Wypadki w Tatrach
Moderatorzy: adamek, Moderatorzy
Każda śmierć boli, ale trzeba zadać sobie pytanie: do ilu z tych wszystkich wypadków mogłoby w ogóle nie dojść? Jak często czytamy o ludziach, którzy poszli we mgle na Orlą Perć, czy o kimś kto wybrał się w najwyższe partie gór po opadach deszczu, itp.? Kiedy wybierałem się zimą na Rysy po dwóch tygodniach tęgich mrozów przy dobrej pogodzie spotkałem kilku taterników idących do Schroniska nad Morskim Okiem. Jeden z nich powiedział: tylko nie wchodźcie żlebami, bo tam jest największe zagrożenie lawinowe. Po czym nawiązaliśmy rozmowę o szkoleniach lawinowych, podczas której jeden z nich wypowiedział zdanie: a kto to jest Edward Chudziak? - Jakiś nauczyciel WF-u? Dwa dni później przeczytałem w wiadomościach, że zginął jeden taternik, który wyruszył z Morskiego Oka. Zginął podczas zjazdu... Żlebem Marchwicznym, którym to wywołał lawinę (na dzień przed wypadkiem pogorszyła się pogoda na kilka dni). Pięciu innych przysypało, ale wydostali się o własnych siłach. A ile wypadków z Orlej mogłoby w ogóle nie mieć miejsca? Wystarczy przeczytać historię tamtejszych wypadków. Myślę, że równo połowa nie powinna się stać, jak nie więcej... Tak często nieodpowiedzialność i brak przygotowania prowadzi do wypadków, a ostatnio brak czasu, który przyczynia się do tego, że wielu próbuje 'robić coś na szybko' bo ma krótki urlop - niezależnie od pogody. Ta ostatnia przyczyna jest dość często widoczna w przypadku szczytu Mt. Blanc.
Ostatnio zmieniony 09 stycznia 2013, 11:29 przez Mosorczyk, łącznie zmieniany 1 raz.
Dobromile, dla mnie taka, że jak rodzina była wierząca, to syn dostarczył im w czasie świątecznym niemiły 'prezent'. Nie wiem jak to nazwać.. zepsute Boże Narodzenie, które jest czasem radości? I tak większość pomyśli. Poza tym może zdarzyć się to każdemu i wszędzie. Tutaj pech po skończonej drodze. A żałoba najbliższych będzie taka sama.
Patrycjo a ja uważam, że każda śmierć jest ważniejsza od jakiś tam świąt. To tragedia, której wielkość jest niezależna ( oczywiście wg mnie ) od daty i mało ważnych ( w tym momencie ) okoliczności.Pati pisze:Dobromile, dla mnie taka, że jak rodzina była wierząca, to syn dostarczył im w czasie świątecznym niemiły 'prezent'
szczęśliwie tym razem...Turyści utknęli na Świnicy - Ratownicy TOPR sprowadzili dziś rano grupę wspinaczy, która utknęła na Świnicy.
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17516
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17516
W pełni się zgadzam z Mosorczykiem, co więcej sam nie raz widziałem takie przypadki. Co roku jestem w Tatrach i co roku praktycznie z innymi ludźmi. I co najciekawsze, problemu wcale nie stanowili Ci, którzy przyjechali pierwszy raz, ale dwóch takich, co weszli już na parę szczytów i wydawało im się, że są hardorami (ich określenie.) Najciekawszy przykład głupoty pierwszego z nich :
Letnia wyprawa. Cel : Kasprowy i Świnica, o ile pogoda pozwoli. Na Kasprowym właśnie zaczęła się psuć, ale 'hardkor' twardo chce iść dalej. No ok - myślę sobie, zawsze po drodze można zejść. Gdzieś w okolicy Beskidu jednak otoczyły nas gęste, ciężkie chmury. Proponuje zawrócić, bo wszystko wskazuje na to, że zaraz zacznie padać. Ale nie, 'hardkor' dalej twardo idzie do przodu. No to idziemy dalej. Nieco dalej, gdzieś w połowie drogi, widoczność spada mniejwięcej do 10m...nagle zagrzmiało. Na moje stwierdzenie, że idzie burza i schodzimy...uszłyszałem : "to odgłosy od kolejki". No cóż... zagrzmiało drugi raz, potem trzeci... i po 10 minutach przekonywań w końcu ruszyliśmy w dół...Ale jestem pewny, że gdyby szedł sam to z pewnością poszedł By na Świnicę...
A teraz drugiego :
Co ciekawe, rzecz też się miała w okolicach Świnicy... Idzie sobie ludek, za nim cała procesja ludzi. Czasem tak jest, że jak ludzie zobaczą kogoś, kto pewnie idzie trudnym szlakiem, to czasem zaczynają iść za nim niczym za jakimś przewodnikiem. No i tak było w tym przypadku. A ten ,jak tylko to zauważył, zaczął sobie nonszalancko pokonywać kolejne metry szlaku. W pewnym momencie, gdzieś w połowie drogi ze Świnicy, w kierunku Zawratu, ludek nonszalancko się potyka, oraz nonszalancko upada. Jego czapeczka oraz okularki równie nonszalancko spadają w przepaść. Niby w tym momencie jakby się otrzeźwił. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że to go czegoś na dłużej nauczyło. Już następnego dnia wesoło bujał się na łańcuchach OP, po to, aby mieć hardcorowe fotki na fb, nk i inne tego typu portale.
Niestety, śmiem twierdzić, że nie są to odosobnione przypadki...
Letnia wyprawa. Cel : Kasprowy i Świnica, o ile pogoda pozwoli. Na Kasprowym właśnie zaczęła się psuć, ale 'hardkor' twardo chce iść dalej. No ok - myślę sobie, zawsze po drodze można zejść. Gdzieś w okolicy Beskidu jednak otoczyły nas gęste, ciężkie chmury. Proponuje zawrócić, bo wszystko wskazuje na to, że zaraz zacznie padać. Ale nie, 'hardkor' dalej twardo idzie do przodu. No to idziemy dalej. Nieco dalej, gdzieś w połowie drogi, widoczność spada mniejwięcej do 10m...nagle zagrzmiało. Na moje stwierdzenie, że idzie burza i schodzimy...uszłyszałem : "to odgłosy od kolejki". No cóż... zagrzmiało drugi raz, potem trzeci... i po 10 minutach przekonywań w końcu ruszyliśmy w dół...Ale jestem pewny, że gdyby szedł sam to z pewnością poszedł By na Świnicę...
A teraz drugiego :
Co ciekawe, rzecz też się miała w okolicach Świnicy... Idzie sobie ludek, za nim cała procesja ludzi. Czasem tak jest, że jak ludzie zobaczą kogoś, kto pewnie idzie trudnym szlakiem, to czasem zaczynają iść za nim niczym za jakimś przewodnikiem. No i tak było w tym przypadku. A ten ,jak tylko to zauważył, zaczął sobie nonszalancko pokonywać kolejne metry szlaku. W pewnym momencie, gdzieś w połowie drogi ze Świnicy, w kierunku Zawratu, ludek nonszalancko się potyka, oraz nonszalancko upada. Jego czapeczka oraz okularki równie nonszalancko spadają w przepaść. Niby w tym momencie jakby się otrzeźwił. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że to go czegoś na dłużej nauczyło. Już następnego dnia wesoło bujał się na łańcuchach OP, po to, aby mieć hardcorowe fotki na fb, nk i inne tego typu portale.
Niestety, śmiem twierdzić, że nie są to odosobnione przypadki...
Mistrzu czyli wg Ciebie powinien sobie dać spokój z chodzeniem po górach bo się potknął? A może od tamtego czasu jest już bardziej ostrożniejszy.Master pisze:Już następnego dnia wesoło bujał się na łańcuchach OP
Znam (nie osobiście) kolesia z innego znanego forum górskiego który miał dość poważny wypadek w Tatrach z którego wyszedł mozna powiedzieć cało na dwa pytania 1. Czy bedziesz dalej się wspinał? 2. Czy wrócisz na tą samą drogę? odpowiedział dwa razy TAK
No widzisz, wyciąłeś krótki fragment całości i do tego chyba nie dokładnie przeczytałeś. To był tylko PRZYKŁAD. Zdarzenie którego powinno dać do myślenia, a nie dało. Nie raz zresztą widywałem podobne sytuacje. Nie chodzi o to, że ktoś chodzi po trudnych szlakach, tylko jak to robi. Jedni idą bez przygotowania zimą w góry, inni swoim głupawym zachowaniem stwarzają zagrożenie dla siebie i czasem też dla innych.
A co powiedzieć o około pół tysiącu ludzi umierających dziennie (!) w Polsce na choroby serca. Część z nich można byłoby uniknąć gdyby w swoim czasie ruszyli w góry, czy gdziekolwiek na zwykły spacer. Zatem po części przypadki spowodowane tym, że w góry nie poszli wcale. Porównanie wyników badań kontrolnych krwi w tabelach wiekowych dają dodatkową motywację aby ruszać na szlak. Oczywiście wszystko z umiarem i dostosowane do umiejętności.
W Tatrach lawina porwała taternika
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17714
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17714
W sumie nie tyle wypadek, co smutny zbieg okoliczności:
Tatry: Śmiertelne zasłabnięcie na szlaku:
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17774
Tatry: Śmiertelne zasłabnięcie na szlaku:
http://www.tygodnikpodhalanski.pl/?mod= ... 1&id=17774
"Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe jest zło..."
(R. Kapuściński)
(R. Kapuściński)