Temat ciekawy. Po kolei wypowiem się na te wątki, kóre mnie zainteresowały.
Większość ludzi uważa solistów za szaleńców. Nie rozumiani znaleźli się w swoim niedostępnym zwykłemu śmiertelnikowi świecie
Alain Robert to człowiek szalony, ekscentryczny, ale nie można powiedzieć, że czegoś w życiu nie dokonał i na razie robi to dalej.
Możesz tu spotkać prawdziwych wyznawców wolności - tak o sobie myślą. Ci ludzie poświęcą dla wspinania szkołę, karierę, a nawet rodzinę. Tradycyjny model mieszczańskiego żywota zupełnie im nie odpowiada. Być może wspinaczka czy - jak niektórzy sadzą - adrenalina, są dla nich nałogiem, ale to jedyne ograniczenia, na które się godzą
Tak, jeśli się czegoś bardzo chce to dużo można poświęcić. Jedni poświęcają wszystko, inni część, jednak zawsze żeby mieć na jedno czas trzeba z czegoś zrezygnować. Często cierpi na tym rodzina, ale co pozostaje powiedzieć. Muszą się przyzwyczaić, pogodzić z tym, zaakceptować... Wszystko przez to, ze właśnie szuka się czegoś "mocniejszego" w życiu.
Na ogół wspinacz pokonuje wybraną drogę wielokrotnie z liną, aż do momentu gdy nie popełnia już błędów i nabiera pewności, że solo zakończy się sukcesem
Tak, przyzwyczajenie, ciągłe sukcesy na danej drodze i pewność robią swoje, a od tego zaczyna się podwyższanie poprzeczki.
Nie poddawał się jednak, próbował do końca. Maksymalnie naprężył rękę i końcami palców, rozrywając skórę, uchwycił szorstkiej krawędzi
Ramy okienne, których chwytałem podczas tego wejścia są bardzo ostre, rozcięcia palców udało mi się uniknąć, dzięki dokładnemu oklejeniu ich plastrem. Mimo to pod koniec wspinaczki, pod dachem, czułem jakbym trzymał się już tylko na samych kościach, reszta palców została przez metal zgnieciona. Ból i świadomość zbliżającego się sukcesu zdekoncentrowały mnie i popełniłem karygodny błąd. Jedną z rozpieranych na pionowych ramach stóp postawiłem w powietrze. Druga noga natychmiast obsunęła się po zakurzonej ramie. Na sekundę zawisłem na końcach palców
To już są granice wytrzymałości... Uda sie, albo nie...
Żywiec nie pozostawia wyboru, albo przejdziesz całą drogę albo zejdziesz nią na sam dół. Jeżeli zatniesz się w połowie skończysz w dębowej skrzyni
Derek Hersey wg mnie pogodził się ze śmiercią, brał taką możliwość pod uwagę, nawet był pewny, że kiedyś może się to zdażyć.
Zamarła była dla mnie legendą. Po lekturze górskich książek z początku wieku stała się dla mnie uosobieniem góry zabójcy. Tak ja wtedy widziałem. Żyłem opowieściami, w których romantyczni śmiałkowie mierzyli się z groźnymi górami
Mimo respektu jaki czułem wobec tej góry zdecydowałem, że będę się wspinał. Walczyłem ze strachem racjonalnymi argumentami
Fascynacja swoje robi, co tu duzo mówić, a takie rzeczy pociągają.
Gdy wszedłem na górę miałem już całkiem sporą grupkę fanów. Publiczność w górach to prawdziwa rzadkość. Na ogół pokonujemy ściany w ciszy obserwowani tylko przez partnerów od liny. Jeżeli idziesz sam często nikt cię nie widzi. I całe szczęście samotność pozwala bowiem uchwycić głębię ekstremalnych przeżyć. Bez oceniających cię ludzi zostajesz sam ze swoimi myślami
Nie dziwię się tej publiczności, jak widziałam 2 wspinaczy w Tatrach i wchodzili po pionowej ściane, to tez się zatrzymałam i dosłownie ich podziwiałam. Tyle, że tak stać raczej nie powinno się, bo wspinać powinno się w mniejszej grupie, można się bardziej skupić, wiadomo po co się tam jest... a publika wtedy jest zbędna. To nie zawody jak na np. sztucznych obiektach.
Taka wspinaczka wymaga przede wszystkim odporności psychicznej i umiejętności koncentracji
Stres żywca zostaje zminimalizowany poprzez porównanie z czymś naprawdę wielkim
Czysta psychologia - jeśli chodzi o to porównanie, można dużo na ten temat czytać i to jest sprawdzone.
Zauważyłem, że oglądający miejskie wspinaczki ludzie boją się nieraz mocniej niż narażający swoje życie wspinacz. Podczas żywca alpinista odsuwa wszelkie nie przynoszące postępu we wspinaczce, niepotrzebne myśli. Pierwsza rzecz o jakiej powinien zapomnieć to strach. Przerażony człowiek traci całą sprawność fizyczną, a na ścianie wpada w dygoty i szybko spada. Dla większości ludzi strach jest odczuciem naturalnym. Soliści nie są szaleńcami, i też się do owej większości zaliczają. Opanowali jednak umiejętność zachowywania zimnej krwi w skrajnych sytuacjach. Dla nich strach jest uczuciem, które zamieniają w siłę napędową
"Dla wytrenowanego sportowca strach jest alarmem nakazującym wybór najlepszego rozwiązania w najkrótszym czasie. Kiedy udaje się nam uczynić go pozytywnym, udaje się także zwielokrotnić swoje siły, dokonać wyczynów ekstremalnych, podobnie jak podczas działania dopingu...stosuję więc doping adrenalinowy... Wspinam się bez żadnego zabezpieczenia aby poznać smak strachu i intensywną, niemal surrealistyczną przyjemność pokonania go"
Z tym muszę się zgodzić, o strachu na pewno się nie myśli, a przeżycia są zwielokrotnione.
Nie sadzę aby wspinacze marzyli o strachu albo, że są uzależnieni od adrenaliny.
Jest z kolei pewne, że cieszymy się świadomością, ze dokonaliśmy czegoś niezwykłego - i mimo odczuwanego strachu- przemogliśmy się, by stanąć nad przeciętnością. Obrazek pławiącego się w strachu alpinisty jest z gruntu fałszywy. Wszyscy z którymi rozmawiałem starają się go unikać
Uzależnieni to są na pewno, trudno byłoby mi uwieżyć, że to nie adrenalina. Często jest to coraz większa dawka, bo inaczej nie przeszliby na żywcowanie. Potrzeba coraz silniejszych doznań jest za mocna.
Najlepsi soliści świata wyglądają nieco ekscentrycznie
Nie dziwię się, silne indywidualności, zawsze w jakiś sposób to eksponują, niektórzy oczywiście czasem nieświadomie.
Celowa konfrontacja z myślami o śmierci może prowadzić do bardziej świadomego życia, pozwoli przeżywać każdy dzień, jakby był ostatnim. Solo jest zmaganiem ze świadomością możliwości śmierci
Według większości solistów wspinanie bez liny jest więc afirmacją życia. Próbą życia w pełnym wymiarze, w świecie bez przeciętności i szarzyzny.
Żywiec jest formą sztuki, a soliści artystami wśród sportowców.
"Wolę krótką i intensywną egzystencję niż długie i nudne życie. Dla mnie solo to nie jest sport, ale filozofia życiowa. Kocham przygodę i niepewność. We wspinaczce bez asekuracji nigdy nie jesteś absolutnie bezpieczny. To mnie fascynuje i popycha do następnych ekstremalnych osiągnięć. Nie jestem samobójcą, ale w pewnym sensie, graczem. Gram z życiem. I ze śmiercią"
Co tu dużo mówić, to akurat bardzo dobrze rozumiem. To jest zmaganie ze sobą i śmiercią. Pełnia korzystania z życia.
RafalS pisze:Czy myslicie,ze wielu ludzi chodzacych po gorach stale przesuwa swoje granice. Chodzi po gorach coraz bardziej niebezpiecznie,na coraz trudniejsze trasy.Fakt sa coraz bardziej doswiadczeni.Ale doswiadczenie to rutyna.A rutyna to bledy
Zobaczcie jak sami chodzicie teraz po zimie w górch i widać jak to sie pogłębia. Co do rutyny, to prawda.
RafalS pisze:nowego sprzetu
Sprzęt zawsze jest zawodny, a człowiek jak pokazują proste statystyki jeszcze bardziej. Najlepiej kierować się dewizą ograniczonego zaufania, jednak we wspinaczce solo to raczej nie mozliwe. Tu ważna jest wiara w siebie, w swoje mozliwości. Oczywiście one mogą zawieść...
Tacy wspinacze co żywcują dla mnie żyją więc pełnią życia i są niestety też samobójcami.