KRK pisze:Poszukam i zaraz znajdę dane ze Szwajcarii, gdzie do momentu nasycenia rynku corocznie notowano 10% wzrost sprzedaży (do 2008r) i odwrotnie spadek zainteresowania punktami informacji o detektorach (procent składany czyli powoli ale z czasem się nauczyli).
W końcu wpadło mi w łapska, wiec mogę podeprzeć się wykresem ze str 7:
http://www.wsl.ch/info/mitarbeitende/zw ... recast.pdf
Podają też iż w 2008r. 90% narciarzy jeżdżących poza przygotowanymi trasami używało detektory lawinowe. W podobnym opracowaniu spotkałem szacunki 80% z detektorem poza trasami i 50% z detektorem na przygotowanych trasach zjazdowych. Wzmiankowany wykres pokazuje również ile nam brakuje i ile czasu może zająć dojście do podobnych wyników. Starsze dane lepiej odzwierciedlają nasza rzeczywistość.
viking pisze:Jak wiesz, szwajcarski turysta górski rzadko w góry wychodzi bez przewodnika
, stać (ich) go na to. Nieważne czy to jest (w naszym mniemaniu) łatwa dolinka czy też szczyt. Oni tak chodzą (dla nas to dziwne, co kraj to obyczaj).
Lawina nie wybiera, ale wypadki lawinowe z przewodnikiem to 1/4 przypadków reszta bez, czyli 3x więcej
Wraz z nabieraniem doświadczenia pojawia się kwestia zwiększania podejmowanego ryzyka. Wiekowo zwiększanie ryzyka występuje do trzydziestki na karku (dlatego ważne by częściej używali detektory). Zimowi górscy łazikowicze (głównie wspinacze) to jedynie 15-20% porwanych przez lawiny. Znaczna większość to jeżdżący poza trasami narciarze, skiturowcy i snowboardziści, razem około 75% (w Stanach i Kanadzie przodują ofiary na skuterach, kosztem narciarzy) i to głównie do nich jest skierowany punkt kontroli detektorów. Co ciekawe wyprawy singli to jedynie 8% wypadków (procentuje wiedza by zimą nie chodzić samemu), wypadkom lawinowym ulegają najczęściej grupy 2-3 osobowe (52%). Wykres na dole str 3:
http://www.wsl.ch/info/mitarbeitende/zw ... idents.pdf
Rzekoma "100% przeżywalność" lawiny w pierwszej minucie po zasypaniu jest spowodowana tym, że mimo wagi zbitego śniegu 6% całkowicie zasypanych szybko wygrzebie się o własnych siłach. Ofiary śmiertelne leżące równie płytko trzeba wpierw zlokalizować i tutaj niby umyka kilka procent. Wyścig z czasem przy odkopywaniu bezpośrednio związany jest z głębokością zasypania, która średnio wynosi około 1 metr pod śniegiem. Z tym że przeżywający leżą średnio pod 70 cm warstwą, a ofiary śmiertelne średnio na głębokości 120 cm. Rozkład głębokości zakopania mamy na wykresie str 4:
http://arc.lib.montana.edu/snow-science ... 6-0690.pdf
Plecaki ABS całkowicie lub znacznie poprawiają głębokość zasypania (co wynika z praw fizyki, potwierdzonych badaniami na manekinach). Ale też nie sprawdzą się w każdym terenie i przy wszystkich możliwych typach lawin. Co ważne wraz z rozwojem techniki i wiedzy uczestników wypadków zmniejsza się długość czasu przebywania ofiary pod śniegiem. Ładnie zobrazowane na str 4:
http://www.slf.ch/praevention/lawinenun ... issw08.pdf
Szanse odkopania żywej osoby używając detektora to 50%, w przypadku samej sondy szansa spada do 25% (ale też może się udać, gorzej wyglądają sytuacje przy głębszym zakopaniu jak przy tatrzańskiej tragedii sprzed dwóch lat).
Podsumowując w kończącym się dziś sezonie zimowym, na zrobione 380 km tras, "tylko raz" przydał mi się.. kask. Na łatwej grani podbiło mi stopę i zahaczyłem lewym atakującym zębem prawego raka o koszyk na lewym bucie, momentalna utrata równowagi i wyrżnąłem łbem w skałę pod śniegiem. Na szczęście zadziałała poprawna instynktowna reakcja wbicia czekana, zanim nabrałbym prędkości