Weekend ze średnią i nie do końca pewną pogodą spędziliśmy aktywnie i przyjemnie.
Sobotnia wycieczka w niedalekie okolice. Spacer z Krzeszowic do Miękini Drogą Tęczyńską... i tu lekkie zdziwienie, bo fajna polna droga jest własnie przerabiana w szeroką drogę asfaltową, z rowami po bokach, latarniami, chodnikiem i ścieżką rowerową i to na całej swej długości. No cóż, kraj się rozwija.
Przyszło lato, trwają żniwa. Lubię zapach dojrzałych zbóż.
Kamieniołomy w Miękini.
Tobi ćwiczy. Byłem pewny, że spadnie. Myliłem się, dał radę w obie strony.
Krzeszowicki park wygląda na zadbany.
W odróżnieniu od Pałacu Potockich, gdzie teren jest opisany jako prywatny.
Natomiast niedzielny spacer zrobiliśmy sobie po Jaworznie. Był jeszcze kawałek miasta, gdzie nie eksplorowałem po swojemu okolicy. Okolice wokół elektrowni, teoretycznie obszary przemysłowe i poprzemysłowe. Mało interesujące. Pomysł na wycieczkę podsunął mi filmik jaki oglądałem na YT rano, o Izerze, a dokładnie o tym, że niewiele się dzieje w temacie.
Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Dużo lasów i tras rowerowych. Całkiem sporo ludzi, na rowerach, spacerujących z pieskami, wędkarzy.
W starych pokopalnianych osadnikach. Są stawy teraz rybne.
Obchodzimy je dookoła, trafiamy na jeden z ciekawym odcieniem wody. Dziwne, czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Napotkany mężczyzna, który zażywa kąpieli słonecznych (a po wyglądzie rzekłbym, że zażywa codziennie) sam zagaduje i opowiada o opadającym poziomie wody, zarastaniu, coraz mniejszej ilości ryb i ptaków wodnych, natomiast co do koloru - nie widzi nic dziwnego i mówi, że zawsze taki był.
Wygląda jak rdza.
Tobi pije tą wodę i chętnie w niej pływa. Chyba jest ok.
W zasadzie tylko jeden staw jest taki rdzawy (najbliższy elektrowni). Pozostałe są normalne. Fajnie wyglądają. Spotykamy nawet ptaki wyglądające na czaple, czy coś w tym stylu.
Idziemy dalej, coraz bardziej dzikimi ścieżkami. Zbliżamy się do terenów, planowanej fabryki Izery.
Teren z wyciętym lasem jest ogromny. Otoczony dookoła tablicami o zakazie wstępu. Każda droga zamknięta szlabanem z kamerami typu fotopułapka. Ukochana początkowo nawet nie chciała tam wchodzić, a ja jakoś nie zrobiłem zdjęć tych instalacji, bo nie chciałem prowokować kogoś, kto te monitoringi być może ogląda. Weszliśmy, połaziliśmy. Nikt się nie zjawił.
Wycinka była jakoś w lutym, błyskawiczna, w parę tygodni wszystko zniknęło. Maszyny pracowały nawet po ciemku, świecąc światłami jak w jakiejś apokaliptycznej wizji, a ciężarówki załadowane drewnem sunęły w długich konwojach. Teraz na tym obszarze nie ma już nikogo, żadnych maszyn, ludzi, nic. Trochę drewna zostało, nie wiadomo dlaczego tego nie wywieziono. Na poprzednim zdjęciu widać też mały fragment lasu, który też się ostał, jak wyspa. Przygnębiający widok.
Na powrocie wyjaśniła się częściowo zagadka rdzawej wody. Rdzawa rzeczka ma swoje źródło w tym właśnie miejscu. Wypływa z betonowego bunkra, a w środku słychać jakby pracę pomp. Próbowałem poczytać o tym w necie. Rzeczka nazywa się żeleźnica.
Ciek niemalże w całości jest zasilany przez wodę pompowaną z byłej kopalni Jan Kanty. Tak było już w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku, kiedy ta okolica uległa przekształceniu w związku z działalnością kopalń Niedzielisk. Pisał o tym Stanisław Marczykiewicz, także Jan Polaczek opisując w 1914 roku jaworznickie cieki. Żeleźnica jest rzeką, dopływem Przemszy, sączy się z wolna z pokładów węgla kopalnego i rud żelaznych.
Bardzo interesujący ten dzisiejszy spacer. Ciekawe jaka będzie przyszłość tych terenów. Czy faktycznie powstanie tutaj fabryka samochodów elektrycznych? Pożyjemy, zobaczymy.