janek.n.p.m pisze:Lech pisze:które to zapisy w dużym stopniu przyczyniły się do upadku turystyki wędrówkowej w polskich górach,
jakoś na szlakach nie zauważyłem by liczba turystów zmalała
Jak chodzisz tylko po zatłoczonych polskich Tatrach, to tego nie zauważysz. Piszę o turystyce wędrownej (plecakowej), a nie o tzw. "stonce", która z taką turystyką nie ma nic wspólnego. Trzeba trochę latek pożyć na tym świecie, pochodzić przez te lata też po innych polskich górach, zobaczyć co się zmieniło i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Tu, na tym forum to możesz do swoich wizji przekonać co najwyżej kilku jakichś naiwnych. A prawda jest taka, że wiele popularnych kiedyś szlaków turystycznych w polskich górach zarasta, schroniska ledwie zarabiają na opłacenie podatków, ich dzierżawców nie stać na bieżące remonty...
Trzeba widzieć przyczyny upadku wędrownej turystyki młodzieżowej, od której w dużym stopniu zależy edukacja turystyczna i kondycja zdrowotna przyszłego społeczeństwa. Sam prowadziłem jeszcze w połowie lat 90-tych górskie obozy wędrowne PTTK z młodzieżą, m.in. korzystałem z baz namiotowych zagospodarowanych przez AKG "Halny" z Poznania: w Nowej Morawie i przy Jaskini Radochowskiej. Bazy miały spore obłożenie i zarabiały na noclegach. Podobnie było ze schroniskami młodzieżowymi, m.in uruchamianymi w czasie wakacji w pomieszczeniach klasowych. Wystawienie szkolnych ławek i wstawienie w to miejsce łóżek polowych kosztuje naprawdę niewiele. To się opłacało gdyż schroniska miały dochód, bo obłożenie było spore, jeszcze oddawały część wpływów do gminy. A sam - jako prowadzący - rolę przewodnika pełniłem za friko, po powrocie z obozu pobrałem tylko należną mi dietę i nie pobierałem żadnych, w dzisiejszym rozumieniu, stawek przewodnickich.
Dziś w wielu schroniskach brakuje obłożenia nawet w sezonie, to aby się utrzymać windują ceny, pobierają nawet słone opłaty za wrzątek. Kto za to płaci? Ano płaci turysta....
Problem nauczycieli i wychowawców szkolnych nie jest problemem ich braku chęci do działania w turystyce. Szkoły robią bardzo mało, aby zachęcić dzieci do wędrowania, ale powód jest inny. Robią mało, bo władze państwowe skutecznie im to obrzydzają. Ministerstwo wyraziło to poprzez Kuratoria Oświaty i Wychowania, odstraszając potencjalnych chętnych od społecznego udzielania się w szkolnych kołach turystycznych i prowadzenia w ramach działalności pozalekcyjnej wycieczek i obozów wędrownych z młodzieżą. Oto istotne fragmenty pisma - jednego z wielu jakie rozesłano do szkół:
Szkoły i placówki
województwa opolskiego
Kuratorium Oświaty w Opolu przypomina wszystkim organizatorom wycieczek szkolnych
(...)
Ustawa z dnia 20 maja 1971 r. Kodeks wykroczeń
Art. 60 § 4. Kto wykonuje bez wymaganych uprawnień zadania przewodnika turystycznego lub pilota wycieczek, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny.
źródło cytatu =>
http://tinyurl.com/6g3qd
Dziś na uprawianie "partyzantki turystycznej" czyli zorganizowanie wycieczki czy obozu wędrownego i samodzielne go prowadzenie decydują się tylko nieliczni nauczyciele. Reszta postępuje zgodnie z wymaganiami MEN. Aby sprostać tym wymaganiom nie pozostaje w zasadzie nic innego, jak wykupić w jakimś biurze turystycznym gotową wycieczkę dla szkoły. A że to drogo, to takich wycieczek jest niewiele. A że niewiele, to z powodu braku obłożenia zlikwidowano wiele schronisk młodzieżowych. I nawet tzw. "zielone szkoły" to najczęściej wycieczki, na których młodzież ma obwożone tyłki autokarem, przydzielonego pilota wycieczek, nocleg w jakimś drogim hotelu turystycznym, dodatkowo do tego dochodzi przewodnik itd. Przejście piesze ogranicza się najczęściej do krótkiego spaceru bez plecaków w pobliżu wyciągu, tudzież po jakiejś krótkiej ścieżce dydaktycznej w parku narodowym czy krajobrazowym. To jest działalność tak kondycyjnie "rozwojowa" i ucząca młodzież zaradności i wytrwałości, że przykro o tym pisać.
Lobby przewodników najchętniej by wprowadziło powszechny obowiązek odbywania wycieczek z przewodnikiem, coś na kształt obowiązkowej służby wojskowej. A ludzie przecież na ogół nie lubią, kiedy serwuje się im ogromne ilości informacji, które są zbędne, męczące i niemożliwe do przyjęcia w takiej ilości, a w dodatku kiedy jakość przekazywanych treści często budzi wątpliwości. Obecność obowiązkowego nudziarza na wycieczce pozbawia grupę możliwości odczuwania radości z samej wędrówki i zwyczajnie rozwala program imprezy.
Nic dziwnego, że narzucani przez przepisy prawa przewodnicy bywają postrachem szczególnie turystyki szkolnej, bowiem zabijają spontaniczność poznania, pozbawiają też cech przygody i radości z samodzielnego odkrywania czegoś ciekawego na szlaku. Nic też dziwnego, że turystyka wędrówkowa szkolna i akademicka upada, bowiem przewodnictwo traktowane jako zawód z państwową licencją nie jest i nigdy nie będzie w stanie zastąpić spontanicznej działalności m.in. społecznej kadry PTTK, PTT, ZHP i innych organizacji, ani takich kiedyś honorowanych form wewnętrznych uprawnień, jakimi legitymowali się przewodnicy studenccy z takich organizacji jak np. Akademicki Klub Turystyczny. Przepisy, które zabiły tanią turystykę wędrowną w polskich górach, wprowadzono "po cichu" i bez rozgłosu i mało kto się orientuje, jak do tego doszło. Mam nadzieję, że teksty zamieszczone pod wskazanym linkiem co nieco wyjaśniają. Przykro o tym pisać, ale wybierając takich a nie innych ludzi do rządzenia, taką sobie wybraliśmy dzisiejszą rzeczywistość.