Górskie legendy

Tu możesz porozmawiać ogólnie o turystyce górskiej, nie związanej z żadnym z pasm, znajdziesz informacje ważne dla rozpoczynających przygodę z górami, porady innych użytkowników, porozmawiasz o problemach, z którymi borykają się miłośnicy gór, zagrożeniach związanych z górską turystyką.

Moderatorzy: adamek, HalinkaŚ, Moderatorzy

Anonymous

Post autor: Anonymous » 26 czerwca 2008, 17:35

Ładna.. Przypomina mi bajki, które czytałam, będąc malutką.. ;-)

Bardzo dawno temu, kiedy kraina gór, lasów i połonin była bezludna i dziewicza, panował na niej Zły-Bies. Z postaci był podobny do człowieka, choć większy i rogaty. U ramion miał wielkie nietoperzowe skrzydła. Zły był zazdrosny o swoją ziemię i nie chciał z nikim się nią dzielić. Jako absolutny władca nie pozwalał dłużej się zatrzymywać w tych górach ani pasterzom, ani kupcom. Pewnego razu przywędrowało tu z daleka plemię, któremu przewodził młody, silny i mądry San. Dzika kraina spodobała się przybyszom. Postanowili osiąść tu na stałe. Zbudowali chaty i założyli wieś nad największą rzeką. Nie mógł znieść Bies, że zakwitło życie w jego dotychczas bezludnym królestwie - rozgniewany, przeszkadzał przybyszom, jak tylko mógł. Tam, gdzie wykarczowali drzewa, sadził nowe, do zagród z owcami wpuszczał wilki, na poletka napędzał dzikie zwierzęta aby tratowały zbiory. Ludzie zaczęli narzekać, ale San urzeczony pięknem tej krainy, tak ją pokochał, że postanowił wytrwać i innych zachęcał, by nie uciekali porzucając domy i dobytek. Bies gdy przekonał się, że nie może tych twardych ludzi pokonać w pojedynkę, stworzył sobie pomocników - Czadów. Wyczarował ich tyle, ile starych drzew w lesie. Były to pokraczne ludziki, ruchliwe, psotne i wesołe - szkodziły ludziom, ile tylko mogły. Na rozkaz Biesa ze złośliwą uciechą rozganiały pasące się na połoninach bydło, tańczyły w zbożu niszcząc wszystko, co było zasiane ludzką ręką. Straszyły dzieci w kołyskach, budziły ludzi spoczywających po ciężkim dniu pracy, dosypywały gospodyniom piasku do zupy, chowały drwalom siekiery. Złośliwe były i przebiegłe, wyliczanie ich "sprawek" mogłoby jeszcze trwać. Życie plemienia stało się jeszcze cięższe. San poprzysiągł, że pokona złe siły.

Pewnego dnia, kiedy w lesie pracował dłużej niż najsilniejsi drwale, po ścięciu starego buka usłyszał krzyk, a potem cichutkie jęki i skargę wydobywającą się spod ciężkiego pnia. Gdy San pochylił się, zauważył pokracznego Czada przywalonego drzewem, proszącego o darowanie życia. Dobry San uwolnił Czada. Wdzięczny za ocalenie duszek wyznał, że on i jego bracia nie lubią czynić zła, ale są do tego zmuszani przez Biesa. Teraz, kiedy przekonał się o wspaniałomyślności ludzi, postanowił nie tylko im nie szkodzić, ale pomagać. Obiecał, że jako najstarszy w rodzie namówi do tego swych braci. Odtąd te małe stworzenia polubiły ludzi i pomagały im, jak tylko umiały. Pilnowały i zabawiały swymi psikusami dzieci, chroniły domy, pokazywały drogę w lesie, rozśmieszały nawet najbardziej nieszczęśliwych, rąbały drzewo do pieca. Ludzie odwdzięczali im się miseczką mleka i dobrym słowem.

Sielanka nie trwała długo, bo wnet dowiedział się o sprzeniewierzeniu swych pomocników pan tej ziemi - Zły Bies. Zwołał wszystkie Czady i zapowiedział, że albo będą trzymały z nim, albo je unicestwi tak samo jak je stworzył. Przerażone Czady przybiegły do Sana - chciały żyć, a nie chciały szkodzić ludziom. Podczas długiej narady najstarszych i najmądrzejszych członków plemienia Czady podały sposób, jeden jedyny, przy pomocy którego można zwyciężyć Złego. Pokonać go może najsilniejszy z ludzi i tylko o świcie, kiedy Bies odpina czarodziejskie skrzydła i pozbawiony czarodziejskiej mocy kąpie się w najpłytszym miejscu najszerszej rzeki tej ziemi. Bez skrzydeł nie może czynić czarów, ale i tak jest ponadludzko silny. San przemyślał radę Czadów i wezwał Biesa na pojedynek o poranku, kiedy czarodziejskie skrzydła leżały na brzegu rzeki. Bies roześmiawszy się złośliwie na widok człowieka z toporem stającego mu naprzeciw, nie próbując nawet sięgać po nietoperzowe skrzydła, ruszył do walki. San i Bies zmagali się od świtu do zmroku. Człowiek słabł coraz bardziej, a Bies zdawał się nie czuć zmęczenia. Na brzegu walkę śledziło całe plemię i wszystkie Czady.

Kiedy Bies zrozumiał, że znalazł godnego sobie przeciwnika i przerażony myślą, że może przegrać, spróbował schwycić i przypiąć magiczne skrzydła. Wtedy to stary Czad, odwdzięczając się Sanowi za uratowanie życia, wrzucił je do rzeki. W tym momencie San walczył już ostatkiem sił. Dziwny czar tkwił w diabelskich skrzydłach, rzeka zyskała całą moc Biesa. Woda nagle wzburzyła się i zmętniała. Wartki, pienisty nurt porwał obu przeciwników.

Zatonął w rozszalałej rzece Bies, który nie umiał pływać, ale i nie uratował się, osłabiony walką, San. Gdy następnego dnia wody opadły, na dnie rzeki ludzie znaleźli splecione ze sobą w śmiertelnym uścisku dwie postacie. Oddając hołd odwadze i waleczności swego wodza, osadnicy nazwali jego imieniem wielką rzekę. I w ten sposób pozostał - tak jak tego pragnął - dzielny San na ziemi, którą pokochał. Góry, przez które przepływa ta rzeka, nazwali Bies-Czadami, od imienia ich złego władcy i psotnych duszków.

Podobno Czady można spotkać tu i dzisiaj, ale że i starych drzew, w których dziuplach mieszkają, jest już mniej, to i duszki te spotyka się rzadziej. Czady czuwają nad pięknem tej polskiej krainy. Na wędrowców rzucają słodki czar, który sprawia, że nie można zapomnieć jej uroku. Dlatego też w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, potem się tylko wraca. Tą piękną legendę opartą na kanwie autentycznych ludowych podań stworzył Marian Hess, bieszczadzki osadnik, etnograf i rzeźbiarz, pasjonujący się miejscowymi podaniami i zwyczajami.

http://www.biesy.friko.pl/legenda.htm

Łopieński obraz
O słynnym Łopieńskim obrazie wszelako powiadają, że to nie tak było jak w księdze zapisane. Bo obraz pierwszy raz pojawił się na starożytnej lipie, które rosłą nieopodal według jeszcze Łopiańskiej cerkwi. A było to tak. Razu jednego, córka miejscowego kniazia, kilkunastoletnie dziewczątko wówczas dostrzegło kulę ognistą jak nad Łopieńską cerkwią chwilę się zatrzymała po czym zgasła. Poszła przeto zobaczyć, co też z ową kulą stać się koło cerkwi mogło. I wtedy dostrzegła obraz matki bożej wywieszony na lipie. I tylko cud musiał to być. Jak się później okazało matka boża była na tym obrazie podobna do tej z cudownej ikony co ją mieć musieli w klasztorze bazylianów Werchracie.
Kiedy wieść się o zdarzeniu rozeszła, paroch terczański, Łopianka należała wówczas do parafii w Terce, postanowił obraz przewieźć do cerkwi parafialnej i umieścić go w ikonostasie. Zaprzężono wóz w woły z Łopienki, wymaszczono go słomą i umieszczono na nim cudowny obraz. Za furą szła całą Łopieńska gromada i rzewnymi łzami się zalewała, po stracie tak cudownego wizerunku Bogurodzicy. Woły początkowo szły ciągnąć wóz, ale kiedy doszły do Polanek, nagle poklękały i ani kroku dalej nie chciały zrobić. Nie pomogło okładanie ich kijami, ani próba wypędzenia z nich złych duchów, które podobno miały ich opętać. Inna para wołów którą sprowadzono tym razem z Terki zaraz po wyprzęgnięciu do wozu, też uklękła ani kroku nie zrobiwszy. Kiedy jednak zawrócono wóz do Łopieńki woły z ochotą go ciągnęły.
Przywieziono zatem obraz na powrót do Łopieńki. Ktoś z Terczańskich gazdów wpadł na pomysł by spróbować zawieźć go do Terki podstępnie inną drogą przez przełęcz Hyrcza. Obraz znów załadowano na wóz ciągnięty przez woły. Te kiedy minęły górny koniec wsi i dochodziły już do przełęczy nagle wóz przestały ciągnąć i podobnie jak poprzednio poklękały. Tak więc na nic się przeto zdały próby wywiezienia obrazu z Łopieńki. Nic, tylko Matka Boska w tym wizerunku, w tej malowniczej dolinie pomiędzy stokami Korbani i Łopiennika upatrzyła miejsce dla siebie.
Dla obrazu zbudowano początkowo kamienną kapliczkę tuż przed prezbiterium cerkwi, bo terczański paroch zgodził się umieścić go w cerkwi. Kiedy jednak wokół niego zaczęły dziać się rozliczne cuda. Obraz umieszczono w cerkwi, leży w bocznym ołtarzu. Lecz z czasem to miejsce okazało się za mało godne dla tak cudownej ikony matki bożej. Zbudowano zatem nową murowaną z kamienia obszerną cerkiew, a obraz zwany już przez wiernych ikoną Matki Boskiej Łopieńskiej umieszczono w głównym ołtarzu jako największą świętość.

"Księga legend i opowieści beszczadzkich" Andrzej Potocki.
Anonymous

Mity, legendy i podania, baśnie spod Giewontu

Post autor: Anonymous » 27 stycznia 2011, 16:28

ODPOWIEDZ