłaszcza prognozy, którymi obecnie ludzie się bardzo kierują) nie spodziewamy się tłumów. Ale rzeczywistość ma dla nas bardzo niemiłą niespodziankę...

Z dali zaczyna być słychać warkot silnika. Początkowo nie zaprzątamy sobie tym głowy - pewnie jakieś quady sobie szaleją, przejadą i pojadą dalej. Dźwięk jednak okazuje się być terenówką, która parkuje pod chatką. Chwilę później przyjeżdżają dwie kolejne.

Obrazek

Wysypuje się spora grupka miejscowej młodzieży, wyraźnie szykującej się do sporej imprezy. Widać byli tu już nie raz i lubią to miejsce. Od razu puszczają dudniącą muzykę, aż echem odbija po lesie. Chwilę później niesie się również wizg pił spalinowych, bo za zbiór opału na ognisko zabrali się zgoła inaczej niż my... Z nami przywitali się bardzo zdawkowo i raczej łypią wilkiem. Nie gadamy ze sobą, acz z zasłyszanych rozmów wynika, że później przyjedzie ich tutaj jeszcze więcej. Cóż... Nic tu po nas. Deszcz trochę zelżał, ale burza cały czas mruczy gdzie w rejonie Czerńca. Trzeba stąd spierdzielać póki czas. Dokąd? Jeszcze nie wiemy - w tym jazgocie to w ogóle ciężko zebrać myśli. Ech... tak się ostatnio porobiło z tymi weekendami w Polsce. Czy w górach, czy w lesie, czy nad wodą - czy nawet w miejscach gdzie kompletnie nic nie ma, trudno uciec od hałasu, kociokwiku i nie ulec zadeptaniu.

Pakujemy trochę już rozwłóczony bagaż. Wciągamy kurtki i pokrowce na plecaki. Rozważamy kilka opcji alternatywnych gdzie by można skierować kroki. Błotnista droga przez świerkowe lasy chlupocze pod nogami i powoli opada w dół.

Obrazek

Obrazek

W Czerniec konsekwentnie walą kolejne pioruny. Jeszcze dość długo słychać łupanie muzyki, ale coraz cichsze, odleglejsze i bardziej rozmyte, aż w końcu niknie zupełnie wśród bębnienia deszczu o kaptur i szumu wezbranych potoków.



cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2341
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Burzowe Góry Bystrzyckie (2025)

Post autor: buba » 09 czerwca 2025, 11:15

Rozważamy, w którą stronę się udać i co zrobić z tym dzisiejszym, jakże ciekawie rozpoczętym wieczorem. Ostatecznie wygrywa pomysł z Solną Jamą. Może w razie deszczu da radę schować się w grocie i tam zanocować? Zawsze to jakiś "dach" na głową. Jaskiniowcy chyba wiedzieli co robią? ;) Poza tym nigdy tam jeszcze nie byliśmy, więc warto obczaić. A kawałek dalej powinny być ładne, widokowe łąki opadające w stronę Gniewoszowa. Coś sobie znajdziemy!

Przechodzimy przez kładkę przy kapliczce św. Ambrożego. Koleś jest patronem pszczelarzy, więc pewnie dlatego sama kapliczka nieco przypomina ul. W ogóle tu jakiś cały "szlak pszczelarski" zrobili, więc może kapliczka jest jego fragmentem.

Obrazek

Docieramy do groty i stwierdzamy, że miejscówka jest idealna - jak na życzenie! Spora wiata, palenisko z rusztem i jeszcze do tego malownicza, poszarpana skała z jaskinią! O niebo tu ładniej niż tam na skrzyżowaniu żwirowych dróg!

Obrazek

Obrazek

Jeśli wierzyć stojącej obok tablicy to Solna Jama ma 40 metrów długości (z czego większość trzeba pokonywać na czworakach). Soli tu nie ma i nigdy nie było. Zapewne szata naciekowa przypominała ludziom solne wykwity. Dawno temu mieszkały tu niedźwiedzie, ale szczęśliwie już ich nie ma i zostały po nich tylko szkielety, które docenili paleontolodzy. My doceniamy ładne ściany i sklepienia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnętrza są raczej wilgotne, z sufitów kapie, więc przydatność noclegowa samej jamy jest raczej znikoma.

W końcowej części jest nawet jeziorko!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo wszystko można znaleźć w grocie kilka suchych miejsc, gdzie jakieś dobre dusze skitrały trochę drewna. Z tego drewna oczywiście robimy użytek. Lubimy wszelakie ogniska, ale te wśród skał i te na piachu mają urok szczególny. Tu mamy jeden z tych przypadków :) Nieczęsty w polskich warunkach. No i jeszcze padać przestało! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Prawdopodobieństwo kolejnych burz w nocy czy nad ranem jest całkiem spore, więc postanawiamy postawić namiot wewnątrz wiaty. Co dach to dach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Śpi się rewelacyjnie - wreszcie jest ciepła noc! Nawet się nie zapinam w śpiworze. Tylko sny mamy jakieś dziwne ;) Kabakowi śni się, że wyszła w nocy do kibelka i w jaskini zobaczyła świecące oczy - i był niedźwiedź. Mi się śniło, że przyszli do nas jacyś obcokrajowcy, mówiący w nieznanym języku, którzy ciągnęli za sobą jakby spadochrony i coś od nas chcieli. Toperz skwitował to stwierdzeniem - "a może to nie sny? Łaziłyście obie gdzieś po nocy nie raz i gadanie też jakieś słyszałem". Zdjęć jednak nie mam - więc chyba jednak sny ;)

Poranne pakowanie.

Obrazek

Śniadanie się przedłuża bo przeczekujemy kilka zlew. Dobrze, że mamy tą naszą wiatę.

Obrazek

Obrazek

Potem o dziwo wychodzi słońce!

Obrazek

A przed nami bezmiar soczystych łąk! Człowiek by się tu pasł jak cięlęta na wiosnę! :)

Obrazek

Obrazek

Wśród łagodnych wzgórz majaczą pojedyncze zabudowania Gniewoszowa. Z tej perspektywy tereny wokół wydają się puste i dzikie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak kwiaty - to po horyzont. Jak paprocie - to wyższe od kabaka.

Obrazek

Obrazek

Po łąkach wala się sporo bel siana. Odpowiednia scenografia dla dopłat musi być.

Obrazek

Niektóre z nich są już nie pierwszej świeżości ;)

Obrazek

A to chyba symulacja dzikich barci? W przynajmniej jednej mieszkały jakieś pszczoły i donośnym brzękotem informowały okolicę o swoim istnieniu.

Obrazek

Docieramy do zamku Szczerba. Nie włażę do środka ruin, bo byliśmy tu już kilkukrotnie.

Obrazek

Szukam za to wiaty, z którą mamy kupę fajnych wspomnień. Wiaty niestety już nie ma - zostało samo palenisko... Zawaliła się? Spłonęła? Taka całkiem solidna była... Postawiono za to ławki i fikuśne tablice o pszczołach.

Obrazek

Obrazek

Poniżej trochę zdjęć archiwalnych. Wiata miała ciekawy kształt - nie kojarzę takiej drugiej konstrukcji. Pierwszy raz trafiliśmy do niej w 2008 roku, w pewien upiornie deszczowy, majowy dzionek. Na zdjęciach widać całą ekipę, która się zmieściła w skodusi ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W 2014 roku nocowaliśmy tam, zastanawiając czy przyjdą do nas jakieś zamkowe duchy. Nie przyszły. Albo tak mocno spaliśmy?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nawet kabaczę miało okazję uczestniczyć w ognisku w tymże miejscu, ale niestety nic z tego nie pamięta. W ogóle kabak bardzo często się wkurza, że była w tylu fajnych miejscach, ale zna je tylko ze zdjęć i opowiadań. To chyba tylko ja mam jakąś dziwną pamięć, sięgającą daleko wstecz, gdzie wspomnienia z bardzo głębokiego dzieciństwa zdają się być wyraźne jakby było to wczoraj.

Zima 2019.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A wracając do czasów współczesnych - kawałek dalej, nad potokiem, napotykamy nową wiatę, takiej samej konstrukcji jak ta przy grocie, w której spędziliśmy dzisiejszą noc. Więc jakby co - przyzamkowy teren dalej rokuje noclegowo. Jakby nas kiedyś naszła ochota znów odwiedzić tutejsze duchy ;)

Obrazek

Obrazek

Potem suniemy przez łąki, polnymi drogami prowadzącymi w stronę Długopola i Domaszkowa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oznaki suszy chlupoczą nam pod nogami ;)

Obrazek

Obrazek

Kwiaty! Wszędzie pełno kwiatów! Im to ta mokra pogoda chyba się bardzo podoba!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I ta niesamowita przestrzeń!!! I hulający po łąkach ciepły wiatr! :)

Obrazek

Obrazek

Mijamy stary słup. Trochę jakby kapliczka? Najbardziej przypomina mi stacje drogi krzyżowej. No ale jest sam jeden.

Obrazek

Polowanie na motylka.

Obrazek

Efekty polowania.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Schodzimy w stronę Długopola Górnego. Jakoś na tym etapie widzimy, że trzeba przyspieszyć, bo mamy jakieś 2.5 km do przejścia i pół godziny do pociągu, więc biegając radośnie po łąkach za motylkami raczej pewne, że pociąg da dyla. Dobrze, że jest już tylko w dół!

Obrazek

Obrazek

Początek wioski.

Obrazek

Staramy się więc wyciągać nogi jak tylko się da, ale po drodze jeszcze tyle ciekawych rzeczy! np. PKS z Minionkami ze starych opon!

Obrazek

Obrazek

Opuszczone obejścia, gdzie niestety nie zaglądam z braku czasu :(

Obrazek

Most drogowy, który kojarzy nam się z kolejowym.

Obrazek

Tartak z ciekawymi pojazdami szynowymi i sporą ilością trylinki.

Obrazek

Obrazek

Przedziwna, łukowata rura! Może ten kształt chroni ją przed częstymi w rejonie powodziami?

Obrazek

Sklep, którego już niestety nie ma...

Obrazek

Obrazek

Przykolejowe okolice.

Obrazek

Obrazek

Na stacje doczłapujemy dosłownie w ostatniej chwili. No może 5 minut zapasu było.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No a jak weszliśmy do pociągu to zaczęło padać i lało aż do Kłodzka.


KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ