Hmmm. Nikt z nas wtedy tego znicza nie widział. Dałeś mi do myślenia...Mosorczyk pisze: To może wystraszyć ale tuż przed wejściem na ten kominek stoi zielony, palący się znicz - to dopiero przychodzą myśli...
Trudne chwile w górach
Moderatorzy: adamek, HalinkaŚ, Moderatorzy
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
A ja się bałem jak schodziłem ze Skrajnego żółtym szlakiem Pańszczycka Przełęcz , trochę śniegu było.
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
a ja na Orlej Perci szłam kawałkiem gdzie łańcuch był nad ekspozycją rozbujał mi się ten łańcuch i jeszcze dodatkowo duży ciężki plecak przesuwał mnie na stronę przepaści niewiele brakowalo a bym sobie poleciala w dół dobrze że mnie kolega uratowal z opresji...
Ostatnio zmieniony 21 października 2007, 14:17 przez Anćla, łącznie zmieniany 1 raz.
Dwa tygodnie temu miałam w planach Bystrą po słowackiej stronie Tatr Zachodnich. To był dzień wyborów, by the way ;-) jak to porządni obywatele, o 6 rano zapukaliśmy do lokali wyborczych, postawilismy krzyżyk, a potem w drogę!
W Zakopcu pięknie....Kościeliska cała w porannym słońcu, calutka pod śnieżną kołderką, żywego ducha nie było. Potem do schroniska na Hali Ornak i dalej, na Iwanicką Przełęcz..stamtąd na Siwą Przełęcz i teoretycznie dalej, na Bystrą. Nie doszliśmy. W momencie, złapała nas taka młga, że nie było widać, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna niebo...śniegu do połowy ud... szlak nie przetarty...nie widać znaków...kosodrzewina już dawno za nami...ani skały, drzewa...nic.
Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze jesteśmy na szlaku, czy już nie...godzina 15-sta, a my dalej szukamy Siwej Przełęczy...a gdzie Bystra??? Gdzie Starorobociańska i dalej Chochołowska Dolina, żeby wrócić??? Naprawdę miałam poważne obawy, że tego dnia nie spędzimy nocy w domu...Nie życzę nikomu znaleźć się w środku białego niczego, gdzie na wyciągnięcie ręki kolegi nie widać, śnieg absolutnie wszędzie, a Ty nie masz nic, żeby się zlokalizować w terenie...Palec boży nas chyba naprowadził z powrotem na szlak. Nie mam pojęcia, jak nam się udało, to było tylko i wyłącznie szczęście. A potem zobaczyliśmy świeże ślady misia w Chochołowskiej....wyskoczy, nie wyskoczy??...
A potem na drugi dzień już wiedzieliśmy, że ktoś przed nami spotkał tego misia i się z nim rozprawił. Ech.
W Zakopcu pięknie....Kościeliska cała w porannym słońcu, calutka pod śnieżną kołderką, żywego ducha nie było. Potem do schroniska na Hali Ornak i dalej, na Iwanicką Przełęcz..stamtąd na Siwą Przełęcz i teoretycznie dalej, na Bystrą. Nie doszliśmy. W momencie, złapała nas taka młga, że nie było widać, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna niebo...śniegu do połowy ud... szlak nie przetarty...nie widać znaków...kosodrzewina już dawno za nami...ani skały, drzewa...nic.
Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze jesteśmy na szlaku, czy już nie...godzina 15-sta, a my dalej szukamy Siwej Przełęczy...a gdzie Bystra??? Gdzie Starorobociańska i dalej Chochołowska Dolina, żeby wrócić??? Naprawdę miałam poważne obawy, że tego dnia nie spędzimy nocy w domu...Nie życzę nikomu znaleźć się w środku białego niczego, gdzie na wyciągnięcie ręki kolegi nie widać, śnieg absolutnie wszędzie, a Ty nie masz nic, żeby się zlokalizować w terenie...Palec boży nas chyba naprowadził z powrotem na szlak. Nie mam pojęcia, jak nam się udało, to było tylko i wyłącznie szczęście. A potem zobaczyliśmy świeże ślady misia w Chochołowskiej....wyskoczy, nie wyskoczy??...
A potem na drugi dzień już wiedzieliśmy, że ktoś przed nami spotkał tego misia i się z nim rozprawił. Ech.
Najtrudniejszą chwile w Górach przeżyłem gdy musiałem przekonac żonke aby wdrapała się po łancuchu na Giewont,trochę mi dziewczyna spanikowała i wstrzymała kolejkę wdrapujących się a była ona całkiem spora.Na szczęscie się udało i teraz już się z tego tylko śmiejemy ale na Giewont już się raczej nie wybieżemy:)
Sytuacji o których mówi się 'o włos' już parę się zdarzyło. Wiadomo: Matterhorn, Martinovka, Weissmies, Grossglockner itd. Mojego towarzysza, mnie, bądź nas obu być już nie powinno...ale, różnica taka, że wszelkie sytuacje i cała walka są całkiem znośne, dopóki można jeszcze coś zrobić.
To co na razie wspominam najgorzej, to chwilę gdy byłem święcie przekonany, że już jest 'pozamiatane' i nie wrócimy w komplecie.
Kopa Lodowa, bieżącego roku.
Marlena spadła, a na moje nawoływania odpowiedział tylko Krystian- 'Spadła' i 'Nie wiem, przeleciała koło mnie'. Krzysztof też spadł, ale lina była ciągle obciążona więc wiedziałem przynajmniej, że wisi- coś też się poruszała. Koniec który szedł do Marleny...nic.
Przez następne 45 minut siedziałem na tej grani i byłem pewien, że Ona nie żyje. Dopiero, gdy Krystian się poprzepinał i zszedł niżej dowiedziałem się, że wisi i skończyło się tylko na złamanej nodze i innych niegroźnych obrażeniach.
Z drugiej z kolei strony, groźba odwodnienia na Piku Sulova też była dramatyczna...
To co na razie wspominam najgorzej, to chwilę gdy byłem święcie przekonany, że już jest 'pozamiatane' i nie wrócimy w komplecie.
Kopa Lodowa, bieżącego roku.
Marlena spadła, a na moje nawoływania odpowiedział tylko Krystian- 'Spadła' i 'Nie wiem, przeleciała koło mnie'. Krzysztof też spadł, ale lina była ciągle obciążona więc wiedziałem przynajmniej, że wisi- coś też się poruszała. Koniec który szedł do Marleny...nic.
Przez następne 45 minut siedziałem na tej grani i byłem pewien, że Ona nie żyje. Dopiero, gdy Krystian się poprzepinał i zszedł niżej dowiedziałem się, że wisi i skończyło się tylko na złamanej nodze i innych niegroźnych obrażeniach.
Z drugiej z kolei strony, groźba odwodnienia na Piku Sulova też była dramatyczna...
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Dowaliłeś tym do piecajck pisze:Z drugiej z kolei strony, groźba odwodnienia na Piku Sulova też była dramatyczna...
Duża wódka za tekst w sig'u... Pozdrawiam mamę Radka Ja też ostatnio usłyszałam od pewnego uroczego starszego Pana rusycysty z mojej rodziny pytanie "Gdzie byłaś najwyżej?"... Mówię: "na Blanku"... Ten się zamyślił i odparł: "Hmmmmm.....nisko. Trza Ci wejść conajmniej na 5 tysięcy..."
Najtrudniejsze chwile w górach
Nie wiem czy ten temat już się pojawił, być może ale ja go nigdzie nie znalazłem
Więc jakie były wasze najtrudniejsze chwile, załamania pogody, trudy szlaków itp.
Więc jakie były wasze najtrudniejsze chwile, załamania pogody, trudy szlaków itp.
To ja zacznę:
Było to rok temu. Wybraliśmy się na wycieczkę do Murowańca. Było pochmurno i duszno ale nie padało. 5 min przed schroniskiem zaczęło "pomrukiwać" niebo dlatego szybko do schroniska. Przestało grzmieć, więc decyzja- idziemy nad Czarny Staw. Siedzieliśmy tak krótko, gdyż z nad Koziego nadciągały ciemne chmury. Szybko zwinęliśmy się i przyśpieszonym krokiem do Schroniska. Znowu nie odczuwaliśmy burzy (tzn. nie grzmiało) dlatego ruszyliśmy do Kuźnic. Na Przełęczy Między Kopami weszliśmy w mgłę. Dziwnie się czułem. Nic nie było widać Tutaj chwila odpoczynku i żółtym szlakiem na dół... I właśnie się zaczęło piekło. Na gruzowisku przed lasem dopadła nas burza. Pioruny waliły z dwóch stron. Baliśmy się, że trafi w nas bo byliśmy na otwartym terenie. Przyśpieszyliśmy kroku. Nadal mocno waliły pioruny. Weszliśmy w las. Poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Na chwilę przestało grzmieć. Zeszliśmy na sam dół. Usiedliśmy przy ławkach aby coś zjeść... i nagle bez uprzedzenia zaczęła się ulewa. To my szybo zwijamy się. W minutę ścieżka zmieniła się w potok. Jeszcze wróciła burza i znowu z dwóch strony waliły pioruny. Schowaliśmy się na chwilę w szałasie. Strasznie dużo tam ludzi. Przeczekaliśmy chwilę i bezpiecznie dotarliśmy do Zakopanego
Było to rok temu. Wybraliśmy się na wycieczkę do Murowańca. Było pochmurno i duszno ale nie padało. 5 min przed schroniskiem zaczęło "pomrukiwać" niebo dlatego szybko do schroniska. Przestało grzmieć, więc decyzja- idziemy nad Czarny Staw. Siedzieliśmy tak krótko, gdyż z nad Koziego nadciągały ciemne chmury. Szybko zwinęliśmy się i przyśpieszonym krokiem do Schroniska. Znowu nie odczuwaliśmy burzy (tzn. nie grzmiało) dlatego ruszyliśmy do Kuźnic. Na Przełęczy Między Kopami weszliśmy w mgłę. Dziwnie się czułem. Nic nie było widać Tutaj chwila odpoczynku i żółtym szlakiem na dół... I właśnie się zaczęło piekło. Na gruzowisku przed lasem dopadła nas burza. Pioruny waliły z dwóch stron. Baliśmy się, że trafi w nas bo byliśmy na otwartym terenie. Przyśpieszyliśmy kroku. Nadal mocno waliły pioruny. Weszliśmy w las. Poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Na chwilę przestało grzmieć. Zeszliśmy na sam dół. Usiedliśmy przy ławkach aby coś zjeść... i nagle bez uprzedzenia zaczęła się ulewa. To my szybo zwijamy się. W minutę ścieżka zmieniła się w potok. Jeszcze wróciła burza i znowu z dwóch strony waliły pioruny. Schowaliśmy się na chwilę w szałasie. Strasznie dużo tam ludzi. Przeczekaliśmy chwilę i bezpiecznie dotarliśmy do Zakopanego
Jest dział z tego typu opowiastkami, zaraz poszukamturystagorski pisze:Nie wiem czy ten temat już się pojawił, być może ale ja go nigdzie nie znalazłem
Wystarczyło zajrzeć kilka stron dalej*:
viewtopic.php?t=686&start=0
*Mode - Tematy można połączyć (przerzucić tam drugi wpis turystgorskiego).