7000

W tym dziale rozmawiamy o górach z całego świata oraz przedstawiamy nasze relacje i zdjęcia z wycieczek zagranicznych. Również tu możesz zapytać o przygotowania, problemy i trudności przy organizowaniu wypraw zagranicznych.

Moderatorzy: adamek, PiotrekP, Moderatorzy

Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 11:39

Ja nie mam pojęcia...
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 11:44

jck pisze:Ja nie mam pojęcia...
Ostatnia podpowiedź:

Człowiek o którym mówimy zdobył jako pierwszy tą górę ze swoim przyjacielem.
Z tym samym przyjacielem zdobył swój pierwszy, bardzo wyjątkowy ośmiotysięcznik.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 15:18

Jeszcze jedno:

Obaj z tym przyjacielem byli bardzo wyjątkowi pod pewnym względem.
On jeszcze żyje, jego przyjaciel już nie ...
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 16:06

Mnie zabiłeś. Nadzieja w innych forumowiczach.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 20:27

jck pisze:Mnie zabiłeś. Nadzieja w innych forumowiczach.
No to może tak:
Człowiek o którym mowa jest jedynym żyjącym himalaistą, który tego dokonał :)
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 20:50

Dobra zakojarzyłem...Diemberger.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 21:22

jck pisze:Dobra zakojarzyłem...Diemberger.
Tak jest - Kurt Diemberger dał na imię swojej córce: "Chogolisa"

Jacku - po raz kolejny:

:7: :7: :7: :7: :7: :7: :7: :7: :7: :7:
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 21:31

Dobra, teraz to się raczej nie popisałem.
Co prawda nie pasuje to do końca tutaj, ale to nie tyle zagadka ile problem:
powszechnie uznaje się jako jedynych na świecie zdobywców dwóch dziewiczych ośmiotysięczników Buhla i DIembergera. Jest jednak jeszcze Gyalzen Norbu: Manaslu i Makalu /ale nie w pierwszej dwójce - Couzy, Terray, ale w kolejnym zespole/. Rozumiem, że mozna tego nie uznać za pierwsze wejście, a jednocześnie zrozumiem też gdy zostanie uznane. Powszechna opinia, nie zalicza tego jako pierwszego wejścia. Tu pojawia się kolejny problem: co zatem z Kukuczką i jego wejściem na Cho Oyu zimą? Nie był pierwszy, a powszechna opinia głosi, iż jego wejście w drugiej dwójce /3 dni po Berbece i Pawlikowskim/ jest pierwszym zimowym. Nie chcę dyskredytować naszego mistrza, jednakże dlaczego chwały odbiera się temu dzielnemu Szerpie?
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 21:50

jck pisze:Dobra, teraz to się raczej nie popisałem.
Co prawda nie pasuje to do końca tutaj, ale to nie tyle zagadka ile problem:
powszechnie uznaje się jako jedynych na świecie zdobywców dwóch dziewiczych ośmiotysięczników Buhla i DIembergera. Jest jednak jeszcze Gyalzen Norbu: Manaslu i Makalu /ale nie w pierwszej dwójce - Couzy, Terray, ale w kolejnym zespole/. Rozumiem, że mozna tego nie uznać za pierwsze wejście, a jednocześnie zrozumiem też gdy zostanie uznane. Powszechna opinia, nie zalicza tego jako pierwszego wejścia. Tu pojawia się kolejny problem: co zatem z Kukuczką i jego wejściem na Cho Oyu zimą? Nie był pierwszy, a powszechna opinia głosi, iż jego wejście w drugiej dwójce /3 dni po Berbece i Pawlikowskim/ jest pierwszym zimowym. Nie chcę dyskredytować naszego mistrza, jednakże dlaczego chwały odbiera się temu dzielnemu Szerpie?
Ba - temat na "nocne Polaków rozmowy".
Nie chciałem już wywoływać tego tematu przy Twojej zagadce o pierwszych zdobywcach dwóch dziewiczych 8000 (notabene dzięki niej odświeżyłeś moją pamięć o Buhlu :) ), ale właśnie w niektórych źródłach jako trzeci (też zresztą jak Buhl nieżyjący) wymieniany jest Norbu (zawsze mi ucieka jego nazwisko z pamięci).
Ja byłbym skłonny zaliczyć Norbu (może wreszcie zapamiętam) w poczet tych trzech wyjątkowych.
Takie problemy bedą się pojawiały zawsze, ponieważ alpinizm / himalaizm - i tu się chyba zgadzamy (pamiętam z poprzednich dyskusji) - nie jest typowym sportem z precyzyjnie okreslonym i zatwierdzonym regulaminem opisującym szczegółowo wszystkie możliwości.

Dla mnie więszym problemem jest przypadek Nives Meroi, gdzie większość źródeł nie uznaje jej wejścia na Shisha Pangmę (w 1999 - przyznaję bez bicia - rok musiałem sprawdzić :) ) z powodu tego, że ze względu na fatalną widoczność panującą pod szczytem nie ma pewności, że wraz z mężem stanęli rzeczywiście na samym wierzchołku. Dokumentacja fotograficzna w takich warunkach nie stanowiła oczywiście roztrzygnięcia.
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 22:11

Dziękuję Ci za Twoją wypowiedź. Ja się z tym zgadzam. W dobie tamtych wypraw często o kolejności wejścia decydowały nie tylko umiejętności /bo zespoły składały się z wielu równorzędnych wspinaczy/, a czasem zwykłe szczęscie do pogody, ułożenie w obozach na długo przed atakami szczytowymi.
Reguł faktycznie nie ma, więc to są raczej dyskusje na poglądy- co wcale nie przeszkadza by przedstawić swój punkt widzenia- ja się ciąglę uczę i tego typu dywagacje z innymi mającymi wiedzę na dany temat rozszerza mój pogląd.
W przypadku Nives Meroi. Za to co zrobiła w przypadku Dhaulagiri mam do niej bezwzględny szacunek. Wejście było kwestionowane/znowu pogoda i brak dokumentacji/ na co Nives powiedziała, że jej jest obojętne to co mówią inni, ona sama chce mieć pewność, że weszła- pojechała po raz kolejny i odniosła sukces. Bez walki z mediami itp- po prostu dla samej siebie.
Takich sytuacji jest wiele: np wejście Hinkesa na Cho Oyu, co w jego przypadku ma duże znaczenie, bo jeśli faktycznie miało miejsce /wielu twierdzi, że tak/ to już dawno stał się zdobywcą całej 'czternastki'.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 22:21

jck pisze:Dziękuję Ci za Twoją wypowiedź. Ja się z tym zgadzam. W dobie tamtych wypraw często o kolejności wejścia decydowały nie tylko umiejętności /bo zespoły składały się z wielu równorzędnych wspinaczy/, a czasem zwykłe szczęscie do pogody, ułożenie w obozach na długo przed atakami szczytowymi.
Reguł faktycznie nie ma, więc to są raczej dyskusje na poglądy- co wcale nie przeszkadza by przedstawić swój punkt widzenia- ja się ciąglę uczę i tego typu dywagacje z innymi mającymi wiedzę na dany temat rozszerza mój pogląd.
W przypadku Nives Meroi. Za to co zrobiła w przypadku Dhaulagiri mam do niej bezwzględny szacunek. Wejście było kwestionowane/znowu pogoda i brak dokumentacji/ na co Nives powiedziała, że jej jest obojętne to co mówią inni, ona sama chce mieć pewność, że weszła- pojechała po raz kolejny i odniosła sukces. Bez walki z mediami itp- po prostu dla samej siebie.
Takich sytuacji jest wiele: np wejście Hinkesa na Cho Oyu, co w jego przypadku ma duże znaczenie, bo jeśli faktycznie miało miejsce /wielu twierdzi, że tak/ to już dawno stał się zdobywcą całej 'czternastki'.
Rozmowy z Toba są również dla mnie bardzo inspirujące i skłaniające do refleksji.
Co do układu zespołów w poszczególnych fazach wspinaczki, to ze wspomnień Hajzera pamiętam, że podobno mistrzem w "mieszaniu" był Wielicki.
Probulski też robił niezłe numery - wychodził w nocy sam, zostawiając partnera, żeby zdobyć szczyt samotnie, a jak przyszły problemy to wracał jakby nigdy nic do partnera.
Tak więc rzeczywiście masz rację w kwestii szczęścia i przypadku.
Dla Meroi rzeczywiście - szacunek.
Z tego co pamiętam, to wszystkie dotychczasowe 8000 zrobiła bez tlenu ?

Napisz coś o Hinkesie na Cho Oyu - nie kojarzę sprawy :)
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 12 kwietnia 2008, 22:38

Dariusz Meiser pisze:Co do układu zespołów w poszczególnych fazach wspinaczki, to ze wspomnień Hajzera pamiętam, że podobno mistrzem w "mieszaniu" był Wielicki.
O tym nie słyszałem. Ciekawe to co napisałeś. W jakim kontekście odniósł to Hajzer? Bo jedyne co mi się kojarzy to zimowa Annapurna, gdzie to w zasadzie Wielicki został 'wrobione' w partnerowanie Wandzie Rutkiewicz /zawsze mi się ciepło na sercu robi, gdy o Niej wspominam/, która podówczas była chora, a oficjalnie miała wspinać się z Kukuczką. Z tego powodu Wielickiemu 'uciekł' szczyt.
Więc Probulski wzorował się na Buhlu. Wyszedł, nic nie powiedział...
Dariusz Meiser pisze:Dla Meroi rzeczywiście - szacunek.
Z tego co pamiętam, to wszystkie dotychczasowe 8000 zrobiła bez tlenu ?
Tak, podobnie jak Kaltenbrunner, wszystko bez tlenu.
Dariusz Meiser pisze:Napisz coś o Hinkesie na Cho Oyu - nie kojarzę sprawy
Za wiele tu nie napiszę, bo nie mam zagłebiałem się w to nigdy. Problem Cho Oyu polega na rozległym wierzchołku- każdy zdobywca ma w zasadzie zgryz czy osiągnął najwyższy punkt. Pytałem o to jakiś czas temu Anglika /wynikało to z moich obaw dotyczących znalezienia najwyższego punktu na Alphubel, który wówczas był jednym z naszych celów/, który miał okazję stanąć na Cho Oyu i powiedział, że to faktycznie jest bardzo rozległy obszar. Hinkes w złej widoczności podążął w kierunku wierzchołka- czy do niego dotarł czy nie- tego się nie dowiemy. W przypadku innych gór jest to łatwiejsze do rozsądzenia, gdy mowa o Cho Oyu sytuacja bardzo się komplikuje, skoro nikt tak naprawdę nie wie, gdzie ten najwyższy punkt się znajduje.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 12 kwietnia 2008, 23:11

jck pisze:
Dariusz Meiser pisze:Co do układu zespołów w poszczególnych fazach wspinaczki, to ze wspomnień Hajzera pamiętam, że podobno mistrzem w "mieszaniu" był Wielicki.
O tym nie słyszałem. Ciekawe to co napisałeś. W jakim kontekście odniósł to Hajzer? Bo jedyne co mi się kojarzy to zimowa Annapurna, gdzie to w zasadzie Wielicki został 'wrobione' w partnerowanie Wandzie Rutkiewicz /zawsze mi się ciepło na sercu robi, gdy o Niej wspominam/, która podówczas była chora, a oficjalnie miała wspinać się z Kukuczką. Z tego powodu Wielickiemu 'uciekł' szczyt.
Więc Probulski wzorował się na Buhlu. Wyszedł, nic nie powiedział...
Chodzi o Kangchendzongę, kiedy umarł (bo w zasadzie umarł a nie zginął) Andrzej Czok.
Bardziej chodziło o mieszanie w kolejności wyjść niż ingerowanie w skład zespołów.
Samotny rajd Probulskiego to też ta bajka.
Jutro spróbuję coś więcej napisać, bo już mi klawisze rozpełzają się po pokoju (dzisiaj byłem w pracy a potem na imprezie).
jck pisze:
Dariusz Meiser pisze:Dla Meroi rzeczywiście - szacunek.
Z tego co pamiętam, to wszystkie dotychczasowe 8000 zrobiła bez tlenu ?
Tak, podobnie jak Kaltenbrunner, wszystko bez tlenu.
Ach te kobiety :) :) :) :)
jck pisze:
Dariusz Meiser pisze:Napisz coś o Hinkesie na Cho Oyu - nie kojarzę sprawy
Za wiele tu nie napiszę, bo nie mam zagłebiałem się w to nigdy. Problem Cho Oyu polega na rozległym wierzchołku- każdy zdobywca ma w zasadzie zgryz czy osiągnął najwyższy punkt. Pytałem o to jakiś czas temu Anglika /wynikało to z moich obaw dotyczących znalezienia najwyższego punktu na Alphubel, który wówczas był jednym z naszych celów/, który miał okazję stanąć na Cho Oyu i powiedział, że to faktycznie jest bardzo rozległy obszar. Hinkes w złej widoczności podążął w kierunku wierzchołka- czy do niego dotarł czy nie- tego się nie dowiemy. W przypadku innych gór jest to łatwiejsze do rozsądzenia, gdy mowa o Cho Oyu sytuacja bardzo się komplikuje, skoro nikt tak naprawdę nie wie, gdzie ten najwyższy punkt się znajduje.
No fakt - Pustelnik też o tym wspominał na spotkaniu :)
Tylko tak się jeszcze zastanawiam - czy w XXI wieku nie rozwiązuje tego problemu GPS ?
Wiem, że to mało romantyczne - krzywiłem się trochę z niesmakiem, gdy Kamiński opisywał zdobycie bieguna: "Łaziliśmy w kółko wpatrzeni w ekran, aż GPS pokazał: 0.00 , 0.00" ....
Tolerancja dla niejednoznaczności.
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 13 kwietnia 2008, 9:24

Dariusz Meiser pisze:Chodzi o Kangchendzongę, kiedy umarł (bo w zasadzie umarł a nie zginął) Andrzej Czok.
Bardziej chodziło o mieszanie w kolejności wyjść niż ingerowanie w skład zespołów.
Ta wyprawa ogólnie odbiła się głośnym echem, nie tylko ze względu na WIelickiego, ale także na Kukuczkę. Machnik określił ich mianem supergwiazd i cała wyprawa była ustalana pod nich.
Dariusz Meiser pisze:Ach te kobiety
Dają radę. I bardzo dobrze!
Dariusz Meiser pisze:No fakt - Pustelnik też o tym wspominał na spotkaniu
Tylko tak się jeszcze zastanawiam - czy w XXI wieku nie rozwiązuje tego problemu GPS ?
Fakt, w jakimś stopniu powinien. Ale nie mnie o tym mówić, bo to tylko domysły.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Awatar użytkownika
Dariusz Meiser
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1944
Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
Kontakt:

Post autor: Dariusz Meiser » 13 kwietnia 2008, 13:35

No jestem :)
Tak jak obiecałem kilka słów więcej:
Musiałem odgrzebać na półce Hajzera :)
Sprawa na Kangchendzondze miała się z grubsza taK;
Zespoły były takie:
Krzysiek Wielicki i Jurek Kukuczka
Andrzej Czok i Przemysław Piasecki
Andrzej Machnik i Zbyszek Terlikowski
Krzysiek Pankiewicz i Bogdan Probulski
Artur Hajzer i Ludwik Wilczyński

Machnik i Terlikowski oraz Hajzer z Wilczyńskim mieli wychodzić jako pierwsi.
Jednakże w nocy w samotny rejs wyruszył Probulski.
Rano Wielicki zaczął nieelegancko mieszać, uważając, że w takiej sytuacji on z Kukuczką powinni iść pierwsi.
Robił to w stylu: "Po co się Słoń pakujesz" itp.
W końcu stanęło na tym, że Kukuczka z Wielickim póją faktycznie jako pierwsi.
Ale okazało się, że wielki most lodowy nad szczeliną, przez który przechodziła droga do I, na wys. 6000 metrów zarwał się
zanim Probulski tam dotarł i trzeba na nowo torować drogę.

W tej sytuacji nastapił dialog:
- Będzie się tym musiał zająć jutrzejszy zespół. Kto jutro wychodzi ? - spytal Machnik
- Wielicki, Czok, Kukuczka i Piasecki - odpowiedział Pankiewicz
Wielicki wpadł w furię:
- Jak to ? Przecież wy mieliście iść pierwsi !!! Tak było ustalone !!!

Podobna sytacja była z Probulskim, który po nocnej ucieczce jakby nigdy nic przywitał Pankiewicza słowami: "Witaj partnerze !!"
Pankiewicz oburzony, dał do zrozumienia probulskiemu, że teraz jego partnerem jest Wilczyński i że jak chce to może iść z Hajzerem.
Stanęło na tym, że poszli wszyscy w czwórkę.

Może trochę chaotycznie, ale tak to opisał Hajzer.
Skseruję Ci jak chcesz ten rozdział z "Ataku rozpaczy" :lol:

Potwierdza to Twoje słowa o tym, że często przypadek i szczęście decyduje o tym kto, kiedy,z kim (i czy w ogóle) wyjdzie jako
pierwszy i stanie na szczycie ...
Tolerancja dla niejednoznaczności.
ODPOWIEDZ